BIULETYN - Otwarte Klatki

Transkrypt

BIULETYN - Otwarte Klatki
BIULETYN
#2
Od Frances Cobbe do ECEAE /s.4/ CZY ROZDAWANIE
ULOTEK MA SENS? /s.6/ Na ile to jest wegańskie? /s.9/
AKTYWIZM NA PEŁEN ETAT /s.12/ Rozmowa z Jo-Anne
McArthur /s.15/ AKTYWISTA ŚLEDCZY DZIELI SIĘ SWOJĄ
HISTORIĄ /s.19/ Jak to możliwe, że ludzie jedzą zwierzęta?
/s.26/
Vegan as F***/s.29/ Świnie na Bahamy /s.32/
WSTÊPNIAK
Z
radością prezentujemy
Wam drugi numer naszego biuletynu. Tak jak
obiecaliśmy, staramy się, by
jego zawartość była wartościowa – dlatego też w Biuletynie
#2 możecie poczytać o wprowadzonym w marcu zakazie
handlu kosmetykami testowanymi na zwierzętach
w UE, poznać historię kampanii
SHAC, dowiedzieć się o przeprowadzaniu śledztw od aktywisty Mercy For Animals, czy
przeczytać inspirujący wywiad
z Jo-Anne McArthur, bohaterką
filmu „Duchy naszego systemu” oraz autorką książki „We
Animals”.
Ale to nie wszystko –
oprócz interesujących artykułów w biuletynie możecie także
przeczytać recenzje ciekawych
DROGIE czytelniczki,
DRODZY czytelnicy!
według nas książek. Od ostatniego wydania biuletynu Otwarte Klatki miały ręce pełne pracy
– zorganizowaliśmy
w Poznaniu kongres mieszkańców kilkunastu miejscowości protestujących przeciwko
budowaniu w ich sąsiedztwie
ferm futrzarskich, aktywnie
uczestniczyliśmy i uczestniczymy w proteście przeciwko budowie fermy norek w Żórawinie
k/Wrocławia, zostaliśmy także
partnerem festiwalu Planete
Doc +, na którym prezentowany
był film „Duchy naszego systemu”.
Cały czas dbamy też
o rozwój naszego stowarzyszenia – na stronie Otwartych
Klatek pojawił się formularz
członkowski, więc każdy, kto
ma ochotę i chęć do działania
może się zapisać do stowarzyszenia.
Chcielibyśmy także
podziękować za miłe
słowa kierowane
w naszą stronę oraz
liczne wyrazy poparcia
dla naszych działań.
Jest to dla nas bardzo
budujące i utwierdza
w przekonaniu,
że to, o co walczymy
ma sens!
Po tym krótkim wstępie
zapraszamy do lektury.
Monika Gawlik
Stowarzyszenie
Otwarte Klatki
Dopóki naturalne zachowania i przyjemności zwierząt
hodowlanych nie otrzymają więcej miejsca w naszej retoryce,
trudno będzie nam indywidualizować zwierzęta hodowlane
i naprawdę przekazać ich cierpienie. Jeśli przygotowujesz
prezentację, ulotkę czy film na temat chowu przemysłowego,
postaraj się zawrzeć w nim również obrazy zwierząt hodowlanych
w ich naturalnym środowisku i podkreślić ich poziom inteligencji
ŚWINIE NA BAHAMY S.32
www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań
[email protected]
Skład biuletynu: Emil Stanisławski
MISJA
P
rzemoc wobec zwierząt
odbywa się z reguły
w ukryciu, schowana za
grubymi murami i drutem pod
napięciem. Niekiedy w mediach
pojawiały się obrazy z miejsc,
w których to się dzieje: ferm
przemysłowych, rzeźni, laboratoriów, cyrków, ogrodów zoologicznych czy hodowli.
Za każdym razem ludzie
wrażliwi reagowali złością,
smutkiem i poczuciem bezradności.
Stowarzyszenie Otwarte
Klatki powstało po to, żeby te
uczucia zamienić w wolę działania. Chcemy uczynić mury
ferm i rzeźni przezroczystymi –
żeby nikt nie mógł powiedzieć,
że nie wiedział, nie zdawał
sobie sprawy, został oszukany.
Chcemy, by te obrazy zagościły
na stałe w społecznej świadomości, tak by decyzje podejmowane przez ludzi były rzeczywiście świadome. Naszym celem
jest przeciwdziałanie okrucieństwu wobec zwierząt i budowa
społeczeństwa, w którym zwierzęta są traktowane z należytym
współczuciem i szacunkiem.
Nie mamy złudzeń, że zmiany nadejdą z dnia na dzień. Są
jednak możliwe, choć na pewno
nie przyjdą same.
Wymagają informowania
na temat prawdziwych warun-
ków tzw. „produkcji zwierzęcej”,
szczególnie poprzez publikowanie materiałów ze śledztw
na fermach przemysłowych
i prowadzenie kampanii opartych o te materiały.
Wymagają wywierania presji na organy ustawodawcze,
jako że to one mogą – poprzez
zmianę prawa – skutecznie
położyć kres cierpieniu zwierząt. Wymagają promowania
weganizmu jako sprzeciwu
wobec wykorzystywania zwierząt. Wierzymy też, że to różnorodność taktyk doprowadzi nas
do celu.
To wszystko nie uda się
jednak bez Twojej pomocy.
Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze
konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na
prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota
jest ważna i mile widziana.
81 2030 0045 1110 0000 0257 1960
Stowarzyszenie Otwarte Klatki
ul. Fredry 5/3A
61-701 Poznań
Tytuł przelewu: DAROWIZNA
Zachęcamy jednak przede
wszystkim do członkostwa
wspierającego w naszym
Stowarzyszeniu (www.otwarteklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to
być na bieżąco ze wszystkimi
wydarzeniami, oraz uzyskiwać
najbardziej aktualne informacje. Przyczynisz się też do
budowania silnego środowiska,
któremu los zwierząt nie jest
obojętny. Razem możemy dzia-
łać skutecznie i osiągać realne
zmiany.
Historia dzieje się
teraz. Możemy dopisać
swój rozdział.
OD FRANCES COBBE DO ECEAE
czyli krótka
historia
wprowadzenia
w UE zakazu
obrotu
kosmetykami
testowanymi na
zwierzętach
11
marca 2013 r. to
dzień, który na stałe
zapisze się w historii
ruchu prozwierzęcego. Właśnie
wtedy na terenie UE zaczął
obowiązywać całkowity zakaz
obrotu kosmetykami testowanymi na zwierzętach. Ale
zanim do tego doszło…
Początków działań na
rzecz zakończenia testów na
zwierzętach należy szukać już
pod koniec XIX wieku. Frances
Power Cobbe, znana wówczas
filantropka i działaczka praw
kobiet, podczas swojej podróży po Europie zetknęła się
z eksperymentami dla celów
naukowych. Poruszona tym
zaczęła pisać artykuły i wygłaszać przemówienia opisujące
kulisy tego typu doświadczeń.
W swoich poglądach nie była
odosobniona, dlatego wkrótce
narodził się w Wielkiej Brytanii
ruch antywiwisekcyjny z jego
naczelną organizacją, założoną w Bristolu, British Union.
W roku 1940 r. Unia liczyła już
4 otwarteklatki.pl
ponad 150 organizacji i była
uznaną w całej Europie grupą
rzeczniczą. Trudnym momentem dla organizacji w niej
skupionych był rok 1947, kiedy
utraciły one status organizacji
charytatywnych, co tłumaczone było tym, że nie przynoszą
pożytku interesom publicznym. Od 1949 r. Unia działa
pod zmieniona nazwą - BUAV
(British Union for the Abolition
of Vivisection).
W 1990 r., z inicjatywy
BUAV, powstała Europejska
Koalicja na rzecz Zakończenia
Testów na Zwierzętach (ECEAE – European Coalition to End
Animal Experiments). Skupia
ona organizacje z całej Europy
i łączy ich doświadczenie oraz
wiedzę w celu jak najbardziej
efektywnego działania na
poziomie całego kontynentu.
Oprócz prowadzenia kampanii i publikowania materiałów,
jednym z ważniejszych działań
ECEAE była współpraca
z posłami Parlamentu Europejskiego.
Tymczasem, jeśli chodzi
o prawodawstwo unijne,
pierwsze kroki w kwestii jego
regulacji w zakresie produkcji
kosmetyków zostały podjęte
już w latach 70., co zaowocowało powstaniem tzw. Dyrektywy kosmetycznej 76/768/
EEC. W roku 1993 wprowadzono szóstą poprawkę do dyrektywy dotyczącą m.in. zakazu
sprzedaży testowanych na
zwierzętach składników i ich
kombinacji. Zakaz miał obowiązywać od początku 1998
r. jednakże z zastrzeżeniem,
że w przypadku braku alternatywnych metod Komisja Europejska będzie mogła opóźnić
wprowadzenie zakazu. Komisyjny raport z ’96 r. stwierdzał,
że dla pewnych przypadków
nie istnieją odpowiednie metody alternatywne, w związku
z czym zakaz został przesunięty na 30.06.2000, a później
o kolejne dwa lata.
W 2003 r. w życie weszła
kolejna, siódma poprawka,
która w zasadzie powtórzyła
zasady wprowadzone wcześniej. Przemysł kosmetyczny
robił wszystko, aby zmodyfikować zakaz na swoją korzyść.
Powoływano się np. na regulacje WTO (Światowa Organizacja Handlu), według których
zakaz ten byłby dyskryminacją
pewnych (w tym przypadku
testowanych na zwierzętach)
produktów, a tym samym naruszeniem zasad obowiązujących w wolnym handlu. W tym
czasie można było wyraźnie
zauważyć rozdźwięk pomiędzy
Parlamentem Europejskim, który był zdecydowanie za wprowadzeniem zakazu a Komisją
Europejską, będącą pod wpływem lobby kosmetycznego.
Kompromisem towarzyszącym
wprowadzeniu 7. poprawki
było ustalenie dwóch osobnych
zakazów:
• całkowitego zakazu
testowania kosmetyków
(od września 2004 r.)
i ich składników na terytorium UE oraz
• zakazu wprowadzania
testowanych kosmetyków i składników na
rynek od 11.03.2009.
Wcześniejsze regulacje nie
obejmowały jednak produktów
sprowadzanych spoza UE, których składniki bądź receptury
mogły być poddawane takim
testom. Wyjątek od tychże
regulacji stanowiły też trzy rodzaje testów: związane z toksycznością dawki powtarzalnej,
badań toksykokinetycznych
oraz toksycznego wpływu na
reprodukcję i zostały zniesione dopiero przez tegoroczne
rozporządzenie, które zastępuje
Deklarację kosmetyczną.
Co to oznacza w praktyce?
Otóż na terenie UE nie będą
mogły być sprzedawane produkty albo ich składniki, które
były testowane na zwierzętach.
Dotyczy to jednak nowych produktów i nie znaczy, że te, które
testowane były wcześniej znikną ze sklepowych półek. Zakaz
nie obejmuje również środków
chemii gospodarczej.
Warto więc wciąż
wspierać firmy, które
od zawsze deklarowały,
że są wolne od
okrucieństwa wobec
zwierząt.
Pomaga w tym system
oznaczeń i certyfikatów, np.
symbol skaczącego królika
przyznawany przez BUAV
firmom, które spełniają surowe
kryteria. Aby uzyskać certyfikat nie tylko nie wolno używać
testowanych składników, ale
trzeba też zgodzić się na niezapowiedziane kontrole organizacji prozwierzęcych; automatycznie wyklucza to również
wejście na rynek chiński, gdzie
testowanie kosmetyków jest
obligatoryjne.
Rozporządzenie
przewiduje również
wyjątki.
W sytuacji pojawienia się
obaw co do bezpieczeństwa
danego produktu, może być
zgłoszony wniosek o odstępstwo od zakazu. Może to także
dotyczyć składnika, który jest
w powszechnym użyciu i nie
może być zastąpiony innym
oraz w innych uzasadnionych
przypadkach dotyczących problemu zdrowia ludzi.
Warto również wspomnieć,
że oprócz zmian legislacyjnych
jednym z sukcesów kampanii
ECEAE były prace przy okazji
wprowadzanego przez Europejską Agencję ds. Chemikaliów
(ECHA) systemu rejestracji,
oceny, udzielania zezwoleń
oraz stosowania ograniczeń
dla substancji chemicznych
(REACH).
Od 2006 roku naukowcy
współpracujący z Koalicją
wyszukali luki prawne w systemie i nie dopuścili do powielania się podobnych testów;
pozwoliło to uratować ok. 4,5
mln zwierząt. Dzięki działaniom
ECEAE jednym z celów REACH
stało się promowanie metod
alternatywnych do testów na
zwierzętach oraz obowiązek
dzielenia się informacjami na
temat wyników testów. Niestety, pomimo dotychczasowych
sukcesów można oszacować,
że do 2018 r. nawet do 54 mln
zwierząt będzie użytych do testowania ok. 30 tys. substancji
chemicznych.
Joanna Stiller
Skuteczność to
obowiązek każdego
aktywisty i każdej
aktywistki. Dzięki
badaniom takim
jak The Powerful
Impact of College
Leafleting i stronie
HumaneSpot.org nie
musimy opierać się
jedynie na własnej
intuicji planując
kolejne działania.
Możemy zdać się
również na naukę.
WYNIKI BADAŃ NA
AMERYKAŃSKICH
KAMPUSACH
U
lotki są jednymi z najchętniej stosowanych
narzędzi w ruchu prozwierzęcym. Rozdaje się je na
wszystkich akcjach i rozkłada
na wszystkich stoiskach. Warto
jednak zadać sobie pytanie, czy
rozdawanie ulotek w ogóle ma
sens?
Takie pytanie zadał sobie
Nick Cooney – autor książki
Change of Heart: What Psychology Can Teach Us About Spreading Social Change
i założyciel organizacji The
Humane League. Zadał sobie
6 otwarteklatki.pl
Czy rozdawanie
ma sens?
ULOTEK
również trud, żeby na to pytanie
odpowiedzieć.
W celu zbadania skuteczności broszur promujących wegański styl życia, Nick Cooney
zaprojektował badanie, które
odbyło się na kampusach uniwersyteckich w Delaware i Maryland. W celach badawczych
wykorzystane zostały materiały
Vegan Outreach (broszura
Compassionate Choices), oraz
powiązanej z Farm Sanctuary
grupy Compassionate Communities (broszura Something
Better). Warto więc pamiętać,
że wyniki badania dotyczą tylko
tych materiałów, a nie jakichkolwiek ulotek na temat diety
wegańskiej.
Na początku jesiennego
semestru studentom na obu
uniwersytetach rozdawano
broszury obu organizacji. Dwa
miesiące później badacze
wrócili w te same miejsca, aby
sprawdzić, w jaki sposób zmieniła się dieta studentów, którzy
otrzymali wcześniej materiały.
Osoby prowadzące badanie pytały studentów wychodzących
ze stołówki o chęć wypełnienia
ankiety, nie informując czego
będzie ona dotyczyła. Następnie pytano o to czy dana osoba
otrzymała wcześniej broszurę
o weganizmie i jeśli odpowiedź
była twierdząca, przystępowano do wypełniania ankiety.
W ten sposób zebrano prawie
500 wyników.
Okazało się, że na każde 50
studentów, jedna osoba przeszła na dietę wegetariańską lub
pescatariańską (dopuszczającą
spożywanie ryb). Oprócz tego,
7% studentów (1 osoba na 14)
stwierdziło, że je teraz „dużo”
mniej mięsa drobiowego, oraz
dużo mniej jajek i mleka. Ponadto, 6% studentów zaczęło
jeść dużo mniej ryb, a 12%
dużo mniej czerwonego mięsa.
1 na 5 osób powiedziała również, że po przeczytaniu przekazała broszurę jakiejś innej
osobie, która później z kolei
również zdecydowała się jeść
mniej mięsa.
Cooney podjął się jednocześnie oszacowania, na ile zwierząt potencjalnie wpływ może
mieć rozdawanie ulotek. Jego
wyliczenia brały pod uwagę
m.in. średnią długość życia
oraz ilość zwierząt zjadanych
przeciętnie rocznie przez obywateli Stanów Zjednoczonych.
100 broszur oszczędzi cierpienia, będzie rosła.
Osoby zainteresowane
bardziej szczegółowymi wyliczeniami mogą zapoznać się
z wynikami badania m.in. na
stronie www.HumaneSpot.org.
Można tam przeczytać o tym,
jak badacze poradzili sobie z
takimi zjawiskami jak błąd braku odpowiedzi (non-response
bias) oraz efekt społecznych
oczekiwań (social desirability
bias), a także obejrzeć ankietę,
którą wypełniali studenci.
Badanie dotyczące skuteczności ulotek to tylko jedno z setek badań dotyczących rozmaitych aspektów związanych
Wynika z nich, że
w pierwszym roku po
rozdawaniu ulotek, na
każde 100 rozdanych
broszur, 50 zwierzętom
oszczędzone będzie
życie w koszmarze
fermy przemysłowej.
z aktywizmem na rzecz zwierząt, które zostały zamieszczone na stronie www.HumaneSpot.org. Jeśli jej jeszcze
nie znacie, to musicie szybko
nadrobić zaległości. Na początek trzeba się zarejestrować
i napisać parę słów o sobie
i o tym, w jaki sposób chcemy
wykorzystywać wiedzę zdobytą
na HumaneSpot. Rejestracja
jest oczywiście darmowa i da
nam dostęp do bazy danych,
którą przeszukiwać możemy
działami (np. Advocacy Strate-
Jeśli studenci utrzymają
później nowy sposób żywienia, z każdym kolejnym rokiem
ilość zwierząt, którym każde
gies, Animal Experimentation,
Companion Animals, Diet and
Nutrition). Każda osoba zarejestrowana na stronie ma
tam również swój profil, dzięki
temu może dostawać powiadomienia o nowych badaniach.
Uszczegółowienie pola zainteresowań sprawia, że będziemy
dostawać tylko powiadomienia
o badaniach na interesujące
nas tematy.
Wiedząc już, że rozdawanie ulotek może być całkiem
sensowne, warto poświęcić
jeszcze chwilę uwagi na to, jak
zabrać się do tego zadania. Oto
5 podstawowych rad:
1.
Po prostu to
zrób Nawet jeśli myśl
o zagadywaniu nieznajomych
może wydać się przerażająca,
najtrudniej podejść tylko do
pierwszej osoby lub wręczyć
pierwszą broszurę – później
jest już coraz łatwiej, aż
w końcu trudno będzie
wyobrazić sobie łatwiejsze
zadanie.Ty również
zyskujesz – kiedy nabierzesz
doświadczenia, nawiązywanie
kontaktu z obcymi osobami nie
będzie już więcej przerażać.
otwarteklatki.pl
7
jest na ulotkach to absolutne
minimum. Nie musisz jednak
mieć encyklopedycznej wiedzy
na każdy temat. Jeśli nie znasz
odpowiedzi na pytanie, możesz
po prostu przyznać, że nie
potrafisz w tej chwili na nie
odpowiedzieć i poprosić
o e-mail lub numer telefonu,
aby móc dać odpowiedź
później lub też odesłać do
znanej Ci organizacji, która
zajmuje się danym tematem
i z pewnością będzie w stanie
udzielić fachowej odpowiedzi.
Warto pamiętać również,
że pytania które ludzie zadają
z reguły powtarzają się i
jeśli kilka razy sprawdzisz
odpowiedź lub też przemyślisz
sobie, co możesz w takiej
sytuacji odpowiedzieć,
z czasem będziesz radzić sobie
coraz lepiej.
2.
Wyglądaj
profesjonalnie Odbiór
materiałów zależy w dużej
mierze od osoby, która je
rozprowadza. Całkowicie
ludzką rzeczą jest wydawanie
błyskawicznych opinii
i dlatego często od pierwszego
wrażenia zależy, czy nasze
postulaty zostaną przyjęte czy
odrzucone. Zwykły uśmiech
świetnie przełamuje lody
i skutecznie zachęca ludzi do
zainteresowania się tym, co
mamy do przekazania.
3.
Nie wdawaj się
w długie dyskusje
Jeśli zdarzy się jakaś
osoba w nastroju mocno
konfrontacyjnym – najlepszym
8 otwarteklatki.pl
rozwiązaniem jest pogodny
uśmiech i niewdawanie się
w zażarte debaty. Nawet jeśli
długa debata jest kusząca,
z reguły nie wynika z niej nic
konstruktywnego i stracisz
jedynie czas i humor.
Często najlepiej po prostu
stwierdzić, że jest nam przykro,
że mamy tak odmienne zdanie
na ten temat i życzyć miłego
dnia. Jeśli zdecydujesz się
podjąć dyskusję, pamiętaj
dlaczego stoisz w tym miejscu
i nie pozwól, żeby rozmowa
schodziła na zbyt abstrakcyjne
manowce.
4.
Nie bój się
trudnych pytań Kiedy
rozdajesz materiały na jakiś
temat, musisz się przygotować
– zapoznanie się z tym co
5.
Rób przerwy
Pamiętaj, że ludzie w swoim
działaniu mocno sugerują się
tym co robią inni. Jeśli jakaś
osoba odmówi Ci wzięcia
ulotki, jest duża szansa, że ta
idąca za nią też jej od Ciebie nie
weźmie – i tak dalej.
Aby uniknąć tego efektu,
możesz po każdej rażącej
odmowie zrobić chwilę przerwy
i rozpocząć rozdawania ulotek
po ominięciu jednej lub kilku
osób.
Takie przerwy możesz
też wykorzystać na zebranie
z ziemi ulotek, które ktoś
wyrzucił – jeśli ludzie będą
widzieć Twoje ulotki leżące
na ziemi, będą traktować je
mniej poważnie i będą bardziej
skłonni również je wyrzucić.
Staraj się mieć ulotki przy
sobie. Nigdy nie wiesz, kiedy
trafi się ktoś zainteresowany
tematem.
Dobrusia Karbowiak
SKŁADNIKI A AKTYWIZM
G
dy po raz pierwszy zaangażowałem się
w ruch obrony praw
zwierząt około 1990 roku, na
pytanie ,Na ile to jest wegańskie?’ odpowiedź była prosta:
albo dany produkt jest wegański, albo nie jest.
Rozróżnienia można było
dokonać poprzez porównanie
wszystkich składników, które znajdowały się w danym
produkcie ze specjalną listą
wszystkich składników odzwierzęcych. Lista ta w końcu ewoluowała do postaci książki pod
nazwą: ,,Składniki odzwierzęce
od A do Z” będącej przez wiele
lat największym bestsellerem
dostępnym w serwisie Vegan.
com .
Ten niewyszukany sposób
odróżnienia ,,dobra” od ,,zła”
przemawiał do wielu
z nas poprzez swoją prostotę. Ale jeszcze zanim lista
zaczęła przybierać wielkość
encyklopedii, okazała się niekonsekwentna. Przy produkcji
miodu zabijana jest pewna
ilość owadów, lecz podobnie
rzecz się ma w przypadku jazdy
samochodem (a czasem nawet
chodzenia pieszo). Wiele mydeł
zawiera w sobie stearyniany,
ale też opony samochodowe
czy rowerowe zawierają podobne odzwierzęce składniki.
Część cukru jest przetwarzana
przy użyciu węgla kostnego,
ale tego samego składnika
używa się do filtrowania wody
w miejskich wodociągach. Co
więcej, dodanie określenia ,,nie
testowane na zwierzętach” do
definicji produktu wegańskiego
skomplikowało sprawę jeszcze
bardziej.
A jednak porzucenie biało
czarnych zasad postępowania
może być trudne. Przez wiele
lat ludzie dodawali “wyjątki”,
definiowali to co jest “konieczne”, dodawali
twierdzenia o
,,dobrych intencjach”,
byle
tylko
za-
chować podejście bazujące
na ustalonej liście produktów, których po prostu należy
unikać. Jednak próba definitywnego określenia tego, co
jest “wegańskie” jest zawsze
arbitralna. Nawet w produkcji
organicznych warzyw zabijane
są zwierzęta podczas sadzenia,
zbierania plonów oraz transportu.
Oczywiście, aby “nie
czynić krzywdy”
żadnej istocie,
wszyscy moglibyśmy
popełnić samobójstwo
i pozwolić, by nasze
martwe ciała uległy
rozkładowi w lesie.
Nie idąc jednak tak
daleko, najlepiej
będzie zrobić krok
wstecz i zastanowić się
dlaczego, tak naprawdę
martwimy się o to, czy
coś jest wegańskie,
czy nie.
Pytanie ,,Na ile to jest wegańskie?” jest ważne ponieważ
zabijanie zwierząt dla pożywienia jest dziś zdecydowanie najistotniejszą przyczyną
cierpienia, zarówno pod względem ilości cierpiących istot jak
również skali okrucieństwa,
któremu są one poddawane.
Ilość cierpiących istot
W ramach samego przemysłu
spożywczego w USA hoduje się
i zabija rok rocznie
o wiele więcej zwierząt, niż
w jakiejkolwiek innej formie
eksploatacji. Z każdych 100
10 otwarteklatki.pl
zwierząt zabijanych rocznie
w USA, 99 to zwierzęta
zarzynane dla celów ludzkiej
konsumpcji. To jest dziesięć
miliardów zwierząt, więcej
istot, niż wynosi cała ludzka
populacja na Ziemi.
Cierpienie
Zwierzęta hodowane dla
przemysłu spożywczego
przeżywają niewyobrażalne
cierpienia. Prawdopodobnie
najtrudniejszym zadaniem
dla osób walczących o prawa
zwierząt jest rzeczywiste
przedstawienie tego, czego
po prostu słowami opisać
się nie da. Ogromny ścisk,
izolacja od otoczenia, smród,
hałas, skrajne temperatury,
atakowanie się zwierząt
nawzajem, a nawet kanibalizm,
choroby, koszmar każdego
dnia ich życia. Tak, każdego
roku setki milionów zwierząt
– o wiele więcej, niż suma
zwierząt zabijanych na fermach
futrzarskich, w schroniskach
i w laboratoriach – nie
przeżywa nawet do dnia
uboju. One po prostu umierają
wcześniej z cierpienia.
Skuteczne promowanie
praw zwierząt
Posiadając taką wiedzę,
myślący i współczujący ludzie
nie powinni zadawać sobie pytania: ,,Czy to jest wegańskie?”
Ważniejszą kwestią jest raczej
,,Który wybór przyczyni się do
zmniejszenia cierpienia?” Nasz
przewodnik nie powinien być
niekończącą się listą składników, powinien raczej przyczyniać się jak najlepiej do zaprzestania okrucieństwa wobec
zwierząt. Weganizm jest ważny
nie jako cel sam w sobie, lecz
jako potężne narzędzie sprzeciwu wobec horroru współczesnych przemysłowych ferm
i rzeźni.
W ten sposób zmieniamy
tory dyskusji od wyszukiwania
definicji oraz unikania pewnych produktów do tego, jak na
prawdę skutecznie promować
prawa zwierząt. Innymi słowy,
skupiamy się nie tyle na swoich osobistych przekonaniach
lub szczegółowych wyborach,
lecz raczej na zwierzętach i ich
cierpieniu.
Jeżeli uważamy, że bycie
weganinem jest ważne, to skuteczne działanie w promowaniu
praw zwierząt musi być dla
nas jeszcze ważniejsze. Wpływ
naszego osobistego weganizmu – kilkaset uratowanych
zwierząt w ciągu naszego życia
– blednie w porównaniu z tym,
co możemy osiągnąć dając
dobry przykład innym. Z każdą
osobą, którą zainspirujemy do
zmiany nawyków, nasz wpływ
na zmianę świata znacznie się
zwiększy. Z drugiej strony, każdej osobie, którą przekonamy,
że weganizm jest zbyt wymagający, obsesyjnie zajmując się
wciąż rosnącą listą składników,
robimy rzecz gorszą, niż gdybyśmy nie zrobili nic: zniechęcamy człowieka, który mógł się
przyczynić do polepszenia sytuacji zwierząt, gdyby tylko nie
spotkał nas na swojej drodze.
Obecnie znaczna większość
ludzi w naszym społeczeństwie
nie ma problemu ze zjedzeniem
nogi kurczaka.
Nie wydaje się więc dziwne,
że wiele osób uważa wegan
za ludzi nierozsądnych i nieracjonalnych, kiedy dają oni
taki przykład, jak wypytywanie kelnerów o składniki dań,
niespożywanie wegeburgerów
przygotowanych na tym samym grillu, co mięso, rezygnacja z używania klisz filmowych,
czy leków, itp.
Zamiast wykorzystywać
nasze ograniczone środki
i czas martwiąc się o szczegóły
(produkcja cukru trzcinowego, filmów, lekarstw, itd.), powinniśmy skoncentrować się
na codziennym zwiększaniu
naszego wpływu na zmiany.
Pomagając nawet jednej osobie zmienić nawyki, prowadzimy do ocalenia życia setkom
zwierząt cierpiących na fermach przemysłowych. Decyzja,
by propagować dietę opartą na
współczuciu sprawia, że każda
napotkana na naszej drodze
osoba to potencjalne ważne
zwycięstwo.
wygrać dyskusję
z mięsożercą, lecz by otworzyć
serca i umysły ludzi i wskazać
im drogę do życia, w którym
dla współczucia jest więcej
miejsca. Aby to osiągnąć
musimy być przeciwieństwem
Jak powinienem wydawać
stereotypu weganina. Pomimo
lub poświęcać moje
ograniczone zasoby finansowe skądinąd zrozumiałego smutku
i oburzenia jakie czujemy
oraz czas? Sytuacje bywają
bardzo delikatne, a sposobności widząc wszechobecne
zrobienia czegoś pożytecznego okrucieństwo wobec zwierząt,
musimy robić wszystko,
rzadkie. Dlatego nie ma
że weganizm może
innym wydać się zbyt
drobiazgowy
i niewykonalny?
Trudne pytania
i rezultaty
Prawdę mówiąc, ten
zorientowany na wyniki
obraz weganizmu nie jest
tak prosty, jak przestrzeganie
wypunktowanej listy.
Zagadnienia, co do których
musimy się ustosunkować
zaczynają się na przykładzie,
jaki powinniśmy dawać innym,
a kończą na sposobach
wykorzystania naszych
zasobów. Powinniśmy zadać
sobie pytania:
Czy mam się zapytać
o listę składników
danego produktu
będąc w towarzystwie
rodziny bądź
przyjaciół, którzy nie
są wege, być może
nic w rezultacie nie
jedząc, i ryzykując
jednego zestawu odpowiedzi
na powyższe pytania. Ale jeżeli
podejmując decyzje kierujemy
się tym, aby dokonać jak
najwięcej dobrego, wtedy każdy
z nas ma olbrzymi potencjał do
realizacji zmian.
Nie wystarczy być
prawomyślnym weganinem, ani
nawet poświęconym sprawie,
wyedukowanym promotorem
weganizmu. Zwierzęta nie
potrzebują, abyśmy mieli rację.
Dla nich liczy się, byśmy byli
skuteczni w działaniu. Inaczej
mówiąc, nie chodzi o to, aby
aby być tym, kim chcą
być inni ludzie: radosnymi,
szanowanymi osobami, których
spełnione życie będzie dla
innych inspiracją. Tylko wtedy
możemy w pełni wykorzystać
nasz potencjał dla zwierząt.
Matt Ball z organizacji Vegan
Outreach (veganoutreach.org/)
Tłumaczenie: Adam Gac
ze Stowarzyszenia Empatia
(empatia.pl/)
Artykuł w oryginale: “How
Vegan? Ingredients vs.
Activism”
otwarteklatki.pl
11
R
uch wyzwolenia zwierząt pod wieloma
względami różni się od wszystkich innych
ruchów społecznych. Poszerzenie granicy
podmiotowości tak, że mieszczą się w niej również zwierzęta jest jednym z najtrudniejszych
wyzwań współczesnych społeczeństw.
Niestety wiele ruchów wolnościowych czy
lewicowych nie jest w stanie sprostać temu
wyzwaniu, czego efektem jest marginalizowanie
i trywializowanie ruchu wyzwolenia zwierząt.
AKTYWIZM
na pełen etat
Widać jednak również
wiele pozytywnych skutków tej
sytuacji – postawiony w takiej
sytuacji ruch wypracował wiele
własnych metod działania,
które okazały się wyjątkowo
skuteczne i inspirują dziś inne
ruchy. Jednym z najlepszych
przykładów jest prowadzona
od lat kampania Stop Huntington Animal Cruelty (w skrócie
SHAC). Przez długi czas SHAC,
organizowany oddolnie, pojawiał się regularnie w największych brytyjskich i amerykańskich mediach, zdołał wpłynąć
na losy największych światowych giełd, a służby specjalne
w USA przeprowadziły jedno
z największych dochodzeń
w tamtym czasie, aby wsadzić
najważniejszych aktywistów
SHAC do więzienia. Jest wiele
punktów, które wyróżniają tę
kampanię na tle innych działań
społecznych, ale cofnijmy się
12 otwarteklatki.pl
do początku tej historii.
Dwie kampanie przygotowały solidne fundamenty
pod działalność SHAC. Były
to: Consort beagles (1996 r.),
kampania na rzecz zamknięcia
Consort Kennels, gdzie hodowano beagle dla laboratoriów
oraz Save the Hill Grove Cats
(1997 r.), kampania wymierzona w Hill Grove Farm, jedynego
w Wielkiej Brytanii hodowcy
kotów dla laboratoriów. Obie
po wielu miesiącach działania
doprowadziły do zamknięcia
tych firm. W kampaniach tych
wykorzystywano wszelkie możliwe metody, aby doprowadzić
do osiągnięcia zamierzonego
celu: codzienne protesty pod
tymi firmami, ogólnokrajowe
demonstracje, akcje bezpośrednie, w których wyzwalano
hodowane tam zwierzęta. Kluczem do sukcesu była nieustająca presja na zwierzętarnie.
Kiedy w lipcu 1997 r. Consort
Kennels zostało zamknięte,
około 200 beagli znalazło nowe
domy. Pozostałe zostały odkupione przez Huntington Life
Sciences.
Huntington Life Sciences
to największe w Europie laboratorium badawcze, gdzie
rocznie przeprowadza się testy
na ok. 75 000 zwierząt. Opinia
publiczna wielokrotnie mogła
przekonać się, jak w rzeczywistości wyglądają badania
w tym laboratorium. Pierwsze
materiały zebrała Sarah Kite
z antywiwisekcyjnej organizacji
BUAV w 1989 r., pracując przez
8 miesięcy w ośrodku HLS.
W roku 1997 Zoe Broughton
ujawniła materiały video, na
których widać m.in. pracowników HLS bijących szczeniaki,
a w tym samym roku Michael Rokke z organizacji PETA
upublicznił nagrania z amery-
kańskiego laboratorium HLS.
Wielokrotnie udostępniano
również w mediach dokumenty potwierdzające codzienne
okrucieństwo badań prowadzonych przez HLS. Wszystkie te
dochodzenia sprawiły, że HLS
stało się jedną z najbardziej
znienawidzonych instytucji w
Wielkiej Brytanii, a kampania
na rzecz jej zamknięcia miała
potężne wsparcie opinii publicznej.
Pod wieloma względami
kampania SHAC stała się najbardziej innowacyjną kampanią
społeczną, co zaowocowało
wieloma sukcesami, ale niestety również potężną skalą represji wobec jej aktywistów
i aktywistek. Obrano trzy kierunki działania: klienci HLS, zapewniający laboratorium rentowność, wszelacy dostawcy
HLS (od dostawców narzędzi
laboratoryjnych do pralni) oraz
podmioty powiązane finansowo z HLS – akcjonariusze,
udziałowcy, banki. Przekaz był
prosty: jeśli robisz interesy
z HLS, wspierasz okrucieństwo
wobec zwierząt i tym samym
zadzierasz z nami. Presja wywierana na HLS miała doprowadzić do biznesowej izolacji
i ekonomicznego upadku firmy.
Nacisk na każdy
podmiot związany
mniej lub bardziej
z HLS sprawił, że żadna
firma nie chciała im
oferować np. usług
cateringowych, żadna
pralnia nie chciała
czyścić ich fartuchów,
firmy transportowe
bały się pokazywać pod
ich siedzibą.
Demonstracje przeciwko
HLS odbywały się w najróżniejszych miejscach w całej Europie i USA. Każda firma, która w
jakikolwiek sposób związała się
z HLS, mogła się spodziewać
protestów pod swoją siedzibą,
niekończących się telefonów
i maili, a nawet wizyt pod prywatnymi domami.
Ważne w tej kampanii jest
to, że SHAC nie jest właściwym
organizatorem działań. SHAC
informował i nadal informuje
o bieżących działaniach HLS,
o aktualnych powiązaniach
finansowych, czy firmach i osobach biznesowo związanych
z HLS. Rolą SHAC-u miała być
dystrybucja informacji o potencjalnych celach. W ten sposób,
mimo że liczba aktywistów
i aktywistek nie była duża,
możliwe było działanie na bardzo szeroką skalę.
Począwszy od roku 2000
HLS popadał w coraz większe
problemy finansowe. Uzyskanie
pożyczki stało się nagle zadaniem prawie niemożliwym.
W finansowym świecie HLS
spychano na bok, nikt nie chciał
robić z nimi interesów. Royal
Bank of Scotland anulował HLS
spłatę kredytu, aby tylko jak
najszybciej zdystansować się
od laboratorium. Na londyńskiej giełdzie akcje HLS spadły
najniżej, jak tylko było to możliwe. Potrzebna była rządowa
interwencja, aby Bank of England pozwolił HLS prowadzić
u siebie konto bankowe. Na
przełomie lat 2000/2001 HLS
wypadło z giełdy w Nowym
Jorku oraz Londynie. Powoli
działania finansowe przenoszono do USA, gdzie zapewniona jest większa anonimowość
akcjonariuszy i udziałowców.
Reakcją na to było powołanie
SHAC USA.
Od samego początku SHAC
USA była równie sprawną kampanią jak jej europejski odpowiednik. Stephens Inc., instytucja finansowa, która uratowała
HLS przed bankructwem,
zerwała kontrakt zaledwie po
roku, ulegając presji aktywistów
i aktywistek. 14 beagli zostało
wyzwolonych z laboratorium
HLS w New Jersey. W USA
odbywały się małe, ale skuteczne protesty, tak jak wcześniej działo się w Anglii. Miały
miejsce również liczne akcje
bezpośrednie, m.in. zatopienie
jachtu należącego do dyrektora Bank of New York. W 2006
r. liczne demonstracje i akcje
bezpośrednie uniemożliwiły
HLS pojawienie się na giełdzie
nowojorskiej. Łącznie około
250 firm porzuciło HLS, wśród
nich liczne potężne światowe
korporacje finansowe.
Wszystkie te sukcesy niestety pociągnęły za sobą liczne represje po obu stronach
oceanu. FBI przeprowadziło
jedno ze swoich największych
śledztw, aby ostatecznie aresztować sześć osób odpowiedzialnych za kampanię SHAC
USA. Oskarżenia oparte były
o złamanie Animal Enterprise
Terrorism Act, prawa stworzonego wyłącznie do obrony
przemysłu wykorzystującego
zwierzęta przed aktywistami
i aktywistkami praw zwierząt.
Dwuletni proces zakończył się
wyrokami od 1 do 6 lat więzienia dla osób prowadzących
kampanię. W roku 2007, w Europie, przeprowadzona została
akcja z udziałem 700 policjantów, głównie w Wielkiej Brytanii,
w wyniku której aresztowano
32 osoby powiązane
z SHAC. Siedem osób otrzymało wyroki od 4 do 11 lat więzienia. Mimo tych wszystkich
otwarteklatki.pl
13
represji SHAC działa dalej, choć
znacznie osłabiony. Zamknięcie
HLS dalej jest celem, o którym
aktywiści i aktywistki nie przestają myśleć.
Kampania SHAC wyznaczyła całkiem nową ścieżkę działania dla ruchu praw zwierząt
oraz innych ruchów społecznych. Główny nacisk położony
został nie na samego wroga,
ale na wszystkie podmioty
powiązane z nim finansowo.
Demonstracje pod HLS były
bezcelowe, ale powolne odcinanie go od partnerów biznesowych prawie doprowadziło
do jego bankructwa. W swoich
działaniach SHAC nie dbał
o dobry wizerunek, nigdy nie
odżegnywał się od akcji bezpośrednich bez względu na ich
charakter.
Zła prasa tworzyła obraz
niebezpiecznych aktywistów
i aktywistek, a to jeszcze bardziej działało na wyobraźnię
HLS i jego współpracowników.
Kampania SHAC podkreślała, że każdy, nawet samotnie,
może przyczynić się do zamknięcia laboratorium. Czy to
jednoosobową demonstracją
pod domem udziałowca, czy to
przez akcję bezpośrednią.
W ten sposób powstała sieć
działań, które nie były prowadzone przez SHAC sam
w sobie, ale SHAC umożliwiał
ich zaistnienie. Zainteresowane osoby otrzymywały gotowe informacje o tym, kto jest
osobiście odpowiedzialny za
cierpienia zwierząt w HLS. Szerokie spektrum akcji podejmowanych pod sztandarem SHAC
sprawiło, że łatwiej było się
w nie zaangażować – zainteresowani mogli sami wybierać,
jaka taktyka jest dla nich najbardziej odpowiednia. Żadna
forma aktywizmu nie została
14 otwarteklatki.pl
wykluczona z kampanii, ponieważ liczyła się przede wszystkim skuteczność akcji i ostateczny cel – zamknięcie HLS.
Ważny jest również fakt,
że kampania SHAC wybrała
sobie konkretny cel. HLS jest
namacalnym wrogiem, zdjęcia
i filmy torturowanych zwierząt
wielokrotnie szokowały opinię publiczną. Jednocześnie
zamknięcie HLS jest celem
osiągalnym. W kampanii tej nie
chodziło o podnoszenie społecznej świadomości na temat
wiwisekcji, lecz zamknięcie
konkretnego, działającego laboratorium. Pewne jest jednak
to, że cała kampania przyczyniła się wzrostu społecznej
niechęci do testów na zwierzętach.
Trudną lekcją dla
kampanii SHAC było
dobitne przekonanie
się, że skuteczność
działań pociąga za sobą
zwiększone represje.
Osoby najbardziej zaangażowane w tworzenie kampanii zostały aresztowane w jej
szczytowym momencie, kiedy
wydawało się, że zamknięcie
HLS jest już naprawdę blisko.
Istotne jest więc, aby wcześniej przygotować się na możliwe represje oraz nie obciążać
jednej osoby zbyt dużą odpowiedzialnością za kampanię.
Kampania SHAC, choć
znacznie osłabiona licznymi
aresztowaniami, trwa nadal.
HLS wciąż ma problemy finansowe, wciąż mało kto ma
ochotę współpracować z tym
laboratorium, lecz niestety
nadal w laboratorium przetrzymuje się i eksperymentuje na
tysiącach zwierząt. Dla aktywistów i aktywistek powinno być
ważne to, jak wiele można się
nauczyć z historii tej kampanii:
obranie namacalnego, osiągalnego celu, różnorodność akcji,
szerokie spektrum działań, aktywizm na pełen etat, wytrwałość w działaniach przez wiele
lat, umiejętne wykorzystywanie wiedzy o drugoplanowych
aktorach, czyli biznesowych
partnerach HLS. Tej taktyki nie
da się dokładnie przełożyć na
każdą kampanię społeczną czy
animalistyczną, ale
z pewnością warto wzorować
się na jej skutecznych elementach. SHAC pokazał, że można
walczyć o wyzwolenie zwierząt
– rzecz bardzo abstrakcyjną,
poprzez obieranie konkretnych,
osiągalnych w ciągu kilku lat,
celów.
Najogólniejszą lekcją z historii SHAC powinno być to, że
nasza uwaga musi być skupiona na skuteczności.
To właśnie skuteczność
powinna decydować o obieranej taktyce, ponieważ głównie
od niej uzależniony jest los
zwierząt w laboratoriach, na
fermach i w innych miejscach
eksploatacji zwierząt.
Paweł Rawicki
Każdy i każda z nas może
użyć swych umiejętności,
jakiekolwiek by one nie
były, by uczynić świat
lepszym zarówno dla
ludzi, jak i dla zwierząt
pozaludzkich
wywiad z Jo-Anne McArthur
Niedawno miała miejsce
premiera filmu „The Ghosts In
Our Machine” („Duchy naszego
systemu”). Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym filmie?
Film zadaje pytanie o to,
czym lub kim są zwierzęta –
przedmiotami, czyjąś własnością, czy też świadomymi istotami, którym przynależą pewne
prawa. Obecnie na całym
świecie zwierzęta uznawane są
za własność, ale to się zmieni.
„The Ghosts In Our Machine”
ma być częścią tej zmiany.
Jak to się stało, że zostałaś główną bohaterką
filmu?
Przyjaźnię się z Loreną Elke
od ponad 10 lat, połączyła nas
miłość do zwierząt, aktywizm
i idea praw zwierząt. Gdy Lo-
rena związała się z reżyserką
Liz Marshall, również i ja ją
poznałam. Liz swój kolejny film
chciała poświęcić zwierzętom
i potrzebowała bohaterki, która
opowiedziałaby tę historię. Prawie 3 lata temu zapytała mnie,
czy nie chciałabym nią zostać,
a reszta, jak to się mówi, to już
historia.
Oprócz Ciebie bohaterem filmu są duchy, bezimienne i niewidzialne
zwierzęta na fermach
na całym świecie. Jak to
możliwe, że ich nie widzimy? Co musi się stać,
byśmy wreszcie zaczęli je
dostrzegać?
Dostrzeżenie ich wymagałoby dużych zmian w naszym
codziennym postępowaniu
i nie byłoby dla nas wygodne.
Z punktu widzenia emocji,
przez pryzmat których je postrzegamy, zwierzęta możemy
podzielić na trzy kategorie:
zwierzęta, które nam towarzyszą – kochamy je i doceniamy;
zwierzęta, które widzimy na
plakatach organizacji broniących dzikiej natury – słonie,
tygrysy itd., które są zagrożone, żyją daleko od nas i które
chcemy chronić; i jest jeszcze
cała reszta, duchy właśnie:
zwierzęta, które uczyniono
niewidzialnymi, zwierzęta, które
jemy, których skóry nosimy, na
których przeprowadzamy eksperymenty, których używamy
w celach rozrywkowych.
Wydaje mi się, że potrzebna jest edukacja na masową
skalę, by zwierzęta z tej trzeciej
otwarteklatki.pl
15
kategorii stały się widoczne.
Musimy wiedzieć, skąd pochodzi nasze jedzenie, w jaki
sposób się je produkuje i zabija.
Tego typu informacje powinny
być częścią programu nauczania na wszystkich etapach
edukacji, poczynając od tych
najniższych. Możemy zrobić
bardzo wiele, by unaocznić ten
problem. Ja sama robię to za
pomocą projektu “We Animals”
i poprzez program edukacyjny
“We Animals Humane Education Program”. Liz Marshall robi
to za pomocą swojego filmu
„The Ghosts In Our Machine”.
Sądzę, że jeśli już raz nauczymy się dostrzegać te
zwierzęta, nigdy nie będziemy w stanie przestać tego
robić. Będziemy je zauważali
wszędzie. Spowodowanie, by
również inne osoby zaczęły je
dostrzegać i zachęcanie ich
do działania (które może przyjąć różne formy) jest kolejnym
krokiem.
Czy możesz powiedzieć
coś więcej o samej maszynie? Jak ona działa?
Maszyna istnieje naprawdę,
lecz jest również metaforą. Była
budowana przez dziesięciolecia
w służbie ludzkiej konsumpcji,
kapitalizmu i wciąż rosnącej
populacji, która domaga się
ogromnych ilości mięsa. Myślę,
że dzieje się tak dlatego, iż uczy
się nas takiego sposobu odżywiania, w myśl którego posiłek
nie może obyć się bez mięsa.
Dlatego powstaje „potrzeba”
wytwarzania tego produktu –
żywych zwierząt przerabianych
na tanie mięso. Zarówno konsumpcja mięsa, jak i jakichkolwiek produktów spożywczych
to kwestia statusu. Na przykład
wraz z rozwojem Chin i Indii
spożycie mięsa w tych krajach
16 otwarteklatki.pl
rośnie. Powstaje tam również
coraz więcej ferm przemysłowych. Myśląc o „maszynie”,
myślę o industrializacji, potrzebach i chciwości, ale przede
wszystkim o fermach wielkoprzemysłowych.
Opowiedz, proszę, o swojej pracy. Jak trafiłaś do
ruchu praw zwierząt?
Ponad 10 lat temu zrozumiałam, że mogę połączyć
swoje dwie pasje: fotografię
i moją wielką potrzebę pomagania zwierzętom. Mogę
opowiadać historie zwierząt
poprzez obiektyw mojego aparatu. W ten sposób pokazuję
innym ludziom mój punkt widzenia, mianowicie, że bardzo
ważne jest zwracanie uwagi na
cierpienie, cierpienie zwierząt,
i że trzeba starać się im pomóc.
Idea praw zwierząt była
mi bliska od zawsze, ale gdy
byłam mała nie nazywałam
tego w ten sposób. Po prostu
odczuwałam ogromną empatię
dla zwierząt. Nieważne jakie
zwierzę spotykałam, zawsze
zastanawiałam się nad tym, jak
by było nim być, cieszyć się
i cierpieć jak ono. Zastanawiałam się też, co czują zwierzęta.
Później poznałam kilka kur i od
tego momentu nie byłam już
w stanie jeść mięsa. Zrozumiałam bardziej dogłębnie niż
dotychczas, że są to małe jednostki z własnymi pragnieniami
i osobowościami, które, tak jak
ja, potrafią odczuwać radość
i cierpienie.
Co po 10 latach pracy
wciąż daje Ci motywację
i siłę, by w tym trwać?
Projekt “We Animals” zawsze spotykał się z pozytyw-
nym odbiorem. Wiele osób
pisze mi, ile nauczyło się dzięki
mojej pracy i w związku z tym
postanowiło zmienić swoje
postępowanie. Ludzie wciąż mi
mówią, bym nie przestawała
robić tego, co robię. I nie przestaję.
Jakie są dobre i złe strony
Twojej pracy?
Na pewno do pozytywnych
rzeczy zaliczyłabym wspaniałych ludzi, z którymi pracuję na
całym świecie. Czasami mam
wrażenie, że mam wszędzie
rodzinę, małe i duże społeczności, które mnie przyjmują
i wspierają w mojej pracy. Daje
mi to dużo energii i przypomina o tym, że nie jestem sama
w walce o zwiększenie świadomości dotyczącej zwierząt.
Na pewno złą stroną mojej
pracy jest bycie na pierwszej
linii frontu, bycie bezpośrednio
konfrontowaną z najbardziej
okropnymi formami okrucieństwa, jakie można sobie wyobrazić.
Sama świadomość ich istnienia jest straszna, zobaczenie
ich na własne oczy pozostawia
emocjonalne blizny, z którymi
muszę sobie radzić. Opuszczanie miejsc, które dokumentuję jest trudne. Chciałabym
uwolnić te zwierzęta lub pomóc znaleźć kochający dom
dla nich wszystkich. Przez te
wszystkie lata spotkałam setki
tysięcy zwierząt. Wiele z nich
pamiętam, noszę je w sercu
wykonując moją pracę.
Dużo podróżujesz i spotykasz wiele osób. Jak
oceniasz stan ruchu praw
zwierząt?
Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy aktywistki, która
uczestniczy w tym ruchu dłużej
niż dekadę. Wtedy miałabym
więcej informacji. Ruch rośnie
od dziesięcioleci. W pewnym
stopniu nawet od XVIII wieku. Wydaje mi się, że sprawy
rzeczywiście nabierają tempa,
że prawa zwierząt są coraz
bardziej widoczne, ale muszę
zaznaczyć, że żyję w pewnego
rodzaju bańce. Jem, śnię
i oddycham tym tematem,
istotą mojego życia jest wprowadzanie tych zmian, uczestniczenie w ruchu. Wydaje mi się,
że temat praw zwierząt idzie do
przodu.
Jeśli tylko wszyscy
i wszystkie potrafilibyśmy ze sobą żyć...
Istnieje głęboki podział
pomiędzy welfarystyczną i abolicjonistyczną
częścią ruchu. Ja staram się wspierać obie.
Niestety, ze względu na to
część osób mnie nie lubi, ale
rzeczywistość jest taka, że
zmiany nie nadejdą dziś czy
jutro. W związku z tym musimy
dążyć do stopniowych zmian.
Czy uważam, że powiększenie klatki o grzędę czy o kilka
centymetrów jest dobre? Uważam, że nie. Ale to lepsze niż
nic. To smutne, że trzeba o tym
wspominać. Stopniowe zmiany
oznaczają również, że aktywiści i aktywistki muszą wkładać
pracę w to, by konsumenci nie
spoczęli na laurach i nie byli
szczęśliwi z wprowadzenia
tych małych zmian. Konsumenci muszą wiedzieć, co te
zmiany oznaczają (a co nie). To
ogrom pracy.
Jaką rolę pełnią Twoim
zdaniem dla ruchu
śledztwa?
Są absolutnie konieczne.
Śledztwa ukazują to, co zwykle
odbywa się za zamkniętymi
drzwiami. Nie tylko pokazują
problemy, lecz przede wszystkim dają ludziom powody
do zmiany swych zachowań
konsumenckich. Wiele osób
odczuwających empatię wobec
zwierząt może wprowadzić
zmiany, gdy zobaczy wyniki
śledztwa.
Wiele osób nie wprowadzi
takich zmian i istnieje wiele
badań dotyczących powodów,
dla których tak się dzieje – nawet, jeśli widzą to okrucieństwo
i wiedzą, że są jego częścią.
Istnieje wiele przyczyn – przyczyny ekonomiczne, otępienie
uczuciowe, dorastanie w kulturze, która uczy dbania tylko
o siebie samego.
Osoby empatyczne nie
wierzą w to, że ich działania
zmienią cokolwiek na lepsze.
otwarteklatki.pl
17
Wydawnictwo Lantern Books
wyda pierwszy nakład. Miałam
to szczęście, że współtworzę
ten projekt z naprawdę mądrymi ludźmi. Jesteśmy
w trakcie kampanii crowdfundingowej. Chodzi o to, że
poprzez możliwość zamówienia książki w przedsprzedaży
będziemy w stanie sfinansować jej wydanie. To bardzo
fajny pomysł. Osiągnęliśmy
już konieczną sumę, ale ludzie
wciąż zamawiają książki, co
jest motywujące i wspaniałe.
Ale to tylko dywagacje. Należy
wykonać bardzo wiele pracy na
bardzo wielu polach, by zmienić straszliwe warunki,
w których zwierzęta znalazły
się z naszej winy.
Czy możesz udzielić kilku
wskazówek, jak zrobić
dobre zdjęcie zwierzęcia?
Mam kilka wskazówek. Najważniejsze jest, by zbliżyć się
do zwierzęcia. Często robimy
zdjęcia nie ustawiając się
w lepszej pozycji.
Większość zdjęć robionych jest z wysokości
oczu i z odległości kilkudziesięciu centymetrów. Postaraj się
stanąć bliżej. Uklęknij.
Stwórz więź. Czasami
nie pokazuj twarzy czy
kontaktu wzrokowego
ze zwierzęciem, lecz
warunki, w jakich się
znajdują.
18 otwarteklatki.pl
Czasami kadr może nie być
najlepszy, lecz gdy przesuniesz
się kilka centymetrów w lewo
lub w prawo zmienia się tło
i masz świetne zdjęcie. Używaj
światła (i cienia), by eksponować interesujące cię szczegóły.
Piszesz książkę na temat
swojej pracy. Opowiedz
o niej.
Od dawna chciałam napisać
książkę, ale zawsze miałam
poczucie, że moje zdjęcia będą
lepiej wykorzystane w kampaniach i na tym się skupiałam.
Wydanie książki to tylko kolejny
sposób na dotarcie do nowej
grupy odbiorców, kolejny sposób na poszerzenie zasięgu
mojej pracy, na zwiększenie
wiarygodności jako dziennikarki i fotografki. Skończyłam
pierwszą wersję. Obecnie razem z moim wydawcą, Martinem Rowem, redagujemy ją, by
była jak najlepsza. Współpracuję również z dwoma niesamowitymi osobami: Paulem
Shoebridgem i Michaelem
Simmonsem, którzy zajmują
się stroną graficzną książki.
Jeśli miałabyś podzielić się jedną historią ze
wszystkich lat pracy, jaka
by to była historia?
Tych historii było tak wiele...
Wieloma z nich podzieliłam się
na stronie “We Animals”, inne
opowiadam w ramach “We
Animals Humane Education
Programs”. Nie chciałabym
kończyć historią czegoś, co
doświadczyłam, ale czymś, co
jest bardzo ważne dla ruchu
praw zwierząt.
Nauczyłam się, że każdy
i każda z nas może użyć swych
umiejętności, jakiekolwiek by
one nie były, by uczynić świat
lepszym zarówno dla ludzi, jak
i dla zwierząt pozaludzkich. Nie
wiem, kiedy przestano uczyć
nas, by pomagać sobie nawzajem, by protestować, gdy dzieje
się coś złego. Staliśmy się
obojętni.
Problemy tego świata znikną tylko wtedy, jeśli poświęcimy więcej i mam na myśli
naprawdę WIĘCEJ czasu na
pomaganie sobie nawzajem.
Jeśli będziemy pielęgnowali
w sobie empatię, uda nam się
zmienić świat na lepsze, jestem
tego pewna.
Rozmawiał i tłumaczył:
Paweł Brzeziński
Aktywista śledczy
dzieli się swoją
HISTORIĄ
U
kryte kamery i rejestratory dźwięku przyklejone
do ich ciał.
Wiedzą, że jedno źle wypowiedziane do innego pracownika słowo może zakończyć się
wpadką.
Oglądają zwierzęta, które
żyją i umierają w najgorszych
warunkach, jakie można sobie
tylko wyobrazić, ale nie mogą
pozwolić sobie na wyrażenie
choćby najmniejszych oznak
współczucia wobec nich.
Aktywiści śledczy, czyli osoby przeprowadzające śledztwa
na fermach przemysłowych,
żyją w samotności, odcięci od
wszystkich znajomych, otoczeni ludźmi, którzy bardzo często
czerpią przyjemność
z torturowania zwierząt. Żyjąc
w ciągłym poczuciu zagrożenia,
muszą stawić czoła wyczerpującym godzinom pracy. Dlaczego ktokolwiek podejmuje się
tego okropnego zadania? Otóż
dlatego, że dokumentowanie
okrucieństwa wpływa na zmianę sposobu, w jaki ludzie postrzegają zwierzęta mające stać
się ich posiłkiem. A to z kolei
ratuje setki tysięcy z nich.
Przeprowadzane potajemnie śledztwa ocenia się jako
największe zagrożenie dla
funkcjonowania chowu przemysłowego, ale życie i motywacje ludzi, którzy się tego
podejmują, wciąż pozostają
tajemnicą. Ludzie, którzy zawodowo zajmują się przenikaniem
otwarteklatki.pl
19
do firm wykorzystujących zwierzęta opisywani byli przez większość osób jako poszukujący
prawdy dziennikarze czy oddani aktywiści. Inni przedstawiali
ich jednak jako pozbawionych
skrupułów propagandzistów,
a nawet „terrorystów walczących o prawa zwierząt”. Zgodnie z projektem ustawy “ag-gag” (nowe prawo na szczeblu
stanowym, na mocy którego
dokumentowanie warunków na
fermie przemysłowej bez pozwolenia właściciela zyskałoby
status czynu zabronionego)
jest utrzymanie w tajemnicy
wszelkich okrucieństw dnia powszedniego w przemysłowym
systemie produkcji zwierzęcej.
W obliczu tego konieczne jest
zrozumienie osób przeprowadzających śledztwa, jak również tego, co robią.
Pracowałem pod przykrywką przez dwa lata. Oto moja
historia.
Początki
Miałem 25 lat, kiedy rozpocząłem pracę dla Mercy
For Animals. Wcześniej byłem analitykiem w prywatnej
agencji detektywistycznej na
Środkowym Manhattanie, gdzie
większość moich dni upływała
przy biurku na przekopywaniu
baz danych. W tamtym czasie
nie byłem w ogóle zaangażowany w ruch obrony zwierząt,
aczkolwiek byłem weganinem
od czasu, kiedy jako nastolatek dowiedziałem się o chowie
przemysłowym. Pewnego dnia,
po obejrzeniu
w wiadomościach szokujących
informacji o śledztwie przeprowadzonym przez MFA, pomyślałem, że sam weganizm to za
mało. Skontaktowałem się
z Nathanem Runklem z MFA
20 otwarteklatki.pl
i zgłosiłem się jako ochotnik do
przeprowadzania badań
i wyszukiwania informacji na
poczet przyszłych śledztw. Zamiast tego Nathan zaproponował mi od razu, abym dołączył
do ekipy i zaczął przeprowadzać śledztwa samodzielnie.
Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Nienawidzę wykorzystywania zwierząt i nie byłem pewny,
jak zareaguję w konfrontacji
z nim w tak bezpośredni sposób. Co więcej, wiedziałem,
że jeżeli zdecyduję się działać
w ukryciu, będę musiał zniknąć również z życia w Nowym
Jorku i na nieokreślony bliżej
czas poświęcić karierę, związek, a nawet kontakty z rodziną
i przyjaciółmi na rzecz niepewnego, niełatwego i potencjalnie
niebezpiecznego życia
w ukryciu.
Jednocześnie dręczyło mnie
sumienie, bo wiedziałem, że
zaproponowano mi niepowtarzalną szansę zrobienia czegoś
dobrego. Przede wszystkim
garstka aktywistów śledczych
stanowiła jedną z sił napędowych wciąż rosnącego ruchu
obrony zwierząt. Ich nagrania
skłaniały coraz więcej konsumentów do bojkotu produktów
pochodzących z ferm przemysłowych i przekonywały ich do
humanitarnej, roślinnej diety.
Śledztwa wpływały również na
politykę korporacji i przesądzały o przegłosowaniu takich
inicjatyw, jak chociażby kalifornijska Proposition 2, wskutek
czego zrealizowano najpotrzebniejsze zmiany w prawie
chroniącym zwierzęta gospodarskie. W kilku wypadkach
śledztwa przyczyniły się nawet
do ujawnienia przypadków łamania prawa i w konsekwencji
zamknięcia takich miejsc.
Myślałem nad tym przez
kilka tygodni i rozmawiałem
z ojcem oraz kilkoma zaufanymi przyjaciółmi. Nie potrafiąc
podjąć jednoznacznej decyzji,
zaproponowałem układ przeprowadzę jedno śledztwo.
Jeżeli jego wyniki nie potwierdzą moich obaw
i sytuacja na fermie nie będzie
taka zła, jak się spodziewam,
powrócę do normalnego życia.
Jednak jeśli ustalenia potwierdzą moje podejrzenia na temat
tego, że garść skandalicznych
zaniedbań udokumentowanych
podczas poprzednich śledztw
to coś więcej niż odstępstwa
od normy - odłożę na bok moje
plany i poświęcę się ukazywaniu rzeczywistości chowu
przemysłowego.
W następnych tygodniach
złożyłem w pracy wymówienie, ogoliłem włosy maszynką,
zostawiłem całe swoje życie
i udałem się do Kalifornii, aby
uczyć się od Pete'a doświadczonego aktywisty śledczego,
który wystąpił w produkcjach
dokumentalnych HBO „Dealing
Dogs” („Handel psami”) i „Death
on a Factory Farm” („Śmierć na
fermie przemysłowej”). Zabrał
mnie na targi zwierząt, gdzie
uczył mnie, jak posługiwać się
ukrytą kamerą i pokazał mi
zachowanie
i sposób mówienia charakterystyczny dla osób z branży.
Kiedy wróciłem do domu,
u sympatyzującego wojskowego z East Village zaopatrzyłem
się w ukrytą kamerę najnowszej generacji, przepuściłem
kupę forsy na strój roboczy
Carhartta i skrzynkę z narzędziami z K-Martu oraz podreperowałem półciężarówkę, która od czasów studiów zalegała
w garażu mojego ojca. Z mapą
regionów ferm przemysłowych
w moim laptopie ruszyłem
na północ stanu. Przed końcem tygodnia podjąłem swoją
pierwszą pracę.
Odpowiedziałem na ogłoszenie w Internecie. Było to
stanowisko konserwatora na
największej fermie mleczarskiej
w północno-wschodniej części
kraju, Willet Dairy. Aplikowałem tam posługując się moim
prawdziwym nazwiskiem, numerem ubezpieczenia i innymi
informacjami na temat mojego
życia. Powiedziałem im, że
mam doświadczenie w obsłudze maszyn i jestem gotowy
podjąć tę pracę. Po rozmowie
kwalifikacyjnej zaproponowali mi posadę i rozpocząłem
karierę jako pracownik fermy
przemysłowej.
O ile było mi wiadomo,
nikomu wcześniej nie udało się
dowli kur niosek, świń i drobiu.
Być może przemysł mleczny nie jest jeszcze do końca
przesiąknięty tymi okrutnymi
praktykami. Jednak pod koniec
pierwszego dnia zdałem sobie
sprawę, że moje nadzieje były
złudne.
Podczas pracy na fermie
dowiedziałem się, że 5000 krów
wszystkie swoje dni spędza
stłoczone w jałowych, wypełnionych gnojem betonowych
oborach. Utrzymuje się je
w ustawicznej ciąży poprzez
następujące po sobie kolejne
sztuczne zapłodnienia i rutynowo faszeruje antybiotykami
i hormonami, jak chociażby
rBST (rekombinowana somatotropina bydlęca, czyli
syntetyczny hormon wzrostu
podawany krowom celem
zwiększenia mleczności, kontrowersyjny ze względu na negatywny wpływ na stan zdro-
pracować pod przykrywką na
fermie mleczarskiej, zatem nie
byłem do końca pewien, czego
mogę się spodziewać. Może,
pomyślałem, nie będzie to
takie złe jak to, co widziałem na
zdjęciach z przemysłowej ho-
wia zwierząt; jego stosowanie
jest zakazane m.in. w UE
i Kanadzie). Co więcej, u krów
powszechne są stany zapalne
i opuchlizna stawów, gdyż ich
nogi nieustannie ocierają się
o beton. Zwierzęta te cierpią
Pierwszy raz
również z powodu ciężkich
infekcji wymion. Każdego dnia
widziałem jak krowy padają
w wieku czterech lub pięciu
lat - czyli przeżywszy zaledwie
ułamek czasu, który mogłyby
przeżyć w naturze - są zostawiane tam aż umrą lub wywozi
się je do rzeźni. To samo dzieje
się z cielętami, które traktowane są jako produkt uboczny
produkcji mleka. Jeżeli nie
zamarzną pozostawione bez
opieki w blaszanych szopach,
trafiają do rzeźni już kilka dni
po przyjściu na świat. Krowy są
maltretowane, zaniedbywane
i wykorzystywane do granic
ich możliwości jako maszyny
do produkcji mleka, których
po wszystkim łatwo można
się pozbyć. Jako pracownik
techniczny przede wszystkim
wymieniałem długie stalowe
liny, które przeciągały zgarniacze obornika rozmieszczone
wzdłuż betonowej podłogi. To
była ciężka, niebezpieczna
i obrzydliwa praca, ale każdy
mój dzień rozjaśniały krowy,
które bacznie obserwowały jak
pracuję. Byliśmy sobie wzajemnie wdzięczni za chwilę
oderwania się od codzienności.
Pomimo schorzeń, były bardzo
społeczne, ciekawskie i skore
do zabawy.
Niestety, mój przełożony nie
miał o nich tak dobrego zdania.
Phil pracował w tej branży od
20 lat i był głównym bohaterem sadystycznych historii.
Kiedy ciekawskie krowy podchodziły do nas, bardzo często bezlitośnie i bez żadnego
powodu bił je, używając tego,
co akurat miał pod ręką. Kiedy
powiedziałem szefostwu o jego
zachowaniu, zaczęli się śmiać,
jakby wiedzieli o co chodzi. “On
lubi postępować
z nimi twardo”, powiedział
otwarteklatki.pl
21
jeden z nich, “Wyładowuje na
nich swój gniew” Pomimo tego,
że właściciele fermy wiedzieli,
jak Phil postępuje z krowami,
nigdy go nie ukarali. Niestety,
jego ataki były tak spontaniczne i nieprzewidywalne, że udało
mi się zarejestrować tylko
jeden z nich.
Po sześciu tygodniach
stwierdziłem, że widziałem
(i sfilmowałem) już wszystko,
co chciałem i rzuciłem tę pracę.
Następnie zawiozłem wiele
godzin nagrań i spisane raporty do prokuratury rejonowej.
Załączone było również czterdziestostronicowe doniesienie
do prokuratury przygotowane
przez Dyrektora Działu Śledztw
w Mercy For Animals
i prawnika organizacji Compassion Over Killing, zajmującej
się działalnością non-profit na
rzecz obrony zwierząt. Fermę
oskarżono o nagminne naruszanie prawa stanu Nowy Jork
z zakresu ochrony zwierząt.
Kiedy śledztwo prokuratury
ciągnęło się już kilka miesięcy,
przekazaliśmy materiał ekipie Briana Rossa z programu
telewizyjnego ABC’s Nightline.
Opublikowali oni demaskatorski (i wielokrotnie nagrodzony)
materiał na temat przemysłu
mleczarskiego pod nazwą
“Got Milk? Got Ethics?” („Pijesz
mleko? A co z etyką?”), który
uświadomił miliony widzów
tragiczną sytuację krów mlecznych.
Wynikający z tego nacisk
opinii publicznej zmusił prokuraturę do podjęcia działań. Phil,
mój przełożony, dzięki tej jednej
udokumentowanej sytuacji
został oskarżony i skazany za
znęcanie się nad zwierzętami.
Niestety, prokurator, powołując się na “powszechnie akceptowane praktyki na fermach
22 otwarteklatki.pl
chciałem, by świat zdał sobie
sprawę z ogromu tej niesprawiedliwości. Pragnąłem, aby
każdy spojrzał w oczy zamkniętego w klatce zwierzęcia
i ujrzał, że czuje ono ten sam
strach, przerażenie i potencjalnie nawet radość, jak ty, czy ja.
Oglądałem młode jałówki
i prosięta walczące między
sobą i dokazujące w swoich
małych pomieszczeniach
z betonu i stali. Widziałem ich
instynktowny i niezmienny życiowy entuzjazm, który czasami brał górę nad tym okrutnym
otoczeniem. Pewnego razu
widziałem lochę, która z rozmysłem przeprowadzała ucieczkę
z więzienia – obluzowywała
językiem zawiasy
w swoim kojcu aż do momentu
w którym przednia przegroda
odpadła. Po wypuszczeniu
swoich dzieci, locha zaczęła
otwierać przegrodę u kolejnej
świni. Jeden z pracowników
powiedział mi, że kilka świń
aranżowało już takie “uwolnienia” w przeszłości i wszystkie
musiały zostać uśpione.
Te słodko-gorzkie momenty
były bardzo rzadkie. Głównie
byłem świadkiem okropnych
Błędne koło
scen, w których lochy były bite
Tej samej wiosny pracowa- metalowymi prętami, aby zmułem przez dwa miesiące na fer- sić je do powrotu do kojców
mie świń w środkowej Pensylpo tym, jak pierwszy raz od
wanii. Zaraz po tym spędziłem
miesięcy miały okazję chodzić.
kilka tygodni pracując w sklepie Oglądałem, jak krzyczały
ze zwierzętami, gdzie udało mi w rozpaczy, kiedy ich dzieci
się zdobyć niezbędną wiedzę
były przemocą odrywane od
i dostęp do ok. 50 hodowli
sutków i kastrowane na ich
w Oklahomie, Teksasie i Kanoczach. Oglądałem niezliczoną
sas. Następnej zimy pracowailość kur niosek umierających
łem na kilku fermach kur niosek z pragnienia, głodu lub takich,
utrzymywanych w systemie
które zostały zadeptane przez
klatkowym w Iowa. W każinne, po tym jak ich złamane
dym z tych miejsc odkryłem to nogi lub skrzydła utknęły mięsamo – miliony zwierząt dziedzy kratami klatek. Oglądałem
liły los gorszy niż śmierć. Im
również krowy, które spędzały
więcej widziałem, tym bardziej
całe dnie wołając za swoimi
przemysłowych”, nie przystał
na postawienie zarzutów
właścicielom fermy, niemniej
Willett Dairy i tak nie udało się
wyjść z tej sytuacji bez szwanku.
Ich odbiorca zerwał umowę
i zostali zmuszeni do zaprzestania amputacji - czy też
„kopiowania” ogonów swoich
krów. Ponadto Linda Rosenthal, członkini New York State Assembly (Zgromadzenie
Stanu Nowy Jork, niższa izba
parlamentu stanu Nowy Jork –
tłum.) zaproponowała projekt
ustawy, mający na celu wprowadzenie zakazu „kopiowania”
ogonów bez znieczulenia.
Rozwój sytuacji pokazał, że
jestem bardziej potrzebny
w terenie niż w domu. Życie
pod przykrywką było do bani,
nie miałem co do tego żadnych
wątpliwości, ale przynajmniej
byłem w tym dobry. Teraz, kiedy poznałem prawdę o samym
sobie, mogłem wrócić do pracy
przy biurku i powstrzymywać
się od opowiadania o tym ludziom. Zdecydowałem jednak
podjąć się kolejnego zadania.
odebranymi cielętami, jakby
to przydarzyło się im po raz
pierwszy. Dla mnie te wspomnienia obrazują tragedię
współczesnej produkcji zwierzęcej. Musisz tylko spojrzeć,
aby zobaczyć, że te inteligentne
stworzenia ponoszą niewyobrażalne koszty, by zaspokoić nasze przyzwyczajenie do
taniego mięsa, jajek i mleka.
Oczywiście pracownicy nie
są odpowiedzialni za warunki,
jakie tam panują. Uczy się ich
ignorowania cierpienia zwierząt, kultura pracy opiera się
na apatii, często przyzwala się
na okrucieństwo. W każdym
miejscu spotykałem przynajmniej jedną taką osobę jak Phil,
która torturowała zwierzęta dla
zabawy. Ci ludzie mieli kłopoty
i nawet nie wkładali zbyt dużo
wysiłku, aby kryć się z nimi
przed innymi pracownikami.
Najgorsze było w tym wszystkim to, że nikt nie próbował ich
zatrzymać lub zrobić czegoś
więcej niż wytykanie im tych
sadystycznych zachowań.
To było dziwne, zwłaszcza że
większość pracowników twierdziło, że interesuje ich los i stan
zwierząt i przyznało, że musiało
„przyzwyczaić się” do pracy
w oborach. Niektórzy z nich
mówili mi prywatnie o powracających koszmarach sennych
i chronicznych problemach ze
zdrowiem. Wielu z nich myślało
o zmianie pracy w przyszłości, ale tłumaczyło się tym, że
utknęli tutaj. W odpowiedzi na
zaistniałą sytuację musieli stać
się nieczuli na to, co robią
w ciągu dnia.
Od czasu kiedy zostałem
nowym pracownikiem stwierdziłem, że nie zaszkodzi mi,
jeżeli okażę odrobinę troski.
Oczywiście, kiedy zgłaszałem
skargę do szefostwa na okrut-
ne traktowanie zwierząt ryzykowałem, że wszystko wyjdzie
na jaw. Przy każdej okazji i za
każdym razem mówiono mi,
że muszę do tego przywyknąć.
Ostatecznie nauczyłem się, że
lepiej trzymać język za zębami.
Jeżeli zgłaszasz głośno wątpliwości wiedz, że możesz się
tylko wpakować w tarapaty.
Pewnego dnia miałem konfrontację z współpracowniczką
na fermie niosek dotyczącą
mojej troski o zdrowie zwierząt.
Sytuacja ta była związana
z kurami, które cierpiały na wypadnięcie macicy (macica tych
zwierząt częściowo wypadła
na zewnątrz i nie było możliwe
przywrócenie jej do normalnego stanu). Organy te zaplątywały się pomiędzy kratami, co
powodowało powolną śmierć
ptaków. Zapytałem, czy jesteśmy zobligowani do zapewnienia im opieki weterynaryjnej.
Bez jakichkolwiek jednoznacznych dowodów pracownica
oskarżyła mnie o przeprowadzanie śledztwa. Serce podeszło mi do gardła, udawałem
poirytowanego i powiedziałem
jej, aby dała mi spokój i pozwoliła dalej wykonywać swoją
pracę. Od tego czasu pomagałem zwierzętom tylko wtedy,
kiedy nikt nie patrzył.
Jako weganin i miłośnik
zwierząt praktycznie nie potrafiłem pozostać biernym w obliczu tego okrucieństwa. Jednak
tego wymagała moja praca.
Moja metoda była prosta – nie
rób niczego nielegalnego ani
niczego, co mogłoby w przyszłości podważyć twoją wiarygodność jako świadka. Robiłem
dokładnie to, czego ode mnie
oczekiwano. Byłem wzorowym
pracownikiem. Kiedy pracowałem, wciąż miałem na myśli to,
że nadużycia miałyby miejsce
niezależnie od mojej obecności,
ale przynajmniej dzięki mnie
mogą zostać udokumentowane. Kiedy udało mi się ująć
te zaniedbania i nadużycia na
filmie dostawałem nagłego zastrzyku adrenaliny i właśnie na
tym się wtedy skupiałem.
Jednak te doświadczenia
wykańczały mnie. Straciłem na
wadze, nie mogłem spokojnie
spać i zapomniałem, jak nawiązywać relacje z innymi ludźmi.
Moje poprzednie życie w Nowym Jorku było już tylko cieniem, podczas gdy moje nowe
życie – pełne samotności i tragedii – pozostawało tajemnicą
dla wszystkich, których zostawiłem. To tak, jakbym przestał
istnieć. Po dwóch latach nie
mogłem już dłużej tego robić.
Nathan i Pete całkowicie zrozumieli, kiedy powiedziałem im,
że mam już dość.
Odejście
Moja synchronizacja czasowa była perfekcyjna. Miesiąc
po moim zwolnieniu grupy
interesu związane z hodowlą
szczeniąt i produkcją zwierzęcą wysłały biuletyn do swoich
członków ostrzegający przed
aktywistami śledczymi. Zamieszczono w nim również
moje nazwisko i rysopis. Zdemaskowali mnie, ale MFA było
już krok dalej.
Pete wyszkolił nowego aktywistę, który pracował teraz
w tym zakresie. W następnych
miesiącach, kiedy pojawiły się
materiały z nowych śledztw,
grupy interesu zdały sobie
sprawę z tego, że potrzebują
czegoś więcej niż spóźniona
odpowiedź.
Jesienią 2010 roku, cztery
stany złożyły projekt ustawy,
która miała na celu delegaliotwarteklatki.pl
23
zację tajnych śledztw. W niektórych przypadkach prawo to
obciąża odpowiedzialnością
nie tylko osoby, które takie
śledztwa przeprowadzają, ale
także każdego, kto udostępnia
te materiały na swoim profilu
na Facebooku czy Twitterze.
Prawodawcy przyjaźni ustawie
ag-gag proponowali szereg
rozmaitych argumentów – począwszy od ochrony i bezpieczeństwa produkcji żywności,
na zapobieganiu włamaniom
i kradzieżom bezwodnego
amoniaku, przez osoby uzależnione od amfetaminy kończąc
– jednak ich prawdziwe zamiary były jasne.
W każdym stanie ustawa
była opracowana i lobbowana
przez potentatów chowu przemysłowego z jasnym celem
uciszenia informatorów.Na
szczęście ich plan szybko obrócił się przeciwko nim. Media
od razu określiły nowe prawo
jako zamach na wolność prasy. Przytoczono nasz przykład
uświadamiając miliony Amerykanów na temat brudnej wojny,
jaką agrobiznes toczy z prawdą. Wszystkie cztery ustawy
ostatecznie utknęły
w końcowych fazach procesów
legislacyjnych. W tym roku siedem stanów zaczęło ponownie
zajmować się ustawą ag-gag.
W obliczu rosnącej liczby
konsumentów wybierających
alternatywy wolne od okrucieństwa i zapowiadanych
dużych reform w sektorach
produkcji jajek i wieprzowiny
wydaje się, że prawo ag-gag
jest ostatnią szansą przemysłu
na powstrzymanie fali nadchodzących zmian. To tylko jeden
z elementów walki o możliwość decydowania o tym, jak
wiele społeczeństwo powinno
wiedzieć o tym, skąd pochodzi
nasze jedzenie i co powinniśmy z tym zrobić. Osobiście
wycofałem się z pierwszej linii
frontu, ale coraz więcej nowych
ludzi na nią wstępuje. Nowi
aktywiści kontynuują to dla
9 miliardów zwierząt cierpiących na fermach w Stanach
Zjednoczonych. Jestem dumny
z tego, że kilku z nich mogę
wymienić jako swoich przyjaciół i mogę poświadczyć, że są
najodważniejszymi i najbardziej
oddanymi ludźmi, jakich kiedykolwiek poznałem.
Nikt nie jest lepiej wyposażony, by zmierzyć się z tym,
czemu oni stawiają czoła.
Mam nadzieję, że będziesz
ich wspierał/a publikując te
materiały, gdzie tylko możesz,
pomagając organizacjom takim
jak Mercy For Animals, HSUS i
Compassion Over Killing, kontaktując się z przedstawicielami władz, jeżeli zajdzie taka
potrzeba i oczywiście kontynuując bojkot przemysłu wykorzystującego zwierzęta.
W zamian będą wciąż pracować niestrudzenie, aby utrzymać ten przemysł w garści.
Cody Carlson, VegNews.com
Tłumaczenie: Agata Wilkowska
Cody Carlson studiuje obecnie
na drugim roku w Brooklyn Law
School, współtworzy tamtejszy
Law Review (rodzaj periodyku
o tematyce prawniczej – tłum.).
Dostał A+ z Animal Rights Law.
24 GODZINY
dczego
e
śl
ty
is
w
ty
k
a
ia
c
y
ż
z
Oto jak wyglądał przeciętny dzień, gdy Cody
pracował jako aktywista śledczy zatrudniony
w Country View Family Farms w Middletown w
stanie Pensylwania.
5.00
Budzę się, zakładam na siebie ciuchy i przypinam do siebie wszystkie kable. Jadę na stację
paliw Sheetz, kupuję kawę i gazetę. Robię pierwsze ujęcie tego dnia – krótki najazd kamery na
stronę tytułową gazety, na której znajduje się
data, co pozwala na identyfikację i późniejszą
weryfikację materiału.
6.00
Wjeżdżam na podjazd i podbijam kartę pracy.
Biorę prysznic, aby usunąć z siebie „zanieczyszczenia” ze świata zewnętrznego i zakładam
sterylny strój.
Odmierzam porcje kukurydzy i mączki sojowej dla około 100 loch znajdujących się w kojcach porodowych.
Moja praca wymaga też tego, abym wykorzystał ten czas, by poszturchać lochy i zmusić je
tym samym, by stanęły na nogi, gdyż w przeciwnym wypadku dostałyby odleżyn od przebywania w tej samej pozycji.
7.00
Podaję zastrzyki z tetracykliny i innych sterydów kilku tuzinom loch i prosiąt, które zostały
oznaczone jako chore. Wynoszę wszystkie prosięta, które zmarły od wczoraj i zaznaczam przyczynę zgonu w dziennym rejestrze. Większość
z nich to „przygniecione” - zostały zmiażdżone
pod ciężarem unieruchomionych matek.
8.00
Oglądam, jak inni pracownicy obcinają ogony
i dokonują kastracji u około 300 nowo narodzonych prosiąt. Każdemu z nich robię zastrzyki
z żelazem, dzięki czemu rany nie ulegną infekcji.
Pracownicy nigdy nie wymieniają ostrzy, dlatego
pod koniec są wyszczerbione i tępe. Kilka prosiąt
natychmiast dostało przepukliny – ich organy
wewnętrzne wypadły po przecięciu, więc zostały
wyniesione za jedną nogę do “wózka śmierci”
w celu zagazowania.
9.00
Dołączam do mojej zwierzchniczki i idziemy
wzdłuż kojców porodowych, aby zidentyfikować te prosięta, które nie rosną wystarczająco
szybko. Przerzuca kilka z nich do młodszych
grup, aby dać im parę dodatkowych tygodni na
przybranie masy. Pozostałe wyrzuca do “wózka śmierci”, ruchomego kontenera, w którym
uśmierca się prosięta przy pomocy tlenku węgla.
Wydaje się, że zabiera to zaledwie parę chwil,
ale szybko nadchodzi godzina dziesiąta. “To jest
niewiarygodnie okrutne”, mówi do mnie,
“ale mówili, że tak mamy robić”.
10.00
Podaję antybiotyki setkom młodych prosiąt,
które zostały zaatakowane przez ciężką postać
biegunki.
11.00
Przerwa na lunch. W Clif Bar jem kanapkę
z sałatą, pomidorem i wegetariańskim kotletem,
podczas gdy rozmawiamy o organizacjach prozwierzęcych i prowadzimy spekulacje, który
z nas jest tajnym agentem. Kiedy przychodzi
moja kolej na oskarżenia, przyznaję się i wszyscy się śmieją.
12.00
Powrót do kojców z pracownikiem, który niesie pistolet ogłuszający. Jedna z loch na „porodówce” od kilku tygodni cierpi z powodu wypadnięcia macicy. Country View nie leczy takich
przypadków, dlatego nakazano nam poczekać,
aż odchowa małe i potem ją uśmiercić. Macica
zmieniła kolor na czarny i przeraźliwie śmierdzi.
Już trzeci raz w tym tygodniu okazuje się, że
pracownik musi wykonać więcej niż jeden strzał,
aby zabić biedną świnię. Nasza zwierzchniczka
zaczęła nazywać go “Dwustrzałowiec Jimmy.”
13.00
Zgłosiwszy się jako ochotnik do pomocy
w części z kojcami ciążowymi, przyglądam się,
jak pracownicy tatuują numery identyfikacyjne
lochom. Oglądam, jak maltretują lochy narzędziami do tatuowania zanurzonymi w zielonym
tuszu. Kiedy przychodzi moja kolej, udaję że boję
się wierzgających loch i wracam do „porodówki”,
gdzie daję zwierzętom jedzenie.
14.00
Jak codziennie, pod koniec dnia wszyscy
gromadzą się w części z kojcami ciążowymi, aby
przeprowadzić sztuczną inseminację. Dzisiaj
zapłodnionych zostało około 150 loch. Po skończonej robocie myję się i odbijam kartę pracowniczą.
15.00
Podczas powrotu do domu dzwonię do mojego koordynatora w MFA aby powiedzieć mu, że
wszystko ze mną ok i że prześlę mu raport
z dzisiejszego dnia.
16.00
Wracam do motelu, ściągam z siebie wszystkie kable i biorę trzeci prysznic tego dnia, podczas gdy materiał wgrywa się na komputer.
Poświęcam chwilę na relaks, piwo i obejrzenie
wiadomości w telewizji.
17.00
Oglądam materiał z całego dnia i piszę notatki objaśniające, co się dzieje na ekranie, a potem
tekst w dzienniku opisujący wydarzenia dzisiejszego dnia. Robię to po to, aby pomóc MFA
i prawnikom w zrozumieniu kontekstu materiału
wideo.
20.00
Wychodzę na kolację, stolik dla jednej osoby
w lokalnej meksykańskiej knajpce. Znajomy z ligi
koszykówki siada naprzeciwko mnie, zaczynamy rozmawiać o muzyce i polityce. Kiedy temat
schodzi na pracę znajduję wymówkę i idę do
domu.
22.00
Podłączam cały sprzęt do ładowania, pakuję
jedzenie, ustawiam budzik i idę spać.
Jak to możliwe,
że ludzie JEDZĄ
zwierzęta?
O POSTRZEGANIU ZWIERZĄT
PRZEZ OSOBY JEDZĄCE MIĘSO
W
poprzednim numerze
biuletynu pisałem
o dysonansie poznawczym w kontekście spożywania produktów odzwierzęcych. Dysonans poznawczy to
nieprzyjemny stan napięcia wywołany niezgodnością dwóch
elementów poznawczych np.
zachowania i przekonań. Większość osób uważa się za dobre, nie akceptuje krzywdzenia
zwierząt, a jednocześnie jada
ich ciała. Ta oczywista niespójność nazywana jest
w psychologii „paradoksem
mięsa”. W poprzednim numerze omówiłem istniejące w
naszej kulturze oddzielenie finalnego produktu od zwierzęcia
i jego marnego życia. Oddzielenie umożliwiające ludziom,
w społeczeństwie, które potępia krzywdzenie zwierząt, na
bycie konsumentami produktów okupionych niewyobrażalnym cierpieniem oraz śmiercią.
Równolegle, oprócz unikania
konfrontacji z niewygodną
prawdą o hodowli zwierząt,
w umysłach ludzi działają
pewne mechanizmy, które
pomagają zmniejszyć uczucie wewnętrznej niespójności.
Jednym ze sposobów radzenia
sobie z sytuacją krzywdzenia
kogoś jest umniejszanie jego
26 otwarteklatki.pl
zdolności do odczuwania
cierpienia. Wiele przykładów stosowania tej strategii
znamy z historii. W czasach
kolonizacji niewyobrażalnej
brutalności wobec rdzennych
mieszkańców towarzyszyło
przekonanie, że nie są oni ludźmi. Żyjący w XVI wieku papież
Leon X twierdził, że ciężko
w pełni zaliczyć mieszkańców
nowego świata do gatunku
ludzkiego. Dyskusja w obrębie
Kościoła na temat tego, czy
Indianie mają duszę, trwała do
końca XVIII wieku. Podobny
schemat odnajdziemy w przypadku niewolnictwa. Przekonanie, że osoby czarnoskóre są
w mniejszym stopniu ludźmi,
oraz że mają mniejszą zdolność do odczuwania, było jednym z elementów umożliwiających istnienie niewolnictwa.
W USA panowało przekonanie, że czarni mają niższy próg
bólu. “Co wywołuje u białego
ból nie do wytrzymania, Murzyn prawie nie zauważa”, pisał
jeden z XVIII-wiecznych autorów1. Umniejszaniu zdolności
do odczuwania towarzyszy zazwyczaj porównanie do zwierzęcia. Nazistowska propaganda przedstawiała Żydów jako
szczury, które należy wytępić.
Dehumanizacja odgrywała kluczową rolę w usankcjonowaniu
masowych mordów. Odczłowieczenie może ułatwiać zadawanie cierpienia tylko w przypadku, gdy mniej ludzki, mniej
podobny do mnie znaczy mniej
istotny. Dlatego też wymaga
posiadania antropocentrycznej
hierarchii, z człowiekiem na
szczycie jako najważniejszym
gatunkiem na ziemi. Jest to
niestety nadal powszechne,
często nieświadome przekonanie. Konsekwencją takiej
sytuacji jest to, że symboliczne
przeniesienie danego człowieka do kategorii zwierząt mniej
ważnych (nie homo sapiens)
umożliwia moralne odcięcie się
od zadawanej mu krzywdy. Odczłowieczenie usuwa z kręgu
moralnej podmiotowości. Przesuwa daną jednostkę w obszar
bytów mniej ważnych, których
krzywdzenie w mniejszym
stopniu „brudzi” sumienie.
W ciągu ostatnich kilku lat
pojawiły się interesujące badania poruszające kwestię relacji
człowieka ze zwierzętami w
kontekście jedzenia mięsa. Badania te używają tych samych
narzędzi i teorii, które są wykorzystywane w badaniach nad
relacjami międzygrupowymi,
uprzedzeniami czy dyskryminacją.
Dr Michał Bilewicz z Uniwersytetu Warszawskiego wraz
z zespołem badaczy przeprowadził badania na wegetarianach, weganach
i osobach jedzących mięso na
temat stopnia, w jakim przypisują oni zwierzętom zdolność
do przeżywania emocji. Pierwsze z serii badań dotyczyło
przekonania na temat tego,
które emocje są unikalne dla
ludzi. Zgodnie z oczekiwaniami
osoby jedzące mięso uważały,
że istnieje więcej emocji, które
tylko ludzie są w stanie przeżywać. W kolejnym badaniu
wegetarianie/weganie i osoby
jedzące mięso oceniały, jakie
emocje mogą przeżywać:
w jednej grupie świnie, w drugiej – psy. Wśród wyników istniała tylko jedna różnica – osoby jedzące mięso przypisywały
świniom mniejszą zdolność do
odczuwania niż wegetarianie i
weganie. Różnica nie wystąpiła
w przypadku psów, których się
w naszej kulturze nie je. Osoby
jedzące mięso przypisywały im
tyle samo zdolności do odczuwania, co wegetarianie
i weganie oraz tyle samo, co ci
drudzy świniom. To, że ludzie
jedzą świnie wydaje się więc
wpływać na ich postrzeganą
zdolność do przeżywania emocji, zgodnie z założeniem, że
łatwiej je się kogoś/coś, kto/co
mniej odczuwa2.
W innym badaniu wywoływano negowanie zdolności
do odczuwania w warunkach
eksperymentalnych, czyli takich, w których badacze
manipulują jedną zmienną, a
wszystkie inne czynniki pozo-
stają jednakowe we wszystkich
grupach. Dzięki temu możliwe
jest wnioskowanie o istnieniu
relacji przyczynowo-skutkowej
między zmienną, którą badacze manipulują i drugą, której
pomiaru dokonują.
W tym eksperymencie
pokazywano badanym zdjęcie
krowy lub owcy, poprzedzając
je różnymi opisami: ta krowa/
owca zostanie przeniesiona na
inne pastwisko oraz w drugiej
grupie: ta krowa/owca trafi do
rzeźni, a następnie do supermarketu jako produkt mięsny
dla ludzi. Następnie badani
musieli ocenić, na ile krowa lub
owca są zdolne do przeżywania
15 stanów umysłowych.
Zgodnie z oczekiwaniami
przypomnienie badanym o tym,
że zwierzęta są hodowane dla
pozyskania mięsa sprawiło, że
przypisywali im mniejszą zdolność do przeżywania stanów
psychicznych3.
W innym eksperymencie
badani jedli kiełbaski wołowe w jednej grupie, a orzechy
nerkowca w drugiej. Następnie zaznaczali spośród wielu
zwierząt te, wobec których
czują się moralnie zobowiązani. Odpowiadali też na pytanie,
jak bardzo krowa zasługuje
na moralne traktowanie oraz
jak bardzo nieprzyjemne byłoby skrzywdzenie tej krowy.
Grupa jedząca wołowinę rzadziej zaznaczała krowę jako
zasługującą na moralną troskę
oraz uznawała krowę za mniej
istotną moralnie. Widać więc,
że sam akt zjedzenia mięsa
wywołuje zmianę stosunku do
zwierzęcia – zmianę, którą, jak
się wydaje, najlepiej można
tłumaczyć w kategoriach mechanizmu ułatwiającego poradzenie sobie z tym, że właśnie
je się część czyjegoś ciała4.
Jak pokazało następne
badanie, nie trzeba krzywdzić
zwierzęcia, by negować jego
zdolność do odczuwania.
Wystarczy tylko
zaliczyć je do
kategorii pokarmu.
W eksperymencie, który
doprowadził do takiej konkluzji, badani oceniali zdolność
do cierpienia mało znanego
gatunku kangura (Drzewiak
Benetta z Papui-Nowej Gwinei).
Przedtem czytali jeden z 4 krótkich tekstów o tych zwierzętach. Pierwszy tekst traktował
po prostu o życiu kangurów;
drugi o tym, że kangury od czasu do czasu umierają na skutek
burz z piorunami, które niszczą drzewa; w trzecim tekście
ludzie zbierali i zjadali kangury,
które umarły na skutek burzy,
a w czwartym polowali na nie
i zjadali je. Mimo że zbieranie
martwych ciał nie wiąże się
z zadawaniem cierpienia zwierzętom przez człowieka, to wystąpił taki sam efekt negowania
zdolności do odczuwania bólu,
jak w grupie, w której ludzie
polują na te zwierzęta. W grupie, w której po prostu opisano
życie kangurów oraz
w tej, w której kangury umierały w trakcie burzy, ale nie były
jedzone, badani przypisywali
zwierzętom taką samą zdolność do odczuwania. Ludzie
nie muszą więc krzywdzić
zwierząt, by myśleć o nich jako
istotach odczuwających mniej.
Wystarczy, by zostały one
uznane za pokarm5.
Badania te rzucają trochę
światła na ludzką irracjonalność w kwestii stosunku do
zwierząt i kotletów. Opisane
zjawisko z całą pewnością
otwarteklatki.pl
27
czyni uczestnictwo w hodowli
zwierząt łatwiejszym. Łatwiej
jeść kogoś, kto czuje mało bólu
oraz niewiele emocji. Ktoś, kto
bardziej jest czymś niż kimś,
wzbudza mniej emocji, mniej
współczucia. Ktoś taki zaczyna
stawać się bardziej przedmiotem niż osobą. Analogiczne
zjawisko zaobserwowano
w stosunku do bezdomnych
oraz narkomanów, włącznie
z zaobserwowaniem obniżonej
aktywności obszaru mózgu
odpowiedzialnego za przypisywanie stanów umysłu innym.
Badanie z wykorzystaniem
fMRI (funkcjonalny Magnetyczny Rezonans Jądrowy) technologii umożliwiającej precyzyjne
badanie zmian w aktywności
mózgu pokazało, że u wegetarianie i wegan, w przeciwieństwie do osób jedzących mięso,
aktywizują się obszary mózgu
związane z empatią.
U osób jedzących mięso dochodziło za to do aktywizacji
ciała migdałowatego związanego ze strachem i obrzydzeniem. Wyższy poziom empatii
został równolegle potwierdzony
u tych samych badanych za
pomocą kwestionariusza6.
Co więc możemy zrobić, by
ułatwić ludziom postrzeganie
czujących istot jako czujących
istot?
Badania pokazują, że kluczowe znaczenie dla naszej
reakcji na cierpienie innych
ma ich podobieństwo do
nas. Pomiar zmian przewodnictwa skóry pod wpływem
wydzielania się potu (reakcja
skórno-galwaniczna), będący
fizjologicznym wskaźnikiem
przeżywania emocji, wykazał
istnienie najsilniejszej reakcji
na widok cierpiącej małpy, na
drugim miejscu znalazł się
szop pracz, potem bażant,
28 otwarteklatki.pl
a najmniej badani reagowali na
przemoc wobec żaby7. W świetle tego badania staje się jasne,
dlaczego tak wielu wegetarian,
jak się czasem nazywają, je
ryby. Duża różnica między nami
a rybami zmniejsza ludzką
zdolność do współodczuwania.
Nauczenie ludzi, by uszanowali to, że można być bardzo
innym i nadal być istotnym
moralnie, nauczenie ludzi objęcia swoją empatią zwierząt tak
różnych od nich może niestety
okazać się trudne, w związku
z tym może powinniśmy pokazywać ludziom, jak bardzo
jesteśmy do innych zwierząt
podobni?
Na to pytanie spróbował odpowiedzieć Brock Bastian wraz
z zespołem naukowców. Badanie unaoczniło, że pokazywanie
podobieństw zwierząt do ludzi
ma pozytywny wpływ na stosunek ludzi do zwierząt mierzony
ilością zwierząt, co do których
czują się moralnie zobowiązani
oraz ilością przypisywanych
zwierzętom stanów umysłu.
Warto jednak zauważyć, że
pozytywnego rezultatu nie
uzyskano przy wskazywaniu
na podobieństwo człowieka do
zwierząt. Jak się więc okazuje
subtelna różnica między "zwierzęta czują ból tak, jak ludzie"
a "ludzie czują ból tak, jak zwierzęta" jest istotna jeśli chodzi
o wpływ na stosunek ludzi do
innych zwierząt8 .
Badacze wykazali również,
że wraz ze wzrostem pozytywnego stosunku do zwierząt
nastąpiła poprawa pod tym
względem wobec emigrantów
i mniejszości etnicznych. Rezultat ten jest zgodny
z wynikami innych badań, które
wykazały, że im bardziej ludzie
postrzegają zwierzęta jako
podobne do człowieka, tym ich
stosunek do grup, z którymi się
nie identyfikują (emigranci, inne
nacje itp.) jest lepszy, tzn.
w mniejszym stopniu grupy te
są dehumanizowane9.
Widać więc, że ludzki umysł
rządzi się swoimi prawami,
które musimy uwzględniać
podczas prób zmiany postępowania innych.
Dysonans poznawczy
jest jednym z tych
obszarów, w których
ujawnia się irracjonalność ludzkiego postępowania.
Nie jesteśmy komputerami
zaprojektowanymi do ciągów
poprawnych logicznie operacji. Dynamika funkcjonowania
ludzkiej psychiki wynikła w toku
milionów lat ewolucji, podczas której liczyła się zdolność
do przetrwania i reprodukcji.
Ludzie przypisują mniejszą
zdolność do odczuwania zwierzętom, które jedzą, bo jest
to dla nich korzystne. Chroni
przed myślą niebezpieczną dla
obrazu siebie jako dobrej osoby, że może jednak postępuję
niewłaściwie, może krzywdzę
kogoś, kto jest zdolny do odczuwania? Jako społeczeństwo
z całą pewnością powinniśmy
uczyć o dysonansie poznawczym już w podstawówkach,
bo świadomość istnienia takich
procesów może uchronić nas
przed byciem ofiarą ich dynamiki, a przede wszystkim może
uchronić ofiary wszystkich
tych, którzy swój dysonans poznawczy rozwiązują w sposób
omówiony w tym artykule.
W następnym numerze
biuletynu omówię zagadnienia
związane z psychologią wpływu społecznego. Będą to praktyczne, oparte na empirycznych
badaniach, rady dla aktywistów
na temat tego, co robić, by skutecznie wpływać na postawy
i zachowania innych.
Mikołaj Szulczewski
Winchell, 1880, p. 178 za. Plosu
2003 s.523
2.
Bilewicz, M., Imhoff, R. & Drogosz,
M., The humanity of what we eat.
Conceptions of human uniqueness
among vegetarians and omnivores.
European Journal of Social Psychology, 2011, 2, 201–209
3.
Bastian B, Loughnan S, Haslam N,
Radke HR. Don’t mind meat? The
denial of mind to animals used for
human consumption. Pers Soc Psychol Bull. 2012
4.
Loughnan S, Haslam N, Bastian B.
The role of meat consumption in the
denial of moral status and mind to
meat animals. Appetite. 2010
5.
Bratanova B, Loughnan S, Bastian B.
The effect of categorization as food
on the perceived moral standing of
animals. Appetite. 2011 Aug
6.
Filippi, M., Riccitelli, G., Falini, A., Di
Salle, F., Vuillemeumier, P., Comi, G., et
al. (2010, May). The Brain Functional
Networks Associated to Human and
Animal Suffering Differ among Omnivores, Vegetarians and Vegans. PLoS
ONE, 5(5), 1-9.
7.
Plous, S., Psychological mechanisms in the human use of animals.
Journal of Social Issues 49, 1993,
11-52. [Updated 2003 version]
8.
Bastian B., Costello K., Steve Loughnan & Hodson G.(2011). When
Closing the Human-Animal Divide
Expands Moral Concern: The Importance of Framing. Social Psychological and Personality Science
9.
Costello, K., & Hodson, G. (2010).
Exploring the roots of dehumanization: The role of animal human similarity in promoting immigrant humanization. Group Processes & Intergroup
Relations.
1.
O
brazek (albo logo, jeśli
wolicie tak je nazywać)
towarzyszący temu
wpisowi reprezentuje etyczną
filozofię, która została wyrażona wizualnie. Został stworzony
niedawno, na bazie projektu
t-shirtu promowonego dawno
temu (czyli w późnych latach
80.) przez pewien popowy
zespół. Projekt przedstawiał
krowę, nad którą widniał napis
o treści "cool as fuck". Wielu
ludziom ten t-shirt się wtedy
naprawdę podobał i mnóstwo
osób chętnie go nosiło.
Ten obrazek tworzy ze swojego poprzednika coś innego.
Jest gotowy do użytku w tym
sensie, w jakim rozumiał to
Marcel Duchamp1. Właśnie dlatego "podpisałem" go jako
R Nott – ponieważ my (w sensie zbiorowego "ja") nie "naśladujemy" czegokolwiek, ale
tworzymy coś nowego. Jest to
transformacyjne, symboliczne
z punktu widzenia siły sztuki –
tworzenie z jednej rzeczy nowej
za pomocą subwersji. To jest
nowe, ponieważ mówię, że jest.
Ten obrazek celowo stworzono po to, by prowokował.
Można stwierdzić, że
swobodne przeklinanie
w taki sposób jest obraźliwe. Więc po co to
wszystko i co w zasadzie znaczy "vegan as
fuck"?
Chciałbym, aby zarówno
weganki i weganie, jak i nieweganki i nieweganie to zrozumieli. Zajmijmy się jednak najpierw
tymi drugimi.
To stwierdzenie jest celowo
prowokujące – ma uderzać
prosto w twarz tak bardzo, jak
to tylko możliwe. Prawdę mówiąc mam gdzieś to, czy ludzie
poczują się dotknięci z jego
powodu. Powiem więcej –
z radością urażam nim niewegan i nieweganki.
Dlaczego? No cóż, to tylko
słowa, tylko wyrażenie, tylko
logo, tylko obrazek. Jeśli ludzie
czują się tym dotknięci, to czeotwarteklatki.pl
29
mu w takim razie nie dotyka ich
całe okrucieństwo, rozlew krwi
i śmierć – to, co w ich imieniu
spotyka zwierzęta pozaludzkie
w każdym momencie każdego
dnia każdego roku?
Jeśli ktoś nie jest weganinem lub weganką (a smutna
prawda jest niestety taka, że
przeważająca większość społeczeństwa nie jest), to tym
samym konsumuje produkty,
którymi tak bardzo gardzę.
Wspiera praktyki, przez które
gotuje się we mnie krew. To
właśnie ci ludzie umożliwiają
zarabianie firmom i osobom
bezpośrednio robiącym rzeczy,
które tak bardzo wstrząsają
moją wrażliwością.
Jeśli ktoś nie jest weganinem lub weganką, to jest tym
samym za przemocą
w rzeźniach, za brutalnością
przemysłu mleczarskiego, za
grozą przemysłu drobiarskiego,
za niewyobrażalną przemocą
mającą miejsce na fermach
przemysłowych. Za dewastacją
mórz i pustoszeniem oceanów,
za niszczeniem lasów tropikalnych, za zanieczyszczaniem lądów i wód. A także za
potwornym marnotrawieniem
ograniczonych zasobów wody
i żywności – w czasie, kiedy
miliard ludzi jest spragnionych
i niedożywionych, na skraju
śmierci głodowej. I w końcu
jest też za bezwzględnym zabijaniem rok po roku miliardów
jednostek pogrążonych
w cierpieniu, bólu i strachu.
I właśnie tym czuję się dotknięty.
Kiedy chodzę między półkami w supermarkecie i widzę
równe rzędzy niedawno zapakowanych, pokrojonych w plastry martwych ciał, doskonale
zdaję sobie sprawę z tragedii
i cierpienia, strachu i bólu prze-
30 otwarteklatki.pl
żywanych przez te zwierzęta
w czasie ich celowo skróconych żyć i pełnego przemocy
umierania. I kiedy patrzę na
ludzi, którzy z roztargnieniem
przepatrują te czyste opakowania, tak swobodnie, tak
obojętnie, wybierając dla siebie
kawałki "mięsa", to właśnie tym
czuję się dotknięty.
Kiedy idę na najbliższą
mojego domu stację londyńskiego metra, pierwszą rzeczą,
jaką widzę rano w drodze do
pracy, jest sklepik z kanapkami
oznaczonymi jako: szynka, ser,
szynka z serem, kurczak, indyk
i krewetki. Następną są znudzeni podróżni leniwie kupujący
kawałki martwych ciał i pochodzące z nich płyny. To właśnie
tym czuję się dotknięty.
Kiedy czytam w porannej gazecie, że pięć
najpopularniejszych
kanapek w tym cholernym kraju zawiera
"kurczaka" jako składnik, to właśnie tym
czuję się dotknięty.
Pozwolilem sobie na zdobycie wiedzy o niewiarygodnym
okrucieństwie stojącym za tymi
wszystkimi ładnie zapakowanymi produktami, tak wszechobecnymi i łatwo dostępnymi,
z nazwami ("szynka", "wieprzowina", "ser", "jagnięcina", "wołowina", "cielęcina") i obrazkami
nonszalancko pokazywanymi
wszędzie, gdzie się nie spojrzy – w sklepach, gazetach,
telewizji. I kiedy widzę tak wielu
ludzi, którzy dali się do tego
przekonać i którzy każdym
swoim zakupem podtrzymują
i wzmacniają niewiarygodne
okrucieństwo wobec niewinnych zwierząt – to właśnie tym
czuję się dotknięty.
Więc tak naprawdę nawet
mnie cieszy bycie po tej "obraźliwej" stronie i celowe prowokowanie; naprawdę mam to
gdzieś, że nieweganie i nieweganki czują się dotknięci tym
obrazkiem...
Jestem już zmęczony chodzeniem na palcach dookoła
tych problemów, siedzeniem
cicho, byciem potulnym i łagodnym w kwestii tego, dlaczego jestem weganinem.
Mam dość starań o to, by
przypadkiem nie obrazić delikatnej wrażliwości jakiegoś
mięsożercy. Mam też dość
przepraszania za mój weganizm, traktowania go jako
pomyłki czy osobistego dziwactwa. Już wystarczy, nigdy
więcej. Wykorzystywanie,
torturowanie i zabijanie miliardów zwierząt pozaludzkich
jest horrorem o przerażających
rozmiarach, obrzydliwym i
szokującym. Jestem po prostu
przerażony tym, że jest tak wiele cholernie obojętnych wobec
tego ludzi, zachowujących się
tak, jakby problem w ogóle nie
istniał. Ludzi, którzy wydają się
w ogóle nie być tym dotknięci,
zupełnie, nawet odrobinę.
No tak. Łącząc słowo "ve-
gan" ze słowem "fuck", chcę
szokować ludzi. Chcę nimi
potrząsnąć, aby wypadli ze
swojego sennego samozadowolenia, chcę wybudzić ich
z bezczynnej uległości, w której
się pogrążyli.
Wiem, że nie powinni mnie
dziwić ludzie obojętni wobec
ogromnego okrucieństwa,
bestialstwa i strat związanych
z tak zwaną "produkcją zwierzęcą". I nie dziwią mnie – takich ludzi było już zbyt wielu.
W zupełnie innej sytuacji, ale
z podobnego powodu, Wilfred
Owen poczuł się zmuszony do
napisania następujących słów:
But cursed are dullards
whom no cannon stuns, That
they should be as stones.
Wretched are they, and mean
With paucity that never was
simplicity. By choice they made
themselves immune To pity
and whatever mourns in man
(Wilfred Owen, Insensibility2,
1918)
Poczuł się zmuszony do
napisania tego, bo był zszokowany i głęboko urażony pod
względem moralnym tym, że
ludzie "powracający do domu",
jakim była Wielka Brytania,
byli całkowicie obojętni wobec
rzezi, koszmaru i strat spowodowanych przez wojnę na
froncie zachodnim. Szokujący
fakt, że wielu ludzi pozostało
beztroskich, nieczułych i obojętncych wobec nieszczęść,
przemocy i piekła znoszonego
przez mężczyzn w okopach był
dla Owena niczym innym, jak
tylko dowodem na kompletny
upadek wartości i człowieczeństwa.
Teraz, w zupełnie innej
sytuacji, ale z bardzo podobnego powodu, zmuszony jestem
stwierdzić prosty i okrutny fakt,
że nieweganie i nieweganki
w naszym społeczeństwie
z własnego wyboru uczynili
siebie samych odpornymi na
tą całą niewiarygodną, podłą
przemoc, której ofiarami są
codziennie miliony zwierząt
pozaludzkich. A to wszystko
w imię zysku, przyjemności
("Nie mógłbym żyć bez kotleta”!) i rzekomego postępu nauki
(barbarzyństwo naszych instytucji zajmujących się "badaniami biomedycznymi").
Aby zaspokoić pragnienie
czegoś do jedzenia, nowych
butów, płaszcza lub ulepszonej wersji starego leku, ludzie
postanawiają pozostać głupcami. Niczym kamienie, nawet
w zderzeniu z krzykiem agonii
pozostają niewzruszeni.
Nie rozumiem systemu
wartości ludzi odpornych na
cierpienie niewinnych i bezbronnych zwierząt, które są
dosłownie na naszej łasce
i niełasce. A my, zamiast im tę
łaskę okazać, dajemy im kopniaka w twarz i wbijamy nóż
w gardło.
Nie rozumiem, w jaki sposób ludzie ci mogą usprawiedliwiać ten horror i być z niego
zadowoleni. A więc: jeśli ktokolwiek ma zobaczyć ten obrazek
i poczuć się dotknięty, to naprawdę mnie to nie obchodzi.
Ale obrazek mają zobaczyć
także weganie i weganki. Jaką
wiadomość im przekazuje?
Mam nadzieję, że da do
zrozumienia, kim jako weganie
i weganki jesteśmy i co sobą
reprezentujemy. W mediach
i w głowach wielu ludzi już od
dawna jest zakorzeniony stereotyp weganina czy weganki
- kogoś nieco roztrzepanego,
prawdopodobnie typowego
osobnika z klasy średniej, albo
też kogoś trochę "alternatywnego": czarne ubrania, farbowane włosy, za dużo wolnego
czasu, który można tracić na
takie błahostki jak tworzenie
tysiąca i jeszcze jednego przepisu na kotlety sojowe.
Patrząc z punktu widzenia
ogółu społeczeństwa, weganie
i weganki są trochę problematyczni - nieco dziwni, najlepiej
zostawić ich w spokoju; są zbyt
nudni, by dobrze czuć się w ich
towarzystwie. Wciąż myślą
o małych, puszystych króliczkach, z uporem maniaka psują
imprezy i piją tylko sok marchwiowy lub pomarańczowy.
Stojąc w kącie i podpierając
ściany, uśmiechają się blado
i tęsknie rozmyślają o szaroburych ubraniach z naturalnych
tkanin.
Jednak w rzeczywistości wygląda to zupełnie
na odwrót. Jesteśmy
fajniejsi. O wiele, wiele fajniejsi.
Nie wspieramy rozlewu krwi
na światową skalę, pełnego
przemocy więzienia, bicia i kopania niewinnych istot. Nie akceptujemy i nie kiwamy głową
ze zrozumieniem, gdy widzimy
podrzynanie gardeł, gotowanie
i mielenie żywcem świadomych
istot wrażliwych na ból. Jesteśmy zbyt fajni, by brać udział
w czymś takim.
Nie rozsiadamy się wygodnie i nie pozwalamy się
udobruchać litanią kłamstw na
temat tego, jak to niby hodowla
zwierząt jest dla nich dobra.
Nie łykamy bajek, od których
robi nam się niedobrze - bajek
na temat szczęśliwych zwierząt
i ich dobrostanu na fermach
ekologicznych.
otwarteklatki.pl
31
Nie przekonują nas kłamstwa firm i lobbystów przemysłu spożywczego, że powinniśmy jeść mnóstwo ryb albo
innego "mięsa", pić dużo mleka
i obżerać się jajkami, bo niby
jest to dla nas takie zdrowe.
Ale ci, którzy nam mówią to
wszystko, napychają sobie kieszenie pieniędzmi, podczas gdy
ludzie napychają swoje żołądki
cholesterolem. Nie jesteśmy
tacy głupi, by dać się na to
nabrać.
Nie karmimy swoich ciał
jedzeniem, o którym wiemy,
że jest największą przyczyną
zmian klimatycznych i głównym powodem, dla którego
ścinamy lasy deszczone, wypalamy je i obracamy w nicość
całe życie, które do tej pory
w nich kwitło.
Nie kieruje nami obsesja
wydzierania z dna każdej żyjącej istoty, pływającej
i pełzającej w odmętach, po
czym zostaje tylko pustynia,
zupełnie pozbawiona bogactwa i wspaniałości życia, które
kiedyś na niej tętniło, a teraz go
już po prostu nie ma – ani tu,
ani nigdzie indziej. Jesteśmy
o wiele za mądrzy, by zaśmiecać jedyną planetę, jaką mamy.
Nie popijamy płynów laktacyjnych przeżuwaczy, nie ślinimy się na widok mleka przeznaczonego dla noworodków,
które są zarzynane na tanie
mięso, a których zrozpaczona
matka jest ponownie zapładniana w niekończącycym się
cyklu macierzyńskiej niedoli.
Zbyt wcześnie wysysa ona
z niej wszelkie życie, aż wreszcie następuje śmierć w imię
białego płynu w misce płatków
albo filiżance kawy. Nie robimy
tego, bo po prostu nie jesteśmy
na tyle okrutni i bez serca, by
kraść jedzenie, od którego zale-
32 otwarteklatki.pl
ży życie noworodka i by odrywać młode od ich matek,
a matki od młodych.
Nawet przez minutę nie wierzymy w oburzające kłamstwa,
rozpowszechniane przez przemysły medyczne i farmaceutyczne, które zarabiają miliardy
dzięki podtrzymywaniu starych
mitów na temat tego, jak bardzo te miliony eksperymentów
na zwierzętach są przydatne
dla ludzi.
Nie zważają przy tym na
to, że pomimo owych milionów eksperymentów, czwartą
najczęstszą przyczyną śmierci
w tym kraju jest faszerowanie
się testowanymi na zwierzętach lekami. Wybaczcie, ale nie:
sięgnęliśmy po badania, przeanalizowaliśmy dane, przeliczyliśmy szokującą ilość zwierzęcych i ludzkich ofiar. Sami
wiemy, gdzie leży prawda.
a
n
e
i
n
i
w
Ś
y
m
a
h
a
B
N
iedawno przez przypadek zobaczyłem poruszające zdjęcia świń odpoczywających na tropikalnych
plażach na Bahamach. Warunki, w których żyły te zwierzęta,
były dla mnie oburzające. Gdy
ja siedzę w czytelni zakurzonej,
pozbawionej słońca biblioteki
w pokrytym mgłą San Francisco, one kąpią się w ciepłym,
karaibskim morzu. Cóż za niesprawiedliwość!
Odkładam na bok słabe
żarty przelotne spojrzenie na tą
świńską utopię skłoniło mnie
do myślenia o tym, jaką rolę
w naszej retoryce zajmują
pojęcia bólu i przyjemności
Myślimy zbyt niezależ- (gdy mówię o retoryce, mam na
nie, jesteśmy zbyt mą- myśli wszystko, co wykorzystujemy do zakomunikowania
drzy, zbyt świadome,
zbyt etyczni, zbyt mo- naszego przekazu - czy to słowa, ulotki czy filmy). Retoryka
ralne.
ruchu przeciwko hodowaniu
zwierząt w celach żywnościowych jest przepełniona cierpieZa bardzo nam zależy,
mamy w sobie za dużo współ- niem, podczas gdy zwierzęca
czucia. Jesteśmy zbyt porząd- radość jest boleśnie nieobecna.
Uważam, że usuwając przyni, zbyt radykalne, zbyt rewojemność zwierząt z naszej
lucyjni, i po prostu zbyt fajne,
retoryki przegapiamy szansę
by dać się nabrać na to całe
na ukazanie zwierząt hodowlagówno. Jesteśmy weganami
nych jako jednostek i - co może
i wegankami i mamy ku temu
cholernie dobre powody. Jeste- być zaskakujące - dzięki temu
lepiej wyrazić ich cierpienie.
śmy weganami i wegankami
Gdy ludzie widzą materiały
w pełnym znaczeniu hasła "veprzedstawiające
zwierzęta hogan as fuck".
Tłumaczenie dowlane, ściśnięte w mikroskoNatalia Kołodziejska pijnych klatkach lub okaleczane
bez znieczulenia, zazwyczaj są
mniej poruszeni, niż gdyby ofiaPoniższy tekst pochodzi ze
rami były psy lub koty. Wydaje
strony http://www.richarddemi się, że dzieje się tak w dużej
boo.com.
mierze dlatego, że nie postrzegają zwierząt hodowlanych
jako jednostek. Jednostki mają
osobowości, preferencje i potrzeby. W oczach przeciętnego
człowieka zwierzęta hodowlane
po prostu jedzą i poruszają się
w tą i z powrotem.
Moje doświadczenie sugeruje, że efektywnym sposobem
na indywidualizowanie zwierząt
jest pokazywanie ich szczęścia
oraz zachowań w naturalnym dla nich środowisku. Gdy
opisujemy cierpienie zwierząt
hodowlanych, koncentrujemy
się na tym, co ktoś im robi. Gdy
natomiast opisujemy przyjemność zwierząt, koncentrujemy
się na tym, co robią lub co lubią
robić, zmieniając je z obiektów
na podmioty, z rzeczy na jednostki.
Inną efektywną metodą na
indywidualizowanie zwierząt
hodowlanych jest koncentrowanie się na ich inteligencji1.
Badanie przeprowadzone
w 2012 roku przez psychologów z Uniwersytetu Kolumbii
Brytyjskiej koncentrowało się
na postrzeganych cechach
różnych gatunków zwierząt,
które zniechęcały ludzi do ich
spożywania. Badacze odkryli,
że postrzegana inteligencja silniej decydowała o zniechęceniu
do zjedzenia danego gatunku
zwierzęcia, niż jakakolwiek inna
cecha, w tym intensywność
cierpienia2. To przekonanie nie
zmieniało się
w zależności od regionu,
w którym przeprowadzano badanie. Ponieważ ludzie generalnie nie wiedzą o tym, że większość zwierząt hodowlanych
jest tak samo inteligentna, jak
psy czy koty, musimy w naszej
retoryce kłaść większy nacisk
na inteligencję.
Większość cierpienia
zwierząt hodowanych
przemysłowo wynika
z tego, czego nie mogą
robić.
Zwierzęta hodowlane regularnie pozbawia się podstawowych potrzeb, które – jeśli
zaspokojone – przynoszą
zadowolenie, a jeśli zwierzęta
są ich pozbawiane – cierpienie.
Problem polega na tym, że jeśli
większość ludzi nie wie o tych
potrzebach, nie porusza ich
fakt, że zwierzęta hodowlane
są ich pozbawiane.
Przyjrzyjmy się kurom
w hodowli klatkowej: nie mogą
dziobać, muskać piór, budować
gniazd, chodzić, czy nawet rozprostować skrzydeł. Mimo to,
ich naturalne popędy nie zanikają. Kura hodowana klatkowo
czasami będzie próbowała
kąpać się w kurzu, którego brak
powoduje ocieranie podbrzusza o ostre krawędzie klatki
i tworzenie się ran.
Kilka lat temu, po opublikowaniu wyników tajnego
śledztwa przeprowadzonego
na fermach jaj, United Egg Producers (UEP), stowarzyszenie
producentów jaj, zareagowało
opublikowaniem własnych materiałów. Ich film prezentował
nieskazitelnie czyste klatki, bez
kur uwięzionych w drucianych
oczkach klatek i tonących
w balach z odchodami3. Aby
taki film mógł wywrzeć wrażenie na opinii publicznej, nie
może ona mieć pojęcia
o najbardziej podstawowych
potrzebach kur. Tylko wtedy
okrucieństwo wobec zwierząt,
wbudowane w ten system –
uwięzienie kur w klatkach tak
małych, że nie mogą nawet
rozprostować skrzydeł – pozostaje niezauważone. Wyobraźmy sobie film przedstawiający
ludzi poupychanych
w mikroskopijnych klatkach, tak
małych, że nie mogą oni wstać,
ani się obrócić. Równocześnie
lektor o głosie przepełnionym
entuzjazmem zachwala ich
życie przepełnione luksusem:
„Klatki są nieskazitelnie czyste,
a ludzie mają dostęp do nielimitowanego źródła pokarmu”.
Gdyby ludzie byli świadomi
podstawowych potrzeb zwierząt hodowlanych, filmy PR-owe dotyczące chowu klatkowego czy kojców porodowych
byłyby odbierane przez opinię
publiczną jako równie absurdalne. Szkody, jakie powoduje
nieświadomość dotycząca
potrzeb zwierząt to nie tylko
skuteczne uwodzenie filmami
PR-owymi produkowanymi
przez przemysł; nieświadomość ułatwia również bagatelizowanie odkryć dokonywanych
na fermach przez aktywistów.
Na filmach przedstawiających
te odkrycia nierzadko widać
pracowników znęcających się
fizycznie nad zwierzętami oraz
zwierzęta z poważnymi uszkodzeniami ciała, spowodowanymi warunkami życia odbiegającymi od naturalnych. Widzowie
czasami zakładają, że materiał
filmowy został specjalnie dobrany i że tego typu sytuacje są
rzadkie. Gdyby jednak rozumieli
okrucieństwo wpisane
w uwięzienie, uznaliby warunki
panujące na fermach przemysłowych jako skandaliczne,
niezależnie od tego, jak często
dochodziłoby do tortur czy urazów fizycznych (na przykład:
rutynowe i zamierzone okaleczanie wrażliwych części ciała
bez środków znieczulających
zasługuje na miejsce w naszej
retoryce). Nasza kolektywna
cisza dotycząca zwierzęcego
szczęścia oddaje przemysłowi
wyłączność na prezentowanie
opinii publicznej tego, co zwierzęta hodowlane chcą i potrzebują. Ich przyjemność jest
często ograniczana do jedzenia
i to wyłącznie
w sensie ilościowym – tak
jakby spożycie tony jedzenia
było wyłącznym determinantem dobrego życia4. Wiele osób
jest przekonanych, że jedyne,
czego potrzebują zwierzęta
hodowlane – w szczególności
świnie – to nieograniczony dostęp do jedzenia. Gdyby jednak
fakt, że świnie są zwierzętami
z silną potrzebą eksploracji i na
wolności przemierzają dziennie około dziesięć kilometrów,
był powszechnie znany, ludzie
dostrzegliby niesprawiedliwość
w więzieniu maciory w kojcu
o szerokości 60 centymetrów
34 otwarteklatki.pl
- tak małym, że nie jest ona w
stanie się nawet obrócić. Gdyby
ludzie wiedzieli, że naturalna
dieta świń jest bogata i składa
się z aż 50 rodzajów owoców,
byliby zniesmaczeni tym, że
świnie karmi się kwaśnym,
wzbogacanym o hormony śrutem kukurydzianym – i niczym
więcej. Gdyby ludzie wiedzieli,
że dzikie świnie żyją w małych,
zgranych grupach i na noc
budują grupowe gniazda, byliby
zszokowani tym, że świnie
utrzymywane są w pojedynczych kojcach czy zagrodach
razem z setkami innych świń.
Dopóki naturalne zachowania i przyjemności zwierząt
hodowlanych nie otrzymają
więcej miejsca w naszej retoryce, trudno będzie nam indywidualizować zwierzęta hodowlane i naprawdę przekazać
ich cierpienie5. Jeśli przygotowujesz prezentację, ulotkę czy
film na temat chowu przemysłowego, postaraj się zawrzeć
w nim również obrazy zwierząt
hodowlanych w ich naturalnym
środowisku i podkreślić ich
poziom inteligencji6. To pozwoli
ukazać zwierzęta jako jednostki
oraz – na zasadzie kontrastu
– uwypuklić poziom ich cierpienia.
Polecam również, abyście
spędzili trochę czasu ze zwierzętami hodowlanymi, w szczególności w sanktuarium dla
zwierząt hodowlanych.
Dzięki temu poznacie, jak
się zachowują i jakie są na
wolności. Przywołując osobiste
doświadczenia ze zwierzętami hodowlanymi zwiększycie
waszą wiarygodność, gdy
mówicie o tym, kim są i czego
potrzebują.
Ben Davidow
(oryginalnie tekst ukazał się
w e-booku Uncaged: Top Ac-
tivists Share Their Wisdom on
Effective Farm Animal Advocacy, który można kupić tutaj.)
Tłumaczenie:
Marta Paciorkowska
Tłumaczenie przypisów:
Natalia Kołodziejska
Nawet jeśli przyjąć pogląd, że inteligencja nie ma znaczenia dla statusu
moralnego (z czym ja zdecydowanie
się zgadzam), to inteligencja zwierząt
wciąż jest częścią naszej retoryki,
ponieważ mówienie o niej działa to na
ludzi.
2.
Ruby, Matthew B., and Steven J.
Heine. “Too Close to Home: Factors
Predicting Meat Avoidance.” Appetite
(2012).
3.
Tutaj znajduje się podobny film.
4.
Nie wydaje mi się, by ten mit
powstał tak po prostu, albo przede
wszystkim, dzięki wysiłkom przemysłu mięsnego. Prawdopodobnie
tworzył się przez całe pokolenia
osób jedzących mięso, które musiały uprzedmiotawiać zwierzęta, aby
łatwiej im było je jeść. Jednak bez
względu na jego pochodzenie, mit ten
idealnie współgra z interesami przemysłu, którego celem jest produkowanie jak największej ilości mięsa
w jak najkrótszym czasie.
5.
Inną korzyścią płynącą z pozytywnych obrazów jest to, że łagodzą one
siłę obrazowania. Może to sprawić, że
więcej osób będzie od razu otwartych na przekaz Moje doświadczenie
pokazuje, że jeśli ludzie są obciążeni
przerażającymi obrazami, to raczej
zamykają się na to, co widzą. Jednak
jeśli te ponure obrazy przedstawi
się obok pozytywnych, to mogą one
zostać lepiej odebrane.
6.
Jedną z prezentacji na temat chowu
przemysłowego, które wywarły na
mnie największe wrażenie, była prezentacja Nathana Runke’a, założyciela Mercy for Animals. Przed pokazaniem jakiegokolwiek drastycznego
obrazu przytoczył on badania dotyczące inteligencji zwierząt wykorzystywanych w hodowli. Zacytował na
przykład badanie, z którego wynikało,
że świnie umieją grać w proste gry
wideo i w niektórych przypadkach
osiągać tak dobre wyniki jak szympansy. Patrz: Helft, Miguel. „Pig Video
Arcades Critique Life in the Pen.”
Wired 6 czerwca
1997
1.
DLACZEGO KOCHAMY PSY, JEMY
ŚWINIE I NOSIMY KROWY?
Już sam tytuł książki "Why We Love Dogs,
Eat Pigs and Wear Cows. An Introduction to
Carnism – the Belief System That Enables Us to
Eat Some Animals and Not Others." autorstwa
Melanie Joy bardzo dużo mówi o poruszanej
w niej problematyce. Autorka wprowadza pojęcie karnizmu – przeciwieństwa weganizmu,
niewidzialnej ideologii umożliwiającej ludziom
traktowanie pewnych zwierząt jako pożywienia,
a innych jako przyjaciół.
Książka przedstawia problem wykorzystywania zwierząt przez człowieka z innego punktu widzenia niż zwykle się to robi. Nie mówi bowiem
o tym, dlaczego ludzie wybierają (lub powinni
wybrać) wegetarianizm czy weganizm, a raczej
o tym, dlaczego tego nie robią. "Why we Love
Dogs..." próbuje odpowiedzieć na to pytanie,
patrząc na nie z punktu widzenia psychologii
społecznej. Autorka opisuje mechanizmy występujące w relacjach między człowiekiem a resztą
zwierząt, a także rolę autorytetów i presji społecznej w podtrzymywaniu obecnej sytuacji.
"Why we Love Dogs..." można polecić
wszystkim, którzy chcą spojrzeć krytycznie na
rzeczywistość i zrozumieć, dlaczego czasami
przekonywanie ludzi do zaprzestania jedzenia
mięsa jest takie trudne. Jeśli chcemy traktować
obecnych karnistów jako potencjalnych sprzymierzeńców, którzy mogą przecież przestać
jeść mieso, dobrze jest rozumieć mechanizmy
rządzące ich zachowaniami. W tym właśnie
książka Melanie Joy sprawdza się doskonale.
Natalia Kołodziejska
Strona o karnizmie: http://www.carnism.org/
LIFEHACKER.
JAK ŻYĆ I PRACOWAĆ Z GŁOWĄ.
Aktywiści i aktywistki działają pod dużą presją.
Zawsze jest za dużo rzeczy do zrobienia, za mało
czasu, za mało rąk do pomocy. Do tego, działanie
na rzecz zwierząt w obecnych czasach polega
w dużej mierze na spędzaniu godzin przed komputerem. Pisanie maili, planowanie, tłumaczenia,
wyszukiwanie informacji, aktualizacja strony...
Jednocześnie półki księgarni pełne są książek,
które obiecują nam rozwiązanie wszystkich problemów związanych z produktywnością i robienie
wszystkiego w krótkim czasie.
Na tle tego typu pozycji Lifehacker jest pozycją dość wyjątkową. Nie ma tutaj żadnego
spójnego systemu, który trzeba wcielić w życie
od A do Z. Mamy za to prezentację całej serii tzw.
lifehacków – prostych rozwiązań związanych
z używaniem komputerów. Pomysły dotyczące
konfiguracji popularnych programów albo obsługi
aplikacji mają na celu usprawnienie codziennych
czynności i bardziej sensowne uporządkowanie
danych lub wiadomości. Każda „sztuczka” opatrzona jest informacją na temat systemu operacyjnego w którym może być zastosowana oraz
poziomem trudności. Oba tomy książki dotyczą
na tyle różnorodnych kwestii, że na pewno każdemu uda się coś wygrzebać dla siebie i – mamy
nadzieję – zastosować nowe umiejętności
w praktyce, aby jeszcze efektywniej działać na
rzecz zwierząt.
Dobrusia Karbowiak
1
http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-zglowa-wydanie-iii-adam-pash-gina-trapani,lifeha.htm
2
http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-zglowa-kolejne-wskazowki-adam-pash-gina-trapani,lihakw.
htm
otwarteklatki.pl
35
a kiedy mówimy boimy się
że nasze słowa nie będą
wysłuchane ani dobrze
przyjęte jednak kiedy
jesteśmy cicho nadal
się boimy
dlatego lepiej jest mówić
pamiętając że nigdy nie
było nam przeznaczone
przetrwać
Audre Lorde
„Czarny Jednorożec”

Podobne dokumenty