Rainbow Team w Rajdzie Ptasiarzy 2013 Zapewne nikogo nie
Transkrypt
Rainbow Team w Rajdzie Ptasiarzy 2013 Zapewne nikogo nie
Rainbow Team w Rajdzie Ptasiarzy 2013 Zapewne nikogo nie zdziwi nasza nazwa, jeśli tylko spojrzy na skład w jakim w tym roku przystąpiliśmy do Rajdu Ptasiarzy. Rainbow Team tworzyły 3 osoby sprawdzone w poprzedniej edycji: szef – Robert Tęcza, Krzysztof Furdal i Rafał Kuropieska. Tegoroczną rywalizację niestety musieliśmy ograniczyć czasowo ze względu innych obowiązków – dwóch z nas pracuje w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu i niestety z datą Rajdu pokryła się ogólnopolska akcja Nocy Muzeów, w której musieliśmy wziąć udział. Nie mogliśmy jednak odpuścić sobie przyjemności rywalizacji i przyjemnego spędzenia czasu w doborowym towarzystwie. Reasumując wszelkie za i przeciw postawiliśmy sobie jasny cel: w niecałe 12 godzin dobić do setki ;) Planowaliśmy nie jeździć zbyt dużo, żeby jak najwięcej czasu spędzać w szeroko rozumianym terenie. Zgodnie z planem postanowiliśmy odwiedzić najciekawsze naszym zdaniem miejsca położone w Radomiu i do 40 kilometrów na południe od niego. Z pewnymi punktami na mapie, które stanowiły: Zalew Borki, stawy rybne w Orońsku i Zalew Domianów. Dysponowaliśmy super wygodnym samochodem – Suzuki Grand Vitarą z zawodowym kierowcą w postaci Krzysztofa, więc komfort podróżowania i pokładowych obserwacji był rewelacyjny. Zapewne w porównaniu z innymi ekipami rozpoczęliśmy dosyć późno, bo po godzinie 4. Miejscem zbiórki był radomski rynek. Na początek zajęliśmy się rozpakowaniem przesyłki z gadżetami rajdowymi. Każdy dostał znaczek, a jeden (niżej podpisany) miał więcej szczęścia i wylosował nagrodę za ubiegłoroczny Rajd, za co serdecznie dziękuje Pierwsze stwierdzenia dotyczyły kopciuszka, grzywacza kapturki i modraszki. Odwiedziliśmy również Stary Ogród w którym udało się zobaczyć m.in. grubodzioba. Ciekawym miejscem okazała się dolina rzeki Mlecznej, przywitała nas tam kląskawka i gąsiorek, udało się też usłyszeć dudka. Odjeżdżając dostrzegliśmy jeszcze myszołowa. Kolejnym punktem naszego wypadu była najstarsza część miasta, Grodzisko "Piotrówka" w której pewniakiem miał być słowik rdzawy, jak to zwykle bywa niestety nie był, ale na szczęście udało nam się go stwierdzić za parę chwil po drodze nad zalew miejski na osiedlu Borki. Dopisaliśmy tam perkoza dwuczubego i mewę w typie srebrzystej, bączek niestety nie raczył się pokazać. Przeglądając szuwar Krzysztof zauważył śmieszkę, która wisiała na trzcinach i walczyła o utrzymanie nad wodą. Po szybkiej i wzorowo przeprowadzonej akcji udało się mu się wspólnie z Robertem wyswobodzić z kłopotu tego osobnika. Powodem problemów mewy była żyłka wędkarska, w którą ten nieszczęśnik się zaplątał. Nieco zestresowanego ptaka pozostawiliśmy do wyschnięcia i mamy nadzieję, że wrócił prędko do obowiązków w kolonii lęgowej. Czas niestety naglił… Będąc w Radomiu nie można było odpuścić sobie możliwości odwiedzenia dzierlatek. Szybko usłyszeliśmy piosenkę samca siedzącego na dachu bloku, a oczy radowały przecinające szybko powietrze oknówki i jerzyki. Następnym miejscem na naszej liście były stawy w Kosowie, dopisaliśmy tylko perkoza rdzawoszyjego i dymówkę, więc trochę zrezygnowani wracaliśmy do auta. Już mieliśmy odjeżdżać, wtem uśmiechnęło się do nas szczęście – na pożegnanie piękny trzmielojad, który krążył gdzieś w oddali. Jadąc wśród pól i zabudowań wiejskich stwierdziliśmy srokosza, bociana białego oraz krętogłowa. Kierowaliśmy się cały czas w stronę Orońska i położonych tam stawów rybnych. Bardzo liczyliśmy na to miejsce. I nie zawiedliśmy się – ponad 20 nowych wpisów na liście. A najciekawszymi wśród nich były takie gatunki jak: cyranka, rybitwa czarna, zielonka, kobuz i wąsatka. Mieliśmy też możliwość pooglądania sobie latających na pobliskich łąkach rycyków. Patrzyliśmy na spis i brakowało nam makolągwy, więc specjalnie udaliśmy się na cmentarz w Orońsku. Co jak co, ale tam nie mogło jej zabraknąć. Nie myliliśmy się – punkt dla nas. Czas szybko uciekał, zbliżało się południe, więc zmęczenie coraz bardziej dawało nam się we znaki, a ptaki nie za bardzo chciały się pokazywać. Po drodze do Domaniowa spostrzegliśmy szalejące nad polami błotniaki łąkowe. Sam zalew nas rozczarował, wody pod korek, więc nic nowego nie zobaczyliśmy. A liczyliśmy po cichu na rybitwy, czy też bielika. Wyprawa nad zbiornik w Rdzuchowie dorzuciła nam rudzika, świstunkę leśną i przepiórkę. Na sam koniec, już w drodze powrotnej, wstąpiliśmy na stawy w Przytyku i tu udało nam się zaliczyć naszą ostatnią trójkę w Rajdzie, tzn. dziwonię, brzegówkę i pięknego remiza. Wracaliśmy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, a wynik końcowy – 106 stwierdzonych gatunków, w niecałe 12 godzin, przy przejechanych niespełna 120 kilometrach, uznaliśmy za bardzo dobry. Żałujemy, że nie mogliśmy dłużej rywalizować z innymi ekipami… Mamy nadzieję, że odbijemy to sobie w przyszłym roku! W imieniu: Rainbow Team Rafał Kuropieska