Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Krwawy Król - XIV. Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: Spectre Na łączce zamkniętej pierścieniem drzew, toporem wymachiwał nikt inny jak Korgan, rycząc przy tym wściekle. Co jakiś czas rozlegał się szczęk zderzającej się stali kiedy krasnoludzka broń ścierała się z egzotycznym orężem przeciwnika. Uderzenia wyprowadzane były szybko. Cios, parowanie, cios, parowanie. W pewnym momencie Korgan wyciągnął się na trawie jak długi, a katana rywala zawisła mu nad twarzą. – Nie podsuwaj mi tej szpilki przed gębę, bo jeszcze ją połknę i zacznę srać gwoździami. – Leżący szydził wyraźnie z broni przeciwnika. Wysoki bandyta uśmiechnął się biorąc zamach by zadać ostateczny cios. Krasnolud wykorzystał chwilę, poderwał się i ciął od dołu. Ręka uzbrojona w katanę z cichym łupnięciem wylądowała na trawie. Topór wystrzelił znad głowy i druga ręka dołączyła do pierwszej. Kopnięcie zadane ułamek sekundy później, pogruchotało kości kolana i przeciwnik znalazł się w odwróconej sytuacji. Nie oprawcy, a ofiary. – Nie cierpię was, heretyckie sukinsyny. – wysapał wyraźnie zmęczony Korgan. – Zginiesz marnie, wybryku natury. Nie ma miejsca na tym świecie dla odmieńców twojego pokroju! Ani dla żadnych innych! – wyrzucił z siebie jednym tchem pokrzywdzony. – Świat jest wielki jak smoczy zad. I śmierdzi tak samo. A ty, pryszczaty dandysie, jesteś tym, co spod smoczego ogona wypadło i potwornie cuchnie. – Krasnolud oparł się o stylisko topora, którego ostrze utkwiło w miękkiej ziemi. – No, gadaj, jak te wasze sahalańskie ścierwo lubi zdychać. – Ab ahalaen kohruned... – Zaraz urżnę ci łeb i spalę padlinę. Najpierw ulżę sobie na twoją gadzią gębę żebyś wiedział co myślę o twojej religii i twoim kraju. – I jak powiedział, tak zamierzał zrobić. Duchowny nie wyglądał na wystraszonego. Nadal powtarzał niezrozumiałą regułkę, która z chwili na chwilę stawała się dłuższa, a słowa wraz z upływem krwi wypowiadane były coraz bardziej gorączkowo. Korgan wydobył odpowiednią część ciała ze spodni mając zamiar przejść do czynu. Strzała, która wbiła mu się w ramię odwróciła jego uwagę. – Psia twoja mać! – warknął, wyciągając grot. – Zaraz mi tu zejdzie, religijna świnia, a jakaś parchata kupa łajna ma czelność do mnie strzelać! – zezłościł się. – Wyłaź z krzaków, gnido! Krasnolud z wyraźnym niezadowoleniem porzucił kapłana. Przyjrzał się strzale. Na grocie Strona: 1/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl starannie namalowano złotą farbą maleńkiego sokoła. – Żeby was szlag, cholerne bubki. – mruknął pod nosem, porzucając przedmiot należący do miejscowej straży. Ruszył w stronę, z której strzała przyleciała. Przedarł się przez niskie krzaki, rąbnął toporem pęd próbujący zaplątać mu się o but. Wyszedł na kolejną małą polankę i zobaczył jakiegoś (według niego) gówniarza bawiącego się strażniczym łukiem. Młodzieniec najwyraźniej próbował trafić wiewiórkę, która była sprytniejsza i uciekła zanim strzała przygwoździła ją do pnia drzewa. Nie wprawiony łucznik zaklął pod nosem. Usłyszał zbliżającego się krasnoluda i zatrzymał na niewielkiej postaci zielone oczy. – Ktoś ty? – zapytał. – Ja ci zaraz pokażę kto ja. – Korgan pogroził toporem i zamachnął się nim do cięcia, będąc na tyle blisko by sieknąć młodzika. Ten odskoczył, a broń zatopiła się w ziemi. Krasnolud nie próbował wyszarpnąć topora. Puścił go i rzucił się na przeciwnika z gołymi pięściami. Nikt nieco zaskoczony puścił łuk i począł się bronić przed gradem ciosów, spadających gdzie się tylko dało. Zepchnął z siebie Korgana i błyskawicznie stanął na równych nogach, doskakując do porzuconego topora. Podetknął go krasnoludowi pod nos. – Czego się rzucasz, knypie? – Moim toporem, parchu, machasz mi przed gębą?! Kopnięcie w piszczel było na tyle silne, że Nikt wypuścił topór, bo fala bólu rozlała się w ekspresowym tempie po nodze. Krasnolud podniósł się z ziemi, trzymając swoją broń w ręku, a Nikt pomachał własną na znak, że nie ma zamiaru się okładać. – No, gówniarzu. Chyba nie warto urżnąć ci tego kudłatego łba. Toż to hańba takiego żołtodzioba lać... – Korgan wyciągnął topór ostrzem w stronę rozciągniętego na trawie Nikta. Ten wyższy chwycił broń, a krasnolud dźwignął go na nogi. – Trafiłeś mnie strzałą, smoczy gilu. Przerwałeś mi oprawianie żywego jeszcze mięsa. I na dodatek chciałeś mnie chlasnąć moim toporem. Za to powinienem ci kindybała na lewą stronę przewrócić. – Strzała była przypadkiem. A topór... To była defensywa. – odparł Nikt sięgając po łuk. Nie zdążył go podnieść, bo ostrze topora przygniotło go do trawy. – Skąd masz broń strażników? – Krzaczaste brwi ściągnęły się na chwilę na krasnoludzkiej facjacie. – Zwędziłeś? Lepiej nie pokazuj się z tym w mieście, bo strzelać to ty nie potrafisz, a tamci będą chcieli odzyskać łuk z odsetkami w formie twoich rąk. – Zostawię go tu. – Jesteś z góry, co? – Krasnolud wycelował toporem w stronę skór Nikta, które w nadzwyczajny sposób nie ulegały zniszczeniu przy zmienianiu kształtu ciała. – Ano, jestem. – Wpadłeś do Szczeliny? – Mniejszy najwyraźniej zechciał dowiedzieć się o mocno przewyższającym go drągalu. – Nie. Jestem... przejazdem. – Krótka, wymijająca odpowiedź ze strony mężczyzny nie zbiła z pantałyku krasnoluda, który w końcu przytroczył do pasa swoje „przedłużenie ręki.” – To pewnie ty, glucie jeden, z tą demoniczną babą się tu kręcisz, co? I na Koniec zmierzasz? Nie pytaj skąd wiem. Tutaj demony rzucają się w oczy. Poza tym chyba widziałem tą czerwoną dziewkę jak żem elfowi przefasonować gębę chciał. – Krzaczaste brwi znów zmarszczyły się nad małymi bystrymi oczkami. – Chodź, wyrośnięty brzydalu, postawię ci kolejkę. Korgan nie czekając aż Nikt się zgodzi, ruszył swoim kaczym krokiem w stronę innej, wydeptanej ścieżki. Ollpheist porzucił łuk i zafascynowany postacią krasnoluda Strona: 2/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl poszedł w jego ślady. – Imię jakieś masz, paskudo? Ja Korgan. – Nikt. Krasnolud zarechotał. – Nikt? Godne imię kundla, nie ma co. Wyższy poczerwieniał nieco, śląc klątwy pod adresem swojego ojczulka, który owo imię mu nadał. Nie odpowiedział krasnoludowi. *** Długi drąg popychał Daariana w stronę rzeki ognia płynącej leniwie między poczerniałymi budowlami. Gorąco z każdym krokiem było coraz bardziej dotkliwe. Kłuło niemiłosiernie skórę, parzyło. Sprawiało ból. Ciało pokryło się obfitą warstwą potu. Stopy ucierpiały najbardziej. Mężczyzna czuł napierający na cienką skórę płyn zbierający się w pęcherzach oparzelin. – Zaraz zobaczymy co z ciebie za cudak, naziemcu. – warknął demon dzierżący kij. – Będziesz wiedział, że nie wolno czytać ksiąg z Wrót. Daarian nie próbował się zapierać. Dawał się popychać w stronę ognia, gdzie powietrze nad rzeką było tak gorące, że ciężko było oddychać. Cóż, skoro nie pozwolili mu wrócić na powierzchnię i nie było sposobu żeby wydostać się w jakiś sensowny sposób, to śmierć w ułamku sekundy w magmie wydawała się dosyć kuszącą opcją. Nie miał pojęcia jak długo tkwił już w świecie pełnym ostrych kamieni, dymu i płomieni, ale miał go powyżej dziurek w nosie. Splunął arogancko w stronę demona, a ten dźgnął go mocniej. Mężczyzna zachwiał się na krawędzi, a rozgrzane niemiłosiernie podłoże sprawiło, że bąble na stopach zaczęły pękać. Syknął i zacisnął zęby nie mając zamiaru dawać satysfakcji oprawcy widokiem cierpień. Był już o krok od przepaści. Wystarczyło lekko szturchnąć. Ubranie na plecach zaczęło się tlić od temperatury powietrza. Było mu wszystko jedno, ale jednocześnie miał ochotę zatłuc demona kijem, którym ten go skrupulatnie, lecz powoli wpychał w ogień. – Co tu się dzieje?! – Krzyk dobiegł zza pleców demona. Ten podskoczył albo z zaskoczenia, albo ze strachu i przypadkiem szturchnął Daariana za mocno. Ciało człowieka runęło w dół, zagłębiło się w mazistej lawie. Na powierzchni rzeki buchnął ogień, podskoczyły pojedyncze krople magmy. Wściekła jak osa Dracaris zaczęła wrzeszczeć, rzucając bliżej nieokreślone groźby i klątwy. Zebrany tłum demonów rozstąpił się, a ten, który wrzucił Daariana w ogień wyglądał tak, jakby miał za chwilę zblednąć i zrobić się dla odmiany różowy, zamiast czerwony. Praktycznie było to niemożliwe. – Pani, niewolnik przeglądał księgi. Każdy kto wcześniej to robił kończył tak samo... Myślałem, że... – wymamrotał niewyraźnie demon z kijem, informując poniekąd o powodach zajścia. – Więcej nie będziesz miał okazji myśleć, ty idioto! – syknęła rozwścieczona kobieta, a po krótkim geście ręką, przypominającym przywoływanie kogoś, lawa uniosła się i tworząc cienką, długą, sycząco-kapiącą linę, wypełzła z rzeki i sięgnęła kostek demona. Ten zawył z bólu i wiedział jak skończy. Chwilę później ciało zniknęło blisko miejsca, w którym zniknął Daarian. Dracaris podeszła bliżej brzegu i wpatrywała się z napięciem w leniwie bulgoczącą substancję w korycie. Owionął ją kolejny gorący podmuch powierza. Nad głową coś donośnie zaburczało, a niewyraźne, zasnute szarymi chmurami sklepienie rozbłysło pomarańczowym światłem. Napięcie rosło, gapie sterczeli jak wrośnięci w twarde, gorące ostre kamyczki, a wysoko w górze łatwopalne gazy zaczynały strzelać coraz głośniej. – Strona: 3/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Zabili jej zabaweeeeeeeeeeeczkę! – zapiszczały chórem chochliki podskakujące na kamieniach opodal rzeki. – ZABILI JEJ ZABAWECZKĘ, BO ZABAWECZKA WPADŁA W RZECZKĘ! GŁUPIA ZABAWECZKA!– Skandowały żwawiej podskakując, a po chwili do rytmu zaczęły ciskać w demony drobnymi kamieniami. Dracaris zignorowała to. Już miała wyładować złość i przygotować się na inną złość. Złość Azariela, która z pewnością jej nie ominie kiedy ogar dowie się, że ktoś popełnił błąd. Kilka metrów dalej leniwa lawa zabełtała się gwałtownie, a spod płomienistego wypełnienia rzeczki wychynęła głowa. Głowa człowieka. Mężczyzna wypełznął na brzeg kompletnie nagi, ociekający przeźroczystą substancją, w której wiły się pomarańczowe nitki. Po paru krokach runął na gorące kamienie. Poparzone do mięsa stopy uniemożliwiały chodzenie. Demonica podeszła do człowieka i uśmiechnęła się z satysfakcją, ignorując kompletnie rany. – No, naziemcu. Nie zawiodłeś mnie. – mruknęła pod nosem. – Dajcie mu jakieś odzienie i zabierzcie go stąd. Rozprasza mnie. – rzuciła głośniej, a chwilę później wręcz tryskając zadowoleniem zniknęła w tłumie. Daarian leżał przez jakiś czas mając w głębokim poważaniu fakt, że jego ubranie się spaliło. Przeżył szok przez fakt, że jego ciało nie uległo spaleniu. Czuł jedynie ciepło kiedy wpadł do rzeki. Przez moment odczuł nawet gorąco kiedy paliło się na nim ubranie. Ale nic poza tym. Gapił się w górę widząc jak miliardy iskier spadają w dół. Widok był zapierający dech w piersiach. Brud i sadza zniknęły. Niebo było pomarańczowe, rozbłyskało teraz białymi błyskawicami, a na dół spływały iskry, w połowie drogi znikając. Na niego spadały tylko maleńkie, łaskoczące płatki popiołu. Ból w stopach przeszył go nagle. Przepłynął w górę po ciele i dźgnął aż w mózg. Zacisnął zęby i starł z twarzy to, w czym był cały obklejony. Ciesz na palcach chwilkę migotała pomarańczowymi żyłkami, a ułamek sekundy później te zgasły i zrobiły się czarne, brudzące. Już nie połyskiwały. Ktoś rzucił na niego ubranie i szarpnął go za ramiona żeby podnieść. Nieco oniemiały klęknął i wciągnął na siebie szatę, która natychmiast przykleiła się do ciała. Przed oczyma mignęła mu różowa ręka. Zamrugał kilka razy, zastanawiając się czy doznał jakiegoś szoku. Przed oczyma stanęła mu kobieta. Najzwyklejsza, różowa kobieta o normalnych, ludzkich ciemnych oczach, burzy czarnych loków. Bez żadnych rogów. Bez pazurów. Ból znów przeszył ciało i nagle zrobiło mu się ciemno przed oczyma. Ocknął się w... bibliotece. Poznał to po chłodzie i odgłosach. Leżał na posadzce, a stopy koiło przyjemne zimno. Opływało rany i uśmierzało ból. Poczuł coś jeszcze zimniejszego, gęstszego. W nozdrza uderzył go kwiatowy zapach, mocno wyróżniający się na tle smrodu siarki i gryzącego dymu. – Niech ci nie przyjdzie do głowy teraz się poruszyć. – Kobiecy głos zabrzmiał mu nad głową. Nie otwierał oczu, więc nie widział kto to. Coś miękkiego dotknęło jego policzków, brody i podbródka. Miał wrażenie jakby wsadził twarz między kwitnące gałązki, gdzie delikatne, miękkie, pachnące kwiaty przyjemnie łaskotały skórę. Chłodny przedmiot zaczął przesuwać się po miejscach, gdzie przed chwilą rozsmarowano mu to... coś. Usłyszał chlupot wody. To go zaniepokoiło. Uniósł powieki i widząc tę samą kobietę, majstrującą mu coś przy Strona: 4/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl twarzy, uniósł się gwałtownie do siadu. Piekący ból odezwał się na podbródku. Ciepła krew popłynęła po szyi. – Mówiłam, że masz się nie ruszać! Mogłam poderżnąć ci gardło. – fuknęła kobieta, trzymając maleńki, cienki sztylecik, na którym było coś spienionego. – Kim jesteś? Dlaczego podsuwasz mi sztylet pod gardło? Co tu robisz? Jesteś demonem? – Daarian gapił się oniemiały na kobietę, mając ochotę zarzucić ją setkami pytań. Ona uśmiechnęła się w niesłychanie ciepły sposób. Przypomniał sobie, że Dracaris także potrafiła wyglądać „normalnie”, więc chwilowe złudzenie, że na Końcu jest ktoś taki jak on szybko się rozwiało. – Za dużo gadasz. Lepiej się nie ruszaj i połóż się z powrotem. – odparła spokojnie, a mężczyzna zrobił tak, jak chciała. Pozwolił by dokończyła golenie sztyletem obfitej brody. Spodobały mu się jej długie loki, przypominające sprężynki. Miała ciemne oczy. Prawie czarne. Łagodnie zarysowane brwi, mały, krótki i lekko zadarty nos. Przyjemnie różowe usta. Dolną wargę miała nieco większą niż górną. Goliła go z całkowitym skupieniem na twarzy od czasu do czasu wytykając koniuszek języka. Widział tylko górę jej stroju. Siedziała, więc ocenić mógł tylko od pasa w górę, a w tymże miejscu widać było jedynie bladoniebieską sukienkę ciasno opinającą talię. – Odpowiesz mi? – zapytał w końcu czując, że nie może gapić się na nią w ciszy. A zamknięcie oczu groziło przyśnięciem, bo posunięcia sztyletu po twarzy i chłód przy stopach działały usypiająco. – Skąd masz wodę? – Jak pewnie zauważyłeś, trzymam ci sztylet przy twarzy, bo golę cię. Wiem, że w naszym świecie tego się nie praktykuje z nabożnością, ale bez brody będzie ci wygodniej. Nie jestem demonem. Jestem kobietą z krwi i kości. A to, co tu robię i skąd mam wodę niech będzie moją słodką tajemnicą. – Znów uśmiechnęła się w sposób najbardziej uroczy jaki można było sobie tylko wyobrazić. Nie miała zimnego, surowego oblicza jak Aileen albo pokrętnego jak Dracaris. – Azariel mówił, że możesz zadawać pytania... – Azariel – podchwycił Daarian – pewnie miał ci coś ciekawego do powiedzenia? – Nie. Tylko to, że lubisz dużo pytać. – Dlaczego on z tobą rozmawiał? I dlaczego kazał ci do mnie przyjść? – Dracaris była za bardzo zadowolona ze swojego odkrycia. Świętuje w swój ulubiony sposób. – Co świętuje? – Daarian zmarszczył brwi. – Jak to co? Twój wypadek. Nawet nie wiesz jaka niezadowolona była, że demon, który wepchnął cię do Urkosu, spalił się. – Kobieta wypłukała sztylet w misie z wodą. – Chciała go nawet za to wynagrodzić. Niestety za późno. – Świetnie. Cudownie. Przekaż jej, że jestem rad. Bardzo cieszy mnie fakt, że moja nieudana śmierć wywołała w niej pozytywne odczucia. Czarnowłosa tylko pokręciła głową z przelotnym uśmiechem. Skończyła z goleniem. Wytarła sztylet i zerknęła w stronę stóp Daariana. – Myślę, że powinieneś teraz spać. Kiedy się obudzisz będziesz mógł chodzić. – I za to wygodne posłanie też jej podziękuj. Jest o niebo lepsze niż kamienie w tej czaszce, w której siedziałem jakiś czas temu. – odburknął. – Spać, mówiłam. – W głosie kobiety był nacisk, lecz w niewytłumaczalny sposób miękki. Taki, z jakim matka pogania własne dzieci do snu. Machnęła od niechcenia ręką nad jego twarzą, a jemu znów pociemniało przed oczyma. Zasnął. *** Strona: 5/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl