Publikacja1_Strona A - Informator Pelpliński

Transkrypt

Publikacja1_Strona A - Informator Pelpliński
a miejscowi Niemcy opanowali
urząd, do czego przygotowywali
się już prawdopodobnie od 1935
roku. Do 1935 roku stosunki między
Niemcami i Polakami były przyjacielskie. Razem żyliśmy, razem się
bawiliśmy, jak było potrzeba pomagaliśmy sobie. Po roku 1935 stosunki między Polakami a Niemcami
drastycznie się pogorszyły.
Rodzice posiadali sklep mięsny,
który mieścił się obok obecnego
sklepu rybnego na ul. Mickiewicza.
Mieszkaliśmy nad sklepem. Sklep
posiadał jedyne w okolicach chłodnie do przechowywania mięsa i
wyrobów, o czym Niemcy doskonale wiedzieli. Po wysadzeniu mostu
kolejowego w Tczewie już w nocy
zaczęła napływać fala uchodźców
z Tczewa, którzy uciekali w stronę
Starogardu Gdańskiego.
]] A Pani rodzina?
– Moja mama też spanikowała i
nalegała na ojca, ażeby zaprzęgał
konie do bryczki i też chciała wyjechać. Ojciec ze względu na to,
że miał sklep, nie chciał wyjeżdżać.
Chciał dopilnować interesu. Matka
jednak nie dała się przekonać i bez
ojca wyjechaliśmy do krewnych do
Wielbrandowa.
Niemcy zmusili ojca do otwarcia
sklepu. Ze względu na to, że ekspedientek już nie było, ojciec przyjechał po nas i przywiózł do Pelplina.
Matka pomagała ojcu w sklepie.
Pierwsi żołnierze niemieccy przez
Pelplin przeszli po południu od
strony Tczewa i szli na Starogard
Gdański. Byli bardzo wygłodzeni
i ze sklepu wykupili wszystko, co
nie było na kartki. Byli tak głodni,
że niektórzy żołnierze mięso mielone jedli wprost z zapakowanego
papieru.
Dopiero 2 września objęli rządy
w Pelplinie Niemcy w czarnych i
brunatnych mundurach. Zaczęły się
aresztowania właścicieli sklepów i
warsztatów. Niemcy przejmowali
ich majątki, a rodziny przesiedlali
do innych mieszkań. Nas przesiedlili do mieszkania na Sambora 3.
To ten duży dom przy obecnym LO.
Ojca nie aresztowali, gdyż miał już
zaawansowaną chorobę płuc.
]] Czy pamięta Pani gehennę
księży?
– Dużo nie widziałam bo byliśmy
wszyscy w strachu. Widziałam tylko ukradkiem jak prowadzono kolumnę księży od strony dworca w
kierunku Starogardu. Przodem jechała ciężarówka, a księża na plecach nieśli łopaty. Doskonale pamiętam, że na końcu kolumny szedł
ks. bp Konstantyn Dominik. Szedł z
trudem a SA-man zwany Żelaznym
Gustawem, popychał go.
]] A okres wojny?
– Każdy starał się jakoś te czasy przeżyć. W styczniu zaczęły
się wywózki rodzin do Generalnej
Guberni i do Niemiec. My też byliśmy na liście, ale ze względu na
to, że ojciec już umierał, nie wywieziono nas. Przesiedlono nas
do następnego mieszkania na ul.
Sambora, do domu państwa Chyłów.
Było bardzo ciężko. Pewnego razu,
ze względu na to, że miałam ukończoną szkołę gotowania, Niemiec z
Rudna - Strelke - zaproponował mi
pracę jako pomoc domowa w jego
gospodarstwie. Zaczęłam pracować. Pomagałam w prowadzeniu
domu i uczyłam się pisać na maszynie. A jak już umiałam pisać na
maszynie, przydzielono mnie do
pracy w urzędzie, w Wydziale ds.
Zarządzania Majątkiem Odebranym
Polakom. Byłam tam maszynistką.
Pracowałam w Pelplinie, w Tczewie
a następnie w Starogardzie.
]] Gdzie zastało Panią wyzwolenie?
– Oczywiście w Pelplinie. W tych
niepewnych czasach chciałam
być razem z rodziną. Pracowałam
wtedy w Starogardzie. Niemcy do
końca nie wierzyli w przegraną
wojnę. Z końcem lutego 1945 roku
nasz szef dał wszystkim pracującym trzymiesięczną odprawę pieniężną i trzymiesięczny urlop. Po
tym okresie mieliśmy stawić się
do pracy. Wtedy już nie kursowały
pociągi ani żadna komunikacja. Ze
Starogardu do Pelplina w siarczysty mróz jechałam rowerem. Za
Jabłowem spotkałam kolumnę jeńców, których Niemcy prowadzili w
stronę Starogardu. Przejście kolumny musiałam przeczekać na poboczu w rowie i strasznie zmarzłam.
Bliżej Pelplina spotkałam kolumnę wojska i mnóstwo eleganckich
samochodów i karoc. To uciekali
z Pelplina niemieccy właściciele
ziemscy. Strasznie się bałam, czy
mnie nie zastrzelą. Jakoś dojechałam do domu.
Gdy nadchodzili Rosjanie, było mnóstwo str zelaniny. Na
Maciejewie było ogrodnictwo, a
ogrodnikiem był pan Świderski. Na
ul. Kanonickiej w ostatniej kanonii
mieszkał jakiś zasłużony Niemiec,
więc pod kanonią urządzony był
schron. Kiedy ten Niemiec uciekł,
pan Świderski zaproponował nam,
ażeby tam się schronić. Kiedy
przyszli Rosjanie, matka jako osoba dość energiczna kategorycznie
powiadomiła ich, że tu są tylko
Polacy a Niemców już nie ma.
]] Jak wspomina Pani wejście wojsk
radzieckich?
– Na pewno były gwałty i rozboje, o wszystkim nie wiem. Obok
nas rezydował kapitan radziecki
ze swoim adiutantem. Nie pozwolił
nam zrobić krzywdy. Nie spał w domu tylko w swoim wozie. Nazywał
się Pawłowicz, a jego adiutant
Sasza. Kapitan Pawłowicz mówił
po niemiecku i polsku. Studiował
w Stanach Zjednoczonych. Jego
całą rodzinę wymordowali Niemcy,
więc straszliwie się na nich mścił.
Do nas był bardzo nieufny. Gdy mama podała mu zupę na talerzu to
nie jadł, bo bał się, że go otrujemy.
Jadł tylko zupę z wazy, z której jedli wszyscy.
Gdy wojsko radzieckie szło dalej na Gdańsk, kapitan Pawłowicz
za to, że jadł u nas, zostawił nam
bryczkę i konie. Nie chcieliśmy
wziąć, bo nas rozstrzelają, że kradzione. Wtedy kapitan Pawłowicz
dał nam dokumenty, że to jest
legalne.
]] A czasy powojenne?
– Różnie to bywało. W latach 60.
pracowałam w Niemczech w szpitalu psychiatrycznym. Pracując
tam opowiadałam Niemcom prawdę o okrutnych czasach II wojny
światowej. Teraz żyję w moim
ukochanym Pelplinie i uczęszczam
nawet na wykłady w Pelplińskim
Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
INFORMATOR PELPLIŃSKI
5