stona 17
Transkrypt
stona 17
Wykrwawione bataliony walczące w pierwszej linii wymagały wzmocnienia. W sukurs ruszyły im stojące dotąd w odwodzie: 2. batalion strzelców austriackich oraz złożony z Włochów 1. batalion strzelców rzymskich. Zanim oba oddziały wzmocniły pierwszą linię, gen. Pimodan wydał rozkaz wznowienia szturmu. Niestety, chwilę potem kula raniła go w twarz. Nie zsiadając z konia opatrzył prowizorycznie ranę i krzyknął do swoich żołnierzy: – Odwagi, moje dzieci! Bóg jest z nami! Naprzód! Na bagnety! Pod wrażeniem dzielnej postawy dowódcy z piersi jego podkomendnych wyrwał się okrzyk: – Niech żyje Pimodan!! – Nie krzyczeć! Maszerować! – odparł dowódca, wskazując szablą kierunek natarcia. Niestety po chwili otrzymał kolejny, drugi postrzał, krótko potem następny. Wreszcie kolejna kula wystrzelona przez agenta piemonckiego ukrytego w szeregach papieskich przeszyła mu pierś. Spadając z siodła, śmiertelnie ranny, krzyknął jeszcze do żołnierzy: – Bóg jest z nami! Tymczasem kontrolujący przebieg bitwy zza rzeki Lamoriciere ruszył w kierunku farmy. Po drodze spotkał żołnierzy niosących rannego Pimodana. Zbliżył się do bohaterskiego generała, by uścisnąć mu rękę. – Generale! Biją się jak bohaterowie! – mówił z wysiłkiem ranny dowódca. – Honor Kościoła ocalony! Bądź zdrów! Niestety, optymizm dzielnego generała nie miał uzasadnienia w aktualnej sytuacji na placu boju. Oddziałom walczącym zaczynało brakować sił. Na rozkaz Lamoriciere’a w kierunku Musone ruszyła ostatnia rezerwa – pułk Szwajcarów. Niestety, słabo wyszkolone bataliony nie potrafiły przejść pozostającej pod ostrzałem rzeki. Widok wybuchających w szyku granatów siejących śmierć i zniszczenie dla niedoświadczonych żołnierzy był ponad siły. Ogarnęła ich panika i rzucili się do ucieczki. Na domiar złego, rejteradę Szwajcarów zauważyli będący już na wzgórzu żołnierze 1. baonu strzelców rzymskich. Widok uciekających rezerw wpłynął na nich demoralizująco. Nagle i oni rzucili się biegiem w dół. Po drodze spanikowane oddziały po- ciągnęły za sobą oddział artylerzystów, którzy pierzchli pozostawiając działa na łaskę losu. Na szczęście panice nie uległ 2. batalion dowodzony przez mjr. ko ranni towarzysze broni, bohaterscy obrońcy postanowili się poddać. Mało brakowało, a skończyłoby się to dla nich tragicznie. Rozwścieczeni oporem Piemontczycy rzucili się na Włoska artyleria prowadzi ostrzał farmy zajętej przez oddziały papieskie Fuchmanna złożony z żołnierzy rekrutowanych na terenach cesarstwa austriackiego (w jego skład wchodziła liczna grupa chłopów z Galicji). Z wielką brawurą wsparł on oddziały walczące w pierwszej linii. Był na to najwyższy czas. Szeregi Franko-Belgów były już mocno przetrzebione. Dowodzący półbatalionem Becdelievre rozporządzał już tylko 90 ludźmi z prawie 300, którzy wyszli z Loreto. Wspierali ich także Irlandczycy oraz niezdemoralizowane bataliony strzelców szwajcarskich i włoskich. Papieskim udało się chwilowo zatrzymać parcie oddziałów piemonckich, co umożliwiło wycofanie własnych sił na płaskowyż. Wśród nich był pododdział kanonierów ciągnących działa własnymi rękami. Odwrót osłaniali ludzie Fuchmanna odpierając ataki piemonckich lansjerów. *** Gdy triumfujący żołnierze Cialdiniego wkroczyli na teren farmy w Crocettie, nagle z okien zabudowań posypały się na nich kule karabinowe. Okazało się, że byli tu jeszcze FrankoBelgowie, do których w zamieszaniu bitewnym nie dotarł rozkaz wycofania się. Pod ogniem z karabinów napastnicy musieli się zatrzymać. Niestety, wkrótce na terenie farmy zaczęły wybuchać pociski artyleryjskie wzniecające pożary. Gdy płomienie zagroziły szopie, w której leżeli cięż- obrońców farmy, by ich wymordować. Na szczęście interweniował znajdujący się tam jako jeniec oficer o nazwisku Tromboni, któremu udało się odwieść rodaków od dokonania zbrodni wojennej. *** Tymczasem wycofujące się siły główne wojsk papieskich powróciły do Loreto. Piemontczycy nie ścigali ich. Obawiali się zasadzki. Z ponad 5 tys. żołnierzy papieskich, którzy rano opuścili miasto, wieczorem wróciło do niego zaledwie ok. 2000. Nie było wśród nich naczelnego wodza. Gen. Krzysztof Lamoriciere postanowił pozostawić rozbitą armię na miejscu, a sam na czele szczupłego oddziału udał się do Ankony. Takie rozwiązanie uznał za niezbędne, ponieważ obawiał się, że sprowadzenie pobitej armii do oblężonej twierdzy może odbić się ujemnie na morale załogi. Kapitulacja Noc po bitwie pod Castelfidardo wojska papieskie spędziły w Loreto. Honorowy posterunek (znajdujący się najbliżej wojsk piemonckich) przy bramie Recanati objęli Irlandczycy z Legionu św. Patryka oraz Polacy służący pod komendą Fuchmanna. Rano 19 września Cialdini rozpoczął manewr okrążania miasta. Mimo y e Leanto 2-3 (26-27) 2010 – st. 17