Pierwsze wyjście z mroku

Transkrypt

Pierwsze wyjście z mroku
Martyna Kirpa IIIa
Zespół Szkół Dwujęzycznych w Żmigrodzie
Nauczyciel:Elżbieta Kostecka
Pierwsze wyjście z mroku
Odkryłam swoje prawdziwe ja. Zakochałam się w tych ludziach i zabawie przy
tej muzyce. Porównałam to do tytułu pierwszej piosenki, przy której się
bawiłam.
Jestem wielką fanką polskiej rockowej muzyki. We Wrocławiu co roku od kilku już lat
odbywa się Rockowa Majówka, więc postanowiłam kupić bilet. Zdobyłam go już w lutym i
przez całe trzy miesiące dumie wisiał na tablicy korkowej, czekając, aż go użyję. Miały
zagrać tam moje ulubione zespoły, których piosenki znam na pamięć i słucham w każdej
wolnej chwili. Nie mogłam się więc doczekać maja.
Wreszcie nadszedł mój wymarzony miesiąc. Wstałam rano pełna energii. Zjadłam śniadanie,
ubrałam się i wyszłam na pociąg. Oczywiście nie jechałam sama, bilety miały również moje
koleżanki. Dojechałyśmy do Wrocławia i poszłyśmy na tramwaj. Sprawdziłam, że za dziesięć
minut wjedzie „dwójka”, którą uda nam się dojechać do Hali Stulecia. Na przystanku zbierało
się coraz więcej ludzi, po których ubiorze było widać, że jadą na ten festiwal. Glany, dziurawe
spodnie, flanelowe koszule i długie włosy niezależnie od płci. Mogliby wydawać się
naprawdę groźni, ale tryskała od nich niesamowicie pozytywna energia. Na przystanek
wjechał tramwaj, przepełniony po brzegi. Pomyślałam, że nie damy rady wsiąść. Ale drzwi
się otworzyły, kilka osób wyszło, a ludzie zaczęli wchodzić to pojazdu. Świetnie, weszłam.
Niestety tłum podróżników oddzielił mnie od koleżanek. Pomyślałam, że całą podróż spędzę
w ciszy, słuchając rozmów obcych ludzi. Nic bardziej mylnego. Jakiś chłopak, który stał obok
mnie opowiadał przezabawne żarty, kierując je do wszystkich podróżujących. Dziewczyna,
którą pierwszy raz widziałam, rozmawiała ze mną jak ze starą znajomą. Wreszcie ktoś
krzyknął, że majówka wysiada, tramwaj zatrzymał się na naszym przystanku i większa część
ludzi opuściła pojazd. Znalazłam koleżanki i udałyśmy się wymienić bilety na opaski
upoważniające nas do wstępu.
Kręciłyśmy się po terenie festiwalu, koncerty oglądałyśmy z daleka, ponieważ
bałyśmy się wchodzić w tłum ludzi. O 18.00 miał zagrać mój ulubiony zespół Coma. Na samą
myśl, że zobaczę mojego idola z bliska, cieszyłam się jak małe dziecko. Chciałam widzieć
Piotra Roguckiego dokładnie, więc zdecydowałyśmy się podejść jak najbliżej sceny. Stałam w
drugim rzędzie. Pierwszy raz byłam na tak dużym koncercie i tak naprawdę nie wiedziałam,
na co się piszę, stając tak blisko. Zaczęła grać muzyka, jeszcze nie Comy, ponieważ zespól się
szykował. Wpatrywałam się w scenę z wysoko podniesionym w górę telefonem, aby
uwiecznić moment rozpoczęcia koncertu. Nagle obcy chłopak klepnął mnie w ramię,
krzycząc „góra”, a nad moją głową przeleciała jakaś osoba. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale
szybko domyśliłam się, o co chodzi. Jest to tak zwane falowanie. Ludzie podnoszą osobę,
która chce wyjść z tłumu i podają ją na sam początek, tam odbiera ich ochrona i mogą wyjść
bokiem, nie przepychając się przez setki ludzi. Pomyślałam, że bałabym się tak zrobić.
Zaczął się koncert, Piotr wyszedł na scenę i jako pierwszą wykonał piosenkę „Pierwsze
wyjście z mroku”. Śpiewałam, skakałam, bawiłam się doskonale. Nagle zrobił się okropny
ścisk, obróciłam się, aby sprawdzić dlaczego. Od około piątego rzędu zrobiło się duże, puste
koło. Byłam oburzona. My się ciśniemy przy scenie, a kawałek dalej ludzie zostawiają wolny
plac, po co? Zespół zaczął następną piosenkę, a pusty plac zaczął się zapełniać skaczącymi
ludźmi. Pogo. To taki taniec polegający na skakaniu i obijaniu się o innych. Może wydawać
się kompletnie bezsensowne, ale to świetna zabawa. Sama spróbowałam. Zapomniałam nawet
o moich koleżankach, które jak później zobaczyłam wyszły z koncertu. Nie podobało im się
to, w przeciwieństwie do mnie. Wyszalałam się jak nigdy. Na ostatniej piosence wszyscy
ukucnęli. Nie wiedziałam, że tak się robi. Ktoś mi wytłumaczył, że to taki zwyczaj. Zawsze
przy piosence „Sto tysięcy jednakowych miast” widownia kuca. Nie było wiele miejsca, jakaś
dziewczyna opierała się o moje kolano. Zamieniłyśmy kilka zdań, ona też była sama w tym
tłumie bo jej znajomi wyszli. Na tej piosence koncert Comy się skończył, ale ja zostałam z
moją nową koleżanką na następnym.
Grał zespół Happysad, który też bardzo lubię. Już nie robiło na mnie wrażenia to, że
obcy ludzi przelatują mi nad głową ani to, że ludzie tworzą wielkie puste koło i skaczą po
sobie jak szaleni. Bawiłam się tak dobrze, że straciłam poczucie czasu. Wyciągnęłam telefon,
żeby zrobić zdjęcie i odczytałam SMS od koleżanki, że zaraz mamy tramwaj. Chcąc pożegnać
się z nową znajomą krzyknęłam, że muszę wyjść. Nim się obejrzałam, chłopak z długimi
włosami wziął mnie na ręce i podał do przodu. Okropnie się zestresowałam, ale szybko
znalazłam się pod sceną, stojąc twardo na ziemi. Znalazłam koleżanki i ruszyłyśmy w drogę
powrotną do domu.
Dzięki tej majówce odkryłam swoje prawdziwe ja. Zakochałam się w tych ludziach i
zabawie przy tej muzyce. Nigdy nie lubiłam dyskotek przy popularnym disco-polo, teraz już
wiem, jak mogę się lepiej pobawić. Porównałam to do tytułu pierwszej piosenki, przy której
się bawiłam „Pierwsze wyjście z mroku”. Mój pierwszy koncert trochę mnie zmienił, stałam
się odważniejsza. Już nie mogę się doczekać następnego takiego festiwalu.