Iv. Tradycje literackie Azji Południowej (literatura wedyjska, literatura

Transkrypt

Iv. Tradycje literackie Azji Południowej (literatura wedyjska, literatura
Tradycje literackie Azji Południowej
(literatura wedyjska, literatura epicka, literatura kunsztownego
stylu, literatura współczesna)
Egzamin
Przykładowe pytania
Proszę wskazać o jakie dzieło chodzi i omówić główne problemy związane z
jego epoką.
1. Zaklinanie choroby i śmierci
[1] Wyzwalam cię ku życiu mą obiatą
Od nieznanej choroby, od choroby królewskiej
Niechaj go Agni i Indra uwolnią
Jeśli go niemoc chwyciła!
[2] Choćby i nawet martwiał
Choćby i nawet odszedł
Choćby i śmierć przy nim stała
Porywam go z łona nicości
Na sto jesieni go ocaliłem!
[3] Obiatą tysiącoką o mocy stukrotnej
Stuletnim życiem darzącą wyrwałem go z nicości
Aby go Indra prowadził
Ponad nieszczęściem wszelkim
[4] Obyś żył w szczęściu sto jesieni
Sto zim i wiosen sto! Niech Indra
Agni, Brihaspati, Sawitri lat setką cię obdarzą!
Obiatą stuletnim życiem darzącą
Wyrwałem go z nicości
[5] Wejdźcie dwa tchnienia – wdech i wydech
Jak dwa mocarne byki do zagrody
Niech precz odejdą wszystkie śmierci
Co miano setki innych zgonów noszą!
[6] Zostańcie przy nim oba tchnienia!
Nie oddalajcie się na nowo!
Zawiedźcie jego ciało i członki
Na powrót ku latom sędziwym!
[7] Oddaję cię starości, starości cię ofiaruję
Oby wiek późny ci przewodził
Niech precz odejdą wszystkie śmierci
Co miano setki innych zgonów noszą!
[8] […]
(tłum. Halina Marlewicz)
2.
[3] Gdy miłość
Przechodzi w rozkosz,
A jej szczupłe ciało
Góruje nad tobą
Gdy skrzydła czarnych włosów
Lśnią rozkołysane
I tańczą kolczyki.
Gdy nad tobą jej twarz,
Jej oczy pomroczniałe,
A w sieci kropelek potu,
Niknie mglisty ślad
Tilaki na jej czole.
Niech tak trwa nad tobą wiecznie.
Na cóż bogowie –
Wisznu, Brahma, Śiwa…
(tłum. Halina Marlewicz)
3. Obraz
Mama z portretu obserwuje świat. Rzeka płynąca za domem uspokoiła swój nurt
na zawsze. Chory ojciec mamrocze do obcej kobiety, ‘tygrys dzisiaj zaatakował’.
Dziadek pozostawia na chwilę ojca wiezionego do lekarzy, podchodzi do okna
pociągu. W kącikach oczu ojca znieruchomiałe łzy. We Łazach – odbicie
pomarszczonej twarzy dziadka. Mama ciągle czyta. Nie ma pojęcia, gdzie
zniknął ojciec. Słyszę jej głos za moimi plecami i odwracam się zdumiony. Za
mną stoi ojciec. On też słyszy głos i równie zdziwiony odwraca głowę.
Mam, jakże spokojna, patrzy na nas z dalekiego błękitu.
(tłum. Renata Czekalska)
4. Uspokojony, uciszony, mądrość głoszący, opanowany,
Zło wszelki otrząsa z siebie, jak wicher liście z drzew.
(tłum. Stanisław Schayer)
5. 52. A kiedy dotrzesz do jej ojca,
śnieżnobiałego szczytu,
gdzie wśród skał unosi się zapach
rozleniwionych antylop,
i kiedy zasiądziesz na jego wierzchołku,
a ten wyzwoli cię ze zmęczoną wędrówką,
staniesz się tak piękny, jak ziemia
wsparta przez byka Trójokiego Boga
53. Jeśli zaś z uderzeń
Smaganych wiatrem gałęzi cedrów
Zrodzi się pożar i owładnie górą,
Osmalając swym płomieniem sierść jaków,
Zechciej uśmierzyć go tysiącem kropli twego deszczu!
(tłum. Joanna Sachse)
6. Promiennej tęczy wielobarwnym łukiem
Pieścisz nieboskłony ;
Ust Twych wargi płomienne,
A bezdenne źrenice
Wszechwidzącym się jarzą wejrzeniem.
Na niebie, na ziemi i wszędzie – Ty,
Ty jeden, o Panie nad Pany
I nic okrom Ciebie niema-ż wśród przestworów.
Drżę przed twoim ogromem,
Uchodzą me siły, spokój ulatuje duszy,
O Wisznu, miłościw bądź
Jako Czasu lśniące, ostre miecze
błyszczą przerażające Twoje kły
w czeluści ognistych, rozwartych,
olbrzymich Twych szczęk.
drżę cały, nie wiem gdzie się skryć
przed straszliwym Twoim Obliczem.
litości wszechpotężny Panie!
litości i zmiłowania,
wszak Tyś jest światów wszystkich schron.
(tłum. Wanda Dynowska)
7.
Patrzał królewic, jak strojnie a skromnie
tłumy się mieszczan snuły z każdej strony,
Patrzał raz pierwszy, więc patrzał wesoły
i sam się sobie zdawał odrodzony.
Ale bogowie zwani Przeczystymi,
w tym właśnie miejscu i w tej właśnie chwili,
Myśl chcąc w książęciu zbudzić utajoną,
postać mu starca przed oczy stawili.
Spojrzy młodzieniec: oto idzie człowiek
różny niż drudzy od stóp aż do głowy,
Więc go coś tknęło i zagadnął giermka,
chłonąc oczyma widok sobie nowy:
-
Co to za jeden? zgarbiony i drżący,
włosy ma białe, brew oczy ocienia,
O kiju stąpa… Czy ten człek się przebrał?
czy to przypadek? czy tak z urodzenia?
Miał nakazane milczenie woźnica,
ale mu pamięć zmącili bogowie,
Więc zagadnięty tak przez królewica,
nie przeczuwając nic złego, odpowie:
-
To starzec, panie… Starość jest przyczyną,
że siły słabną, że uciechy giną,
Że pamięć gaśnie, że zmysły moc tracą,
że piękność więdnie, że dni w smutku płyną.
I ten człek niegdyś ssał piersi matczyne,
i on się, dzieckiem będąc, w piasku bawił,
I on dorósłszy, był dzielnym młodzianem,
a dziś jest starcem, co wiek życia strawił.
Na to się lekko syn królewski żachnął,
ale po chwili już pytał na nowo:
- Czy na mnie także przyjdzie taka bieda?
I rzekł woźnica, potakując głową:
-
O, ty na pewno doczekasz starości
i długo jeszcze pożyjesz na świecie.
Starość nie radość – a my, wiedząc o tym,
wzdychamy do niej, tak to się już plecie.
Słysząc te słowa, książę zadrżał w sobie,
jak wół na łące, gdy grom padnie blisko,
Bo w skutku wielu żywotów miał umysł
bystry i trzeźwy i w lot chwytał wszystko.
Patrzał na tłuszczę mieszczan rozbawioną,
nadbiegającej starości niepomną;
Patrzał na starca. Westchnął z głębi piersi
i tak jął mówić z rozpaczą ogromną:
-
Jak to? więc starość razi bez różnicy
pamięć i piękność i moc – a wokoło
Świat, na tak straszny spoglądając widok,
zamiast rozpaczać, śmieje się wesoło?
Stój! Wstrzymaj wóz ten, woźnico, nawracaj
konie, co rychlej jedź w powrotną drogę!
Mnie dziś na duszę padł lęk od starości,
ja dziś w ogrodach bawić się nie mogę.
Posłuszny sługa nawrócił do domu
i książę w myślach pogrążony cały
Szedł na komnaty, zaś te komnaty
zamyślonemu puste się zdawały.
Jednak mu szczęścia nie dały pałace,
starość się lękiem po duszy kołace,
Aż pozwolenie wziąwszy po raz drugi,
znowu wyjechał w towarzystwie sługi.
Zasię ci sami bogowie stworzyli
człeka, którego ciężka niemoc toczy.
Znowu się ozwie książę do woźnicy,
w człowieku chorym utopiwszy oczy:
-
Kto to jest ten człowiek? wychudły, wybladły,
brzuch wodą nabiegł, ramiona opadły,
Tchu brak pomocy szuka dookoła
i „mamo” głosem żałośliwym woła?
Rzecze woźnica: - Na tego człowieka
spadło nieszczęście, nazwane,
Wielkie nieszczęście… Był silny i zdrowy,
a dziś bezradny zmaga się sam z sobą. _
-
Powiedz mi jeszcze – pytał książę dalej,
z litością patrząc na chorego człeka –
-
Czy to on jeden zawinił, że cierpi,
czyli też wszystkich nas choroba czeka?
I rzekł on sługa, który wóz prowadził:
-
Wspólna to klęska całej ludzkiej rzeszy,
Rzadkie są chwile wolne od choroby,
zasię w tych wolnych chwilach świat się cieszy.
Strwożył się książę, słysząc wyjaśnienie,
zadrżał jak obraz księżyca na fali,
I uczuł litość nad ludźmi chorymi,
i przyciszonym głosem mówił dalej:
-
Więc widząc klęskę rodu człowieczego
przecie świat płoną krzepi się nadzieją?
O jakże trudno zgłębić mądrość ludzką!
lęk się w nich czai, a oni się – śmieją…
Zawróć, woźnico! dosyć tej przejażdżki.
Już mnie chęć uciech odbieżała wszystka.
Starszneś rzekł słowo: choroba. Tym słowem
rażone, serce w piersi mi się ściska.
Wrócił królewic na rodziny łono,
lecz wrócił smutny, z twarzą zamyśloną.
-
To już dwa razy tak – pomyślał ojciec
I na naradę wołał rajców grono.
A kiedy poznał przyczynę powrotu,
wraz i tę przyszła prawdę przejrzał całą,
Że syn go rzuci… Więc nadzorcy drogi
wymówki czynił; karać się nie zdało…
Potem wciąż nowe wymyślał uciechy,
coraz świetniejszą nadając im postać;
-
Młodość jest taka płocha – myślał w duszy
może go przecie przyniewolę zostać…
Może to krew w nim burzy się gorąca,
zaczem ten smętek byłby zrozumiały.
Więc zwał na pomoc zalotne dziewczęta,
które grać, śpiewać i tańczyć umiały.
Lecz na ponęty książę obojętny
żył niewesoły w wesołej czeredzie.
Tedy rzekł ojciec: - Trzeba mu rozrywki,
niech się raz jeszcze za miasto przejedzie.
Kazał odświętnie przystroić ulice,
przeszukać bacznie całą okolicę,
A potem wysłał księcia, nowy dając
wóz i nowego przydawszy woźnicę.
Wtem się na drodze ukazała zjawa
tych samych bogów mocą wywołana:
Szedł kondukt, trupa niosący na marach,
od sługi tylko widzian i od pana.
I spyta książę: - Co znaczy ten pochód?
Czterech pachołków unosi człowieka,
Co leż cichy i strojny, a pobok
orszak spłakany idzie i narzeka?
Miał rozkaz milczeć sługa, lecz przeczystych
przybytków władcy, Przeczyści niebianie,
Zmącili pamięć rozkazu, więc patrząc
na pogrzeb, drogą idący, rzekł: - Panie!
Ten człowiek umarł… Bez duszy, bez zmysłów,
zasnął jak kłoda, życie w nim nie tętni,
Już go i swoi rzucają i obcy,
dawnej przyjaźni i krzywd niepamiętni.
Książę, strwożony, rzekł, patrząc na trupa:
-
Czy to on jeden już się nie obudzi,
Czyli też wszystko umiera, co żyje,
i śmierć jest wspólnym końcem wszystkich ludzi?
Rzecze koniuszy: - Wszyscy pomrą, panie,
umrze i bogacz, i człek zrodzon marnie,
I ten, co życie pędzi w miernym stanie,
wszystkich śmierć czeka i wszystkich ogarnie.
Zachwiał się książę, choć miał duszę mężną,
bowiem go lękiem zdjęła prawda nowa,
A taka straszna: że jest śmierć na świecie.
Wsparty o poręcz szeptał trwożne słowa:
-
Więc taki kres jest tej naszej podróży…
Więc śmierć jest zwykła wydarzeń koleją,
A ludzie żyją, ludzie się weselą,
próżni obawy… Czyż nie rozumieją?
Woźnico, wracaj do domu! śmierć grozi,
a ja… gdzież rozum? A ja, wiedząc o tem,
Mam się nie smucić, lecz bawić? Nie miejsce
i nie czas bawić się. Jedźmy z powrotem.
(tłum. Andrzej Gawroński)