Nr 9 / 2008
Transkrypt
Nr 9 / 2008
1 foto. Autograf z pozdrowieniami dla czytelników. "Jestem taką pracowitą mróweczką"- nasze spotkanie z Ewą Nowak W dniu 23.04.2008r. w Ratuszu odbyło się spotkanie autorskie z Panią Ewą Nowak, pisarką i felietonistką. Spotkanie to miało miejsce z okazji Tygodnia Bibliotek obchodzonego w dniach 5-11 maja. Sala była pełna. Wszyscy w skupieniu czekaliśmy na pierwsze słowa naszego specjalnego gościa. Przywitaliśmy ją głośnymi brawami. Słowa, na które tak czekaliśmy, brzmiały: „Możemy już kończyć". Zaległa cisza. Tak Ewa Nowak wprowadziła nas do swojego literackiego świata. Mimo iż wydała już dwadzieścia książek i zdobyła popularność, nie wydaje się być osobą, której sława uderzyła do głowy. Ona również kiedyś była dzieckiem i zmagała się ze światem dorosłych. Pokój dzieliła ze starszym bratem, dlatego też nazywa siebie "pracowitą mróweczką"- musiała zdążyć ze wszystkim, zanim ten wrócił ze szkoły, często miała na to zaledwie czterdzieści pięć minut. Nic więc dziwnego, że wyrobiła w sobie pracowitość i solidność zarazem. Czytając książkę, zawsze miała poczucie, że ona poprowadziłaby akcję inaczej, tu by coś dodała, a tamto znów wydawało jej się niepotrzebne. Poczuła potrzebę stworzenia czegoś swojego ,przestała jej wystarczać literatura, którą karmiła się na co dzień. Zadebiutowała dzięki swojemu mężowi, matematykowi w liceum, który potrzebował tekstu, by zapełnić pustą stronę w szkolnej gazetce. Artykuł „Ograniczenia w rodzinie” odniósł wielki sukces i nagle jej życie się zmieniło... Dużo osób chciało się z nią spotkać, prosić o radę. Nie wierzyła w tę nagłą zmianę. Zawsze uważała się za umysł ścisły, a czytać nauczyła się dopiero w wieku dziewięciu lat, dzięki cierpliwości mamy, która przez pewien czas czytała jej wszystkie teksty omawiane w szkole, by córka mogła nauczyć się ich na pamięć. Próbowała stosować różne metody nauki czytania, między innymi metodę odwracania uwagi polegającą na tym, że pani Ewa czytała wyrazy, wystukując równocześnie dłonią jakiś rytm. W ten sposób po wielu nieudanych próbach i trudnych chwilach późniejsza pisarka nauczyła się czytać. Duży wkład w twórczość Ewy Nowak ma wspomniany już wcześniej brat. Był on wielkim miłośnikiem sportu, miał grono swoich kolegów i można powiedzieć, że czuł się już 2 dorosły. Wstydził się, jak to często w takich sytuacjach bywa, swojej młodszej siostry. Nazywał ją "głąbem", a kiedy naciskamy ciągłymi upomnieniami mamy, by szanował młodsze rodzeństwo, przyrzekł , że już tak nigdy więcej nie powie, zdenerwowany krzyknął: „A idź ty środku kapusty!" Tak powstała książka „Środek kapusty", która zawiera wiele historii z życia pani Nowak .Widzimy więc, że to właśnie relacje między młodszą siostrą a starszym bratem stały się inspiracją do sięgnięcia po pióro. „Filipinka" to pierwsza gazeta, w której zadebiutowała na poważnie. Niedługo jednak cieszyła się ze swojego "poważnego" debiutu, okazało się, że artykuł zmieniono i podpisano „Ewa Nowakowska". Rozczarowanie pani Ewy nie miało granic. Uważa, że aby napisać książkę, wystarczy mieć malutką historyjkę, taką jak ziarenko piasku, ale żeby uwierała jak zadra w oku. Jej pierwsza książka pt.: „Wszystko, tylko nie mięta" czekała w wydawnictwie sześć miesięcy. Tak naprawdę nosiła tytuł "U Gwidoszów". Tytuł „Wszystko, tylko nie mięta" pochodzi od jednego z dialogów tej książki. W oczekiwaniu na odpowiedź z wydawnictwa pani Ewa napisała „Diupę", w której to zabawna, różnobarwna papuga wypowiada co chwilę słowo „diupa". Pisarka nie boi się dotykać również uczuciowej sfery życia młodych ludzi, na co dowodem może być „Lawenda" czy „Drugi", w którym opisuje w sposób zabawny, ale i niezwykły sercowe perypetie młodzieży. Pani Ewa wprost emanowała dowcipem i humorem. Zauważyliśmy również, że posiada zdolności aktorskie, gdyż zabawnie, a zarazem bardzo realistycznie przedstawiała nam sytuacje z życia swojej rodziny. Udzielała też rad osobom, które decydują się pisać. Mówiła, że motywy książkowe w zasadzie się powtarzają i są takie same, tylko trzeba umieć indywidualnie je wykorzystać. Spotkanie odbyło się w miłej, niemalże rodzinnej atmosferze. Pisarka okazała się być sympatyczną i otwartą na rozmowy. Naszej redakcji również nie odmówiła i zgodziła się odpowiedzieć na kila pytań:) Chętnie również pozowała z nami do wspólnego zdjęcia:) Potrafi nawiązywać dobry kontakt z słuchaczem i przez to umie stać się wspaniałym przewodnikiem po tajnikach literatury. Kasia i Magda Głuch foto. Uczestnicy spotkania z p. Ewą Nowak 3 Naszym zdaniem Bo życie teatrem jest… Od września uczniowie naszej szkoły uczęszczali na zajęcia teatralne prowadzone przez panią Beatę Kuc. Dzielnie trenowali przez kilka miesięcy. Ćwiczyli dykcję, sposób poruszania się. Czasami bywało ciężko, ale warto było. Marcowa premiera okazała się strzałem w dziesiątkę. Dwudziestego drugiego marca po południu w klubie Kotłownia zaprezentowała się grupa teatralna Incognito. Uczniowie z naszej szkoły przedstawili sztukę pt. „Historia znana i nieznana, czyli Kopciuszek w XXI wieku” opartą na filmie pt. „Cinderella”. W główną rolę wcieliła się uczennica klasy III gimnazjum Natalia Kotyla. Zagrała brawurowo. Podobnie jak pozostali. Młodzi aktorzy zachowywali się bardzo profesjonalnie, ale nie utracili naturalności. Dzięki nim publiczności udzieliła się wesoła atmosfera zza kulis. Nawet pani dyrektor nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zupełnie nie było widać, że dla większości młodych aktorów był to pierwszy teatralny występ. Po przedstawieniu artyści długo pozowali do zdjęć. Spektakl był interesująco przygotowany także od strony technicznej. Dziewczyny świetnie dobrały muzykę. Nie można też zapomnieć o dekoracjach i rekwizytach, które przygotowano z mistrzowską wręcz precyzją. Całość prezentowała się więc znakomicie. Nic nie udałoby się, gdyby nie olbrzymi wkład pracy uczniów i pani Kuc, którzy poświęcili wiele czasu, aby przedstawienie udało się jak najlepiej. Uważam, że było to wspaniałe widowisko. Życzę grupie teatralnej Incognito dalszych sukcesów i mam nadzieję, że zobaczę ich jeszcze nieraz na scenie. Aleksandra Nieprzecka foto. Scena ze spektaklu 4 Uczniowie ci wykonali ciekawe prace w oparciu o wywiady ze świadkami wydarzeń i dokumenty przez nich udostępnione. O godz. 9.00 odbyła się uroczysta msza, której przewodniczył ks. Marian Bocho- uczestniczyły w niej poczty sztandarowe szkół, delegacje uczniów wraz z nauczycielami, kombatanci oraz przedstawiciele władz miasta i Stowarzyszenie Miłośników Jarosławia z jej prezes p. Józefą Frendo, Związek Sybiraków z prezes p. Zofią Garczyńską. Po mszy odbyło się złożenie kwiatów pod krzyżem, symbolem męczeństwa i podsumowanie konkursu. Uczniowie naszej szkoły otrzymali dyplomy oraz nagrody książkowe. Konkurs zakończony. 24 kwietnia 2008r. w opactwie Sióstr Benedyktynek w Jarosławiu odbył się finał VII edycji konkursu „Zlot Gwiaździsty Śladami Przeszłości” w tym roku pod hasłem: „Śladami Polaków wykorzystywanych do prac przymusowych w latach 1939-56”. Konkurs odbył się pod patronatem marszałka województwa podkarpackiego, starosty jarosławskiego, lubaczowskiego, przeworskiego, przemyskiego, burmistrza Jarosławia i Dowódcy Garnizonu Wojska PolskiegoJarosław. Celem konkursu było zainteresowanie uczniów najnowszą historią Polski z uwzględnieniem dziejów rodziny i historii regionalnej. Wzięło w nim udział 54 uczniów z 27 szkół z 4 powiatów. Na zlocie naszą szkołę reprezentowało trzech uczniów: Izabela Bodzioch i Justyna Koniuszy pod kierownictwem p. Wioletty Szpilak oraz Tomir Mazur pod opieką p. Agaty Wawrzyszko. Justyna Koniuszy foto. Iza Bodziach, Justyna Koniuszy i p. Wioletta Szpilak foto. Pamiątkowe dyplomy i ich właścicielki. Małgosi Szymańskiej, Małgosi Żabińskiej, Sylwii Pędzik a przede wszystkim Tomirowi Mazurowi, tegorocznym maturzystom, składamy serdeczne podziękowania za współtworzenie naszej gazetki, jednocześnie życzymy powodzenia w realizacji dalszych planów oraz sukcesów. Redakcja Bez Nazwy 5 JAK SKUTECZNIE RADZIĆ SOBIE Z ROZTARGNIENIEM? Roztargnienie to nieodłączny cień każdego człowieka. Na pewno i Tobie, drogi Czytelniku, ono towarzyszy. Czasami zdarza się, że gorączkowo szukasz jakiejś rzeczy, np. rękawiczek, kluczy od mieszkania czy portmonetki, wiedząc, że wszystko to leży przecież gdzieś na wyciągnięcie ręki... Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak się dzieje? Niestety, tego nikt tak do końca nie wie. Jest też i dobra wiadomość - można z tym walczyć. Roztargnienie występuje wówczas, gdy Twój umysł jest zajęty czymś innym niż tym, co właśnie robisz. Nie możesz więc stwarzać sytuacji, aby coś innego zaprzątało Ci głowę. Jeśli chcesz uniknąć podobnych sytuacji, postaraj się myśleć wyłącznie o tym, co w danej chwili wykonujesz, ignoruj bodźce, które by Ci to uniemożliwiły. Oto kilka przykazań, pozwalających na wyleczenie się z "choroby zapominania": 1. Korzystaj z symboli i skojarzeń Boisz się, że zapomnisz o piekącym się cieście w piekarniku? Możesz temu oczywiście w prosty sposób zapobiec, nastawiając budzik lub minutnik. A może by tak poradzić sobie w inny sposób? Spróbuj wykorzystywać różnego rodzaju skojarzenia. - Jeśli akurat oglądasz telewizję, postaw na telewizorze pustą paterę. - Wyobraź sobie, że telewizor pracując, nagrzewa się tak samo jak piekarnik (cały czas w podświadomości będziesz miał przed oczyma właśnie piekące się ciasto). - Trzymaj w ręce widelczyk do ciasta. I tak dalej i tak dalej... Czy zdarza się, że napuszczając wodę do wanny, w tym czasie robisz coś innego? Myślę, że tak. Aby nie zapomnieć o wannie, weź ze sobą np. płyn do kąpieli czy szampon. Staraj się umieszczać rzeczy ułatwiające przypominanie tak, aby rzucały Ci się w oczy. Jeśli na przykład po powrocie z pracy masz zadzwonić do stolarza, to przed wyjściem z domu postaw taboret do góry nogami. Po powrocie na pewno zorientujesz się, co masz zrobić. 2. Koncentruj się. Wyobraź sobie następującą sytuację: idziesz do pokoju po taśmę klejącą, aby skleić książkę. Po drodze zauważasz, że kwiatek usycha i jemu poświęcasz swoją uwagę. Gdy tak stoisz, uświadamiasz sobie, że przyszedłeś po coś innego. Tylko po co? Jeśli chcesz uniknąć takich sytuacji, to w drodze do pokoju w podświadomości powtarzaj sobie, po co idziesz. Wtedy nie rozproszysz swojej uwagi. Takie małe wydarzenia i sytuacje, z których wychodzisz zwycięsko, są też źródłem innych korzyści. Wyrabiają w Tobie ogólną koncentrację i zdolność analitycznego myślenia. Później już, dzięki większej sprawności Twojego mózgu, podświadomie sam się koncentrujesz i po prostu zdarza Ci się mniej sytuacji, kiedy to czegoś zapomniałeś. 3. Trzymaj przedmioty w stałych miejscach Najlepiej mieć jakieś ulubione miejsce do przechowywania przedmiotów, których często używamy. Wiadomo - to żadna nowość, żadna odkrywcza recepta. Ale pomaga. Wymaga na początku trochę samodyscypliny, ale później procentuje. Spróbuj kilka razy, potem będzie to Twój naturalny odruch. 6 4. Niczego nie odkładaj na później Nie wymagamy od Ciebie, żebyś robił więcej rzeczy niż dotąd. Ale co z tymi zajęciami, które i tak trzeba kiedyś wykonać? Po co stwarzać sobie okazję do zapomnienia o czymś? Jeśli dzwoni do Ciebie znajomy i prosi, abyś wziął notatki z wczorajszych wykładów, to nie czekaj do jutra, tylko włóż je od razu do torby. Wszystkie świadczenia staraj się regulować w dniu ich otrzymania. Niech przyświeca ci motto "Co masz zrobić jutro, zrób dziś". 5. Rób notatki, zaznaczaj sobie, że coś masz zrobić Załóż sobie swój notesik i notuj w nim, co danego dnia masz zrobić. Jest to bardzo skuteczna metoda, aby o niczym nie zapomnieć. Jeśli boisz się, że zapomnisz zajrzeć do notesika, to zanotuj na samoprzylepnej karteczce i powieś w widocznym miejscu. Wykorzystaj swój telefon komórkowy lub alarm. Nastaw sobie komórkę, aby o określonej porze dała sygnał. W ten sposób przypomnisz sobie, co masz zrobić. Jeśli masz komputer, to zapisz sobie wszystkie sprawy do załatwienia w programie Outlook. On sam automatycznie będzie Ci o wszystkim przypominał. Zawiąż sobie supeł na plecaku, postaw lampę inaczej, niż stoi zazwyczaj, zawiąż sobie gumkę na ręce... wszystko to będzie Ci o czymś przypominało. Żeby się jednak ustrzec przed sytuacją, kiedy będziesz wiedział, że masz coś zrobić, ale nie pamiętasz co, skojarz w jakiś sposób: lampę, gumkę czy supeł z Twoją czynnością. Powinno pomóc. Opracowała: Anna Napora (źródło: Internet) Święto Pracy (właściwie Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, popularnie zwany 1 Maja) – międzynarodowe święto klasy robotniczej, obchodzone od 1890 corocznie 1 maja. Święto wprowadziła w 1889 II Międzynarodówka dla upamiętnienia wydarzeń, które miały miejsce w pierwszych dniach maja 1886 r. w Chicago, w Stanach Zjednoczonych podczas strajku będącego częścią ogólnokrajowej kampanii na rzecz wprowadzenia 8godzinnego dnia pracy. W Polsce święto obchodzone było po raz pierwszy w 1890 r. W czasie PRL-u było jednym z ważniejszych świąt państwowych. Tego dnia odbywały się pochody pierwszomajowe, w których udział był często obowiązkowy lub premiowany możliwością zakupu atrakcyjnych towarów. Pochody były tak znienawidzone, że praktycznie zanikły po upadku PRL. Po roku 1989 manifestacje partii lewicowych i organizacji robotniczych są nadal organizowane każdego 1 maja. Często dochodzi podczas nich do starć demonstrantów z organizacjami skrajnej prawicy. W Kościele rzymskokatolickim, jako w opozycji do idei komunistycznych, obchodzony jest jako dzień Józefa Robotnika. Opracowała: Monika Kopeć. 7 Rozmowy przy okazji… 24 kwietnia w Bibliotece Publicznej w Jarosławiu odbyło się spotkanie z Ewą Nowak – pedagogiem-terapeutą, a także autorką felietonów i opowiadań publikowanych w pismach młodzieżowych i edukacyjnych. Spotkanie to miało na celu zgłębienie wiedzy na temat twórczości autorki. A o to rozmowa z samą pisarką. Bez Nazwy: Czym interesowała się Pani w dzieciństwie? Ewa Nowak: Miałam rozliczne zainteresowania, ale moim głównym zainteresowaniem było harcerstwo. Byłam harcerką. Przez wiele lat działałam w harcerstwie i prowadziłam drużyny zuchowe. BN: A jeżeli chodzi o lektury szkolne, przeczytała Pani wszystkie? EN: Tak. Czytałam je nawet z wyprzedzeniem, np. „Noce i dnie” przeczytałam, wszystkie cztery tomy, dwa lata wcześniej mimo tego, że do przeczytania był tylko jeden. Uwielbiam polską literaturę i nigdy nie miałam najmniejszego problemu z lekturami. Od najmłodszych lat miałam taką cechę, że lubiłam książki, które ktoś mi polecił i do dzisiaj mi to zostało. Lubię po prostu, gdy ktoś mi książkę opowie, przedstawi w skrócie bohaterów, ponieważ wtedy jest dużo fajniejsze czytanie. Gdy nie znamy książki, to czytamy ją tak jednowątkowo, czyli jak gdyby wyłapujemy tylko jeden wątek i idziemy jego tokiem, natomiast kiedy wiemy już coś o książce, to widzimy postacie drugoplanowe, trzecioplanowe, wątki poboczne. Dlatego też ja zawsze lubiłam lektury polecone przez kogoś. Uwielbiam też głośne czytanie, gdy np.: jestem chora, żądam, aby mi czytano. Gdy poznałam się z mężem, to przeczytał mi wszystkie części „Pana Samochodzika” no i wyszłam za niego za mąż BN: A chodziła Pani na wagary? EN: Byłam raz na wagarach. Było to w już w liceum, razem z koleżanką poszłyśmy na basen. To było bardzo nierozsądne, ponieważ nie miałyśmy kostiumów. Korzystając z tego, że na basenie było pusto, pływałyśmy w ubraniach. Dzisiaj nie potrafię sobie wyobrazić, abym mogła zrobić coś takiego drugi raz (śmiech). BN: Dlaczego pisze Pani akurat literaturę młodzieżową, a nie np. fantastyczną ? EN: Nie ma żadnej możliwości odpowiedzenia na to pytanie, ponieważ kiedy pisze się książkę, człowiek nie myśli o tym, że tworzy literaturę młodzieżową. W ogóle nie myślisz o czytelniku, artysta to egoista. Kiedy piszę, nie obchodzi mnie to, kto ją będzie czytał. Literatura, którą ja piszę, prawdopodobnie uznawana jest za młodzieżową dlatego, że moi bohaterowie są młodymi ludźmi. To powoduje, że ustawia się mnie na półce dla nastolatków. Ale problemy, które poruszam, są to bardzo często poważne sprawy, z którymi zapewne niejeden dorosły by sobie nie poradził. Osobiście nie lubię dorosłych bohaterów, bo wraz z ich powstaniem powstają problemy: kredyt, kradzież samochodu, choroba matki, a takie rzeczy zupełnie mnie nie pociągają. BN: Czyli te książki są przeznaczone nie tylko dla młodzieży? EN: Moim zdaniem w ogóle nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie książki. Ja np. mam taką książkę zatytułowaną „Piotruś Kita” i jest to jedna z najpoważniejszych książek, jakie ja napisałam. Opowiada ona o małym chłopcu, który jest sadystą. I w żadnym wypadku nie jest to książka wyłącznie dla dzieci, można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. BN: Szukałyśmy Pani strony internetowej i nie znalazłyśmy jej. Czy może to wynika z Pani stosunku do Internetu? EN: Nie, ja po prostu jestem bardzo słaba, jeśli o to chodzi. Nie umiem sobie stworzyć strony, po pierwsze- nie mam na to czasu, a po drugie nie jestem w stanie zaistnieć w Internecie. Czekam, aż ktoś zrobi tę stronę za mnie, bo mnie samej nie stać na taki wysiłek. BN: A co Pani myśli o książkach fantastycznych takich jak np. „Harry Porter”? EN: Muszę powiedzieć, że nie przeczytałam „Harrego Pottera”, nie znam tej książki dokładnie. Znam ją jedynie z filmów, z przekazu kulturowego, bo trudno, żyjąc w obecnych 8 czasach, nic na jej temat nie wiedzieć. Generalnie bardzo lubię wątki fantastyczne, ale nie są to moje ulubione wątki. Mam wątki fantastyczne w swoich powieściach- w jednej z nich dziewczynka ma zdolność słyszenia roślin, w innej natomiast ma dar niewidzialności, ale jest to dar, który przychodzi na nią nagle i nigdy nie wie ona, kiedy będzie niewidzialna. Jestem odbiorcą horroru obyczajowego, a tam wątek fantasy rządzi. Uwielbiam Stevena Kinga, jest to jeden z moich ulubionych pisarzy. BN: A czy Pani zdaniem literatura, która pojawia się w Internecie, może konkurować z tą na papierze? EN: Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym problemem. Zawsze są tacy ludzie, którzy lubią książkę jako przedmiot, bo książka pachnie farbą drukarską, można ją pomacać, można w niej zrobić wpis, zagiąć rogi, wpadnie ci do wanny, wtedy spuchnie. Jest ona przedmiotem, a więc żyje razem z nami. Jeżeli ktoś potrzebuje tylko literatury, czyta ją w Internecie. Moim zdaniem to się nie kłóci i nie widzę tutaj żadnego problemu. BN: Czy jako dziecko marzyła Pani o tym, aby zostać pisarką? Czy raczej był to przypadek? EN: Nie, w żadnym razie nie marzyłam, tak jak wspomniałam wcześniej na spotkaniu, miałam kłopoty z nauką czytania, w związku z tym zakodowało mi się w głowie, że ja jestem słaba z języka polskiego, więc w ogóle o pisarstwie nie było mowy. Myślę, że wszystkie ważne decyzje życiowe podejmuje się przypadkowo. Osobiście nie wierzę w jakiś los czy przeznaczenie. Zawsze lubiłam pisać i nigdy nie miałam z tym problemów, więc może troszkę było widać, że z tym będzie wiązało się w przyszłości moje życie, jednak uważam to za czysty przypadek. BN: A trwają już może prace nad jakąś nową książką? EN: Tak, ja muszę się przyznać, że zawsze piszę jakąś książkę, nieustannie trwają przygotowania. Jednak zasada jest taka, że o książce, która jeszcze nie powstała, nie opowiada się. Nie dlatego, że ktoś ukradnie nam pomysł, ale z zupełnie innego powodu. A mianowicie nie należy opowiadać o pomysłach, które jeszcze nie zostały przelane na papier, ponieważ one bledną i mnie samej będą się wydawały mniej ciekawe. No bo kto to jest pisarz? To jest swój własny pierwszy czytelnik, tak samo jak wy czytacie książkę, ja zastanawiam się, co będzie dalej, co zrobią postacie, co się wydarzy. BN: Skąd czerpie Pani swoje pomysły? EN: Generalnie pomysły dzielą się na dwie grupy: grupa A, czyli brylanty - pomysły znikąd, czyli z głowy, te, które pojawiają się nagle, oraz grupa B, czyli takie, które skądś zaczerpnęliśmy i umiemy powiedzieć skąd. Tak w ogóle to pomysły czerpię z życia, wszystko, co mi się przytrafiło, odkłada się we mnie, a potem podświadomie korzystam z tych doświadczeń życiowych, przez które sama przeszłam. BN: Pisząc książki, korzystała Pani wyłącznie ze swojego doświadczenia? 9 EN: Tak, wyłącznie ze swojego, ponieważ generalnie nie wolno korzystać z doświadczeń innych ludzi dlatego, że twoje życie jest twoją własnością. Jeżeli ktoś opowiada mi jakąś historię, to musi wyraźnie zaznaczyć, że pozwala na to, aby jej użyć. Zapewniam Was jednak, że jak ja ją opiszę, to nie będziecie ze mnie zadowolone. Oczywiście, każdy chce być bohaterem książki, każdy chce być opisany, ale jako anioł - ktoś posiadający tylko i wyłącznie zalety, a taka postać nie obroni się w książce, ponieważ ludzie tacy nie są. Każdy z nas ma kilka twarzy, a ta twarz negatywna występuje w każdym z nas, także odradzam opisywanie innych osób, bo może to spowodować wiele kłopotów. BN: A po korekcie, gdy Pani już definitywnie zakończy pracę nad książką, czyta ją Pani całą od samego początku? EN: Książka bardzo mnie interesuje w czasie, gdy ja nad nią pracuję. Kiedy ja rządzę i to ja jestem Bogiem, bo wszystko zależy ode mnie, uwielbiam moje książki. Natomiast jak je skończę, są już dla mnie średnio interesujące, bo ja już nie mogę rządzić. Wtedy przestają one byś moimi książkami i stają się własnością redakcji, czytelników, wydawcy, a nie moją. Czytam swoje książki, oczywiście, ponieważ bardzo często potrzebuję wrócić do jakiejś postaci. Czytelnik nie może poczuć się oszukany, jeżeli postać ma być autentyczna, ponieważ jeżeli jakaś postać występuje w jednej powieści, a potem pojawia się w drugiej, to musi być to ta sama postać, musi być zbieżna. Wszystkie cechy charakteru muszą być kompatybilne i wtedy czytam. Jednak nie sprawia mi to żadnej większej przyjemności. BN: A którą ze swoich książek polecałaby Pani najbardziej? EN: Od tego pytania się uchylam, ponieważ nie mam zielonego pojęcia. Nie mogę polecić jednej konkretnej książki, ponieważ zależy to od ciebie i od tego, jak w danym momencie się czujesz. Ludzie są różni, moje książki poruszają różnorodne problemy i są stylizowane każda w zupełnie inny sposób, dlatego nie potrafię polecić komuś mojej konkretnej książki. Foto. Ewa Nowak 10 BN: Czy czuje się Pani spełniona w swoim zawodzie jako pisarka? EN: Tak, myślę, że czuję się spełniona. Jestem zadowolona z tego, co do tej pory dokonałam, ale czy jestem z siebie dumna- tego nie wiem. Traktuję to jako taki imperatyw wewnętrzny. Wiem, że teraz muszę pisać, już po prostu nie umiałabym inaczej i nawet gdyby nikt nigdy nie wydał już moich książek, to ja mimo wszystko pisałabym je do szuflady. Lubię to zajęcie, są już w naszym życiu takie zajęcia, które wykonujemy mimo tego, że nikt o nich nie wie, przez to też nie zyskują one poklasku. Można tę czynność porównać do sprzątania domów przez kobiety- mimo tego, że nikt ich nie odwiedza, one i tak mają wszystko dokładnie posprzątane. BN: Ma Pani może jakiegoś idola? EN: Oczywiście, że mam. Jest nim Jacek Kaczmarski, niestety nieżyjący już poeta. Miałam wielkie szczęście, że go poznałam. Ten wielki filozof jest dla mnie mistrzem. Zasadami zawartymi w poezji Jacka kieruję się w życiu. Często fragmenty jego wierszy umieszczam jako motto, są one dla mnie gwiazdą betlejemską, która pomaga mi iść w odpowiednim kierunku, dzięki niej wiem, dokąd zmierzam i mam pewność, że nie zejdę ze szlaku. Przykładem jest fragment w „Michale Jakimśtam”; „Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy diabli, czyśćcowy i boski”. Idealnie to gra z treścią książki, ponieważ książka opowiada o dziewczynie, którą ojciec wyrzucił z domu i za karę została zesłana do Warszawy. Tam miało jej być bardzo źle. Trafia do klasy, do której uczęszcza również Olga - typowa socjopatyczna osobowość, która szantażuje całą klasę. Wyszukuje tego, kto zrobił coś złego, co kto ma na sumieniu i wyłudza od swoich kolegów z klasy pieniądze. A cel, na jaki przeznacza te pieniądze, to dokarmianie kotów. Tacy dokładnie jesteśmy, bo troszkę człowiek jest diabli, troszkę czyśćcowy, a trochę boski. BN: A ma Pani jeszcze jakieś marzenia, które chciałaby spełnić? EN: Ja jako osoba dorosła nie mam już takich spektakularnych marzeń, które wydałyby się ciekawe i godne ujawnienia. Mam jak każda normalna kobieta proste, zwykłe marzenia. Pragnę, aby wszyscy w moim otoczeniu byli zdrowi, żebym nie miała jakichś dużych problemów. Chciałabym dać sobie radę z tym, co ześle mi los. Nie jestem już w takim wieku, aby marzyć o czymś wielkim i niezwykłym. BN: Wiemy, że odpowiada Pani na listy czytelników i odpowiedzi te można znaleźć w różnych młodzieżowych pismach. Z jakim najdziwniejszy listem miała Pani okazję się zmierzyć? EN: Owszem, jest taki list, a dokładnie jeden, ciągle go dostaję. Jest to ciągle list od tej samej osoby, mniej więcej na 10 listów, które dostaję, 9 jest od dziewczyny, która ma cały czas ten sam problem, a mianowicie: „Szanowna Pani, zakochałam się w koledze z równoległej klasy”, „Droga Ewo, kocham kolegę z równoległej klasy”, list ten przyjmuje różne formy, ale ciągle mówi o tym samym. Nie dziwię się jej, bo nieustannie kochamy się w kolegach z równoległej klasy, a to dlatego, że w kolegach ze swojej klasy nie można się kochać, ponieważ za dużo się o nich wie. Mogę też powiedzieć, że ja czuję się lekko upośledzona, bo ja nie miałam równoległej klasy i nie miałam się w kim kochać. Jednym słowem dramat, doświadczyłam traumy. BN: A co z wolnym czasem? Czy poświęca go Pani tylko i wyłącznie na pisanie? EN: Nie, absolutnie nie. Bardzo lubię spacery, jestem osobą „chodzącą”, uwielbiam turystykę pieszą. Poza tym mam ogród, jestem kobietą „ryjącą w ziemi”. Oprócz tego bardzo dużo czytam i lubię też oglądać filmy, mimo tego, że bardzo nie lubię telewizji. Lubię obejrzeć półtora godziny filmu, czyli historii, która ma swój początek i koniec. BN: A jakie rodzaje filmów? EN: Najbardziej lubię polecone filmy, takie, które ktoś mi pokrótce opowie. Oprócz tego, że po streszczeniu takiej osoby dowiaduję się czegoś o książce, to też poznaję swego rozmówcę. Moim zdaniem, jeżeli ktoś opowiada mi książkę, to opowiada też o sobie. Bo to, co według 11 niego było ważne, to, co wyłapał z tej książki, w pewien sposób świadczy o nim. Także dostajemy taką wiedzę dwutorową. Bardzo lubię komedie romantyczne, niekoniecznie polskie, bo są słabe. Jednym z moich ulubionych filmów jest „Rozważna i romantyczna” Emmy Thomson. BN: A jeśli chodzi o książki? EN: Książką, którą czytam nieustająco i którą bardzo lubię, jest „Autobiografia” Agaty Christie. Jest ona dla mnie jak Biblia, mogę w niej znaleźć wszystko. Agata pisała ją przez 14 lat w związku z tym można w niej znaleźć masę niekonsekwencji, ona ciągle zmienia swoje poglądy. Jako młoda osoba miała zupełnie inne poglądy na poszczególne sprawy, a w trakcie pisania książki widzimy, że następuje ich ewaluacja, co moim zdaniem jest cudowne. Jestem też odbiorcą Musierowiczowej. Poza tym czuję się jej samozwańczą uczennicą, bo wychowałam się na jej literaturze. Uwielbiam też Siesicką, a jeśli chodzi o dzisiejsze rzeczy, to przepadam za książkami Ani Onichimowskiej, „Hera moja miłość”, „Lot komety” uważam, że są fenomenalne, Barbary Kozłowskiej „Pozłacana Rybka”, „Buba”, „Teren prywatny”- mogę je czytać bez końca. Jeśli chodzi o książkę młodzieżową, którą uważam za absolutnie wybitną, jest nią „Zła dziewczyna”. BN: Co Pani zdaniem należy zrobić, by osiągnąć sukces? EN: Nie mam zielonego pojęcia. Przede wszystkim wydaje mi się, że nie trzeba chcieć sukcesu. Nie ma co myśleć o sukcesie. W ogóle moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak sukces, ponieważ szczęście każdy nosi w sobie. Można być nie wiem jak uhonorowanym, utytułowanym i bogatym, jeśli samemu nie znajdzie się w sobie szczęścia, nie pogodzi się z przemijaniem, ze starością, z chorobą, z bólem, z tym, jaka jest natura naszego gatunku, to nigdy nie osiągnie się pełni szczęścia. BN: Myślę, że jest to dobra puenta na zakończenie naszej rozmowy. Dziękujemy EN: Również pięknie dziękuję i życzę wszystkiego dobrego. Rozmawiała Justyna Pacuła i Elżbieta Roga Nasze prace rys. Justyna Koniuszy 12 Nasze prace Dzisiaj Warszawa jest smutna. Za oknem mojego pokoju pada deszcz. Krople uderzają w szybę, usypiając mnie coraz bardziej. Nie wolno mi zasnąć, myślę i prostuję plecy. Lubię takie dni, kiedy pada. W ogóle lubię ten nastrój, melancholię. Kiedyś, na pogrzebie mojego dziadka, kiedy wszyscy stali pogrążeni w smutku, mój ojciec patrzył, jak ziemia przykrywa trumnę z ciałem jego ojca, ciotka czarną rękawiczką ocierała łzy spływające po policzkach, ja starałam się nie zaśmiać. Rozumiem, odchodzi ktoś bliski, ale odchodzi do lepszego świata, a wy stoicie i zachowujecie się, jakby dusza zmarłego miała cierpieć wieki. Przecież to głupie. Mieszkam w niedużym białym domu na rogu Marszałkowskiej i Królewskiej. Ten dom jest ładny i nowocześnie urządzony. Rok temu przeprowadziliśmy się do małego mieszkanka, a tu został zrobiony gruntowny remont. No, ale teraz moja przyjaciółka, którą, jako jedyną, zaprosiłam do mojego domu, zazdrości mi. I to jest tylko jedna rzecz, z której mogę być dumna. Zrobiłam kiedyś listę członków mojej rodziny. Aby Wam o nich za dużo nie opowiadać, przedstawię ją. Antoni Modrzejewski (ojciec) To człowiek, po którym odziedziczyłam jasne włosy i brązowe oczy. Jest przystojny, opalony na brąz. Mocno zbudowany. Bardzo łatwo przekonać go do własnego zdania. Nigdy mnie nie uderzył, jest raczej słaby psychicznie. Wiek: 51lat. Dominika Przybyło (matka) Łatwo się domyślić, że Przybyło to jej panieńskie nazwisko. Jest zabawną blondynką, jeśli chce ją do czegoś przekonać, muszę używać mocnych argumentów. Ma fiołkowe oczy. Ojciec ożenił się z nią chyba tylko przez wzgląd na te oczy, są naprawdę piękne. Nie mogę znaleźć z nią wspólnego języka. Wiek: 39 lat. Dagmara Modrzejewska (siostra) O mój Boże, koszmar. Wykapana matka. Lubi stać przed lustrem. Wiek: 17 lat. Antonina Modrzejewska (ja) Najbardziej nieposłuszne dziecko w rodzinie, często przekorna, czarnowłosa. Mam brązowe oczy, a włosy – no cóż – musiałam farbować. Zwykle jestem smutna i agresywna, ale mam dobre serce. Wiek: 16 lat. I to by było na tyle. Zwykła , niczym nie wyróżniająca się rodzina. Nie powiedziałam Wam o jednym. Mam problem. Śmieją się ze mnie chłopcy. Nie wszyscy, oczywiście, ale jednak. Boże, jakie to głupie. Wyjdę gdzieś z kolegą, a wszyscy myślą, że to mój chłopak i zaczynają się złośliwości. Cóż, takie jest widocznie moje życie, ale ja nie zamierzam się na to długo godzić. Wyjadę gdzieś daleko. No, ale póki co, siedzę tutaj, a pieczę nade mną sprawują dwie osoby, które w ogóle się do tego nie nadają. Myślę, że mojemu życiu brakuje sensu. Zgubiłam go gdzieś i błądzę w ciemności, próbując go znaleźć. Co ja sobie wyobrażam? Że ten sens będzie rozświetlał ciemność wokół mnie, a ja zorientuje się zupełnie nieoczekiwanie, że oto znalazłam sens mojego życia, który był mi potrzebny, aby… żyć? Banalne. (…)Droga, którą szłam do szkoły była długa i śliska. Do budynku placówki szybkim marszem docierało się w 20 minut, powoli szło się 30. Rodzice nie zgodzili się, abym poszła do liceum, które jest znacznie bliżej mojego domu, uważając, że tam jest za niski poziom. To nieprawda, chcieli mi po prostu zrobić na złość, jak zawsze. Zazdroszczę moim koleżankom. One mają rodziców, którzy pozwalają wracać im do domu o dziesiątej w nocy, ja musze być przed dziewiątą. W tych rodzinach szanuje się fakt, że dziecko ma 16 lat. Jestem w stanie zrozumieć, że dorośli martwią się o swoje pociechy, ale bez przesady. Przecież ja też chciałabym do późna spacerować z koleżankami, a nie mówić 13 im, że muszę przed dwudziestą pierwszą być w domu. Rodzice zaczynają nadrabiać opiekuńcze zaległości z lat, kiedy byłam mała. Po pierwsze: nie wychodzi im to, po drugie: teraz jest już o wiele za późno. Należałoby zainteresować się tym, czego mi teraz najbardziej potrzeba: wypłaty rodziców. (…)Mój ojciec patrzył na mnie jakoś dziwnie. W tym spojrzeniu nie było nic, czego powinnam się obawiać, ale czułam, że ten człowiek coś o mnie wie. Skąd się tego dowiedział? Czy wie, bo tak podpowiada mu serce, czy ktoś mu powiedział? Hmm, raczej nikt nie mógł mu powiedzieć, bo po prostu nikt nie wiedział, jak bardzo bezradna się czułam. Swoją niemoc skrywałam pod pancerzem obojętności i agresji, niechęci do całego świata. Wiedziałam, że robię źle, ale cofnąć się nie mogłam. Sama nie dałabym rady, a nikt pomóc mi nie chciał. Przynajmniej ja tak uważałam. (…)Pamiętam, że kiedy byłam mała, zawsze chciałam mieć chłopca. Marzyłam o miłości do jakiegoś bruneta o ciemnych oczach. Wtedy chłopcy nic do mnie nie mieli, kiedy nie było takiej potrzeby, ani ja się do nich nie odzywałam, ani oni do mnie. Inne dziewczynki opowiadały o spotkaniu z jakimś Piotrkiem czy Kacprem i nieważne, czy to była prawda, zawsze słychać było: „Ty to masz szczęście”. Ja próbowałam wtedy coś zmyślać, ale, jak na złość, nic mi z tego nie wychodziło. Pewnego dnia postanowiłam, że nigdy nie będę mieć męża albo chłopca, bo nikt taki nie był mi potrzebny do szczęścia, i tak żyłam aż do teraz. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że rozpaczliwie potrzebuje kogoś takiego jak Filip, bo przy nim nie jestem tą samą (…) Tośką. Jestem kimś innym, wyjątkowym. Nawet Dagmara jakby bardziej zaczęła mnie lubić. W każdym razie zaklasyfikowała mnie do ludzi. (…) Wyjrzałam przez okno. Za ogrodzeniem, po chodniku, szli ludzie. Starszy pan, ubogo odziany, prowadził na smyczy psa. Znałam tego człowieka. To Włodzimierz Mądrzycki, kiedyś był bogatym człowiekiem, miał żonę i syna. Nie mam pojęcia, co stało się z jego majątkiem, wiem natomiast, że żona pewnego dnia po prostu zabrała dziecko i wyjechała. Od tej pory on nie wiedział, gdzie są, nie miał też pieniędzy, aby ich znaleźć. Mieszkał niedaleko, w małej chatce bez wody, donosił ją ze studni. Pracował jako taksówkarz, miał 60 lat, mimo biedy nie brakowało mu chęci do życia i energii na każdy dzień. Pamiętam, jak kiedyś przyszłam pomóc wyciągnąć wiadrem wodę ze studni. Po prostu spacerowałam, zobaczyłam, jak się męczy i pomogłam. Dostałam za to czerwone, piękne jabłko z sadu za jego domkiem. Dał mi to, co miał najlepszego, ale to było najsmaczniejsze jabłko, jakie w życiu jadłam. Dzieci z okolicy go lubią. Czasem odprowadza niektóre do szkoły, kiedy wychodzi z psem. W zasadzie mógłby darować sobie te spacery, bo jego pies ma w sadzie dużo miejsca, ale starszy pan woli wyjść i porozmawiać z ludźmi. Może i jest biedny, ale chodzi zawsze uśmiechnięty i zadbany. Nie narzeka, choć na pewno mu ciężko. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam od okna. Mało jest ludzi, o których cokolwiek wiem. To Warszawa, duże miasto, gonitwa za pieniądzem, wyścig z czasem. Ja jeszcze mogłam nie przejmować się tym pościgiem, mam dopiero 16 lat. Gonią za mnie moi rodzice. Ale w tej chwili wydaje mi się, ze pan Włodzimierz też nic nie robi sobie z tego wyścigu. Żyje po prostu w swojej chatce, zarabia na skromne utrzymanie, wychodzi z psem, pożycza książki z biblioteki i… tyle. Porozmawia ze znajomymi, wyśle kartki na święta. Spokojne życie 60-letniego mężczyzny, który zapewne wiele w życiu wycierpiał. Wzięłam do ręki nożyk z zamiarem „poprawienia” sobie ran na ramionach, ale po namyśle odłożyłam go na miejsce. Nie teraz. Wiem, że życie nawet jednego człowieka jest bardzo cenne, tylko że… Bóg w obdarowywaniu ludzkiej egzystencji swoją świętością pominął mnie. Zapomniał o dziecku, które powoli zaczyna wątpić w to, że On gdziekolwiek jest. Bo niby jak mam nie wątpić, skoro Jego nie ma przy mnie nawet wtedy, kiedy proszę Go o to, żeby był?! Każdy powiedziałby sobie w końcu (no, przynajmniej większość), że pora samemu zająć się 14 własnym życiem, skoro rodzice powołali mnie na ten świat. Całkowicie świadomie powiedziałam, że zrobili to rodzice, a nie Bóg. Tyle razy wołałam do Boga katolików, aby mi pomógł! A On… jakby Go w ogóle nie było! Gdy odważyłam się zwierzyć z tego spowiednikowi, powiedział, że Bóg jest powolny, więc powinnam uzbroić się w cierpliwość. Mówił, że sam nieraz nie czuł Boga obok siebie. Nie wiem, czy mogę mu wierzyć, bo inny duchowny powiedział, iż byłby zdziwiony, gdybym poczuła Bożą obecność. No dobra, może i jest księdzem, ale jest tylko (i przede wszystkim) człowiekiem, który wkłada na siebie habit. Fakt, obowiązuje go tajemnica spowiedzi i takie sprawy, ale… człowiek z natury swojej jest słaby. A ja nie znam żadnego, powtarzam: żadnego człowieka ani tym bardziej księdza, któremu łatwo by mi przyszło zaufać. Drugi raz już się z tego nie spowiadałam. Do spowiedzi chodzę tylko na święta, bo tego wymaga Antoni. Poza okresem świąt do sakramentu pokuty nie przystępuję, a od kapłana uciekam daleko. Jest tylko jeden człowiek, który w minimalny sposób łączy mnie z kościołem: mój przyjaciel, Daniel. I to tylko wtedy, gdy założy komżę, bo gdy ją zdejmie, ja znów jestem sobą, tak daleką od kościoła, jak tylko być można. Do sakramentu bierzmowania nie przystąpiłam, moi rodzice tego wymagali, ale ja zamiast na spotkania chodziłam sobie po Warszawie. Nie byłam na ani jednym spotkaniu, więc zanim zaczęły się testy i tym podobne, już byłam wykreślona z listy. (…) Katecheta mówił, że droga do poznania Boga wiedzie przez poznanie siebie samego. Doszłam do wniosku, że w takim razie nigdy nie poznam tego Boga i dałam sobie spokój. Jeśli Bóg gdziekolwiek był, jeśli w ogóle istniał, to był bardzo daleko. Miałam problemy i chciałam Go prosić o wiele, ale i tak by mnie nie usłyszał. Modliłam się tylko wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebowałam. Zdaję sobie sprawę, że to takie trochę oszukiwanie swojej wiary, ale chyba tak jest najlepiej dla mnie samej. Nikt nie miał czasu mi pomóc, mnie samej nie zależało już na tej…wierze. Karolina Kumka Co w szkole piszczy… 25 kwietnia klasy maturalne oficjalnie zakończyły rok szkolny 2007/2008, a tym samym również edukację w naszej szkole. Teraz tylko egzaminy maturalne, a potem… wakacje, znów będą wakacje… Trzymamy kciuki!!! 15 Krzyżówka Dziś coś dla znawców języka niemieckiego. Potraktujcie to jako rozgrzewkę… 1.Jeder Schüler muss die Schule… (das Verb) 2. Nach dem Schulreform von Giertych soll jeder Schüler eine … tragen. 3.Du kannst dort verschiedene Bücher ausleihen... 4.Sie dauert 5 Minuten.... 5.Die Lehrer tragen es und stellen dort die Noten... 6. Nach dem Schuljahr haben die Schüler ihre… 1. 2. 3. 4. 5. 6. Bernadeta Krawczyk MAJ Miesiąc ten Rzymianie poświęcili bogini Mai, matki boga Merkurego. Wkraczał przystrojony kwiatami i ziołami. Zaczynał się czas radości całej przyrody (pełen radości, miły - to po łacinie „majus”). Od niego właśnie pożyczył sobie imię nasz piąty miesiąc ze słowikiem, miesiąc zakochanych. Grzmot w maju – znak urodzaju. Gdy w maju plucha, w czerwcu posucha. Stopka redakcyjna Opieka- p. Renata Kmieć, zespół redakcyjny: Katarzyna Głuch, Magdalena Głuch, Justyna Koniuszy, Monika Kopeć, Bernadeta Krawczyk, Karolina Kumka, Barbara Łoś, Anna Napora, Aleksandra Nieprzecka, Justyna Pakuła, Elżbieta Roga, Artur Uberman. Bez nazwy gazetka szkolna uczniów III Liceum Ogólnokształcącego w Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Książąt Czartoryskich w Jarosławiu, ul. Kraszewskiego 39, 37-500 Jarosław, tel. 0166215419 Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz niedrukowania artykułów anonimowych lub wulgarnych. Nie bierzemy odpowiedzialności za treści zawarte w reklamach i ogłoszeniach. 16