Był bezpartyjnym ascetą, któremu ufał … Gomułka

Transkrypt

Był bezpartyjnym ascetą, któremu ufał … Gomułka
Był bezpartyjnym ascetą, któremu ufał … Gomułka
Ludzie z jego pokolenia mówią zgodnie: Kombinat zbudował Tadeusz Zastawnik. Wspominają
niezwykłego człowieka. Dyrektora o wielkim sercu. Bez niego nie byłoby KGHM i Lubina. Dziś mało
kto o nim pamięta.
Gdy kilka dni temu dotarła z Warszawy do Lubina wiadomość o śmierci Tadeusza Zastawnika,
pierwszego dyrektora Kombinatu Górniczego Miedzi – dzisiejszego giganta znanego w świecie jako
KGHM Polska Miedź SA – Zbigniew Warczewski pytał swoich znajomych 30 – latków, czy wiedzą,
kim był marły. – Nikt nie wiedział. Ola, córka mojego przyjaciela, zapytała: " Dlaczego się o tym nie
uczy w szkole?" – mówi emerytowany mierniczy z Przedsiębiorstwa Budowy Kopalń.
Dziwne zaufanie I sekretarza
Był wybitnym fachowcem. Władysław Gomułka zlecił mu budowę kombinatu, mimo, że Tadeusz
Zastawnik otwarcie przyznawał się do wiary.
– Poza nomenklaturą i w dodatku katolik, o czym wiedzieliśmy ... . No, kto w tamtych czasach mógł
ujawnić, że chodzi do kościoła i zajmować wysokie stanowisko? Nikt, on był wyjątkiem – wspomina
Grzegorz Rzeski, za czasów dyrektora Zastawnika naczelnik wydziału zajmującego się wizytami w
KGHM.
– Choć nigdy nie należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, komuniści powierzali mu
najważniejsze stanowiska w kombinacie – dodaje Jan Pazdziora, wieloletni dyrektor ekonomiczny
Zakładów Górniczych Konrad w Iwinach i kronikarz dziejów Polskiej Miedzi.
Zastawnik pracował tam, zanim trafił do KGHM, gdzie był dyrektorem generalnym w latach 1962 –
1975. Ratował zalaną przez Niemców kopalnię Miedzi pod Bolesławcem. Nie chciał przyjeżdżać na
Dolny Śląsk, ale nie miał wyboru – dostał nakaz i musiał wykonać zadanie. I wykonał. Mimo, że nie
był ani górnikiem, ani hutnikiem, uruchomił kopalnie. Potem sam Gomułka stwierdził, że do Lubina –
gdzie akurat drążono pierwszy szyb – trzeba wysłać Zastawnika, bo on zna się na robocie.
Dwa lata później, gdy woda zniszczyła oba szyby, wydawało się, że marzenie o kopalni legło w
gruzach. Los Tadeusza Zastawnika był niemal przesądzony. Pierwszy sekretarz poprosił dyrektora do
Warszawy.
– Władysław Gomułka zapytał mnie " Towarzyszu, czy wy wierzycie w to, że w Lubinie da się
zbudować kopalnie? Biuro polityczne jest podzielone. Mówi, że gdyby to było możliwe, Niemcy by już
to zrobili" – opowiadał w 2000 roku Zbigniewowi Warczewskiemu – Odpowiedziałem: " Wierzę,
towarzyszu I sekretarzu. Gdybym nie wierzył, to by tu mnie nie było ". Na co on wyznał: " Ja też
wierzę".
Zastawnik wrócił do Lubina i odpowiadał za firmę jeszcze przez 10 lat, aż do 1974 roku.
– Stało się to nagle, bez zapowiedzi. Patrzę któregoś dnia, a tu wpada delegacja z ministerstwa i
idzie do gabinetu dyrektora. Niosą walizkę czerwonych goździków. Trwało to parę minut: buźka,
rączka, dziękujemy, odwołujemy – pamięta jak dziś Grzegorz Rzeski. Przedstawili nowego dyrektora
– Tadeusza Babiska, protegowanego partii.
Powiatlubinski.pl, strona 1/3
– Dziś można powiedzieć, że to był partyjny zamach - dodaje Zbigniew Warczewski.
Pierwszy doktor na miedzi
Był rewelacyjnym menedżerem – Człowiek o wysokiej kulturze osobistej, dużej wiedzy. Samorodny
talent w zakresie organizacji w zakresie organizacji i zarządzania przedsiębiorstwem – mówi
Paździora. Tadeusz Zastawnik zrobił też jako pierwszy w KGHM doktorat, ale nie z górnictwa czy z
hutnictwa, lecz z ekonomii.
– Potem mobilizował do tego innych – dodaje Rzeski.
– Dla mnie to był ideał szefa, menadżera, dyrektora – przyznaje Warczewski. – Bardzo poukładany,
ale zawsze znalazł czas dla zwykłego górnika, jeśli ten do niego przyszedł. Dbał o firmę, o miasto, o
szkoły, o młodzież, o sport, o turystykę… Dziś już nie ma takich ludzi.
Jaki to lek?
Jak mantra powierza się we wspomnieniach o Tadeuszu Zastawniku określenie: "człowiek o wielkim
sercu"
– Przykładów na potwierdzenie jest mnóstwo, ale podam jedne. Zachorowała na raka szeregowa
pracownica z księgowości – opowiada Rzeski – Potrzebowała leku, który można było dostać tylko we
Francji. Zastawnik zapytał: " Jaki to lek?" , po czym wysłał moravę – firmowy samolot – do Francji po
te zastrzyki.
O nim jednak nikt w taki sposób nie pamiętał.
– Po odejściu z KGHM był między innymi ministrem. Ale gdy przestał pełnić eksponowane funkcje,
zabrakło dla niego miejsca w klinice rządowej. KGHM też nigdy nie uregulował ważnej sprawy –
pierwszy dyrektor miał emeryturę gorszą od niejednego górnika – mówi ze smutkiem Warczewski.
On nigdy nie potrzebował wiele, ale mimo to chyba należało mu się więcej…
Grzesiu, popatrz w górę
Dostrzegał to, na co inni nie zwracali uwagi. Gdy zobaczył urwane gniazdko, na drugi dzień, jeśli nie
było naprawione, sam brał narzędzia i przykręcał. Rzeski wspomina, jak któregoś ranka dyrektor
zawołał go i pokazując na jeden z budynków, poprosił: "Grzesiu, popatrz w górę".
– Patrzę i nie wiem, o co chodzi, a dyrektor: "Pajęczyna. Nie widzisz? Trzeba ją zdjąć" – ze śmiechem
opowiada lubinianin.
Albo innym razem usłyszał słowiki w parku przy firmie i mówi mi, że mam załatwić 50 budek dla
ptaków. Dogadałem się z dyrektorem szkoły górniczej i młodzież na warsztatach zrobiła te budki.
Skromności dyrektora jego podwładni nie mogli się nadziwić. Żył jak asceta, miał stare biurko i
wydarty dywan. Gdy kiedyś Rzeski mu ten dywan wymienił, Zastawnik go zwinął, rozłożył stary i
pogroził palcem młodemu naczelnikowi. Na jeden z rajdów turystycznych przyjechał z żoną wręczyć
nagrody zwycięzcom.
– Siedział na trawie, jak wszyscy, a górnicy szeptali: "Patrz, to dyrektor Zastawnik" – wspomina
Warczewski.
Powiatlubinski.pl, strona 2/3
– W 1956 roku, kiedy przyjechał pod Bolesławiec na spotkanie z wyborcami, a potem przy herbacie
do późna czekał na pociąg powrotny do Warszawy. Mógł przyjechać samochodem, ale uważał, że to
nie wypada i wybrał się zwykłym pociągiem – pamięta Jan Paździora.
Dyrektor naczelny był bardzo ludzki. Sam nie pił i pilnował, by nie było pijaństwa w pracy i żeby
alkoholu w ogóle nie było za dużo. Ale rozumiał, że czasem się bez niego nie obeszło.
– W 1972 roku, w pamiętnym Pociągu Przyjaźni, na wysokich piętrach hotelu Leningrad razem
rozdawaliśmy górnikom koniaki, by mieli przy czym debatować o przyjaźni polsko – radzieckiej –
uśmiecha się Warczewski.
Jedno zdanie...
Nad grobem Zastawnika Warczewski wykrztusił: "Panie Dyrektorze, dziękuję w imieniu mojego
pokolenia za wielką przygodę życia".
wsp. Piotr Kanikowski
Agata Grzelińska
Bibliografia
Polska Gazeta Wrocławska (3 lutego 2012)
Powiatlubinski.pl, strona 3/3

Podobne dokumenty