historia pewnego męczennika

Transkrypt

historia pewnego męczennika
INNY ŚWIAT
echo życia
HISTORIA PEWNEGO MĘCZENNIKA
W jednej z dawnych legend Podlasia pojawia się
motyw męczeństwa, Niezwykłe i dziwne to męczeństwo. Cierpiący tak narzeka na swój los: - Porozrzuca
mnie gospodarz na polu, zmiesza z piaskiem. Ledwie
trochę podrosnę, a tu śnieg spadnie i strasznie marznę. Na wiosnę czuję się całkiem dobrze. Za to latem
przyjdzie naraz tyle bab i dalejże mnie krajać! Przez
pół rżną, ucinają ręce, nogi. Potem mocno w snopy
wiążą. W domu biją mnie po głowie cepami i między
kamieniami trą, oj trą! Zmielonego na czysto ugniatają kułakiem w dzieży, Później smażę się w piecu jak
w piekle złe dusze. l nie dość, że mnie w tylachnym
ogniu trzymają, to na koniec nożem krają!
To historia męczeństwa chleba, koleje jego życia
zanim trafił na stoły naszych przodków. Podczas tak
długiego i skomplikowanego procesu przygotowania mógł istotnie bardzo cierpieć. Chleb nie był tylko zwykłym pokarmem, W kulturze ludowej dawnego Podlasia, w ogóle całej Słowiańszczyzny, pełnił
różne ważne funkcje. Nadała mu je głównie religia
chrześcijańska. W przygotowaniu każdego bochenka lud odnalazł analogię do zbawczej męki Jezusa
Chrystusa. Kult ten uzupełniały pogańskie obrządki
i magia.
Surowcem do produkcji chleba była grubo mielona mąka żytnia i pszenna. Duże znaczenie przywiązywano do dzieży, naczynia, w którym wyrabiano
ciasto. Kształtem przypominała dużą beczkę zwężającą się ku dołowi. Powinna mieć chociaż dwie
klepki dębowe, gdyż ten gatunek drewna uważano
za najlepszy do jej wyrobu. Wierzono, że gdy naczynie zrobi się w ciągu jednego dnia z drzewa, które
poraził niegdyś piorun, to ciasto będzie w nim „piorunem”, czyli niezwykle szybko rosło. Dzieżę niechętnie pożyczano w obawie przed urokiem obcych
ludzi. Od ich wzroku mogła stracić „kwas”, a wtedy
chleb przestawał się udawać. Gdy jakość pieczywa
ulegała pogorszeniu, o co obwiniano dzieżę, wówczas stare gospodynie wykorzystywały znany sposób na przywrócenie jej dawnych właściwości. Kładły naczynie i biły je miotłą, wołając: „a pamiętaj,
żebyś mi się sprawiła”. Sam proces wypieku był obwarowany licznymi. Przepisami, co wolno, a czego
nie i naszpikowany zaklęciami. Chleb pieczono zazwyczaj raz na tydzień. Najpierw, z reguły w piątek,
przygotowywano zaczyn. Do dzieży wlewano ciepłą
wodę i dodawano mąkę w ilości połowy lub trzeciej części przeznaczonej na wypiek. Po dokładnym
zmieszaniu produktów odstawiano naczynie w ciepłe miejsce na całą noc, aby rozczyn kisł. Następne36
go dnia wyrabiano ciasto: dodawano resztę mąki,
sól, czasem inne składniki powiększające objętość
i poprawiające jakość wypieku. Na przykład gotowane ziemniaki. To wszystko ugniatano rękoma
około godziny, po czym pozostawiano na pół dnia
do wyrośnięcia. Zabiegiem mającym przyspieszyć
dojrzewanie ciasta było kreślenie na nim znaku
krzyża i wyciśnięcie czterech dołków, w które nalewano odrobinę wody. Żeby chleb nie miał zakalca, należało zaglądać do ciasta, od czasu do czasu
mlaskając i cmokając przy tym. Dźwięki te miały
także budzić ciasto, bowiem w ciepłym i przytulnym miejscu, przykryte białą lnianą serwetą, mogło po prostu zasnąć. Uformowane bochenki układano w nagrzanym piecu na liściach tataraku lub
chrzanu. Wsuwając pierwszy z nich łopatą, trzeba
było koniecznie prawą ręką uczynić nad nim znak
krzyża. Wierzono, że w piekarniku siedzi w jednym rogu anioł, w drugim diabeł i jeśli gospodyni nie poświęci ciasta, to diabeł „chlapnie anioła
w pysk”. Dopóki chleb nie był upieczony, kobieta
nie mogła pod żadnym pozorem usiąść, ponieważ
opadłby. Po dwóch, trzech godzinach wyjmowano go z pieca. Od razu obmywany był wodą, aby
miał gładką i błyszczącą skórkę. Ta woda służyła
potem dziewczętom do mycia twarzy, zapewniała
im piękną cerę. Przestrzegano zwyczaju, by pierwszego wyjętego z pieca bochenka nie kroić nożem,
ale łamać go ręką.
Dobrze upieczony chleb był największą dumą
gospodyni. Dawniej. gdy wyszedł zakalec, niezadowolony małżonek miał prawo ukarać kobietę
nawet biciem. Poniekąd i dlatego tej czynności towarzyszyły wielkie starania, zarówno racjonalne,
jak i magiczne. To wszystko zapowiadało produkt
niecodzienny, wyjątkowy, Pełnił on ważną rolę w
wielu sferach życia, w obrzędach religijnych, lecznictwie, magii. Według wierzeń ludowych, chleb
uważano za rodzaj materii, z której Bóg uformował szlachtę polską, podczas gdy ludność chłopska
ulepiona została tylko z gliny. Wielokrotnie był pośrednikiem między światem ziemskim a boskim.
Po wieczerzy wigilijnej zostawiano na stole bochenek dla dusz lub samego Pana Jezusa, chodzącego
po kolędzie. Dla umarłych przygotowywano specjalne pieczywo o podłużnym kształcie z krzyżem
na środku i zanoszono je na groby. Jednak musiało
być zrobione wcześniej, bo piekąc je w Dzień Zaduszny można by niechcący męczyć w piecu czyjąś
duszę, Chleb szczególne miejsce zajmował w ob-
echo życia
rządkach rodzinnych. Towarzyszył ludziom już od
momentu narodzin. Chroniąc dziecko przed rzuceniem na nie uroku, do czasu chrztu matka wkładała mu za ubranko piętkę chleba. Istotną rolę pełnił
również podczas ceremonii weselnej. Na Kurpiach,
zanim panna młoda usiadła za stołem, następowało
tzw. kulanie chleba. Swatka, trzymając dziewczynę
za rękę oprowadzała ją wokół stołu tocząc po nim
bochenek. Czynność ta wynikała z przekonania,
że chleb - symbol dostatku – zawsze będzie się za
młodą kulał, towarzysząc jej w przyszłym gospodarstwie. Pieczywa używano również w obrzędach pogrzebowych. Nieboszczykowi wkładano za pazuchę
mały bochenek dla zmarłych z jego rodu, do których nie mógł przecież dołączyć z pustymi rękoma.
Chleb posiadał wręcz nieocenione właściwości
lecznicze. Oto kilka praktycznych i sprawdzonych
sposobów jego zastosowania:
- Przy żółtaczce wystarczyło połknąć na czas 9 wszy,
rozdzielając je po trzy w jedno danie w chlebowej
pigułce.
- Kto cierpiał na ból zęba powinien jeść pieczywo
nadgryzione przez myszy. Środek ten stosowano też
profilaktycznie. Do bolącej głowy przykładano jeszcze ciepły bochenek, rozkrojony i polany octem.
- Aby pozbyć się szpecących znamion, pocierano je
piętką, którą oddawano potem do zjedzenia psu. Z
magią to było tak - za najważniejszą uchodziła przylepka. Dziewczęta często kłóciły się o nią, bo ta która zawsze ją zjadała, miała być szczęśliwa w miłości.
Pierwsza kromka namoczona w wodzie zwiększała
ilość pokarmu u kobiet karmiących.
Pzy pomocy chleba można było sprawdzić czy
żyje daleki krewny. Należało przed włożeniem ciasta do pieca wetknąć w nie trzy kłosy żyta. Jeżeli po
wyjęciu były tylko zarumienione, to znaczyło, że ów
człowiek żyje, zwęglone obwieszczały jego śmierć.
INNY ŚWIAT
Zrośnięcie się dwóch bochenków podczas pieczenia zapowiadało rychłe wesele w rodzinie. Jednak
najczęściej pieczywo wykorzystywano we wróżbach i w magii miłosnej. Chcąc pozyskać uczucie
chłopca, dziewczyna tuż obok śladu wydeptanego
przez niego na drodze, wydeptywała swój własny.
Potem z każdego miejsca brała po szczypcie piasku i zagniatała w ciasto chlebowe. Jeżeli zdołała dać wybrankowi do zjedzenia choć kawałeczek
tego wypieku, to niezawodnie miała go pozyskać.
Chleb pojawiał się wszędzie i był traktowany jako
pokarm, lekarstwo, amulet, medium, ale przede
wszystkim dar Boga. Będąc podstawowym pożywienia, stawał się każdego dnia odpowiednikiem
komunii. Za ciężki grzech uważano dotknięcie pieczywa nie umytą ręką czy wbicie weń krzyża. Jeśli
i dziś ktoś jeszcze całuje kromkę, którą niechcący
upuścił na ziemię, to już nie dlatego, ze wierzy w
boskie pochodzenie chleba, a przez szacunek do
niego i samej pracy, jaki zaszczepili mu rodzice.
Może nawet czasem przypominamy sobie symboliczną rolę chleba, chociażby przy okazji dożynek,
ale na co dzień...
Co chleb powiedziałby o naszych czasach? Na co
by się dziś uskarżał? Produkujemy go znacznie więcej, dużo szybciej, wciąż wzbogacamy recepturę. W
pośpiechu zdarza nam się jednak zagubić gdzieś
magiczny smak i zapach. A poza tym skazujemy go
jednocześnie na nowe męczarnie - tortury maszyn,
elektrycznych piekarników. Coraz rzadziej czuje
dotyk cieplej, ludzkiej ręki. Dziś chleb cierpi o wiele bardziej niż kiedykolwiek, bo tyle razy jest wyrzucany na chodniki, do koszy na śmieci, deptany
i poniewierany. Cierpi ogromnie, widząc, że bogaci
go nie szanują, a biedni nie mają. Taka jest historia
męczeństwa chleba.
Marta Zajkowska
37