Czar prysł
Transkrypt
Czar prysł
http://www.upload.antiquitas.pl/Czar_prysl.pdf Czar prysł Dwie spośród wypowiedzi, które pojawiły się po publikacji mego listu do redakcji „Gazety Wyborczej” będącego komentarzem do planowanej przez Regionalną Organizację Turystyczną Województwa Świętokrzyskiego realizacji parku tematycznego „Legendy Świętokrzyskie”, zmuszają mnie do odniesienia się do ich treści. Oczywiście żaden głos w tej materii nie posiada waloru obiektywnej oceny. Wszystko jednak wskazuje na to, że autorzy dwóch ostatnich listów – Pan Maciej Pawłowski i Pani Małgorzata Wilk-Grzywna – być może nie rozumieją intencji mej wcześniejszej wypowiedzi oraz publikowanego 3 lata temu listu Szymona Orzechowskiego i Krzysztofa Brachy. Autor musicalu „Legenda Łysej Góry” zarzuca mnie i kolegom naukowcom, że krytykujemy dzieło przed jego powstaniem. Tymczasem przedmiotem krytyki nie jest przecież sam musical czy osoba jego twórcy, a nieszczęśliwe połączenie źródeł inspiracji, które było przedmiotem doniesień medialnych. Tylko w odniesieniu do nich, jako specjaliści w zakresie kategorii źródeł będących ową inspiracją, zajmowaliśmy krytyczne stanowisko. Jakie było zatem źródło owych informacji, skoro twórca musicalu obecnie zdecydowanie się odcina od treści tych przekazów? Można nawet przyjąć, że rzeczywiście nie miała sensu krytyka oparta o prasowe doniesienia, gdyby nie fakt, że całość dzieła zapowiadano jako finansowane ze środków publicznych. Czy w związku z tym apel o wzięcie pod uwagę wieloaspektowego oddziaływania takiego musicalu, a nie tylko jego zakładanej wartości artystycznej, był faktycznie aż tak nie na miejscu? Pojawienie się tych wątpliwości, zważywszy, że wynikały z publicznie udostępnianych treści, z pewnością nie upoważniało Pana Pawłowskiego do zastosowania w swym liście terminu świętokrzyska „nauka” … Jego twórcze oburzenie można w pewnym stopniu zrozumieć, ale jak pisałem poprzednio, skoro dzieło i tak powstało lub powstaje oraz będzie posiadało walory niwelujące owe zastrzeżenia, to nie ma najmniejszego powodu do obaw, że nasza opinia będzie miała wpływ na przyjęcie owego musicalu przez świętokrzyską publiczność. Osoby śledzące ten wątek mogą sobie zresztą samodzielnie wyrobić zdanie na temat właściwości formy poszczególnych wypowiedzi. Niestety znacznie dłuższego komentarza wymaga „List Otwarty” Pani Dyrektor ROT oburzonej na mój poprzedni list a w szczególności na fakt, że to ja wyraziłem swe wątpliwości. Oburzenie to nie usprawiedliwia zamieszczania informacji nieprawdziwych lub nierzetelnych. Stwierdzenie, że zarzucałem lub zarzucam ROT brak udziału w promowaniu „Dymarek Świętokrzyskich” nie jest prawdziwe. W moim liście zwróciłem wyłącznie uwagę, że ten aspekt dziedzictwa jest istotny dla terenu Nowej Słupi – dla mnie osobiście - bardziej niż legenda o czarownicach. Oczywiście nasze stowarzyszenie współpracowało z ROT w zakresie promocji „Dymarek Świętokrzyskich”, przekazując nieodpłatnie teksty, fotografie i inne materiały oraz współtworząc dodatek do Gazety Wyborczej, dwukrotnie finansowany ze środków unijnych przeznaczonych na promocję województwa, będących w dyspozycji ROT. Notabene już dwa lata przed zaangażowaniem ROT w działania dotyczące Dymarek taki dodatek był wydawany z naszym merytorycznym udziałem a stroną umowy z Gazetą Wyborczą była Gmina Nowa Słupia. Rzekomego promowania się w telewizji w programach (celowo użyto tu liczby mnogiej) finansowanych przez ROT nawet nie jestem w stanie właściwie skomentować. Nie byłem zdaje się jedyną osobą, która w jednym programie – „Pytanie na śniadanie” zabierała głos i prezentowała swój wizerunek. Być może to Pani Małgorzata faktycznie mogła bardziej skutecznie zachęcić potencjalnych odbiorców naszych prezentacji do przybycia do Nowej Słupi na „Dymarki”. Nie jestem w stanie stwierdzić czy rzeczywiście poprawne jest twierdzenie o „środkach ROT” w odniesieniu do środków unijnych, do których każdorazowo wkład własny zapewniał samorząd. Beneficjentem pozyskanych przez ROT pieniędzy z budżetu Ministerstwa Sportu i Turystyki na same „Dymarki” były natomiast instytucje z terenu Gminy Nowa Słupia. Samorząd wyasygnował również na ten cel finansowy wkład własny. I jak dotąd był to jeden jedyny taki przypadek a nie działanie kilkukrotne, jak to określa Pani Małgorzata. Notabene w zeszłym roku, o tym, że wniosek został złożony, podmiot uprawniony, czyli nasze stowarzyszenie uzyskało wiedzę z … internetu. Jeśli tak pozyskane środki zostały ostatecznie przeznaczone na pokrycie części kosztów umowy licencyjnej, którą zawieramy corocznie z samorządem Nowej Słupi, celem sfinansowania realizacji programu „Człowiek i Żelazo w pierwszych wiekach naszej ery” czyli na kwintesencję „Dymarek”, to poza wyrażeniem zdziwienia dotyczącego braku konsultacji merytorycznych takiego wniosku, nie wnosiłem do niego uwag. Nasze zaangażowanie w „Dymarki Świętokrzyskie” obejmuje trwające ponad tydzień prace przygotowawcze na terenie Centrum Kulturowo-Archeologicznego, zakup materiałów i ich transport, wyżywienie i noclegi dla prezenterów, pokazy i inscenizacje z udziałem ok. 230 osób z kraju i z zagranicy przez dwa lub trzy dni imprezy, nagłośnienie terenu CKA oraz przygotowanie projektów materiałów promocyjnych w różnej formie (m.in. ulotek, plakatów i zaproszeń), a także obsługę stron internetowych prowadzonych przez stowarzyszenie, całoroczne przygotowania i modyfikacje scenariusza, konserwację sprzętu i.t.p. Jest nieprawdą jakoby stowarzyszenie wystawiało za to działanie rachunek, gdyż umowa między nami a reprezentującym gminę Gminnym Ośrodkiem Kultury w Nowej Słupi określa wyraźnie, że środki te przeznaczamy na działania statutowe związane z „Dymarkami”, gdyż jesteśmy organizacją non profit. Może być też mało istotne pozyskanie przez nas dodatkowych środków na realizację programu uzupełniającego pokazy w Nowej Słupi o koncerty muzyki etnicznej dofinansowanego przez Fundusz Wyszehradzki w roku 2014. Jest nieprawdą, że nasza prezentacja jest główną pozycją w budżecie „Dymarek”, gdyż stanowi 1/3 lub wręcz 1/4 ich całkowitych kosztów. Kwoty umów licencyjnych służących sfinansowaniu naszych pokazów w latach 2010 – 2015 wahały się pomiędzy 135 tys. a 160 tys. zł. zależnie od kosztów poszczególnych, podejmowanych przez nas w ramach „Dymarek” działań. Budżet całości imprezy, którą odwiedza ostatnio ok. 25 tys. gości – wraz z towarzyszącymi jej wydarzeniami estradowymi, obsługą logistyczną itp. stanowi natomiast zaledwie 1/2 lub 1/4 kosztów programu „Sabat Czarownic”. Nie mogę zatem z pokorą przyjąć insynuacji, jakoby nasze lub moje osobiste działania na rzecz „Dymarek” były ukierunkowane na finansowe profity, także wziąwszy pod uwagę, że staramy się realizować te prace od 17 lat, czyli nieco dłużej niż istnieje ROT. Obejmują one też daleko szersze spektrum niż same „Dymarki”, jak chociażby warsztaty edukacyjne dla młodzieży „Żelazne Korzenie” w Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach, wydawnictwa naukowe i popularnonaukowe, sesje, seminaria i konferencje oraz projekty stricte badawcze. Ostatnią pozycją przygotowywaną przez nas w ciągu ostatnich dwóch lat był film „Żelazny Pielgrzym”. Mamy też na koncie działania o charakterze bardziej komercyjnym, jak udział w realizacji programu „Powrót do przeszłości” wyprodukowanego dla Canal+ Discovery przez ATM studio w czasie ubiegłorocznych „Dymarek”, emitowany w grudniu 2015. Bez echa, być może wynikającego z braku właściwej aktywności w zakresie upowszechniania, przeszły nasze akcje promujące projekt „Człowiek i Żelazo…” za granicą. Mam na myśli udział w latach 20082010 w rocznicach ustanowienia miasta Rzym – „Natale do Roma”, uczestnictwo kilkudziesięciu osób w obchodach 2000. rocznicy klęski Warusa w Lesie Teutoburskim – „Varusschlacht” w Kalkriese koło Osnabrück w roku 2009, udział w warsztatach w Örnafälla w Szwecji w tym samym roku czy chociażby pokazów w Heltborg na Jutlandii w roku ubiegłym. Działania te były dofinansowywane w niewielkim stopniu ze środków publicznych lub też w ogóle z takiego wsparcia nie korzystały. Koszty w większości ponosili indywidualnie uczestnicy prezentacji lub organizatorzy – nasi zagraniczni partnerzy. Nieco szerzej wypada tu wspomnieć o ubiegłorocznym zadaniu wykonywanym we współpracy m.in. z Wojewódzkim Domem Kultury w Kielcach i Klubem Wodnym Kon-Tiki z Pińczowa, które dotyczyło promocji świętokrzyskiego na Festiwalu Loary we francuskim Orleanie we wrześniu ubiegłego roku. Wykonana na potrzeby prezentacji naszego regionu łódź – kuźnia rzeczna uzyskała w ocenie organizatorów pierwsze miejsce ex aequo z jednostką z Krakowa. Prezentacje nasze, łącznie z rekonstrukcją procesu dymarskiego, którą przeprowadziliśmy na nabrzeżu Loary, były składnikiem święta wodniackiego, w którym uczestniczyło 220 jednostek pływających z Europy. Trwający kilka dni festiwal odwiedziło ok. 650 tys. gości. Koszt budowy kuźni, jej transportu i udziału świętokrzyskiej delegacji wynosił łącznie ok. 180 tys. zł. Pływająca kuźnia, wykonana ze środków publicznych, będzie stałym elementem promującym region w Pińczowie. Pozostałe koszty tego działania pokryli sponsorzy, partnerzy i organizatorzy festiwalu. Obecna skala pokazów dymarkowych organizowanych przez ŚSDP została osiągnięta dzięki bezpośredniej pomocy Urzędu Marszałkowskiego - szczególnie w latach 2010-2011. Wtedy też ROT została wskazana, jako instytucja, która ma „Dymarki” wesprzeć, głównie pomagając w ich promocji. Abstrahując od tego, czy wspomniana wcześniej współpraca układała się nam lepiej czy gorzej, trochę dziwne jest, że aż takie emocje budzą wątpliwości wyrażone w sprawie pomysłu, który dotyczyłby przestrzeni działania naszego stowarzyszenia, i który w żaden sposób nie był z nami konsultowany. Pomimo tego szerokiego, opisanego pokrótce wachlarza działań wykonanych przez nas na rzecz regionu jestem daleki od stwierdzenia, że były one niezbędne. Wątpliwości dotyczące sensu podejmowanych przez nas wysiłków towarzyszą mi od lat, zważywszy na to, że tak zróżnicowany jest ich odbiór i tak łatwo przychodzi niektórym osobom formułowanie zarzutów związanych z ich finansowaniem. Głos „fałszującego we wspólnym chórze kolektywu” miał na przykładzie „Dymarek” wskazać, że istnieje w regionie szereg zagadnień, miejsc i dóbr, które moim zdaniem, z pewnością w większym stopniu zasługują na wzmożenie działań promocyjnych, niż propozycja oparta na legendzie o czarownicy. Skala potrzeb w tym zakresie jest z pewnością dostrzegalna. Nie mam jednak złudzeń, że popularyzacja wyników badań naukowych, którą zajmuje się nie tylko nasze stowarzyszenie, mogłaby atrakcyjnością przebić jakikolwiek projekt czysto komercyjny. Chociaż optuję za możliwie prawdziwym przekazem w polityce promocyjnej regionu, mam pełną świadomość, że wszystkie formy odwołujące się w większym stopniu do kultury popularnej, będą się sprzedawać zdecydowanie lepiej. Nie zarzucam ROT w tym zakresie braku skuteczności. I wziąwszy pod uwagę wyłącznie rozpoznawalność, być może kampania pn. „Świętokrzyskie czaruje” zasługiwałaby tylko na pozytywne oceny. Podobnie broni się sam „Sabat Czarownic”. Projekt parku „Legendy świętokrzyskie” - w formie prezentowanej ostatnio przez ROT - nie przystaje jednak do przestrzeni kulturowej podnóża Łyśca, gdzie planowano go zrealizować. Mam wątpliwości, czy rzeczywiście ta lokalizacja była poważnie brana pod uwagę. Mam też świadomość, że planowana realizacja parku w Bałtowie jest natomiast negatywnie odbierana wśród mieszkańców Nowej Słupi, którzy wiązali duże nadzieje z taką inwestycją na swoim terenie. Nie sądzę jednak, że jakikolwiek wpływ na wspomnianą decyzję miały wyrażone przeze mnie wcześniej wątpliwości. Natomiast, może w jakimś stopniu będą one pomocne w przygotowaniu przez samorząd indywidualnego projektu umożliwiającego rewitalizację Muzeum Starożytnego Hutnictwa czy poszerzenie atrakcji turystycznych odnoszących się bezpośrednio do dziedzictwa kulturowego tego terenu. Ani forma wypowiedzi Pani Małgorzaty, ani używana argumentacja, ani też agresja wyzierająca z dwu omawianych tu tekstów tym bardziej nie dowodzą, że wyrażona przeze mnie opinia była uwzględniana przy podejmowaniu przez ROT decyzji o lokalizacji parku. Może być ewentualnie wykorzystywana jedynie jako wygodne jej wytłumaczenie lub raczej jedno z wytłumaczeń. Ocenie czytelników pozostawiam natomiast, czy zamieszczanie w „Liście Otwartym” swoiście interpretowanych danych i próby ukazywania w niekorzystnym świetle osoby adwersarza przy użyciu kłamstw, mieszczą się w standardach normalnego dyskursu. Publiczna dyskusja o ważnym przedsięwzięciu dla rozwoju ruchu turystycznego w regionie ma obecnie ciąg dalszy - nie tylko w formie zbliżonej do listów, do których tutaj się odniosłem. Forma ta definitywnie wyklucza możliwość dalszego zabierania przeze mnie głosu w tej sprawie. Andrzej Przychodni Świętokrzyskie Stowarzyszenie Dziedzictwa Przemysłowego