Weronika Dobosz VI B "Moje spotkanie z Małym Księciem

Transkrypt

Weronika Dobosz VI B "Moje spotkanie z Małym Księciem
Weronika Dobosz VI B
"Moje spotkanie z Małym Księciem"
Pewnego dnia, w
szkole uczyłam się do sprawdzianu z matematyki. Była przerwa. Trzochę się denerwowałam, ale wiedziałam, że
dam sobie radę. Nagle zadzwonił dzwonek.
Weszłam do klasy i wyjęłam długopis. Pani rozdała nam sprawdziany.
Już miałam napisać imię i nazwisko, kiedy w drzwiach klasy stanął mały chłopczyk o jasnych włosach. Po chwili
zapytał się, czy to jest planeta Uranos 620. Pani odpowiedziała, że w tej chwili znajdujemy się na planecie Eros
602. Dodała, że jeżeli chce trafić na planetę Uranos 620
to powinien udać się na północny zachód. Chłopiec
westchnął, ponieważ skończyło mu się paliwo i przypadkiem, przy ostrym lądowaniu uszkodził silnik. Nie wiedział,
gdzie można znaleźć mechanika i najbliższą stację paliw. Pani Radsiekiera, bo tak miała na imię - rzekła tylko, że
po lekcji pomoże mu.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy wyskoczyli za drzwi, żeby przyjrzeć się nieznajomemu. Nagle ktoś zapytał się
go, jak ma na imię. Odpowiedział, że Mały Książę. Wszyscy spojrzeli na niego z ciekawością - jakby chcieli ujrzeć w
nim kogoś nadzwyczajnego. W końcu się ocknęłam i zapytałam, czy to ten Mały Książę z planety pozarastanej
baoabami. Zaczął opowiadać nam o swoich przygodach i nawet pani Radsiekiera słuchała z ciekawością. Po jakimś
czasie przypomniała sobie, że miała pomóc nieznajomenu chłopcu. Rzekła, żeby Mały Książę niczym się nie
martwiłi i żeby powiedział, gdzie jest samolot kosmiczny. Pani akurat miała wolną godzinę i z chęcia chciała
pomóc chłopczykowi, ponieważ bardzo podobała jej się książka, w której Mały Książę występował w głównej roli.
Na szczęście matematyka była ostatnią lekcją i postanowiłam, że kiedy pani matematyczka zajmie się samolotem,
to ja wraz z przyjaciółmi oprowadzę naszego gościa po okolicy. Mały Książę zgodził sie i bardzo nam dziękował za
naszą gościnność. Najpierw zaczęliśmy od naszego boiska. Nasi koledzy z klasy pokazali Małemu Księciu jak się gra
w piłkę nożną. Chłopcu bardzo się ta gra podobała i nawet szczelił kilka goli. Następnie odwiedziliśmy pobliski
Park Wiosny. Chłopiec zapytał się, dlaczego nazywa sie akurat Park Wiosny, a nie inaczej. Mój kolega Tomek, który
szedł z nami, objaśnił, że na wiosnę kwitnie tu mnóstwo kwiatów. Dlatego wiosną jest tu dużo ludzi. Zaraz po tym
Marysia zapytała się czy to prawda, że oswoił lisa. Tak to była prawda. W pewnym momencie zaczął mówić co się
znajduje na innych planetach. Opowiadał też o ludziach, których tam napotkał. Słuchaliśmy z uwagą i ciekawością,
chociaż po kilku minutach myślałam, że mu się płyta zacięła, bo tak sie rozgadał. Doszliśmy do końca Parku i
zmierzaliśmy do cudownej fontanny, znajdującej się niedaleko placu zabaw, który można było dostrzec z tej
odległości. Po jakimś czasie, kiedy juz tam dotarliśmy, ujrzeliśmy przepiękny blask wody, odbijającej promienie
słoneczne. Usiedliśmy na ławce i wsłuchaliśmy się w szum opadającej wody niczym wodospad. Nagle Marysia
mruknęła, że to wspaniałe miejsce, gdzie można odpocząć i pooddychac świeżym powietrzem. Mały Książę
oznajmił, że nigdy nie widział fontanny.
Jedynie napotykał studnie. Przypomniało mi się jak w wakacje czasami
przychodziłam tu się ochłodzić. Tomek rzekł, że kiedyś pani Radsiekiera zabrała nas tutaj, kiedy byliśmy na
wycieczce. Pani Radsiekiera, pani Radsiekiera...Zaczęłam rozmyślać, bowiem to nazwisko coś mi mówiło, ale nie
mogłam sobie przypomnieć. Marysia spytała się Tomka, która jest godzina, bo miała jeszcze zajęcia dodatkowe po
szkole. Tomek rzekł, że jest 14.30. W tym właśnie momencie przypomniałam sobie, coś ważnego.
-Mamy 10 minut, żeby dojść do szkoły, inaczej pani Radsiekiera może nam urwać głowy! - krzyknęłam.
Mały Książę trochę się przestraszył kiedy ułyszał słowa "urwać głowy". Tomek i Marysia podchodząc spokojnie do
sprawy, zapytali się, o co chodzi. Odpowiedziałam, ze pani od matematyki mówiła, że mamy się z nią spotkać
przed 7 lekcją.
-Oj!, rzeczywiście będzie kiepsko jak spóźni się na lekcje przez nas, ale bez przesady z tymi głowami- odparł Tomek
wstając z ławki.
Szybko popędziliśmy w stronę szkoły i kiedy już byliśmy na miejscu, odetchnęliśmy z ulgą, gdyż zostały nam
jeszcze 4 minuty. Pani Radsiekiera juz na nas czekała. Kiedy do niej podeszliśmy, spytała się Małego Księcia, jak się
podobała przechadzka. Chłopiec rzekł, że było bardzo pięknie. Pani zaprowadziła Małego Księcia na drugie
mniejsze boisko, gdzie stał samolot kosmiczny. Chłopiec wyciągnął z kieszeni parę słonecznych monet, które nabył
na planecie blisko leżącej od Słońca i dał znak pani od matematyki, żeby przyjęła skromny podarunek. Pani
Radsiekiera powiedziała, że to prezent za odwiedziny. Chłopiec niestety spieszył się, więc tylko podziękował i
zaprosił nas na swoją planetę. Potem tylko patrzeliśmy jak odlatuje, a ja w głębi duszy rozmyślałam, że może też
kiedyś będę tak podróżować.