Demokracja i jej transcendencja

Transkrypt

Demokracja i jej transcendencja
Diametros nr 5 (wrzesie 2005): 171 – 176
Demokracja i jej transcendencja
Paweł Kaczorowski
Na pocz tku przyjmijmy trzy zało enia, a mianowicie: 1. demokracja liberalna to
zespół wielu powi zanych ze sob
elementów takich, jak: suwerenno
ludu,
okresowe wybory i prawo wyborcze, zasada wi kszo ci, władza reprezentuj ca,
jej podział, prawa jednostki, partie polityczne, opinia publiczna, formy samorz du, konstytucja; 2. demokracja liberalna wprowadzana była do ustrojów
pa stw zachodnioeuropejskich stopniowo, za do pa stw rodkowo i wschodnioeuropejskich raptownie, przy czym punkt kulminacyjny w dziejach demokracji w
Europie przypadł na czas po I wojnie wiatowej, który Karl Mannheim nazwał
okresem fundamentalnej demokratyzacji; 3. demokracja liberalna nie jest
oczywi cie jedyn mo liw form władzy demokratycznej, ale dzi , w pocz tkach
XXI wieku, uchodzi za demokracj par excellance i synonim ustroju politycznego w
ogóle.
Gdy w odniesieniu do tak rozumianej demokracji liberalnej pytamy o jej
warunki, to w zakres rozwa a
mo e wchodzi wiele rozmaitych spraw, np.:
1. warunki społeczno- kulturowe, które musz istnie , by mogła by ona ustrojem
politycznym sprawnym, skutecznym i trwałym; 2. warunki historyczne, czyli
pojawienie si
pa stwa, w ramach której to odmiany porz dku politycznego,
charakterystycznej dla kontynentalnej Europy, demokracja (jeszcze nadal)
funkcjonuje; 3. warunki cywilizacyjne, które stabilizuj demokracj ukazuj c j
jako efekt przeniesienia wła ciwego naszym czasom sposobu ycia ludzkiego w
obszar spraw politycznych.
S to tematy, które ju wielokrotnie były do
wyczerpuj co omawiane.
W zwi zku z tym chciałbym zwróci uwag na trzy nieco inne zagadnienia, które
wi
si z poprzednimi, ale obejmuj te inne kwestie. Ogólnie nale
one do
problematyki legitymizacji władzy demokratycznej. Jest to sprawa istotna, której
wa no
bywa jednak niedoceniana. Wydaje si , e władza demokratyczna, w
171
Paweł Kaczorowski
Demokracja i jej transcendencja
przeciwie stwie do wszelkiej innej, jest legitymizowana sama przez si , bo to
przecie „nasza” władza. Legitymizacja jest tu nieadekwatna, skoro z góry niejako
zakłada ona musi obco
władzy, która wła nie z tego wzgl du, a tak e dlatego,
e ma monopol na stosowanie przymusu, legitymizacji wymaga. Nie wchodz c w
szczegóły tego rozumowania pragn wskaza tylko na jeden zasadniczy w tym
kontek cie fakt: wieloczynnikowy proces demokratycznego sprawowania władzy
jest wysoce nieprzejrzysty i skomplikowany, uczestnictwo w nim stawia jednostce
wymagania, obarcza obowi zkami, odpowiedzialno ci , zmusza do podejmowania działa , z którymi na co dzie nie ma do ona czynienia. W zwi zku z tym na
pytanie: dlaczego i po co mam bra udział w demokratycznym sprawowaniu
władzy, podejmowa wysiłki, a niekiedy nawet i ryzyko, jednostka musi znale
odpowied , nawet je li dokonuje si
to na poziomie
wiadomo ci latentnej,
intuicyjnej, a nie zwerbalizowanej, racjonalnej.
1.
Powiada si ,
e w czasach nowo ytnych uznanie władzy politycznej
wynikało albo ze strachu przed ni , albo z akceptacji jej zasad i celów. Uznanie
władzy, w pierwszym przypadku, brało si z uznania prostego faktu, e jest ona
władz
wła nie, wprost i przede wszystkim, a wi c czym , co istnieje poza i
ponad nami, co nami bezapelacyjnie włada.
Jednocze nie wyra na była i inna tendencja, by uznanie władzy dokonywało si
na podstawie zgodno ci, zgodno ci naszych pogl dów, celów i zasad
działania z zasadami i celami władzy, by wynikało z tego, e władz i poddane jej
osoby ł czy pewna to samo , e to, co uznajemy za „rz dz ce”, jest tym samym.
Obco
i jedno
to w koncepcjach legitymizacji współwyst puj ce momenty
fenomenu władzy, ale gdy w czasach nowo ytnych traktowane s one rozł cznie,
to demokracja stanowi, jak s dz , ich koniunkcj . Uznanie dla demokracji płynie
zarówno ze strachu przed władz , ale inn , niedemokratyczn , jak i z woli współstanowienia władzy, sprawowania jej. A wi c znów wyst puje strach przed
przemoc , przeciwstawn człowiekowi, zniewalaj c sił , ale teraz jest ona oznak
władzy nieprawowitej, uzurpatorskiej, totalitarnej, takiej, przed któr demokracja
ma chroni ; z drugiej strony znów wyst puje tak e, bardzo wyra nie, wola
uto samienia si z władz , ale nie na mocy jedno ci zasad, celów, ale po to, by
172
Paweł Kaczorowski
znale
Demokracja i jej transcendencja
si po prostu po jej stronie i w ten sposób znie
wszelkie przeszkody,
bariery, ograniczenia dla swobodnego działania, z jakimi zwykle jej istnienie si
wi e.
2.
Demokracja jest bardzo młoda, istnieje od niedawna, w Europie nawet
niecałe dwa stulecia. Wprawdzie słyszy si cz sto o tym jakoby Grecy ju
staro ytno ci mieli j
w
praktykowa , ale po pierwsze była to inna demokracja,
demokracja w polis, a po drugie, na wiele stuleci zapomniano o niej, a je li
przywoływano, to bynajmniej nie jako przykład pozytywny, lecz raczej wyj tkowy, szczególny i przez to ryzykowny, niebezpieczny. Młody wiek demokracji
mo na jednak postrzega i ocenia inaczej, nie jako dowód, e jest ona polityczn
nowo ci , ekstrawagancj na tle całych minionych dziejów, które jej nie znały, ale
e stanowi ich zwie czenie,
e jest tym, do czego ostatecznie doprowadziły.
Wszystko ju było: despotie, imperia, feudalizm, monarchie, arystokracje, republiki bur uazyjne, re ymy autokratyczne..., i wreszcie jest demokracja, przychodzi
na koniec, jako ostateczna, zwyci ska. Jednak wszystkie ustroje dotychczasowe,
nawet je li trwały długo, zakorzenione, zro ni te z yciem zbiorowo ci, w jakiej
powstały, były indywidualno ciami, były oryginalne jako swoisty, odr bny
przejaw nami tno ci politycznych, kultury, ducha...; w tym sensie miały zawsze
alternatyw , bo uwa ały same siebie za odr bne i ró ne od pozostałych,
wyj tkowe. Demokracja te jest swoista, ale w inny sposób, wła ciwie nie istnieje
jako ustrój sam w sobie okre lony, charakterystyczny, nie jest sama dla siebie
indywidualno ci . Jej swoisto
polega na wyrzeczeniu si
szczególnego
charakteru, na tym, e sama dla siebie jest porz dkiem ycia zwykłym i prostym,
oczywistym dla ka dego common man. Ona i jej dzisiejsza powszechno
niej samej wynikiem dziejowego do wiadczenia ludzko ci, któr
jest dla
uosabiaj
społecze stwa cywilizacji atlantyckiej: po dokonaniu rozmaitych eksperymentów
ustrojowych, politycznych, ostatecznie jasnym stało si , e podstawowe znaczenie
w
yciu zbiorowo ci ma to, by ka da jednostka mogła
preferencji, wedle własnego wyobra enia o
y
wedle własnych
yciu szcz liwym, a sfera spraw
wspólnych, wspólnie obowi zuj cych, sfera polityczna sensu stricto, stanowiła
zaledwie margines
ycia zbiorowego, okre lony tak e w toku rywalizacji
173
Paweł Kaczorowski
Demokracja i jej transcendencja
stanowisk, opcji i pogl dów. Oznacza to depolityzacj
polityki i uznanie w
budowie porz dku społecznego priorytetu tego, co dla ka dej jednostki w sposób
naturalny najwa niejsze, najbli sze, bo zwi zane z jej potrzebami, wyborami,
interesami. Demokracja liberalna oznacza wi c,
e
ycie zbiorowe, polityczne
nareszcie zyskało normaln , czyli prawidłow
posta , bo uznaje priorytet
autonomii jednostki, priorytet jej własnych prywatnych spraw, nie wyrasta ponad
nie, jest na jej miar . W tym wła nie sensie demokracja jest dla jednostki skupionej
w oczywisty sposób na swej prywatno ci, ustrojem bez alternatywy, jedynym,
naturalnym.
3.
Uznanie dla demokracji wynika tak e z przekonania, e jest uniwersalna i
niekontrowersyjna. Demokracja jest uniwersalna, poniewa
wprowadza restrykcji, jest jedyna, poniewa
nie ogranicza, nie
współobejmuje najrozmaitsze
stanowiska polityczne, wiatopogl dowe. Opowiedzenie si za demokracj nie
jest wi c dokonaniem wyboru; opowiedzenie si za demokracj pozwala by i
pozosta neutralnym, pozwala niejako schowa si
w ród innych, rozmaitych
pogl dów, które ona dopuszcza, uprawomocnia. Nie jest wyborem, a wi c nie
poci ga te za sob
adnego ryzyka i adnej odpowiedzialno ci, polega tylko na
tym, by pozwoli by temu, co i tak jest, co jest i ma przecie prawo by . Skoro
jednak demokracja nie jest wyborem, to czy opowiedzenie si za ni jest jeszcze
przejawem wolno ci? Czy – paradoksalnie – sytuacja, w której demokracja jawi si
jako jedyna, uniwersalna, oczywista, nie jest sytuacj , w której mo na czu si
nieswojo, bo bez innego wyj cia?
Pojawiaj ce si w jej ramach stanowiska demokracja rozpatruje z jednego w
zasadzie tylko punktu widzenia: jakie b d skutki ich praktykowania dla innych
członków społeczno ci, czy nie zostanie naruszona czyja wolno , czyje prawa.
Kryterium stanowi wi c to, jakie stosunki społeczne praktykowany pogl d
generuje, a nie co i na jakiej podstawie głosi. Mo na by przy tym zapyta , kto i na
jakiej podstawie ocenia t
ewentualn
szkod
dla innych, kto jest do tego
upowa niony, co poj cie szkody w ogóle oznacza i jak jest konstruowane?
Demokracja, z jednej strony, dopuszcza najrozmaitsze pogl dy, prawie adnego
nie wyklucza, ale zarazem radykalnie ogranicza posta
174
wiata, do którego maj si
Paweł Kaczorowski
one odnosi , gdy
społecznego,
Demokracja i jej transcendencja
miarodajnym czyni tylko ich odniesienie do
wiata
ycia
ycia nowoczesnego, postindustrialnego, postmodernistycznego
społecze stwa. Tylko ten wiat liczy si naprawd , bo tylko on stanowi miar . Ale
kto go zna, czy pogr eni w swej prywatno ci ludzie? wiat zewn trzny, o którym
mówi
pogl dy,
teorie,
filozofie
intencjonalny przedmiot, jako
jest zaledwie
uwzgl dniony,
jako
ich
wiat w obszarze indywidualnej, prywatnej
wyobra ni. Bóg, natura, los, przeznaczenie istniej wi c co najwy ej w osobnych,
zindywidualizowanych wizjach, ale nie we wspólnej rzeczywisto ci.
Uniwersalno
demokracji jawi si jeszcze inaczej, wtedy gdy oprócz jej
permanentnej prowizoryczno ci polegaj cej na braku zakorzenienia w bycie, w
ziemi, potrafimy jednak dostrzec tak e samoistno
jej porz dku. W demokracjach
utrwalonych, wypróbowanych ma on swoj wewn trzn logik , jest zamkni ty,
poniek d samosterowny; nie bez powodu stosuje si do niego poj cie systemu
politycznego, produkuje on dane i sam je przetwarza, rozrasta si wi c i jest sam
dla siebie punktem odniesienia. Ale przez to wła nie demos, który go tworzy i
który zarazem zyskuje dzi ki niemu niespodziewanie swoj now form istnienia
ukazywan wr cz czasami jako jego prawd , jawi si jako uniwersalny, bo staje si
podmiotem „kosmicznym”, na globie ziemskim jedynym, niewyczerpanie
kreatywnym, miarodajnym, synonimem ludzko ci b d cej, co wida w tempie i
skali jej rozwoju, pot g
nie napotykaj c
obiektywnej, przeciwstawnej. Gdzie s
niczego z zewn trz,
adnej siły
granice tej pot gi, to tylko ona sama
okre la.
Wspomniałem na pocz tku o analizach uwarunkowa
jest jedyn
chyba form
czynniki, które na ni
władzy, któr
demokracji. Demokracja
tak dogł bnie daje si
wpływaj , opisywa
jej przebieg,
bada , bada
determinanty
funkcjonowania. Jest tak dlatego, e w przeciwie stwie do podmiotów władzy
monarchicznej, arystokratycznej, autorytarnej, instancji władzy suwerennej,
podmiot demokracji nie jest w zasadzie ani sztuczny, ani nadnaturalny, ani
istniej cy poza i ponad realiami ycia, wedle własnych praw, własnego stanu.
Przeciwnie, jest całkowicie „odczarowany”, konkretnie obecny w wiecie jako
empiryczna zbiorowo
ludzi, podlegaj cych wszelkim oddziaływaniom własnej
175
Paweł Kaczorowski
Demokracja i jej transcendencja
natury, oddziaływaniom wzajemnym i zewn trznego wiata. Zamiast king of two
bodies mamy ideał zupełnie wcielony, realny, ideał, który si gn ł bruku. Mo emy
wi c w rozmaity sposób diagnozowa demokracj w działaniu. Ale czy wiedza,
któr
w ten sposób zdobywamy, a
w nadmiarze, przyczynia si do tego, e
wzrasta nasze przekonanie, zaufanie do demokracji, czy wr cz przeciwnie? Czy
nie stawia nas ona w poło eniu heglowskiego kamerdynera? Trudno na to
odpowiedzie . Warto jednak zwróci uwag , e nawet ci kie zarzuty, wytkni te
istotne niedomogi, uzasadniona krytyka nie obci aj
„anonimowej odpowiedzialno ci” (Jaspers). Nie obci aj
demokracji czasów
jej w tym sensie,
e
demokratyczna opinia publiczna nie czuje si nigdy w istotny sposób winna, nie
czuje wstydu. I to tak e nas do niej zbli a, bo ka dy z nas mo e si za t jej fasad
ukry , ukry gdy wyst puje ona z pozycji instancji kreuj cej de facto normy –
norma normans. MY – zbiorowy podmiot demokracji, chcemy o sobie dobrze
my le , widzie siebie zawsze w dobrym wietle, to tak e naturalne, zrozumiałe, i
demokracja nam to zapewnia. Nie czujemy si winni, nie znajdujemy w sobie
mo liwo ci grzechu; ale mo e jest tak równie i dlatego, i obawiamy si , dzi
zwłaszcza,
e je li nie my sami, to nikt i nic nam poczucia niewinno ci,
bezgrzeszno ci „stanu natury” nie zapewni. By mo e demokracja liberalna nie
ma złego sumienia z zasady, poniewa gdyby je miała, to pogr
– nie miałby kto jej win odpu ci .
176
yłaby sam siebie

Podobne dokumenty