Szkolne przygody Bonifacego Ydrasiliewa
Transkrypt
Szkolne przygody Bonifacego Ydrasiliewa
Szkolne przygody Bonifacego Ydrasiliewa Poszedłem zjeść śniadanie, do kuchni wtargnęło wielkie i włochate coś. -Tato, zapomniałeś się ogolić – odrzekłem -Nie mam czasu synu! Zaraz będą puszczać nowe odcinki „Diabła Lus Lucjana – miłość na peryskopie”. Dzisiaj się może wydać Czy Lucjan woli chomika Zosi czy samą Zosię – odparł ojciec, wielki amator telenoweli. Spóźniał się do pracy żeby obejrzeć transmisję. O samych telenowelach, w szczególności o Diable Lus Lucjanie mówił z fanatycznym żarem w oczach. -Jasne, tylko nie spóźnij się do pracy. – wstałem, wziąłem plecak i wyszedłem do szkoły. Po drodze spotkałem kolegę. Jacek się nazywał, ale wszyscy wołają na niego Stefan. -Cześć Jacek – tylko ja na niego tak wołałem - Cześć, zakochałem się -Oooooo… w ki… - KOCHAM JOLKĘ! PATRZ! NAPISAŁEM DLA NIEJ WIERSZ! – wcisnął mi w dłoń wymięty kawałek papieru, po rozłożeniu go zacząłem głośno czytać. -„Jolka kocham Cie!” …. Jacek to nie jest wiersz, to spontaniczne wyznanie, za które możesz być zaledwie wyśmiany. -To biały wiersz -… dobra, nieważne. Nie dawaj go Jolce – przypomniało mi się, kiedy Jacek zrobił tak samo, tyle że wcisnął taką kartkę szkolnej bufetowej – idź i ją zaproś na spacer albo na lody czy coś. - Wstydzę się, nie potrafię – zaczął się rumienić - A krzyczeć na całą ulice tak, żeby się wszyscy zaczęli na ciebie gapić, to się nie wstydzisz?! -No… nie -Hmm… dobra, spotkamy się na długiej przerwie to ci pomogę z tą Jolką -Dzięki! DZIĘKI, DZIĘKI DZIEKI! – Jacek zwany Stefanem zaczął padać na kolana -Dobra! Człowieku nie przy ludziach! Chodź, idziemy do szkoły. Resztę drogi milczał. Jacek jest naprawdę oryginalnym typem człowieka, jest bardziej bezpośredni niż nasz wychowawca, profesor Niedola. On boi się tylko rozmowy z dziewczynami, w sumie słusznie, bo rozmowa z nim nie należy do tych zwykłych. Należy się odpowiednio przygotować, na przykład dobrze opanować uniki przed jego gestykulacją i nosić chusteczkę do wycierania jego śliny z twarzy. Na dodatek ciężko znaleźć w szkole osobę, która jest wyższa od niego. W szkole, na długiej przerwie Jacek prowadził mnie, żeby pokazać mi swoją ukochaną, nigdy nie mówił mi o swoich gustach dotyczących dziewczyn. Musze przyznać, że trochę się tego bałem, biorąc pod uwagę barwną osobowość jaką posiada nakłoniło mnie to do wcześniejszego przygotowania się psychicznie. -To ona – odparł miodowo cukierkowym głosem -O bracie…wiesz kim ona jest? -Tak – było słychać dumę – jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole, była w 2004 roku w Afryce pomagać potrzebującym, w 2005 zrobiła w szkole akcję wspomagającą malarzy daltonistów, zebrała 500 zł, a w… -Starczy! Nie musisz mi podawać aż tyle szczegółów – milczałem przez moment – dobra, więc plan jest taki. Podejdziesz najpierw do niej i się z nią przywitasz, bądź sobą. -Mam jej dać swojego kartofla na śniadanie w prezencie? -No… nie lepiej nie bądź sobą, musisz po prostu używać tych trudnych i ciężkich do zrozumienia wyrazów, którymi posługuje się profesor Niedola -Jasne! Dzięki za radę! – Jacek pobiegł do dziewczyny. Adrian, Dawid & Tomek Utopia, listopad 2006, str. 5