"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki
Transkrypt
"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki
SPIS TREŚCI Ballada o Trzech Królach str. 1 Trzej królowie str. 2 Karnawału czas str. 8 Święty Józef str. 10 Co warto przeczytać str. 13 Rozważania na Wielki Post str. 14 Każdy Nowy Rok niesie ze sobą pewne, nowe postanowienia. Zdecydowana większość z nas planuje, że w Nowym Roku dokona czegoś, na co wcześniej albo brakowało czasu, albo po prostu zapału i chęci. Jedni planują przejść na dietę, drudzy zamierzają prowadzić bardziej zdrowy i aktywny tryb życia, a jeszcze inni pragną w końcu zrealizować swoje marzenia i od dawna określone cele. Czy warto zastanawiać się co ze sobą przyniesie? Zastanawiać i martwić czy dobrze rozplanowaliśmy co chcemy osiągnąć? Czy nie za dużo tego? A może za mało ? Może nie zamartwiajmy się tym tak bardzo bo przecież słowa piosenki mówią nam:..” Nowy Rok się przecież zbliża, nowe niesie kalendarze przywitajmy go przed progiem resztę Czas pokaże…” Tak wiec abyśmy zdrowi byli. Ballada o Trzech Królach (…) A, w pałacach na ladach zielonych, Co jak sukno wzburzonej fali, Mieli królowie trzej błękitne dzwony, W których serca swe na co dzień chowali. A tak śpiesznie biegli, ze w pospiechu Wzięli tylko myśli pełne grzechu. (…) I ujrzeli nagle wszyscy trzej, Gdzie dzieciątko jak kropla światła, I ujrzeli jak w pękniętych zwierciadłach, W sobie – czarny huczący lej. I poczuli nagle serca trzy, Co jak pięści stężały od żalu. Wiec już w wielkim pokoju wracali, Kołysani przez zwierzęta jak przez sny.(…) Krzysztof Kamil Baczyński 1 Trzej królowie Nie wiadomo o wszystkim. Zagadkowe którzy złożyli hołd przedmiotem rozważań artystów. nich nic, a mimo to są znani postacie mędrców ze Wschodu, Jezusowi, były przez stulecia teologów i inspiracją wyobraźni Wspomina o nich tylko Ewangelia wg św. Mateusza. Ewangelista nie podaje ich imion, ani nawet liczby. Nie pisze też skąd konkretnie przybyli, tylko, że ze Wschodu. Wiadomo też, że kierowali się „gwiazdą”, jak to nazywa Ewangelista. To astronomiczne zjawisko pojawiło się niespodziewanie na niebie i zwróciło ich uwagę. W ciągu stuleci istniało wiele hipotez próbujących dokładnie określić o jaką gwiazdę chodzi. Sądzono na przykład, że mogła to być planeta Wenus, jasno świecąca nad horyzontem. Planeta Wenus była jednak doskonale znana w tamtych czasach i wydaje się niemożliwe, by zadziwiła swym pojawieniem się trzech mędrców, którzy niewątpliwie byli dobrymi astronomami. Ich święto ustanowiono w Kościele w wieku V. Św. Mateusz nie określił ilu magów przybyło do Jezusa. Na rysunkach w rzymskich katakumbach, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, aż do IV w., przedstawiano ich dwóch, trzech, czterech lub sześciu. W Syrii i Armenii przyjęła się wówczas tradycja, że było ich dwunastu, co miało symbolizować dwunastu Apostołów i dwanaście plemion Izraela. Z kolei Kościół koptyjski w Egipcie uznał, że było ich aż sześćdziesięciu. Liczba „trzy” pojawiła się u Orygenesa (najsławniejszego i najbardziej wpływowego filozofa i teologa chrześcijańskiego Wschodu). Stwierdził on, że skoro były trzy 2 dary, to tylu musiało być również wręczających je. W wieku IV ten pogląd stopniowo wszędzie został przyjęty. Trzy znane nam dziś imiona królów: Kacper, Melchior, Baltazar, pojawiły się po raz pierwszy ok. roku 520 na mozaice zdobiącej kościół San Apollinare Nuovo w Rawennie, która wówczas była stolicą posiadłości bizantyńskich w Italii. Nad postaciami umieszczono tam wyraźne napisy: Balthassar, Melchior, Gaspar". Tylko jedno nie ulega wątpliwości. Królowie ofiarowali Jezusowi mirrę, kadzidło i złoto. Wątpliwości nie budzi też interpretacja znaczenia symbolicznego tych darów. Złoto symbolizowało coś co jest piękne, chwalebne, wartościowe. Oznaczało godność Jezusa jako króla. Kadzidło używane było w świątyniach podczas składania ofiar jako symbol modlitwy. Oznaczało, że Jezus jest Bogiem. Mirra to balsam, którym namaszczano zmarłych, a dodany do wina wzmacniał je. Taki napój podawano skazańcom. To zapowiedź męki Pana i Jego pogrzebu. Jezus otrzymał więc złoto jako król, kadzidło jako Bóg i mirrę jako człowiek. Św. Mateusz nazwał ludzi, którzy przyszli ze Wschodu oddać pokłon Jezusowi mianem magów (magoi w greckim tłumaczeniu). Nie pisze ani słowa o tym, by byli królami. Początkowo nazywano ich więc magami. W starożytności magami określano w Persji, Medii, Babilonii, ludzi wykształconych, zajmujących się nauką, będących przeważnie doradcami monarchów. Pełnili oni jednocześnie, podobnie jak w starożytnym Egipcie, funkcje kapłańskie. Dlatego w Polsce przyjęło się określać ich mianem mędrców, które wydaje się lepiej oddawać starożytne znaczenie słowa „mag”. Na początku III wieku rzymski teolog, Tertulian, jako pierwszy nazwał ich „królami ze Wschodu”. 3 Trzej Królowie razem wyruszają w drogę, kierując się światłem Gwiazdy i słuchając głosu swego serca. W tej to Gwieździe ujrzeli nadzieję odnalezienia celu swej nieustannej tęsknoty za Pięknem Prawdziwym. Wyruszyli więc w drogę. To była długa pielgrzymka. W drodze byli zmęczeni. Jednak szli dalej, ponieważ ufali tęsknocie swego serca. I Gwiazda wskazała im cel. Celem podróży Trzech Króli jest dom, gdzie odnajdują Maryję i Dzieciątko i przed którym klękają, by Je adorować. Nie dość, że nie zostali nagrodzeni u końca swej podróży, to również oddali wszystko, co ze sobą przynieśli. Jest to paradoks także naszych życiowych dróg. Im dalej idziemy tą właściwą drogą – drogą prawdy o nas samych, a zarazem z wiarą w cel - tym mniej staje się dla nas ważne, co posiadaliśmy do tej pory i jak wyglądamy przed innymi. Bo pozwoliliśmy się zwabić Tajemnicy życia. A kiedy dotykamy tej Tajemnicy, wtedy upadamy na kolana, zapominamy o sobie, bowiem jesteśmy całkowicie przez nią ogarnięci i wtedy prawdziwie doszliśmy do domu. W ludowej pobożności Trzej Królowie stali się ulubionymi patronami podróży. Wędrowali długą drogą i nigdy nie zbłądzili. Dlatego mogą nam towarzyszyć na pełnych niebezpieczeństw drogach życiowych. Są przyzywani, by ochraniać nas przed szkodliwymi wpływami świata duchów. Stają się orędownikami w potrzebie, w chorobach. Jest pewna stara, chyba rosyjska legenda opowiadająca o tym, że był jeszcze Czwarty Król. Król, który także wyruszył w drogę za Gwiazdą, aby pokłonić się Boskiemu Dzieciątku. Chcecie o nim posłuchać? Otóż ów czwarty król zabrał ze sobą jako prezent dla królewskiego Dzieciątka trzy błyszczące, szlachetne kamienie. 4 Był najmłodszym spośród czterech królów. Żadnemu zaś z nich nie płonęła w sercu tak głęboka tęsknota, jak właśnie jemu. Podczas drogi usłyszał nagle szlochanie dziecka. W kurzu zobaczył „leżącego chłopczyka, bezbronnego, nagiego i krwawiącego z pięciu ran. Tak niezwykłe było to dziecko, tak delikatne i bezbronne, że serce młodego króla napełniło się litością". Podniósł je i zawrócił do wioski, którą właśnie zostawili za sobą. Tam niestety nikt nie przyznał się do dziecka. Król poszukał więc opiekunki i przekazał jej jeden ze szlachetnych kamieni, by w ten sposób zabezpieczyć życie dziecka. Udał się następnie w dalszą wędrówkę, a Gwiazda wskazywała mu drogę. Bezbronne dziecko uczyniło go niezmiernie wrażliwym na nędzę świata. Przechodził przez miasto, w którym naprzeciw niego wyszedł orszak pogrzebowy. Umarł właśnie ojciec rodziny. Matka i dzieci miały być sprzedane do niewoli. Król przekazał im drugi drogocenny kamień, aby mogli się uratować przed złym losem. Gdy tak wędrował, nie widział już Gwiazdy. Dręczył się wątpliwościami, czy też nie stał się niewierny wobec swojego powołania. Jednak wtedy raz jeszcze zajaśniała na niebie Gwiazda. Wędrował za nią poprzez obcą krainę, w której szalała wojna. W pewnej wiosce żołnierze zgromadzili razem wszystkich mężczyzn by ich zabić. Wtedy król wykupił ich trzecim szlachetnym kamieniem. Ale teraz nie dostrzegł już więcej Gwiazdy. Ogołocony ze wszystkiego kroczył przez krainę i pomagał ubogim ludziom. 5 Przybył do pewnego portu w chwili, gdy ojciec rodziny jako wioślarz na jednej z galer miał odpokutować za swoją winę. Król zaofiarował samego siebie i pracował przez wiele lat jako wioślarz na galerze. Wtedy w jego sercu ponownie wzeszła Gwiazda. „Wkrótce przeniknęło go wewnętrzne światło i ogarnęła go spokojna pewność, że mimo wszystko jest na właściwej drodze". Niewolnicy i panowie odczuwali to niezwykłe światło owego człowieka. Został wypuszczony na wolność. We śnie znowu zobaczył Gwiazdę „Pospiesz się! Pospiesz!" Wstał w środku zajaśniała Gwiazda i doprowadziła go do miasta. Z tłumem ludzi został zapędzony którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym gwiazda. i usłyszał głos: nocy. Wówczas bram wielkiego na wzgórze, na krzyżem jaśniała „Wtedy spotkało go spojrzenie Człowieka, który wisiał na tym krzyżu. Człowiek ten musiał odczuwać wszystkie cierpienia, wszystkie utrapienia świata, tak niezwykłe było jego spojrzenie. Ale też litość i bezgraniczną miłość. Jego ręce, przybite do krzyża gwoździami, były boleśnie wykrzywione. Z tych udręczonych rąk rozchodziły się promienie. Jak błysk przemknęła myśl: tutaj jest cel, do którego pielgrzymowałem przez całe życie. Ten Człowiek jest Królem ludzi i Zbawieniem świata, na którym oparłem swóją tęsknotę, którego spotkałem we wszystkich utrudzonych i obciążonych”. Król opadł pod krzyżem na kolana. W jego otwarte ręce spadły wtenczas trzy krople krwi. Były bardziej lśniące niż szlachetne kamienie. Gdy Jezus umarł z okrzykiem na ustach, umarł też król. „Jego twarz jeszcze w śmierci była zwrócona w kierunku Pana i błyszczała jak promieniejąca gwiazda”. 6 Czy poruszyła Was ta opowieść – legenda? Nawet jeżeli brzmi jak bajka? Czy serce w Was nie poruszyło się szybciej, by biec, naprawić co się może kiedyś popsuło, by uczynić „kawałek” świata odrobinę lepszym, radośniejszym? Być może także w nas istnieje coś, co mówi nam o tajemnicy Bożego Narodzenia. Często nie widzimy w należyty sposób światła Gwiazdy. Jest w nas wtedy tak ciemno... Zapalmy więc, za przykładem trzech magów, naszą Gwiazdę, która zaprowadzi nas do naszego Króla! A dla wytrwałych i lubiących czytać polecam inną wersję tej legendy E.B. Pokłon Trzech Króli. Scena z ołtarza Wita Stwosza. 7 KARNAWAŁU CZAS… Karnawał, to czas wielu balów i zabaw. Słowo „carnevale” zostało zaczerpnięte z łaciny i oznaczało „pożegnanie z mięsem”. Tym słowem nazywano przyjęcie, które odbywało się w ostatni dzień karnawału – Tłusty Czwartek - tuż przed okresem Wielkiego Postu. W starożytności był to czas maskarad i pochodów organizowanych przed nadejściem wiosny i zwiastujących odrodzenie życia. Wyrażenie „cirrus novalis” symbolizowało „wóz w kształcie okrętu”, czyli ukwiecony rydwan boga urodzaju i winorośli Bachusa. W okresie już chrześcijańskim, radosne zabawy przygotowywały na nadejście Wielkiego Postu, w którym były zakazane. Wtedy zaczęto łączyć obie te tradycje i czas karnawału stał się odzwierciedleniem tej części ludzkiej natury, która pragnie zabawy i uciech. Drugie znaczenie nawiązywało do przyjścia wiosny i pożegnania zimy. Początki karnawałowych zabaw, połączonych z przebieraniem się sięgają czasów średniowiecza. Wtedy zwyczajem było tzw. „wchodzenie" w skórę innych: biedacy – w bogatych, a bogaci – w biednych. Przebierano się też za postaci z różnych legend i baśni. Modne były maski, za którymi, zachowując anonimowość, można się było nieźle bawić. Karnawał przeniesiony na polski grunt, zaowocował bogatą obrzędowością narodowych i ludowych zwyczajów. Po polsku karnawał, to dawniej, „zapusty”. Pierwsze wzmianki o rodzimych zapustach i wszelkich związanych z nimi obyczajach pochodzą z XVII-wiecznych starodruków. Zgodnie z duchem i naszym temperamentem narodowym, staropolski karnawał był: „suty, hałaśliwy, wesoły i szumny. Był czasem uciech: polowań, poczęstunków, tańców i swawoli”. Głównie dla tych zamożniejszych grup (głównie szlachty, a później 8 także mieszczaństwa) zapusty były okresem zabaw, kuligów, balów. To wtedy odbywały się uczty zapustne, maskarady, śluby, przechodzące często w trwające kilka dni uczty i bale, polowania na grubego zwierza oraz słynne, staropolskie kuligi. Szczególnie huczne były zapusty w dworach magnackich i szlacheckich. Od jadła i napitków uginały się stoły, a nasi przodkowie mieli fantazję i umieli się bawić. Urządzano kuligi z pochodniami w lesie, odwiedzano się wzajemnie, jeżdżąc od sąsiada do sąsiada i dalej. Na każdym postoju ucztowano i tańczono. W modzie był wówczas mazur, polonez, młynek, hajduk, taniec świeczkowy oraz „nowości zagraniczne” niemiecki cenar i francuski galard. Tańce trwały całe noce do białego ranka, czego echa przetrwały w znanej do dziś piosence „jeszcze jeden mazur dzisiaj, choć poranek świta”. W czasie karnawału popularne były także korowody przebierańców. W wesołym pochodzie dokazywali (w zależności od regionu kraju) kominiarz, diabeł, śmierć, turoń, koza, koń, bocian, dziad i baba, a towarzyszyli im oczywiście muzykanci. Orszak otwierał zazwyczaj „książę Zapust” w postaci słomianej kukły. W ostatnie dni zapustne, zwane diabelskimi lub ostatkami, zabawom i jedzeniu nie było umiaru. Raczono się tłustymi słodkościami - blinami, racuchami, pampuchami oraz ciastem nadziewanym słoniną i smażonymi na smalcu. Może, więc od tego pochodzi tradycja tłustego czwartku, który rozpoczynał tłusty tydzień, będący uwieńczeniem karnawału. Do dzisiaj z bogactwa dawnych obyczajów pozostał tylko tłusty czwartek, w którym królują na naszych stołach pączki i faworki. Z zapustami łączył się też zwyczaj „chodzenia po kolędzie” (znany nam do dziś), podczas którego kolędnicy odgrywali krótkie scenki, otrzymując w zamian poczęstunek lub drobne datki. Zapusty kończyły się o północy we wtorek poprzedzający Środę Popielcową, która rozpoczynała długi, 40-dniowy okres 9 Wielkiego Postu. I tak to, Popielcem rozpocznie się Wielki Post, który potrwa aż do Wielkanocy. E.B. Święty Józef Józef, to kiedyś (i dziś znów powraca) jedno z najpopularniejszych imion. W czasach biblijnych noszenie określonego imienia związane było z jednoczesnym uświęcaniem imienia Boga, gdyż Bóg wzywał każdego po imieniu, więc też było Bogu należne. Wszak czytamy w Biblii o tym, jak Bóg powoływał proroków do ich wielkich misji. Tak też było z imieniem Józef. Imię Józef oznacza: niech Bóg pomnoży. Pierwszy raz o imieniu tym czytamy w Starym Testamencie, gdy żona patriarchy Jakuba, Rachela, nadała to imię najmłodszemu synowi z życzeniem, aby Bóg dał jej kolejnych synów. „Cień Ojca” Polubiłam św. Józefa tak bardziej po przeczytaniu powieści Jana Dobraczyńskiego pt.: „Cień Ojca”. Według mnie, to jedna z najlepszych książek Dobraczyńskiego. Ukazuje ona postać św. Józefa, Opiekuna Najświętszej Rodziny, jako człowieka poddającego się różnym próbom wobec Boga i Jego zamiarów. Postać mężczyzny, który musi zrozumieć i zaakceptować swą rolę cienia Prawdziwego Ojca wobec Tego, którego zrodzi jego ukochana Miriam. Ta książka, to świadectwo o oddaniu się wartościom, które są najważniejsze: odpowiedzialności za rodzinę, cierpliwości i prawdziwej miłości bez taryfy ulgowej. Kim był św. Józef? Odnośnie życia św. Józefa musimy jednak polegać na tym, co przekazały nam o nim Ewangelie. Józef pochodził z rodu króla Dawida. Ale pomimo tego wysokiego pochodzenia 10 nie posiadał żadnego majątku. Na życie zarabiał stolarstwem i pracą, jako cieśla. Zaręczony z Maryją, Józef stanął nagle przed tajemnicą (i zarazem z trudem zmagania wewnętrznego) Jej cudownego poczęcia. Św. Józef nie był ojcem Chrystusa według ciała. Był nim jednak według prawa żydowskiego, jako prawomocny małżonek Maryi. Chociaż więc Maryja porodziła Jezusa dziewiczo, to jednak Józef, wobec otoczenia, uważany był za Jego ojca. Początkowo Józef, dostrzegłszy brzemienność Maryi, postanowił dyskretnie się usunąć, by nie narazić jej na zhańbienie i obmowy. W ówczesnym, bowiem czasie niezamężna kobieta w ciąży była osądzana od czci i wiary i najczęściej wypędzana. Józef wprowadzony jednak we śnie przez anioła w tajemnicę Poczęcia, wziął Maryję do siebie, do domu w Nazarecie. Podporządkowując się zaś dekretowi o spisie ludności, udał się z Nią do Betlejem i tam właśnie narodził się Jezus nędznej szopie za gospodą, w której nie było dla Nich miejsca. Po nadaniu Dziecku imienia i przedstawieniu Go w świątyni, w obliczu prześladowania ucieka z Matką i Dzieckiem do Egiptu. Po śmierci Heroda ponownie wraca do Nazaretu. Po raz ostatni Józef pojawia się na kartach Pisma Świętego podczas pielgrzymki z dwunastoletnim Jezusem do Jerozolimy. Po tym zdarzeniu nie ma już żadnej wzmianki o św. Józefie. Może z tego wynikać, że prawdopodobnie już nie żył. Miał najpiękniejszą śmierć i pogrzeb, jaki sobie można na ziemi wyobrazić, gdyż w ostatnich chwilach życia byli przy nim jego Najbliżsi: Jezus i Maryja. Oni też urządzili mu pogrzeb. Może dlatego tradycja nazwała go patronem dobrej śmierci. Ojcowie Kościoła i inni o św. Józefie Ojcowie i pisarze Kościoła podkreślają, że do tak bliskiego życia z Jezusem i Maryją Opatrzność wybrała męża o niezwykłej cnocie. Dlatego Kościół słusznie stawia św. Józefa na czele wszystkich świętych. O św. Józefie pierwszy pisał Orygenes, chwaląc go, jako: „męża sprawiedliwego”. Św. Jan Złotousty wspomina jego łzy i radości; św. Augustyn pisze o legalności jego małżeństwa z Maryją i o jego prawach 11 ojcowskich; św. Grzegorz z Nazjanzu wynosi godność św. Józefa ponad wszystkich świętych. Największą jednak czcią do św. Józefa wyróżniała się św. Teresa z Avila, wielka reformatorka Karmelu. Twierdziła, że o cokolwiek prosiła Pana Boga za jego przyczyną, zawsze otrzymała i nie była nigdy zawiedziona. Do szczególnych czcicieli św. Józefa zaliczał się również św. Jan Bosko. Stawiał on św. Patriarchę za wzór swojej młodzieży rzemieślniczej. W roku 1859 św. Jan Bosko założył wśród swojej młodzieży Stowarzyszenie pod wezwaniem Św. Józefa. Św. Leonard Murialdo, przyjaciel św. Jana Bosko, założył zgromadzenie zakonne pod wezwaniem św. Józefa (józefici). Jan XXIII (Józef Roncalli) wpisał imię św. Józefa do kanonu Mszy świętej Na Wschodzie po raz pierwszy spotykamy się ze wspomnieniem liturgicznym św. Józefa już w wieku IV w klasztorze św. Saby pod Jerozolimą. Na Zachodzie spotykamy się ze świętem znacznie później, bo dopiero w wieku VIII. W wieku XIX przełożeni generalni 43 zakonów wystosowali do papieża prośbę, do ojców soboru, o ogłoszenie św. Józefa patronem Kościoła. Papież Pius IX przychylił się do tej prośby. Dziś święto to nosi nazwę świętego Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Papież Benedykt XIII w roku 1726 włączył imię św. Józefa do litanii Wszystkich Świętych. Św. Józef jest patronem Kościoła powszechnego, licznych zakonów, krajów, m.in. Austrii, Czech, Filipin, Hiszpanii, Kanady, Portugalii, Peru, wielu diecezji i miast oraz patronem małżonków i rodzin chrześcijańskich, ojców, sierot, a także cieśli, drwali, rękodzielników, robotników, rzemieślników, wszystkich pracujących i uciekinierów. A na koniec modlitwa do św. Józefa - Szafarza Łask: Święty Józefie, mój chwalebny Opiekunie i najdroższy Ojcze, którego Jezus uczynił szafarzem swoich łask; przez tę niewysłowioną radość, jakiej doznawało Twe serce, gdyś Go, jako małe Dzieciątko na rękach piastował i ciągle przebywał w Jego obecności, błagam Cię, osłoń mnie swą ojcowską 12 opieką i uproś mi odpuszczenie grzechów, głęboką pokorę, nieskalaną czystość, najgorętszą miłość Bożą i wszystkie dary Ducha Świętego, aby dzięki nim moje biedne serce mogło stać się miłym przybytkiem dla Serca Jezusa i zasłużyło na nieustanne zjednoczenie z Nim w czasie i wieczności. Amen. Co warto przeczytać "Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki osobiste 19622003 Książka, której wydanie wzbudziło wiele kontrowersji. Kardynał Stanisław Dziwisz, długoletni współpracownik Jana Pawła II, zdecydował się bowiem ujawnić prywatne zapiski papieża. Jestem bardzo w rękach Bożych. Notatki osobiste 1962-2003 to klucz to zrozumienia duchowości Ojca Świętego. Czytelnik może poznać przemyślenia Karola Wojtyły, a także towarzyszyć mu w kluczowych momentach jego życia i posługi. To głównie zapiski, które wielki duchowny prowadził podczas rekolekcji - znajdziemy tu pytania, które sobie stawiał, głębokie, poruszające medytacje i modlitwy wyznaczające rytm każdego dnia. Ale napotkamy też wątki osobiste dotyczące przyjaciół papieża czy jego współpracowników, np. kardynałów Andrzeja Marii Deskura i Mariana Jaworskiego. Choć Notatki osobiste 1962-2003 są zapisem chwil, wykraczają poza granice życia Jana Pawła II, przenosząc nas tam, gdzie to, co ludzkie i to, co Boże łączy się w wymiarze świętości. 13 Na zakończenie przepis na Wielki Post, który przysłał nam ksiądz Zbigniew Wójcik. Ledwo skończył się karnawał, a już każą nam posypywać głowy popiołem i wzywają do pokuty. Rzecz to niełatwa, dlatego przyda się pewien sprawdzony przepis. Na samym początku wielkopostnych zmagań bierzemy sporą garść skruchy i porządnie się nią nacieramy. Dzięki temu zabiegowi nasz wewnętrzny upór powinien znacznie zmięknąć. Nie od dziś wiadomo, że człowiek to istota twardo obstająca przy swoich, często błędnych przekonaniach i przyzwyczajeniach. Jeśli potraktujemy to wszystko skruchą, to uzyskamy bazę do dalszych wielkopostnych działań. Przyda się również sporo modlitwy, lecz nie rozumianej jako zbiór odklepywanych z pamięci regułek. Najlepsza w Wielkim Poście będzie modlitwa z wyższej półki, esencjonalna, płynąca prosto z serca. Za potrzebujących, za Kościół, za cierpiących, a nawet za tych, których nie lubimy… 14 By modlitwa była owocna, warto dodać do niej spora garść czasu. Wbrew pozorom wcale nie trudno o ten wielkopostny składnik. Wystarczy odrobinę mniej telewizji, a zaoszczędzony czas przeznaczyć na modlitwę właśnie… Następnie koniecznie trzeba dodać Drogę Krzyżową i Gorzkie Żale – nabożeństwa, które pomogą nam zrozumieć, po co ten cały Wielki Post. Pomogą nam dostrzec, że skoro droga krzyżowa i Meka Syna Bożego miały swój kres i zostały zwieńczone chwała zmartwychwstania, to nasze ziemskie troski i cierpienia tez maja swój głęboki sens. Możemy być pewni, że zbliżają nas one do Chrystusa oraz, że kiedyś nastąpi ich kres. Te dwa nabożeństwa należy dodawać systematycznie, w równych odstępach czasu przez cały Wielki Post. W naszych zmaganiach nie może tez zabraknąć rekolekcji. Nieodłącznym elementem rekolekcji jest sakrament pokuty i pojednania. Niedodanie tego składnika można porównać z niedogotowaniem przysmaków, jakie znajdują się na wielkanocnym stole. To znaczy będą one ugotowane, ale tylko w połowie. W naszym przepisie na post nie może też zabraknąć czegoś, doda mu niebywałej wyrazistości. Uzyskamy je skrapiając nasze zmagania obficie jałmużną. Na nic bowiem wszystkie nasze zmagania duchowe i składniki, które dodaliśmy wcześniej, jeśli nie zaprocentują one w codziennym życiu. Istnieje wiele odmian jałmużny. Może się ona przejawiać podaniem komuś kromki chleba, wysłuchaniem jego problemów, czy wsparciem finansowym dla instytucji niosącej pomoc potrzebującym. Ważnym i aromatycznym dodatkiem do tego przepisu jest też systematyczne czytanie Pisma Świętego. Wystarczy na to poświęcić kilka minut dziennie, a wtedy łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego tak potrzebne są wszystkie składniki, o których była mowa wcześniej. 15 Ktoś może powiedzieć że Pismo Święte to gruba księga, trudno zatem ocenić, który fragment najlepiej czytać danego dnia. Ze środka? Z początku? Z końca? I na to jest prosta rada. Najlepiej czytać te fragmenty, które są czytane w kościele danego dnia podczas sprawowanej liturgii. I to już prawie wszystkie składniki przepisu na post. Trzeba jeszcze dodać odrobinę własnych chęci, zaangażowania i optymizmu. A resztę pozostawić łasce Bożej. Amen. 16 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY