TO DOBRZE, ŻE KOŃ PADŁ! © WOJCIECH ŚLIWIŃSKI

Transkrypt

TO DOBRZE, ŻE KOŃ PADŁ! © WOJCIECH ŚLIWIŃSKI
TO DOBRZE, ŻE KOŃ PADŁ!
1
Jak doniosły media, we wtorek 14 lipca 2009 zakończył swój smutny
żywot koń niewolniczo wykorzystywany do wywożenia turystów.
Koń padł z wycieńczenia po dwóch godzinach agonii, na polanie
Włosienica.
Świadkowie zeznali, że zwierzę przed śmiercią nawet płakało!
Sprawą zainteresowały się media oraz liczne organizacje zajmujące się
ochroną przyrody i mam nadzięje, że ich działania przyczynią się po
pierwsze, do przykładnego ukarania sprawcy, w tym pośrednio także
dyrekcji TPN-u oraz że śmierć tego konika nie pójdzie na próżno i w
przyszłości przyczyni się do całkowitej likwidacji fasiągów na
trasie z Palenicy do Morskiego Oka.
BRAKIEM WYOBRAŹNI jest bowiem dopuszczanie zaprzęgów w dwa konie, które przez 9 kilometrów, w trudnym górskim terenie
ciągną wóz z 15-ma osobami (często więcej) czyli inaczej mówiąc ciągną ciężar równy ich własnej masie i to przy błogosławieństwie
dyrekcji Parku Narodowego i pseudoekologicznych instytucji, jakże często bardzo chętnie wieszających się na podporach kolejki na Kasprowy
Wierch czy też innym działaniu „uprzyjemniającym” życie inwestorom.
TUTAJ, JAK DO TEJ PORY, NIE BYŁO JEDNAK NIKOGO, KTO WSTAWIŁBY SIĘ ZA ZWIERZĘTAMI!
Od kilku lat bacznie przyglądam się działalności TPN oraz pozarządowym organizacjom chroniącym przyrodę i odnoszę smutne wrażenie, że skupiają się
wyłącznie na działaniu pokazowo-iluzorycznym.
TPN zamiast rzeczywiście chronić przyrodę i nękać na przykład kłusowników, których często można spotkać nocą jadąc przez Zazadnie, Straż Parku
szczyci się złapaniem narciarza, który przejechał poza trasą lub utrudnia turystom wyjechanie na Kasprowy, poprzez ograniczanie latem zdolności
przewozowych PKL-owi.
Z kolei dopuszczanie i osiąganie korzyści finansowych za wydawanie zezwoleń fiakrom, którzy fasiągiem zaprzężonym w dwa konie, 9km
pod górę, mają prawo wywozić 15 osób (co często jest przekraczane) jest moim zdaniem de facto działaniem sprzecznym z ideą chronienia przyrody.
Przeciętny lekki koń (taki jakie są w Morskim Oku wykorzystywane) waży niewiele ponad 600 kg czyli mniej więcej na dwa konie przypada ciężar równy
ich własnej masie. Przecież nawet w komunikacji samochodowej zabronione jest ciągnięcie przez pojazd przyczepki, której ciężar przewyższa masę
samochodu, a co dopiero, kiedy mamy do czynienia z żywą, czującą istotą?
Ponadto pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż mimo, że Park miał z całą pewnością wiedzę o śmierci konia, to nie zawiadomił prokuratury, uczyniła to
dopiero Beata Czerska prezes TTOnZ, kiedy tylko otrzymała materiał filmowy od turysty.
Dlaczego władze Parku przez ponad 10 dni milczały?!
Czy TPN jest tak mało wrażliwy na cierpienie zwierząt?
Tłumaczenie dyrekcji Parku i jej Straży jest wręcz niepoważne: „Mamy zbyt mało ludzi”, „Nie
możemy…” bo to i tamto i owo.
A przecież wystarczyłoby żeby póki co jakiś pracownik Parku kontrolował drogę do Morskiego Oka i
przeliczał czy ilość osób nie przekracza 15, a drugi z kolei na Polanie Palenica kontrolował
wyprzęganie koni i ich obowiązkowy odpoczynek przed kolejnym kursem.
W sezonie letnim Park ma także wolontariuszy, z jakże szumnie ogłaszanego w mediach programu:
„Wolontariat dla Tatr”. Można też o pomoc zwrócić się do ekologicznych zadymiarzy – niech się tutaj
może wykażą!
A poza tym ten problem można załatwić natychmiast, wydając zgodę wyłącznie na
bryczki 5-osobowe zaprzągnięte w dwa konie.
Można też, samemu wyjść z inicjatywą i na tym jakże uczęszczanym szlaku, zbudować
ekologiczną kolejkę elektryczną, która po pierwsze lepiej pozwoliłaby zapanować
Parkowi nad tłumem (vide tekst o Chinach na www.sliwinski.ws ), a z drugiej strony
pozyskane środki za przewóz pasażerów, mógłby NFOŚ inwestować w proekoliczne
działania w biedniejszych regionach kraju.
Paradoksalnie, to bardzo dobrze, że koń padł –
- liczę na to, że może to smutne wydarzenie poprawi los innych koni!
© WOJCIECH ŚLIWIŃSKI
źródło: www.sliwinski.ws Zakopane dn. 26.07.2009
Materiały prasowe:
Sprawę konika na bieżąco mozna śledzić na stronie zakopiańskiego TOZ-u:
http://www.toz.zakopane.pl/
Artykuł w Tygodniku Podhalańskim: http://www.tygodnikpodhalanski.pl/www/index.php?mod=news&strona=1&kat=&id=&typ=&id=5305
Materiał w TVN24:
http://www.tvn24.pl/-1,1611560,0,1,kon-padl--goral-sie-broni--film-znika-z-sieci,wiadomosc.html
Gazeta Wyborcza:
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,6861662,Goral_zameczyl_konia_w_drodze_do_Morskiego_Oka.html
Film na youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=KiBVuBTmyX0
Materiał filmowy wiadomości TVN:
http://www.tvn24.pl/28377,1611821,0,1,droga-smierci,fakty_wiadomosc.html
2
- Sprawą koni wykorzystywanych w Morskim Oku zainteresował się również Prezydent RP – więcej o tym tutaj:
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/www/index.php?mod=news&strona=8&kat=7&id=&typ=w&id=5316
- W serwisie www.PETYCJE.pl w dniu 3 sierpnia 2009 pojawiła się petycja TTOnZ, w której to domaga się całkowitego wyeliminowania
transportu końskiego w drodze do Morskiego Oka.
W imieniu TTOnZ gorąca prośba do wszystkich: “Pomóżmy koniom” – możliwość zapoznania się z petycją i jej podpisania tutaj:
http://www.petycje.pl/petycja/4278/petycja_w_sprawie_wyeliminowania_transportu_konnego_na_drodze_do_morskiego_oka.html
- Z kolei Tygodnik Podhalański w numerze 2009/30/1018 z dnia 30 lipca 2009 roku na swych łamach zamieścił obszerny artykuł o śmierci Jordka.
Oryginał tekstu pod tym adresem:
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/www/index.php?mod=news&strona=1&kat=&id=&typ=&id=5352
Poniżej pełny tekst tego artykułu oraz treść apelu do władz TPN a także mój komentarz:
Nie jestem katem
– Nie jestem katem, kocham konie. Po śmierci Jordka płakałem razem z żoną – twierdzi fiakier, którego koń padł na Włosienicy.
Czy konie na drodze do Morskiego Oka są dręczone? Czy fiakrzy powinni zniknąć z Palenicy Białczańskiej? Czy winni męczarniom zwierząt
są tylko fiakrzy, a może także dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego i turyści, którzy wsiadają do przeładowanych fasiągów, a po dotarciu na górę
oburzają się, że górale męczą konie? To pytania, które od kilku dni zadaje sobie cała Polska. Burzę wywołał film nakręcony przez jednego z turystów,
pokazujący ostatnie chwile życia Jordka. Dziś losy konia bada prokuratura, organizacje zajmujące się ochroną zwierząt, a nawet kancelaria prezydenta
RP.
– Patrzę, koń leży koło wozu, rusza nogami, męczy się strasznie. To był okropny widok – opowiada turystka z Warszawy, która
zawiadomiła policję o konającym na Włosienicy koniu. Zdarzenie miało miejsce 14 lipca, jednak sprawa wyszła na jaw dopiero w ubiegłym tygodniu. –
Zabrałam dzieci do pobliskiego baru, bo płakały widząc, jak zwierzę się męczy. Ale nadal patrzyłam przez lornetkę, co się dzieje. Koń potem wstał i z
tego, co usłyszałam, zabrał go jakiś samochód ciężarowy – opowiada. Podkreśla, że nie widziała, ile osób jechało na fasiągu, ale liczyła turystów na
kolejnych wozach, które docierały do Włosienicy. – Na jednym wozie było 20 osób, na następnym 21. A upał był niemiłosierny – dodaje.
Jeden z turystów nakręcił film z tego zdarzenia. Widać na nim przewracającego się obok wozu konia i próbującego go ratować fiakra. –
Nie jechałem na tych fasiągach. Siedziałem na ławeczce, plecami do wozu. Dopiero, gdy jakaś dziewczyna krzyknęła, że koń się przewrócił, zobaczyłem,
co się dzieje. Zacząłem robić zdjęcia, a potem kręcić film – opowiada autor filmu. – Koń leżał, miał przyspieszone tętno, był zlany potem. Skóra na nim
była jak pergamin, dlatego chyba, że był tak odwodniony – opowiada. – Nie widziałem, żeby woźnica go bił – dodaje.
Policja otrzymała informację, że fiakier zamęczył konia, wioząc pod górę nadmierną liczbę turystów z Palenicy Białczańskiej do
Włosienicy. Zanim policjanci ze strażnikami z Tatrzańskiego Parku Narodowego dotarli na miejsce, koń wstał. Potem został załadowany do ciężarówki i
odjechał. Po chwili samochód został zatrzymany przez policję i straż nieopodal przystanku na Palenicy Białczańskiej. Jak wynika z notatki służbowej,
sporządzonej przez szefa straży TPN, właściciel konia tuż po zatrzymaniu ciężarówki, dojechał do policjantów i strażników. Próbował sprowadzić zwierzę
z samochodu, dawał mu letnią wodę. Koń jednak przewracał się. Wkrótce dotarł weterynarz, który podał mu kroplówkę. Po 2 minutach koń jednak upadł
i zdechł.
Strażnicy przepytali 15 turystów, którzy mieli być świadkami zdarzenia na Włosienicy. Niektórzy z nich twierdzili, że koń był bity batem,
że na fasiągu jechało co najmniej 21 osób. Niestety, żaden nie zgodził się na złożenie oficjalnych zeznań na policji.
Z notatki służbowej wynika, że według weterynarza przyczyną śmierci konia był skręt jelita grubego lub problemy z sercem i tzw.
„ochwat”. Historia umierającego konia stała się słynna na całą Polskę. Sprawą zajęła się prokuratura, organizacje broniące praw zwierząt, a nawet
Kancelaria Prezydenta.
Głos fiakra
Na rozmowę udało nam się namówić fiakra, którego koń Jordek padł 14 lipca. – Pokazano tylko fragment filmu, nie widać na nim, jak
ratowałem Jordka, jak konsultowałem wszystko z weterynarzem. Nie widać momentu, kiedy Jordek wstał. To nieprawda, że koń padł z wycieńczenia –
twierdzi góral z Brzegów. – Jestem miłośnikiem koni. Jordek miał 6 lat, miałem go 3,5 roku, był jak członek rodziny. Płakałem po nim razem z żoną, a
zrobiono ze mnie kata – nie kryje oburzenia.
Twierdzi, że feralnego dnia na jego fasiągu jechało 14 osób dorosłych i jedno dziecko. A koń w czasie jazdy pod górę zachowywał się
normalnie. – Jordek to koń ostry, z werwą. Tego dnia też szedł normalnie – twierdzi fiakier. – Dopiero, jak turyści schodzili z wozu na Włosienicy,
zauważyłem, że koń zaczął się kulić, jakby dostał boleści – relacjonuje. – Przewrócił się, próbowałem go podnieść, błyskawicznie zadzwoniłem do
weterynarza, on poradził, żebym pozwolił koniowi odpocząć, a potem żebym dał mu pół wiadra wody. Tak zrobiłem. Koń wstał, zaprzągłem go do
drugiego konia i przejechałem z nim do cienia. Jordek obsechł, odpoczął, zadzwoniłem wtedy do kolegi, żeby zwiózł mi go do domu samochodem –
opowiada fiakier. – Szkoda, że tego na filmie już nie było – nie kryje żalu.
Właściciel Jordka podkreśla, że koń wcześniej był zupełnie zdrowy, zgodnie z regulaminem musi być badany przez weterynarza co 2
miesiące, ostatnie takie badanie miał 6 lipca.
– Gdybym widział, że z tym koniem jest coś nie tak, przecież bym go nie gnał. Kochałem go. Poza tym konie to dla nas źródło utrzymania
i śmierć każdego to duża materialna strata. Dlaczego miałbym go zamęczyć na śmierć? Także mówienie, że go biłem, to czyste oszczerstwo – trącałem
go lejcami, żeby się podniósł, to nie było uderzenie – denerwuje się.
Dodaje, że ma cztery konie, a każdy traktowany jest jak członek rodziny. – I jabłko dostanie, i marchew. Koń u mnie jeden dzień pracuje,
dzień ma przerwy. Nikt go nie zamęcza – podkreśla.
– Nie było sekcji zwłok, ale sądząc po objawach, przyczyną śmierci konia był skręt jelita – mówi Stanisław Ścirka, weterynarz, który był
przy zgonie zwierzęcia. – Ewidentny ból, pocenie się, to, że się kładł – wymienia objawy. – Koń wcześniej był zdrowy, trzeci sezon jeździł w Morskim
Oku. To był ulubieniec tego fiakra. Ten chłop naprawdę szanuje konie. Bo są tacy, którzy lubią przeholować, ale oni są cwańsi, on nie – podkreśla
weterynarz.
Według informacji uzyskanych w Powiatowym Inspektoracie Weterynaryjnym w Nowym Targu, Jordek został z utylizowany w firmie Saria w Miechowie.
Widziałem na własne oczy
3
– To żadna nowość, co jakiś czas koń tam pada – twierdzi Jan Gąsienica Roj – senior, ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski. –
Jestem przewodnikiem, nieraz widziałem, jak tam konie są traktowane. Wozy są przeciążone. TPN to jedyny park na świecie, gdzie zwierzęta są
zamęczane – nie kryje oburzenia. – Ja nie winię chłopów, ale winię dyrekcję parku, że na to pozwala – dodaje.
– Fiakrzy powinni natychmiast zniknąć z drogi do Morskiego Oka – uważa Irena Rubinowska z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad
Zwierzętami. – Prowadząc wycieczki, nieraz widziałam przeładowane wozy. Spienione, skrajnie wyczerpane konie i wozak smagający je batem to widok,
który niejeden raz widziałam na własne oczy – twierdzi.
KTOnZ przeprowadziło w piątek 24 lipca kontrolę na drodze do Morskiego Oka. Jak twierdzą inspektorzy, z powodu medialnego szumu i
najprawdopodobniej ostrzeżeń, nie spotkali żadnego przeładowanego fasiągu. – Jednak zauważyliśmy, że na Palenicy łamane są przepisy dotyczące
miejsc, gdzie są gromadzone zwierzęta (wynikające z Rozporządzenia ministra rolnictwa) – podkreśla Irena Rubinowska. Wymienia: brak stałego nadzoru
weterynarza, rampy do rozładunku zwierząt, hydrantu z wodą zdatną do picia, utwardzonego terenu i izolatki.
– Nie ma dnia w sezonie letnim, żeby ktoś z turystów nam nie zgłaszał patologicznych sytuacji, dotyczących nadmiernego obciążenia koni
zaprzęgniętych do wozów na drodze do Morskiego Oka – twierdzi Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Mimo że
ostatnio TPN ograniczył liczbę osób, jakie można przewozić na fasiągu, to wciąż otrzymujemy informacje od turystów, że ten nakaz, mimo licznych
kontroli ze strony TPN, jest permanentnie łamany. Trudno go wyegzekwować, bo gdy w grę wchodzi zysk fiakra, to zdrowie konia musi przegrać –
podkreśla Czerska. Jej zdaniem w ramach doraźnych działań TPN powinien bez zbędnej zwłoki zatrudnić weterynarza, który na bieżąco oceniałby stan
zdrowia koni i eliminował zwierzęta chore i wyczerpane z zaprzęgów. – Natomiast docelowo uważamy, że z uwagi na ogromny wysiłek i cierpienia
zwierząt transport konny powinien zostać wyeliminowany na drodze do Morskiego Oka – podkreśla szefowa TTOnZ. – Konie obecnie używane do
zaprzęgów są lekkiej budowy (ważą średnio ok. 600 kg), więc takie dwa konie nie powinny ciągnąć więcej, niż same ważą (1200 kg).
A niestety, na tej morderczej trasie z przewyższeniem 400 metrów, na długości 9 km konie ciągną znacznie więcej. Szacując wagę 14
osób i wozu na 1720 kg (1120 + 600 kg), z prostego porównania widać ze zwierzęta są nadmiernie przeciążane, o czym większość z
turystów nie wie – dodaje.
Normy pociągowe
– Każda żywa istota musi kiedyś zakończyć swój żywot – zaczyna z nami rozmowę na temat tego, co stało się na Włosienicy, Stanisław
Czubernat, zastępca dyrektora TPN-u. Jak podkreśla dyrektor, TPN dwa lata temu zorganizował badania weterynaryjne na miejscu. Konie były badane na
Palenicy Białczańskiej przed wyjazdem, a potem na Włosienicy. – Były to badania wysiłkowe. Weterynarze, widząc jakieś nieprawidłowości, od razu
udzielali wskazówek fiakrom. Po kontroli NIK-u musieliśmy jednak zaprzestać tych badań, bo finansowanie ich przez nas zostało uznane za wykroczenie
finansowe. Dowiedzieliśmy się, że dajemy pieniądze na prywatny biznes – opowiada Czubernat. – Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy
konie pracują ponad siły, mamy tylko możliwość kontroli zaświadczeń weterynaryjnych, mówiących o zdatności koni do pracy – podkreśla Czubernat.
Twierdzi jednak, że wóz, na którym siedzi 15 turystów i fiakier, nie przeciąża koni. Podkreśla, że obowiązujące w Polsce normy pociągowe dla koni w
przypadku fiakrów wożących turystów do Włosienicy zostały zniżone do połowy. – Dawniej fiakrzy mogli wieźć na wozie 30 osób, potem tę liczbą
zmniejszyliśmy do 24, a obecny regulamin zezwala na 15 osób. Tyle konie są w stanie spokojnie pociągnąć pod górkę – przekonuje dyrektor.
Element „folkloru”
Licencję na przewóz na drodze do Morskiego Oka ma 60 fiakrów. Ekipy po 20 wozów zmieniają się co 10 dni. Zdaniem Czubernata konie
zmienianie są w ciągu dnia nawet 3 razy. Jego zdaniem koniom nic złego się nie dzieje. Jest przeciwny likwidacji fasiągów na tej trasie. – Przejażdżka
furką to element folkloru. Wozy są jednolite, według starych wzorów, fiakrzy regionalnie ubrani. To dodatkowa atrakcja turystyczna. Tam nie ma innego
źródła transportu. Gdyby nie fiakrzy, ludzie o gorszej kondycji nie mogliby dotrzeć do Morskiego Oka – argumentuje. Podkreśla też, że fasiągi to zarobek
dla ponad 100, a może nawet 200 osób. – Pracę ma 60 fiakrów, ci, którzy te konie przywożą, ci, którzy pracują na gospodarstwach fiakrów, kiedy ci
jeżdżą – wymienia Czubernat. Dodaje, że często jeden wóz obsługują konie kilku gazdów.
Ile TPN zarabia na przewozach zasiągami do Morskiego Oka? Jak udało nam się dowiedzieć, każdy z fiakrów wpłaca miesięcznie do kasy
parku 1045 zł, to przy 60 fiakrach daje rocznie kwotę ok. 752 tys. zł.
Komentarz Wojciecha Śliwińśkiego do wypowiedzi pana dyrektora Stanisława Czubernata:
Beata Zalot
Hipokryzja zastępcy dyrekora Tatrzańskiego Parku Narodowego sięgnęła chyba zenitu. Nie dość, że TPN-owi, który Ustawowo jest powołany do
ochrony przyrody, nie zależy na ochronie przyrody (więcej o tej kwestii w innych tekstach o TPN ), to w dodatku przymykanie od lat oczu na patalogie
związane z transportem pomiędzy Palenicą a Morskim Okiem nosi już wręcz znamiona przestępstwa.
Nie można bowiem z założonymi rękami, biernie patrzyć jak ktoś łamie prawo, tym bardziej kiedy dzieje się to właśnie na terenie TPN, a
instytucja, która jest powołana do ochrony przyrody trzyma stronę fiakrów, a z powyższej wypowiedzi jednoznacznie wynika, że problemu nie widzi i nie
zamierza nic z tym zrobić!
Co więcej… Pan dyrektor być może słusznie zauważył, że “(…) wóz, na którym siedzi 15 turystów i fiakier, nie przeciąża koni.”
Zgoda. Ale… najwyraźniej zapomniał, że norma ta dotyczy cieżkich, typowo pociągowych koni, a nie lekkich – o których wspominała Beata Czerska.
Ponadto, cóż za cyniczna hipokryzja panie dyrektorze:
“Przejażdżka furką to element folkloru. Wozy są jednolite, według starych wzorów, fiakrzy regionalnie ubrani. To dodatkowa atrakcja turystyczna. Tam
nie ma innego źródła transportu. Gdyby nie fiakrzy, ludzie o gorszej kondycji nie mogliby dotrzeć do Morskiego Oka.”
Nad powyższym, po prostu nie sposób przejść obojętnie!
SZOK! Nagle dyrektorowi TPN zależy aby jak najwięcej osób Morskie Oko i wyjątkowo nie obawia się, że zostanie ono zadeptane!
To dlaczego wciąż Państwa tak denerwuje kolejka na Kasprowy Wierch?
Dlaczego ograniczacie w okresie letnim jej pełną przepustowość?!
Przecież ludzie o gorszej kondycji, też chętnie na Kasprowy by wyjechali.
Bardzo pięknie i dosadnie ujął dręczenie koni Jan Gąsienica Roj – ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski:
„Człowiek stworzył w XXI wieku Auschwitz koniom w najpiękniejszym zakątku Tatr i samym sercu parku narodowego”.
Trudno się z powyższym nie zgodzić. Nic dodać, nic ująć!
Pełny tekst podpisanego przez niego apelu, poniżej:
4
Do naszej redakcji dotarł list w sprawie zdarzenia z 14 lipca:
Idą konie po betonie… prosto do nieba
W upalny dzień 14 lipca bieżącego roku na końcowym odcinku drogi do Morskiego Oka, w pobliżu Polany Włosienica miał miejsce kolejny
drastyczny wypadek śmiertelnego zadręczenia konia, który padł w czasie morderczej pracy. Na podstawie bardzo dokładnych notatek służbowych i
informacji uzyskanych od służb biorących udział w ustalaniu przyczyn wypadku i jego przebiegu, uzyskaliśmy pełny obraz tego bulwersującego
wydarzenia. O godz. 14.45 koń imieniem „Jordek”, będący własnością fiakra z Brzegów (dane osobowe są nam znane), nie wytrzymał trudów podjazdu
w końcowym odcinku drogi. Tego dnia, pracując od rana, przeszedł tę trasę kilkakrotnie – był skrajnie wyczerpany, zanim ruszył w swoją ostatnią drogę,
dawał oznaki śmiertelnego zmęczenia, słaniał się na nogach zatrzymywał się, nie mając siły iść dalej. Zachęcany poganianiem fiakra krzykiem i batem,
musiał przecież dojść do końcowego przystanku – bo zapłacone. Nie doszedł, padł, a działo się to na oczach rzeszy turystów. Reakcja pasażerów tego
nieszczęsnego zaprzęgu była w moim odczuciu niepojęta. Nikt z 21 pasażerów, widzących przecież tragedię konia, nie opuścił pojazdu. Prawdopodobnie
udałoby się konia uratować, gdyby został w odpowiednim momencie odciążony i miał możliwość natychmiastowego odpoczynku jak tylko zaczął
przejawiać objawy wyczerpania. Świadkami tego wydarzenia było kilkudziesięciu turystów, znajdujących się na drodze. Wielu z nich pomstowało na
fiakra, wyrażając swoje oburzenie z powodu obciążenia wozu, bowiem znajdowało się na nim nie 15 osób , jak przewiduje norma, lecz 21 plus fiakier.
Żaden jednak z tych rzekomych obrońców konia nie chciał wystąpić w charakterze świadka, co przekreśliło możliwość udowodnienia przekroczenia
obowiązujących norm obciążenia. Fiakier i jego zaprzęg z nowym koniem kursuje nadal. Po raz kolejny wygrała znieczulica społeczna.
Na przestrzeni ponad 20 lat, odkąd w latach 80. zamknięto górny odcinek drogi do Morskiego Oka, sprawa przeciążania koni nadmierną
pracą wracała jak bumerang po każdorazowym przypadku padnięcia konia. Ten opisany powyżej akt ludzkiego okrucieństwa nie był odosobniony. Takich
przypadków wcześniej było już co najmniej kilka, a wszystkie z tego samego powodu. Udało się nam, „społecznym ochroniarzom”, w latach 90.
spowodować wieloletnimi działaniami i uporem oraz presją społeczną zmniejszenie liczby pasażerów z 21 do 15. Uznaliśmy to wówczas za zwycięstwo,
ale było to z dzisiejszego punktu widzenia zwycięstwo „pyrrusowe”, czyli pozorne. Jestem świadkiem i obserwatorem tragicznego losu koni z drogi do
Morskiego Oka od samego początku z racji wykonywania mojego zawodu przewodnika tatrzańskiego. Często, gdy prowadziłem wycieczki do Morskiego
Oka, towarzyszył mi widok koni toczących pianę, oblanych potem, poganianych krzykiem i batem, i zawsze była to codzienność, do której przyzwyczaić
się nie można.
Rozpatrując tę sprawę z dzisiejszego punktu widzenia, sytuacja koni niewiele się zmieniła, pomimo iż obecnie obowiązuje norma 15 osób
plus fiakier. Jest to co najmniej o połowę za dużo. Pracujące w tym transporcie konie są absolutnie nieprzystosowane do tego typu ciężkiej pracy. Są to
konie lekkie, nadające się do jazdy wierzchem lub do lekkich prac polowych. Trzeba przyznać, że są na ogół dobrze utrzymane i zadbane, ale to
naturalne, bowiem muszą robić dobre wrażenie na potencjalnych klientach i spełniać wymagania weterynaryjne. Do tego typu ciężkiej pracy powinny być
używane konie o specyficznie ciężkiej budowie, dysponujące ogromną siłą. Nowo wprowadzony wóz zwany fasiągiem nie ma nic wspólnego z dawnym,
tradycyjnym, stosowanym przed ponad stu laty. Był to lekki wóz konstrukcji drewnianej, ważący ok. 200 kg, zabierający 6 osób. Takie fasiągi można
zobaczyć na archiwalnych zdjęciach. Obecny pseudofasiąg z Morskiego Oka to pojazd ciężki, na konstrukcji stalowej, ważący ponad 700 kg. Kiedy
wsiądzie do niego 16 osób, osiąga wagę 2 ton. Uważamy, że należy powołać komisję złożoną z kilku niezależnych ekspertów, która ustaliłaby normy
dopuszczalnego ciężaru dla koni na podstawie obowiązujących przepisów. Nawet bez udziału ekspertów można ocenić sytuację na zasadzie porównań.
Dorożka konna na terenie Zakopanego, ciągnięta przez jednego konia, zabiera czterech pasażerów plus fiakier, trasy są nieporównywalnie krótsze –
miejskie. Natomiast w Morskim Oku dwa lekkie konie ciągną ciężar ponad dwie tony (fasiąg i 16 pasażerów) na trasie 9 kilometrów, różnica wzniesień
400 metrów – trasa górska. Myślę, że porównanie dorożki zakopiańskiej i fasiągu z Morskiego Oka nie wymaga komentarza, fakty mówią same za siebie.
Trzeba dodać, że trasę te pokonują konie bez odpoczynku. Taki odpoczynek powinien być bezwarunkowo stosowany przy Wodogrzmotach Mickiewicza,
gdzie jest duży parking i atrakcje dla pasażerów w postaci wodospadu.
Morsie Oko nie jest jedynym miejscem w Tatrach, gdzie konie używane są do transportu turystów. Dorożki konne, zabierające czterech
pasażerów, kursują również w Dolinie Kościeliskiej i Chochołowskiej, ale tam nigdy nie zdarzył się przypadek padnięcia konia z przemęczenia. Komisja
KTOnZ, która 24 lipca br. przeprowadzała kontrolę w przedmiotowej sprawie, stwierdziła jednoznacznie, że organizator transportu na drodze do
Morskiego Oka nie respektuje podstawowych zasad Rozporządzenia ministra rolnictwa i rozwoju wsi w sprawie wymagań weterynaryjnych dla
prowadzenia miejsc gromadzenia zwierząt. Brak hydrantu z bieżącą wodą, rampy do załadunku i rozładunku zwierząt, urządzeń do karmienia i pojenia,
na miejscu stałego nadzoru weterynaryjnego i izolatki dla zwierząt. W związku z powyższym komisja wystąpiła do Powiatowego Lekarze Weterynarii z
wnioskiem o wyznaczenie TPN-owi terminu do usunięcia uchybień.
Sezon turystyczny dopiero na półmetku. Sytuacja taka, jak wyżej opisana, może się powtórzyć, gdyż nawet nie przekraczając normy 15
osób konie są nadmiernie przeciążone, co można zauważyć gołym okiem, obserwując zaprzęgi dojeżdżające do Włosienicy, gdzie konie są w stanie
skrajnego wyczerpania. Taki sposób organizowania transportu zamożnym i leniwym turystom (bowiem cena podjazdu od jednej osoby to 40 zł w jedną
stronę) można określić mianem nie usługi turystycznej, a okrutnym procederem. Dzieje się to wszystko na terenie parku narodowego, na oczach setek
tysięcy turystów, w tym zagranicznych, i wycieczek szkolnych – zaiste, wspaniała to lekcja wychowawcza. Idea ochrony przyrody, która winna
przyświecać wszystkim działaniom na terenie parku narodowego, jest tu każdego dnia gwałcona. Przytoczę tu wypowiedź mojego kolegi, Jasia Gąsienicy
Roja seniora – ratownika TOPR i przewodnika wysokogórskiego: „Człowiek stworzył w XXI wieku Auschwitz koniom w najpiękniejszym zakątku Tatr i
samym sercu parku narodowego”.
„Lenistwo i wygodnictwo pseudoturystów + pazerność górali + tchórzostwo parku narodowego = klęska ekologiczna i zabijanie zwierząt
w samym sercu TPN-u” – mówi Władysław Cywiński, najlepszy znawca topografii Tatr, autor przewodników taternickich, ratownik TOPR i przewodnik
wysokogórski.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o to samo. Nie powinno i nie może być tak, aby interes wąskiej grupy, czerpiącej
przeogromne zyski z tego procederu, wziął górę nad nadrzędnym celem, jakim winna być szeroko pojęta ochrona przyrody. Miarą człowieczeństwa jest
nasz stosunek do istot słabszych jakimi są zwierzęta i tylko od nas – ludzi zależy ich los.
Irena Rubinowska – inspektor KTOnZ, przewodnik tatrzański
Pod listem tym podpisały się także inne znane osoby, którym los zwierząt nie jest obojętny:
Jan Gąsienica Roj senior – ratownik TOPR, przewodnik wysokogórski UVBV,
Małgorzata Wójcicka – inspektor KTOnZ,
Małgorzata Darowska – inspektor KTOnZ,
Iwona Szczepaniak-Krupowska – inspektor TTOnZ , hodowca koni,
dr Robert Janik – lekarz TOPR, przewodnik wysokogórski,
Władysław Cywiński – ratownik TOPR, przewodnik wysokogórski,
Maciej Gubała – lekarz weterynarii, alpinista
PEŁNA TREŚĆ PETYCJI DOSTĘPNEJ NA STRONIE WWW.PETYCJE.PL
http://www.petycje.pl/petycja/4278/petycja_w_sprawie_wyeliminowania_transportu_konnego_na_drodze_do_morskiego_oka.html
Do:
Tatrzański Park Narodowy
Dyrektor dr inż. Paweł Skawiński
ul.Chałubińskiego 42
34-500 Zakopane
[email protected], [email protected]
My niżej podpisani, którym na sercu leży dobro zwierząt i ich humanitarne traktowanie, domagamy sie podjęcia przez
Dyrekcję Tatrzańskiego Parku Narodowego zdecydowanych kroków w sprawie przeciążanych koni pracujących na terenie
parku narodowego.
Kolejny smutny przypadek związany z padnięciem konia Jordka w dniu 14 lipca br, nie pozwala nam na zachowanie
obojętności, w związku z czym domagamy się całkowitego weliminowania transportu konnego z udziałem fasiągów na trasie
z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy. Sądzimy, że najbardziej słusznym rozwiązaniem tego problemu jest całkowite
odejście od transportu konnego, z uwagi na powtarzające się upadki zwierząt tam pracujacych. Sprawa wykorzystywania
koni do pracy i wielokrotnego naruszania ich dobrostanu, ciągnie się od wielu lat. Sytuacja odbija się głośnym echem w całej
Polsce i Tatrzański Park Narodowy, staje się mimowolnym uczestnikiem negatywnych wydarzeń.
Nadto, zwracamy sie do Dyrekcji TPN z wnioskiem o natychmiastowe wdrożenie wraz z właściwymi instytucjami m.in.
samorządem terytorialnym, Tatrzańskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami oraz innymi organizacjami pozarządowymi,
których statutowym celem jest ochrona zwierząt - postępowania, mającego na celu określenie sposobu i trybu kontroli
wozów konnych kursujących do Morskiego Oka do momentu całkowitej likwidacji pozwoleń oraz bezzwłoczne zatrudnienie
weterynarza do nadzoru nad stanem zdrowia koni używanych do pracy w rejonie Morskiego Oka. Uważamy, że bez
skutecznego nadzoru, żaden regulamin transportu turystów przez zaprzęgi konne nie rozwiąże niczego. Bierne przyglądanie
się istniejącym warunkom pracy koni, doprowadzi wkrótce do kolejnego drastycznego upadku któregoś z zwierząt,
kolejnych burz medialnych, apeli i skarg. Dlatego nie jest dopuszczalnym pozostawienie zwierząt bez zabezpieczenia ich
należnych ustawowo praw, szczególnie, że to TPN jest organizatorem transportu konnego poprzez sprzedaż licencji na
przewozy konne.
Niżej podpisany/a:
Beata K.Czerska
Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami
34-500 Zakopane
[email protected]
5

Podobne dokumenty