"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki

Transkrypt

"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki
SPIS TREŚCI
Ballada o Trzech Królach
str. 1
Trzej królowie
str. 2
Karnawału czas
str. 8
Święty Józef
str. 10
Co warto przeczytać
str.
13
Rozważania na Wielki Post
str.
14
Każdy Nowy Rok niesie ze sobą pewne, nowe postanowienia.
Zdecydowana większość z nas planuje, że w Nowym Roku
dokona czegoś, na co wcześniej albo brakowało czasu, albo po
prostu zapału i chęci. Jedni planują przejść na dietę, drudzy
zamierzają prowadzić bardziej zdrowy i aktywny tryb życia,
a jeszcze inni pragną w końcu zrealizować swoje marzenia i od
dawna określone cele. Czy warto zastanawiać się co ze sobą
przyniesie? Zastanawiać i martwić czy dobrze rozplanowaliśmy
co chcemy osiągnąć? Czy nie za dużo tego? A może za mało ?
Może nie zamartwiajmy się tym tak bardzo bo przecież słowa
piosenki mówią nam:..” Nowy Rok się przecież zbliża, nowe
niesie kalendarze przywitajmy go przed progiem resztę Czas
pokaże…” Tak wiec abyśmy zdrowi byli.
Ballada o Trzech Królach
(…) A, w pałacach na ladach zielonych,
Co jak sukno wzburzonej fali,
Mieli królowie trzej błękitne dzwony,
W których serca swe na co dzień chowali.
A tak śpiesznie biegli, ze w pospiechu
Wzięli tylko myśli pełne grzechu.
(…)
I ujrzeli nagle wszyscy trzej,
Gdzie dzieciątko jak kropla światła,
I ujrzeli jak w pękniętych zwierciadłach,
W sobie – czarny huczący lej.
I poczuli nagle serca trzy,
Co jak pięści stężały od żalu.
Wiec już w wielkim pokoju wracali,
Kołysani przez zwierzęta jak przez sny.(…)
Krzysztof Kamil Baczyński
1
Trzej królowie
Nie wiadomo o
wszystkim. Zagadkowe
którzy złożyli hołd
przedmiotem rozważań
artystów.
nich nic, a mimo to są znani
postacie mędrców ze Wschodu,
Jezusowi, były przez stulecia
teologów i inspiracją wyobraźni
Wspomina o nich tylko Ewangelia wg św. Mateusza.
Ewangelista nie podaje ich imion, ani nawet liczby. Nie pisze
też skąd konkretnie przybyli, tylko, że ze Wschodu. Wiadomo
też, że kierowali się „gwiazdą”, jak to nazywa Ewangelista. To
astronomiczne zjawisko pojawiło się niespodziewanie na niebie
i zwróciło ich uwagę. W ciągu stuleci istniało wiele hipotez
próbujących dokładnie określić o jaką gwiazdę chodzi. Sądzono
na przykład, że mogła to być planeta Wenus, jasno świecąca
nad horyzontem. Planeta Wenus była jednak doskonale znana
w tamtych czasach i wydaje się niemożliwe, by zadziwiła
swym pojawieniem się trzech mędrców, którzy niewątpliwie
byli dobrymi astronomami.
Ich święto ustanowiono w Kościele w wieku V. Św.
Mateusz nie określił ilu magów przybyło do Jezusa. Na
rysunkach w rzymskich katakumbach, w pierwszych wiekach
chrześcijaństwa, aż do IV w., przedstawiano ich dwóch, trzech,
czterech lub sześciu. W Syrii i Armenii przyjęła się wówczas
tradycja, że było ich dwunastu, co miało symbolizować
dwunastu Apostołów i dwanaście plemion Izraela. Z kolei
Kościół koptyjski w Egipcie uznał, że było ich aż
sześćdziesięciu. Liczba „trzy” pojawiła się u Orygenesa
(najsławniejszego i najbardziej wpływowego filozofa i teologa
chrześcijańskiego Wschodu). Stwierdził on, że skoro były trzy
2
dary, to tylu musiało być również wręczających je. W wieku IV
ten pogląd stopniowo wszędzie został przyjęty.
Trzy znane nam dziś imiona królów: Kacper, Melchior,
Baltazar, pojawiły się po raz pierwszy ok. roku 520 na mozaice
zdobiącej kościół San Apollinare Nuovo w Rawennie, która
wówczas była stolicą posiadłości bizantyńskich w Italii. Nad
postaciami umieszczono tam wyraźne napisy: Balthassar,
Melchior, Gaspar". Tylko jedno nie ulega wątpliwości.
Królowie ofiarowali Jezusowi mirrę, kadzidło i złoto.
Wątpliwości nie budzi też interpretacja znaczenia
symbolicznego tych darów. Złoto symbolizowało coś co jest
piękne, chwalebne, wartościowe. Oznaczało godność Jezusa
jako króla. Kadzidło używane było w świątyniach podczas
składania ofiar jako symbol modlitwy. Oznaczało, że Jezus jest
Bogiem. Mirra to balsam, którym namaszczano zmarłych,
a dodany do wina wzmacniał je. Taki napój podawano
skazańcom. To zapowiedź męki Pana i Jego pogrzebu. Jezus
otrzymał więc złoto jako król, kadzidło jako Bóg i mirrę jako
człowiek.
Św. Mateusz nazwał ludzi, którzy przyszli ze Wschodu
oddać pokłon Jezusowi mianem magów (magoi w greckim
tłumaczeniu). Nie pisze ani słowa o tym, by byli królami.
Początkowo nazywano ich więc magami. W starożytności
magami określano w Persji, Medii, Babilonii, ludzi
wykształconych, zajmujących się nauką, będących przeważnie
doradcami monarchów. Pełnili oni jednocześnie, podobnie jak
w starożytnym Egipcie, funkcje kapłańskie. Dlatego w Polsce
przyjęło się określać ich mianem mędrców, które wydaje się
lepiej oddawać starożytne znaczenie słowa „mag”. Na początku
III wieku rzymski teolog, Tertulian, jako pierwszy nazwał ich
„królami ze Wschodu”.
3
Trzej Królowie razem wyruszają w drogę, kierując się
światłem Gwiazdy i słuchając głosu swego serca. W tej to
Gwieździe ujrzeli nadzieję odnalezienia celu swej nieustannej
tęsknoty za Pięknem Prawdziwym. Wyruszyli więc w drogę.
To była długa pielgrzymka. W drodze byli zmęczeni. Jednak
szli dalej, ponieważ ufali tęsknocie swego serca. I Gwiazda
wskazała im cel. Celem podróży Trzech Króli jest dom, gdzie
odnajdują Maryję i Dzieciątko i przed którym klękają, by Je
adorować. Nie dość, że nie zostali nagrodzeni u końca swej
podróży, to również oddali wszystko, co ze sobą przynieśli. Jest
to paradoks także naszych życiowych dróg. Im dalej idziemy tą
właściwą drogą – drogą prawdy o nas samych, a zarazem
z wiarą w cel - tym mniej staje się dla nas ważne, co
posiadaliśmy do tej pory i jak wyglądamy przed innymi. Bo
pozwoliliśmy się zwabić Tajemnicy życia. A kiedy dotykamy
tej Tajemnicy, wtedy upadamy na kolana, zapominamy o sobie,
bowiem jesteśmy całkowicie przez nią ogarnięci i wtedy
prawdziwie doszliśmy do domu.
W ludowej pobożności Trzej Królowie stali się
ulubionymi patronami podróży. Wędrowali długą drogą i nigdy
nie zbłądzili. Dlatego mogą nam towarzyszyć na pełnych
niebezpieczeństw drogach życiowych. Są przyzywani, by
ochraniać nas przed szkodliwymi wpływami świata duchów.
Stają się orędownikami w potrzebie, w chorobach.
Jest pewna stara, chyba rosyjska legenda opowiadająca
o tym, że był jeszcze Czwarty Król. Król, który także wyruszył
w drogę za Gwiazdą, aby pokłonić się Boskiemu Dzieciątku.
Chcecie o nim posłuchać?
Otóż ów czwarty król zabrał ze sobą jako prezent dla
królewskiego Dzieciątka trzy błyszczące, szlachetne kamienie.
4
Był najmłodszym spośród czterech królów. Żadnemu zaś z nich
nie płonęła w sercu tak głęboka tęsknota, jak właśnie jemu.
Podczas drogi usłyszał nagle szlochanie dziecka.
W kurzu zobaczył „leżącego chłopczyka, bezbronnego, nagiego
i krwawiącego z pięciu ran. Tak niezwykłe było to dziecko, tak
delikatne i bezbronne, że serce młodego króla napełniło się
litością". Podniósł je i zawrócił do wioski, którą właśnie
zostawili za sobą. Tam niestety nikt nie przyznał się do dziecka.
Król poszukał więc opiekunki i przekazał jej jeden ze
szlachetnych kamieni, by w ten sposób zabezpieczyć życie
dziecka. Udał się następnie w dalszą wędrówkę, a Gwiazda
wskazywała mu drogę. Bezbronne dziecko uczyniło go
niezmiernie wrażliwym na nędzę świata.
Przechodził przez miasto, w którym naprzeciw niego
wyszedł orszak pogrzebowy. Umarł właśnie ojciec rodziny.
Matka i dzieci miały być sprzedane do niewoli. Król przekazał
im drugi drogocenny kamień, aby mogli się uratować przed
złym losem.
Gdy tak wędrował, nie widział już Gwiazdy. Dręczył się
wątpliwościami, czy też nie stał się niewierny wobec swojego
powołania. Jednak wtedy raz jeszcze zajaśniała na niebie
Gwiazda. Wędrował za nią poprzez obcą krainę, w której
szalała wojna.
W pewnej wiosce żołnierze zgromadzili razem
wszystkich mężczyzn by ich zabić. Wtedy król wykupił ich
trzecim szlachetnym kamieniem. Ale teraz nie dostrzegł już
więcej Gwiazdy. Ogołocony ze wszystkiego kroczył przez
krainę i pomagał ubogim ludziom.
5
Przybył do pewnego portu w chwili, gdy ojciec rodziny
jako wioślarz na jednej z galer miał odpokutować za swoją
winę. Król zaofiarował samego siebie i pracował przez wiele lat
jako wioślarz na galerze. Wtedy w jego sercu ponownie
wzeszła Gwiazda. „Wkrótce przeniknęło go wewnętrzne
światło i ogarnęła go spokojna pewność, że mimo wszystko jest
na właściwej drodze". Niewolnicy i panowie odczuwali to
niezwykłe światło owego człowieka. Został wypuszczony na
wolność.
We śnie znowu zobaczył Gwiazdę
„Pospiesz się! Pospiesz!" Wstał w środku
zajaśniała Gwiazda i doprowadziła go do
miasta. Z tłumem ludzi został zapędzony
którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym
gwiazda.
i usłyszał głos:
nocy. Wówczas
bram wielkiego
na wzgórze, na
krzyżem jaśniała
„Wtedy spotkało go spojrzenie Człowieka, który wisiał
na tym krzyżu. Człowiek ten musiał odczuwać wszystkie
cierpienia, wszystkie utrapienia świata, tak niezwykłe było jego
spojrzenie. Ale też litość i bezgraniczną miłość. Jego ręce,
przybite do krzyża gwoździami, były boleśnie wykrzywione.
Z tych udręczonych rąk rozchodziły się promienie. Jak błysk
przemknęła myśl: tutaj jest cel, do którego pielgrzymowałem
przez całe życie. Ten Człowiek jest Królem ludzi i Zbawieniem
świata, na którym oparłem swóją tęsknotę, którego spotkałem
we wszystkich utrudzonych i obciążonych”. Król opadł pod
krzyżem na kolana. W jego otwarte ręce spadły wtenczas trzy
krople krwi. Były bardziej lśniące niż szlachetne kamienie.
Gdy Jezus umarł z okrzykiem na ustach, umarł też król.
„Jego twarz jeszcze w śmierci była zwrócona w kierunku Pana
i błyszczała jak promieniejąca gwiazda”.
6
Czy poruszyła Was ta opowieść – legenda? Nawet jeżeli
brzmi jak bajka? Czy serce w Was nie poruszyło się szybciej,
by biec, naprawić co się może kiedyś popsuło, by uczynić
„kawałek” świata odrobinę lepszym, radośniejszym? Być może
także w nas istnieje coś, co mówi nam o tajemnicy Bożego
Narodzenia. Często nie widzimy w należyty sposób światła
Gwiazdy. Jest w nas wtedy tak ciemno... Zapalmy więc, za
przykładem trzech magów, naszą Gwiazdę, która zaprowadzi
nas do naszego Króla!
A dla wytrwałych i lubiących czytać polecam inną
wersję tej legendy
E.B.
Pokłon Trzech Króli. Scena z ołtarza Wita Stwosza.
7
KARNAWAŁU CZAS…
Karnawał, to czas wielu balów i zabaw. Słowo „carnevale”
zostało zaczerpnięte z łaciny i oznaczało „pożegnanie
z mięsem”. Tym słowem nazywano przyjęcie, które odbywało
się w ostatni dzień karnawału – Tłusty Czwartek - tuż przed
okresem Wielkiego Postu.
W starożytności był to czas maskarad i pochodów
organizowanych przed nadejściem wiosny i zwiastujących
odrodzenie życia. Wyrażenie „cirrus novalis” symbolizowało
„wóz w kształcie okrętu”, czyli ukwiecony rydwan boga
urodzaju i winorośli Bachusa. W okresie już chrześcijańskim,
radosne zabawy przygotowywały na nadejście Wielkiego Postu,
w którym były zakazane. Wtedy zaczęto łączyć obie te tradycje
i czas karnawału stał się odzwierciedleniem tej części ludzkiej
natury, która pragnie zabawy i uciech. Drugie znaczenie
nawiązywało do przyjścia wiosny i pożegnania zimy.
Początki karnawałowych zabaw, połączonych z przebieraniem
się sięgają czasów średniowiecza. Wtedy zwyczajem było tzw.
„wchodzenie" w skórę innych: biedacy – w bogatych, a bogaci
– w biednych. Przebierano się też za postaci z różnych legend
i baśni. Modne były maski, za którymi, zachowując
anonimowość, można się było nieźle bawić.
Karnawał przeniesiony na polski grunt, zaowocował bogatą
obrzędowością narodowych i ludowych zwyczajów. Po polsku
karnawał, to dawniej, „zapusty”. Pierwsze wzmianki o
rodzimych zapustach i wszelkich związanych z nimi
obyczajach pochodzą z XVII-wiecznych starodruków. Zgodnie
z duchem i naszym temperamentem narodowym, staropolski
karnawał był: „suty, hałaśliwy, wesoły i szumny. Był czasem
uciech: polowań, poczęstunków, tańców i swawoli”. Głównie
dla tych zamożniejszych grup (głównie szlachty, a później
8
także mieszczaństwa) zapusty były okresem zabaw, kuligów,
balów.
To wtedy odbywały się uczty zapustne, maskarady, śluby,
przechodzące często w trwające kilka dni uczty i bale,
polowania na grubego zwierza oraz słynne, staropolskie kuligi.
Szczególnie huczne były zapusty w dworach magnackich
i szlacheckich. Od jadła i napitków uginały się stoły, a nasi
przodkowie mieli fantazję i umieli się bawić. Urządzano kuligi
z pochodniami w lesie, odwiedzano się wzajemnie, jeżdżąc od
sąsiada do sąsiada i dalej. Na każdym postoju ucztowano
i tańczono. W modzie był wówczas mazur, polonez, młynek,
hajduk, taniec świeczkowy oraz „nowości zagraniczne” niemiecki cenar i francuski galard. Tańce trwały całe noce do
białego ranka, czego echa przetrwały w znanej do dziś piosence
„jeszcze jeden mazur dzisiaj, choć poranek świta”.
W czasie karnawału popularne były także korowody
przebierańców.
W
wesołym
pochodzie
dokazywali
(w zależności od regionu kraju) kominiarz, diabeł, śmierć,
turoń, koza, koń, bocian, dziad i baba, a towarzyszyli im
oczywiście muzykanci. Orszak otwierał zazwyczaj „książę
Zapust”
w postaci słomianej kukły.
W ostatnie dni zapustne, zwane diabelskimi lub ostatkami,
zabawom i jedzeniu nie było umiaru. Raczono się tłustymi
słodkościami - blinami, racuchami, pampuchami oraz ciastem
nadziewanym słoniną i smażonymi na smalcu. Może, więc od
tego pochodzi tradycja tłustego czwartku, który rozpoczynał
tłusty tydzień, będący uwieńczeniem karnawału. Do dzisiaj
z bogactwa dawnych obyczajów pozostał tylko tłusty czwartek,
w którym królują na naszych stołach pączki i faworki.
Z zapustami łączył się też zwyczaj „chodzenia po kolędzie”
(znany nam do dziś), podczas którego kolędnicy odgrywali
krótkie scenki, otrzymując w zamian poczęstunek lub drobne
datki. Zapusty kończyły się o północy we wtorek poprzedzający
Środę Popielcową, która rozpoczynała długi, 40-dniowy okres
9
Wielkiego Postu. I tak to, Popielcem rozpocznie się Wielki
Post, który potrwa aż do Wielkanocy.
E.B.
Święty Józef
Józef, to kiedyś (i dziś znów powraca) jedno
z najpopularniejszych imion. W czasach biblijnych noszenie
określonego imienia związane było z jednoczesnym
uświęcaniem imienia Boga, gdyż Bóg wzywał każdego po
imieniu, więc też było Bogu należne. Wszak czytamy w Biblii
o tym, jak Bóg powoływał proroków do ich wielkich misji. Tak
też było z imieniem Józef. Imię Józef oznacza: niech Bóg
pomnoży. Pierwszy raz o imieniu tym czytamy w Starym
Testamencie, gdy żona patriarchy Jakuba, Rachela, nadała to
imię najmłodszemu synowi z życzeniem, aby Bóg dał jej
kolejnych synów.
„Cień Ojca”
Polubiłam św. Józefa tak bardziej po przeczytaniu
powieści Jana Dobraczyńskiego pt.: „Cień Ojca”. Według
mnie, to jedna z najlepszych książek Dobraczyńskiego. Ukazuje
ona postać św. Józefa, Opiekuna Najświętszej Rodziny, jako
człowieka poddającego się różnym próbom wobec Boga i Jego
zamiarów. Postać mężczyzny, który musi zrozumieć
i zaakceptować swą rolę cienia Prawdziwego Ojca wobec Tego,
którego zrodzi jego ukochana Miriam. Ta książka, to
świadectwo o oddaniu się wartościom, które są najważniejsze:
odpowiedzialności za rodzinę, cierpliwości i prawdziwej
miłości bez taryfy ulgowej.
Kim był św. Józef?
Odnośnie życia św. Józefa musimy jednak polegać na
tym, co przekazały nam o nim Ewangelie. Józef pochodził
z rodu króla Dawida. Ale pomimo tego wysokiego pochodzenia
10
nie posiadał żadnego majątku. Na życie zarabiał stolarstwem
i pracą, jako cieśla. Zaręczony z Maryją, Józef stanął nagle
przed tajemnicą (i zarazem z trudem zmagania wewnętrznego)
Jej cudownego poczęcia. Św. Józef nie był ojcem Chrystusa
według ciała. Był nim jednak według prawa żydowskiego, jako
prawomocny małżonek Maryi. Chociaż więc Maryja porodziła
Jezusa dziewiczo, to jednak Józef, wobec otoczenia, uważany
był za Jego ojca. Początkowo Józef, dostrzegłszy brzemienność
Maryi, postanowił dyskretnie się usunąć, by nie narazić jej na
zhańbienie i obmowy. W ówczesnym, bowiem czasie
niezamężna kobieta w ciąży była osądzana od czci i wiary
i najczęściej wypędzana. Józef wprowadzony jednak we śnie
przez anioła w tajemnicę Poczęcia, wziął Maryję do siebie, do
domu w Nazarecie. Podporządkowując się zaś dekretowi o
spisie ludności, udał się z Nią do Betlejem i tam właśnie
narodził się Jezus nędznej szopie za gospodą, w której nie było
dla Nich miejsca. Po nadaniu Dziecku imienia i przedstawieniu
Go w świątyni, w obliczu prześladowania ucieka z
Matką i Dzieckiem do Egiptu. Po śmierci Heroda ponownie
wraca do Nazaretu. Po raz ostatni Józef pojawia się na kartach
Pisma Świętego podczas pielgrzymki z dwunastoletnim
Jezusem do Jerozolimy. Po tym zdarzeniu nie ma już żadnej
wzmianki o św. Józefie. Może z tego wynikać, że
prawdopodobnie już nie żył. Miał najpiękniejszą śmierć
i pogrzeb, jaki sobie można na ziemi wyobrazić, gdyż
w ostatnich chwilach życia byli przy nim jego Najbliżsi: Jezus
i Maryja. Oni też urządzili mu pogrzeb. Może dlatego tradycja
nazwała go patronem dobrej śmierci.
Ojcowie Kościoła i inni o św. Józefie
Ojcowie i pisarze Kościoła podkreślają, że do tak
bliskiego życia z Jezusem i Maryją Opatrzność wybrała męża
o niezwykłej cnocie. Dlatego Kościół słusznie stawia św.
Józefa na czele wszystkich świętych. O św. Józefie pierwszy
pisał Orygenes, chwaląc go, jako: „męża sprawiedliwego”. Św.
Jan Złotousty wspomina jego łzy i radości; św. Augustyn pisze
o legalności jego małżeństwa z Maryją i o jego prawach
11
ojcowskich; św. Grzegorz z Nazjanzu wynosi godność św.
Józefa ponad wszystkich świętych. Największą jednak czcią do
św. Józefa wyróżniała się św. Teresa z Avila, wielka
reformatorka Karmelu. Twierdziła, że o cokolwiek prosiła Pana
Boga za jego przyczyną, zawsze otrzymała i nie była nigdy
zawiedziona. Do szczególnych czcicieli św. Józefa zaliczał się
również św. Jan Bosko. Stawiał on św. Patriarchę za wzór
swojej młodzieży rzemieślniczej. W roku 1859 św. Jan Bosko
założył wśród swojej młodzieży Stowarzyszenie pod
wezwaniem Św. Józefa. Św. Leonard Murialdo, przyjaciel św.
Jana Bosko, założył zgromadzenie zakonne pod wezwaniem
św. Józefa (józefici). Jan XXIII (Józef Roncalli) wpisał imię
św. Józefa do kanonu Mszy świętej Na Wschodzie po raz
pierwszy spotykamy się ze wspomnieniem liturgicznym św.
Józefa już w wieku IV w klasztorze św. Saby pod Jerozolimą.
Na Zachodzie spotykamy się ze świętem znacznie później, bo
dopiero w wieku VIII. W wieku XIX przełożeni generalni 43
zakonów wystosowali do papieża prośbę, do ojców soboru,
o ogłoszenie św. Józefa patronem Kościoła. Papież Pius IX
przychylił się do tej prośby. Dziś święto to nosi nazwę świętego
Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Papież
Benedykt XIII w roku 1726 włączył imię św. Józefa do litanii
Wszystkich Świętych. Św. Józef jest patronem Kościoła
powszechnego, licznych zakonów, krajów, m.in. Austrii,
Czech, Filipin, Hiszpanii, Kanady, Portugalii, Peru, wielu
diecezji i miast oraz patronem małżonków i rodzin
chrześcijańskich, ojców, sierot, a także cieśli, drwali,
rękodzielników, robotników, rzemieślników, wszystkich
pracujących i
uciekinierów.
A na koniec modlitwa do św. Józefa - Szafarza Łask:
Święty Józefie, mój chwalebny Opiekunie i najdroższy
Ojcze, którego Jezus uczynił szafarzem swoich łask; przez tę
niewysłowioną radość, jakiej doznawało Twe serce, gdyś Go,
jako małe Dzieciątko na rękach piastował i ciągle przebywał
w Jego obecności, błagam Cię, osłoń mnie swą ojcowską
12
opieką i uproś mi odpuszczenie grzechów, głęboką pokorę,
nieskalaną czystość, najgorętszą miłość Bożą i wszystkie dary
Ducha Świętego, aby dzięki nim moje biedne serce mogło stać
się miłym przybytkiem dla Serca Jezusa i zasłużyło na
nieustanne zjednoczenie z Nim w czasie i wieczności. Amen.
Co warto przeczytać
"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki osobiste 19622003
Książka, której wydanie wzbudziło wiele kontrowersji.
Kardynał Stanisław Dziwisz, długoletni współpracownik Jana
Pawła II, zdecydował się bowiem ujawnić prywatne zapiski
papieża. Jestem bardzo w rękach Bożych. Notatki osobiste
1962-2003 to klucz to zrozumienia duchowości Ojca Świętego.
Czytelnik może poznać przemyślenia Karola Wojtyły, a także
towarzyszyć mu w kluczowych momentach jego życia
i posługi. To głównie zapiski, które wielki duchowny prowadził
podczas rekolekcji - znajdziemy tu pytania, które sobie stawiał,
głębokie, poruszające medytacje i modlitwy wyznaczające rytm
każdego dnia. Ale napotkamy też wątki osobiste dotyczące
przyjaciół papieża czy jego współpracowników, np.
kardynałów Andrzeja Marii Deskura i Mariana Jaworskiego.
Choć Notatki osobiste 1962-2003 są zapisem chwil, wykraczają
poza granice życia Jana Pawła II, przenosząc nas tam, gdzie to,
co ludzkie i to, co Boże łączy się w wymiarze świętości.
13
Na zakończenie przepis na Wielki Post, który przysłał nam
ksiądz Zbigniew Wójcik.
Ledwo skończył się karnawał, a już każą nam posypywać
głowy popiołem i wzywają do pokuty. Rzecz to niełatwa,
dlatego przyda się pewien sprawdzony przepis.
Na samym początku wielkopostnych zmagań bierzemy sporą
garść skruchy i porządnie się nią nacieramy.
Dzięki temu zabiegowi nasz wewnętrzny upór powinien
znacznie zmięknąć. Nie od dziś wiadomo, że człowiek to istota
twardo obstająca przy swoich, często błędnych przekonaniach
i przyzwyczajeniach. Jeśli potraktujemy to wszystko skruchą, to
uzyskamy bazę do dalszych wielkopostnych działań.
Przyda się również sporo modlitwy, lecz nie rozumianej jako
zbiór odklepywanych z pamięci regułek. Najlepsza w Wielkim
Poście będzie modlitwa z wyższej półki, esencjonalna, płynąca
prosto z serca. Za potrzebujących, za Kościół, za cierpiących,
a nawet za tych, których nie lubimy…
14
By modlitwa była owocna, warto dodać do niej spora garść
czasu. Wbrew pozorom wcale nie trudno o ten wielkopostny
składnik. Wystarczy odrobinę mniej telewizji, a zaoszczędzony
czas przeznaczyć na modlitwę właśnie…
Następnie koniecznie trzeba dodać Drogę Krzyżową
i Gorzkie Żale – nabożeństwa, które pomogą nam zrozumieć,
po co ten cały Wielki Post. Pomogą nam dostrzec, że skoro
droga krzyżowa i Meka Syna Bożego miały swój kres i zostały
zwieńczone chwała zmartwychwstania, to nasze ziemskie troski
i cierpienia tez maja swój głęboki sens. Możemy być pewni, że
zbliżają nas one do Chrystusa oraz, że kiedyś nastąpi ich kres.
Te dwa nabożeństwa należy dodawać systematycznie,
w równych odstępach czasu przez cały Wielki Post.
W naszych zmaganiach nie może tez zabraknąć rekolekcji.
Nieodłącznym elementem rekolekcji jest sakrament pokuty
i pojednania. Niedodanie tego składnika można porównać
z niedogotowaniem przysmaków, jakie znajdują się na
wielkanocnym stole. To znaczy będą one ugotowane, ale tylko
w połowie.
W naszym przepisie na post nie może też zabraknąć czegoś,
doda mu niebywałej wyrazistości. Uzyskamy je skrapiając
nasze zmagania obficie jałmużną. Na nic bowiem wszystkie
nasze zmagania duchowe i składniki, które dodaliśmy
wcześniej, jeśli nie zaprocentują one w codziennym życiu.
Istnieje wiele odmian jałmużny. Może się ona przejawiać
podaniem komuś kromki chleba, wysłuchaniem jego
problemów, czy wsparciem finansowym dla instytucji niosącej
pomoc potrzebującym.
Ważnym i aromatycznym dodatkiem do tego przepisu jest też
systematyczne czytanie Pisma Świętego. Wystarczy na to
poświęcić kilka minut dziennie, a wtedy łatwiej nam będzie
zrozumieć, dlaczego tak potrzebne są wszystkie składniki,
o których była mowa wcześniej.
15
Ktoś może powiedzieć że Pismo Święte to gruba księga, trudno
zatem ocenić, który fragment najlepiej czytać danego dnia. Ze
środka? Z początku? Z końca? I na to jest prosta rada. Najlepiej
czytać te fragmenty, które są czytane w kościele danego dnia
podczas sprawowanej liturgii. I to już prawie wszystkie
składniki przepisu na post. Trzeba jeszcze dodać odrobinę
własnych chęci, zaangażowania i optymizmu. A resztę
pozostawić łasce Bożej.
Amen.
16
EGZEMPLARZ
BEZPŁATNY

Podobne dokumenty