Na mariackim czas odzyskany – pdf do pobrania
Transkrypt
Na mariackim czas odzyskany – pdf do pobrania
wszystkie fot. w artykule: archiwum Małopolskiego Instytutu Kultury „Jak zrobić kłapiącego paszczą Turonia? Weź dwie deski, kij od szczotki, kołnierz z futra babci, połącz wszystko, nakryj kocem w kratkę i naśladuj ryki zwierza. Turoń lub odpowiednio koza, baran, konik, bocian czy kobyłka symbolizują zdrowie, siły witalne i płodność. Gdzie Turoń chodzi, tam żytko rodzi”. Albo: „Jeśli chcesz zagrać Józefa, pomyśl o zmęczeniu Marii, przewiń i przytul Dzieciątko, bądź życzliwy dla pasterzy, mędrców i innych nieznajomych. Napój osła. A wszystkim będzie przy tobie bezpiecznie”. Takie i inne propozycje, wypisane na kolorowych ulotkach, mógł zabrać ze sobą każdy, kto w którąś ze styczniowych niedziel 2004 roku zjawił się po południu na krakowskim placu Mariackim. go: silnej potrzeby zaistnienia publicznej przestrzeni, w której będzie możliwe prawdziwe zetknięcie się z tradycją, czyli z kolędnikami i kolędą. Chodziło o żywy kontakt z nimi w czasie świętym, po Bożym Narodzeniu, a nie przed nim (jak to zaczyna być w powszechnym zwyczaju), o czas dla kolęd, odzyskany w miejscu publicznym, wolnym od komercji i zgiełku. Plac Mariacki, jeden z nielicznych tak kameralnych zaułków Krakowa, pozornie wpisany w ścisłe centrum, a jednak trzymający się na uboczu, sam przez się zapraszał do takiego kolędowania. I rzeczywiście, było Tam czekali już kolędnicy w tym, że gromadził ów plac publiczność chętnie współtworzącą ten oryginalny teatr ludowy, a kolędnicy, przybywszy już to z Ludźmierza, już to z Szymbarku, już to z Zielonek, już to z orawskiej Lipnicy, grali nie tylko Herodów, Turoniów, Turków, Żydów, Ułanów, Dziadów, Dziadówki, Śmierć, ale grali też samych siebie: stremowanych, łobuzerskich, serdecznych, ironicznych, winszujących... Jest plac Mariacki wymarzonym miejscem na prowadzenie żywej rozmowy z tradycją, bo i stanowi przestrzeń par excellence dialogiczną. Jeden jego bok pnie się ku niebu po Bazylice Mariackiej, z różnych zakątków Małopolski, witając każdego i przyśpiewując przy tym. Przedsięwzięcie anonsowały zarówno media, jak i parafialne ambony oraz młodzi ludzie – często wolontariusze – spacerujący po Plantach w czapach turoniówkach. Z każdego z tych źródeł potencjalny widz dowiadywał się, że „na zacisznym placu Mariackim” w styczniowe niedzielne popołudnia wydarzać się będą „Kolędy pod hejnałem”. Mobilizacja różnych środowisk dowiodła jedne- 26 coś porywającego antoni bartosz na mariackim czas odzyskany krakowskie „kolędy pod hejnałem” przeciwległy zaś idzie półkolistą linią od niewielkiej, acz wyrazistej bryły kościoła św. Barbary (niegdysiejszej kaplicy cmentarnej), przechodząc w ciąg XVIII- i XIX-wiecznych kamieniczek, liczących zaledwie dwa piętra. Tu stroma wspinaczka ściany i oczu ku górze, aż po wieżę, z której rozbrzmiewa hejnał, po drugiej zaś stronie horyzont kładzie się równo na ludzką, łagodną wysokość. Nic więc dziwnego, że na tym placu miłośnie pielęgnowane obyczaje potrafią niewidzialnie spotkać się ze współczesną cywilizacją. Tu tradycja rzeczywiście się ożywia, nie trąci cepeliowską podróbką, a kolęda – w znaczeniu życzeń, którymi biedny obdarza bogatszego, a bogatszy odwzajemnia się darem – całkiem swojsko przypomina, że zawsze jest ktoś, z kim możemy się dzielić. Z ostatniego ze spotkań utkwiła mi w pamięci scena, kiedy to po odprawieniu wszystkich „okolędowań”, Spiszacy z Łapsz Niżnych sami z siebie powrócili na plac, już zwyczajnie, w dżinsach i koszulach (przy siarczystym mrozie!), za to wciąż z tymi samymi skrzypkami i basami. I z tą samą co wcześniej mocą zaczęli śpiewać: „Dawałem im woły, złote rogi mioły, ale mi jej nie chcą dać...”. Zagrane w tym miejscu, w tym kręgu, dowodziło niewiarygodnej energii rytu, obrzędu, pieśni... Tu chciało się im grać, tu grało się im dobrze! Niczego nie zakłócił też hejnalista grający o godz. 15. Przeciwnie, dźwięk trąbki tak naturalnie wpisał się w widowisko, jakby wcześniej zaplanowano to w scenariuszu. • Pod zaproszeniem na „Kolędy pod hejnałem” podpisywała się ciekawa koalicja: Parafia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Teatr Ludowy z Nowej Huty (z niezmordowanym Jerzym Fedorowiczem), Małopolski Instytut Kultury (koordynator przedsięwzięcia), Związek Podhalan, Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej (to harcerze, między innymi, spacerowali w turoniówkach), Kongregacja Kupiecka, Bractwo Kurkowe, wreszcie firma Artim, która podjęła się obsługi technicznej wydarzenia. antoni bartosz – doktor nauk humanistycznych uniwersytetu Paris IV na Sorbonie; znawca literatury francuskiego średniowiecza, lubiący stawiać pytania również tekstom innych epok; w czasie wolnym – wielbiciel otwartych przestrzeni: boisk, klepisk, placów, polan; w czasie mniej wolnym – dyrektor Małopolskiego Instytutu Kultury w Krakowie. 27