List do Prokuratora Generalnego Andrzeja

Transkrypt

List do Prokuratora Generalnego Andrzeja
Rawa Mazowiecka, 28 sierpnia 2012 r.
Pan Andrzej Seremet
Prokurator Generalny
Szanowny Panie Prokuratorze Generalny!
Zanim przedstawię Panu, kolejny już raz, sprawę Jana Ptaszyńskiego, w moim
przekonaniu niewinnie skazanego przez sąd w Białymstoku za podwójne morderstwo, które
popełnił inny sprawca – przypomnę, jako memento, dwie inne historie ludzi, którzy na skutek
błędów wymiaru sprawiedliwości spędzili wiele lat w więzieniu, podczas gdy rzeczywisty
sprawca zbrodni pozostawał bezkarny.
Przypomnę te historie, bo sprawa Jana Ptaszyńskiego jest bardzo do nich podobna i
jestem pewien, ze podobny będzie jej finał – po latach okaże się, że mordercą była inna
osoba, a niewinnie skazany człowiek zmarnował w więzieniu swoje życie. Może wyjdzie to
na jaw, gdy prawdziwy morderca zabije następne ofiary.
Oto pierwsza z tych historii, głośna w ostatnich dniach sprawa Czesława Kowalczyka,
który niewinnie przesiedział w areszcie (tymczasowym!!!) 12 lat:
Wtorek, 21 Sierpnia 2012 Polska
Koniec gehenny Czesława Kowalczyka niesłusznie oskarżonego o zabójstwo. Gdański Sąd
Okręgowy uniewinnił mężczyznę, który w areszcie przesiedział 12 lat i 3 miesiące.
Wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo instruktora jazdy konnej Adama K., Kowalczyk
usłyszał w 2003 r. Po apelacji sąd w 2008 r. skazał go na 25 lat więzienia. Ten wyrok został
uchylony i sąd okręgowy po raz trzeci wszczął proces.
Uniewinnienie było możliwe dzięki zmianie wyjaśnień przez współoskarżonego o zabójstwo
Adama S. Ten wyjawił, że Kowalczyk nie ma nic wspólnego ze zbrodnią. Adam S. wskazał, że
za zastrzelenie instruktora jazdy konnej, Adama K., odpowiedzialni są dwaj inni mężczyźni.
Pierwotnie prokuratura oskarżyła Kowalczyka o udział w przestępstwie, m.in. na podstawie
zeznań partnerki zabitego Iwony C., która była bezpośrednim świadkiem zabójstwa. Kobieta
wycofała się potem jednak z tych twierdzeń.
Mariusz N. zlecił zabójstwo Adama K. z zazdrości, że jego partnerka Iwona C. związała się
instruktorem jazdy konnej.
I druga historia, sprzed kilku już lat.
Piotr T., mieszkaniec Tczewa, odsiaduje obecnie wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo
na tle seksualnym w 2005 r. 11-letniego Sebastiana w Łęgowie k. Pruszcza Gd. Po 30 latach
odbycia kary może ubiegać się o przedterminowe zwolnienie.
W trakcie śledztwa mężczyzna przyznał się do zabójstwa 10-letniego Marcina w 2002 r. W
trakcie pierwszej rozprawy w procesie o zabójstwo 11-latka z Łęgowa Piotr T. nie podtrzymał
jednak swoich wcześniejszych wyjaśnień w prokuraturze, dotyczących zbrodni w Lisewie
Malborskim. W 2007 r. Prokuratura Rejonowa w Malborku z powodu niewykrycia sprawcy
umorzyła śledztwa w sprawie tego mordu.
Z Piotrem T. związane jest orzeczenie Sądu Najwyższego z czerwca 2006 r. Uchylono
wówczas prawomocny wyrok 15 lat więzienia dla Tomasza K. za zabójstwo 10-latka w
Lisewie Malborskim.
Upośledzony psychicznie Tomasz K. w trakcie śledztwa przyznał się do przestępstwa skuszony
m.in. obietnicą, że trafi do szpitala, gdzie będzie się leczył. Podczas wizji lokalnej nie potrafił
jednak wskazać miejsca zbrodni. Ślady krwi na jego ubraniu nie należały do ofiary. Ponadto
resztki włosów odkryte na butach zabitego chłopca nie należały do Tomasza K. W trakcie
procesu mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa 10-latka.
W 2010 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku przyznał Tomaszowi K. 300 tys. zł odszkodowania za
niesłuszny wyrok 15 lat więzienia. Mężczyzna przesiedział w więzieniu blisko cztery lata.
Przypominam te dwie sprawy i raz jeszcze piszę do Pana ten list otwarty, którego teść
podaję do publicznej wiadomości i pod osąd opinii publicznej, gdyż niestety zlekceważył Pan
moje wcześniejsze wystąpienia w tej sprawie, w której raz jeszcze się do Pana zwracam.
W ciągu ostatnich miesięcy kilkakrotnie prosiłem Pana Prokuratora Generalnego o
wniesienie kasacji w sprawie skazanego w Białymstoku Jana Ptaszyńskiego, który został
skazany na dożywotnie więzienie za podwójne zabójstwo, przy czym skazano go nie nie tylko
bez dowodów winy, ale nawet i bez poszlak.
Sprawa Ptaszyńskiego jest gorsza niż sprawa Kowalczyka – w odniesieniu do
Kowalczyka były jakieś zeznania, które na niego wskazywały, w odniesieniu zaś do
Ptaszyńskiego nie było i nie ma żadnych dowodów, które by go obciążały. Są jedynie
dowolne spekulacje prokuratora i sądu.
Szanowny Panie Prokuratorze Generalny! W obszernym piśmie z 30 marca br. wręcz
błagałem Pana o potraktowanie tej sprawy ze szczególną uwagą. Wskazywałem, że za
zabójstwo kobiety i jej dziecka skazany został niewinny człowiek, a prawdziwy morderca
śmieje się sprawiedliwości w twarz i może zabić znowu.
Otrzymane od Pana odpowiedzi wskazują, ze zajął się Pan sprawą tylko formalnie i
urzędowo, a mówiąc wprost – wcale się Pan z nią nie zapoznał. Odpowiedzi udzielił w Pana
imieniu wicedyrektor departamentu.
Wiem, ma Pan mało czasu. Jan Ptaszyński ma go za to dużo, siedzi niewinnie już 8 lat.
Jeszcze raz powtórzę zasadnicze fakty. Jan Ptaszyński został skazany na dożywocie za
zabójstwo 23-letniej Marioli S. i jej 2,5 letniej córki Klaudii. Ptaszyński znał pokrzywdzona,
utrzymywał z nia intymne kontakty – i to jest jedyny fakt, który wiąże go z zabójstwem. Poza
tym nie ma żadnych poszlak, które by na niego wskazywały. Nie ma przede wszystkim
żadnych śladów biologicznych jego obecności na miejscu zabójstwa. Jest natomiast ślad
biologiczny, wskazujący na innego sprawcę – obcy włos, znaleziony w pościeli
zamordowanej. Jest też drugi włos znaleziony w dłoni zamordowanego dziecka, też nie
pochodzący od Ptaszyńskiego, a pochodzący (jak ustalono) od osoby spokrewnionej z
zamordowanymi, a takie osoby spokrewnione były w kręgu podejrzeń. Inny ślad – krwawy
odcisk stopy w skarpecie – też nie został zidentyfikowany jako ślad oskarżonego
Ptaszyńskiego.
Sąd przyjął, że Ptaszyński przed zabójstwem odbył stosunek z zamordowaną – nie
stwierdzono jednak biologicznych śladów stosunku, zdaje się nawet tego nie zbadano.
Zabójca miał poruszać się w czasie zbrodni w skarpetach – dziwne, że w skarpetach
wyszedł z łóżka po stosunku.
W kręgu podejrzeń było kilka innych osób, wśród nich Wojciech R., który po
znalezieniu zwłok ofiar dziwnie się zachowywał, a w portfelu znaleziono u niego kartkę, na
której dokładnie zapisał, co robił w ciągu 3 dni poprzedzających znalezienie zwłok, przy
czym przyznał on, że kartka była przygotowana na wypadek zeznań, jak go znienacka zgarną
z ulicy czy z domu. Czyli z rozmysłem przygotowywał sobie alibi. Nawet nie sprawdzono w
śledztwie, czy ten włos w pościeli i ten krwawy ślad stopy nie pasują akurat do niego.
Poddam Panu pod rozwagę taką jeszcze okoliczność – 27 kwietnia 2004 roku Sad
Apelacyjny w Białymstoku uchylał tymczasowe aresztowania wobec Ptaszyńskiego, a w
uzasadnieniu postanowienia napisał, „każda z przedstawionych poszlak jest co najmniej
dwuznaczna”. I mimo, ze w sprawie nic się nie zmieniło, nie zostały odnalezione ani
przedstawione żadne nowe fakty ani dowody – dwa lata później te same „co najmniej
dwuznaczne poszlaki”, wystarczyły prokuraturze do oskarżenia, a sądowi do skazania
oskarżonego Ptaszyńskiego.
Sprawa jest na tyle poważna, ze muszę wezwać Pana publicznie do odpowiedzi –
niech Pan wskaże chociaż jedną, słownie jedną poszlakę, która wskazywałaby na winę
Ptaszyńskiego. Chociaż jedna poszlakę! Nie „zamknięty łańcuch poszlak”, tylko jedną
poszlakę.
Panie Prokuratorze Generalny – w sprawie Ptaszyńskiego łańcuch poszlak nie
tylko się nie zamknął. On się nawet nie otworzył. Tam nie ma ani jednej prawdziwej
poszlaki!
Jest tylko fakt, że Ptaszyński znał zamordowaną, czemu nigdy nie zaprzeczał, a
poza tym są jeszcze lombrozjańskie teorie „urodzonego mordercy”, pod które sąd z
zapałem usiłował dopasować spokojnego, nigdy wcześniej niekaranego Ptaszyńskiego.
Dodam jeszcze, że w postępowaniu odwoławczym działy się rzeczy przedziwne,
prokurator powołał świadków „spod celi”, którzy mieli rzekomo obciążyć Ptaszyńskiego
swoimi zeznaniami, że niby wobec nich nie przyznawał się do zbrodni. Sąd Apelacyjny
dopuścił te obciążające zeznania (mimo apelacji wniesionej tylko na korzyść oskarżonego!).
Jeden ze świadków ostatecznie jednak zaręczył za niewinność Ptaszyńskiego, drugi przywołał
tylko jego emocjonalną wypowiedź, mającą miejsce w sytuacji dręczenia psychicznego, że
nikt mu nic nie udowodni. Uważam, że tego rodzaju „postępowanie dowodowe” prowadzone
w ramach rozpoznawania apelacji wniesionej na korzyść oskarżonego, jest po prostu
niedopuszczalne, gdyż narusza zasadę „reformationis in peius”.
Wspomnę tylko jeszcze, że świadek „spod celi”, który w tejże celi został osadzony po
to, żeby dręczył psychicznie Ptaszyńskiego i już po skazaniu wydobył od niego przyznanie się
do winy, został w nagrodę zwolniony z aresztu w swojej sprawie. To przypomina praktyki
procesów stalinowskich.
Nie jestem w stanie opisać wszystkich błędów w tej sprawie, zarówno
prokuratorskich, jak i sądowych. Nie ustalono czasu śmierci ofiar, nie ustalono nawet
szczegółowych przyczyn śmierci, sąd przyjął, że sprawca wielokrotnie „zadziałał”, nie
ustalając jak i czym zadziałał, były wielkie wątpliwości co do rzetelności opinii biegłych w tej
sprawie – cała długa lista karygodnych błędów, karygodnych wprost uchybień. Brak
dowodów sąd wypełnił dowolnymi spekulacjami wysnutymi z opinii psychologicznych rysu
osobowego skazanego. Ptaszyński, który nigdy wcześniej nie miał konfliktów z prawem,
nigdy nie dopuścił się żadnych zachowań agresywnych, prowadził spokojne życie – został
uznany przez sąd za urodzonego mordercę o cechach sadystycznych, nienawidzącego kobiet.
Zostało mu to przypisane w sposób całkowicie dowolny, chwilami wręcz absurdalny, na
podstawie strzępków wyrwanych z kontekstu wypowiedzi skazanego, np. takiej, uzyskanej w
czasie badania przez biegłych, że „każdej kobiecie trzeba wstawiać inny bajer”. Ta
wypowiedź zdaniem sądu miała wskazywać na mordercze instynkty skazanego
Ptaszyńskiego.
I jeszcze jedna kwestia: proszę, by zechciał pan Prokurator Generalny rozważyć
wniesienie kasacji od postanowienia Sądu Najwyższego z 21 czerwca 2012 roku w sprawie
III KO 23/12, mocą którego to postanowienia oddalony został wniosek o wznowienie
postępowania wobec Jana Ptaszyńskiego, z uwagi na ujawnienie nowych świadków,
potwierdzających alibi Ptaszyńskiego na czas zbrodni. Sąd Najwyższy oddalił wniosek, nie
zapoznając się z tymi dowodami, przy czym postąpił tak wbrew wnioskowi Prokuratora
Prokuratury Generalnej Mirosława Tabasa, który w dniu 11 czerwca pisemnie wniósł o
zlecenie przesłuchania nowo zgłoszonych świadków na zasadzie czynności sprawdzających.
Sad Najwyższy wniosek ten pominął i orzekł o braku podstaw do wznowienia bez
najmniejszej próby bliższego przyjrzenia się dowodom, które mogą okazać się przełomowe w
tej sprawie.
Proszę raz jeszcze, by w tych okolicznościach rozważył Pan wniesienie kasacji od tego
postanowienia, które zapadło z naruszeniem wszelkich zasad obiektywizmu procesowego.
Panie Prokuratorze Generalny Andrzeju Seremet! – piszę do Pana nie jako polityk,
lecz jako człowiek. Nie znam Jana Ptaszyńskiego, nie widziałem go na oczy, poznałem tylko
jego zdruzgotaną, zrozpaczoną matkę. Sprawa nie dotyczy mojego okręgu wyborczego, nie
czynie tego dla poklasku. Piszę do Pana, bo widzę sprawę potwornie źle osądzona, widzę
straszna pomyłkę, w wyniku której niewinny człowiek siedzi w więzieniu, a prawdziwy
zbrodniarz, straszny zbrodniarz, po prostu drwi sobie ze sprawiedliwości i z ofiar swojej
okrutnej zbrodni.
Panie Sędzio Andrzeju Seremet! – jeszcze raz apeluję do Pana sędziowskiego
sumienia – niech Pan się tym zajmie sam, nie przez pomocników, niech Pan to przeczyta,
choćby tylko uzasadnienie Sądu Apelacyjnego w Białymstoku – zaręczam, że będzie Pan
wstrząśnięty „nieznośną lekkością sądu” z jaka wydano wyrok w tej sprawie. I niech Pan
wniesie kasację, a potem niech Pan wznowi postępowanie w poszukiwaniu prawdziwego
mordercy. On tam gdzieś jest niedaleko...
Z poważaniem
Janusz Wojciechowski