Harcerz całym życiem - pożegnanie „Orszy

Transkrypt

Harcerz całym życiem - pożegnanie „Orszy
Harcerz całym życiem
- pożegnanie „Orszy"
„Całym życiem" - to nazwa ruchu programowo-metodycznego warszawskiego środowiska
harcerek i harcerzy, to dwa słowa z roty przyrzeczenia harcerskiego, to tytuł relacji o Szarych
Szeregach złożonej przez naczelnika konspiracyjnej organizacji harcerzy, to wreszcie dewiza
życiowa jej współtwórcy i ostatniego naczelnika Druha harcmistrza Stanisława Broniewskiego „Orszy”, którego z głębokim żalem pożegnaliśmy 9 stycznia bieżącego roku na Cmentarzu
Powązkowskim w Warszawie.
Przez ostatnie 10 lat pełnił społeczną służbę na funkcjach, które sumowały jego 85 letnie
życie, w tym 72 lata w harcerstwie. Kawaler i kanclerz Kapituły Orła Białego, Kawaler Krzyża srebrnego Orderu Virtuti Militari i wicekanclerz kapituły tegoż Krzyża. Przewodniczący
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, prezes Rady Naczelnej Stowarzyszenia Szarych
Szeregów, przewodniczący Krajowego Komitetu Odrodzenia ZHP. Pułkownik Wojska Polskiego. Honorowy Obywatel Warszawy i Poznania.
W autoryzowanym biogramie w informatorze „Kto jest kim w Polsce” (wyd. z 1984 r.)
„Orsza” podał, że był członkiem ZHP od roku 1928 do 1945. O latach 1945-49 i 1956-58
nawet nie wspomniał. Dlaczego? Tego się już chyba nigdy nie dowiemy. Ale potrzebę bycia
wśród harcerzy, harcerskich dyskusji o wartościach tego ruchu i tej organizacji, marzeń o powrocie do tradycji przedwojennych nigdy nie porzucił. W latach osiemdziesiątych życzliwie
obserwował Kręgi Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego oraz Niezależny
Ruch Harcerski, a w latach dziewięćdziesiątych usilnie zachęcał władze Związku Harcerstwa
Polskiego i Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej do zjednoczenia.
Pamiętam pierwsze z Nim spotkanie w chorzowskiej harcówce w połowie lat osiemdziesiątych. W harcerskim kręgu usiedli obok siebie seniorzy i przewodniczący Komisji Historycznych Chorągwi z całej Polski, a także młodzież harcerska z chorzowskiej Drużyny ZHP
im. Szarych Szeregów. Zanim wypowiedział pierwsze słowa harcerskiej gawędy, wnikliwym
wzrokiem spojrzał nam kolejno prosto w oczy. Czy szukał bratniego przyjacielskiego spojrzenia, czy cienia nieufności, czy też pytał w milczeniu: Kim wy jesteście? Tego też już się
nie dowiemy. Mówił stanowczo, ale spokojnie, bez politycznych aluzji, ale też bez zbędnego
patriotycznego patosu. Zmuszał do słuchania i do refleksji. Wszyscy czuliśmy, że mówi do
nas człowiek mądry, opanowany, głęboko przekonany i wierzący w sens wypowiadanych
słów. Nie wspominał wydarzeń sprzed lat, nie komentował wydarzeń bieżących, mówił o
sensie i stylu życia. Życia zgodnego z harcerskimi ideałami służby Bogu, Polsce i bliźnim.
Gawędę zakończył słowami: Czuwajcie! Nie było to jednak harcerskie pozdrowienie; był to
gorący apel, prośba(?), raczej rozkaz(!). Trak to był harcerski rozkaz, byśmy byli czujni na to,
co się wokół nas dzieje, byśmy przeciwstawiali się złu, byśmy bronili na każdym kroku ideałów i wartości harcerstwa, byśmy zawsze byli gotowi do służby. I nie tylko to spotkanie z
„Orszą”, ale też parę następnych, w których miałem okazję uczestniczyć, zawsze wywierały
na słuchaczach mocne wrażenia i głębokie refleksje nad sensem naszego bycia harcerzami,
nad naszymi własnymi postawami moralnymi, nad stosunkiem do otaczającego na s świata
ludzi, wydarzeń, faktów i nasuwającego się pytania: co dalej?
Był z wykształcenia ekonomistą specjalizował się w gospodarce przestrzennej. Studia
skończył w Poznaniu w 1938 roku. Przed wojną pracował w banku, następnie w Biurze Ekonomicznym Prezesa Rady Ministrów. Także po wojnie, w okresach ekonomicznie mniej doktrynerskich, dwukrotnie pełnił funkcje w instytucjach rządowych: w latach 1946-48 był wicedyrektorem departamentu w Centralnym Urzędzie Planowania, a od roku 1957 do 1963 pracował w sekretariacie reformatorskiej Rady Ekonomicznej przy Radzie Ministrów. Gdy jednak uprawianie rzetelnej ekonomii stawało się niemożliwe, odchodził; w latach stalinowskich
do zrzeszenia spółdzielni „Społem”, w latach sześćdziesiątych do pracowni urbanistycznych i
pracy naukowej.
W dziedzinie ekonomii urbanistyki zrobił doktorat i habilitację, w 1966 roku został docentem na Uniwersytecie Łódzkim, był kierownikiem pracowni w Instytucie Kształtowania Środowiska, wykładał na uczelniach, publikował rozprawy i książki naukowe.
Szerokim kręgom czytelników dał się poznać, jako autor książek o harcerskiej walce z hitlerowskim okupantem: „Szare Szeregi", „Pod Arsenałem", „Akcja pod Arsenałem", biografii
pierwszego naczelnika Szarych Szeregów Floriana Marciniaka oraz „Całym życiem" - relacji
naczelnika o Szarych Szeregach.
Wraz z Florianem Marciniakiem, rówieśnikiem i przyjacielem ze studiów w Poznaniu, był
współtwórcą konspiracyjnego harcerstwa. Jako komendant warszawskiej chorągwi (w konspiracji - „ula") Szarych Szeregów dowodził pod stołecznym Arsenałem pierwszą ze sławnych
akcji harcerskich grup szturmowych - odbiciem 26 marca 1943 roku harcmistrza Jana Bytnara
i dwudziestu więźniów Pawiaka. Niewiele dni później Florian Marciniak został aresztowany i
zamordowany 21 lutego 1944 roku w obozie w Gross Rosen.
Następcą na stanowisku naczelnika Szarych Szeregów został „Orsza”; był nim do 3 października 1944 roku, czyli do kapitulacji powstania. To pod jego zwierzchnictwem grupy
szturmowe dokonały najgłośniejszych czynów zbrojnych: odbicia więźniów pod Celestynowem, zamachu na Franza Kutscherę i Franza Bürckla w Warszawie oraz na Wilhelma
Koppego w Krakowie i na posterunek policji pod Sieczychami, wysadzania mostów i pociągów. Uformował i oddał pod Komendę Kedywu AK harcerskie bataliony „Zośka" i „Parasol",
które w bojach w Powstaniu Warszawskim straciły 80 % łudzi; Aleksander Kamiński zatytułował ich epopeję „Kamienie na szaniec" (skracając werset Norwida o „kamieniach przez
Boga rzucanych na szaniec", a Kazimierz Wyka nazwał „strzelaniem do wroga diamentami".
Mniej znane są dwie inne akcje młodszych roczników Szarych Szeregów: powierzenie chłopcom z drużyn Zawiszy (12-15 lat) poczty powstańczej (ludności Warszawy, w tym żołnierzom i ich rodzinom, najbardziej doskwierał brak wiadomości o bliskich), a harcerzom z Bo-
jowych Szkół (16-17 lat) Wojskowej Służby Społecznej, patroli inspirujących samopomoc
sąsiedzką pomocy samarytańskiej, strażackiej, opiekuńczej.
To była inicjatywa „Orszy", który „służbę" uznawał za kluczowe pojęcie harcerstwa, a
zwłaszcza podczas wojny - harcerską cnotę dzielności uważał za, według formuły Aleksandra
Kamińskiego, „energię w służbie wartości moralnych". Szare Szeregi były bowiem wyjątkową w dziejach świata formacją militarną, a jednocześnie organizacją wychowawczą.
„Celem harcerstwa nie była ilość namalowanych na murze kotwic czy zabitych Niemców.
Walka o dusze, praca wychowawcza, budowani człowieka i ludzi - to było sedno sprawy i
istotna przyczyna tego, czym stało się harcerstwo w życiu polskim przez lata wojny" - pisał
„Orsza".
W latach dziewięćdziesiątych na jednym ze spotkań z seniorami harcerstwa powiedział:
„Myśmy tych chłopców (Sz. Sz. - przyp. SD) uczulali na największe niebezpieczeństwo grożące im w przyszłej, wolnej Polsce - na kombatanctwo, na oczekiwanie nagrody za zasługi".
Trudno o dosłowny cytat po latach, ale to stanowiło sens jego wypowiedzi.
Kombatanctwo - jeden z polskich grzechów głównych. Rozciąga się na wszystkie dziedziny naszego życia publicznego i nie jest tylko przywilejem tylko weteranów wojny.
W 55 lat po jej zakończeniu lista kombatantów nie maleje, a wręcz wzrasta. Już nie jednostki, ale całe formacje uważają, że należą im się przywileje za zasługi, które były zwykłym
spełnieniem obowiązku. Mamy dziś w Polsce ponad 50 organizacji kombatanckich.
Stanisław „Orsza" Broniewski nie był członkiem ZBoWiD-u. Do końca życia z całą pewnością nie domagał się dla siebie żadnych przywilejów czy odznaczeń. Niektórych wręcz nie
przyjmował. Do końca życia pozostał prawdziwym harcerzem.
Słowo „harcerz" budzi dzisiaj różne reakcje. Dla jednych jest to naiwny frajer, Don Kichot, który dla jakichś tam ideałów nie umie „zorganizować" sobie i bliskim dostatniej egzystencji. Jakże często słyszymy kpiąco-drwiące słowo: „harcerzyk!". Zastanówmy się, co zrobić, aby słowo „harcerz" brzmiało dumnie nie tylko w naszych ustach, ale w ustach społeczeństwa, w którym żyjemy.
Za Janem Englertem (filmowym „Orszą" z „Akcji pod Arsenałem") przyszłym pokoleniom
życzę więcej prawdziwych harcerzy niż dorabianych kombatantów.
hm. Stanisław Dąbrowski
Biuletyn Informacyjny KH Lublin 35/2001