m\263odzianki 195 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

m\263odzianki 195 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny
MŁODZI
ANKI
Nr 17 (195)
11 II 2007
VI
Niedziela
Zwykła
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
(Łk 6,17.20-26)
Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; A On podniósł
oczy na swoich uczniów i mówił: «Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was
należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni
będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z
powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich
czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy
się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie
chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.
Właśnie ten fragment Pisma Św. został mi
dany do przeczytania przez księdza spowiednika w momencie największego kryzysu
życiowego. Przyznam, że choć tekst przemówił do mnie, dał mi jakąś mglistą nadzieję, to
nadal brakowało mi klarownych szczegółów
sukcesu, który miał nastąpić. Kiedy śmiać się
będę i właściwie dlaczego miałbym się
śmiać, czym będę nasycony i kiedy? Pozostawała także kwestia królestwa Bożego:
chciałem być szczęśliwy tu i teraz, a nie dopiero po śmierci. Podstawowe pytanie
brzmiało: Jak powinno zmienić się otoczenie, abym ja, cierpiący, już nie cierpiał, aby
wypełniła się obietnica Pana? Na cale szczęście Nasz Ojciec Niebieski w Swoim Miłosierdziu nie porzucił swoich planów względem mnie i przeprowadził przez ten kryzys
życiowy i przez inne. Były bolesne. Przejście
przez nie było mało eleganckie, pełne buntu,
pytań i oczywiście cierpienia. I choć cierpiałem, buntowałem się, ale nigdy na tyle mocno, aby pójść własną, odległą od Pana drogą.
Nigdy nie zaprzedałem swojego serca światu, nigdy nie uciekłem od ognia oczyszczającego kryzysów życiowych. I co się okazało
na końcu? Okazało się, ze to nie otoczenie
2
miało się zmienić, to moje stare serce miało
się zmienić. Moje stare serce, przypominające nieforemny gliniany garnek, wg słów proroka Izajasza, zostało usunięte, a nowe serce
mocne ufnością w Panu zostało mi dane.
Otaczający mnie świat pozostał ten sam albo
gorszy. Coraz gorsze kataklizmy polityczne
wstrząsają naszym krajem, wydaje się, że
pędzimy ku otchłani, absurd goni absurd,
opieka socjalna właściwie nie istnieje, szanse, aby zrobić karierę zawodową, maleją, lat
przybywa, a moje serce pozostaje spokojne,
niewzruszone i radosne. Radosne nie własnymi osiągnięciami światowymi, a zakotwiczeniem się w Krzyżu Jezusa Chrystusa polegającym na bezwarunkowym i teraz już lepiej
zrozumianym chwyceniu się obietnicy Pana
danej mi lata temu. A otoczenie? Jednak się
zmieniło i to bardzo. Odkąd mam pokój i
radość Jezusa w sercu, odtąd po prostu inni
ludzie stają się moimi przyjaciółmi, znajomymi. Bracie i siostro, czy uchwyciłeś się
bezwarunkowo pełną mocą Twojej wolnej
woli, obietnicy danej przez Jezusa w
„Kazaniu na Górze”? Czy może czekasz aż
się świat wokół zmieni, aby spełnić Twoje
oczekiwania?
Rafał Bober
Jak przeżyć
Walentynki
i nie zwariować?
Święta Bożego Narodzenia mamy za
sobą, Dzień Babci
i Dziadka również,
kolejne w kalendarzu są Walentynki.
Początkowo Świętego Walentego wcale
nie łączono z dniem
zakochanych. Do niedawna był on cz
patron chorych na choroby umysłowe
i epilepsje. Szybko jednak uznano, że
Walenty patronuje osobom z zaburze
zgu, więc tym bardziej pasuje do zakoc
Jedni z nas odliczają dni do 14 luteg
zastanawiają się nad tym, a pozostali
mnieć o tym Święcie. Presja zbliżający
lentynek jest niemal
wszędzie
odczuwalna,
jak jej nie ulec i przeżyć
ten dzień?
W ubiegłym roku mój
Dzień Zakochanych wyglądał całkiem inaczej, a
tym samym również
moje nastawienie do tego
Święta. Spędzałam go z bliską osobą,
nic przeciwko obejmującym się parom
nawiałam się nad tym jakich miejsc le
Jak mówi przysłowie „Punkt widzeni
punktu siedzenia”. Co tu dużo pisać,
się nie cieszyć dniem 14 lutego, gdy w
wie mamy zaplanowany romantyczny
bliską osobą. Jak mogą nas drażnić pa
w metrze, w pubach, w kinie,
czy też reklamy, serduszka,
pluszaki i inne „krzyczące”
informacje – „zakochani są
wśród nas”. Wręcz przeciwnie, czujemy się świetnie, w
tym dniu jest jakiś powód do radości,
ku. I tu po raz kolejny przytoczę cyta
nie zrozumie najedzonego”.
Dziś więc Święty Walenty zbliża się i
patrzy na mnie. Najpierw spuszczam g
metrem widzę drażniące reklamy, sta
patrzeć, ale one są bezlitosne, one są
Jakiś smutek mnie napada. Powol
Jak przeżyć
Walentynki
i nie zwariować?
Święta Bożego Narodzenia mamy za
sobą, Dzień Babci
i Dziadka również,
kolejne w kalendarzu są Walentynki.
Początkowo Świętego Walentego wcale
nie łączono z dniem
zakochanych. Do niedawna był on czczony jako
patron chorych na choroby umysłowe, nerwowe
i epilepsje. Szybko jednak uznano, że skoro Św.
Walenty patronuje osobom z zaburzeniami mózgu, więc tym bardziej pasuje do zakochanych.
Jedni z nas odliczają dni do 14 lutego, inni nie
zastanawiają się nad tym, a pozostali wolą zapomnieć o tym Święcie. Presja zbliżających się Walentynek jest niemal
wszędzie
odczuwalna,
jak jej nie ulec i przeżyć
ten dzień?
W ubiegłym roku mój
Dzień Zakochanych wyglądał całkiem inaczej, a
tym samym również
moje nastawienie do tego
Święta. Spędzałam go z bliską osobą, nie miałam
nic przeciwko obejmującym się parom, nie zastanawiałam się nad tym jakich miejsc lepiej unikać.
Jak mówi przysłowie „Punkt widzenia zależy od
punktu siedzenia”. Co tu dużo pisać, jak można
się nie cieszyć dniem 14 lutego, gdy w perspektywie mamy zaplanowany romantyczny wieczór z
bliską osobą. Jak mogą nas drażnić pary na ulicy,
w metrze, w pubach, w kinie,
czy też reklamy, serduszka,
pluszaki i inne „krzyczące”
informacje – „zakochani są
wśród nas”. Wręcz przeciwnie, czujemy się świetnie, w
tym dniu jest jakiś powód do radości, a nie smutku. I tu po raz kolejny przytoczę cytat „ Głodny
nie zrozumie najedzonego”.
Dziś więc Święty Walenty zbliża się i wymownie
patrzy na mnie. Najpierw spuszczam głowę, jadąc
metrem widzę drażniące reklamy, staram się nie
patrzeć, ale one są bezlitosne, one są wszędzie.
Jakiś smutek mnie napada. Powoli podnoszę
wzrok
Walenty
nadal tu jest. Oceniam sytuację, która
wygląda następująco - nie mam drugiej połówki z którą
mogłabym świętować ten dzień, lub
śmiać się z tego jak
ludzie ulegają komercji Walentynek, a nie chcę
spędzasz go z kimś tylko bo to, by nie być samą.
Mam więc dwie możliwości – pierwsza - zamknąć
się tego dnia w domu, wziąć urlop, wyłączyć telefon.
Druga – przeżyć ten dzień, pozostaje tylko kwestia – jak? Wybieram opcję drugą. Decydujemy z
moją przyjaciółką Paulą, że z wiadomych względów nie ma sensu pchać się do restauracji, kin,
pubów. Po krótkim zastanowieniu decydujemy, że
wybierzemy się na konferencję Ks. Pawlukiewicza
w Św. Annie, poświęconą
zakochanym i tym, którzy
są samotni. Po konferencji
pójdziemy na basen i grzane winko. To jest nasz
plan na ten dzień.
Uspokajam czytelników, nie jesteśmy tak zdesperowane, że w tym dniu do wybieramy się do Kościoła. Po prostu co roku mnóstwo młodych osób,
małżeństw, par, samotnych ludzi decyduje się
odwiedzić Św. Annę właśnie 14 lutego. Również
ja w ubiegłym roku wraz bliską mi osobą brałam
udział w spotkaniu z Ks. Pawlukiewiczem.
Z pewnością w przypadku osób, które są same
Walentynki nie będą nadzwyczaj udanym dniem. Warto
więc, pomyśleć co zrobić, by
w takiej sytuacji nie ulec
presji i nie zwariować. W tym
roku więc, nie wybieram się
do pubów, nie siedzę przy
TV, nie wpatruję się w telefon, nie snuje się bez
sensu po mieście mijając zakochanych. Oczywiście można zadecydować inaczej, i to zależy od
Was.
Święty Walenty szepta mi na ucho, że w przyszłym roku załatwi jakąś strzałę dla mnie oraz
Pauli i skieruje ją na odpowiednie tory…
Życząc Wam wielu celnie trafionych strzał Walentego nie tylko w tym dniu .
Monika Cichocka
[email protected]
3
Przygotowanie
do małżeństwa to
jedno z najważniejszych zadań
młodego
człowieka, który chce
poważnie – i
odważnie – podejść do realizacji swojego powołania, swojego
Anonimowe świadectwo uczestnika
kursu przedmałżeńskiego u św. Anny „projektu życia”,
jak mówił Jan
Paweł II. To zadanie jest równocześnie przygodą. Przygodą, bo któż jak nie ludzie młodzi z entuzjazmem mówią, że nasze istnienie
jest piękne i że chcieliby żyć pełnią życia.
Dla zdecydowanej większości treścią tego
życia będzie małżeństwo i rodzina. Rozpoczynający się właśnie w kościele św. Anny
kolejny kurs przedmałżeński to dobra okazja,
aby poświęcić temu zagadnieniu chwilę uwagi.
Młodzi, którzy zaczynają myśleć o małżeństwie jako swojej drodze życia, są niejako
„rozrywani” przez różne sposoby myślenia i
wartościowania, obecne w naszej wielkomiejskiej kulturze. Z jednej strony mamy
skrajność „romantyczną”, mówiącą, że zakochanie, miłość i małżeństwo to przede
wszystkim (lub wyłącznie) porywy serca i
uczucia. Zwolennicy pragmatycznej i utylitarnej koncepcji życia powiedzą z kolei, że
małżeństwo to pewna umowa, polegająca na
wzajemnej wymianie uczuć i przysług, w
której zapisano jednak również „warunki
wypowiedzenia”. Wedle nich, gdy współmałżonek przestanie spełniać nasze oczekiwania, przejawem rozsądku miałoby być
znalezienie sobie lepszego „świadczeniodawcy”. Do tego mamy nacisk stronników
Rewelacyjne zajęcia,
oby tak dalej! Uświadomiliście nam, jak wiele
jeszcze musimy się
nauczyć o sobie, o naszej religii. Dobrze, że
dowiedzieliśmy się o
tym teraz. Módlcie się
za nas.
4
bycia „singlem”, radosnym człowiekiem bez
zobowiązań, korzystającym z życia nieskrępowanego głębszą refleksją moralną. Jeszcze
innym dobre, nierozerwalne małżeństwo jawi
się jako utopia, pięknoduchostwo. Poza tym
co chwilę słyszymy lub czytamy o narastającej fali rozwodów, dotykającej zwłaszcza
młodsze i średnie pokolenie w dużych miastach. Chrześcijańska koncepcja małżeństwa
dobrego i nierozerwalnego napotyka na trudności w przebiciu się do świadomości młodych. Z tym większą jasnością, przekonaniem i starannością należy ją prezentować
jako drogę wszechstronnego rozwoju kobiety
i mężczyzny, jako projekt szczęśliwego życia. Tym lepsze powinny być kursy przedmałżeńskie.
Taki kurs to jednak tylko finalny etap przygotowania do sakramentu małżeństwa –
i całego późniejszego życia. Ostatni dzwonek. Fundamenty zawsze kładą rodzice i
najbliżsi krewni, a większą część murów
młody człowiek musi postawić wysiłkiem
własnego umysłu i serca. Byłoby jednak podejściem zbyt lekkomyślnym, aby podczas
tej pracy nad sobą zrezygnować z pomocy
innych, zwłaszcza osób z dobrymi doświadczeniami, których czyny i słowa świadczą o
życiowej mądrości. O kursach
przedmałżeńskich
słyszy się czasem krytyczne, czy nawet prześmiewcze opinie. Spora grupa
ludzi podchodzi do nich z
lekceważeniem jako do
„biurokratycznej”
przeszkody wymyślonej jakoby
przez Kościół, aby utrudnić młodym drogę na ślubny kobierzec. Ta niechęć
może mieć różne powody,
ale najczęstszymi są chyba
– niezrozumienie istoty
sakramentu
małżeństwa
(a nawet małżeństwa w
ogóle), płytka wiara, lub
też traktowanie Kościoła
jako swoistej instytucji
usługowej, a ślubu jako
przeżycia
estetycznotowarzyskiego.
Młody, świadomy chrześcijanin, który chce poważnie przygotować się do
małżeństwa, nie może dzisiaj zapomnieć słów z
przemówienia Jana Pawła
II do młodzieży w Częstochowie w 1983 roku:
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od
was nie wymagali”. Dorastanie, dojrzewanie do
ślubu i otwierającego się
wtedy nowego etapu życia
może
i powinno być doświadczeniem radosnym. Taka
szczera atmosfera panowała, według świadków, podczas wędrownych „kursów
przedmałżeńskich”, które
odbywały się podczas górskich wędrówek ks. Wojtyły ze studentami. Młodzi
myślący o małżeństwie
mają wymagać w pierwszym rzędzie „od siebie” –
czyli poświęcić na kurs
Podob
wszys
bardz
dów z
narzu
dziej r
się do
zumie
dobrz
Dało n
i wiele
Anonimow
Podob
nie tyl
skich,
teche
dowcó
rze i d
bami
dawa
dów z
życia
Anonimow
Spotk
nych r
życia,
niby o
rych s
niezw
wego
Szcze
wienie
małże
Anonimow
Wszy
pomo
poziom
Anonimow
życiowej mądrości. O kursach
przedmałżeńskich
słyszy się czasem krytyczne, czy nawet prześmiewcze opinie. Spora grupa
ludzi podchodzi do nich z
lekceważeniem jako do
„biurokratycznej”
przeszkody wymyślonej jakoby
przez Kościół, aby utrudnić młodym drogę na ślubny kobierzec. Ta niechęć
może mieć różne powody,
ale najczęstszymi są chyba
– niezrozumienie istoty
sakramentu
małżeństwa
(a nawet małżeństwa w
ogóle), płytka wiara, lub
też traktowanie Kościoła
jako swoistej instytucji
usługowej, a ślubu jako
przeżycia
estetycznotowarzyskiego.
Młody, świadomy chrześcijanin, który chce poważnie przygotować się do
małżeństwa, nie może dzisiaj zapomnieć słów z
przemówienia Jana Pawła
II do młodzieży w Częstochowie w 1983 roku:
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od
was nie wymagali”. Dorastanie, dojrzewanie do
ślubu i otwierającego się
wtedy nowego etapu życia
może
i powinno być doświadczeniem radosnym. Taka
szczera atmosfera panowała, według świadków, podczas wędrownych „kursów
przedmałżeńskich”, które
odbywały się podczas górskich wędrówek ks. Wojtyły ze studentami. Młodzi
myślący o małżeństwie
mają wymagać w pierwszym rzędzie „od siebie” –
czyli poświęcić na kurs
Podobało mi się przede
wszystkim to, że zajęcia były
bardzo życiowe (wiele przykładów z życia wziętych), brak
narzucania woli Kościoła, bardziej refleksje i odwoływanie
się do naszego sumienia i rozumienia wiary. Prowadzący
dobrze przygotowani i otwarci.
Dało nam to wiele do myślenia
i wiele nauczyło.
Anonimowe świadectwo uczestnika kursu przedmałżeńskiego u św. Anny
Podobało mi się poruszanie
nie tylko spraw przedmałżeńskich, ale i przypomnienie katechezy, osobowość wykładowców—bez zadęcia, szczerze i dla ludzi. Spotkanie z osobami świeckimi i duchownymi,
dawanie świadectwa, przykładów ze swojego codziennego
życia przez prowadzących...
Anonimowe świadectwo uczestnika kursu przedmałżeńskiego u św. Anny
Spotkania wniosły wiele cennych rad i uwag do naszego
życia, uświadomiły nam wiele
niby oczywistych rzeczy, o których się nie mówi, a które są
niezwykle istotne dal szczęśliwego życia w małżeństwie.
Szczególnie cenne było omówienie zawierania sakramentu
małżeństwa wraz z ceremonią.
Anonimowe świadectwo uczestnika kursu przedmałżeńskiego u św. Anny
Wszystkie spotkania bardzo
pomocne i stojące na wysokim
poziomie...
Anonimowe świadectwo uczestnika kursu przedmałżeńskiego u św. Anny
przedmałżeński czas i wybrać nie najkrótszy, lecz
najdłuższy i merytorycznie
najciekawszy. Wymagać
od siebie – czyli również
przeczytać
wartościowe
pozycje na temat różnych
aspektów małżeństwa, w
tym aspektu duchowego i
etycznego. Za „lekturę
obowiązkową” warto obrać sobie książkę Karola
Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność” (swoją drogą
nie za bardzo potrafię wyobrazić sobie osoby utożsamiającej się z pokoleniem
JP2, która nie chciałaby
wziąć jej do rąk). Wreszcie
modlić się – o dobrego
męża (dobrą żonę) i za
siebie, aby swoim egoizmem nie przesłonić nigdy
piękna małżeństwa. Myślę
jednak, że trzeba również
czasem „wymagać od innych” – także podczas kursu
przedmałżeńskiego.
Zadawać poważne i konkretne pytania, proponować zaproszenie jako prelegentów małżonków oraz
ekspertów – psychologa,
seksuologa, prawnika. Na
kursie w kościele św. Anny
to standard, ale gdzie indziej ksiądz prowadzący
samotnie kurs może przyjąć taką propozycję jako
„wybawienie” i zachętę do
tego, aby w przyszłości
bardziej się starać. Wtedy
pod zapowiedziami kursów
przedmałżeńskich trzeba
będzie częściej umieszczać
dopisek: „Przepraszamy,
wszystkie miejsca są już
zajęte”.
Bohdan Białorucki
5
Wierzę
w (...) apostolski Kościół...
„Wiele jest słów, a zwłaszcza słów modlitwy, które wypowiadamy często bez poważniejszej i głębszej refleksji. Niektóre z nich z
biegiem lat tracą swój prawdziwy sens i stają
się dla nas jedynie mniej, lub bardziej uroczyście wygłaszanymi formułami. Wydaje
mi się, że tak się często dzieje z jedną z podstawowych modlitw każdego wierzącego
katolika, jaką jest wyznanie wiary – nasze
Credo. Nie chcę tutaj dokonywać jakiejś
poważniejszej egzegezy tej właśnie modlitwy, przypuszczam zresztą, że trudno byłoby
mi sprostać temu zadaniu. Zamiast tego pragnę zwrócić uwagę na ten jej fragment, w
którym powtarzamy: „wierzę w jeden, Święty, powszechny i apostolski Kościół”. Ilekroć
rozważam te słowa próbuje sobie uświadomić, czy przypadkiem w dzisiejszym świecie
wyznawanie wiary w Kościół apostolski właśnie, nie jest jedynie utartą formułą pozbawioną realnej treści. Czy rzeczywiście postawa apostolska jest w ogóle możliwa do zrealizowania, szczególnie przez ludzi młodych?
Zanim odpowiem na to pytanie warto postarać się o dokładniejsze wyjaśnienie jak należy rozumieć samo apostolstwo. Często, bowiem skojarzenia, jakie przychodzą w tym
kontekście do głowy, prowadzą nasze myśli
w odległe czasy pierwszych uczniów Chrystusa. W najlepszym razie postrzegamy zadania apostolskie, jako wyłączną domenę duchownych,
lub
ewentualnie
bardziej
„zaangażowanej” grupy świeckich. Takie
podejście prowadzi jednocześnie do błędnego przekonania, że można być „porządnym”
katolikiem bez konieczności zaprzątania sobie głowy postawą apostolską. Okazuje się
tymczasem, że prawdziwe życie chrześcijańskie, przeżywane w sposób pełny i świadomy
nie może polegać wyłącznie na przyjmowa6
niu pozycji odbiorcy, czy jak kto woli biernego słuchacza. Już poprzez uczestnictwo w
coniedzielnej Mszy Świętej każdy z nas zostaje w szczególny sposób zaproszony do
dawania świadectwa o swojej wierze. To zaś
stanowi właśnie o istocie apostolstwa.
Pojawia się oczywiście kolejna wątpliwość,
w jaki sposób mamy świadczyć o Chrystusie
w tak bardzo różnych środowiskach, w których znajdujemy się, na co dzień. Od czego
zacząć? Przede wszystkim od samego siebie.
Wbrew wielu obiegowym opiniom, podstawą
prawdziwej pracy apostolskiej, do której
powołany jest każdy ochrzczony, nie jest
nawracanie innych ludzi w sposób, jaki kojarzy nam się z działalnością kaznodziejską.
Nie chodzi o to, abyśmy po wyjściu z Liturgii rozgłaszali innym konieczność zmiany
stylu ich życia i większego zbliżenia z Kościołem. Apostolstwo to w pierwszej kolejności dbałość o prawdziwe i głębokie życie
wewnętrzne, w którym dochodzi do realnego
obcowania z Bogiem. Jest to zadanie, które z
pewnością wymaga zmiany niektórych przyzwyczajeń, ale jednocześnie nie jawi się nam
jako misja nie do wykonania. Co więcej może się okazać, że w istocie wielu z nas od
dawna prowadzi już systematyczną i wytrwałą prace apostolską. Jej podstawowym przejawem jest codzienna modlitwa (np. różaniec), poświęcanie kilku chwil na kontemplację Najświętszego Sakramentu, uczestnictwo
we Mszy Świętej w tygodniu, czy regularne
przystępowanie do sakramentu pokuty oraz
do Komunii Świętej. Ten dość szeroki wachlarz możliwości można poszerzyć chociażby o częstszą niż dotychczas lekturę Pisma
Świętego, czy innych książek o tematyce
religijnej. Tak naprawdę od nas samych zależy, które z tych praktyk zastosujemy. Ważne
jest, aby każdego dnia, choć przez chwilę
zadbać o swoje duchowe
wnętrze i poświęcić na ten cel
przynajmniej klika minut. Po
prostu trzeba je wygospodarować, chociażby w krótkich
przerwach pomiędzy licznymi
zajęciami.
Wspomniany tutaj aspekt
życia wewnętrznego to pierwszy i podstawowy krok, który
powinniśmy uczynić na drodze naszego apostołowania.
Jest to jednocześnie krok,
który możemy wykonać
choćby od zaraz, bez specjalnych przygotowań. Dopiero
mocni wewnętrznie możemy
stawać się prawdziwymi, a co najw
wiarygodnymi świadkami Chryst
dzie tam gdzie się akurat znajdujem
ny stopień, jakim jest apostołowan
przekazywanie im naszej radości
nia z Bogiem opiera się przede wsz
dawaniu dobrego przykładu. To za
pewniejszy i najmocniejszy
zwłaszcza wobec ludzi, którzy maj
mylne wyobrażenie o osobach w
Słów kilka o LI
W tym tygodniu obchodzimy wspomn
święta wielu świętych, a niektórych ró
męczenników.
Zajmiemy się więc sprawą świętych
ków. Wszyscy męczennicy, którzy
wiarę, jakby z automatu trafiają w p
tych i zbawionych. Męczennica/e swo
dali wyraz wiary i miłości Boga. Mę
byli niektórzy Apostołowie (oczywiś
Judasza Iskarioty, choć jego problem
poruszymy, i Jana Apostoła – który zm
cią naturalną), chrześcijanie za cza
rium Rzymskiego, ale również w
wyznawcy Chrystusa np. w Chinac
których wspomnienie mamy właśn
Piotr Apostoł, pierwszy z dwunastu w
zginął przybity do krzyża głową w d
Jego pochówku, to obecne miejsce
Watykanie. Św. Paweł, którego
przeżywaliśmy w zeszłym tygodniu:
zadbać o swoje duchowe
wnętrze i poświęcić na ten cel
przynajmniej klika minut. Po
prostu trzeba je wygospodarować, chociażby w krótkich
przerwach pomiędzy licznymi
zajęciami.
Wspomniany tutaj aspekt
życia wewnętrznego to pierwszy i podstawowy krok, który
powinniśmy uczynić na drodze naszego apostołowania.
Jest to jednocześnie krok,
który możemy wykonać
choćby od zaraz, bez specjalnych przygotowań. Dopiero
mocni wewnętrznie możemy
stawać się prawdziwymi, a co najważniejsze
wiarygodnymi świadkami Chrystusa wszędzie tam gdzie się akurat znajdujemy. Kolejny stopień, jakim jest apostołowanie innych i
przekazywanie im naszej radości z obcowania z Bogiem opiera się przede wszystkim na
dawaniu dobrego przykładu. To zawsze najpewniejszy i najmocniejszy argument
zwłaszcza wobec ludzi, którzy mają niekiedy
mylne wyobrażenie o osobach wierzących.
Bycie apostołem nie musi,
zatem polegać na podejmowaniu jakiś spektakularnych
przedsięwzięć, czy manifestowaniu czegokolwiek. Wręcz
przeciwnie. Nasze świadectwo
może zostać przyjęte jedynie
wówczas, kiedy w sposób
wytrwały, kształtujemy nasze
postępowanie zgodnie z zasadami wiary. Jak pisał św. Josemaria Escriva, „musimy
postępować tak, aby inni, widząc nas, mogli powiedzieć:
to jest chrześcijanin, ponieważ
nie nienawidzi, ponieważ potrafi być wyrozumiały, ponieważ nie jest fanatykiem, ponieważ panuje
nad swoimi skłonnościami, ponieważ się
umartwia, ponieważ roztacza pokój, ponieważ miłuje”. Dobrze jest pamiętać, że właśnie o takiej postawie mówimy wyznając
naszą wiarę w „apostolski Kościół”.
Marcin Stębelski
Słów kilka o LITURGII KATOLICKIEJ
W tym tygodniu obchodzimy wspomnienia i
święta wielu świętych, a niektórych również
męczenników.
Zajmiemy się więc sprawą świętych męczenników. Wszyscy męczennicy, którzy zginęli za
wiarę, jakby z automatu trafiają w poczet świętych i zbawionych. Męczennica/e swoją postawą
dali wyraz wiary i miłości Boga. Męczennikami
byli niektórzy Apostołowie (oczywiście oprócz
Judasza Iskarioty, choć jego problem też kiedyś
poruszymy, i Jana Apostoła – który zmarł śmiercią naturalną), chrześcijanie za czasów Imperium Rzymskiego, ale również współcześnie
wyznawcy Chrystusa np. w Chinach, Japonii
których wspomnienie mamy właśnie: 06.02.
Piotr Apostoł, pierwszy z dwunastu wg legendy
zginął przybity do krzyża głową w dół. Miejsce
Jego pochówku, to obecne miejsce Bazyliki w
Watykanie. Św. Paweł, którego nawrócenie
przeżywaliśmy w zeszłym tygodniu: 25.01, zo-
stał ścięty w Rzymie, jako rzymski obywatel.
Pierwszy męczennik – prawdopodobnie diakon
– św. Szczepan, zginął kamienowany przez Żydów. Jego święto obchodzimy: 26.12. Gdy
wspominamy świętego męczennika, podczas
liturgii obowiązuje kolor szat: CZERWONY.
Kolor czerwony używany jest również w Uroczystościach związanych z męką Pańską i Zesłaniem Ducha Świętego.
3 lutego - św. Błażej, biskup i męczennik
5 lutego - św. Agata, dziewica i męczennica
6 lutego - święci męczennicy Paweł Mika i
Towarzysze
6 lutego - św. Dorota, dziewica i męczennica
7 lutego - św. Teodor, żołnierz, męczennik
9 lutego - św. Apolonia, dziewica i męczennica
LASKIN
7
Spotkania
Małżeńskie
(popularnie zwane Dialogami Małżeńskimi) są
ruchem rekolekcyjnym mającym na celu pogłębianie więzi małżeńskiej, pomoc w lepszym i
głębszym zrozumieniu się męża i żony oraz pełniejsze doświadczenie sakramentalnego wymiaru
ich związku. Dokonuje się to poprzez proponowanie małżeństwom takiej formy dialogu, która z
jednej strony pozwoli mężowi i żonie głębiej poznać się nawzajem, z drugiej zaś - w przypadku
nieporozumień - pomoże rozwiązywać konflikty
między małżonkami. Podstawową formą pracy
Spotkań Małżeńskich są dwudniowe rekolekcje
o charakterze warsztatów. W czasie ich trwania
nie ma tradycyjnych konferencji ani katechez.
Odpowiednio przygotowane małżeństwa i kapłani
wprowadzają uczestników do pracy własnej, polegającej na nauce i doświadczeniu dialogu. Praca ta
prowadzona jest przez małżonków wyłącznie we
dwoje. Żadne sprawy łączące lub dzielące mał-
Sakrament Pojednania
Od poniedziałku do piątku w godzinach:
700-800; 1500-1900
Oraz na każdorazową prośbę
i podczas każdej Mszy św.
Kancelaria czynna:
Od poniedziałku do piątku w godzinach:
1600-1800
Kościół Akademicki
św. Anny w Warszawie
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
8
żonków uczestniczących nie są ujawniane w grupie. Uczestnictwo w Spotkaniach Małżeńskich
wiąże się z wyjazdem do domu rekolekcyjnego.
Rekolekcje rozpoczynają się w piątki o godz.
17:30, a kończą w niedziele ok. godz. 15:00. Organizatorzy zapewniają zakwaterowanie
i wyżywienie. Konieczny jest udział obojga małżonków, bez dzieci, na całości programu.
Siła oddziaływania Spotkań Małżeńskich polega
na tym, że małżeństwo może podczas ich trwania
przeżyć świeżość wzajemnych uczuć, odnowić
lub odkryć na nowo swoją jedność. Małżeństwo
wyjeżdżające z weekendu jest też na ogół zdolne
do rozwiązywania konfliktów. Program jest tak
ułożony, że pozwala każdej parze spojrzeć na
własne życie w duchu miłości, oparty jest na nowoczesnej wiedzy z zakresu psychologii komunikacji i teologii.
Informacje o rekolekcjach dostępne na
www.spotkaniamalzenskie.pl i u ks. Michała
Porządek Mszy świętych
Niedziela:
830, 1000, 1200, 1500, 1900, 2100
Dni powszednie:
700, 730, 1500, 1830
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres
e-mail: [email protected]
Redakcja spotyka się w poniedziałki o 18.00
u ks. Michała

Podobne dokumenty