Podróż dwunasta. Dwie pustynie. Przyznaję, że tym razem

Transkrypt

Podróż dwunasta. Dwie pustynie. Przyznaję, że tym razem
Podróż dwunasta.
Dwie pustynie.
Przyznaję, że tym razem wkraczam trochę jakby na nie moje poletko. Beata i Bajm. Lub
Bajm i Beata. Jak kto woli. Maciek uwielbiał. Ja, czego nie ukrywam, wolę nieco innego
rocka. Trochę cięższego, trochę bardziej rozbudowanego muzycznie. A Beata i Bajm… No
cóż, nie będę pisał o ich początkach. Bo później bardzo mocno się zmieniali. Przyznaję, że dla
mnie – na korzyść. Musieli dużo słuchać tego, co działo się za oceanem. Z disco-metalem na
czele. Tak, tak – disco-metal. Takie określenie wymyślili dziennikarze muzyczni na styl
prezentowany przez Van Halen, Whitesnake, Bon Jovi, Europe czy wielu innych podobnych.
Na polskim rynku muzycznym to właśnie Bajm postrzegam jako czołowego wykonawcę tego
gatunku. No może jeszcze i Emigrantów.
Skoro temat nie mój, to czemu o nim piszę? Bo był bardzo ważny dla Maćka. I wiąże się
z nim spełnienie jednego z Jego wielkich marzeń – osobistego spotkania z Beatą. Choćby na
chwilę. Pisałem wcześniej, jak trudno jest spotkać się z liderami Budki Suflera.
Z Beatą i Bajmem – równie trudno. Ale czasem życie podpowiada, co zrobić. Szczególnie,
gdy koncert ma być blisko nas.
Tak właśnie było w czerwcu 2010 roku – czterdzieści kilometrów to żadna odległość, aby
pojechać i zobaczyć Bajm na żywo. A warto, bo przyznaję, że jeśli już dają koncert – jest on
na najwyższym poziomie. Nie ma koncertów Bajmu granych „na odczepnego, na pół
gwizdka”. Choćby i z tego względu doceniam ich poziom. Bo zagrać dobrze w studiu – żadna
sztuka. Jak coś nie wyjdzie – robi się poprawkę. Do skutku. Ale na żywo się nie da. Albo ktoś
gra na poziomie, albo nie. Bajm należy do tych pierwszych, a to sztuka. I ich wielka praca.
Harówa.
Wcześniej, zanim wyjechaliśmy, przez dobry tydzień wydzwanialiśmy menedżera zespołu,
czy będzie mógł takie spotkanie zorganizować. Wywijał się, unikał jasnych odpowiedzi, ale
dzień przed koncertem usłyszeliśmy, że „chyba się uda”. Pojechaliśmy. I czekaliśmy. Koncert
trwał prawie do północy, ale nie odpuszczaliśmy. Wysłuchaliśmy Bajmu do samego końca,
a potem ruszyliśmy ku „strefie zamkniętej”. I udało się. Było prawie wpół do pierwszej
w nocy, gdy ochroniarz zapowiedział, że Maciek może spotkać się z Beatą.
Jakie wrażenia? Przeobłędne. Beata wciąż jeszcze niezmiernie zmęczona występem – prawie
dwie godziny na scenie, w okropnym żarze reflektorów, a jeśli znacie jej występy, wiecie
sami – ona nie stoi przy mikrofonie. Ona z mikrofonem gania po całej scenie. Scena jest jej.
I publiczność przed sceną także. Trzeba mieć dobrą kondycję, by tak się ruszać i bezbłędnie
śpiewać. Zmęczenia nie potrafiła ukryć.
Drugie wrażenie – sama Beata. Na scenie wydaje się górować nad wszystkimi, a w swojej
przyczepie kampingowej – niewielka, niewiele (jeśli w ogóle) wyższa od Maćka…
Już bez makijażu, który i tak rozpłynął się po koncercie. Ale szczęśliwa. Maciek opowiadał,
że czuć było w jej głosie to specyficzne zadowolenie z dobrze zagranego koncertu. Artyści to
Muzyczne podróże z Maćkiem. Podróż dwunasta. Dwie pustynie.
czują, widzą i słyszą po reakcji publiczności. Po gęstniejącym pod sceną tłumie. Bo jak jest
źle, publiczność szybko daje temu wyraz. Ale tym razem było dobrze. Było wspaniale.
Krótka rozmowa, pamiątkowa fotka i autograf. A w drugą stronę też coś – Maciek nagrał
kilkanaście swoich ulubionych utworów, wrzuciliśmy to na CD, zrobiliśmy okładkę – jest
tym razem także prezent dla Beaty. Favourite Piano Pieces. Ulubione Kawałki na Fortepian.
Taki tytuł dał Maciek tej płycie. A wśród nich – Dwa serca, dwa smutki, Myśli i słowa, Gdy
nie słychać braw… Nie mogło zabraknąć tytułowego nagrania do filmu
„W pustyni i w puszczy” (stąd jedna pustynia), a w rozmowie Maciek przyznał, że bardzo
lubi starszy nieco kawałek „Nie ma wody na pustyni” (ot, znalazła się i druga pustynia!).
Jeszcze trochę innych wrażeń. Przyczepa Beaty… To nie jeden z tych wielgachnych,
komfortowych bungalowów na kółkach. Taka najskromniejsza, najmniejsza chyba rozmiarem
przyczepa pewnie gdzieś z lat siedemdziesiątych. Malutka, ciaśniutka, skromnie w środku, że
aż nie do wiary, że w czymś takim ma przygotować się do koncertu jedna z największych
gwiazd polskiej estrady! To sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na Beatę. Byliśmy
przekonani, że jak typowy bywalec pierwszych stron plotkarskich szmatławców będzie
pewnie gwiazdorzyć, a tu nic takiego. Po prostu fajna babka.
Nie podejmuję się utworzyć listy przebojów Bajmu według Maćka. Myślę, że i Jemu łatwo
by nie było – to zależało w dużej mierze od nastroju, od tego, czy miał ochotę na Beatę solo,
czy z Bajmem. Ale na każdej takiej liście, i to gdzieś wysoko, Maciek umieściłby „Biały
stół”.
„Jeżeli kiedyś wrócisz, nakryję biały stół.
Uciszę w sobie smutek, radosny będzie dom.
Przepraszam Cię za wszystko, co we mnie było złe.
Dziś dobrze to rozumiem, czym zraniłam Cię.
Tęsknię tak za Tobą, chyba już wiesz.
Jest coś, co pewnie wiedzieć chcesz.
Przez ten cały czas świt był wtedy bliski gdy,
Czułam cię tak pod skórą jak..
Jeżeli kiedyś wrócisz, rozpalę w Tobie żar.
Nic się nie będzie liczyć, po prostu Ty i ja.
Umilkną telefony, ten sławy cały zgiełk.
I wciąż nie nasycony życia bieg.
Tęsknię tak za Tobą, chyba już wiesz.
Jest coś co pewnie wiedzieć chcesz.
Przez ten cały czas świt był wtedy bliski gdy,
Czułam cię tak pod skórą jak..”
Z całą pewnością to tekst o rozstaniu. O tęsknocie. Czyżby już tyle czasu przed Maciek
wiedział, że niebawem przyjdzie Mu od nas odejść i już wtedy za nami tęsknił?
**************************************
Piotr Lazar, marzec 2013
Muzyczne podróże z Maćkiem. Podróż dwunasta. Dwie pustynie.