DWUDZIESTU SIEDMIU NA DOLE [podpis] [... Paweł
Transkrypt
DWUDZIESTU SIEDMIU NA DOLE [podpis] [... Paweł
DWUDZIESTU SIEDMIU NA DOLE [podpis] [... Paweł KWAŚNIEWSKI ...]; współpraca: Joanna Piotrowska i Adam Gierak, Wałbrzych; Fot. PAP / CAF - Adam Hawałej Gazeta Wyborcza nr 254, wydanie z dnia 29/10/1993 , str. 15 Reporter "Gazety" Paweł KWAŚNIEWSKI u górników strajkujących 338 metrów pod ziemią "Ja, niżej podpisany, dobrowolnie i na własną odpowiedzialność podejmuję strajk na dole kopalni" czytelne podpisy i data - 25 października. W poniedziałek górnicy z kopalni barytu "Boguszów" zjechali pod ziemię. Na miejsce strajku wybrali dziewiętnasty poziom wydobywczy - 338 metrów pod powierzchnią. W tej kopalni głębiej zejść już nie można. 300-osobowa załoga zaczęła strajk 28 września. Zajęli biurowiec kopalni w samym centrum podwałbrzyskiego Boguszowa - Gorce. W biurowcu nie ma prądu, bo został odłączony za długi. Strajkujący przeciągnęli kabel z pobliskiego sklepu spożywczego. Właściciel, pan Szumiak, poparł w ten sposób strajkujących. Ludzie z komitetu strajkowego twierdzą, że przez trzy tygodnie nikt z władz nie zainteresował się problemami pracowników jedynego w Polsce zakładu wydobywającego baryt. Wiadomo jednak, że do kopalni przyjeżdżają niemal codziennie posłowie z nowego parlamentu. Szczególną aktywność wykazują ci z SLD i UP. Tylko efektów tych wizyt nie ma. - To pierwszy w nowej Polsce strajk pod ziemią. Będziemy tam siedzieć do oporu, aż nasze żądania zostaną spełnione - mówi Bolesław Chłodnicki, główny mechanik i szef zakładowego Związku Zawodowego Pracowników Dozoru "Kadra". Na własne ryzyko Przedmieście Boguszowa. Wejście do kopalni ozdobione tablicą "Witamy w kopalni. Pracuj rozważnie, wydajnie i bezpiecznie". Obok trzy malutkie transparenty "Solidarności". - Nie tylko ,Solidarność' strajkuje. Wszystkie cztery związki na zakładzie stworzyły komitet strajkowy - mówi portier, który nigdzie nie należy, nie strajkuje, ale solidaryzuje z górnikami. W kopalni, oprócz "Solidarności" i "Kadry", działa jeszcze ,Solidarność 80' i OPZZ [związki zawodowe]. Waldemar Kawiecki, szef komitetu strajkowego i zakładowej "S", mówi mi, że dłuższe przebywanie pod ziemią jest niemożliwe. Nie mam badań lekarskich i uprawnień do zjazdu. Nikt nie weźmie na siebie ryzyka za mój pobyt. Piszę oświadczenie, że sam biorę odpowiedzialność. - Ubierz się ciepło - mówi jeden z pracowników. Dostaję waciak, kalosze, kask, lampkę i pochłaniacz tlenku węgla. - W razie co, załóż pochłaniacz na twarz, nie biegaj, zachowuj się spokojnie. Pochłaniacz wystarczy na godzinę - instruuje główny mechanik Chłodnicki. Na tablicy obok windy wieszam żeton z numerem lampki. Na haczykach wisi już 27 numerków tylu górników nie wyjechało na powierzchnię. - Wszystkich dołowych jest prawie czterdziestu. Ci, którzy nie zjechali, są na zwolnieniach lekarskich - mówi Chłodnicki. Szczęść Boże Dwupoziomowa, metalowa klatka windy - na ścisk wejdzie może z pięć osób. Operator windy mówi: - Szczęść Boże. Winda nabiera prędkości. Zjeżdżamy ponad 300 metrów pod powierzchnię. Ciemno, nie ma czym oddychać, woda leje się z sufitu. Termometry wskazują 8 stopni. Wilgotność powietrza - 98 procent. - Uważaj na oczy - mówi Chłodnicki, mój przewodnik. - Woda jest tak kwaśna, że można zaniewidzieć. Co chwilę musimy zmieniać zaciski na stemplach. Korodują w przerażającym tempie [praca, warunki]. Pokazuje na szyny. Wszystkie śruby przerdzewiałe. Idziemy. Latarka lekko rozświetla korytarz. Błoto po kostki. Dwadzieścia pięć minut marszem. Półtora kilometra. Gdzieś, nad nami, jest rynek Boguszowa. - Ja strajkuję rotacyjnie - mówi główny mechanik. - Takie są przepisy, że jeśli choć jeden człowiek jest na dole, to dozór musi pracować. Pracuję osiem godzin, a potem dołączam do strajkujących. Towarzyszący nam górnik mówi, że miejsce strajku zostało zmienione. Zaczęli na samym końcu korytarza, ale Główna Stacja Ratownictwa Górniczego cofnęła ich o dwieście metrów. Powód względy bezpieczeństwa. Jesteśmy na miejscu. Korytarz przedziela kotara ze zniszczonego materiału. Za kotarą górnicy kilku siedzi, reszta leży. Przysypiają okryci cienkimi kocykami. Lamp nie da się wyłączyć. Witają nas: - Szczęść Boże. Maść na reumatyzm Kilka metrów chodnika oświetlają dwie słabe żarówki. Na ziemi, pod ścianami, prowizoryczne łóżka - trzy deski rzucone na ziemię. Środkiem korytarza biegną szyny. - Obiecali na górze, że przywiozą śpiwory, bo zamarzamy. W takiej wilgoci można przysnąć na dwie-trzy godziny, a potem budzimy się z zimna - mówi jeden z górników. Po kilku minutach czuję, że moje ubranie nasiąknęło wodą jak gąbka. Roman, Czesław, Zygmunt i drugi Roman grają w karty. - Coś trzeba robić, więc rżniemy w remika. Najlepszy w kartach jest Zygmunt. Co chwilę opowiada jakiś dowcip. Wszyscy się śmieją. - Musimy żartować, żeby nie zwariować. Wszyscy na kaskach mają dozymetry. - Kazali nam je nosić. Badają radioaktywność. U nas ludzie umierają na raka krwi. Ale oficjalnie nam o tym nie mówią. Trzy miesiące temu pobrali od nas mocz do analizy, ale wyników do dzisiaj nie znamy - mówi Roman. Kontaktują się ze światem przez telefon. Ktoś prosi, żeby żona przyniosła na portiernię maść na reumatyzm. Bo reumatyzm to choroba każdego górnika barytu. - My tu wszyscy pracujemy po dziesięć i więcej lat, więc zdrowie zniszczone. Mnie, najmłodszego, nie chcieli przyjąć do ratownictwa. Komisja lekarska odrzuciła, uznali, że już mam kiepskie zdrowie, a ja skończyłem dopiero 28 lat - mówi Grzegorz. Po stówie na paliwo - Kto nas do innej roboty weźmie - mówi Zygmunt, który jest siwy jak gołąbek. - Przecież nikt takich wraków nie zatrudni. Jak kopalnię zamkną, to nic, tylko zęby w ścianę i się wieszać. Może wtedy te urzędniki za darmo choć ziemię na grobie przyklepią, bo pieniędzy skąpią. My nawet z własnych pensji dotowaliśmy kopalnię, przy wypłacie zabierali po stówie na paliwo. Środki czystości i ubrania też z naszej kasy. Za pracę w trudnych warunkach górnik przodowy dostaje [płace] 5 i pół tysiąca na godzinę. Ze wszystkimi dodatkami biorą milion osiemset miesięcznie. Kopalnia jest im winna po 10 milionów za nie wypłaconą nagrodę z okazji Barbórki, czternastą pensję i deputat węglowy. - Dopiero jak spłacą ten dług, zaczniemy rozmawiać o naszych postulatach. Nie wcześniej - mówi Zygmunt. - Mówi się, że tu tylko osiem dni człowiek wytrzyma non stop. My wytrzymamy więcej. Jak się nic nie zmieni, zacznę głodówkę - obiecuje wąsaty górnik. Nie sfiksujemy, nie ma strachu Z góry telefonują, że przyjechała lekarka. Będzie musiała zjawić się na dole. - Boimy się interwencji. My wyjdziemy na badania, a policja nas zwinie, dlatego nikt na górę nie wyjedzie - mówi Grzegorz. Doktor Maria Tunkiewicz pyta, czy wszyscy są obecni i czy ma sprawdzać listę. Potem zagaduje o samopoczucie, czy komuś nie puchną stawy, czy nie ma problemów żołądkowych. Na razie jest w porządku. Każdy po kolei rozbiera się do pasa. Lekarka ich osłuchuje, bada ciśnienie i mierzy temperaturę. - Bardziej obawiam się o psychikę tych ludzi, a nie o zdrowie. To ciężko w takim zamknięciu siedzieć cały czas - mówi. - Nie ma strachu, nie sfiksujemy. Znamy się jak łyse konie, każdy o każdym wszystko wie. Jak komuś będzie gorzej, to go przytemperujemy - twierdzi Zygmunt, ale nie mówi, w jaki sposób. Tabaka do wąchania Przyjeżdża posiłek: ciepła herbata, grochówka, chleb. Zygmunt nożem otwiera puszkę pasztetu. Kawiecki, szef komitetu strajkowego, przypomina, że należy chodzić, choćby kilka kroków. Trzeba rozruszać kości i rozgrzać ciało. Trzech górników idzie korytarzem na mały spacerek. Parę metrów i z powrotem. Ktoś mówi: - Coś by się zapaliło, ale jest bezwzględny zakaz. Na dole nie można kurzyć. Mamy tabakę do wąchania, ale to nie wystarcza. Chociaż, może przynajmniej uda mi się rzucić palenie. Po kilku godzinach na dole mam kłopoty z oddychaniem. Brakuje mi powietrza. - Czasem, gdy na przodku woda się leje na głowę, pracujemy tylko cztery godziny. Dłużej nie idzie - mówi Roman. Z powrotem pod miastem Życie "na strajku" toczy się leniwie. Rozmawiamy o rodzinach, o żonach. Mówią, że tęsknią, że czekają na każdy telefon. - Żona popiera moją decyzję. Ona, jak większość naszych żon, straciła już prawo do zasiłku. Musimy wywalczyć przetrwanie - z determinacją mówi Grzegorz. Szef komitetu strajkowego Waldemar Kawiecki prosi mnie, żebym kończył wizytę. - I tak za długo siedziałeś - mówi. - Potrzebujemy tutaj spokoju. Jeszcze tylko - "Szczęść Boże" - i wracamy tym samym korytarzem. Półtora kilometra pod miastem. Potem metalową klatką na powierzchnię. Całe ubranie ubłocone. Oddaję lampkę i pochłaniacz. W przebieralni, na łańcuchach pod sufitem wisi 27 wyjściowych ubrań. • Baryt - siarczan baru - minerał o jasnoszarej barwie używany jest w Polsce głównie do prac wiertniczych, a także jako komponent przy produkcji lekarstw i w przemyśle gumowym. Wydobycie tony barytu kosztuje ok. 2,8 mln zł. Tańszy jest baryt sprowadzany z Ukrainy i Słowacji. Spełnienie żądań górników kosztowałoby 4,5 mld zł. Likwidacja kopalni - 240 mld zł. Utrzymanie kopalni i pierwsze prace modernizacyjne - 40 mld zł. Komitet strajkowy twierdzi, że na razie na pokrycie zobowiązań i początek modernizacji wystarczyłoby 15 mld zł. [... Paweł KWAŚNIEWSKI ...]; współpraca: Joanna Piotrowska i Adam Gierak, Wałbrzych; Fot. PAP / CAF - Adam Hawałej RP-DGW Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione. © Archiwum GW 1998,2002,2004