Bolesne milczenie
Transkrypt
Bolesne milczenie
Szaroskóry Bolesne milczenie Hmmm.... od czego zacząć? Może od początku? Jeśli Ci zależy, to słuchaj... Miałem wtedy trzy i pół palca lat, jak lubiłem mówić. Nie pamiętam, kiedy zaczął się mój koszmar. Ale tego dnia wszystko Mnie zaskoczyło. - Rusz się z łaski swojej i choć jeść! - wrzasnęła matka. Akurat bawiłem się swoim ulubionym autem-zabawką, więc jak dziś pamiętam, kiedy weszła wściekła i rozdeptała go łamiąc na miejscu. Zacząłem płakać, ale w odpowiedzi uderzyła mnie w twarz. Miałem szczeście, że siedziałem na podłodze. Zacząłem głośno płakać. Rozzłościła się jeszcze bardziej i bez zbędnych ceregieli pociągnęła Mnie po ziemi do kuchni. Na stole stał talerz z zupą. Wgramoliłem sie szybko na stołek, żeby nie zostać uderzonym po raz kolejny. Muszę przyznać, że w tamtym okresie należałem do licznego grona niejadków. Niestety! Moja matka miała kompletnego świra na temat jedzenia! Wszystko musiało odbywać się we właściwym porządku. Jeśli jadłem za wolno dostawałem straszliwe lanie mokrą ścierką po twarzy. Wierz mi! To nic miłego. Tym razem nie miałem szczęścia i kiedy myślałem, że moje męczarnie na dziś się skończą – do domu wszedł mój bardzo rozzłoszczony ojciec. Podszedłem do niego tuż po tym, jak z pomocą mamy umyłem twarz i stanąłem przed nim, jak zawsze, mówiąc: - Tatusiu, tuli... Wiesz, co dostałem zamiast tego? Dostałem kopniaka prosto w brzuch. Upadłem na ziemię i wiedziałem, że to nie był koniec tej katorgi. Uderzył mnie jeszcze kilka razy. Nie pamietam ile razy dokładnie. Zemdlałem... Obudziłem się w szpitalu. Bałem się , bo nie wiedziałem jak tu trafiłem i gdzie jestem. Na szczęście była przy mnie ciocia. To właśnie ciocia Dagmara zaopiekowała się Mną po tym, jak rodzicom odebrano prawa rodzicielskie. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie ona. Zapewne trafiłbym do jakiegoś bidula i nie miałbym szans na taki start we własnej- bądź co bądź- rodzinie. Wiele lat milczałem i było to bolesne milczenie. Bardzo bloesne... Ale powiedziałem w końcu dosyć! Muszę mówić. Niech wiedzą także Ci, którzy myślą, że tak już będzie... – zawsze jest szansa na poprawę losu. Zawsze. Dziekuję za rozmowę. A wracając do twojej ciotki: Wiele jej zawdzięczasz. -Tak to prawda. Nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele. Ostatnie pytanie: Jak wiele razy zdarzyła się sytuacja podobna do tej, którą mi opisałeś? - Ha! Codziennie było tak samo. Ale do szpitala trafiłem raz! Ten jeden jedyny raz!