Huncwoci czy Głupcy?

Transkrypt

Huncwoci czy Głupcy?
Huncwoci czy Głupcy?
Rozmyte wspomnienie zaczęło układać się w chronologiczną całość. Na początku
czarno-białe obrazy nabierały kolorów i wyrazistości, dopiero po chwili można było dostrzec
tył głowy Snape’a.
Młody Severus maszerował wzdłuż korytarza, trzymając przed sobą stosik książek.
Włosy spadały mu na twarz, a niemożność ich odgarnięcia doprowadzała go do furii, jednak
gdyby je poprawił, wszystko, co miał w rękach na pewno spadłoby na ziemię, a tego wolałby
uniknąć. Dlatego też ciągle tarł głową o ramię, co sprawiało, że nie widział drogi przed sobą,
więc zdziwił się, gdy nadepnął na coś podłużnego, miękkiego i włochatego. Szczur pisnął
przeraźliwie, wyrywając się spod jego stopy, bo tym samym pozbawił go stałego podłoża, a
Snape tracąc równowagę, upadł na ziemię, zaś książki w jego dłoniach spadły mu na twarz. W
pierwszym odruchu nie wiedział, co się stało, jednak gdy usłyszał śmiechy zebranych wokół
siebie uczniów, zrozumiał, że zrobił z siebie pośmiewisko wśród starszych kolegów i
koleżanek. Wykrzywił usta w grymasie zdenerwowania, po czym szybko się podniósł,
otrzepując szatę z kurzu. Zrobił to w idealnym momencie, aby zobaczyć, jak otyły gryzoń
wdrapuje się po ręce Pottera i znika w jego kieszeni. Rozbawiony James nawet nie zauważył
złowrogiego wzroku Severusa, dopóki Syriusz nie pociągnął go za rękaw i nie wskazał na
upokorzonego Ślizgona.
- Uważaj na tego szczura…- wymruczał pod nosem. Po czym pozbierał swoje rzeczy i ruszył
przed siebie.
Gdyby chciał, mógłby zabić tego gryzonia jednym z przez niego wymyślonych zaklęć, jednak
wiedział, że musi się kontrolować, zwłaszcza, gdy chodziło o huncwotów. Syriusz, James,
Remus i Peter byli jak szarańcza, której nikt nie mógł się pozbyć, chociaż zdawało się, że tylko
Snape to dostrzega. Łatwo było przeoczyć ich psoty i znikanie w nieuczęszczanych korytarzach
zamku, jednak nie dla każdego było to takie oczywiste. Zdawało się, że Filch także czasami
widzi ich występki, ale z nim nie chciał wymieniać uwag na ich temat. Oczywiście nie mógł
powiedzieć, że wszyscy chłopcy byli aż tacy źli. Remus nie drażnił go aż tak bardzo jak reszta,
jednak kiedy każdy z ich paczki wpatrywał się w Pottera jak w obrazek, doprowadzało go to
do szału. James wcale nie był ideałem ani kimś godnym podziwu, opuszczał się w nauce i robił
psikusy innym uczniom i nauczycielom, jego poglądy też różniły się od przemyśleń Ślizgona.
Takie myśli przechodziły mu przez głowę, gdy układał stare księgi we właściwych miejscach
w bibliotece, jednak gdy usłyszał za sobą tak dobrze znany mu śmiech, uśmiechnął się
mimowolnie i odwrócił w kierunku rudowłosej.
- Cześć, Sev!- przywitała go ze skinieniem Lily, po czym podeszła do niego z rękami złożonymi
za plecami.- Słyszałam, że miałeś dzisiaj nieprzyjemne spotkanie ze szczurem.
- Tak, z gryzoniem Pottera- potwierdził, schylając głowę, gdy dziewczyna zmarszczyła brwi.
- James nie ma zwierzęcia- kiedy wypowiedziała jego imię, Snape poczuł ukłucie gdzieś w
sercu. Był zazdrosny o ich relację, o to, że jego jedyna przyjaciółka miała lepszy kontakt z
Potterem niż z nim. Nawet jeśli Lily mu powtarzała, że James ją denerwuje, nie czuł się pewny
co do szczerości jej słów. Bał się ją stracić, jednak nie wiedział jak temu zapobiec, był bezsilny
jeśli chodzi o tę sprawę.
- Skąd…- zaczął, jednak przerwał mu głos dobiegający z końca alejki.
- Evans, odejdź od Smarkerusa- odezwał się Potter, krzyżując ramiona na piersi.
- Jeszcze się czymś zarazisz- zawtórował mu Syriusz.
- No…- dodał Peter, marszcząc nos i wyłaniając się zza pleców przyjaciół.
- Zamknijcie się!- upomniała ich Lily. Severus nic nie powiedział tylko zacisnął pięści.
Co miałby niby zrobić? Postawić się im? Nie, wolał to przemilczeć jak zawsze z resztą.
Dyskusje z nimi nic by nie dały, wiedział to z doświadczenia. Zanim doszło do poważniejszej
wymiany zdań, sytuację załagodził Lupin, wkraczając pomiędzy huncwotów a przyjaciół.
- Dajcie spokój- pokręcił głową, po czym chwycił Syriusza pod ramię i odciągnął od zbliżającej
się afery. Za chłopcami podążyła reszta psotników i zapanowała pełna napięcia cisza.
Wiedział, że Lily miała mu za złe, że się nie postawił, a gdy już miała coś powiedzieć, Severus
odszedł w przeciwnym kierunku.
Wspomnienie rozwiało się tak szybko jak się pojawiło. Nagle był pierwszy rok nauki
w Hogwarcie i młody Snape wraz z resztą Ślizgonów siedział przy stole w Wielkiej Sali. Wokół
panował gwar, ale chłopak i tak był w stanie dojrzeć przez stoły rudowłosą dziewczynkę, która
rozmawiała z jedną ze starszych koleżanek. Uśmiechnął się krzywo, ale szybko spoważniał i
osowiał, gdy zobaczył dwójkę przyjaciół biegnących przez środek pomieszczenia. Jak zawsze
spóźnieni Syriusz i James śmiali się w niebogłosy ze ścigającego ich Filcha. Na pewno coś
przeskrobali. Już w pierwszej chwili, gdy spotkali się w pociągu, doszło pomiędzy nimi do
nieporozumienia. Nie byli kimś godnym towarzystwa Snape’a ani kimś, z kim chciałby się
zadawać. Dzieliła ich wielka przepaść w wychowaniu jak i w poglądach i nie wydawało się,
aby którekolwiek z nich chciało ją zneutralizować. Każdemu odpowiadała ta nieistniejąca
relacja i dopóki nie doszło do poważniejszych konfliktów było dobrze. Czasami Severus
zazdrościł im tej przyjaźni, jednak gdy myślał o tym, jakimi są idiotami twierdził, że są siebie
warci. Trudno było ich określić innym przymiotnikiem, ciągle się popisywali przed
rówieśnikami i nie myśleli o konsekwencjach swoich czynów. W końcu ich tok myślenia i
rozumowanie było błędne. Uważali, że szlamy i mugolaki są równi z Czystymi. Nie rozumiał
tego, chociaż sam był pół krwi.
- Uspokoić się!- krzyknęła profesor McGonagall, gdy chłopcy zamiast usiąść biegali po sali.Huncwoci!- upomniała ich, a na twarzach chłopców zakwitł porozumiewawczy uśmiech.
Coś knuli i tylko Snape to dostrzegł, było w nich coś dziwnego, dzięki czemu mógł rozpoznać
od razu, że w ich głowach rodzi się podstępny plan. Byli gorsi od niejednego Czarno Księżnika,
jednak tylko w jego oczach. Zarozumiali chłopcy, którzy nie rozumieli, jaką wielką mocą
władają, jaka potężna jest ich krew. Przykro było mu na to patrzeć, ale nie mógł nic na to
poradzić, a tłumaczenie im tego nic by nie dało.
W jego oczach byli bandą idiotów, którzy lekceważyli dobre rady i nie przyjmowali do
wiadomości tego, że są lepsi od innych. Gdyby to on był na ich miejscu, dawno by to
wykorzystał. Najpewniej w przydatnych mu celach, jednak na razie był tylko nieistniejącym
Ślizgonem.

Podobne dokumenty