Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii.
Transkrypt
Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii.
Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii. 2015-03-30 14:36:01 2 Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii i rządu Dilmy Rousseff. Mało kto postrzega jeszcze Brazylię jako gospodarczy wzór do naśladowania. Zwłaszcza w obliczu skandalu, który ma szansę zostać zapamiętany jako największa afera korupcyjna w historii kraju. Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii i rządu Dilmy Rousseff. Mało kto postrzega jeszcze Brazylię jako gospodarczy wzór do naśladowania. Zwłaszcza w obliczu skandalu, który ma szansę zostać zapamiętany jako największa afera korupcyjna w historii kraju Karnawał definitywnie skończył się dla Brazylii i rządu Dilmy Rousseff. W 2015 r. siódmej gospodarce świata grozi już nie tyle niski wzrost PKB, co recesja. Inflacja wymyka się spod kontroli, a to ogranicza możliwość korzystania z ekspansywnej polityki monetarnej w celu pobudzenia wzrostu. Sytuację utrudnia pogarszająca się koniunktura międzynarodowa oraz największa od trzydziestu lat susza. Jakby tego było mało, polityką Brazylii zawładnęła w ostatnich tygodniach gigantyczna afera korupcyjna wokół firmy Petrobras. Model do poprawki Brazylia pozostaje dla krajów Ameryki Łacińskiej wzorem tego, jak eliminować biedę i wzmacniać klasę średnią. W ciągu zaledwie dekady udało się w tym kraju wydobyć z ubóstwa ponad 40 mln obywateli, czyli jedną piątą społeczeństwa. O taką samą liczbę poszerzyła się klasa średnia. Częściowo odbyło się to dzięki postępowym programom socjalnym, takim jak Bolsa Familia czy Brasil sin Miseria, realizowanym w okresie prezydentury Luli da Silvy i kontynuowanym przez jego następczynię, Dilmę Rousseff. Ale głównym motorem przemian był wysoki wzrost gospodarczy w latach 2004-2011, momentami sięgający 7,5 proc. rocznie. Kres tych „złotych lat” oznacza, że część społeczeństwa znów może spaść do niższej warstwy. Mimo niewątpliwych sukcesów na polu społecznym, mało kto postrzega jeszcze Brazylię jako gospodarczy wzór do naśladowania. Jej PKB w ostatnim roku ledwie drgnął, a w obecnym może być na minusie. Ma to związek w dużej mierze ze spadkiem światowych cen na produkty rolne i surowce (m.in. ropę naftową), które są najważniejszymi towarami eksportowymi Brazylii. Dodatkowym utrudnieniem jest największa susza od ponad trzech dekad. Jednak i bez tego perspektywy rozwojowe Brazylii już wcześniej stały pod poważnym znakiem zapytania. Od wielu lat jej silnie protekcjonistyczna gospodarka cierpi na chroniczny brak konkurencyjności, głównie z uwagi na słabą infrastrukturę i rozbudowaną biurokrację. Na domiar złego, ze względu na historyczne doświadczenia z hiperinflacją, bank centralny nie może już nadużywać ekspansywnej polityki monetarnej. Inflacja mierzona rok do roku przekroczyła w styczniu i lutym 7 procent. To najwyższy poziom od 10 lat, uznawany w tym kraju za niebezpiecznie wysoki – nawet jeśli źródłem inflacji nie jest przegrzanie gospodarki, lecz susza, osłabienie reala oraz wzrost podatków. Mimo naturalnej premii, jaką zazwyczaj zapewnia sprawowanie władzy oraz związana z tym kontrola nad aparatem państwa, Dilma Rousseff tylko „o włos” pokonała kandydata centroprawicy, Aecio Nevesa, w wyborach prezydenckich zorganizowanych jesienią ubiegłego roku. Wysokie poparcie, jakie uzyskał jej konkurent, można było odczytywać zarówno jako sygnał zniecierpliwienia Brazylijczyków rządami lewicy, jak i dowód na ich większą gotowość do zaakceptowania liberalnych reform gospodarczych. Dilma Rousseff odnotowała najgorsze wyniki w gospodarczo najbardziej rozwiniętych częściach kraju. 3 Po kampanii, w której otwarcie kwestionowała twierdzenie o grożącej Brazylii recesji, a głoszących je konkurentów oskarżała o kłamstwa i manipulacje, Dilma Rousseff rozpoczęła drugą kadencję od niespodziewanego zwrotu o 180 stopni. Powołała na stanowisko ministra finansów Joaquima Levy’ego, ekonomistę kojarzonego z liberalną ortodoksją. To można było odczytywać jako ustępstwo względem rynków i środowisk gospodarczych. Przede wszystkim jednak świadczyło to o politycznej hipokryzji, co wystarczyło do tego, aby Dilma Rousseff zraziła do siebie większą część elektoratu. Nowy minister – w przeciwieństwie do swojego poprzednika, Guido Mantegi, dysponujący profesjonalną ekipą ekonomistów – w ostatnich tygodniach zdążył już zapowiedzieć częściową eliminację ulg podatkowych oraz cięcia budżetowe w ramach planu naprawy finansów publicznych. Na nowo zaczęto dyskutować o możliwości większego otwarcia się Brazylii na handel ze światem, między innymi poprzez przypieczętowanie traktatu handlowego UE – Mercosur, bezskutecznie negocjowanego od ponad piętnastu lat. Polityczny paraliż Jednak w międzyczasie główną uwagę opinii publicznej oraz polityków na nowo przykuł skandal, który ma szansę zostać zapamiętany jako największa afera korupcyjna w historii kraju. Już od marca ubiegłego roku pojawiały się informacje o tym, że czołówka polityków koalicji rządzącej mogła pobierać olbrzymie sumy w ramach korupcyjnych układów między narodowym monopolistą naftowym – firmą Petrobras – a podwykonawcami, w tym największymi deweloperami. Niektórzy oceniają, że z kasy Petrobrasu mogło „zniknąć” nawet 20 mld USD. W tym roku firma nie opublikowała wiarygodnych danych finansowych, przez co jej obligacje zostały przez agencję ratingową Moody’s przekwalifikowane do statusu „śmieciowego”. Do największych oszustw miało dochodzić w okresie, gdy Dilma Rousseff stała na czele Rady Nadzorczej Petrobrasu. Co więcej, istnieją podejrzenia, że część środków służyła na wsparcie jej kampanii prezydenckiej w 2010 roku. Sprawa ta nie tyle odciąga uwagę od reform gospodarczych, co uzależnia je od coraz bardziej skomplikowanego procesu politycznego. W ubiegłym tygodniu prokurator generalny zwrócił się do Trybunału Najwyższego z wnioskiem o możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności ponad 50 polityków, w większości parlamentarzystów koalicji rządzącej. W miniony piątek trybunał zezwolił na 23 dochodzenia, które dotyczyć będą w sumie 49 osób, takich jak: przewodniczący senatu, Renan Calheiros; przewodniczący izby deputowanych, Eduardo Cunha; były prezydent Brazylii, Fernando Collor; a także czterech byłych ministrów z poprzedniego rządu Dilmy Rousseff. Podejrzanych jest też dwóch polityków spoza koalicji rządzącej, w tym senator Antonio Anastasia, uznawany za prawą rękę niedawnego kandydata na prezydenta, Aecio Nevesa. Zarówno Renan Calheiros, jak i Eduardo Cunha wywodzą się z szeregów partii PMDB, będącej głównym partnerem koalicyjnym rządzącej Partii Pracujących. Z perspektywy tych polityków, włączenie ich do grona podejrzanych stanowi element rozgrywki politycznej związanej ze wzmocnioną pozycją PMDB po ostatnich wyborach parlamentarnych. Bez poparcia PMDB, rządowi trudno będzie realizować program reform gospodarczych. To z kolei daje członkom tej partii silną kartę przetargową. Mogą blokować działania rządu, aby tym sposobem wymóc wyłączenie ich z dochodzenia. 4 Co więcej, już teraz zdają się realizować tę właśnie strategię. Tydzień temu, gdy wniosek prokuratora był rozpatrywany przez Trybunał Najwyższy, Renan Calheiros wstrzymał w senacie dekret prezydencki, który miał eliminować część ulg od podatku dochodowego. To zaledwie trzeci przypadek w ciągu ostatnich 30 lat, gdy dekret prezydencki został wstrzymany przez przewodniczącego izby wyższej. Przez to reforma będzie musiała przejść normalny tryb ustawowy, co oznacza kilka miesięcy zwłoki i podwyższone ryzyko, że Brazylia nie zrealizuje założeń budżetowych na rok 2015. Komentarz ukazał się 12 marca 2015 r. w serwisie Forbes.pl Autor: Paweł Zerka - EKSPERT DS. AMERYKI ŁACIŃSKIEJ, AUTOR BLOGA WWW.NOTYZBOGOTY.BLOGSPOT.COM 5