więcej czasu! - Filmoteka Szkolna

Transkrypt

więcej czasu! - Filmoteka Szkolna
WICEJ CZASU! [fragmenty]
wywiad Magorzaty Sadowskiej z Andrzejem Kondratiukiem
„FILM” 1997, nr 11
M. S.: W jednej ze scen Sonecznego zegara ley pan na awce i przeglda ksik
o sobie. Czyta pan
gono: „Andrzej Kondratiuk – artysta osobny” i wybucha miechem?
A. K.: Nie miej si z ksiki tylko z siebie; z waciaków i gumiaków, w które jestem ubrany, ze swojej
wiejskiej przanoci, do której mam autoironiczny dystans. W tym filmie miej si tylko z siebie; zuyem
sporo mki, eby si posiwi, chodziem w brudnych achach. Tak si robi filmy niezalene: trzeba dwiga
stary wózek, który ma rczk z porczy polowego óka wygrzebanego w skadnicy zomu – ale wózek jest
sprawy i mona wykona jazd. A kamera? Nie wiem, jaki operator zgodziby si krci dzisiaj tak kamer.
wiata s archaiczne, arowe, cikie. Trzeba mie duo siy, eby postawi tak pitk. Mam wielk frajd,
e wci daj rad to zrobi. A nagrod za to wszystko jest wolno. aden producent czekoladek nie
wymusi na mnie sodkiego zakoczenia, bo da pienidze; nikt nie bdzie ingerowa w scenariusz i zmusza
mnie, bym la lukier na serca czytelniczek harlequinów. I jeli widzowie mi dzikuj, to jest to tylko moje; jeli
mnie wygwid, to te jest moje. To jest moja przygada z kinem.
M. S.: Czy nigdy nie aowa pan, e wybra wanie tak drog
?
A. K.: Gdybym powiedzia, e auj, to by znaczyo, e zmarnowaem ycie, wic nie mam wyjcia. Ale
chyba nie auj – wprost przeciwnie, z wiekiem coraz bardziej mnie to bawi. Wydaje mi si, e to jest
bardzo luksusowa przygoda i podejrzewam, e wielu mi zazdroci. W sztuce wolno jest kategori
pierwszorzdn.
M. S.: Pask bezkompromisow postaw doceniaj równie widzowie, jest pan jednym z nielicznych
reyserów, którzy maj wasn specyficzn publiczno.
A. K.: Sdziem, e robi filmy dla moich rówieników, czyli ludzi po pidziesitce. Tymczasem do kina
przychodzi modzie i chce dyskutowa o tych problemach, które poruszam, a s to przecie problemy
magików wolnych od modzieczych zudze. Zastanawiam si, dlaczego tak jest...? Mówi im: ludzie,
jestecie modzi, nie zatruwajcie si tym myleniem o przemijaniu, staroci, mierci. Przed wami jeszcze
wspaniaa przygoda z yciem, beczka miodu do wypicia. Ale oni twierdz, e ich interesuje moja beczka
dziegciu. Ta widownia nie jest liczna, ale dla mnie niezwykle cenna, bo wyksztacona, dowcipna, wraliwa na
obraz i dialog. Nie zapominajmy, e w zalewie natrtnej, ordynarnej komercji istnieje te widz, który nie jest
szary, nie marzy o laleczce Barbie, który kocha inne kino i odczuwa mdoci na widok buki Sylvestra S.
i mylcej twarzy Arnolda Sch. I ten widz ma swoje prawa. W Sonecznym zegarze jest taka scena: pada
deszcz, siedzimy w domu. Mówi do Igi: - Nie mog zrozumie, dlaczego dobry Bóg, eby wytpi zo,
posuy si deszczówk?
- eby utopi grzeszników – odpowiada Iga.
- Kurestwo jest niezatapialne, dwudziesty wiek ostatecznie nam to udowodni.
- Musisz tyle mówi? Znam na pami wszystkie twoje zote myli.
- Wiem, e nie lubisz, kiedy si kóc z Bogiem.
- Nie bd mieszny. Mylisz, e on ci sucha?
- Jeeli jest, to sucha /rozlega si grzmot/.
- A jeeli go nie ma?
- Te bd wrzeszcza pod niebiosa.
- Po co?
- eby ludzie mylcy podobnie jak ja nie czuli si osamotnieni.
Ta ostatnia kwestia jest wyznaniem autorskim.
M. S.: Jak podsumowaby pan i nazwa swój cykl skadajcy si z Czterech pór roku, Wrzeciona
czasu i Sonecznego zegara?
A. K.: Te trzy czci tworz unikalny – mówi to bez faszywej skromnoci – filmowy pamitnik stworzony
przez profesjonalist starajcego si zachowa co ze szlachetnego amatorskiego widzenia. Nawet sobie
pani nie wyobraa, jakie to trudne udawa amatora, kiedy jest si profesjonalist! Do realizacji takiego
przedsiwzicia nie wystarczy kamera, dobre chci, pienidze i miejsce na ziemi, które jest naturaln
www.filmotekaszkolna.pl
dekoracj. Konieczne s równie rozmaite umiejtnoci interdyscyplinarne – trzeba by aktorem
i operatorem, owietleniowcem i wózkarzem, scenografem i kostiumologiem itp., itd... Rzeczywicie jest to
swego rodzaju przedsiwzicie „osobne”, ale nie jest to na pewno propozycja na ca
e ycie. Zamkn
em ten
cykl, chocia nie ukrywam, e chodzi mi po g
owie pomys
jeszcze jednej, „pomiertnej” czci, w której ja
i Iga wystpowalibymy jako duchy. Nie chodzi mi o to, eby znowu wróci do ukochanego Gzowa, tylko
wydaje mi si, e to mog
aby by niez
a komedia. Nie by
oby te duo grania, bo duchy rzadko si
materializuj... To moe by bardzo, bardzo weso
a przygoda, a ja czuj due zapotrzebowanie na miech.
Na miech z siebie, z ycia, z przemijania. Tego mi potrzeba. Kiedy ocieramy si o tragedi, o dramat, o to
co bolesne w naszym yciu – zw
aszcza kiedy zblia si ono do koca (na marginesie: ja nie mam jeszcze
zamiaru opuszcza tego pado
u!) – miech jest ratunkiem, jest jakim wyjciem. Te filmy tworz osobliwy
dokument, s podsumowaniem ycia, a jednoczenie moj refleksj i autokomentarzem.
[...]
M. S.: Porozmawiajmy o m
czyznach. A waciwie o jednym, o panu. Gdzie w pana filmach
„rodzinnych” przebiega granica mi
dzy gr a byciem? Kiedy mamy do czynienia z Andrzejem
Kondratiukiem, a kiedy z fikcyjnym Andrzejem?
A. K.: Kiedy rozmawiam z pani, staram si by sob.
M. S.: A przed kamer?
A. K.: No có, kady z nas pragnie odegra w yciu jak rol. I gra. Ja, kiedy staj przed kamer, te chyba
co udaj. Czasem pokazuj siebie takim, jakim chcia
bym by, a czasem chce siebie upupi i pokaza
w ca
ej swojej miesznoci i groteskowoci. To drugie spojrzenie wydaje mi si blisze prawdy. Gorczka,
która mnie ogarnia, kiedy dotykam kamery, jest rodem z piaskownicy... Gorczka wynika jeszcze std, e
w plenerze wiat
o ucieka, i np. 15 min. trwa tzw. szara godzina oraz – kiedy panuje ju zmierzch, a jeszcze
jest prawid
owa ekspozycja. Mam wielk potrzeb, eby to, co ogldam, rejestrowa kamer. Zw
aszcza to,
co jest ulotne, jak babie lato mienice si w s
ocu. Szczególnie osobliwym dowiadczeniem jest filmowanie
siebie. Dziki filmom, o których teraz rozmawiamy, przede wszystkim uwalniam si od z
udze na w
asny
temat i od z
udnej atrakcyjnoci pewnych wyobrae na temat formy i treci. Jest jeszcze jedno kolosalne
z
udzenie: e tak duo mam do powiedzenia, e koniecznie musz podzieli si tym z innymi. A po zrobieniu
filmu okazuje si, e jednak efekt nie jest w pe
ni satysfakcjonujcy. To przykre rozczarowanie i to boli. Myl
sobie wtedy: „Cholera, widocznie jestem jeszcze niedojrza
y... i dojrzewam” do nastpnego filmu! Ekranlustro zmienia cz
owieka. To jest moliwe tylko przy osobistym kinie i przy absolutnej szczeroci.
Powiedzia
by, e to swoista psychodrama. Dziki tym filmom staj si ciut, ciut mdrzejszy. Tak mi si
przynajmniej wydaje. Kino nie jest moe moim cudownym lekarstwem na wszystkie bolczki, ale dziki
niemu mniej boj si tego, co nieuchronne, co przede mn. Oswajam si z tym wszystkim, z czym tak trudno
mi si pogodzi, kiedy gram sfiksowanego staruszka w swoim filmie.
www.filmotekaszkolna.pl

Podobne dokumenty