Trzeba mieć wizję
Transkrypt
Trzeba mieć wizję
46-47 artykuŁ promocyjny » Trzeba mieć wizję Trzeba mieć wizję To nie jest tak, że ludzie, którzy mają wysokie stanowiska, są szczęśliwi. To ludzie szczęśliwi zajmują wysokie stanowiska – mówi Małgorzata Klimek, dyrektor hoteli ibis & ibis Budget w regionie południowym. Opowiada nam, skąd czerpie siłę Z . Katarzyna Nowak Corporate Communication & CSR Manager w Grupie Hotelowej Orbis – Zaczynała pani karierę na stanowi- sku recepcjonistki, a już po trzech latach została zastępcą dyrektora hotelu. Jak to się stało? – W 2001 roku otwierano w Zabrzu hotel ibis i ogłoszono rekrutację, zgłosiłam się i dostałam pracę recepcjonistki. W sieciowym hotelu dobrze jest zacząć od podstawowych stanowisk, bo dzięki temu poznajemy wszystkie obowiązujące procedury, zasady. Po dwóch miesiącach zostałam kierownikiem recepcji, potem asystentem dyrektora do spraw kadrowo-księgowych. W 2004 roku awansowałam na stanowisko zastępcy dyrektora hotelu ibis w Łodzi. Jeśli trafimy do dobrej firmy, a przy tym mamy ambicję, chęci i umiejętności, możliwości rozwoju są ogromne. – Pewnie jednak musiała mieć pani cechy, które sprawiły, że akurat panią dostrzeżono? – Podobno jest tak, że kobiety dziękują wszystkim, których spotkały na swojej drodze, a mężczyźni uważają, że zawdzięczają wszystko sobie. Uważam, że prawda leży pośrodku: jest to zbieżność – Nawet jeśli sprawiają problemy? – Gość nigdy nie sprawia problemów. W rodzinie też dochodzi do nieporozumień. Należy jednak zrozumieć drugiego człowieka, jego potrzeby – to zupełnie naturalne. Z doświadczenia wiem, że goście, którym pomogliśmy w trakcie pobytu, są potem najbardziej lojalnymi klientami. Pamiętają, że profesjonalnie ich potraktowano, i wracają. Z niektórymi mamy relacje, może nie prywatne, ale wykraczające poza służbowe. Rozmawiamy o rodzinach, o tym, co u wnuków, co na działce. – Zabrze, potem Łódź, teraz Kraków. Jest pani nieprawdopodobnie mobilna. – W międzyczasie jeszcze raz Zabrze i Częstochowa. Tak, mobilność jest niezbędna, jeśli chce się osiągnąć sukces. Wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy mobilni, ale gdy przychodzi do pakowania walizek, okazuje się, że to nie takie łatwe. – Czyli ambicja i chęć rozwoju. To – Pani zna tę trudność z doświad- – Nie. Najważniejsza jest wizja. Ja, koń- – Kiedy wyjeżdżałam do Łodzi, moja wystarczy? cząc szkołę hotelarską w wieku 20 lat, założyłam sobie, że zostanę dyrektorem w wieku 35 lat. Zostałam w dniu 30. urodzin. Po szkole pracowałam w mniejszym hotelu, to była inna specyfika, inna segmentacja, mniej ludzi, ale już uczyłam się hotelarstwa. Miałam cel, a jeśli ma się cel, to cały czas dąży do jego realizacji. To daje siłę. – Kiedy zaczęła pani pracę w ibisie, co pani umiała? – W hotelarstwie jest tak, że umiejętności to jest jedna rzecz, ale hotelarzem się jest albo nie. To więcej niż zawód, to sposób bycia. – Na czym on polega? – Kocha się ludzi, uwielbia się z nimi przebywać, robi się wszystko, żeby dobrze się u nas czuli. Tego się nie da nauczyć. To jest wypisane na twarzach ludzi, którzy pracują w hotelarstwie. Powtarzam to wielokrotnie – hotel to jest mój dom, a goście to rodzina, która do mnie przyjeżdża i musi być potraktowana z gościnnością. czenia? córka miała pięć lat. Wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję, że dziecko potrzebuje swojego miejsca, własnego pokoju, zabawek, babci, z którą jest na co dzień. Dopóki to ustalaliśmy, było łatwo. W przeddzień wyjazdu, gdy pakowałam walizki, uzmysłowiłam sobie, że będzie wymagało to od nas dużo więcej pracy, niż zakładaliśmy. – I co wtedy? Wątpliwości? – Nie. Owszem, nie była to łatwa sy- tuacja, ale jeśli dążymy do czegoś, mamy jakieś marzenia, to jest to część procesu. Mobilność to podstawa, jeśli marzy się o wysokich stanowiskach. Zwłaszcza w hotelarstwie, gdzie w jednym mieście spędza się dwa – trzy lata. Tu mobilność służy nowym pomysłom, rozwojowi przedsiębiorstwa. Jest niezbędna. – Pani mąż wiedział o tym, gdy brał panią za żonę? – (śmiech) Mógł się domyślać. Poznali- śmy się, gdy pracowałam w poprzednim hotelu jako kierownik administracji; Małgorzata Klimek Dyrektor hoteli ibis & ibis Budget w regionie południowym. było jasne, że jestem ambitna. I że w naszym domu nie będzie tak jak w typowym śląskim domu, gdzie żona czeka z zupą na męża wracającego z pracy. Pewne elementy musiałam wprowadzać małymi krokami, ważne decyzje podejmowaliśmy wspólnie. – Tak po ludzku: pracuje pani w Ło- dzi, dzień pracy się kończy, siedzi pani w łódzkim mieszkaniu czy pokoju hotelowym. Nie bywało pani czasem smutno, że mąż z córką jedzą w domu kolację, a pani w samotności danie z hotelowej restauracji? – Oj, oczywiście, że każdy przeżywa momenty smutku. Ale jeśli ma się cel, do którego się dąży, to zawsze widzi się go z przodu. Jeśli jest atrakcyjny, zgodny z naszymi wartościami, to mobilizuje. Ta praca to coś, co kocham. Nie robiłabym z pewnością niczego na siłę. A gdy przychodzą smutniejsze wieczory, to przecież jest telefon, skype. A Łódź i Gliwice, gdzie mieszkamy, dzielą tylko trzy godziny drogi. – Była pani na rozpoczęciu roku, gdy córka szła do pierwszej klasy? – Oczywiście. Najważniejsze – na każ- dym stanowisku – jest zachowanie równowagi. To nie jest tak, że ludzie, którzy mają wysokie stanowiska, są szczęśliwi. To szczęśliwi ludzie zajmują wysokie stanowiska. – A więc cel jest ważny, ale źródłem siły jest też rodzina? – Bez wątpienia. Bez tego wsparcia, nie ma co ukrywać, żadna osoba, która jest na wyższym stanowisku, nie dałaby rady. Wszystkie domowe obowiązki spadły na mojego męża, bez jego pomocy nie mogłabym się rozwijać. – Po dwóch latach w Łodzi wróciła pani do Zabrza… materiaŁy prasowe arządzanie różnorodnością jest dla Orbisu ważnym elementem przewagi konkurencyjnej, wpływa na innowacyjność oraz rozwój organizacji, a przede wszystkim przynosi wymierne korzyści – w dziale, w hotelu, w zespole projektowym i w całej spółce! Zadaniem sieci WAAG (Women At Accor Generation) jest wspieranie rozwoju zawodowego kobiet, zwiększenie naszych kompetencji przywódczych, budowanie większego komfortu pracy oraz wzajemna inspiracja i wymiana doświadczeń. WAAG daje kobietom zastrzyk pozytywnej energii i motywacji do pracy nad sobą. Podczas spotkań i warsztatów prezentujemy kobietom narzędzia, dzięki którym mogą efektywniej zarządzać własną karierą i sięgać po najwyższe stanowiska. W niniejszym cyklu wywiadów poznają Państwo kobiety, które wnoszą nową jakość w kulturę organizacji, a ich historie mogą stanowić inspirację dla wielu czytelników. naszych ambicji i możliwości rozwoju w firmie. Jeśli nawet jesteśmy bardzo ambitni, ale pracujemy w małej firmie, gdzie jest mało stanowisk, możliwości są ograniczone. Duża firma daje więcej szans na rozwój. Bez wątpienia też dobrze jest spotkać na swojej drodze kogoś, kto przychylnie nam się przygląda i pozwala rozwijać. Ja spotkałam dyrektora, który dostrzegł moją chęć rozwoju. Korzystałam ze wszystkich możliwych szkoleń, aby rozwijać swoje umiejętności. W ciągu roku byłam na szkoleniach dotyczących zarządzania, marketingu, human resources. Jestem również jedyną polską laureatką International Hospitality Management Program Akademii Accor we Francji, gdzie miałam możliwość uczyć się od największych światowych autorytetów w kluczowych dla naszej branży dziedzinach, takich jak strategiczne myślenie, dystrybucja, HR, analiza opłacalności czy efektywność procesów zarządczych. 48 coaching dział życie artykuŁ promocyjny » Trzeba mieć wizję – Tak, na stanowisko dyrektora w moim macierzystym hotelu. Zarządzałam zespołem, którego część pamiętała mnie, gdy wspólnie zaczynaliśmy na równorzędnych stanowiskach. Musiałam znaleźć równowagę w komunikacji, czyli dać do zrozumienia, że choć kieruję, to jestem częścią zespołu. Kluczem do tego kompromisu jest partnerstwo – trzeba okazywać szacunek każdemu, niezależnie od stanowiska, nie zapominać, że na wizerunek firmy pracujemy wszyscy, każdy ma tutaj swoją rolę do spełnienia. Hotelarstwo to partnerstwo. – Od 2011 roku pracuje pani w Kra- kowie. – Tak. Przeszłam wtedy do hotelu Kraków ibis Centrum i nadzorowałam budowę dwóch kolejnych hoteli w Krakowie. To było niesamowite doświadczenie. Obserwowałam te hotele od momentu tworzenia projektu, widziałam, jak powstawały, odpowiadałam za całą organizację przed otwarciem: od poszukiwania i zatrudnienia personelu przez szkolenia, pozwolenia. Poczucia spełnienia i dumy jaką wszyscy czuliśmy w dniu otwarcia nie da się porównać z niczym innym. – Spełnienie marzeń? – Nie. Marzenia nigdy się nie speł- niają. Żeby iść do przodu, trzeba mieć ciągłe poczucie niedosytu. Jeśli rozmawiamy o źródłach siły, to bez wątpienia ów ciągły niedosyt jest bardzo mobilizujący. – W tym roku znów pani awansowała. – Nastąpiły zmiany organizacyjne w firmie, w których wyniku powstało nowe stanowisko – dyrektor regionu. Wcześniej zarządzałam dwoma hotelami w Krakowie, teraz siedmioma – cztery są w Krakowie, kolejne w Katowicach, Zabrzu i Kielcach. – Co na to rodzina? – Dumna i zachwycona. Z Krakowa do Gliwic jest tylko 140 km, nie ma o czym mówić. Moja córka ma już 16 lat. Interesuje się antropologią, więc Kraków to dla niej wspaniałe miejsce. Jest stałą bywalczynią tutejszych wystaw, muzeów. Myślę, że dzięki mojej pracy jest taka otwarta na nowe znajomości, miejsca, możliwości. – W Grupie Orbis prawie połowę dy- rektorskich stanowisk zajmują kobiety. To ewenement. – W klasie ekonomicznej naszych hoteli – nawet więcej. Kobiety w Polsce są ambitne, profesjonalne i dobrze wykształcone. Do tego dochodzi fakt, że w szkołach hotelarskich 90 proc. uczniów to kobiety. Jednak najważniejsze to wartości firmy – w Grupie Hotelowej Orbis docenia się kompetencje bez względu na płeć. – Wspieracie się? – Bardzo. To jest fenomen, bo badania dowodzą, że mężczyźni się wspierają, a kobiety raczej sobie zazdroszczą. U nas jest inaczej. Dzwonimy do siebie, wymieniamy doświadczenia, radzimy w trudnych sytuacjach, czasem zwyczajnie – przyjaźnimy. – Należy pani do Women at Accor Generation (WAAG) – organizacji, która w grupie Orbis i Accor wspiera rozwój zawodowy kobiet. Po co potrzebna jest taka grupa? – To wspaniała organizacja. Zapisałam się, gdy tylko powstała polska filia. Miałyśmy wiele ciekawych, inspirujących spotkań. Inspirujących i dla nas – już na stanowiskach, i dla młodszych pań, które jeszcze nie wiedzą, jaką chcą iść drogą. WAAG pozwala kobietom uwierzyć, że nie różnimy się od mężczyzn kompetencjami. A przecież gdy mężczyzna awansuje, uważa to za oczywiste. My wciąż zadajemy sobie pytania: „Dlaczego ja? Przecież tylko robię to, co do mnie należy”. – Naprawdę? Pani też zadaje sobie to pytanie? – A pani nie? (śmiech) Oczywiście, że wielokrotnie przy awansach zastanawiałam się, czym na to zasłużyłam, czy jestem już gotowa na tę zmianę. Jednak uważam, że to pytanie ma sens. Utrzymuje nas w pewnego rodzaju czujności, nie spoczywamy na laurach, tylko się rozwijamy. Wątpliwości też mogą być źródłem siły. McSzczęście – WAAG uczy też, jak budować włas- ną markę. Gdzie jest granica między świadomością własnej marki „Małgorzata Klimek” a pracy dla marki Orbis/Accor? Nie ma tu ryzyka sprzeczności? – Jeśli wartości firmy i moje są spójne, to nie ma żadnej sprzeczności. Nawet więcej: tylko wtedy, gdy te wartości są spójne, ja mogę budować markę firmy. Inaczej nie byłabym wiarygodna. – Czy dziś, jako dyrektor regionu, jest pani inną osobą niż dziesięć lat temu, gdy jechała pani do Łodzi? – Na pewno inaczej wyglądam. Noszę już nie tylko szare garsonki, ale na przykład czerwone klipsy albo marynarki w innym kolorze niż spodnie. Nie kryję, że w pewnym momencie skorzystałam z pomocy stylisty. Chciałam, by mój wizerunek lepiej współgrał ze stanowiskiem, to bardzo wzmacnia. My, kobiety, jesteśmy pewniejsze siebie, gdy lepiej wyglądamy. Budowanie własnej marki to kompetencje, miejsce, gdzie pracujemy, ale również wygląd, zachowanie, opanowanie, umiejętność pracy w stresie. Niestety nie uczy się tego w szkołach, a powinno wejść do kanonów polskiego szkolnictwa. – Właśnie, stres. Im wyższe stanowi- sko, tym pewnie większy. Jak pani sobie z nim radzi? – Wychodzę z założenia, że sytuacje stresowe są częścią pracy. Nie należy się ich bać, tylko przyjąć, że to niezbędny element. Kiedy w 2004 roku pojechałam do hotelu w Łodzi – łódzki ibis jest dwa razy większy od zabrzańskiego, ja ze stanowiska asystenta dyrektora działu awansowałam przecież na zastępcę dyrektora hotelu, no i byłam wtedy dwudziestoparoletnią dziewczyną – musiałam zmierzyć się z sytuacjami stresowymi. Nie jakimiś nadzwyczajnymi, raczej typowymi dla dużego hotelu z pełnym obłożeniem. Z czasem zdałam sobie sprawę, że to element dnia codziennego i nauczyłam się czerpać z tego doświadczenia. Zresztą jako dziecko tańczyłam w balecie. Tam nas uczono, że stres musi być. Ważne tylko, by utrzymywał się na poziomie mobilizującym, a nie paraliżującym. . METAFIZYKA DLA NEUROTYKA Marcin Fabjański Filozof, pisarz, trener. Twórca projektu Selfoff. S Wierzymy w iluzję, że szczęście to bycie lepszym od innych, a metodą jego zdobycia jest rywalizacja zkoleniowy i książkowy przemysł szczęścia oferuje dziś setki „jedynych” metod, które cię naprawią. Nasz ulepszacz jest najlepszy – głoszą ich autorzy. Udoskonali cię, przeniesie do punktu S – jak szczęście, gdzie spędzisz resztę swoich dni. Osiągniesz „większy sukces”, choć pobieżna nawet analiza filozoficzna pokazuje, że źródłem twojego poczucia niespełnienia jest żądza sukcesu, a nie jego brak lub za mała skala. Masz się poddać uszczęśliwiającym zabiegom biernie, mechanicznie, przejmując styl i przekonania dostarczyciela szczęścia (w końcu za to mu płacisz). Jeśli jednak rację miał Nietzsche, że „szczęście indywidualne wypływa z własnych, nikomu nieznanych prawideł, a przepisy zewnętrzne stanowią jeno przeszkodę i zaporę”, to pakujesz się w ślepą uliczkę. Wjeżdżasz beztrosko pod prąd procesu życia. Regułę szczęścia musisz sam odkryć – radzi niemiecki filozof. Musisz stworzyć własny słownik do opisu szczęścia, oparty na analizie własnego doświadczenia. Słowa, obietnice, metody innych tylko cię od szczęścia oddzielą. Jeśli już tak bardzo chcesz być szczęśliwy, zbuduj prywatną manufakturę, zamiast kupować gotowy produkt z przemysłowej taśmy. Niewielu autorów cudownych recept mówi, że im potężniejsze ego wyhodujesz, tym więcej wysiłku będziesz musiał poświęcać na jego fortyfikację i obronę, zamiast cieszyć się prostą radością istnienia. Tym dalej będziesz od zrozumienia prawdy, którą już dawno odkryły szkoły filozofii zajmujące się obserwacją człowieka i natury, a ostatnio coraz dobitniej potwierdza nauka – o tym, że współistniejemy, a nie istniejemy osobno jako niezależne byty. Z tysięcy rozmów z ludźmi, na warsztatach, spotkaniach, w czasie wędrówek, wyłania się przede mną coraz wyraźniejszy obraz kondycji współczes- Jednostce, o ile zapragnie ona szczęścia, nie należy dawać przepisów określających drogę do szczęścia: gdyż szczęście indywidualne wypływa z własnych, nikomu nieznanych prawideł, a przepisy zewnętrzne stanowią jeno przeszkodę i zaporę Fryderyk Nietzsche „Jutrzenka” nego człowieka. Chcemy szczęścia, to jasne. I zwracamy się po nie do specjalistów. Z tych samych rozmów wnoszę, że doskonale wiemy, co daje nam szczęście: wiemy przynajmniej to, że jego konieczną składową jest wspólnota z innymi ludźmi, a może nawet z całą naturą. Tęsknimy za chwilami, kiedy ją odczuwaliśmy. Wspominamy je jako najcudowniejsze w życiu. Spotkałem niedawno prostą pięćdziesięcioletnią kobietę, która choć żyje z daleka od coachów i psychoterapeutów, bez namysłu podała piękną i precyzyjną definicję: szczęście to podzielić się z innymi. Kiedy jednak przychodzi do zadbania o szczęście w działaniu, słuchamy fachowców od sukcesu i budujemy ego w rozmiarze XXL. Wierzymy w iluzję, że szczęście to ten rozmiar, wystawanie nad głowy innych, a metodą jego pozyskiwania jest rywalizacja i skakanie sobie do gardeł. Żeby wystawać nad innych albo przynajmniej dostawać do nich, bierzemy kredyty, a potem spłacamy je bankom najcenniejszą monetą: wolnością, depresją, koniecznością znoszenia upokorzeń, krótszym i mniej zdrowym życiem, oddzieleniem od bliskich. Punkt S – szczęście nie istnieje. Choćby dlatego, że w naturze, inaczej niż w geometrii, w ogóle nie ma punktów. Jest tylko proces, niekończąca się zmiana. Także dlatego, że szczęście to tylko pojęcie, które ma sens w zestawieniu z jego przeciwieństwem – na przykład przygnębieniem. Ale to nie znaczy, że nie warto poszukiwać reguły szczęścia, takiej być może, która uniezależni je od zmian. Kluczem jest tutaj słowo „poszukiwać”. Może ono znaczyć wiele różnych rzeczy, ale jednego nie oznacza na pewno – „kupować od innych”. . >>> www.selfoff.com „Stoicyzm uliczny” na Facebooku 49