Gilma
Transkrypt
Gilma
Zuzanna Ciszewska, 15 lat zam. Węgorzewska 24/3 Radzieje tel. 508- 212- 120 Gimnazjum w Radziejach Gilma „Gilma, Gilma” - wołała mama swoją córkę, która pobiegła gdzieś w zarośla. Matka Gilmy była żoną Yzegupsa- króla Galindów. Król Yzegups postanowił jakiś czas temu znaleźć nowe miejsce dla swojego ludu. Nowa osada musiała być otoczona wodą ze wszystkich stron, aby wrogowie i dzikie zwierzęta nie mogły wtargnąć na terytorium królestwa. Nowe miejsce, którego Galindowie szukali, musiało posiadać czarodziejski gaj, który zapewniał wszelkie dobra i zdrowie dla wszystkich Galindów. Niełatwo było znaleźć takie miejsce, dlatego podróż trwała już bardzo długo. Galindowie na swej drodze spotykali rożne dziwne zwierzęta, jakich nigdy wcześniej nie widzieli na oczy. Napotkali wielkie krowy, porośnięte czarnym długim włosiem i z okazałymi rogami. Wojownicy króla upolowali nawet kiedyś jednego takiego zwierza. Jego mięso było bardzo pożywne i smaczne, a ogromna skóra wystarczyła na odzienie dla sześciu dorosłych wojów. Później nazwali te potężne zwierzęta żubrami od „żu”- duża i „bram”-krowa. Galindowie poruszali się bardzo wolno, ze względu na to że, cały swój dobytek ciągnęli z sobą na specjalnych saniach , nie znali wtedy jeszcze czegoś takiego jak koła. Królowa Kitra była bardzo zaniepokojona zniknięciem córki Gilmy, która zawsze była przy niej i nigdy sama się nie oddalała. Tym bardziej, że teren był bardzo niebezpieczny. Zewsząd otaczały ich moczary i bagna, na których łatwo można było się zgubić lub, jak mawiały najstarsze kobiety, zniknąć pod powierzchnią ziemi na zawsze. Dodatkowo w tym dniu panowała niesamowita mgła, jakgdyby niebo z chmurami spadło na ziemię. Tymczasem Gilma stała na brzegu, jak się jej zdawało wielkiego morza. Ten zapach i rytmiczne obijanie fal o brzeg zapamiętała dobrze. Ogromną wodę widziała dwie zimy temu, kiedy wraz z ojcem i jego poddanymi płynęli swoimi łodziami wykonanymi z lekkiego drzewa i pokrytymi wewnątrz skórami, w poszukiwaniu nowego miejsca do zamieszkania. Pomimo swych 8 lat Gilma, nie czuła strachu, choć wiedziała że znacznie się oddaliła od swojego orszaku, bo nie słyszała już słów wędrujących ani odgłosów zwierząt, nawet kotów. Koty, te piękne i tajemnicze stworzenia, od zawsze towarzyszyły plemionom Galindów. Jako „boskie” stworzenia były otoczone przez nich troską i czcią. Inne plemiona z pokolenia na pokolenie przekazywały sobie opowieści o tym, że Galindowie również posiadali te magiczne kocie cechy i umiejętności. Zawsze przecież podążali swoimi ścieżkami, byli bardzo zręczni, doskonale widzieli w ciemnościach i potrafili bezszelestnie podchodzić zwierzęta i kilkoma zwinnymi ciosami zabić swoją ofiarę. Podobnie jak koty, Galindowie mieli oczy a raczej źrenice, które zmieniały się w zależność od pory dnia. Wszyscy bali się tego spojrzenia i nawet dzieci wiedziały, że wzroku Galinda należy unikać! Największy respekt jednak budził fakt, ze każdy członek rodu Galindów miał aż dziewięć żyć. Nie dziwiło więc nikogo, że nawet najznakomitsi wojowie woleli nie wchodzić w drogę takiemu przeciwnikowi. Częstym tematem dyskusji pomiędzy mędrcami innych plemion była ta niezwykła więź pomiędzy Galindami i ich kotami…. Tymczasem Gilma, stojąc na brzegu, spostrzegła, że z jej skórzanej sakiewki wysunął się ostatni złoty kamyczek. Słoneczne kamyki zwane „bur” kocie „sztyn” oko, dostała od swojego ojca- króla Yzegupsa. Owe kamyczki, jak mawiał król, posiadały czarodziejską moc. Rzucone za siebie przez lewe ramię w chwili zagrożenia potrafiły w mgnieniu oka spowić cała okolicę mgłą tak nieprzeniknioną, że tylko oczy Galindów potrafiły dostrzec cokolwiek. Wielokrotnie słoneczne kamienie ratowały życie wojownikom Yzegupsa. Gilma zawsze nosiła przy sobie ten cenny prezent. Teraz, gdy uświadomiła sobie, że rozdarła się jej sakiewka i bezpowrotnie utraciła czarodziejskie kamyki, przestraszyła się. Co powie ojcu? Czy ojciec będzie się na nią bardzo gniewał ? W tym właśnie momencie poczuła dotyk ręki na swojej głowie. Wystraszona odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętą twarz swego ojca. Wyciągnął do niej dłoń, w której spoczywały słoneczne kamienie. Gilma zrozumiała, że dzięki tym szczęśliwym kamykom, ojciec mógł ją odnaleźć w tym obcym i niebezpiecznym miejscu. Obydwoje bardzo się ucieszyli na swój widok. Po chwili na brzeg dotarli inni Galindowie. Król wskazał ręką przed siebie, pomimo mgły, która stała się jakby na jego rozkaz rzadsza.Wszyscy ujrzeli przed sobą w oddali wyspę , na której widoczny był czarodziejski gaj. „ To miejsce, którego szukamy- oznajmił Król- i na cześć mojej córki nazwę je Gilmą.” Tak właśnie Galindowie osiedlili się nieopodal Węgorzewa na wyspie zwanej do dziś „Gilmą” na jeziorze Dobskim. Historia ta wydarzyła się równo 1000 lat temu. „Kocia Wyspa” również zawdzięcza swoją nazwę Galindom, gdyż koty osiedliły się niedaleko wyspy Gilmy i zamieszkują ją do dna dzisiejszego..., ale o tym opowiem innym razem… Zuzanna Ciszewska