Wysoki standard, wysokie oczekiwania
Transkrypt
Wysoki standard, wysokie oczekiwania
Wysoki standard, wysokie oczekiwania Jak łatwo przyzwyczajam się do luksusu uświadomił mi pobyt w Fitness Platinium przy ul. Sołtysa Dytmara. Dobrostan mieszczący się w klubie może stać się jednak udziałem wybitnie zdeterminowanych, ukierunkowanych na cel jednostek. Przyda się umiejętność orientacji w terenie, czyli po prostu zdolność odnalezienia wejścia. Wierzcie mi jednak, jeśli zdacie ten - wymagający skupienia uwagi pierwszy test, znajdziecie się w miejscu o którym zawsze marzyliście. Cóż, determinacja to moje drugie imię więc cel osiągam: odkrywam, znajduję, korzystam. Zaraz po wejściu, po lewej stronie, witają mnie duże, przeszklone szyby z widokiem na basen i dwa, średnich rozmiarów jacuzzi - to zapowiedź aktywności, którym poddam się bez walki. W recepcji okazuję kartę - w zamian otrzymując kluczyk do szafki, który jest jednocześnie przepustką na nielimitowany dostęp do wszystkich oferowanych produktów. Tych ostatnich jest naprawdę sporo, ale o tym za chwilę. W szatni przebieram się w kostium, zabieram ręcznik i przez chwilę biję się z myślami co robić, w jakiej kolejności, jakie tempo sobie narzucić? Wreszcie uspokajam oddech i decyduję, że dzisiaj nastawię się na hydro-, termo- i relaksoterapię, na spokojnie, bez wyczynów, bez pokonywania samej siebie posmakuję tej chwili, tego czasu. Pierwsze kroki kieruję do jacuzzi: woda jest bardzo ciepła, wręcz gorąca. Ostry strumień wody i delikatniejsze bąbelki masują moje ciało, a ja mam czas na rozglądnięcie się wokół i usystematyzowanie tego co już zobaczyłam. Obiekt zaprojektowany jest w nowoczesnym stylu: dominuje szkło, metal i drewno, kolorystyka jest stonowana, elegancka. Wyposażenie, oświetlenie i nagłośnienie to sprzęty z wyższej półki; odnoszę wrażenie, że planując to miejsce właściciel nie tylko nie ciął kosztów, ale świadomie zainwestował znaczne fundusze. Pod ścianą stoją rowery do aqua spnningu, w górze, za szybą widzę kilka bieżni, rowerków i orbitreka. Od towarzysza kąpieli bąbelkowej, dowiaduję się, 1 Wysoki standard, wysokie oczekiwania że obok tzw. strefy cardio znajduje się osobna sala do spinningu. - Świetne zajęcia, daję z siebie wszystko, a potem dowiaduję się, że można jeszcze więcej. Byłaś już na brzuchomani? - pyta - Nie? Polecam, chodzę na te poranne, człowiek po tym wie, że żyje, sylwetka jest dla mnie bardzo ważna. Kończy się kolejny cykl masażowy więc decyduję, że czas na większą aktywność. Wchodzę do basenu i od razu chcę się wycofać - woda jest niemiłosiernie zimna. Przełamuję się. Po chwili spokojnie płynę przemierzając szerokość - raczej kameralnego rozmiaru – basenu. Przewracam się na plecy i teraz mogę podziwiać sufit - cały pokryty drewnianymi klepkami. Korzystam jeszcze z wodnych masaży i po chwili wkraczam w świat uderzającego ciepła. Z trzech saun wybieram parową – to moja ulubiona więc pozwalam, aby gorące kropelki otuliły mnie całą, oddycham z wysiłkiem i kiedy zaczynają się lekkie zawroty głowy – wychodzę. Po trzykrotnej sesji w saunie, przerywanej zimnym prysznicem, zmierzam do strefy relaksu. Składa się na nią kilka leżaków, kameralne oświetlenie, wygodne pufy. Przez szybę mogę obserwować innych, korzystających z przyjemności wodnych. Nie obserwuję, zamykam oczy, myślami przenoszę się do wyimaginowanego świata. Trwa to aż do momentu, kiedy słyszę rozmowę, później zbliżające się kroki. Już nie jestem sama, teraz dzielę strefę relaksu z trojgiem przypakowanych - jak się z ich rozmowy okazuje – przedsiębiorców. Rzeczywistość wbija się w moje fantazje brutalną, niepohamowaną arogancją: nie ma już mowy o refleksji, zagubiłam ideę. Zostawiam rozbuchanych handlowców; postanawiam odwiedzić pozostałe sauny. Sucha jest dosyć ludna, ale udaje mi się usiąść na niższym poziomie. Gorąco. - Słaba temperatura – słyszę z góry – można polać? Pytanie skierowanie jest do wszystkich, do nikogo. - Jasne, może dodamy? Mam olejek. - Gość z 40 kilową nadwagą sprawnie zeskakuje na dół i już hojnym gestem wlewa do cebrzyka zawartość swojej buteleczki. W jednej chwili znajduję się na drodze, gdzie rowy obficie porastają 2 Wysoki standard, wysokie oczekiwania miętą. Roślina jest wszędzie: naciera, otacza, obejmuje; przenika do oczu, do nozdrzy, przewierca się do samego środka. Gorąco miesza się z falami zimna, które przepływają jedna po drugiej, odurzają. Czuję, że muszę wydostać się z tej obfitości, ciągle wspomaganej nowymi chochlami ekstraku. Wychodzę i już świadomie omijam saunę infrared. Może skorzystam następnym razem. Miętę czuję jeszcze przez dłuższy czas w szatni. Reszta planów też zostaje odłożona w czasie. Kolejne wyjście potraktuję z bardziej aktywną postawą. Nastawię się na zajęcia z sexy dance i zdrowego kręgosłupa, w tej właśnie kolejności. Spinning - mimo zachęty jego entuzjasty – jednak odpuszczę, nad brzuchomanią pomyślę. Pierwsze otrzeźwienie przychodzi pod prysznicem, kiedy jego część zostaje mi w ręku. Nie przejmuję się tak drobną niedogodnością i przechodzę do następnej kabiny. Tutaj pojawia się problem z powieszeniem ręcznika, haczyk, który miał spełniać swoją funkcję dynda sobie to na prawo, to na lewo, znowu na prawo. Ach. Jeszcze wysuszę włosy i już będę żegnać się z tym miętą pachnącym przybytkiem. Niestety z suszeniem nie idzie łatwo, a właściwie męczę się strasznie. Suszarki umieszczone są na wysokości kolan (sic!) i ciągnięcie rury przymocowanej do nich powoduje, że przy moim wzroście (170 cm) praktycznie nie sięgam głowy. Druga suszarka jest w bardziej opłakanym stanie - jej rura, urwana - leży obok. Nagle przypominam sobie, że przecież wszystko w porządku, jestem uratowana, gdyż na wszelki wypadek wzięłam własną suszarkę. Niestety próżno szukam wolnego kontaktu. Jedyny dostępny zajęty jest przez posiadaczkę przepięknych kasztanowych włosów, sięgających jej – o zgrozo - do pośladków. Mocno wycieram więc głowę ręcznikiem - na zewnątrz jest całkiem ciepło - ostateczne suszenie zostawiam na warunki domowe. Z recepcji pobieram jeszcze bloczek na wyjazd – klub posiada własny parking – i ledwie żywa, oszołomiona miętą, ale i kompletnie zrelaksowana wychodzę z oczywistym postanowieniem powrotu. Mam nadzieję, że klubowy management zna powiedzenie, że diabeł tkwi w 3 Wysoki standard, wysokie oczekiwania szczegółach. Miesięczny karnet open, w zależności od stażu uczestnictwa - 99 zł/119 zł/139 zł Pojedyncze wejście open – 19 zł Listopad 2014 r. 4