Dima Grinups, Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings

Transkrypt

Dima Grinups, Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings
Dima Grinups: Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings, Verlag Dr. Kova , Hamburg 2000, s.
109-117 (odpis fragmentów, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w Sztutowie)
Dima Grinups: Prze ycia. Z biografii łotewskiego wi nia
Dima Grinups z Rygi (1916-1980) prze ył okupacj radzieck i niemieck . po egzaminie, jako chemik pracował dla
niemieckiego okr gu rz dowego jako oficer policji. Postanowił jednak w 1944r. uciec do Szwecji. Został aresztowany
przez gestapo i skazany na rok uwi zienia w obozie koncentracyjnym Stutthof. Po zako czeniu wojny ył ze swoj
on w Szwecji. Krótko przed mierci spisał swoje wspomnienia.
Przyj cie numeru 22 194
Kiedy wszedłem z grup innych wi niów do baraku przyj , zobaczyłem w du ym przewiewnym
pomieszczeniu stoj cy długi stół, który zajmował cał lew stron i wej cie. Za stołami siedzieli
SS-mani i jednemu z nich musiałem poda swoje nazwisko. Wła ciwy oficer szukał krótko w
swoich papierach i znalazł kopert z moimi dokumentami, które przyszły z transportem z wi zienia
Ventsplis. Stoj c przed stołem mogłem widzie , jak SS-man, który zajmował si rejestrowaniem
nowych przybyszów, napisał moje nazwisko i ró ne wskazówki w teczkach i ksi kach. Potem
musiałem si ustawi przed innym stoj cym w rz dzie stołem, za którym siedzieli ni si rang SSmani.. Tutaj zostałem ogolony. Zgolono mi włosy z głowy i tak e wszystkie z ciała. To było bardzo
nieprzyjemne. Ponadto SS-mani wykonywali to bardzo niedokładnie star r czna maszynk do
golenia, co powodowało ból. Musiałem kl cze na ławce przed SS-fryzjerem i znosi cierpliwie ból
jaki powodowało strzy enie i golenie.
Kiedy byłem gotowy, skin ł na mnie SS-man siedz cy przy stole gdzie odbywała si ewidencja,
abym podszedł. Spytał si mnie czy przywiozłem ze sob jakiekolwiek torby albo inne osobiste
rzeczy. Opowiedziałem, e ju podczas przyj cia do wi zienia Ventspils zabrano mi całe mienie i
e ju nic wi cej nie posiadam tylko moj łys głow , która teraz nawet z pojedynczych włosów
została ograbiona. SS-man przedło ył mi kartk papieru, któr miałem podpisa . Przeczytałem
najpierw, nim podpisałem, nie miała jednak du ego znaczenia, zawierała tylko opis , jak przybyłem
do Stutthofu z wi zienia Ventspils przez Memel. Kiedy podpisywałem pismo SS-man zauwa ył na
moim palcu obr czk ! I zacz ł krzycze : „Ty przekl ta winio! Chciałe mnie nabra gdy
powiedziałe , e nic wi cej nie posiadasz, a co to jest? Daj mi natychmiast obr czk !”
Podczas całego przyj cia i golenia byłem tak nerwowy, e zupełnie zapomniałem o obr czce na
palcu. W serce wst pił ból, gdy ci gałem ja z palca. Zanim j oddałem, obróciłem j jeszcze raz
aby odczyta ostatni raz małe inicjały: imi mojej ony i dat naszego lubu.
Potem zostałem wysłany do małego pomieszczenia, w którym otrzymałem nowe ubrania jako
zast pstwo za to, które mi zabrano u fryzjera.
Otrzymałem par pasiastych spodni oznakowanych numerem na wysoko ci kolana na lewej
nogawce i pasiast marynark na której, był naszyty numer i czerwony trójk t. Czerwony trójk t
okre lał mnie jako wi nia politycznego. Od tej chwili miałem nowe nazwisko: byłem wi niem
albo lepiej powiedziawszy łajdakiem numer 22 194.
Tak wi c według wszystkich reguł i przepisów stałem si wi niem z prawdziwego zdarzenia.
Straciłem moje osobiste rzeczy, moje włosy tak e moje nazwisko i byłem tylko numerem.
1
W drodze powrotnej do mojego obozu zauwa yłem, e mam kłopoty z bieganiem. Dano mi razem z
nowym ubraniem par drewniaków i pasek materiału, który miał zast powa rajstopy.... Tymi
paskami materiału trzeba było owin stopy zanim si ubierze drewniaki, ale wszystko odbyło si
tak szybko, e nie miałem czasu na to by zmierzy inne rozmiary. Otrzymałem tak e pasiast
czapk , której jednak zapomniałem, co wyra nie odczułem, gdy stałem na zewn trz na zimnym
listopadowym wietrze i marzłem w wie o ogolon głow . Kiedy wróciłem do baraku,
zameldowałem si blokowemu, który zarejestrował w swojej ksi ce mój nowy numer i jeszcze
kilka znaków, których nie mogłem wyja ni .
Zobaczyłem, e chłopak zmarły na wodogłowie le ał ci gle przed barakiem w tym samym miejscu.
Zbadałem go, czy zmarł czy jeszcze by mo e yje. Ku mojemu du emu zdziwieniu zauwa yłem,
e chłopak jeszcze oddycha. Postanowiłem zawoła Denisch`a i Zbyszka i zaproponowa im,
eby my spróbowali z nastaniem ciemno ci , wnie chłopaka z powrotem do baraku. Cho nie
byli my lekarzami i nie mieli my poj cia jak si post puje w tym przypadku, uznałem, e tylko tyle
dobrego mo emy zrobi aby ponownie przywróci do ycia tego chłopaka. Jednak musiało si to
odby bez wiedzy blokowego. Zanim poszedłem do baraku, poinformowałem blokowego, e od
jutra nale do dziesi cioosobowej grupy roboczej zło onej z dziesi ciu m czyzn. My lałem, e
spytam blokowego co to za praca, ale schowałem si w po piechu, bo lepiej nie wiedzie , jakie
uczucia mogłoby obudzi takie pytanie w mordercy. Mógłby mnie le zrozumie i zezło ci si , i w
tym przypadku mógłbym dosta gorsz prac albo dałby mi mniejsz racj ywno ci albo ukara w
jeszcze jaki inny sposób. Zrezygnowałem z pytania i zadowolony miałem nadziej , e moja nowa
praca nie oka e si ci sza, ni mógłbym jej podoła .
Codzienne ycie i mier w baraku nr 6
Gdy wszedłem do baraku, przy wej ciu le ał z rozci gni tymi ramionami stary yd, który nie ył.
Id c do pryczy spytałem si , dlaczego Denisch nie zabrał zmarłego do krematorium. Dowiedziałem
si pó niej, e wol blokowego było, aby zwłoki pole ały tam kilka dni , jako ostrze enie dla
wszystkich wi niów, eby nie wchodzili blokowemu w drog , w przeciwnym razie mogłoby si to
sko czy tak jak w przypadku tego starego yda. Uwa ałem to za bardzo makabryczne, eby
le ce zwłoki mie za przypomnienie traktowania ludzi przez nazistów.
Co si tyczyło tego ledwie ywego chłopca, Denisch, Zbyszek i ja uzgodnili my, e po zapadni ciu
ciemno ci spróbujemy chłopaka zanie z powrotem do baraku, aby mu pomóc.
Byłem strasznie głodny. Mały kubek „kawy” i cienka kromka tak zwanego chleba nie wystarczyły
eby zaspokoi mój głód. Miałem wi c nadzieje na obiad, który składał si z pół litra kapu niaku i
troch ugotowanej wołowiny. Na wirowej drodze przed naszym obozem postawili Niemcy koryto
czy skrzyni ze zbitych desek, dług na trzy metry, szerok na jeden metr i gł bok te na jeden
metr, bez wieka. Na obiad koryto to zostało wypełnione za pomoc samochodu ci arowego
wodnist zup z kapusty , która na pocz tku jeszcze parowała stoj c pod gołym niebem. Zupa
stygła z powodu padaj cego deszczu i
niegu tak, e przy rozdzielaniu była zimna i nie nadaj ca si do spo ycia. Tłuszcz, który
wygotował si z mi sa, pływał st ony na powierzchni.
Po wydaniu rozkazu trzeba było stan w długim ogonku i z aluminiow misk w r ku czeka na
swoja kolejk . Gdy otrzymało si w ko cu swoja porcj , mogło si zdarzy , e w wodnistej zupie
pływał mały kawałek mi sa.
Ale to zdarzało si rzadko. Najcz ciej zup gotowano z ko skich trzewi i czasem bardzo ci ko
było zgadn , jaki narz d był tym razem w zupie.
2
Wkrótce znalazłem w naszym obozie swoje ulubione miejsce. Znajdowało si ono obok małego
okna w pobli u elaznego piecyka. Wieszali my najcz ciej wokół pieca nasze mokre onuce, eby
wyschły. Czu było wprawdzie potem, ale miejsce le ało nieco na uboczu od głównego terenu
obozu.
Mo na było siedzie przy oknie i wyobra a sobie, jakikolwiek kontakt ze wiatem zewn trznym
albo przynajmniej mie wiatło dzienne. I to wszystko, chocia przez okno widziało si zaledwie
troch , poniewa na zewn trz szyby były oblodzone i najcz ciej osiadała na nich skroplona woda.
I tutaj, mi dzy rozpalonym piecem i oknem, prze yłem najpi kniejsze godziny mojej samotno ci i
tak e mojego uwi zienia. Godziny, w których byłem sam ze swoimi my lami, w których nareszcie
raz otrzymałem okazj porozwa ania, w których mogłem uciec od piekła stworzonego przez ludzi.
To było piekło, gdzie wsz dzie czyhała mier i kiedy rankiem nie było si nigdy pewnym czy
prze yje si dzie .
W ko cu grudnia 1944 roku ojciec Dimy Grinups`a otrzymał pozwolenie, aby odwiedzi swojego
syna w Stutthofie. Ojciec pracował w berli skim szpitalu jako lekarz naczelny. Poprzez
interwencj w SS w Berlinie dowiedział si , e Dima Grinups został przeniesiony mi dzy innymi z
litewskimi , łotewskimi politykami i intelektualistami w ko cu grudnia 1944r. z baraku 11 do tak
zwanego „dla wi niów specjalnych” , gdzie były lepsze warunki na prze ycie.
3
Dima Grinups: Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings, Verlag Dr. Kova , Hamburg 2000, s.
131-137 (odpis fragmentów, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w Sztutowie)
Dima Grinups: Prze ycia. Z biografii łotewskiego wi nia
Dima Grinups z Rygi (1916-1980) prze ył okupacj radzieck i niemieck . po egzaminie, jako chemik pracował
dla niemieckiego okr gu rz dowego jako oficer policji. Postanowił jednak w 1944r. uciec do Szwecji. Został
aresztowany przez gestapo i skazany na rok uwi zienia w obozie koncentracyjnym Stutthof. Po zako czeniu wojny
ył ze swoj on w Szwecji. Krótko przed mierci spisał swoje wspomnienia.
My li i wydarzenia
W obozie koncentracyjnym współdziałały wszystkie zaistniałe sytuacje w taki sposób, eby
pozbawi wi nia oparcia. Wszystkie w yciu wytyczone cele zostały stłumione, a jedynym, który
został było uzyska wolno , jak tylko nadejdzie odpowiednia sytuacja. Ta ostatnia wolno , która
jest akcentowana nie tylko przez stoików ale te egzystencjonalistów, była ywa i działa tak e
obecnie na niektórych wi niów. Przynajmniej niektórzy z nich zdecydowali si na okazywanie
swojego cierpienia z godno ci , eby udowodni swoj ludzk zdolno do podnoszenia si .
ycie jest cierpieniem a ocaleniem jest znale sens w cierpieniu.
Je li w yciu jest w ogóle sens, cierpienie i mier tak e musz mie sens. Ale aden człowiek nie
mo e obja ni innemu sensu ycia – ka dy musi wzi na siebie odpowiedzialno za własne ycie.
Wieczorem, po tym jak przydzielono nam nasze porcje chleba, usiadłem zwyczajnie zm czony,
zmarzni ty i głodny jak zwykle na swoim własnym miejscu przy małym oknie. Potem jak
wrzuciłem do komina kilka gał zek i kawałków w gla, eby nie wygasło, było cudownie oddawa
si swoim własnym my lom. Odczuwało si w jaki sposób daleko od n dznego ycia i cierpkiej
atmosfery baraku. To były moje najpi kniejsze godziny dnia. Próbowałem zapomnie o wszystkich
stra nikach, SS-manach, Kapo. Czułem jak rozładowuje si we mnie psychiczne i duchowe
napi cie a izba w baraku na chwilk sprzyja wypoczynkowi.
Przy tym małym oknie i małym piecu odpoczywałem zwykle w ten sposób i stawiałam sam sobie
pytania, na które potem próbowałem odpowiada tak obiektywnie jak to mo liwe. W tym miejscu
spotkałem tak e Artura Kleina, yda, aptekarza z Warszawy.
Pewnego dnia siedziałem jak zawsze pogr ony w my lach na swoim miejscu. Nagle usłyszałem za
sob m ski głos, który spytał, czy byłoby wolne miejsce obok mnie na ławce. To był głos Artura
Kleina. Poprosiłem go by usiadł. Był aptekarzem , a poniewa ja byłem chemikiem, ł czyło nas
wiele tematów, o których mogli my rozmawia . Oprócz tego miał fakultet z chemii Uniwersytetu i
zwykłe kursy laboratoryjne.
Kiedy spotkałem Kleina pierwszy raz, nie przeczuwałem jeszcze, e nasza znajomo z biegiem
czasu rozwinie si w gł bok przyja .
Artur Klein du o wycierpiał. W gettcie warszawskim stracił on i trójk swoich dzieci. Stracił
wszystko, w posiadaniu czego był. I kiedy hitlerowcy zacz li ostatecznie likwidowa ydowskie
getto w Warszawie, został uwi ziony i w transporcie ydów przesłany do Stutthofu na zagład .
Klein był wierz cym ydem, i podczas tego strasznego czasu w gettcie warszawskim pracował
jako rabin, ydowski proboszcz, aby pomóc tysi com skazanym na mier ydom, eby mimo
bardzo ci kiej sytuacji prze yli i mogli znale sens ycia.
1
Artur powiedział podczas naszej rozmowy, nie wierzy, e kiedykolwiek lekarz czy ksi dz mógłby
odpowiedzie na pytanie jaki jest sens ycia. Zdaniem Artura Kleina sens ycia człowieka zmieniał
si z godziny na godzin , z minuty na minut . Szczególnego sensu w yciu osoby nie da si znale
i nie powinno si tak e poszukiwa abstrakcyjnego sensu ycia.
Ka dy ma specjalne powołanie albo osobiste zadanie w yciu- konkretne polecenie, które musi
dokona . To jest nie do zast pienia i swojego ycia nie mo na prze y jeszcze raz. Ka de
indywidualne zadanie byłoby wi c jedyne w swoim rodzaju, tak samo jak mo liwo ci, które si ma,
aby te zadanie wykona . I wtedy ka da sytuacja wymaga w yciu ludzi i stawia przed problemem,
który musi on rozwi za , mo na przekr ci pytanie o sens ycia. Na ko cu/u kresu/ człowiek nie
powinien si pyta wi cej o sens ycia, lecz musi zrozumie , e to pytanie musi postawi sam
sobie.
Ka dy człowiek jest wyzwany przez ycie i mo e odpowiedzie na tak postawione pytanie tylko
swoim post powaniem.
W moich cichych, samotnych i czasami nocnych momentach rozmy la , które zakłócały chrapania
miertelnie zm czonych wi niów albo j ki chorych na tyfus, zauwa yłem jak zmienia si moja
osoba duchowo i religijnie. Czy zale ało to od poło enia, w jakim zostałem zmuszony y , czy
wszechobecnej w obozie mierci, nieko cz cych si cierpie ludzi, nie wiem tego do dzisiaj. By
mo e było to tak e nie wiadome poszukiwanie pomocy mojego Boga.
Urodziłem si w 1916 roku w Moskwie. Moj ojciec był Łotyszem, a moja matka Rosjank . Według
carskich rozporz dze wszystkie dzieci, które urodziły si w mał e stwach mieszanych, powinny
były by wychowywane w wierze greko-prawosławnej. Moja matka była bardzo wierz ca i
wychowywała mnie i moja siostr w tym duchu z poszanowaniem do tradycji ko cioła grekoprawosławnego. Zanim ,np. wieczorem kładli my si do łó ka musieli my odmówi modlitw
„Ojcze nasz” kl cz c przed łó kiem na kolanach ze zło onymi do modlitwy dło mi. Z powodu tego
religijnego wychowania ukształtowało si moje wyobra enie Boga i odt d nie zmieniło si . Bóg
był istot , do której miało si pełny szacunku stosunek. Miało sie, ze tak powiem nast puj ce
pojmowanie Boga: Bóg był istot , w której pokładało si nadziej , obawiało si jego kar .To było
dzieci ce wyobra enie
Boga.
Gdy miałem 18 lat przeszedłem na protestantyzm. Mój ojciec był protestantem i gdy dorastałem
wiara mojego ojca przemawiała do mnie bardziej ni ta mojej matki.
Maj c dwadzie cia lat, po maturze i rozpocz ciu studiów chemicznych, zauwa yłem, e coraz
bardziej przekonuje mnie istnienie prawidłowo ci fenomenu wiata. Poj cie moralno ci stało si dla
mnie ludzk spraw a nie bosk .
Moja religijno
została zdominowana przez zachwyt nad harmoni praw natury, który do tego
stopnia opanował rozs dek, e wszystko, co błyskotliwy ludzki umysł mo e poj , zatrzymywało
si obok jako zły wizerunek. Moje wyobra enie Boga przeobra ało si od antropocentryzmu do idei
panteistycznej.
Podczas mojego pobytu w obozie spostrzegłem, jak ponownie przeobra aj si moje wyobra enia,
moja postawa religijna zmierzaj ca z powrotem w kierunku moich dzieci cych wyobra e , ku
naiwnemu pojmowaniu istoty Boga. Zacz łem prosi mojego Boga o pomoc, eby prze y to
piekło, w którym si znalazłem. Zacz łem modli si za moich kolegów, o których tak mało
wiedziałem. Prosiłem Boga o sił , eby móc prze y ciele nie i duchowo. Te ciche modlitwy do
Boga dawały mi jaki sposób odczucie ulgi i w ko cu nadziej , e moja modlitwa mogłaby zosta
wysłuchana. To było dla mnie jak dla ton cego, który si ga po przepływaj ca obok niego desk .
2
W czasie mojego pobytu w obozie, wielu ci kich chwilach nigdy nie zaprzestałem kierowa mojej
modlitwy do Boga. Było dla mnie oczywiste, e te modlitwy i rozmowy z moim Bogiem daj sił
by wytrzyma trudne chwile. Jednocze nie dawały mi przekonanie, e moje cierpienie ma sens.
Nigdy nie byłem sam, jak niektórzy inni wi niowie. Mój Bóg był zawsze ze mn , a ja miałem
niezachwiane i wielkie zaufanie do niego.
Jesieni i zim 1944/1945 r. usłyszałem od moich przyjaciół Denisach`a i Zbyszka, e spotkali
radzieckich je ców wojennych, którzy siedzieli tak e w obozie. Opowiadano, e mieli oni jeszcze
gorzej ni pozostali, przede wszystkim je li chodzi o po ywienie. Mówiono, e małe kawałki
ludzkiego mi sa oferowali w zamian za chleb. Na pocz tku nie mogłem w to uwierzy ale
pewnego wieczoru, gdy wraz z Denischem jak zwykle ci gn li my wóz ze zwłokami na dziedziniec
krematorium, zauwa yli my mimo ciemno ci, jak jaki m czyzna stoi przy stosie ciał i co robi,
przy czym pochylał si nad jakim ciałem. Gdy zobaczył, e nadchodzimy, obrócił si i znikn ł..
Podeszli my do miejsca, gdzie stał ten człowiek i mogli my rozpozna przewa aj cych na
cz ciach ciał gł bokie rany, jakie pozataja na skutek wyci cia kawałków mi sa.
Tu miałem dowód na to, e to nie tylko były pogłoski, e radzieccy je cy wojenni zdolni byli do
kanibalizmu, eby prze y m k głodu.
3

Podobne dokumenty