Nieoczekiwane uczucie, jakim Chopin obdarzył panią Sand
Transkrypt
Nieoczekiwane uczucie, jakim Chopin obdarzył panią Sand
Nieoczekiwane uczucie, jakim Chopin obdarzył panią Sand, sprawiło, że kompozytor w krótkim czasie musiał podjąć wiele decyzji. Zgodził się udać wraz z nią i jej dziećmi w daleką podróż na Majorkę, jedną z hiszpańskich wysp. Opuszczając Paryż na dłuższy czas, musiał zrezygnować z udzielanych lekcji, narażając się tym samym na pozbawienie dochodów. Nie umiał sobie jednak wyobrazić życia bez ukochanej, która z nim czy bez niego, i tak miała w planach pobyt na wyspie. Jeszcze przed wyjazdem Chopin był uczestnikiem scen zazdrości Feliciena Mallefllle'a, które rozegrały się zaraz po wakacjach 1838 roku. Mallefille był młodym literatem, wychowawcą Maurice'a, syna pani Sand, i jednocześnie jej kochankiem. W czasie gdy Chopin już bardzo mocno zaangażował się w związek z pisarką, sprawa z Mallefille'em nie była jeszcze zamknięta. Wspominała o tym George Sand w cytowanym wyżej liście do Grzymały. Jest zrozumiałe, że upokorzony Felicien szukał zemsty. Pisarkę chciał pozbawić życia, ukrywał się w pobliżu mieszkania Fryderyka i oczekiwał, kiedy ta opuści jego progi. Podobno uratowała ją przejeżdżająca właśnie dorożka, do której w obawie przed atakiem wskoczyła. Samego kompozytora Mallefille wzywał na pojedynek, do którego na szczęście nie doszło. Jesienią 1838 roku miłość Fryderyka i pisarki dojrzała do tego stopnia, że zgodzili się razem sportretować. Twórcą ich podwójnego portretu został zaprzyjaźniony malarz Eugene Delacroix. Z obrazem tym wiąże się dość osobliwa historia. Gdy uczucie zakochanych po latach wygaśnie, płótno zostanie rozcięte na dwie części i w takiej postaci przetrwa do dzisiejszych dni. W podróż na Majorkę zakochani wyruszyli osobno. Szczególnie Chopinowi zależało na ukryciu romansu. Z tego planu zwierzył się tylko niektórym przyjaciołom. O sprawowanie funkcji swojego „zastępcy”, pod nieobecność w Paryżu, poprosił Juliana Fontanę, kolegę z czasów studiów u Elsnera. Fontana miał pośredniczyć w przekazywaniu poczty, opiekować się mieszkaniem, finansami i kontaktami z wydawcami. Jako pierwsza w podróż udała się George Sand wraz z dziećmi. Było to 18 października 1838 roku. Chopin opuścił Paryż w 10 dni po ich odjeździe, ale na miejsce spotkania w Perpignan dojechał zaledwie dzień później. W liście do przyjaciółki Charlotte Marliani pisarka donosiła: Chopin przybył wczoraj wieczorem do Perpignan, świeży jak róża i różowy jak burak, w dobrym zdrowiu, po czterech nocach bohatersko spędzonych w karetce pocztowej. Co do nas, to podróżowaliśmy wolno i wygodnie; otoczeni na wszystkich popasach przyjaciółmi, którzy nas obsypywali uprzejmościami [...]. W rzeczywistości pospieszna podróż, jaką odbył Chopin, wkrótce odbiła się na jego zdrowiu. Z Perpignan udali się dalej już razem statkiem do Barcelony, gdzie w oczekiwaniu na ostatnie połączenie do Palmy spędzili pięć dni. Po dotarciu na wyspę spotkało ich niemałe rozczarowanie. Spodziewali się ciszy, spokoju i pustki, tu tymczasem aż roiło się od uchodźców z kontynentu. Kilka nocy zmuszeni byli pozostać w przyportowej zaniedbanej oberży. Dzięki pomocy konsula Pierre'a Fleury w odległym o cztery kilometry od Palmy Establiments znaleźli willę „Son Vent” z ogrodem. W połowie listopada Chopin informował pozostałego w Paryżu Juliana Fontanę: Moje kochanie! Jestem w Palmie, między palmami, cedrami, kaktusami, oliwkami, pomarańczami, cytrynami, aloesami, figami, granatami itd. Co tylko Jardin des Plantes ma w swoich piecach. Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą, i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach. Balkony ogromne z winogronami nad głową; maurytańskie mury. Wszystko ku Afryce, tak jak i miasto, patrzy. Słowem, przecudne życie. Kochaj mnie. Przejdź się do Pleyela, bo fortepian jeszcze nie przyszedł. Jakim traktem go posłali? Dostaniesz „Preludia” wkrótce. Mieszkać będę zapewne w przecudownym klasztorze, najpiękniejszej pozycji na świecie: morze, góry, palmy, cmentarz, kościół krzyżacki, ruiny moskie-tów [meczetów], stare drzewa tysiącletnie oliwne. A, moje życie, żyję trochę więcej... Jestem blisko tego, co najpiękniejsze. Lepszy jestem... Oddaj moich rodziców listy Grzymale i co tylko masz mi przesłać: on wie najpewniejszy adres. Uściskaj Jasia. Jakby on tu wyzdrowiał! Powiedz Pl[eyelowi], że dostanie niedługo manuskrypta. Mało mów znajomym o mnie. Wiele Ci napiszę potem... Powiedz, że po zimie wrócę. Poczta tu raz na tydzień odchodzi. Piszę przez konsulat tutejszy. Poślij mój list rodzicom, tak jak jest. Sam rzuć na pocztę. Twój Ch. Początkowo podczas pobytu na wyspie Chopin tryskał zdrowiem, optymizmem, z zapałem zabrał się do pracy. W oczekiwaniu na obiecany przez Pleyela fortepian nanosił ostatnie poprawki w swoich nowych dziełach - Polonezie c-moll, op. 40 nr 2 i Mazurku e-moll, op. 41, nazwanym Palmejskim. Uzupełniał rozpoczęty cykl Preludiów. W czasie wolnym spacerował po wyspie, z George Sand i jej dziećmi zachwycał się urokami tego miejsca. Jego, wydawałoby się idealną, kondycją zachwiało nieoczekiwane wydarzenie. Podczas jednego ze spacerów przyjaciół zaskoczyła burza. Fryderyk przemókł, zmarzł, w rezultacie ciężko zachorował. Jego dolegliwości nasiliły się równolegle z ogólnym pogorszeniem pogody na wyspie. Padały ulewne deszcze, wiał wiatr, wilgoć przenikała przez cienkie ściany wynajętego domku. W takich warunkach zaziębienie Fryderyka szybko przeobraziło się w ostre zapalenie oskrzeli. Odezwały się dawne problemy z płucami. Stan Chopina był na tyle poważny, że do pomocy w ocenie jego zdrowia George Sand poprosiła trzech niezależnych lekarzy. 3 grudnia 1838 roku kompozytor napisał do Wojciecha Grzymały: Moje kochanie [...] Jestem kaszlący i krząkający, Ciebie kochający. Często Cię wspominamy. Żadnego jeszcze listu od Ciebie nie było. To kraj diabelski, co się poczt, ludzi i wygody tyczę. Niebo śliczne jak Twoja dusza; ziemia czarna jak moje serce. Kocham Cię zawsze. Ch. Julianowi Fontanie dokładniej opisał swoje dolegliwości i lekarską interwencję: Mój Julianie! Nie dawaj conge mojemu mieszkaniu [nie wypowiadaj mojego mieszkania] ani ci mogę manuskryptu posłać, bom nie skończył. Chorowałem przez te ostatnie dwa tygodnie jak pies: zaziębiłem się mimo 18 stopni ciepła, róż, pomarańcz, palm i fig. 3 doktorów z całej wyspy najsławniejszych: jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi - że zdycham, 3-ci - że zdechnę. A ja dziś jak zawsze, tylko Jasiowi darować nie mogę, że mi w przypadku bronchite aigue [ostrego zapalenia oskrzeli, bronchitu], której u mnie zawsze spodziewać się mógł, żadnej konsultacji nie dał. Ledwo żem wstrzymał, żeby mi krwi nie puszczali i żadnych wizy-katorii nie stawiali ani zawłok robili, a grace [dzięki] Opatrzności dziś jestem po staremu. To jednak ma wpływ na „Preludia”, które Pan Bóg wie kiedy dostaniesz. Mieszkać będę za parę dni w najpiękniejszej w świecie okolicy: morze, góry, co chcesz. Mieszkać będę w starym, ogromnym, opuszczonym, zrujnowanym klasztorze kartuzów, co Mend[izabel] wypędził jakby dla mnie. Blisko Palmy, nic cudniejszego: krużganki, cmentarze najpoetyczniejsze, słowem, dobrze mi tam będzie. Tylko jeszcze fortepianu nie mam. Pisałem do Pleyela, rue de Rochechouard, prosto. Dowiedz się... Powiedz, żem nazajutrz mocno zasłabł, żem znów zdrów. Zresztą, niewiele mów o mnie ani o manuskryptach. Pisz do mnie: jeszcze żadnego listu od Ciebie nie mam. Powiedz Leonowi, że jeszczem nie przysłał „Preludie” Albrechtowi, że ich bardzo kocham i do nich napiszę. Rzuć sam mój list do Rodz[iców] na bursę i pisz, Jasia ściskam. Ch. Nie mów ludziom, żem chorował, bo zrobią bajkę. W liście do Fontany Chopin wspomniał, że niebawem zamieszkają w nowym miejscu, w klasztorze w Valldemosie. Ich wyprowadzka z „Son Vent” była nieunikniona. Po wyspie rozeszły się bowiem pogłoski, że w willi mieszka chory na gruźlicę. Strach ogarnął najbliższą okolicę. W obawie przed zarażeniem właściciel domu kazał im się wynosić, jednocześnie upomniał się o zwrot kosztów odremontowania i dezynfekcji swojej posiadłości. Przez kilka dni George Sand z kompozytorem korzystali z gościnności konsula Fleury'ego. 15 grudnia wyruszyli jednak z całym swoim dobytkiem do klasztoru. Miejsce to było niezwykłe, wyludnione, przez to wymarzone do pracy. W przeddzień wyjazdu, 14 grudnia, Chopin napisał do Fontany: Mój Julianie Jeszcze słowa od Ciebie nie mam, a to mój 3-ci list, jeżeli nie 4-ty. Czyś frankował? Może moi nie pisali? Może mi tam nieszczęście jakie w drogę weszło? Czyś Ty leniwy? Nie, Tyś nie leniwy i poczciwy. Pewnoś moje 2 listy do moich posłał (oba z Palmy) i do mnieś pisał, tylko poczta tutejsza, najnieregularniejsza w świecie, nie doniosła. [...] Tymczasem moje manuskrypta śpią, a ja spać nie mogę, tylko kaszlę, i od dawna plastrami obłożony, czekam wiosny albo czego innego... Jutro jadę do owego przecudnego klasztoru Valdemosa pisać w celi starego mnicha, co może miał w duszy więcej ognia jak ja i tłumił go, tłumił i gasił, bo miał go na próżno. 28 grudnia opisywał przyjacielowi swoje wrażenia po pierwszych dniach pobytu w tym magicznym miejscu. Jak zwykle również przy takiej okazji komentował inne dotyczące go sprawy i wydarzenia: [...] Valdemosa, o parę mil; między skałami i morzem opuszczony ogromny klasztor kartuzów, gdzie w jednej celi ze drzwiami, jak nigdy bramy w Paryżu nie było, możesz sobie mnie wystawić nieufryzowanego, bez białych rękawiczek, bladego jak zawsze. Cela ma formę trumny wysokiej, sklepienie ogromne, zakurzone, okno małe, przed oknem pomarańcze, palmy, cyprysy; naprzeciw okna moje łóżko na pasach, pod filigranową rozasą maurytańską. Obok łóżka stary nitouchable [niestabilny] kwadratowy klak [grat] do pisania ledwo mi służący, na nim lichtarz ołowiany (wielki tu lux) ze świeczką. Bach, moje bazgrały i nie moje szpargały... cicho... można krzyczeć... jeszcze cicho. Słowem, piszę Ci z dziwnego miejsca. Twój list z 2-go tego miesiąca odebrałem zaonegdaj, a że święta, i poczta dopiero na przyszły tydzień odchodzi, więc wolno piszę do ciebie i ten weksel, który ci posyłam, miesiąc ruski zapewne do Ciebie iść będzie. Piękna to rzecz natura, ale z ludźmi nic do czynienia mieć już nie trzeba. Ani dróg, ani poczt. Wiele razy byłem tutaj z Palmy, zawsze tym samym furmanem, zawsze innym traktem. Strumienie robią drogi, awalanże [lawiny] je naprawiają, dziś tam nie można przejechać, bo zaorane, jutro tylko muły mogą, a jakie tu powozy??! Toteż, Julianie, ani jednego Anglika nie ma, nawet konsula. Co tam o mnie mówią, mniejsza. Leo Żyd! Nie mogę „Preludiów” ci posłać, bo nieskończone; lepiej się mam i pospieszę, i Żydowi list otwarty krótki odpiszę z podziękowaniem, aż mu w pięty pójdzie (niech mu pójdzie, gdzie chcesz). Szelma! a byłem wigilią wyjazdu u niego, żeby do mnie nie przysyłał. Schlesing[er] jeszcze większy pies, żeby moje „Walce” w album kłaść! i Probstowi sprzedawać, kiedy ja na jego żebranie dla Ojca mu do Berlina dałem. Wszystkie te wszy mnie teraz mniej kąsają. Niech się Leo wścieka. Żal mi tylko Ciebie, ale Ty za miesiąc najdalej czysty będziesz z Leonem i z moim gospodarzem. Użyj Wessla pieniędzy, jak potrzeba. Służący co robi? Daj portierowi 20 fr. ode mnie noworocznego, jak pieniądze odbierzesz, i zapłać fumistę [zduna], jeżeli przychodzi. Nie wiem, żebym długi jakie ważne zostawił. W każdym przypadku, jak Ci przyrzekam, za miesiąc najdalej będziemy czyści. Dziś księżyc przecudny. Nigdy taki nie był. Ale, ale. Piszesz mi, żeś mi list od moich posłał; anim widział, ani dostał. A tak mi go trzeba. Czyś frankował? Jakeś adresował? Twój list jedyny, com dotychczas teraz odebrał, był źle bardzo adresowany. [...] Tutaj natura dobroczynna, ale ludzie złodzieje, bo nigdy nie widzą obcych, więc nie wiedzą, co żądać za co. Pomarańcze darmo, a guzik do portek sumy bajońskie. To wszystko grano [ziarnko] piasku przy tym niebie, przy tej poezji, którą wszystko tu oddycha, przy tej barwie miejsc najcudniejszych, jeszcze oczami ludzi nie zatartej. Jeszcze mało kto płoszył te orły, co co dzień nad naszymi głowami bujają. Pisz, na Boga, zawsze frankuj i Palma de Mallorca dodawaj. Posyłam ci weksel i list do moich. Jasia kocham i żałuję, że nie ukształcił się zupełnie na dyrychtura dzieci dobroczynności w jakim Nurenbergu albo Bambergu. Niechże mi przecie napisze, że człek. To zdaje mi się 3-ci czy 4ty list, co ci do Rodziców posyłam. Albrechta uściskaj, ale mało mów. Twój Ch. Wysłane przez Camille'a Pleyela do Fryderyka pianino dotarło na wyspę jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, do Valdemosy jednak przywieziono je znacznie później. Początkowo z wydaniem instrumentu trudności robili celnicy, później pojawiły się problemy z przetransportowaniem go do celi kompozytora. Gdy jednak się już tam znalazło, Chopin mógł wreszcie powrócić do swojego ulubionego zajęcia - kompozycji. Kończył Preludia, równolegle zajmował się Balladą F-dur, op. 38. Niestety, pogoda była w dalszym ciągu niesprzyjająca, co powodowało częste nawroty choroby i przykuwało chorego do łóżka, odciągając go tym samym od pracy. George Sand robiła, co mogła, aby otoczyć opieką zarówno Fryderyka, jak i własne dzieci. Z niemałym wysiłkiem prowadziła ich wspólne gospodarstwo, gdyż na pomoc stałych mieszkańców klasztoru nie mogła liczyć. Przez miejscową ludność przyjezdni traktowani byli jak dziwacy - ona pisząca po nocy, on całymi dniami grający na pianinie, Maurice, który, biegając po okolicy, nieustannie coś rysował, i Solange przebrana za chłopca. Było to zbyt dużo jak dla skostniałych we własnej tradycji mieszkańców. Wzrastającą nieustannie niechęć do gości powodował dodatkowo obojętny stosunek Fryderyka i George Sand do Kościoła oraz brak zainteresowania sprawami duchowymi. Aby obrzydzić im dalszy pobyt na wyspie, stali się do tego stopnia nieuprzejmi, że ograniczyli przyjezdnym dostęp do najbardziej podstawowych produktów. Jedzenie sprzedawali po zawyżonych cenach, a w razie jakichkolwiek wątpliwości ze strony pani Sand odmawiali sprzedaży czegokolwiek. I tym razem pomógł im konsul Fleury, organizując gościom m.in. dostawy żywności. George Sand zmuszona była jednak przyznać, że tak długo oczekiwaną i wymarzoną podróż należy uznać za wyjątkowo nieudaną. Wiosną, gdy się szybko ociepliło, pani Sand z dziećmi rozkoszowała się jeszcze przez jakiś czas urokami wyspy, Chopin w tym czasie samotnie pracował. Siedząc w pustej klasztornej celi, walcząc z upiornymi obrazami, które w tym opuszczonym miejscu podsycała jego wyobraźnia,marzył o powrocie do Paryża. Zdołał jednak w tym czasie, pomimo zaistniałych trudności, ukończyć jeszcze Preludia, które z wyspy wysłał do Paryża. Ostatnie nuty dopisał również w polonezach z op. 40 i Balladzie F-dur.