Sprawozdanie z pobytu w Kolonii w ramach Longlife Learning

Transkrypt

Sprawozdanie z pobytu w Kolonii w ramach Longlife Learning
Sprawozdanie z pobytu w Kolonii w ramach Longlife Learning
Programme / Erasmus w roku akademickim 2008/2009
Jestem studentką trzeciego roku Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa na
Uniwersytecie Śląskim. Wiosną 2008 roku pomyślnie przeszłam rekrutację do wyjazdu
na Fachhochschule w Kolonii. Semestr zimowy trzeciego roku spędziłam na wymianie
studenckiej. Mój pobyt trwał od 24 września 2008 roku do 22 lutego 2009 roku.
Po zakwalifikowaniu się na wyjazd rozpoczęłam kompletowanie wszystkich
potrzebnych dokumentów. Jeśli chodzi o załatwienie dokumentów w Polsce, muszę
stwierdzić, że większych problemów nie spotkałam. Kłopotliwe jednak okazało się
wypełnienie Learning Agreement. Od uczelni partnerskiej nie otrzymałam żadnej
aktualnej siatki zajęć, dlatego znalezienie przedmiotów, na które mogłabym uczęszczać,
sprawiło mi duży kłopot. W znalezieniu jej bardzo pomógł mi koordynator uczelniany, dr
Zdzisław Gębołyś. Po wspólnym ustaleniu przedmiotów, na które chciałam uczęszczać
poprosiłam dra Gębołysia o skontaktowanie się z tamtejszą Panią koordynator, od której
oczekiwałam zaakceptowania wybranych przeze mnie przedmiotów. Pani Koordynator
poinformowała jednak dra Gębołysia, że korzystaliśmy z nieaktualnej siatki, przy czym
nie podała adresu strony, z której powinnam korzystać przy wyborze przedmiotów.
Kolejną siatkę uzyskałam dzięki poszukiwaniom dra Gębołysia. Po kolejnym wyborze
przedmiotów, wysłałam wypełniony Learning Agreement do podpisania przez Panią
koordynator na uczelni partnerskiej. Po kilkunastu dniach otrzymałam podpisany
dokument z Niemiec. Dopiero wtedy mogłam dokończyć załatwianie formalności w
Polsce. Niestety trwało to bardzo długo i w momencie zakończenia załatwiania tych
formalności, poinformowano mnie, że grant finansowy dostanę dopiero pod koniec
września, a wtedy byłam już w Niemczech. Gdybym nie miała wystarczającej ilości
własnych pieniędzy, nie udałoby mi się wyjechać.
Kiedy wszelkie formalności były już załatwione, znalazłam w końcu czas, aby
zająć się załatwianiem pokoju w akademiku. Niestety nie udało mi się go uzyskać.
Załatwianie pokoju w akademiku odbywa się poprzez wysłanie zgłoszenia drogą
internetową. Pomimo wysłania takiego zgłoszenia nie dostałam żadnej informacji od
organizacji zajmującej się tym. Zaczęłam wtedy pisać e-maile do osób tam pracujących.
Niestety nie dostałam żadnej odpowiedzi. Próbowałam nawet dodzwonić się tam, ale i to
nie udało mi się. Na miejscu nikt nie odbierał. Ponieważ nie otrzymałam żadnej
odpowiedzi, zaczęłam poszukiwać innych możliwości mieszkania w Niemczech. Jedyną
opcją znalezienia lokum było korzystanie z Internetu. Znalazłam wiele interesujących
mnie ofert, ale niestety prawie nikt nie zgodził się na rezerwację pokoju bez
wcześniejszego spotkania się ze mną. Po długim poszukiwaniu udało mi się
skontaktować z jedną rodziną, która zgodziła się zarezerwować dla mnie pokój po
wysłaniu im kaucji. Załatwienie pokoju w Niemczech zajęło mi dużo czasu oraz zjadło
wiele nerwów i dopiero przed samym wyjazdem wiedziałam, że będę miała, gdzie
mieszkać podczas wyjazdu stypendialnego. Jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że na
podstawie przeprowadzonych rozmów z innymi studentami programu LLP/Erasmus,
muszę stwierdzić, że akademik otrzymały jedynie osoby, którym na początku maja 2008
roku udało się dodzwonić do organizacji zajmującej się akademikami w Kolonii.
Ciekawe tutaj jest, że w lipcu i sierpniu nikt tam już telefonów nie odbierał. Poza tym
stwierdzić muszę, że rekrutacja na wyjazdy stypendialne na Uniwersytecie Śląskim
odbyła się dopiero w maju, więc już chociażby z tego powodu miałam mniejsze szanse na
miejsce w akademiku.
Przed wyjazdem do Kolonii nikt tak naprawdę nie zainteresował się tym, kiedy
tam przyjeżdżam. Nie zaproponowano mi żadnego spotkania, który ułatwiłoby mi
pierwsze dni na wyjeździe. Po przyjeździe zgłosiłam się do biura zajmującego się
programem Erasmus, ale tam również nie udzielono mi informacji, czy organizowane jest
jakieś spotkanie dla studentów zagranicznych w instytucie, w którym miałam studiować.
Mogłam tam jednak załatwić wszystkie formalności związane z wyjazdem oraz uzyskać
legitymację studencką, bez której student w Niemczech jest jak bez ręki. (legitymacja
studencka tzw. MultiCa jest bowiem jednocześnie biletem na metro, pociąg oraz autobus,
formą płatności na uczelni – ksero, stołówka oraz kartą biblioteczną). Aby dowiedzieć się
czegoś więcej, skontaktowałam się z sekretariatem instytutu, gdzie skontaktowano mnie
z Panią koordynator. Na spotkaniu z nią okazało się jednak, że podpisany przed
wyjazdem Learning Agreement jest nieaktualny, ponieważ wcześniej ustalone
przedmioty nie odbywają się. Dostałam wtedy wolną rękę przy wyborze przedmiotów, na
które miałam uczęszczać. Niestety nikt nie pomógł mi przy tym wyborze, ani nie
poinformował mnie o trudności pewnych przedmiotów ze względu na techniczne
słownictwo. Przy wyborze przedmiotów okazało się również, że należy wybierać
wszystkie przedmioty z jednego modułu, ponieważ dany przedmiot zalicza się najczęściej
na łącznym egzaminie z całego modułu. To sprawiło kolejny problem przy układaniu
planu. Ułożeniu go zabrało mi więc dużo czasu. Wybrałam moduły z drugiego roku oraz
jeden z pierwszego roku. Jednakże ten wybór okazał się błędny ponieważ zmieniono
termin zajęć przeznaczonych dla pierwszego roku, co spowodowało, że nie mogłam
dłużej uczęszczać na zajęcia z tego modułu. Musiałam wtedy znowu modyfikować mój
plan. Wybrałam wtedy kolejny moduł z zajęć przeznaczonych dla drugiego roku,
ponieważ wtedy pewnym było, że nawet jeśli dokona się jakaś kolejna zmiana, to nie
spowoduje ona, że kolejny raz będę musiała zmieniać plan. Wybór zajęć okazał się więc
bardzo kłopotliwy oraz zajął mi dużo czasu. Kolejny problem spowodowany wybraniem
zajęć wyszedł przy okazji egzaminów. Okazało się bowiem, że egzamin z jednego
modułu obejmuje również przedmioty, które odbywały się w semestrze wcześniejszym.
Wykładowcy z danego modułu poinformowali mnie wtedy, że jeśli przygotują dla mnie
egzamin obejmujący materiał tylko z semestru, na który uczęszczałam, otrzymam
mniejszą liczbę punktów ECTS, niż to wcześniej było uzgodnione. Zaproponowali mi
jednak, żebym sama nadrobiła materiał z wcześniejszego semestru i napisała egzamin z
całego materiału. Tylko tak mogłam uzyskać odpowiednią ilość punktów. Musiałam więc
wybrać te opcję, ponieważ w przeciwnym razie nie uzyskałabym 30 punktów ECTS,
które niezbędne są do zaliczenia całego semestru. Wykładowcy nie poinformowali mnie
jednak, czym zajmowano się w poprzednim semestrze. Musiałam więc liczyć na pomoc
innych studentów. Egzaminy odbywały się w lutym. Tylko z jednego modułu Auskunftsdienst, Informationsvermittlung - miałam wybór zdawania egzaminu ustnie lub
pisemnie. Z modułu Datenbanken und Datenaustauschtechnologien nie dostałam żadnego
wyboru zdawania, natomiast z przedmiotów Bibliotkeks- und Informationssoziologie,
Informationsethik oraz Automatisches Indexieren zaproponowano mi, żebym zdawała
egzaminy z innymi studentami, a jeśli będę miała problemy z wyrażeniem swoich myśli
pisemnie, będę mogła jeszcze podejść do egzaminów ustnych. Na szczęście nie doszło do
takiej sytuacji. Poinformowano mnie także, że nie ma konieczności, abym na egzaminach
pisała pełnymi zdaniami. Dano mi również możliwość pisania po angielsku. Na moją
prośbę sprawdzano moje prace w pierwszej kolejności. Jednakże nie znałam wszystkich
wyników przed moim wyjazdem do Polski. W kraju miałam trzy tygodnie na
dostarczenie wszystkich dokumentów z Niemiec, jednakże okazało się, że ten czas jest
trochę za krótki i spóźniłam się kilka dni z dostarczeniem wszystkich dokumentów. Pani
koordynator z Niemiec zapewniała mnie, że jak tylko pozna wszystkie moje wyniki, od
razu wyśle mi dokumenty. Jednakże trwało to bardzo długo. Dodatkowo będąc już w
Polsce miałam problemy ze skontaktowaniem się z Panią koordynator. Odpowiedź na
wszystkie moje maile dostałam dopiero po dwóch tygodniach od wysłania przeze mnie
pierwszego maila. Pani koordynator przesłała mi wtedy wszystkie potrzebne dokumenty i
w końcu mogłam rozpocząć załatwianie wszystkich formalności w kraju. To oczywiście
znowu było czasochłonne, ponieważ trzeba było poświęcić wiele czasu na wypełnianie
różnych dokumentów, pisanie podań i chodzenie z jednego miejsca w drugie.
Wyjazd stypendialny pozwolił mi porównać, jak realizowany jest nasz kierunek w
innym kraju. Muszę przyznać, że w Niemczech zdobywa się wiedzę w praktyczniejszy
sposób. Większość zajęć odbywała się przy pomocy komputerów. Niejednokrotnie
pracowaliśmy w płatnych bazach danych bądź
w najnowszych
programach
komputerowych. Wiedza, jaką zdobyłam podczas wyjazdu z pewnością przyda mi się w
przyszłości. Często musieliśmy również przygotowywać samodzielnie lub w grupach
prezentacje. Studenci w kraju naszych sąsiadów poznają przede wszystkim tematy
aktualne oraz takie, które przydadzą im się w przyszłej pracy. Rzadko skupiają się na
zagadnieniach historycznych. Podobało mi się również to, że wykładowcy udostępniali
swoim studentom prezentacje z zajęć oraz inne materiały. Zdarzało się także, że owe
materiały przesyłano nam jeszcze przed zajęciami, co mnie akurat bardzo pomagało w
zrozumieniu zajęć. Ciekawe było również to, że w zasadzie tylko na moim wydziale
odbywały się tzw. bloki zajęć. Na takie zajęcia przeznaczone są aż trzy tygodnie w ciągu
semestru. W ciągu jednego tygodnia odbywają się wtedy zajęcia tylko z jednego
przedmiotu i kończą się najczęściej egzaminem. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o pewne
przedmioty jest to bardzo przemyślane rozwiązanie, ponieważ studenci mogą się wtedy
skupić na opracowywaniu jednego zagadnienia. Na bloki zajęć przeznaczone są głównie
przedmioty, które wymagają opracowania jakiegoś projektu. Studenci mogą wtedy
spokojnie zająć się danym problemem, ponieważ inne zajęcia nie odbywają się.
Uczelnia partnerska podobała mi się pod względem nowoczesności. Każda
pracownia wyposażona jest bowiem rzutnik oraz dostęp do Internetu (przynajmniej jedno
podłączenie). Umożliwia to wykładowcom przygotowywanie zajęć w formie prezentacji,
bądź prezentowanie pewnych umiejętności korzystając z Internetu. Na uczelni
znajdowało się także wiele pracowni komputerowych, z których studenci mogą zawsze
korzystać, pod warunkiem, że nie odbywają się tam zajęcia. W każdej pracowni znajduje
się również drukarka, co w moim przypadku było bardzo przydatne. Należy również
podkreślić fakt, że uczelnia posiada dużą liczbę laptopów, z których korzystać można w
czasie zajęć, które nie odbywają się w salach komputerowych.
W Niemczech przyjęto mnie bardzo miło. Wykładowcy interesowali się, czy
rozumiem wykłady i oferowali pomoc w razie problemów. Chętnie odpowiadali na moje
pytania i zawsze próbowali znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. Studenci również
okazali dla mnie zrozumienie. Byli bardzo pomocni. Wielokrotnie informowali mnie o
bardzo istotnych dla studenta rozwiązaniach, udzielali notatek, czy pomagali w
przygotowywaniu referatów i prezentacji.
Uczelniana organizacja zajmująca się programem Erasmus przygotowała wiele
atrakcji dla studentów zagranicznych. Zorganizowano spotkanie powitalne, na których
poinformowano nas jedynie o sprawach organizacyjnych. Dodatkowo organizowane były
wycieczki np. do Bonn lub Berlina oraz przygotowano oprowadzanie po mieście.
Wartym podkreślenia jest również fakt, że organizacja przygotowała dla studentów
zagranicznych kurs języka niemieckiego. Nie był on obowiązkowy, ale ukończenie go z
wynikiem pozytywnym, pozwalało zdobyć 3 punkty ECTS. Zajęcia te odbywały się
regularnie przez cały semestr.
W Kolonii znajduje się również inna organizacja zajmująca się studentami
zagranicznymi m. in. z Fachhochschule Köln. Jest to organizacja AEGEE. Organizowała
dla nas różne spotkania, zabawy oraz wycieczki, dzięki którym nie tylko poznaliśmy
Kolonię oraz pobliskie miasta, ale także mogliśmy nawiązać kontakt z innymi studentami
zagranicznymi oraz poprawić nasze zdolności językowe.
Ważnym
aspektem
wyjazdu
były
oczywiście
pieniądze.
Grant,
który
otrzymywałam nie starczał mi nawet na opłacenie pokoju, który wynajmowałam. Student
wyjeżdżający na wymianę musi liczyć się z tym, że większość pieniędzy musi sam
zorganizować. Przed wyjazdem zostałam oczywiście poinformowana o tym, że grant nie
pokrywa wszystkich wydatków, jednak myślałam, że starczy mi on na więcej. Warto
także podkreślić, że pierwszą wpłatę z grantem dostałam dopiero pod koniec września,
kiedy już byłam w Niemczech. Dlatego nie należy czekać na pieniądze, lecz trzeba
jeszcze przed wyjazdem zorganizować sobie wystarczającą ilość pieniędzy, żeby na
miejscu nie okazało się, że nam ich brakuje.
Muszę
przyznać,
że
cały
wyjazd
rozczarował
mnie
pod
względem
organizacyjnym. Jeśli chodzi o stronę polską to wydaje mi się, że tu spotkałam znacznie
mniej problemów niż ze strony niemieckiej. Co prawda w Polsce jest o wiele więcej
dokumentów do wypełnienia i podpisania, ale nie miałam z tym większego problemu.
Kłopotem było tu raczej zdobywanie odpowiednich podpisów pod dokumentami. Mam
tutaj na myśli, że czasami trzeba stracić wiele czasu, zanim zdobędzie się określony
podpis. Natomiast ze strony niemieckiej spotkałam o wiele więcej kłopotów, przez które
niestety straciłam wiele nerwów. Pierwsza moja uwaga dotyczy tutaj wypełniania
Learning Agreement. Uczelnia partnerska nie zainteresowała się wysłaniem siatki zajęć,
z której powinnam korzystać przy wyborze przedmiotów, na które chciałam uczęszczać.
Minusem również był fakt, że nie było nikogo, kto wprowadziłby mnie we wszystkie
istotne sprawy dla studentów. Co prawda studenci informowali mnie o wielu sprawach,
ale wiele informacji potrzebnych mi było już w pierwszych dniach mojego pobytu w
Niemczech. Studenci zagraniczni są po prostu za mało informowani o strukturze studiów
w obcym im kraju. Z tego powodu wyszły też problemy z okresie sesji, o czym
wspominałam wcześniej. Oczekiwanie na dokument z wynikami uzyskanymi w
Niemczech również był bardzo nerwowy, ponieważ trwało to bardzo długo i spóźniłam
się z ich dostarczeniem do biura w Polsce.
Muszę przyznać, że cały wyjazd okazał się dla mnie bardzo nerwowy. Wynikało
to przede wszystkim ze spraw organizacyjnych, o których wspominałam wcześniej. Nie
można jednak zapominać, że taki wyjazd niesie ze sobą również wiele pozytywów. Po
pierwsze był to mój pierwszy pobyt w Niemczech, więc pierwszy raz mogłam użyć
języka niemieckiego w praktyce. Prowadzone w języku niemieckim zajęcia przyczyniły
się również do tego, że osłuchałam się z tym językiem. Poza tym taki wyjazd umożliwia
studentowi poznanie nowych miejsc. Przede wszystkim zapoznałam się z kulturą naszych
sąsiadów oraz odwiedziłam kilka niemieckich miast. Z Kolonii blisko jest również do
innych państw, co cieszyło mnie szczególnie, ponieważ miałam okazję odwiedzić
również Paryż oraz Brukselę. Podczas wyjazdu ciekawe było również porównanie
nauczania naszego kierunku. Niewątpliwie poznane przeze mnie umiejętności, przydadzą
mi się w przyszłości.
Decydując się na taki wyjazd należy się więc dobrze zastanowić, ponieważ
stypendium zagraniczne nie jest tylko sielanką. Trzeba się liczyć z tym, że pomimo wielu
plusów takiego wyjazdu, napotkać można również wiele problemów, które niewątpliwie
łączą się z dużym stresem.
Hanna Klajbor