(s. 244) Obudziłem się w środku nocy i nie miałem
Transkrypt
(s. 244) Obudziłem się w środku nocy i nie miałem
*** (s. 244) Obudziłem się w środku nocy i nie miałem odwagi spojrzeć na zegarek, by zobaczyć, jak wiele godziny dzieli mnie jeszcze od świtu. W tym zanurzonym w ciemnościach przebudzeniu było więcej ostateczności, niż mogłoby jej przysporzyć nawet bardzo mocne światło dzienne, i było bardziej niż oczywiste, że mój sen w Pension Wild dobiegł końca. Było jasne, że nie zmrużę już oka i musiałem się z tą myślą pogodzić. Mojemu zmęczonemu ciału naprawdę przydałoby się jeszcze kilka godzin odpoczynku, lecz ja biłem się z myślami, jak nigdy dotąd. Znałem to uczucie, któremu udało mi się uciec ostatniego wieczoru przy pomocy kiepskiego filmu i bliskości Nadji. To była panika, która literowała: „K-O-S-O-W-O R-E-P-U-B-L-I-K-A I-S-TR-I-A K-O-N-T-Y-N-E-N-T!”. Wstałem. Nadja leżała po swojej stronie łóżka twardo śpiąc. Na Lange Gasse pod naszym oknem nie było żywej duszy. Także w hotelu naprzeciwko wszyscy spali. Poczekałem kilka minut, licząc na to, że być może ktoś przyciągnie moją uwagę, spacerując wzdłuż ulicy, lecz nikt się nie pojawił. Wiedeń nocą był podobny do nocnej Lublany – tu także życie zamierało każdego wieczoru. Poszedłem do łazienki i próbowałem najciszej jak było to możliwe napić się wody, tak, by nie obudzić Nadji. Wydawało mi się, że Austriacy to naród troszczący się o to, by woda z kranu była pitna, piłem zatem tę wodę tak, jakby to była sprawa życia i śmierci. Potem spróbowałem małej terapii szokowej i polałem twarz lodowatą austriacką wodą, lecz to nic nie pomogło. K-O-S-O-W-O R-E-P-U-B-L-I-K-A I-S-T-R-I-A K-O-N-T-Y-N-E-N-T Wróciłem do pokoju. Nadja jeszcze się nie poruszyła. Nie zauważyła, że prawa strona łóżka jest pusta i nie rozciągnęła się jeszcze na mojej części. Ponownie rzuciłem okiem na Lange Gasse, by dojść do wniosku, że wiedeńczykom nie wypada włóczyć się o tej godzinie i że ulica do rana pozostanie pusta. Zaciągnąłem zasłonę i usiadłem na podłodze pod oknem. Patrzyłem na śpiącą Nadję i ponownie przypomniałem sobie jedenastoletniego chłopca, płaczącego w pokoju 211 belgradzkiego Hotelu Bristol, podczas gdy jego mama twardo spała obok niego. Znowu byłem tym chłopcem zamkniętym w hotelowym pokoju, czekającym na jakiś oddalony poranek, który nie przyniesie nic innego, jak tylko jeszcze jeden koszmarny dzień. Nadja przez internet zarezerwowała dwuosobowy pokój w tym hotelu. Nadja kupiła nam bilet na pociąg i zamówiła nam taksówkę na siódmą rano. Nadja wybrała przedział i to Nadja przypomniała mi, że mamy przesiadkę w Mariborze. Nadja wiedziała, jak dojść z wiedeńskiego dworca kolejowego do hotelu i na której stacji metra musimy się przesiąść. Lecz Nadja teraz spała, a ja siedziałem wyrwany ze snu, przyciśnięty do ściany naszego pokoju hotelowego. K-O-S-O-W-O R-E-P-U-B-L-I-K-A I-S-T-R-I-A K-O-N-T-Y-N-E-N-T Im bardziej zbliżała się godzina mojego spotkania z Nedeljkiem, tym bardziej oddalałem się od niego myślami i nie wiedziałem już, czy będę potrafił odezwać się w jego obecności. Pytania, które chciałem mu zadać powoli znikały. Bałem się wszelkich możliwych odpowiedzi i, mimo że już niezliczoną ilość razy usłyszałem je w swojej głowie, wciąż nie znałem odpowiedzi na to najprostsze pytanie: czy w ogóle chcę wiedzieć? Nie chciałem jego skruchy, która by choćby na chwilę uczyniła z niego człowieka w moich oczach. Nie chciałem wyjaśnień, które mógłbym zrozumieć. Jednak z tego wszystkiego najbardziej bałem się, że dostrzegę w tym człowieku swojego ojca i na podłodze wiedeńskiego hotelowego pokoju Pension Wild po raz pierwszy szczerze zapragnąłem, by Nedeljko Borojević umarł dokładnie wtedy, kiedy na jego prośbę pochowała go dla mnie jego żona Duša. Pragnąłem, by mój ojciec już nie żył i aby w tym tajemniczym wiedeńskim mieszkaniu tkwił ktoś zupełnie inny. Chciałem sobie wmówić, że mojego ojca wykończyło oddelegowanie, o którym najprawdopodobniej nawet on, zawodowy naiwniak, myślał, że będzie jego ostatnim. Pragnąłem, by go nie było w tym człowieku, który tutaj, w Wiedniu, ukrywa się przed niewidzialną ręką sprawiedliwości. Chciałem kochać swojego ojca i nienawidzić zbrodniarza wojennego generała Borojevicia. Miałem nadzieję, że ta dwójka nigdy nie spotka się w jednym ciele, i że nigdy nie rozpoznam jednego w drugim. Byłem przekonany, że generał Borojević powinien pozostać człowiekiem o mrocznym spojrzeniu, jakiego zapamiętałem z fotografii z Višnjić, które wcisnął mi w ręce Brane. Byłem przekonany także, że jeżeli mój ojciec rzeczywiście się tego dopuścił, nie miał prawa być już moim ojcem. Mój ojciec powinien pozostać tym miłym facetem, z którego szerokich ramion skakałem do wody, który rysował mi renówkę 18 i obiecał, że mi ją kupi, kiedy zrobię prawo jazdy, który tylko raz w życiu mnie uderzył, wtedy, kiedy kradłem figi sąsiadom, chociaż ich nie jadłem, który pokazał mi, jak kiwał Šekularac, który pozwalał mi oglądać Eurowizję do końca, do ostatniego nazwiska w napisach końcowych. Mój ojciec powinien pozostać moim ojcem i nie miał prawa zostać generałem Borojeviciem, bo przecież gdyby mój ojciec zostałby generałem Brojeviciem nim został, ja pozostałbym bez ojca i moje jedyne szczęśliwe dziesięć lat życia zniknęłoby razem z nim i zrównałoby się z ziemią razem z wioską w Slawonii. Tłumaczenie: Anna Gawlak