Laudacja Tim Staffel - Robert Bosch Stiftung
Transkrypt
Laudacja Tim Staffel - Robert Bosch Stiftung
Tim Staffel Laudacja Po raz pierwszy byłem w Polsce w roku 2000. Pojechałem tam volkswagenem golfem mojej matki i zabrałem ze sobą przyjaciela. Chcieliśmy robić zdjęcia do filmu. Nie pamiętam juŜ nazw miejscowości, przez które jechaliśmy. Choć nie zapuściliśmy się szczególnie daleko w głąb kraju, to straciliśmy w końcu orientację i zdecydowaliśmy, Ŝe zostaniemy w Polsce na noc. Wynajęliśmy pokoje w przydroŜnym hotelu i chcieliśmy zjeść kolację w pobliskiej restauracji. Nie mogliśmy przeczytać jadłospisu. Kelnerka nie znała niemieckiego, a my nie znaliśmy polskiego, i nie dało się teŜ nawiązać rozmowy w Ŝadnym innym języku. Musieliśmy się zdać na jej polecenie, nie wiedząc, co nam przyniesie. Dostaliśmy kotlet, ziemniaki i marchewkę z groszkiem. Mi smakowało, mojemu przyjacielowi nie. Nie mógł się pogodzić z tym, Ŝe nie dane było mu samemu zadecydować, co zamówi. Ja chętnie zamawiam za granicą coś, czego nie znam. Mam zasadniczo problemy z porozumiewaniem się w językach obcych, nawet po angielsku nie mówię przyzwoicie. Oczywiście nikt mi w to nie wierzy, co jest dziwne, bo jak ktoś mówi, Ŝe nie rozumie zasad fizyki albo nie wie, o co chodzi w biochemii, to nikt się nie dziwi. Ale kiedy ja mam problemy z obcymi językami, to kaŜdy mówi: jesteś przecieŜ pisarzem. To się zgadza. I język nazywam moją ojczyzną, moim schronieniem. To mój język ojczysty, który tak określam, jedyny, który opanowałem, na mój sposób. Tłumaczeniem zająłem się po raz pierwszy, gdy współczułem sobie samemu, Ŝe nie mogę czytać w oryginale mojego bohatera Piera Paolo Pasoliniego. Udałem się tropem pisarza do Włoch, uwaŜając się za eksperta, i szukałem jego grobu w Rzymie, Ŝeby jakiś czas później przypomnieć sobie, Ŝe został on pochowany w swojej ojczyźnie, we Friuli. Nie byłem w stanie przebrnąć przez jego powieść „Una vita violenta” (pol. „Gwałtowne Ŝycie”). Czytało się ją jak stronę internetową przetłumaczoną w dzisiejszych czasach przez Google´a. Nie bez powodu krąŜy plotka, Ŝe nazwisko tłumacza tej ksiąŜki to pseudonim. Zupełnie inaczej czułem się, czytając „The Body Artist" (pol. „Performerka”) Dona de Lillo w tłumaczeniu Franka Heiberta - byłem przekonany, Ŝe oryginał w Ŝadnym wypadku nie moŜe się równać z pięknem niemieckiego tekstu. Poza tym był jeszcze rausz przy lekturze „Braci Karamazow”, który zawdzięczam Swetłanie Geier, ale właściwie przyrzekłem sobie, Ŝe nie będę zastanawiać się nad tłumaczeniami, bo chciałem zaakceptować fakt, Ŝe jako zupełny ignorant w dziedzinie języków obcych nie mogę czytać oryginałów – i tym samym nie mogę sobie pozwolić na ocenę tłumaczeń. Moją drugą podróŜ do Polski zawdzięczam projektowi „Kroki/Schritte” i tłumaczeniu mojej powieści „Terrordrom” przez Ryszarda Turczyna. W lutym 2006 r. spotkaliśmy się we Wrocławiu w czasie Dni Literatury Niemieckojęzycznej i natychmiast dzięki niemu poszerzyłem moje horyzonty. Powiedział mi, Ŝe czyta ksiąŜkę i od razu wie, czy chce ją przetłumaczyć, a zarazem czy to potrafi zrobić. Chodzi mu o to, Ŝeby język oryginału „zaskoczył” u niego i wywołał odpowiedni oddźwięk w jego języku. Powiedział mi, Ŝe decyzja zapada momentalnie – albo ma ten język, znajduje go w sobie, albo nie. Nie zaczyna szukać, nie zaczyna się męczyć z obcym ciałem. Chodzi o szczególne brzmienie, którego przeczucie nosi się w sobie, i potem o to, Ŝeby te dźwięki po prostu zabrzmiały – tak go zrozumiałem, i w tym się sam odnalazłem. Ryszard Turczyn nie szuka dosłowności. Jego dokładność polega nie tyle na upodabnianiu pojęć i znaczeń, lecz definiuje się silnie przez rytm, „uderzenie” tekstu. W odróŜnieniu od mojej, językowa ojczyzna Turczyna nie boi się obcych, lecz nawiązuje kontakt z innymi światami i integruje je w strumień własnego języka. Nie pozbawiając oryginału jego własnego charakteru, Turczyn orientuje się według brzmienia i przenosi go z zewnątrz do wnętrza swojego wyczucia językowego, gdzie nagle staje się ono znajome, czytelne, a więc słyszalne i dostępne doświadczeniu. Wtedy, we Wrocławiu, polski aktor Michał Chorosiński czytał fragmenty „Terrordromu” i uŜyczył swojego głosu tłumaczeniu Ryszarda Turczyna. Słyszałem muzykę mojego tekstu i w kaŜdej chwili wiedziałem, w którym miejscu powieści jest właśnie Chorosiński. Zadziwiające było to, jak nieznane mi słowa łączyły się w dźwiękowy twór, w którym mogłem rozpoznać mój tekst, i stanowiło potwierdzenie tego, czego dowiedziałem się od Ryszarda o jego sztuce. Rok później Teatr Polski we Wrocławiu wystawił moją powieść na scenie, dzięki przekładowi Ryszarda Turczyna. Temu przekładowi udało się za mnie opuścić moją ojczyznę, Ŝeby i w Polsce trafić w czułe miejsce. Ryszard Turczyn jest dla mnie przede wszystkim poetą-pasjonatem. Jego opisy tego, jak znajduje dojście do tekstów, co przeŜywa w czasie pisania, poruszyły mnie, bo jego własna toŜsamość nie da się dla niego oddzielić od tekstu, tak jak i ja tego doświadczam przy pisaniu. Bardzo się cieszę, Ŝe praca Ryszarda Turczyna zdobyła uznanie w postaci Nagrody im. Karla Dedeciusa. Serdecznie gratuluję! Tłumaczenie: Agnieszka Siemasz-KałuŜa Seite 2