Podróż do początków

Transkrypt

Podróż do początków
Podróż do początków
Tego dnia w planach miałem tylko
jedną wycieczkę.
Od pewnego
czasu
przygotowywałem materiał na tę wyjątkową okazję. Do naszego zamku przybyć miał gość
specjalny. Syn hrabi von Dorfa mógł zadecydować o wartości naszej firmy i przekazać
odpowiedni datek na dalszą rozbudowę zabytku. Byłem tak zdenerwowany, że postanowiłem
nie pokazywać się mojemu pracodawcy na oczy, by nie poznał mojej niepewności, co do
zrealizowania zadania, które otrzymałem. Dla mnie była to również wielka szansa, by
zabłysnąć i zyskać awans. Świetnie pamiętam moment, gdy wkroczyłem do biura, a wśród
zapisanych dokumentów leżał list od prezydenta Tarnobrzega, w którym prosi mnie o zajęcie
się przybyłym obcokrajowcem. Mieliśmy spotkać się przed zamkiem Tarnowskich o równej
szesnastej, lecz ja byłem na miejscu już godzinę wcześniej. Pomimo wyraźnego nakazu szefa
do pracy przeszedłem w stroju służbowym, a nie w garniturze. Do pasa przypasane były
klucze i latarka. Byłem pełen obaw i równocześnie bardzo podekscytowany. O wyznaczonym
czasie zza niskiego murku wyłonił się chłopak o dość szczupłej i niskiej sylwetce. Miał
niebieskie oczy, brązowe włosy i zadowolony wyraz twarzy. Stwierdziłem, że ma około 14
lat. Jego ubranie było bardzo staroświeckie i przywodziło myśli o szlacheckiej rodzinie.
Z doświadczenia wiem jednak, że człowieka nie powinno oceniać się po wyglądzie
i zewnętrznych cechach. Podszedł do mnie i przedstawił się.
- Nazywam się Karl von Dorf i poszukuję przewodnika.
- Właśnie go znalazłeś. Mnie na imię Albert i przybliżę ci dzisiaj historie zamku Tarnowskich
w Tarnobrzegu. Ruszajmy.
I tak zaczyna się nasza podróż w czasie. Weszliśmy do pomieszczenia, do pierwszej sali,
gdzie miała odbyć się główna część mojego wykładu. Zauważyłem, że pomimo niemieckiego
akcentu mój gość świetnie zna polski język. Był bardzo ciekawy wszystkich mijanych
obrazów i rzeźb. Na razie zapowiadała się miła wycieczka. Wkroczyliśmy do pierwszej sali.
Karl zaniemówił. Komnata, w której się znajdowaliśmy, była udekorowana fotografiami
z różnych wydarzeń, które działy się w tym dworze. Właśnie o tym chciałem opowiedzieć
chłopcu. O historii tego miejsca.
- Usiądź wygodnie i wyobraź sobie, że przenosisz się w okres XV w. Stoi przed tobą
postawny mężczyzna, a za nim wielu robotników. Wypowiada on takie rozkazy:
- Tutaj powstanie zamek obronny. Do roboty, panowie.
- Tak właśnie rozpoczyna się budowa tego miejsca. Nie należała ona wtedy do Tarnowskich
ani nie pełniła funkcji rezydencji. Dopiero 3 wieki później obronna forteca zostaje
adoptowana przez ten ród. Dodają oni fortyfikacje bastionowe. Pomimo przejęcia budowli
pozostaje ona w dalszym ciągu zamkiem obronnym. Przenieśmy się teraz do roku 1830.
Jesteś świadkiem kłótni małżeńskiej o dalsze przeznaczeniu tego miejsca.
- Dajmy go do rozbiórki lub zostawmy w obecnym stanie - upiera się mąż realista.
- Przeróbmy go na rezydencję! - marzy jego małżonka.
Zaciekawiony chłopak uważnie słuchał. Zatem dodałem:
- Kłótnia zostaje wygrana przez panią Tarnowską i w miejscu fortu obronnego powstaje
rezydencja. Urządzona w stylu neogotyckim przez Franciszka Lanciego.
Opowiadając tę historię obserwowałem rosnącą ciekawość mojego słuchacza. Gdy na chwilę
przerwałem, by zaczerpnąć łyku zimnej wody, byłem święcie przekonany, że chłopak nie
wytrzyma i skarci mnie za opóźnienia. On jednak cierpliwie odczekał i pozwolił mi wrócić na
do dalszej części historii o zamku Tarnowskich.
- Po około 4 latach w rezydencji zostały zgromadzone pokaźne zbiory malarskie i pisarskie.
Wielka kolekcja obejmowała dzieła takich autorów jak np.: Adama Mickiewicza, Rembrandta
czy Hetmana Tarnowskiego. Nie zabrakło oryginałów i wiernych kopii. Niestety, nic co dobre
nie trwa wiecznie. W 1927 r. w zamku Tarnowskich wybucha wielki pożar, który trawi część
zbiorów i samej budowli. W 1934 r. zamek odbudowano w stylu ...
- Jak doszło do pożaru? - przerywał mi Karl
Byłem trochę nieprzygotowany na to pytanie. Na mojej twarzy zaczął malować się wyraz
gniewu. Nie na chłopaka, ale na siebie, że zapomniałem o taki szczególe. Mój słuchacz chyba
to dostrzegł, bo próbował powiedzieć coś na wycofanie pytania. Nie mogłem mu na to
pozwolić. Byłem profesjonalistą, a takie niedbalstwo mogło zaważyć o mojej dalszej
posadzie. Postanowiłem sięgnąć w głąb mej pamięci i zmierzyć się z niefortunną sytuacją.
- Mamy grudzień. Nastały wielkie mrozy, powodując problemy z wodociągami i wymuszając
interwencje służby w tej sprawie. Do ocieplania rur zaczynają używać lamp benzynowych.
Gdy po kolejnej próbie nie udaje się rozmrozić instalacji, wszyscy odchodzą na spoczynek.
Obchód budynku tej nocy zaważył na losach tego miejsca. Służący nie zauważa tlącego się
na strychu ognia. Nad ranem wszyscy zostają zbudzeni przez pokojówkę, która dostrzega
pożar. Mieszkańcy zdają sobie sprawę o niebezpieczeństwie, jakie grozi zbiorom
Tarnowskich. Na ratunek rusza 18 osób. Są to głównie uczniowie pobliskiego gimnazjum na
czele z Alfredem Freyerem.
Gdy wypowiadałem to nazwisko zauważyłem, że Karl szykuje się do następnego pytania.
Przerwałem więc swoją wypowiedź i odczekałem aż je zada. Widząc, że zorientowałem się
przed czasem o jego zamiarach, był lekko zaskoczony. Wyglądał, jakby nie mógł znaleźć
odpowiednich słów.
- O co chciałeś zapytać? - przyśpieszyłem ten moment.
- Kim był Alfred Freyer?
Tego pytania nie spodziewałem się za żadne skarby! Czego oni go uczyli w jego szkole?! Nie
dałem jednak poznać po sobie mojej frustracji.
- Był 14-krotnym mistrzem biegów długodystansowych w naszym kraju. Skoro nie masz
więcej pytań, wróćmy do opowieści o pożarze. Gdy z płonącego budynku ratowane były
zbiory, strop został mocno uszkodzony, co skutkowało zawaleniu się go. W wypadku ginie 8
osób, w tym sam Freyer. Podczas próby ratowania dzieł na miejsce dociera straż pożarna,
która z braku dostępu do wody gasi ogień śniegiem. Po katastrofie stropu komendant zakazuje
ewakuację z budynku. Tylko niewielką część zbiorów udaje się uratować. Sam właściciel był
wówczas poza domem, ale jego matka zostaje uratowana z płonącej rezydencji.
- Musiała to być wielka strata dla mieszkańców - komentuje słuchacz.
- Masz całkowitą rację. Wróćmy jednak do dalszej historii tego zabytku. Jak już mówiłem
w 1934 r. zamek poddano renowacji. Na miejsce zniszczonej struktury wstawiono obiekt
neobarokowy. W XIX w. dodano również duży i rozległy park krajobrazowy. W następnych
latach zamek wolno przechodził z rąk Tarnowskich do użytku miasta Tarnobrzeg. W 1972 r.,
podczas prac prowadzonych w podziemnych piwnicach, odnaleziono cenną kolekcję sreber.
- Zobaczymy ją? - nie wytrzymał Karl.
- Nie. Została przewieziona do zamku w Łańcucie. Gdybyś był tym zainteresowany, polecam
odwiedzić to miejsce. W tym czasie, o którym teraz będzie mowa, zamek jest już własnością
mieszkańców Tarnobrzega. Są to dzieje mniej interesujące, jednak warte zapamiętania. Potem
miejsce to otrzymało zadanie pomieszczenia Technikum Rolniczego. A później po latach
zostało oficjalnie przemianowane na muzeum, w którym po wielu renowacjach samego
budynku właśnie się znajdujemy. To wszystko, jeśli chodzi o historię tego miejsca
-
zakończyłem wyczerpującą opowieść o ważnej dla mieszkańców Tarnobrzega budowli –
intelektualnego centrum naszej małej ojczyzny. Dziś w zamku pielęgnuje się kulturę i
tradycje polskie: odbywają się tu koncerty, odczyty, liczne spotkania z ciekawymi ludźmi.
Można także obejrzeć interesujące, często bolesne dla pamięci Polaków,
wystawy
tematyczne np. związane ze wspomnieniem tarnobrzeskich Katyńczyków, czy poświęcone
„Jędrusiowi”, tarnobrzeskiemu partyzantowi. Oczywiście jest także wiele innych, bardziej
radosnych spotkań. Warto chociażby wspomnieć kolędowanie w Dzikowie. Każdy,
zasłuchany w piękne utwory,
z uśmiechem na twarzy rozmyślał o niezwykle ciekawej
tradycji obchodzenia świąt Bożego Narodzenia w Polsce. Ach, wiele by można jeszcze
opowiadać!
- Bardzo ciekawe! - zachwycał się mój gość -To koniec wycieczki? - dodał zasmuconym
głosem.
- Nie. Chodźmy dalej. Teraz czeka cię standardowa wycieczka po salach wystawowych, a na
końcu niespodzianka.
I tak poprowadziłem go przez szereg komnat, w których czekały zabytki sprowadzone nie
tylko z Tarnobrzega. Każdy z tych przedmiotów skrywał swoją niezwykłą opowieść, już nam
znaną lub czekającą na poznanie. Mijaliśmy takie eksponaty jak: zniszczone naczynia, dawne
monety, ważne historycznie dokumenty, niosące ślady wieków meble czy artystyczne
i techniczne dzieła dawnych epok. Przy niektórych zatrzymywaliśmy się na dłuższą chwilę,
bo chłopca zainteresowała skrócona wersja tego eksponatu i prosił o rozwinięcie. Inne
omijaliśmy szerokim łukiem, bo ani nie było czasu ani ochoty na rozmowę o typowo
damskich przedmiotach użytkowych. Gdy zbliżaliśmy się do wyjścia na tylny balkon
widokowy, spojrzałem na zegarek i lekko się zaniepokoiłem. Nasza wycieczka miała trwać
2 godziny, a minęły już dobre 4. Uznałem jednak, że jeśli jeszcze nikt mi nie przeszkodził, to
możemy kontynuować i udać się na ostatnią atrakcję dzisiejszego dnia. Gdy opuściliśmy
budynek, oczom gościa ukazał się plac. Po obu stronach widać było park. Był to piękny
krajobraz. Karl zaniemówił. Nie mógł nasycić oczy tym oszałamiającym widokiem. Pomimo
tego, że codziennie przechodziłem tędy, ja również sam się zachwyciłem. Teraz nie wiem,
czy dlatego, że tamten widok mógł zadecydować o wszystkim, czy po prostu urzekło mnie
piękno miejsca. Gdy słońce zaczęło chylić się pomału ku zachodowi, postanowiłem przekazać
mojemu podopiecznemu informację o tym, że powinniśmy kończyć. Dałem mu jeszcze
chwilę na obserwacje słabnącego blasku światła i odprowadziłem go przed budynek, gdzie
zaczęła się ta jakże wspaniała przygoda dla niego i miłe doświadczenie dla mnie.
- Miło było cię poznać Karl. Mam nadzieję, że to, o czym mówiłem, zostanie w twojej głowie
na dłużej i postanowisz jeszcze raz odwiedzić nasz kraj.
Celowo wstrzymałem się od próśb o datek dla naszej firmy czy szepnięcie pary dobrych
słówek samemu hrabi. Chłopak jakoś jednak wyczuł moje intencje, bo następne jego słowa
kompletnie mnie zaskoczyły.
- Ciebie również było miło poznać Albert. Świetnie się bawiłem i poznałem wiele
interesujących faktów na temat Polski. Powiem mojemu tacie, żeby załatwił wam jakąś
pomoc finansową.
- Co?! Skąd ty wiedziałeś o tym? - krzyknąłem zaskoczony.
- Ostrzegali mnie przed takimi prośbami. Mówili, żebym nie ulegał. Jednak pan tak świetnie
umilił mi czas, że mam szczerą nadzieję, iż wasza firma zatroszczy się o zabytki i będzie
zatrudniała samych podobnych ludzi.
- Serdecznie ci dziękuje. Do widzenia. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
- To uczucie wzajemne. Żegnaj.
I pobiegł w stronę centrum miasta, gdzie najpewniej czekał jego zniecierpliwiony ojciec.
Było przecież dobre 3 godziny po czasie. Ja natomiast wróciłem do zamku Tarnowskich, by
wszystko pozamykać i przygotować na jutrzejszy dzień w pracy. Zabrałem swoje rzeczy
i udałem się do mojego mieszkania. Przez całą drogę zastanawiałem się, co powie mój szef,
gdy stawię się jutro w pracy. To jednak jest opowieść na inny czas i miejsce. Ach, jak ja
zarazem kocham i nienawidzę tej roboty!
Kacper Solarski