DEPOZYTARIUSZ PAMIĘCI - Alma Mater

Transkrypt

DEPOZYTARIUSZ PAMIĘCI - Alma Mater
SMAK ŻYCIA
Jako naukowiec klinicysta wiem, jak bardzo może
fascynować struktura pojedynczego genu. Inspirującą
dla mnie jest jednak nie tylko przyszłość, lecz również
zagłębianie się w świat, którego już nie ma. Ślady
takiego świata odnajduję w ludziach, którzy tamten
czas pamiętają: w ich wspomnieniach, rodzinnych
fotografiach, pamiątkach. To taka mikrobiologia przeszłości – mówi profesor Aleksander Skotnicki.
DEPOZYTARIUSZ PAMIĘCI
odzienna poranna wizyta przy łóżkach pacjentów kończy się,
jak zwykle, przed godziną 12.00. Profesor, idąc korytarzem
kliniki ozdobionym reprodukcjami obrazów Renoira, van Gogha,
Rafaela, da Vinci, Moneta czy Maneta, pośpiesznym krokiem
wchodzi do swojego gabinetu na drugim
piętrze. Tyle że po drodze z rąk sekretarki przejmuje plik dokumentów do
podpisania, wysłuchuje, kto i w jakiej
sprawie do niego dzwonił, wydaje pilne
polecenia.
– Jeszcze sekundę, a zaraz będę do dyspozycji – te słowa kieruje już w moją
stronę.
Na umówione spotkanie z profesorem Aleksandrem Skotnickim
stawiam się punktualnie. Chcę porozmawiać o transplantacji szpiku. Przede
wszystkim o przełomie, jaki nastąpił
w leczeniu ostrych białaczek. Bo ten,
z całą pewnością, notuje się od chwili
zastosowania u pacjentów, zamiast
standardowych dawek leków przeciwbiałaczkowych – megachemioterapii
całkowicie niszczącej szpik zaatakoProf. Aleksander Skotnicki
wany komórkami nowotworowymi.
Po to, by następnie bezpieczne przetoczyć pacjentowi potencjał krwiotwórczy pochodzący od zdrowego spokrewnionego
dawcy – najczęściej siostry czy brata lub z międzynarodowego
banku dawców szpiku. Albo i od samego pacjenta, któremu
w okresie remisji choroby pobrano komórki macierzyste szpiku,
zamrożono w ciekłym azocie (–180˚C), a po przeprowadzeniu megachemioterapii na powrót przetoczono, aby podjęły
w ustroju pacjenta proces zdrowego krwiotworzenia...
Ledwie jednak zasiadam w fotelu przy ogromnym biurku,
zajmującym niemal cały gabinet następcy takich szefów kliniki
jak Aleksandrowicz, Blicharski i Lisiewicz, ledwie zaczynam
formułować pierwsze pytanie, gdy dzwoni telefon...
Profesor sięga po słuchawkę: – Ach to pani, pani Ireno.
Jakże się cieszę... Tak?... Naprawdę?!... Podoba się pani ta
książeczka?
48
ALMA MATER
SPADKOBIERCA
Rozmowa telefoniczna trwa. Tymczasem kątem oka obserwuję
regały z książkami i ściany gabinetu, po sam sufit zawieszone zdjęciami oprawionymi w ramki. Nad drzwiami
wejściowymi zwraca uwagę obraz utrzymany przez artystę w odcieniach brązu. To
portret Juliana Aleksandrowicza. Lekarza,
który po wojnie stworzył w Krakowie nowoczesną Klinikę Chorób Wewnętrznych,
a wcześniej, od 1936 roku, pod kierunkiem
profesora Tadeusza Tempki, rozwijał
nowoczesną hematologię, przygotowując
równocześnie pierwszy w Polsce podręcznik z tej dziedziny.
– Dziś dzieło uczonego klinicysty kontynuuje mój interlokutor – coraz skuteczniej
walczący z chorobą białaczkową swoich
pacjentów, a równocześnie pokorny wobec
tragicznych przejść ludzi w czasie drugiej
wojny światowej. Wśród nich i swojego
Mistrza. Doktor Aleksandrowicz był zamknięty w krakowskim getcie, a podczas
jego likwidacji, 13 marca 1943 roku, uciekł
kanałem, trzymając za rękę małego synka
Jerzyka, pod pachą zaś maszynopis wspomnianego podręcznika,
który wydał dopiero w 1946 roku.
– Przepraszam, dzwoniła pani Irena Sendlerowa – kierując te słowa
już w moją stronę, Aleksander Skotnicki odrywa mnie od zadumy
nad portretem człowieka, który pół wieku temu dokonał pierwszego
w Polsce przeszczepu szpiku, w świetlicy klinicznej! Znana krakowska malarka otrzymała wówczas od swojej siostry bliźniaczki szpik
kostny, z żyły do żyły.
K.K. Pollesch
C
W KLASZTORZE BONIFRATRÓW
– Pan zna kandydatkę do tegorocznej Nagrody Nobla?! – zaciekawienie tą znajomością nagle bierze górę nad chęcią dopytania profesora
o komórki macierzyste, o ich udział w terapii. Zaczynam wypytywać
o kobietę dziś siedzącą na inwalidzkim wózku – a w czasie okupacji
hitlerowskiej dzielną pracownicę socjalną, która uratowała od zagła- ników. I dlatego teraz proszę panią, a także innych redaktorów,
dy ponad dwa tysiące dzieci żydowskich.
abyście zainteresowali nimi kuratora oświaty w Krakowie, pana
– Znamy się od pięciu lat – odpowiedź jest krótka. Wyrywa z kon- Józefa Rostworowskiego. A ten żeby z kolei sprawił, aby unikatemplacji o Andrzeju
towy dokument stał
Wajdzie, który po
się dla młodzieży
polskiej premierze
lekcją większego
Listy Schindlera
zaangażowania
w krakowskim kinie
w sprawy Polski
Kijów, w obecności
– mówi nauczyciel
reżysera, Stevena
akademicki, który
Spielberga, z nietajniki medycyny
ukrywanym wzruwykłada setkom leszeniem powiedział
karzy, a do doktorado dziennikarzy:
tu doprowadził już
I my, w Polsce, mamy
ponad dwudziestu.
bohaterkę wartą nakręcenia tak bardzo
CÓRKA
wstrząsającego filKANTORA
mu...
Profesor tę bohaNa ścianie, za
terkę zna. Na prośbę
fotelem profesora,
wspólnych przyjaznajduje się czarciół kiedyś do niej
no-białe zdjęcie.
zadzwonił. Później
Przedstawia dwie
zaczął odwiedzać Prof. Aleksander Skotnicki podczas zabiegu pobrania szpiku kostnego i jego przeszczepienia małe dziewczynki.
ją w Warszawie – w Klinice Hematologii CM UJ
Jedną z nich jest
w klasztorze Bonifratrów, w pokoiku, w którym codziennie pracuje wspomniana Genia. Córka kantora w Synagodze Wysokiej
i odbiera telefony. Zdarza się czasem, że przesyła 97–letniej dziś na Kazimierzu, który został zamordowany przez hitlerowców
kobiecie książki i artykuły dotyczące losów ludzi uratowanych w płaszowskim obozie.
Opowieść o 81-letniej dziś Geni jest wzruszająca. Ona, tak
z Holokaustu.
jak jej ojciec, też znalazła się w getcie. Później przy ul. LipoPAMIĘTNIK Z ULICY MIODOWEJ
wej 4 – na Zabłociu. Jakieś cztery kilometry dalej od baraków
głównego obozu w Płaszowie, kierowanego przez sadystycznego
Książka, o której starsza pani uhonorowana medalem Spra- komendanta Amona Goetha.
wiedliwy wśród Narodów Świata rozmawiała z profesorem przez – 17-letnia Genia miała szczęście, bo trafiła do tego sanktuarium (jedni je nazywali „Arką
telefon, leży na biurku – tuż
Noego”, inni „Wyspą przeżyobok mikroskopu i lekarskich
notatek. Na czym polega wielcia”), jakie stworzył więźniom
kość tej niewielkiej formatem
Płaszowa Oskar Schindler.
edycji? Na autentyczności.
W jego Fabryce Naczyń EmaNa prawdzie, jaką w swych
liowanych nikogo nie bito, nikt
przedwojennych pamiętnikach
nie głodował, nikt nie umarł
zawarły uczennice Szkoły Poz przepracowania, nikogo nie
wszechnej im. Klementyny
zastrzelono – mówi Aleksander
z Tańskich Hoffmanowej przy
Skotnicki.
ul. Miodowej 26; starannym,
Genia jest jedną z ponad
kaligraficznym pismem relatysiąca osób, które ocalały
cjonowały dzień po dniu – opiz piekła Holokaustu w Krasywały obchody dnia imienin
kowie. Napisany przez nią
Marszałka Józefa Piłsudskiego,
i jej koleżanki z ul. Miodowej
prezydenta RP Ignacego Mościpamiętnik też ocalał. Za sprawą
ckiego, swój udział w sypaniu
rodziny, do której trafił przyKopca na Sowińcu.
padkowo, a która zdecydowała
– Podczas jednej z wypraw do
się w latach 90. przekazać go do
Izraela, będąc w Beer Shewie, na pustyni Negew, w domu u Geni Żydowskiego Instytutu Historycznego.
Wohlfeiler-Manor, przeczytałem dzienniczek owych dziewcząt – W Yad Vashem w jednej z autorek zapisków rozpoznano Eugenię
i zrozumiałem, jak młodzież z żydowskiej szkoły kultywowała Wohlfeiler i właśnie dla niej skopiowano pamiętniki z oryginału.
tradycję niepodległej Polski oraz w jak wielkim patriotyzmie ją Tę kopię dostałem do przeczytania, gdy odwiedziłem Genię
wychowywano. Dlatego postarałem się o wydanie tych pamięt- w Izraelu – dopowiada tropiciel śladów przeszłości.
ALMA MATER
49
MIKROSKOP
po świecie osiemdziesięcio-, dziewięćdziesięciolatków ocalonych
z Holokaustu, staram się spojrzeć na świat ich oczyma, przez
pryzmat ich wrażliwości, ich pamięci. Dzięki temu mogę robić
Irena Sendlerowa, fotografie, pamiętnik uczennic z Miodowej...
coś,
o czym zawsze marzyłem: pospacerować po Krakowie z,
– Intryguje mnie mikroskop stojący na Pana biurku pośród sterty rozpowiedzmy, 1936 roku.
maitych dokumentów – nie mogę uchronić
Holistyczne podejście do pacjenta,
się od natręctwa spoglądania na ten przyrząd.
wrażliwość
– te wartości dla profesora
Dlatego tak właśnie rozpoczynam kolejny
mają
duże
znaczenie.
Jest lekarzem. Jest
wątek rozmowy, na kolejnym spotkaniu z
uczniem
Juliana
Aleksandrowicza,
który
lekarzem, który naukowo zajmuje się rozniestrudzenie
powtarzał:
nie
można
leczyć
wojem nowych metod leczenia – chemio-imczłowieka bez jego udziału, bez zbudowamuno-radioterapią u chorych z białaczkami
nia partnerskich relacji, nawiązania z nim
i chłoniakami. Rozmowa ma miejsce po
kontaktu. Wskazówki Mistrza uczeń odnosi
opuszczeniu gabinetu przez zastępczynię
jednak
nie tylko do pacjentów – również
profesora; lekarz menedżer – a jakże!
do
swoich
żydowskich przyjaciół, którym
– omawiał z nią pismo zaadresowane do
się
uniknąć
śmierci w obozie zagłady
udało
Narodowego Funduszu Zdrowia; współczes–
bo
zostali
skierowani
do pracy przy ul.
ne światowe standardy leczenia białaczki
Lipowej
4.
wymagają zwiększonych nakładów na leki
Tych ocalonych – obecnych na liście
nowej generacji, a to oznacza zwiększenie
adresowej
sporządzonej przez Leopolda
przydziału pieniędzy dla placówki obejmuPage’a-Pfefferberga
w 1993 roku – na prośjącej hospitalizacją południowo-wschodnią
bę
Stevena
Spielberga,
gdy ten w Krakowie
Polskę. Z hospitalizacji w Uniwersyteckim
kręcił
fi
lm
Lista
Schindlera
– szuka teraz po
Szpitalu i Klinice Hematologii przy ul.
całym
świecie.
W
Australii,
w
Nowej ZelanKopernika 17 – zapamiętałam – korzysta
dii,
w
obu
Amerykach
i
w
Europie.
rocznie około 500 pacjentów, a codziennie
Odnalazł ponad sześćdziesięciu. Oskar
do poradni przyklinicznej zgłasza się ich
Prof.
Aleksander
Skotnicki
przy
symbolicznym
Schindler
w oczach uratowanych przez sieponad setka.
grobie swojej babki w Jerozolimie
bie
krakowskich
Żydów – to tytuł monografii,
– Mikroskop jest pamiątką. Dostałem go
którą
im
poświęcił.
w prezencie od doktora Thomsona, który uczył mnie hematologii
podczas mojego pierwszego wyjazdu na stypendium, do Instytutu
DLACZEGO?
Raka (Imperial Cancer Research Fund) w Londynie. Ale ten mikroskop jest wciąż w użyciu – mówiąc to profesor demonstruje, jak
równocześnie – razem z asystentami czy studentami – możliwe jest – Książka powstała w oparciu o wspomnienia schindlerowców.
oglądanie i ocena tego samego preparatu rozmazu krwi lub szpiku Ukazuje ona jednak i dzisiejszy świat ludzi, do których udało mi
kostnego pacjentów. Zaletą tego instrumentu optycznego jest akurat się dotrzeć – dopowiada autor. I niespodziewanie sam sobie zadaje
pytanie: – Dlaczego ja to wszystko robię?
to, że został wyposażony w podwójny okular – dla dwu par oczu.
Pytania nie pozostawia
bez odpowieMIKROBIOLOG
dzi.
Odpowiedzią
jest
PRZESZŁOŚCI
powiedzenie: „Jeżeli
nie ja – to kto? Jeżeli
Mikroskop ponie
teraz – to kiedy?”.
strzegam jeszcze inaOdpowiedzią jest
czej. Symbolicznie.
także
pamięć zwiąNaukowiec klinicysta
zana
z
niepospolitym
dobrze wie, że obserżyciem
babci, Anny
wując coś z bliska,
Sokołowskiej,
zabitej
widzi się znacznie
zastrzykiem
fenolu
więcej.
w obozie koncentra– Od lat przyglądam
cyjnym w Ravenssię komórkom krwi
brück. I ojca Romana,
pod mikroskopem
który walczył w Po– niewidzialnym gowstaniu Warszawsłym okiem. Usiłuję
Ogród Kliniki Hematologii UJ – spotkanie chorych po transplantacji szpiku, 2004 r.
kim. I matki Aliny,
jednak równocześnie
ofi
ary
okupacji
w
tym
sensie,
że
w
czasie
wojny
straciła swoją mamę,
poznawać świat, którego już nie ma. Śladów przeszłości szukam
zamordowaną
za
ukrywanie
kobiet
żydowskiego
pochodzenia, także
więc u ludzi, którzy zatrzymali je we wspomnieniach, na fotograpierwszego
męża,
Juliusza
Russockiego,
ofi
cera
Wojska Polskiego
fiach czy innych pamiątkach. Ot, uprawiam swoistą mikrobiologię
walczącego
o
Wał
Pomorski,
oraz
pierwszego
syna, Krzysztofa.
przeszłości – te słowa potwierdzają moją tezę. Zwłaszcza że badacz
Nota
bene
to
właśnie
mamie,
urodzonej
na
Kresach
Wschodnich,
minionego zaraz dodaje: – Staram się docierać do rozproszonych
50
ALMA MATER
Aleksander Skotnicki zawdzięcza to, że jako kilkunastoletni chłopiec
– z obniżoną po grypie liczbą płytek krwi – trafił pod lekarską opiekę
Juliana Aleksandrowicza...
– Ten niezwykły lekarz, późniejszy mój Mistrz, zwykł mawiać: jeżeli
coś cię pasjonuje, wciąga, staraj się też innych tym zainteresować.
Przejąłem się tymi słowami. Staram się budować mosty między
ludźmi różnych narodowości, różnego wyznania, wieku, zawodu
czy pozycji społecznej. Chociaż sam nie mam korzeni żydowskich
– to właśnie Żydzi stali mi się bliscy.
posadzone w 1989 roku, a opatrzone tabliczką: „Anna Sokołowska,
Poland”. Na tym, jakże symbolicznym, grobie położy kamyczek
przywieziony z Krakowa, znad Wisły. Kamyk będzie też od jego
matki Aliny Skotnickiej, która, mając 85 lat, opuściła ziemski świat
w 2002 roku.
– Jak Pan staje przed drzewkiem zasadzonym przed laty, to jakie
myśli chodzą mu po głowie?
– Zanim odpowiem, chcę coś dodać: otóż byłem przekonany, że
drzewko, a właściwie dziesięciocentymetrowa łodyżka posadzona na
mocno nasłonecznionej skale, podlana tylko jedną konewką wody...
BABCIA
umarła. Tym bardziej że przez piętnaście lat od tamtego czasu ani
razu nie byłem w Jerozolimie. Na dodatek znajomym, którzy odMyśląc o początkach działań związanych z historią krakow- wiedzali jerozolimskie wzgórze, nie udawało się odnaleźć tabliczki
skich Żydów, wciąż ma przed oczyma Juliana Aleksandrowicza z nazwiskiem mojej babci. Aż razu pewnego... Tak, w odnalezieniu
– wybitnego lekarza żydowdrzewka pomógł mi jeden
skiego pochodzenia. To on
z najwybitniejszych hematoopowiadał jemu, także inlogów Izraela, profesor Aaron
nym asystentom, o getcie,
Polliack, z którym zetknąłem
o ucieczce z niego, o walce
się na konferencji naukowej
w szeregach Armii Krajowej.
w Lublinie. Podczas wspólTakże o bardzo odważnych
nego śniadania, na papierowej
Polakach, którzy, narażając
serwetce, którą on wetknął
własne życie, udzielili schrow swoją butonierkę, wypisanienia jemu, jego żonie Małem nazwisko babci.
rylce i ich małemu wówczas
Drogi Alku, przepraszam
synkowi...
że dopiero teraz się odzywam.
– Do tych odważnych Pola[...] Z pomocą mojej pacjentki,
ków zalicza się Pana babcia
która pracuje w Yad Vashem,
– zauważam.
drzewko zostało odnalezione
Znam historię Anny So[...]. Posyłam Ci jego zdjęcie
kołowskiej. Z opowiadania
– taka odpowiedź przyszła
jej córki, Aliny. Po powrocie
z Izraela po pół roku.
120-letni, odnowiony budynek Kliniki Hematologii UJ przy ul. Kopernika 17
z Jerozolimy, gdzie razem
– Drzewko rosło...
z synem Aleksandrem posadziła drzewko w Alei Sprawiedliwych na – Ma teraz ponad 5 metrów! A kiedy przy nim staję, to myślę tak:
zaproszenie Instytutu Yad Vashem, spotkałyśmy się, by o tym wyda- jeśli babcia zginęła za pomoc udzieloną współobywatelom mojego
rzeniu porozmawiać. Wzruszona pani Alina (psycholog z wykształ- kraju, to ja przynajmniej powinienem przyczynić się do dalszego
cenia, założycielka Telefonu Zaufania w Krakowie) wspominała rozwoju dobrych stosunków polsko-żydowskich.
wtedy czas, gdy jej matka, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego
z dyplomem uzyskanym w 1905 (!) roku, uczyła w nowosądeckim
GENY
gimnazjum – gdzie jedną trzecią uczniów stanowili Żydzi – języka
polskiego i historii. Mówiła też, że jej matka była wielką patriotką,
Anna Sokołowska ukrywała farmaceutki w domu, swoim
że przeżyła Sybir (1903–1904) i utratę męża, starosty z Żytomierza, uczniom przynosiła do getta żywność, tam ich wspierała, zdobyła
który został zamęczony przez bolszewików w więzieniu w 1920 roku. nawet stałą przepustkę, gdyż świetnie posługiwała się językiem
Wdowa z dziećmi przyjechała z Kresów Wschodnich do Warszawy, niemieckim.
osiadła w Nowym Sączu, wykształciła troje dzieci.
– Myślę, że mam geny po babce. Łatwo się nie poddaję – wyznaje
– Babcię aresztowano w 1944 roku, gdy doszło do dekonspiracji profesor.
jej mieszkania. Dwie ukrywane przez nią Żydówki, farmaceutki,
Wyznanie ma odniesienie do działań. Przykład? Po studiach,
rozstrzelano na miejscu... – ściszonym głosem profesor przypomina jako dyplomowany lekarz, chciał zostać i pracować na Akademii
dramat, jaki rozegrał się przy ul. Szujskiego 10, właśnie w Nowym Medycznej. Szanse były nikłe, był z „niepolitycznej grupy”.
Sączu. A potem jeszcze ciszej dopowiada: – Gdy w obozie koncentra- Jednak się uparł. W rezultacie trafił do Zakładu Anatomii Patolocyjnym w Ravensbrück w lutym 1945 roku zabito Annę Sokołowską, gicznej, gdzie przeprowadzał sekcje zwłok, wykonywał obdukcje,
miała prawie siedemdziesiąt lat.
opisując ich przebieg i rezultaty.
– Tych zabiegów przez rok wykonałem ponad setkę, a rówKAMYK ZNAD WISŁY
nocześnie pracowałem jako wolontariusz w klinice profesora
Aleksandrowicza – tak mówi Aleksander Skotnicki o początkach
Przed długim weekendem znów spotykam się z profesorem. zawodowej drogi.
Wiem, że kilka majowych dni zamierza spędzić w Izraelu. Chce
Ta droga wiodła i przez zagraniczne uczelnie – między innymi
przede wszystkim pójść na jerozolimskie wzgórze, gdzie pośród w Londynie i Waszyngtonie. Jednak klinika przy ul. Kopernika 17
dwudziestu tysięcy drzew poświęconych Sprawiedliwym rośnie i to była – jest – i będzie dla niego najważniejsza. Dlatego zżyma się,
ALMA MATER
51
gdy ktoś go pyta: jak można do tego samego budynku przychodzić
przez ponad trzydzieści pięć lat?!
Można. Każdy dzień niesie nowe wyzwania...
METAMORFOZA
Aleksander Skotnicki lubi się odwoływać do Pilota wojennego, w którym Antoine de Saint-Exupéry zawarł taką myśl: Katedra
jest czymś więcej niż sumą kamieni. Ona nadaje im piękno i sens.
Sam dla siebie tę myśl zinterpretował tak: nie można człowieka
rozpatrywać przez pryzmat jego chorej wątroby, nerek czy szpiku
– te narządy tworzą przecież całość. I właśnie o tym – również
jako autor przeszło 250 publikacji naukowych, 12 monografii oraz
podręczników medycznych z zakresu hematologii i immunologii
doświadczalnej i klinicznej – przekonuje swoich studentów oraz
asystentów. Ja myślenie profesora o humanizmie, o prawdzie
w medycynie miałam okazję poznać na
jego wykładach wygłaszanych w auli
CM UJ – adresowanych nie tylko do
lekarzy.
Jednym z wyzwań była modernizacja Kliniki Hematologii
Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą kieruje od dziesięciu lat. Tym bardziej że to zadanie potraktował
nadzwyczaj poważnie – jako realizację niepisanego testamentu
Juliana Aleksandrowicza.
120-letni budynek, dwie dekady
temu przeznaczony do likwidacji,
dziś budzi zazdrość niejednego
dyrektora szpitala. I jest ukojeniem
dla ducha setek pacjentów, którym
DOBRA ENERGIA
przyszło zmagać się z białaczką. Bo
czy nie napawa nadzieją na wyzdroKlinika przy ul. Kopernika jest
wienie kompetentny zespół lekarzy
chyba miejscem największego przywiąi pielęgniarek oraz nowoczesna
zania Aleksandra Skotnickiego. Do niej
aparatura diagnostyczna? (Białaczpowraca z radością – nawet z najbarkę – podstępnego wroga pacjentów
dziej odległych zakątków świata.
– poznaje się tutaj na poziomie
– Lubię swoją pracę, chociaż lubię się też
klinicznym, cytologicznym, immuprzemieszczać – stwierdza.
nofenotypowym, cytogenetycznym,
– Są miejsca, które wyzwalają dobrą
molekularnym, i skutecznie z nią
energię, do których chce Pan wracać?
walczy). Czyż nie łatwiej walczyć
– Jednym z nich jest Genewa. Przeszło
z chorobą, gdy obcuje się z dzieładwadzieścia lat temu wziąłem udział
mi artystów, które zdobią kolorowe
– po rocznym pobycie na stypendium
ściany korytarzy i sal szpitalnych?
Fulbrighta w USA, gdy, interesując się
Czyż nie ułatwia życia osobna łaAIDS, pojechałem do Zairu, aby porówzienka, telefon przy łóżku, telewizor
nać obraz kliniczny chorych zarażonych
i radio?
HIV w Ameryce i Afryce – w kongresie
– W metamorfozę kliniki włożylizorganizowanym przez Światową
śmy sporo wysiłku i wiele milionów
Organizację Zdrowia (WHO), a pozłotych pozyskanych z różnych
święconym właśnie tej chorobie. Nie
źródeł, w większości z Ministerstwa Mam jeszcze tyle do zrobienia – prof. Aleksander ukrywam, że gdy po powrocie z Afryki
Zdrowia oraz z Fundacji im. Juliana Skotnicki w ogrodzie Kliniki
wchodziłem do gmachu WHO w GeAleksandrowicza – wspomina profesor.
newie, będącego mekką dla każdego lekarza na świecie, byłem
Modernizacja kliniki to było wielkie przedsięwzięcie. Szef bardzo wzruszony.
z zespołem też się w nią włączyli. Podpowiadali architektom,
Jest sporo miejsc w świecie, które Aleksander Skotnicki
jak zamienić 10-łóżkowe sale bez toalet (WC dla 50 pacjentów zachował w dobrej pamięci. Przede wszystkim jednak Kraków!
znajdowało się na końcu korytarza!) w dobrze wyposażone Bo choć urodził się w Chorzowie, gdzie ojciec, inżynier rolnik,
i estetycznie wyglądające separatki; wnętrza Kliniki zdobili, zarządzał dużym gospodarstwem – to jednak… Cóż, mieszka
przynosząc również i ze swoich domów dywany, kwiaty do- w Krakowie od pierwszych miesięcy swego życia, które naznaniczkowe, a nawet obrazy.
czył rok 1948.
Energia? Wszedł kiedyś na dach domu Sióstr Urszulanek przy
SIEDEM DO DZIESIĘCIU
ul. Starowiślnej, gdzie dawniej było jego przedszkole, popatrzył
wokoło – cudownie! Równie piękny widok miał przed oczyma,
Zmienił się obraz kliniki. Czy zmienia się liczba pacjentów gdy na miejsce kontemplacji wybrał patio hotelu „Copernicus”
wyleczonych nowymi metodami? Pytanie jest ważne. Odpo- przy ul. Kanoniczej. Inny dach, z którego lubi fotografować,
wiedź jeszcze ważniejsza: – Dawniej udawało się wyleczyć to ten na budynku hotelu obok Starego Teatru. I także ten przy
jednego chorego na dziesięciu, a teraz siedmiu – mówi pro- krakowskich Plantach, gdzie przed wojną była giełda, po wojnie
fesor, który codziennie pochyla się nad łóżkami pacjentów. KW PZPR, a teraz mieści się Akademia Muzyczna.
A bywa, że jeszcze w swoim domu zastanawia się, czy podano
im odpowiednie leki, czy na przykład w literaturze medycznej
NIEZBĘDNIK
nie znajdzie się opis podobnego zespołu objawów, jakie ma
pan X albo pani Y i czy przez analogię nie można by leczyć
Ciekawość świata inspiruje do robienia zdjęć. Aparat fotoich jeszcze lepiej.
graficzny to dla profesora niezbędnik. Zawsze ma go przy sobie.
52
ALMA MATER
Z natury samotnik, chce czasem podzielić się z kimś tym, czego
fotograficzne dokumentowanie jest najlepszym zapisem. Chce
przedłużyć chwile zachwytu nad miejscami, które go zaciekawiły.
A fotografuje pejzaże, zabytki – choć także i ludzi.
– Marzy mi się album Kraków w obiektywie Aleksandra Skotnickiego. Chciałbym takowy zadedykować Stowarzyszeniu Krakowian w Izraelu i New Cracow Friendship Society w Nowym
Jorku, „moim” schindlerowcom i ich potomkom – wyznaje.
SYN GUBERNATORA FRANKA
– Współpracuje Pan z Krakowskim Towarzystwem Fotograficznym. Wspólnie z Władysławem Klimczakiem, prezesem tego
Towarzystwa, zorganizował Pan kilka wystaw – zauważam.
– Przygotowaliśmy wystawę fotografii poświęconą Julianowi
Aleksandrowiczowi. Także ekspozycję zatytułowaną Farmacja
i medycyna za murami krakowskiego getta. W Podgórzu były
– przypomnę – cztery szpitale (jednym z nich kierował Julian
Aleksandrowicz) i słynna apteka „Pod Orłem” Tadeusza Pankiewicza, którego miałem okazję poznać dzięki Ryszardowi Oresowi,
byłemu sanitariuszowi z getta, mieszkającemu obecnie w Nowym
Jorku. Była jeszcze inna wystawa, pokazująca okupacyjny Kraków na uratowanych fotografiach. Na jej otwarcie – a zebrało się
wtedy pewnie z dwieście osób, wśród których znalazł się również
profesor Józef Wolski, historyk starożytności ocalały z Sonderaktion Krakau, z obozów w Sachsenhausen i Dachau – przyjechał
z Niemiec syn gubernatora Hansa Franka – Niklas, który, jak wiadomo, bardzo krytycznie odnosi się do poczynań ojca – opowiada
profesor. I wylicza kilka następnych wystaw, w tym Dwa oblicza
krakowskich Żydów oraz tę przypominającą rolę, jaką odegrał
w czasie okupacji w Krakowie Oskar Schindler.
25 GODZIN NA DOBĘ
Fotografowanie to jedna pasja, zbieranie starych widokówek
– to inna. Pocztówki na ogół dotyczą Krakowa, uzmysławiają,
jak on wyglądał sto lat temu. W miesięczniku „Alma Mater”
nr 81/2006 ukazał się artykuł profesora ilustrowany kartami
i pocztówkami z jego bogatych zbiorów. Pocztówki pokazujące
Uniwersytet Jagielloński z przełomu XIX i XX wieku są przepiękne.
– Ile godzin dla Pana liczy doba? – pytanie nie jest bez sensu,
jeśli się wie, że Aleksander Skotnicki jest wiceprzewodniczącym
Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego, konsultantem wojewódzkim w zakresie hematologii, nauczycielem akademickim,
promotorem prac doktorskich, magisterskich itd., itd. Jeśli się wie
i o tym, że ostatnio wiele wysiłku wkłada, by mogło w Krakowie,
na Zabłociu, powstać Muzeum Sprawiedliwych wśród Narodów
Świata – miejsce pojednania pomiędzy narodami. W takim
centrum dialogu można by mówić i pokazać, jak w Polsce, z
narażeniem życia, ratowano Żydów. Niech ludzie odwiedzający
odległe o 60 kilometrów Auschwitz wiedzą, że w Polsce byli
tacy jak Sendlerowa, Schindler, babcia profesora i jeszcze wielu
innych...
– Ile godzin ma dla mnie doba? – powtarza moje pytanie profesor.
I bez wahania odpowiada: – Jakieś dwadzieścia pięć. Odpowiedź
natychmiast wzbogaca stwierdzeniem, że już dobrze nauczył
się ten czas zagospodarowywać – choć nie pamięta, kiedy miał
prawdziwy urlop.
JAŚ I STAŚ
– Synowie idą w Pana ślady?
– Dzieciom nie narzucam własnych zainteresowań. Tym bardziej
że moje, zwłaszcza te związane z przeszłością, zaczęły rozwijać
się dopiero po czterdziestce – mówi profesor.
Jaś, młodszy syn, nie zdecydował się pójść w ślady rodziców (żona profesora też jest lekarzem), choć bardzo interesuje
się człowiekiem, procesami zachodzącymi zarówno w nim, jak
i w otaczającym go środowisku – wybrał kierunek studiów związany z ochroną środowiska. Jaś pasjonuje się również sportem
– reprezentował swoją szkołę w lekkiej atletyce, piłce siatkowej
i pływaniu. W liceum, na rok przed maturą, wyjechał do Anglii
– tam przez dwa miesiące pracował w fabryce japońskich lamp
samochodowych, a za zarobione pieniądze zwiedził później
Grecję.
Zaskoczył profesora także starszy syn, Staś, student stosunków międzynarodowych. Ten wymyślił, że za jeden bilet objedzie dookoła świat. I objechał! Po drodze pracował w Australii
w banku, chodził na różne kursy, w szkole w Gwatemali uczył
dzieci angielskiego i matematyki, a sam zgłębiał hiszpański.
– Po powrocie Stasia z wojaży wybrałem się na jego wykład,
który miał miejsce na Uczelni. Przez półtorej godziny niezwykle
ciekawie opowiadał o swojej wyprawie, a sala była pełna słuchaczy – w głosie profesora wyraźnie pobrzmiewa już ojcowska
duma.
POZA RAMAMI
Profesor ma uznanie dla ludzi, którzy w czasie wojny ratowali
bliźnich. Dlaczego grzeszy skromnością, skoro jako lekarz też
ich ratuje?! Przecież z czterystu pacjentów ze śmiertelną chorobą
poddanych zabiegowi transplantacji szpiku kostnego – ponad
trzystu żyje i ma się dobrze.
– Boże broń, nie wolno tego sprowadzać do jednego, wspólnego
mianownika! – nieomal na mnie krzyczy.
Nie wolno mi snuć porównań jego osoby do ludzi narażających
własne życie, oddających głowy za innych. Dlaczego? Bo jego
pacjentów na śmierć naraża choroba, a nie ludzie opętani zbrodniczą ideą. Taki punkt widzenia przedstawił zresztą Stelli Muller
i Nusi Horovitz, które przeżyły getto i jako jedne z nielicznych
schindlerowców mieszkają wciąż w Krakowie.
– A jeśli już ktoś koniecznie chce mówić o wspólnym mianowniku, to niech zauważy: spotykają się ze sobą ludzie uratowani
przed śmiercią, którą niosła im choroba – spotykają się także ze
sobą ludzie uratowani z Holokaustu...
To zdanie rejestruje magnetofon na zakończenie rozmowy.
Trzeba mi opuścić pokój pełen pamięci o wydarzeniach, o ludziach – telefony na biurku profesora dzwonią bowiem coraz
bardziej natarczywie. Ordynatorzy szpitali rejonowych proszą
o konsultację dla swoich pacjentów, rodziny chorych czekają na
informacje, z uczelni chcą...
Depozytariusz pamięci, profesor Aleksander Skotnicki,
raz jeszcze wskazuje portret profesora Aleksandrowicza. Ręka
Mistrza jest jakby poza obrazem – czyż mam to odczytać jako
symbol?
Tak, są działania, których w żaden sposób nie można ująć
w ramy...
Teresa Bętkowska
ALMA MATER
53