Wybrane zagadnienia dotyczące aborcji
Transkrypt
Wybrane zagadnienia dotyczące aborcji
Wybrane zagadnienia dotyczące aborcji Dlaczego jest to ważne Dyskusja wokół aborcji zalicza się do najdłużej trwających debat bioetycznych. Nie ma wątpliwości, że nie jest ona „wynalazkiem” czasów, w których żyjemy. W pewien sposób toczyła się już w zamierzchłej starożytności. Do naszej epoki ukształtowały się już wyraźnie poglądy odnoszące się do procederu aborcji. Aktualnie można je sprowadzić do dwu zasadniczych stanowisk, różnicujących się wokół podziału na pro-life i pro-choice (stanowisko za ochroną życia kontra stanowisko podkreślające priorytet wyboru). W ramach tego drugiego mogą oczywiście istnieć różne podejścia do aborcji, które mają charakter albo bardziej liberalny, albo bardziej restrykcyjny. Jednak wspólnym mianownikiem stanowiska pro-choice jest przekonanie, że aborcja jest dopuszczalna moralnie, przynajmniej w niektórych sytuacjach. Stanowisko pro-life, wpisujące się w perspektywę personalistyczną, taką możliwość wyklucza, wskazując, że każde intencjonalne uśmiercenie embrionu czy płodu jest moralnie złe. W niniejszym rozdziale przyjrzymy się zagadnieniom aborcji, które jednak nie wyczerpują całej dyskusji na ten temat. Szczególny akcent zostanie położony na sytuacje nietypowe albo kwestie graniczne w debacie aborcyjnej. Praktyka aborcji jest tym, co się już wyraźnie wykrystalizowało. Wiele państw zaakceptowało większą bądź mniejszą dopuszczalność procederu usuwania ciąży. W tej kwestii dostrzega się swoisty podział na państwa, gdzie aborcja jest łatwo dostępna, oraz państwa o zaostrzonym rygorze. Można powiedzieć, że kraje kultury euroatlantyckiej są nastawione raczej liberalnie do tej praktyki. Aborcja jest tu niekiedy traktowana jako standardowa procedura radzenia sobie z niechcianą ciążą, czy nawet stanowi pewien sposób na regulację urodzin. Co ciekawe, rozstrzygnięcia prawne i praktyka życia społecznego nie doprowadziły jednak do zaniku debaty aborcyjnej. W niektórych krajach toczy się ona na wielu poziomach, wliczając w to dyskusje akademickie. Dobrą ilustracją takiego stanu rzeczy jest to, co dzieje się na uniwersytetach amerykańskich, które są niewątpliwie wiodącymi ośrodkami naukowymi na skalę światową. Temat aborcji jest tam wciąż podejmowany i co pewien czas ukazują się naprawdę ciekawe i oryginalne jego ujęcia. Z jednej strony oznacza to, że uczestnicy debaty stale poszukują nowej argumentacji wspierającej ich stanowisko, a z drugiej – może sygnalizować, że jest to zagadnienie, które niezmiennie niepokoi człowieka, stąd powracająca potrzeba przemyśliwania dopuszczalności moralnej tej praktyki. Status embrionu a aborcja Termin „aborcja” może mieć różne znaczenia i jest to ogólne pojęcie określające moment przerwania procesu ciąży. Innym terminem, który oddawałby owo ogólne znaczenie, jest pojęcie interrupcji. Niektórzy definiują aborcję jako „zabieg mający na celu przerwanie ludzkiego życia w okresie płodowym (wewnątrzmacicznym)” (Kowalski 2005: 17). Chodziłoby więc o działanie skierowane na przerwanie procesu rozwijającego się nowego życia, zarówno na etapie embrionalnym, jak i płodowym. To przerwanie ludzkiego życia mogłoby mieć charakter intencjonalny i celowy albo uboczny i niezamierzony. W tym drugim wypadku chodziłoby bardziej o przerwanie stanu ciąży, bez zamiaru uśmiercenia embrionu czy płodu. Wówczas aborcję, jako termin ogólny, należałoby odróżnić od pojęcia „spędzenia płodu”. Właśnie to ostatnie określenie wskazywałoby na intencjonalne uśmiercenie życia prenatalnego w celu uwolnienia się od postępującej ciąży. Przerwanie rozwoju ludzkiego życia byłoby po prostu środkiem do uwolnienia się od niechcianego stanu. Techniki aborcji są już dzisiaj dosyć zaawansowane. Zwykle jednak wskazuje się na trzy typy działań, które wpisują się w to, co określiliśmy mianem spędzenia płodu: 1) interwencja skierowana do macicy przez drogi rodne w celu uśmiercenia i usunięcia embrionu lub płodu (tak zwane łyżeczkowanie i wyssanie); 2) zastosowanie środków farmakologicznych uśmiercających dziecko na etapie rozwoju embrionalnego (wkładki wewnątrzmaciczne, środki hormonalne, pigułki wczesnoporonne RU 486, Postinor) lub płodowego (zatrucie roztworem soli czy wywołanie porodu za pomocą prostaglandyn i prowokowanie porodu); 3) inwazja do macicy poprzez zastosowanie technik chirurgicznych (tak zwana histerotomia) (Kowalski 2005: 18). W szerszym rozumieniu aborcji w grę będą wchodziły również inne techniki, które nie prowadzą bezpośrednio do uśmiercenia embrionu czy płodu. Zostaną one omówione w dalszej części niniejszego rozdziału. Istnieje wiele racji, dzięki którym można wykazać moralne zło aborcji. Mogą to być racje natury religijnej (życie jest święte), społecznej (aborcja uderza w rodzinę i hamuje przyrost naturalny) czy obyczajowej (usuwanie ciąży przyczynia się do powstania społeczeństwa zadowolonych i wpatrzonych w siebie egoistów, niezdolnych do poświęceń). Mogą to być także racje wypływające z ostrożności. Otóż jeśli jesteśmy przekonani, że osoba ludzka stanowi wielką wartość, oznacza to, że należy ją chronić w każdych okolicznościach, a przede wszystkim chronić jej życie i zdrowie. Jeśli ktoś zabija jednostkę, nie wiedząc, czy jest ona osobą, mając jednak przesłanki wskazujące, że może tak być, tym samym dopuszcza się czynu wysoce nagannego. I ocena ta pozostaje w mocy mimo tego, że później odkryje, iż dana jednostka jednak nie była osobą. Załóżmy, że w trakcie debaty społecznej ustalono, że istnieją równie mocne argumenty przemawiające za uznaniem embrionu i płodu za osobę, jak i przeciwko takiemu ustaleniu. Mamy wówczas sytuację 50/50 (argumenty przemawiające „za” równoważą argumenty „przeciwko”). Owa społeczność ma wówczas obowiązek pójścia po linii takich argumentów, które w praktyce zaowocują szacunkiem dla ludzkiego życia, czyli wykluczą intencjonalne działania aborcyjne (Beckwith 2007: 60–61). Jeśli bowiem musimy podjąć działania ryzykowne, które wiążą się z popełnieniem błędu, to lepiej jest pomylić się na korzyść istoty ludzkiej, istoty osobowej, niż przeciwko niej. Na podstawie przywołanych powyżej analiz na temat statusu embrionu możemy powiedzieć z dużą dozą pewności, że celowe działanie uśmiercające embrion czy płód jest zawsze złe moralnie. Jest to bowiem przerwanie życia autonomicznie rozwijającej się istoty ludzkiej, posiadającej potencjał osobowy. Jeżeli chronimy życie człowieka już urodzonego, to nie ma wystarczająco mocnych racji, aby nie chronić ludzkiego życia na etapie przedurodzeniowym. Jak wskazano, istnieje tu jasna ciągłość w rozwoju biologicznym i osobowym. Niektórzy bioetycy jednak kwestionują to przekonanie. Twierdzą natomiast, że nawet kiedy uznamy embrion czy płód za istnienie osobowe, to i tak aborcja jest moralnie usprawiedliwiona w pewnych sytuacjach. Spróbuję więc prześledzić jedną z takich propozycji, przedstawioną przez bioetyk amerykańską Judith Jarvis Thomson (Thomson 2010: 146–147). Thomson w prezentacji swojej propozycji posługuje się pewnym eksperymentem myślowym. Formułuje go następująco: „Budzisz się rano i stwierdzasz, że leżysz w łóżku, odwrócona plecami do pleców pewnego nieprzytomnego skrzypka. Sławnego nieprzytomnego skrzypka. Stwierdzono, że cierpi on na fatalną chorobę nerek, a członkowie Towarzystwa Miłośników Muzyki zebrali wszystkie dostępne wyniki badań medycznych i ustalili, że jedynie ty masz grupę krwi potrzebną, aby mu pomóc. Uprowadzili cię zatem i wczoraj wieczorem układ krążenia skrzypka połączono z twoim, tak iż twoje nerki mogą teraz służyć do oczyszczenia z trujących substancji zarówno jego krwi, jak i twojej własnej. I oto dyrektor szpitala mówi ci: «Cóż, jest nam bardzo przykro, że członkowie Towarzystwa Miłośników Muzyki tak z panią postąpili – nigdy byśmy na to nie pozwolili, gdybyśmy wiedzieli. Mimo to tak się już stało, i skrzypek jest teraz z panią połączony. Odłączenie pani równałoby się jego zabiciu. Proszę się jednak nie martwić, to tylko dziewięć miesięcy. Do tego czasu skrzypek wyzdrowieje i będzie go można bezpiecznie od pani odłączyć»”. W tym momencie Thomson przechodzi do wskazania, jakie dylematy moralne niesie ze sobą ten nietypowy przypadek. „Czy masz moralny obowiązek zgodzić się na tę sytuację? Bez wątpienia byłoby bardzo uprzejmie z twej strony, gdybyś tak postąpiła, byłaby to wielka przysługa. Ale czy musisz zgodzić się na nią? A co, gdyby nie trwało to dziewięć miesięcy, lecz dziewięć lat? Albo jeszcze dłużej? A co, gdyby dyrektor szpitala powiedział: «Fatalny pech, to prawda, ale musi pani pozostać w łóżku, ze skrzypkiem podłączonym do pani, już do końca życia. Proszę pamiętać: wszystkie osoby mają prawo do życia, a skrzypkowie są osobami. To prawda, że i pani ma prawo decydować o tym, co dzieje się z pani ciałem czy też w pani ciele, ale prawo do życia jakiejś osoby ma przewagę nad pani prawem do decydowania o tym, co się dzieje z pani ciałem czy też w pani ciele. Tak więc nigdy nie będzie pani można odłączyć od skrzypka»” (Thomson 2010: 147). Przedstawiony eksperyment myślowy, fikcyjny ze swej natury, niesie jednak pewne ważne sugestie co do sytuacji realnych. W intencji autorki relacja kobiety i skrzypka w czytelny sposób ma odzwierciedlać inną relację – kobiety ciężarnej do jej nienarodzonego dziecka. Lektura tego tekstu ujawnia również dalsze skojarzenia. Otóż uderza podobieństwo opisanej historii z sytuacją kobiety, która zaszła w ciążę wbrew swojej woli, na drodze czynu przestępczego, jak na przykład gwałt czy czyn kazirodczy. Osoby takie mogą czuć się przymuszone do pewnej długotrwałej, niekomfortowej sytuacji, tak samo jak opisana kobieta. W uzasadniony sposób może to rodzić w nich nie tylko poczucie skrzywdzenia, ale także bunt i chęć natychmiastowego uwolnienia się od narzuconego przymusu. Zarazem jednak mogą mieć świadomość, że w grę wchodzi wysoka stawka, jaką jest życie drugiej osoby. W realnych sytuacjach byłaby to osoba prenatalna – rozwijający się embrion lub płód. W tym momencie pojawia się prawdziwy dylemat, prowadzący do pytania o moralne prawo kobiety do uwolnienia się od tej trudnej sytuacji. Sposób narracji proponowany przez Thomson skłania nas do konkluzji, że kobieta ma pełne prawo, aby uwolnić się od przymusu udzielania wsparcia wybitnemu skrzypkowi, nawet pomimo zagrożenia, jakie niesie to dla jego życia, czyli życia określonej osoby ludzkiej. To samo wydaje się odnosić do stanu ciąży: kobieta ma prawo odmówić wsparcia, użyczenia swego ciała rozwijającemu się embrionowi czy płodowi, nawet jeśli uznaje, że jest on osobą ludzką. Czy jednak możemy dokonać tak prostego przejścia od wyimaginowanego scenariusza wydarzeń do określenia realnych praw kobiety ciężarnej? Czy wnioski wypływające z lektury tej fikcyjnej sytuacji można łatwo zastosować do rzeczywistej relacji kobiety ciężarnej i poczętego dziecka? Przede wszystkim musimy zastanowić się, czy przykład kobiety podłączonej do skrzypka jest odpowiedni, aby oddać sytuację kobiety ciężarnej. Przykłady fikcyjne bowiem mają to do siebie, że rządzą się swoją własną logiką. Mogą one dopuszczać scenariusze możliwości i rozwiązań, które mijają się z faktycznymi uwarunkowaniami. W ramach fikcyjnych historii można dodawać czy odejmować pewne uwarunkowania, w zależności od wyobraźni czy potrzeb eksperymentatora. W sytuacjach realnych rozwój wypadków zasadniczo jest nam narzucony, przez co niejednokrotnie nie mamy wpływu na okoliczności, bo są one poniekąd zastane. W związku z tym poważnym problemem może być przejście od eksperymentu myślowego do realnej sytuacji, która się dokonuje. Chodzi szczególnie o przenoszenie wniosków uzyskanych z analizy fikcyjnych przykładów na sytuacje zachodzące w życiu. Porównajmy więc w istotnych szczegółach sytuację kobiety podłączonej do skrzypka ze stanem ciężarnej kobiety. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że bohaterka z historii ze skrzypkiem nie jest przykładem kobiety, która zaszła w ciążę w zwykłych okolicznościach. W scenariuszu podanym przez Thomson kobieta budzi się w obcym środowisku po dokonanym wcześniej akcie przemocy. Ta sytuacja zawiera analogię właściwie tylko do jednostki, która zaszła w ciążę po zaistniałym akcie gwałtu lub po czynie kazirodczym. W Stanach Zjednoczonych liczba aborcji ciąż wynikłych z tych czynów przestępczych wynosi zaledwie 1%. Można przypuszczać, że w innych krajach jest podobnie. Tak więc już w punkcie wyjścia widzimy, że przykład zaprezentowany przez Judith Thomson odnosiłby się do bardzo niewielkiej liczby przypadków interrupcji. W innych sytuacjach ciąża, którą chce się usunąć, musiała być jedną z rozważanych opcji, kiedy kobieta podejmowała współżycie. Stosunek taki tradycyjnie określa się również aktem przekazywania życia i nawet kiedy partnerzy usiłują wyeliminować taki skutek, muszą liczyć się z jego zaistnieniem (Kaczor 2011: 147). Jako powód możemy podać chociażby fakt, że – w kwestii skuteczności – nie istnieją stuprocentowe środki antykoncepcyjne. Analizując sytuację kobiety podłączonej do wybitnego chorego skrzypka, zauważamy, że jest ona prawie całkowicie ubezwłasnowolniona. Prawdopodobnie nie może nawet zrealizować swoich podstawowych potrzeb bez pomocy kogoś z zewnątrz. Widzimy więc, że ciężar, jaki musi ponieść ta kobieta, jest wielki i najwyraźniej przewyższa on obciążenie związane z typową ciążą. Thomson nawet celowo dodaje kolejne okoliczności, które sprawiają, że opisywana w eksperymencie myślowym sytuacja coraz bardziej oddala się od realnego stanu ciąży (np. stan ten mógłby trwać dziewięć lat, a może i całe życie). Patrząc z drugiej strony, łatwo zauważamy, że okres ciąży – choć może stwarzać pewne nietypowe sytuacje i trudności – zasadniczo nie paraliżuje życia kobiety. Jak powie krytyczna komentatorka wyimaginowanego przykładu, ciąża nie pozbawia kobiety możliwości wykonywania większości normalnych zajęć. Obecność embrionu czy płodu nie pozbawia jej na przykład zdolności do czytania, prowadzenia intymnej rozmowy z kimś innym czy udania się z wizytą do bliskiej osoby (Hursthouse 1988: 203). Istotna różnica, jaka pojawia się przy porównaniu tych dwu sytuacji, dotyczy konsekwencji sugerowanego działania, czyli przerwania obecnego stanu. W wypadku skrzypka mamy nieco odmienny rezultat niż w wypadku embrionu czy płodu. Odłączenie schorowanego muzyka nie stawia go w sytuacji gorszej niż ta, w której znajdował się przed podłączeniem do organizmu kobiety. Co więcej, możemy wyobrazić sobie – i nie jest to tylko eksperyment myślowy – że kobieta może być zastąpiona w swej funkcji przez jakieś specjalne urządzenie, jakiś odpowiedni typ maszyny do dializ. Zatem można sobie wyobrazić „cofnięcie” tego pacjenta do poprzedniego stanu albo „przesunięcie” do innego. I, co ważne, niekoniecznie zmiana ta musi zakończyć się śmiercią artysty. Niestety podobnych działań nie sposób wyobrazić sobie w wypadku embrionu. Nie można go „cofnąć” do poprzedniego stanu, ponieważ byłaby to sytuacja nieistnienia. Tak więc ten oto stan, stan ciąży, należy uznać za jego pierwotne środowisko istnienia. Próba jakiegokolwiek „cofnięcia” oznacza śmierć owej jednostki. Spowodowanie śmierci embrionu nie jest jednak gatunkowo tym samym działaniem, co niedopuszczenie do jego zaistnienia – gdyby je utożsamić, wówczas wstrzymanie się przed działaniem prokreacyjnym byłoby równoznaczne z morderstwem, a to jawi się jako uderzająca niedorzeczność (Lee 1996: 126). „Przesunięcie” natomiast życia prenatalnego do innych warunków jest możliwe tylko w wypadku zaawansowanych w rozwoju płodów, czyli takich, które osiągnęły już zdolność do przeżycia poza organizmem matki (na aktualnym etapie technologii perinatologicznej w grę wchodzi płód w 21–22 tygodniu). Jest to jednak niemożliwe w odniesieniu do embrionów i wczesnych płodów ze względu na brak możliwości utrzymania ich przy życiu (nie skonstruowano jeszcze czegoś takiego jak sztuczna macica). Przykład podany przez Judith Jarvis Thomson można by odnieść także do sytuacji, kiedy ciąża nie jest efektem gwałtu czy czynu kazirodczego. Można by bowiem przyjąć, że kobieta, która rankiem budzi się w łóżku chorego skrzypka, jest w pewien sposób figurą kobiety, która – w realnych, ale nie ekstremalnych sytuacjach – nagle dowiaduje się o tym, że jest w ciąży. Nie chciała tego i, co więcej, podejmowała konkretne kroki, aby temu zapobiec, jednak bez skutku. W takiej sytuacji ktoś mógłby twierdzić, że i ona jest zaskoczona i nawet przymuszona do udzielenia wsparcia rozwijającemu się nowemu życiu. Amerykańska bioetyk w swoim artykule odwołuje się do innych eksperymentów myślowych, które, w jej przekonaniu, ujawniają uprawnienia kobiety do decyzji o aborcji. Na przykład wskazuje na następującą możliwość: „Jeżeli w pokoju jest duszno i otwieram okno, aby w nim przewietrzyć, a w tym czasie dostaje się do niego włamywacz, wówczas byłoby niedorzecznością powiedzieć: «Ach, w takim razie może tu zostać; ona sama dała mu prawo do korzystania ze swego domu – jest bowiem częściowo odpowiedzialna za jego obecność tutaj, skoro dobrowolnie uczyniła coś, co umożliwiło mu dostanie się do środka, mając pełną świadomość, że na świecie istnieją włamywacze, a włamywacze mają zwyczaj się włamywać». Byłoby jeszcze większą niedorzecznością powiedzieć coś takiego, jeśli na zewnątrz mojego okna zainstalowałam kraty specjalnie w tym celu, aby uniemożliwić włamywaczowi dostanie się do środka, a włamywacz mimo to dostał się do środka tylko wskutek jakiegoś defektu w tych kratach” (Thomson 2010: 156). Owym włamywaczem w realnej sytuacji byłaby nowo powstała zygota. Kobieta nie chciała jej pojawienia się, a być może nawet podjęła pewne kroki (w postaci antykoncepcji), aby wyeliminować taką możliwość. Jednak pomimo to dochodzi do zaistnienia tejże istoty ludzkiej. W przykładzie tym ponownie uderza nas, jak bardzo jest on nieodpowiedni, gdy jest mowa o początkach ludzkiego życia. Otóż porównanie embrionu z niechcianej ciąży do włamywacza razi przede wszystkim na płaszczyźnie językowej. Już samą terminologią nadajemy zygocie charakter pejoratywny. Jest rzeczą oczywistą, że włamywacz jest postacią negatywną, czarnym charakterem, a nawet kimś po prostu niebezpiecznym. Słyszymy bowiem od czasu do czasu, że włamywacz, przypadkowo spotykając właściciela posesji, na teren której się włamuje, rani go albo nawet zabija. Tego samego nie można w żaden sposób powiedzieć o embrionie. Może on być kimś nieplanowanym w życiu kobiety, a w związku z tym – kimś, kogo się nie oczekuje. Jednak nie jest agresorem. Rozwija się w organizmie matki, jednak w normalnej sytuacji nie stwarza dla niej zagrożenia. Nie jest przecież typem komórki nowotworowej, która atakuje poszczególne narządy, a później cały organizm. Co więcej, analogia pojawienia się embrionu w organizmie kobiety i włamywacza w mieszkaniu jest nietrafiona. Najwyraźniej włamywacz dostaje się do wnętrza, posługując się różnymi narzędziami, nabytymi umiejętnościami, a szczególnie dzięki swojej własnej inicjatywie i zaradności (nawet jeśli wykorzystanej do złego celu). Tego w najmniejszym stopniu nie można orzec o zygocie. Nie jest ona istnieniem, które wkrada się do organizmu kobiety, posługując się jakimiś wyrafinowanymi „sztuczkami”. O ile w wypadku włamywacza kobieta, otwierając okno, usuwa tylko przeszkodę dla jego działań, o tyle w wypadku ciąży kobieta i jej partner podejmują pozytywne działanie, i to działanie przyczynia się do powstania zygoty (Lee 1996: 119). Tak więc jak włamywacz znajduje się w mieszkaniu zasadniczo na mocy własnych działań, tak zygota pojawia się w organizmie kobiety wskutek inicjatywy podejmujących współżycie partnerów. Thomson przykłada jednak wielką wagę do intencji kobiety. Jeśli nie chciała zajść w ciążę i zrobiła wszystko, co mogła, aby do tego nie doszło, wówczas, w przekonaniu tej filozof, ma ona prawo, aby odmówić wsparcia powstałej zygocie, czyli przeprowadzić aborcję (w fikcyjnym przykładzie funkcję zabezpieczenia przed nieproszonym gościem pełniła krata, która jednak – wbrew intencji właścicieli – miała jakiś defekt). Czy jednak myślenie to jest uzasadnione? Czy respekt dla nowo powstałego życia wymaga sformułowania specjalnej pozytywnej decyzji? Poczęte dziecko, aby mogło się właściwie rozwijać, musi być chciane i kochane przez rodziców. To raczej nie ulega wątpliwości. Czy jednak fakt życia i śmierci zygoty musi być rzeczywiście tak radykalnie uzależniony od nastawienia rodziców? Patrick Lee wskazuje, że w życiu codziennym wielokrotnie ponosimy odpowiedzialność za coś, czego staraliśmy się uniknąć. Na przykład pijany kierowca, jeśli spowoduje wypadek, ponosi pełną odpowiedzialność, choćby usprawiedliwiał się tym, że zrobił wszystko, co mógł, aby uniknąć kolizji. Podobnie jeśli grając w piłkę, wybije się komuś szybę, nie sposób wykręcić się od odpowiedzialności, bez względu na to, jak bardzo chciało się nie dopuścić do takiego scenariusza (Lee 1996: 119). Z praktyki sądowej wiemy również, że sam brak chęci wzięcia odpowiedzialności za dziecko jest niewystarczający, aby uchylić się od konsekwencji praktycznych. Tak więc jeśli nawet ojciec dziecka deklaruje przed sądem, że nie miał żadnej intencji spłodzenia go, a co więcej, powziął wszelkie środki, aby tego uniknąć, i tak nie uchyli się od konieczności utrzymywania dziecka i wspierania go w rozwoju. Pewne rodzaje odpowiedzialności są bowiem ściśle złączone ze świadomymi działaniami, które podejmujemy, i fakt takiego lub innego intencjonalnego nastawienia nie zmienia owego stanu rzeczy (Beckwith 1992: 111). Podsumowując tę część naszych rozważań o aborcji, możemy powiedzieć, że porównania i fikcyjne eksperymenty myślowe formułowane przez Judith Jarvis Thomson niewiele mówią nam o moralnej dopuszczalności aborcji. Istnieje bowiem zbyt wiele rozbieżności pomiędzy stanami opisywanymi w tych historiach a stanem kobiety będącej w ciąży. Brak odpowiedniości uderza nas szczególnie w wypadkach tak zwanej normalnej ciąży, kiedy nie jest ona skutkiem czynu przestępczego i ma w miarę normalny przebieg. Niezrozumiałe jest, dlaczego kobieta ma wówczas mieć prawo do interrupcji, przy założeniu, że embrion czy płód jest osobą, taką jak ona sama. Istnieją poważne podejrzenia, że Thomson rozumie stan bycia osobą w swoisty sposób, czyli nie tak, jak zwykło się go pojmować w stanowisku pro-life. Rozumienie osoby u Thomson zbliża się bardziej do rozumienia indywiduum, które żyje w swoim świecie, gdzie wszystko jest uzależnione od osobistej autonomii i wyborów. Taka osoba to jednostka odizolowana, niewchodząca w relacje z innymi, chyba że te relacje są wynikiem wyraźnego wyboru danej jednostki. Owo rozumienie osoby byłoby bliskie ujęciu właściwemu dla myśli liberalnej, w którym nie dostrzega się pozytywnej roli wspólnoty osób (Beckwith 2007: 175). Stanowisko personalistyczne (pro-life) inaczej rozumie osobę. Przede wszystkim nie jest tu ona jakimś atomem, monadą czy wyizolowanym światem. Osoba, choć stanowi swoistą pełnię istnienia, jest jednak obywatelem wspólnoty osób. W ramach tejże wspólnoty istnieją pewne ważne relacje, które są potrzebne i jej samej, i całej społeczności, czyli po prostu innym osobom (Hołub 2012: 194–198). Te relacje to odniesienia charakteryzujące się przede wszystkim postawą troski i odpowiedzialności za innych. W interesującej nas relacji kobiety ciężarnej i nienarodzonego dziecka należy wskazać, że wchodzące w grę osoby to nie rywalizujące ze sobą jednostki. Poza tym, że posiadają pewne prawa i własne interesy, to jednak łączy je również mocna nić współzależności i – przynajmniej od strony kobiety – odpowiedzialności. Ta zależność kobiety i płodu jest zwykle postrzegana jednostronnie: embrion i płód znajdują się w stanie zależności. Nie jest to jednak spojrzenie konsekwentne. Losy kobiety również są mocno uwarunkowane stosunkiem do nowego życia. Istnieją badania, które potwierdzają, że kobieta cierpiąca na raka piersi bardziej skorzysta na tym, że pozostanie w ciąży, niż z dokonania aborcji (Clark, Chaua 1989). Inne badania wykazały, że prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa przez kobietę jest większe, gdy dokona ona przerwania ciąży. Zanotowano również pozytywny wpływ tego stanu na zdrowie kobiety, gdy cierpi ona na stwardnienie rozsiane. W krajach, w których wykonuje się nadal karę śmierci, fakt, że skazana jest w ciąży, najprawdopodobniej przyczyni się do odroczenia wykonania kary, a nawet jej zawieszenia. Może bowiem powstać uzasadniona racja, że dziecko potrzebuje matki nie tylko przed urodzeniem, ale i późnej (Kaczor 2011: 156). Tak więc pewne przypadki ujawniają, że ciężarna może być wyraźnym beneficjentem stanu, w którym się znajduje. Kobieta, jako osoba we wspólnocie osób, spełnia pewne naturalne role i jedną z nich jest rola matki. W jej ramach ma ona obowiązek troski i wspierania nowo powstałego życia, ponieważ jest to istnienie kruche i nieposiadające innego oparcia. Współzależność osób, w duchu odpowiedzialności i troski, jest tu lepszym schematem interpretacyjnym niż ich współzawodnictwo na bazie posiadanych praw i zdolności ich egzekwowania.