Pobierz tekst
Transkrypt
Pobierz tekst
Inny w czasie, inny w przestrzeni. Wielokulturowość w Małopolsce Patrycja Trzeszczyńska Zaabsorbowanie przeszłością – własną lub cudzą – nie jest niczym nowym. W ostatnich latach jednak – a w Polsce po 1989 roku – sięganie po minione przybiera kształt swoistego pamięciowego boomu, określonego przez francuskiego historyka, Pierre’a Nora, mianem memoralizacji. Żyjemy zatem w czasach, w których odwołanie do przeszłych wydarzeń, postaci, miejsc i zjawisk zatacza coraz szersze kręgi społeczne i nie tylko służy legitymizacji naszego teraźniejszego bytu, konstrukcji bieżącej tożsamości indywidualnej i zbiorowej, ale także zaspokaja naszą poznawczą ciekawość dotyczącą miejsc, w których żyjemy, oraz ludzi, którzy je tworzyli, także innych niż my sami lub nasi przodkowie. Owa inność staje się inspiracją – i choć jest tak stara jak potrzeba poznania odmiennych ludów i ich sposobów życia – to przybiera rozmaite retoryczne kształty, obecne w języku: wielokulturowość, różnorodność kulturowa, zróżnicowanie kulturowe, etniczne, narodowe, religijne, językowe, heterogeniczność kulturowa (i każda inna…), dialog międzykulturowy, komunikacja międzykulturowa itd. Wielokulturowość rozumiana jest zwykle jako współżycie przedstawicieli wielu różnych kultur w tym samym miejscu – mieście, regionie, państwie. Granice pojęcia „wielokulturowość” rozmywają się – to taki worek bez dna, do którego wkłada się coraz więcej przymiotników i synonimów. Wojciech Burszta zauważa: „Rzec można, że wielokulturowy świat «wylewa» się niepowstrzymaną falą z wszelkich inicjatyw społeczno-kulturalnych, politycznych i edukacyjnych. Nie ma dnia, abyśmy nie byli powiadamiani, że coś, co ma wielokulturowość w herbie, właśnie znajdzie kolejną realizację pod postacią festiwalu, kampusu, debaty, koncertu, interdyscyplinarnej konferencji”. Czy musimy zatem pogodzić się z tym, że świat odtąd może być już tylko wielokulturowy? W Małopolsce obok nas żyją historyczne mniejszości narodowe i etniczne: Słowacy, Romowie i Łemkowie. Mniej liczni są Żydzi i Ormianie, natomiast do grup już w regionie nieobecnych, ale po których pamiątki pozostały wciąż w architekturze, nazewnictwie, muzyce, kuchni, literaturze, można zaliczyć m.in. Włochów, Niemców i Węgrów. Odmienność etniczna to tylko jedna strona wielokulturowości, której doświadczamy. Czym na co dzień może być obcowanie z bogactwem kultur, dziedzictwem przeszłości różnych grup etnicznych i etnograficznych, odmiennością w krajobrazie kulturowym, architekturze, kuchni i języku w miejscu, gdzie mieszkamy? Czego może nas nauczyć i na co zda się nam uznanie odmienności za wartość, która nie jest jedynie dodatkiem do naszej przestrzeni życiowej? Czy wielość i różnorodność to domena przeszłości, zamknięta w muzeach i zakurzonych tomach przedwojennych etnografów? Czy to – przeciwnie – wyłącznie projekt przyszłości? Wędrówka po światach odmiennych kultur może być szansą odpowiedzi na powyższe pytania. Albo… na zadanie kolejnych, z którymi prędzej czy później przyjdzie nam się zetknąć. Obcowanie z materialnymi artefaktami, tu zamkniętymi w przestrzeni wirtualnej, po części stanowiącymi niegdyś własność owych innych, może nam pomóc zrozumieć istotę otwarcia na inność jako taką. Obraz na szkle „Zbójnicy – przyjęcie Surowca” Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem Bliska inność Przekonuje się nas, a i my sami siebie przekonujemy, że żyjemy w społeczeństwie wielokulturowym, przynajmniej coraz bardziej. Może jeszcze nie tak, jak w USA czy Holandii, ale już nie tak jak w PRL. To istotny zwrot. Skąd jednak taka wielość kultur, które miały się u nas w ostatnich dwudziestu latach pojawić czy objawić? Jako społeczeństwo z trudem przestawiamy się na dostrzeganie różnorodności kultur, grup etnicznych, narodów i religii, które nas w wielu miejscach i regionach kraju otaczają i z których wiele… było tu od wieków. Sen peerelowskich elit o jednorodności www.muzea.malopolska.pl narodowej społeczeństwa prysł jak bańka mydlana. Na szczęście był tylko snem. Lansowane dziś hasło wielokulturowości idzie w parze z „koegzystencją”, „współżyciem” czy „syntezą” kultur, które tworzą oblicze regionów. Przeszłość należącą do innych rewitalizuje się na ogół bez nich samych, za to z korzyścią dla większości. Nic tak nie wspiera dumy z pochodzenia z regionu o bogatych tradycjach, unikatowym materialnym i symbolicznym dziedzictwie, jak promowana właśnie – czy projektowana – wielokulturowość. Warto jednak przyjrzeć się obecnym i dawnym „nosicielom” odmienności, afirmowanych tradycji i twórców czy spadkobierców owego dziedzictwa. Słowacy żyjący w Polsce zamieszkują przede wszystkim w Małopolskę (gminy Nowy Targ, Bukowina Tatrzańska, Łapsze Niżne, Lipnica Wielka i Jabłonka). Są nam kulturowo tak bliscy, że często ignorujemy ich albo… zawłaszczamy. Jak współcześnie Janosika. Górale z polskiej i słowackiej strony Tatr zasilali zbójnickie drużyny w równym stopniu, bez podziałów. Na Orawie i Spiszu młodzi ludzie żenili się bez granic. Granica podzieliła ten świat później. Obraz „Żydzi” Piotra Michałowskiego Muzeum Narodowe w Krakowie Inność kontrolowana Z mroku, jak na płótnie Rembrandta, wyłania się pięć postaci. Piotr Michałowski w połowie XIX wieku sportretował pięciu Żydów – trzech młodszych, w różnym wieku, umieścił z tyłu. Przed nimi stoi dwóch dojrzałych mężczyzn w żydowskich szatach rytualnych – tałesach – i z długimi brodami. Jeden z nich jest wyraźnie starszy, pochylony, siwy. Kiedy przyjrzeć się każdemu z nich od lewej do prawej, można stwierdzić, że to właściwie jeden człowiek w różnych momentach swego życia – od niefrasobliwego, uśmiechniętego młodzieńca z pejsami i kędzierzawą głową do oświeconego mądrością Tory starca. Żydzi są słabo widoczni w ciemnościach, ale jednak widoczni. Współcześnie w Polsce realni, żywi obcy są dla nas przezroczyści – namacalne wydaje się tylko ich dziedzictwo przeszłości, ich dawna odmienność etnograficzna czy etniczna, zatrzymana w czasie, unieruchomiona. Zredukowani są do przeszłej barwnej rzeczywistości, którą Polacy zawsze – a jakże – szanowali i akceptowali, i tolerancji, dla której słyną we własnym mniemaniu do dziś. Odmienność to temat do przepracowania. Odmienność – ale jaka? Czy taka, którą możemy podziwiać podczas sobotnio-niedzielnej wycieczki do muzeum, tudzież w plener podszyty ciekawostkami etnograficznymi? Czy interesuje nas tylko przeżycie umarłych światów czy też ich kontynuacja, na przykład na potrzeby biznesu turystycznego? Jak przekłada się takie doświadczenie na codzienny kontakt z odmiennością, choćby w Krakowie? Wiele mówi się o uznaniu inności, szacunku dla odmienności i jej akceptacji. Inność jest poszukiwana i podziwiana, szczególnie ta należąca do przeszłości, ale nie zawsze realnie potrzebna. Z innością pod kontrolą mamy zazwyczaj do czynienia od święta i w pewnych akceptowalnych ramach – podczas festiwali folklorystycznych, których w naszym regionie nie brakuje w letniej porze, w restauracji podającej mniej lub bardziej „egzotyczne” potrawy, w podróży. Różnicę afirmujemy więc tymczasowo. Sukienka na Torę (Meil) z synagogi w Szumsku koło Krzemieńca Muzeum Narodowe w Krakowie Nieprzyswojona inność Zdaniem historyka Jerzego Jedlickiego Zagłada Żydów „nie została przeżyta ani przepracowana w polskiej świadomości zbiorowej, nie została też włączona do naszej historii narodowej: jej dokumenty, relacje i upamiętnienia do niedawnego czasu pozostawały oddzielne, nieprzyswojone przez patriotyczny kult pamięci”. Żydzi są wielkimi nieobecnymi. Jeśli wpisują się w kulturę przyjemności jako depozytariusze dawnego krakowskiego Kazimierza, jesteśmy w stanie myśleć o nich. Cóż jednak wiemy o Żydach w innym niż Holocaust kontekście? Zwyczaje, obrzędowość i artefakty rytualne pobożnych, ortodoksyjnych Żydów budzą podziw, strach lub niezrozumienie: dotykanie mezuzy na framudze przed opuszczeniem domu, frędzle na szatach, czapki-lisiury, ogolone kobiety w perukach, szabat, zwoje Tory, najważniejszego tekstu judaizmu… www.muzea.malopolska.pl Tora chroniona jest specjalną koszulką (czy sukienką), która nie tylko pełni funkcję zapobiegającą zabrudzeniu zwoju. Kosztowny „strój”, w który uroczyście ubierana jest w synagodze Tora, symbolizuje szacunek dla jej mądrości i najwyższe zawierzenie treści. Bogato zdobiony, inkrustowany złotą nicią, ręcznie haftowany materiał miał odpowiednie kolory na poszczególne okresy między żydowskimi świętami. Biało-złoty, jak na fotografii, oznaczał, że sukienka używana była pomiędzy Nowym Rokiem (Rosz ha-Szana) a Dniem Pojednania (Jom Kipur), w ciągu dziesięciu dni skruchy (Jamim Noraim). Wóz cygański Muzeum Okręgowe w Tarnowie Odległa inność Inną kwestią jest nierozróżnialność polskich mniejszości etnicznych i narodowych. Mniejszości „od zawsze” żyjące w naszym sąsiedztwie nie epatują swoją odmiennością. Romowie są jednak ze względu na wygląd zewnętrzny rozpoznawani. W Polsce, a tym bardziej na świecie, nie są grupą jednolitą. W Małopolsce mieszkają przede wszystkim przedstawiciele grupy Bergitka Roma, czyli Romowie Karpaccy, którzy przybywali do Polski z terenów dawnego Królestwa Węgierskiego. W latach 60. XX wieku Rada Państwa zdecydowała się wydać uchwałę nakazującą Cyganom osiedlanie się. Zanim to jednak nastąpiło, podróżowali drewnianymi wozami – prototypami współczesnych przyczep kempingowych (na Zachodzie Europy właśnie przyczepy, nowoczesne i w pełni wyposażone służą Romom w ich wędrówkach). Współcześnie wizerunek Cygana/Roma jest obarczony negatywnym stereotypem. Fascynacja dla ich inności, skupienie na zewnętrznych wyróżnikach, uznanie dla talentów zderzają się z pogardą i odrzuceniem. Obraz Romów jest mocno eksploatowany, ale nie oznacza to, że lepiej ich znamy, czy więcej o nich wiemy. Na przekór hasłom o tolerancji, poszanowaniu, uznaniu i społecznej integracji, Romowie żyją obok, nie z nami. Jacek Milewski przyznaje: „Nie jest łatwo pisać o Cyganach. Również dlatego, że nie mieszczą się w kanonach, w ramach, jakie chcemy narzucać światu. Trudno ich sklasyfikować, wcisnąć w szuflady. Trudno ich nawet policzyć (…) Nie jest łatwo pisać o Cyganach. O ludziach, których świat, choć jest tuż obok, żyje nadal swoim życiem – zakrytym nadal przed obcymi i trudnym czasami do zaakceptowania przez nas”. Fotografia „Portret dwóch chłopców” Ignacego Kriegera Muzeum Historii Fotografii im. Walerego Rzewuskiego w Krakowie Przeszła inność W Małopolsce znajdują się regiony o wyrazistym obliczu, w których wciąż można się zetknąć z wielokulturowością „żywą”: Spisz, Orawa, Podhale. Są też krainy w sensie historycznym nieistniejące, jak Łemkowszczyzna, której kształt kulturowy uległ destrukcji w latach 1944–1947 wraz z wysiedleniami rodzimej ludności. Wiele kultur narodowych i etnicznych zniknęło – jak kultura żydowska wraz z jej nosicielami, którzy ulegli Zagładzie, czy włoska, niemiecka i węgierska, której nosiciele się zasymilowali. Zasadne jest tu więc pytanie, czy w Małopolsce mamy do czynienia z próbami skonstruowania wielokulturowej tradycji czy z rekonstrukcją tradycji wielu kultur, z których część odeszła bezpowrotnie w wirze dziejów. Budowaniu wyrazistego kapitału kulturowego i wizerunku miejsc służy wydatnie także przeszłość. Także owych innych. Obcowanie z innością w regionie to nie tylko oddanie należnej czci duchom przeszłości, dzięki którym mamy cieszące oko zabytki i ciekawą przestrzeń wokół siebie (architektura, gwara, stroje, muzyka, kuchnia). Poznać inność możemy dziś także poprzez kontakt z „żywymi” innymi. Osobną kwestią jest problem wykorzystania czyjegoś dziedzictwa kulturowego w celach biznesowych. Mimo że tradycyjnej kultury ludowej już nie ma, nadal „chłopskość” czy „ludowość” są retorycznie podtrzymywane przy życiu i eksploatowane. Dawny świat kultury chłopskiej zniknął bezpowrotnie po II wojnie światowej. Wskutek migracji do miast, edukacji, zmian w strukturze społecznej i zatrudnieniu zanikały także zręby tradycyjnego światopoglądu i wartości oraz norm regulujących życie w wiejskich społecznościach. Zakonserwowano natomiast folklor muzyczny poprzez program jego instytucjonalizacji w postaci zespołów folklorystycznych, których www.muzea.malopolska.pl twórczość z samym folklorem nie miała wiele wspólnego. Pokazy sceniczne oddaliły treści ludowe od pierwotnego kontekstu. Członkowie zespołów występują w strojach stylizowanych na ludowe, pochodzące z danego regionu etnograficznego, znacznie rzadziej w strojach autentycznych lub rekonstruowanych. Widzowie otrzymują barwny pokaz, który zaspokaja ich zapotrzebowanie na pierwotną „chłopskość”, „ludowość”, „dawność”, daje im złudne poczucie obcowania z odzyskaną przeszłością. Zdjęcie chłopców w strojach krakowskich także świadczy o podobnych zabiegach. Fotografowanie dzieci w latach 70. XIX wieku było zbyt wielkim luksusem dla większości rodzin chłopskich w Galicji. Dzieci nie ubierano w świąteczne stroje krakowskie – zwykle nosiły lniane lub płócienne koszule i nie miały butów. Być może chłopcy przedstawieni na fotografii nie są dziećmi chłopskich rodzin. Krakowska wieś w tym czasie naprawdę nie była tak zasobna i barwna, jak zdaje się przekonywać nas fotograf. Fotografia „Zakopane. Górale pod kościołem” Muzeum Historii Fotografii im. Walerego Rzewuskiego w Krakowie Swojska inność Niewątpliwie najbardziej wyrazistą i rozpoznawalną grupą etnograficzną w Polsce są górale podhalańscy. Stereotypowy wizerunek górala zakłada, że jest to pewny siebie, łasy na dutki konserwatysta o porywczym charakterze, skłonnościach do alkoholu i wielkim umiłowaniu rodzinnej ziemi. W przestrzeni publicznej i informacyjnej mocno eksploatuje się wizerunek górala (w reklamie piwa, w komentarzu telewizyjnym górala o pogodzie lub szansach sportowca w rywalizacji o mistrzowski tytuł, w informowaniu o korkach na Zakopiance). Wzmacnia to stereotyp: góral to „góral” albo „baca”, „gazda”, a nie po prostu mężczyzna czy człowiek, mieszkaniec miejscowości X (analogicznie z kobietą, choć tu możliwości zawężają się do „góralki” i „gaździny”). Powierzchowny kontakt z góralskością, rzut oka na spreparowane na użytek turysty wyimki z góralskich tradycji odsuwają widza od jej doświadczenia czy zrozumienia. Na zdjęciu wszystko się zgadza: górale odświętnie ubrani stoją pod kościołem pw. Świętej Rodziny na Krupówkach. Mamy i archetypiczną góralską religijność, i góralskie stroje (wszyscy w portkach, kapeluszach z muszelkami, cuchach i guniach). Być może jednak obecni na fotografii ludzie nie gwarzą wesoło po zakończonej właśnie mszy. Wielu z nich zapewne wybierze się „za Wielką Wodę”, wszak to początek XX wieku, galicyjska bieda w oczy zagląda. Szczuplejące dziedziny nie są w stanie zapewnić utrzymania wielodzietnym rodzinom, a agenci emigracyjni kuszą bogatą Ameryką. Wkrótce kolejni mężczyźni, a z czasem kobiety z dziećmi zaludniać będą Chicago i inne miasta na dalekim kontynencie. Wielu tam zostanie, a swoje dzieci i wnuki wychowają, jak należy, z poszanowaniem dla Boga i tradycji ojców. Celtycki pacior szklany Muzeum Archeologiczne w Krakowie Inność egzotyczna Cokolwiek znaczy dziś słowo „wielokulturowość” – a wydaje się, że jego pojemność semantyczna stale rośnie w miarę pojawiania się coraz to nowych odmienności i alternatyw dla głównego nurtu życia społecznego czy dominujących wzorów kulturowych, charakterystycznych dla większości – dotyczy obecności wokół nas wszelkich mniejszości: etnicznych i narodowych, religijnych, językowych, seksualnych, czy też grup społecznych realizujących odmienne style życia. Nie powinniśmy bezrefleksyjnie ulegać magii słowa „wielokulturowość”. Warto mieć w pamięci słowa Mariana Kempnego, który przestrzegał: „wielokulturowość stała się rodzajem nowego uniwersalnego narzędzia, swoistego klucza umożliwiającego zrozumienie gwałtowności wybuchu zjawisk kulturowego różnicowania się, fascynacji kulturową odrębnością grup uwolnionych od biernego odtwarzania wzorów kultury dominującej (…)”, tymczasem powinna być rozumiana jako proces tworzenia tożsamości i obrona prawa do zachowania odrębności pojedynczych ludzi, a nie całych grup. Każdy z nas w jakiś sposób wyraża siebie poprzez ubiór. Ludzie, którzy mają silną potrzebę podkreślenia indywidualności swych wyborów i gustów, sięgają po wyraziste dodatki, tkaniny, www.muzea.malopolska.pl detale, biżuterię nierzadko o proweniencji ludowej, etnicznej, orientalnej. Paciorki mogą być i celtyckie, ale kim dziś są dla nas Celtowie? Czy towarzyszy nam refleksja nad pierwotnym znaczeniem motywów, wzorów, elementów stroju właściwych dla kultury, z której czerpiemy inspirację? Światowid ze Zbrucza Muzeum Archeologiczne w Krakowie Inność nie do wiary Moda na inność, poszukiwanie i podkreślanie różnicy (w identyfikacjach etnicznych, w stylach życia i preferowanym hobby, w stroju i zaspokajaniu potrzeb kulturalnych), postawy mniej lub bardziej poprawne politycznie, które powinniśmy przyjmować w XXI wieku, jak przekonują nas niektórzy politycy, media i społecznicy, wszechobecne hasła o nietrudnej, lecz cennej społecznie tolerancji, która ma nam ułatwiać życie i eliminować skutki szoku kulturowego na wypadek zetknięcia z innym, konieczność i szlachetność społecznej integracji, kulturowa amalgamacja, o którą w czasach globalizacji wszak nie jest trudno, problemy dyskryminacji, uprzedzeń wobec wszelkiego typu odmienności i asymilacji – to ledwie niektóre z niezliczonych wątków wszechobecnych dyskursów o wielości i różnorodności. Szczególnie łatwo z naszym niezrozumieniem spotykają się ludzie innej niż nasza wiary, odległej od naszej tradycji. Z kolei odmienne symbole religijne i cytaty z duchowości innych wykorzystujemy współcześnie dość swobodnie, a nawet na nich zarabiamy. Nie zbliżymy się do buddyzmu poprzez jogę czy medytację traktowane na nasz zachodni sposób jako ucieczka przed stresem i tempem współczesnego życia. Dla naszych praszczurów posąg Światowida był równie ważny jak dla chrześcijan święty obraz – uosabiał bóstwo, ale także zaklinał ludzką płodność, zapewniał trwanie świata, bo podtrzymywał niebo, jednocześnie wyrażał kształt kosmosu podzielonego na ziemię, niebo i podziemia. Wyjęty z kontekstu słowiańskich wierzeń i wyobrażeń o strukturze wszechświata staje się tylko rzeźbą. Tworzy palimpsesty. Wpasowuje się w otoczenie – jak replika Światowida ze Zbrucza w pobliżu krakowskiej ulicy św. Idziego. Naczynie zoomorficzne (kultura Huaura) Muzeum Archeologiczne w Krakowie Moda na inność Różnicę zwykle traktujemy statycznie – jako pewien zatrzymany w czasie stan (kultura białoruska, niemiecka, łemkowska). Treści, które składają się na to, co my postrzegamy jako inne, odmienne, różne od nas samych, są ważnym elementem czyjejś tożsamości – procesu, nie stanu, dziejącego się na różnych polach: narodowym, etnicznym, religijnym, płciowym, regionalnym, lokalnym. Niechęć do inności, stereotypy, którymi wyręczamy się w myśleniu o innych, akty przemocy symbolicznej i dyskryminacji w rezultacie stają przeciwko nam – pozbawiamy się czegoś, co może nas w jakiś sposób wzbogacić. Dzisiejsza korzyść z odzyskanej czy, według innych, życzeniowej wielokulturowości możliwa jest poza powierzchowną fascynacją „multi-kulti”. Niekwestionowana moda na odmienność (moda na „etno”, „etnodizajn”) sięga po inspiracje, które mają daleki (z założenia jak najdalszy) rodowód: bary sushi, warsztaty jogi i pieśni gruzińskich, filmy z Bollywood. Zadomowiły się one także w naszych gustach i w wyborach przedmiotów, którymi się otaczamy. Dziś rzadko urządza się wnętrza w stylu japońskim, dziś wolimy etniczny eklektyzm: rzeźba ludowego artysty kupiona na odpuście, zasłony ze sklepu indyjskiego i afrykańskie maski na ścianach. Ludowe, etniczne znaczy potocznie tyle co prawdziwe, bliższe natury, ręcznie robione, a więc indywidualne, jak my, nieskażone masową produkcją. Kolekcjonujemy i gromadzimy podczas podróży „etniczne” artefakty, które w domowym zaciszu mają nam przypominać o dalekich światach i wyrażać „prawdy” właściwe dla odległych innych. Zanim jednak sztuka ludowa stała się „sztuką”, przedmioty „estetyczne” miały znaczenie praktyczne, użytkowe, religijne lub symboliczne. Wyrażały czyjąś potrzebę lub służyły jako materialne wsparcie oddziaływania na siły przyrody, by je zjednać, ujarzmić i obrócić na swoją korzyść, jak gliniane naczynia z wyobrażeniami zoomorficznymi. Ikona „św. Mikołaj” Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu www.muzea.malopolska.pl Inność do zobaczenia Antropolodzy, którzy od zarania swojej dyscypliny naukowej zajmują się innością, wiedzą, że jej oswojenie – także poprzez interpretację – uczynienie obcego swoim, zanegowanie jego inności, nawet w dobrej wierze, oznacza, po pierwsze, instrumentalizację obcości, jej zawłaszczanie i wykorzystanie, a po drugie – utratę inności przez kogoś, kto jawił nam się jako obcy. Zdaniem Czesława Robotyckiego, Polska nie jest krajem wielokulturowym, a „wielokulturowość jest w skansenach” i prezentuje minioną, zamkniętą ostatecznie w 1945 roku rzeczywistość. Współczesne próby rekonstrukcji różnorodności także skazane są na porażkę, ponieważ Innego mamy zbyt mało u siebie, aby wielość stała się zauważalna. Jednak Polacy mają świadomość obcowania z odmiennością etniczną czy religijną tam, gdzie są one widoczne lokalnie – a tak jest w Małopolsce. Choć mniejszości żyje tu mało i są liczebnie niewielkie, slogany o wielokulturowości odczuliły wrażliwość na rzeczywistą odmienność, a ta jest w największym stopniu zajęciem badaczy i działaczy kulturalnych, możliwe jest spotkanie z innością, które – choć nie na co dzień, bo od święta – zmieni jednak nasze owej odmienności widzenie. Jak zauważa Zdzisław Mach, „Znaczenie mniejszości dla społeczeństwa demokratycznego nie zależy bowiem jedynie od ich wielkości, a wielokulturowość to w równym stopniu stan umysłu, jak kwestia polityki”. Wyznawcy wschodniego chrześcijaństwa (grekokatolicy i prawosławni) zamieszkują w Krakowie oraz we wsiach Beskidu Niskiego – na Łemkowszczyźnie. Uczęszczają do cerkwi, które mają charakterystyczny kształt i zwieńczone są krzyżami z dodatkową, skośną belką. We wnętrzu każdej cerkwi znajduje się ikonostas – ściana z ikon ułożonych w odpowiednim porządku, oddzielająca nawę (część dla wiernych) od prezbiterium (miejsca przemiany darów). Ikona nie jest zwyczajnym przedstawieniem świętego. To alegoria. Powstaje w sposób obwarowany ścisłymi regułami – kanoniczną ikonę musi napisać (nie namalować) osoba do tego powołana, specjalnie namaszczona, używająca odpowiednich materiałów i farb. Postać świętego – jak tu św. Mikołaja – przedstawiana jest frontalnie. Nie musi być to realistyczny wizerunek, ponieważ dla wiernych istotne jest to, co kontakt z ikoną umożliwia – doświadczenie obecności Bożej i obcowania ze świętymi. Św. Mikołaj jest w Karpatach szczególnie czczonym świętym. Ma zwykle swoje stałe miejsce po lewej stronie w dolnej części ikonostasu obok północnych drzwi diakońskich. Jest patronem wielu cerkwi na Łemkowszczyźnie. Czuha łemkowska Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu Inność jako duma Mniejszości etniczne i narodowe oraz grupy etnograficzne zamieszkujące Małopolskę są aktywne – organizują festiwale folklorystyczne, prowadzą zespoły i chóry, prezentują swoje tradycje na zewnątrz regionu czy kraju, wydają prasę i książki, organizują nauczanie języka ojczystego (jak Słowacy czy Łemkowie). Niekiedy słychać o sporach i ważnych dla nich inicjatywach także poza regionem – jak w przypadku konfliktu o upamiętnienie na Podhalu Józefa Kurasia „Ognia” czy w kwestii dwujęzycznych nazw miejscowości na Łemkowszczyźnie. Łemkowie żyjący dziś w Beskidzie Niskim to ludzie, którzy wrócili na ojczyste terytorium z wysiedlenia na ziemie zachodnie i północne Polski. Mozolnie odbudowują swoją odrębność, pamięć o tradycjach przodków, konserwują zwyczaje, szyją stroje wzorowane na przedwysiedleńczych, które przywdziewają podczas świąt rodzinnych, religijnych i festiwali kultury łemkowskiej. Swoistym łemkowskim etnosymbolem, wyróżniającym ich w całych Karpatach, a dziś wykorzystywanym jako czytelny emblemat, jest brązowa wełniana czuha, ciężkie i ciepłe okrycie męskie. Czuha na Łemkowszczyźnie pozwalała rozpoznać, skąd pochodzi jej posiadacz – z zachodniej, środkowej czy wschodniej części regionu. Decydowała o tym liczba białych pasów na kołnierzu i jego kształt – prostokątny lub okrągły. Była wyróżnikiem na tyle istotnym, że Wincenty Pol próbował nawet nadać Łemkom miano „Czuhańców”. Prawdziwy łemkowski gazda musiał mieć czuhę, była bowiem symbolem prestiżu. Na wygnaniu Łemkowie nie nosili czuh – nie tylko dlatego, że nierzadko zostawili je w domach, do których opuszczenia ich zmuszono. Nie chcieli odróżniać się od nowych sąsiadów jeszcze bardziej, zdradzał ich już język i wyznanie. Dziś jednak czuha www.muzea.malopolska.pl ponownie staje się przedmiotem dumy i symbolem prestiżu. Kapliczka słupowa „Chrystus Frasobliwy” Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie Inność w czasie Czy można uczynić przeszłość na powrót obecną? Odgrzebywanie różnorodności etnograficznej, etnicznej, religijnej to z pewnością wyraz zapotrzebowania na błyskotki, ciekawostki, intelektualne (mniej lub bardziej) bodźce do rozmyślań nad tożsamością miejsca, w którym się żyje. Jednak przywoływanie różnorodności to nie tyle hołd tym, którzy zostawili nam w muzeach barwne artefakty, ile nasza potrzeba urozmaicenia. Z kolei wydobywanie odmienności etnograficznych – choć z samą wielokulturowością nie ma nic wspólnego, bo, jak mówi Czesław Robotycki, opiera się na „odtwarzaniu szczegółu etnograficznego, który różnicował”– nie tylko przekonuje o bogactwie regionu, ale i uczula na odmienność jako taką. Moda na ludowość, popularność festiwali folklorystycznych, restauracji serwujących „tradycyjną” chłopską kuchnię (a raczej jej dzisiejsze wyobrażenie), urządzanie wnętrz i przestrzeni w stylu „chłopskim” powoduje, że artefakty o chłopskim rodowodzie już nam się opatrzyły. Tak jest z kapliczkami i krzyżami przydrożnymi, niekiedy wykorzystywanymi jako element dekoracji, przeniesionymi poza naturalny kontekst. Obfitość kapliczek w dawnych wsiach i poza nimi wynikała z szeregu funkcji, jakie pełniły. Nie służyły tylko jako miejsce modlitw, jeśli do kościoła było daleko, ale wznoszono je w podzięce za łaskę (np. szczęśliwy powrót z emigracji, wyzdrowienie), w geście błagalnym czy w celu zapewnienia sobie ochrony przed zagrożeniami (chorobą, plagą, nieurodzajem, wojną). Kapliczki znajdowały się miejscach potencjalnie niebezpiecznych, które wymagały wzmocnienia Boskiej ingerencji w życie ludzi (rozstaje dróg, ich skrzyżowania, granice wsi), ponieważ wierzono, że tam właśnie czyhają złe moce, gotowe zagrozić bezpieczeństwu i powodzeniu. Formy i kształty kapliczek, figury świętych, którym je poświęcano, są rozmaite. Kapliczka z Chrystusem Frasobliwym jest szczególna. Wierni – jej budowniczowie – zwracali się do Niego bez pośredników. Warto zadumać się nad rolą kapliczek i wizerunku Chrystusa Frasobliwego – najbardziej popularnej formy przedstawienia „ludowego” Chrystusa – kiedy znajdziemy jej powtórzenia na festiwalowym straganie. Bibliografia: W. J. Burszta, Międzykulturowość – znamię czasów. Wprowadzenie, „Kultura Współczesna” 2008, nr 2. A. Kroh, Sklep potrzeb kulturalnych, Warszawa 1999. J. Milewski, Dadyves i Tajsa, „Witryna” 2006, nr 23 (176), , http://witryna.czasopism.pl/pl/ gazeta/1082/1207/1337/ (dostęp: 5.08.2012). M. Pollack, Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji, Wołowiec 2011. M. Ratajczak, Różnorodność kulturowa w mediach. Doświadczenia europejskie, Wrocław 2012. Spisz: wielokulturowe dziedzictwo, red. A. Krok, Sejny 2000. A. Stasiuk, Opowieści galicyjskie, wyd. VII, Wołowiec 2011. J. Tokarska-Bakir, Rzeczy mgliste: eseje i studia, Sejny 2004. R. Traba, Przeszłość w teraźniejszości. Polskie spory o historię na początku XXI wieku, Poznań 2009. U progu wielokulturowości. Nowe oblicza społeczeństwa polskiego, red. M. Kempny, A. Kapciak, S. Łodziński, Warszawa 1997. W stronę nowej wielokulturowości. Towards new multiculturalism, red. R. Kusek, J. Sanetra-Szeliga, Kraków 2010. Patrycja Trzeszczyńska – dr, etnolog i ukrainoznawca. Pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się antropologią pamięci i przestrzeni oraz antropologią etniczności. W Polsce (wśród Łemków i Ukraińców) i na Ukrainie (wśród Łemków i Polaków) prowadzi badania nad kulturową autoprezentacją mniejszości, folkloryzmem, ekspresjami kulturowymi, regionalizmem i konstruowaniem wizerunku regionów. www.muzea.malopolska.pl