BIP 173.indd - Biuletyn AGH
Transkrypt
BIP 173.indd - Biuletyn AGH
metodą obrotów wykłady i ćwiczenia z matematyki, fizyki? G. M. Edelman – biochemik i neurofizjolog amerykański – w swej książce „o materii umysłu” (G.M. Edelman „Przenikliwe powietrze i jasny ogień”, PIW, Warszawa 1998) napisał – „pamięć jest z natury procedurą i składa się na nią ciągła aktywność ruchowa i powtarzanie w różnych kontekstach”. I właśnie o to chodzi. Matematyka powinna być powtarzana w różnych kontekstach. Propozycja aby wykładać ją obrotowo, „powtarzać” cztery razy w różnym ujęciu, będzie na pewno sprzyjać studentom. W ten sposób student będzie pamiętał całość w istotnych, strategicznych punktach. Powstaje wątpliwość natury tzw. dydaktycznej. Nie znam ośrodka akademickiego, który prowadził by w ten sposób wykłady na studiach technicznych, nie ma odniesienia że np. w ośrodkach zachodnich w ten sposób prowadzą wykłady. Odpowiem na tą wątpliwość w ten sposób, pytając, czy zawsze potrzebujemy wzorców, które powstały w innym miejscu? Mówimy innowacje, mówimy kreatywność – nie mówmy, bądźmy kreatywni, wprowadzajmy, twórzmy dla dobra społeczności, która takiej kreatywności oczekuje. Propozycja zazębiających się wykładów z fizyki, matematyki, chemii nie narusza ich zawartości merytorycznej, daje natomiast możliwość prowadzenia Dziennikarze rodem z AGH Życie sponsorowane Sponsoring wśród studentek to zjawisko nierzadkie. Młode dziewczyny oddają swoje ciało za pieniądze, prezenty, utrzymanie. W powszechnej opinii jest to jeden ze sposobów, by móc studiować, mieć pieniądze na książki, ksero czy akademik… Godzina 16.30. Wjeżdżam na ósme piętro akademika mieszczącego się na Miasteczku Studenckim AGH. Pukam. Nagle drzwi otwiera mi wysoka, szczupła dziewczyna, ubrana w jeansy i niebieską sportową bluzę. To Ewa – studentka IV Zarządzania i Inżynierii Produkcji na Akademii Górniczo-Hutniczej. Zaprasza mnie do środka. Pokoik jest malutki, ale czysty i przytulny. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie porozkładane są książki i notatki. Ewa zdejmuje je z krzesła, abym miała gdzie usiąść i proponuje herbatę. Robi ją w milczeniu. Zaskakuje mnie to, że do swojej filiżanki wsypuje trzy czubate łyżeczki cukru. Musiała zauważyć moją zdziwioną minę, ponieważ uśmiechnęła się nieśmiało. – W domu bardzo rzadko był cukier, nie mówiąc już o słodyczach… Teraz chyba nadrabiam zaległości. Dopiero, kiedy stawia przede mną filiżankę z gorącą herbatą na stoliku, rozpoczyna rozmowę. – Moja współlokatorka właśnie wyszła i wróci dopiero wieczorem, więc będziemy mogły spokojnie porozmawiać. Wiesz, ona nawet nie ma pojęcia o tym, co robię… Ewa pochodzi z niewielkiej wsi pod Lublinem. Ma pięcioro rodzeństwa – trzy siostry i dwóch braci. Ona jest najstarsza. Matka nie pracuje, zajęła się wychowywaniem dzieci, natomiast ojciec jest mechanikiem samochodowym. Ze swojej malutkiej pensji musiał utrzymać całą rodzinę. Odkąd tylko pamięta, w jej 28 domu zawsze brakowało pieniędzy, a jak mama urodziła bliźniaki, to ledwo wiązali koniec z końcem. Czasem nawet nie było co do garnka wsadzić. Mimo to w domu miłości nie brakowało. Uwielbiała te wspólne wieczory, kiedy wszyscy zasiadali do kolacji. Niestety, rzadko to się zdarzało. Tata pracował do późnej nocy, mama była tylko jedna, a dzieci sześcioro. Starała się jak mogła, ale często brakowało jej sił. Kiedy zachorowała na ostre zapalenie płuc, to Ewa prowadziła dom, zajmowała się rodzeństwem, natomiast uczyła się nocami. Starała się jak mogła, aby ulżyć rodzicom. Do liceum oddalonego o 4 kilometry chodziła na piechotę, ponieważ jej rodziców nie było stać na bilet miesięczny. Często przesiadywała po szkole w bibliotece, ponieważ w domu nie miała warunków do nauki. W malutkim domku ciągle biegały i rozrabiały dzieci. Nie potrafiła się skupić. Nawet nie miała swojego kąta. Wiedziała, że nauka to jej jedyna szansa, aby wyrwać się ze wsi, w której nie ma żadnej przyszłości. Tak bardzo chciała znaleźć pracę, dzięki której mogłaby pomóc rodzicom. Nagle dzwoni telefon Ewy. Odbiera. – Nie mogę teraz rozmawiać, mam gościa. Oddzwonię później… Tak, nasze spotkanie nadal jest aktualne….Tak, o 18. Pa! Na moje pytanie czy to był ON, kiwa twierdząco głową. Pociąga duży łyk herbaty i opowiada dalej. wykładów wzajemnie się wspomagających, tym bardziej że uczniowie szkół gimnazjalnych, średnich są nauczani w systemie wspólnoty, przenikania się przedmiotów przyrodniczych, o czym świadczy tematyka testów gimnazjalnych, czy też np. podręcznik licealny autorstwa J. Blinowskiego „Samochodem przez fizykę”. Przedstawiłem propozycję, pora na dyskusję, wnioski, program i decyzję. Edward Wojnar – fizyk dr n.t. Katedra Urządzeń Technologicznych i Ochrony Środowiska AGH Wydział Inżynierii Mechanicznej i Robotyki Przyjęcie na wymarzone Zarządzanie na AGH było spełnieniem jej marzeń, jednocześnie oznaczało to opuszczenie domu rodzinnego. Tego bała się najbardziej. Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony bała się, że rodzice nie dadzą sobie rady bez niej, a z drugiej wiedziała, że to jej jedyna szansa. Na wsi pracy by nie znalazła, chyba że w polu, poza tym byłaby jeszcze jedną gębą do wykarmienia. Podjęła decyzję, że jedzie. Największym problemem były pieniądze. Rodzice nie mogli jej dać ani grosza. Na szczęście miała odłożone 1000 zł, które kiedyś zarobiła udzielając korepetycji z angielskiego, ale to starczyło tylko na miesiąc. Musiała znaleźć jakąś pracę, żeby się utrzymać. Akademik, książki, ksero – to wszystko kosztuje. Nie mówiąc już o podstawowych potrzebach, jak jedzenie czy środki higieniczne. Nie stać jej było nawet na parę nowych jeansów, wiec na stare naszywała łaty. Na początku, gdy tylko miała wolną chwilę na uczelni, roznosiła ulotki, a wieczorami do późnej nocy pracowała jako kelnerka w pubie. – To jednak na dłuższą metę się nie sprawdziło. Nie chodziłam na wykłady, bo chciałam jak najwięcej zarobić, żeby rodzicom przesłać jakieś pieniądze. Na ćwiczeniach zasypiałam po nocy spędzonej w pracy, zawaliłam dwa egzaminy, moje życie towarzyskie ograniczało się do przelotnych rozmów ze współlokatorką. Byłam całkowicie wycieńczona i załamana. Czułam się taka samotna. Musiałam coś zrobić ze swoim życiem… O sponsoringu przeczytała w gazetce studenckiej i stamtąd też dowiedziała się, na czym to polega. Na początku jej odczucia były negatywne, jednak po wizycie w domu, gdy zobaczyła, jak bardzo BIP 173/2007 sytuacja jej rodziny pogorszyła się, postanowiła zamieścić ogłoszenie w Internecie. – Tłumaczyłam sobie – mimo, że nie miałam pojęcia jak to naprawdę wygląda – że to przecież nie jest prostytucja, tylko pewien układ, że muszę to zrobić nie tylko dla siebie, ale też dla rodziny… Musiałam zaryzykować. I stało się. Na jej anons odpowiedziało mnóstwo mężczyzn, dostała dziesiątki maili, jednak tylko jeden się wyróżniał. Nagle Ewa wstała, wyjęła z książki złożoną kartkę papieru i powiedziała, żebym przeczytała zaznaczony fragment: „(…) Mam 42 lata i nie ukrywam, jestem żonaty, jednak czuję się tak bardzo samotny i nieszczęśliwy, że czasem mam ochotę wyć. Nie oczekuję od Ciebie seksu, wystarczy mi, że będziesz obok, wysłuchasz mnie i choć raz na jakiś czas przytulisz. Mam pieniądze, ale co z tego, jeśli nie mam na kogo ich wydawać… Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc (…)” – Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że muszę poznać tego człowieka. I poznali się. Przyjechał po nią nowiutkim, ekskluzywnym samochodem i zabrał do najlepszej restauracji w mieście. Była w szoku, nigdy jeszcze nie przebywała w takim miejscu. Czuła się jak szara myszka wśród tego całego przepychu. Musiał zauważyć jej zmieszanie, bo zapytał, czy wszystko w porządku. Wtedy po raz pierwszy opowiedziała o swoim dotychczasowym życiu, a on ze śmiechem oznajmił, że teraz wszystko się zmieni… Miał rację, wszystko się zmieniło. Marek, bo tak miał na imię, był dla niej bardzo dobry. Spotykali się 2-3 razy w tygodniu, kiedy przyjeżdżał do Krakowa w interesach. Na stałe mieszkał z żoną w Katowicach. Na początku zabierał ją na zakupy, do kina, do teatru, do klubów, czasem też na bankiety biznesowe. Często chodzili na spacery po lesie i potrafili godzinami rozmawiać o wszystkim i o niczym. Oczywiście on za wszystko płacił, a nawet oprócz „kieszonkowych” na drobne wydatki, co miesiąc dostawała 1000 zł, aby móc wysłać rodzinie. Rzuciła obie prace i wreszcie mogła skoncentrować się na nauce. Nie liczyła każdego grosza jak dawniej, już nie musiała nosić starych, połatanych ubrań. Stać ją było na odzież z ekskluzywnych sklepów i kosmetyki najlepszych firm. Wcześniej mama podcinała jej włosy, teraz mogła pozwolić sobie nie tylko na fryzjera, ale też na kosmetyczkę i solarium. – Marek uwielbiał, jak wydawałam jego pieniądze na siebie. Z dnia na dzień z kopciuszka przemieniłam się w księżniczkę, a on był tym zachwycony. Ja też. BIP 173 / 2007 – A co powiedziałaś rodzicom i znajomym? Nie pytali skąd masz tyle pieniędzy? – zapytałam nieśmiało. – Pytali. Rodzicom powiedziałam, że znalazłam dobrze płatną pracę w znanej firmie, w dziale Public Relations, i stać mnie na to, żeby przesyłać im pieniądze, natomiast współlokatorce, za każdym razem, gdy wychodziłam na spotkanie z Markiem, mówiłam, że idę do pracy jako hostessa. Niestety, po pół roku takiego układu, zaczął nalegać na coś więcej. Nie kochała go, jednak czuła, że jest mu to winna za wszystko, co dla niej zrobił. On wynajął mieszkanie i tam się spotykali. Bezinteresowne spotkania, wyjścia i długie rozmowy zastąpił seks. Już nigdy nie było tak, jak przedtem. Nie pasowało jej to, miała wielkie wyrzuty sumienia, ale co mogła zrobić… Przyzwyczaiła się do luksusów i nie wyobrażała sobie powrotu do poprzedniego życia. Na początku było jej trudno, ale przyzwyczaiła się. Marek był dla niej bardzo dobry, czasem nawet zabierał ją na weekend za miasto. Kupił jej komputer, który miał pomóc w nauce do sesji, a także zasponsorował jej roczny kurs angielskiego i aerobik. Jedyne, czego od niej wymagał, to takiego poustawiania zajęć, by miała wolne wieczory, kiedy on był w mieście. – Wmawiałam sobie, że to nic złego, że dzięki temu mnie i mojej rodzinie żyje się lepiej. Przecież nie robię niczego złego. Już nawet nie czułam wyrzutów sumienia. Ja dawałam mu to, czego potrzebował, a on nie pozostawał mi dłużny. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy… Pewnego dnia przyjechał do niej bez uprzedzenia. Zabrał ją na spacer i powiedział, że to już koniec, że jego żona jest w ciąży i postanowili zacząć wszystko od początku. Podziękował jej za wszystko, dał kopertę z pieniędzmi, aby miała na życie, dopóki nie znajdzie pracy, pocałował w policzek i odszedł. Ewa stała na deszczu i nie mogła w to uwierzyć. Nagle jej świat się zawalił, i to nie dlatego, że coś do niego czuła. Uświadomiła sobie, że już nie będzie żyło jej się tak dobrze, jak do tej pory. Po kilku dniach zaczęły kończyć się pieniądze. Po dwóch i pół roku życia w luksusie, nie mogła znów wrócić do oszczędzania. Jednak najgorsze dla niej było to, że nie będzie już mogła pomagać rodzinie tak, jak dawniej. Wtedy właśnie podjęła decyzję, że znajdzie sobie nowego sponsora. Znów dostała mnóstwo maili z odpowiedzią na swoje ogłoszenie. Na moje pytanie dlaczego nie próbowała znaleźć pracy i nauczyć się radzić sobie sama, odpowiedziała ze śmiechem: – Po prostu przyzwyczaiłam się do tego, że ktoś mnie utrzymuje. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym pracować. Przecież jest tyle przyjemniejszych rzeczy w życiu. Lepiej wydawać pieniądze niż zarabiać, szczególnie, że one przychodzą tak łatwo. Następnym „sponsorem” Ewy był 52letni mężczyzna, któremu zależało wyłącznie na seksie. Nie stanowiło to jednak dla niej problemu. – Wiedziałam dobrze, że drugiego takiego, jak Marek, nie znajdę, dlatego wzięłam pierwszego lepszego, który był przy kasie. Teraz ma już czwartego z kolei mężczyznę, który ją utrzymuje. Zmienia „sponsorów” zawsze wtedy, gdy „upoluje” jakiegoś innego, który może jej więcej zaoferować. Nie widzi w tym nic złego; uważa, że to nie jest prostytucja, tylko „transakcja wymienna”. Oni dają pieniądze, a w zamian za to, ona jest zawsze do dyspozycji. Dzięki temu ma wszystko to, czego potrzebuje. – A co z miłością? – zapytałam. – Rok temu miałam chłopaka, w którym byłam bardzo zakochana. Przez kilka miesięcy udawało mi się przed nim ukrywać, skąd mam pieniądze. Okłamywałam go za każdym razem, gdy wychodziłam na spotkanie ze „sponsorem”. Było mi z tym bardzo źle, jednak wiedziałam, że gdy powiem mu prawdę, to każe mi z tym skończyć lub mnie zostawi. Żadnej z tych opcji nie chciałam, choć wiedziałam, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. I stało się. Po tym wszystkim nie chciał mnie znać. W sumie to go rozumiem… Teraz już nie chcę się zakochać. Jest mi dobrze tak, jak jest. Wstała, odpaliła papierosa i mocno się zaciągnęła. Chyba chciała tym odwrócić moją uwagę, abym nie zauważyła, że jej twarz wyraża coś zupełnie przeciwnego. Zadaję ostatnie pytanie: jak widzi swoją przyszłość i jak długo jeszcze ma zamiar być utrzymanką. Odpowiedziała z uśmiechem: – Studia kończę dopiero za półtora roku, a co dalej – nie wiem. Żyję z dnia na dzień i nie myślę o tym, co będzie jutro. Nie chce rezygnować z tego, co mam. Lubię być utrzymywana i nie zamierzam z tym skończyć, przynajmniej na razie. Nie zabija się przecież kur, które znoszą złote jaja… Dane bohaterki reportażu zostały zmienione. Alicja Migała Studentka I roku Socjologii SUM Reportaż napisany w ramach zajęć z przedmiotu Retoryka i gatunki medialne 29