Miller_ListyZjejForum
Transkrypt
Miller_ListyZjejForum
Przychodzi do mnie wiele listów, których nie jestem w stanie ani tutaj wszystkich zamieścić, ani odpowiedzieć na nie pojedynczo. Ponieważ listy te zawierają ogólne i powszechnie powtarzane pytania, postaram się odpowiedzieć na nie globalnie i w ramach poniższego artykułu streścić mój punkt widzenia. tłum. Robert TULO Waśkiewicz Czasami jestem pytana na czym opieram swoje przekonania, zaprzeczając utartym i powszechnie przyjętym opiniom, jeśli nie jestem członkiem żadnej szkoły, sekty, ani żadnego konkretnego wyznania. Uważa się, że to właśnie przynależność do jakiejś wspólnoty zapewnia ludziom oparcie i pewność oraz stanowi podstawę wypowiadania się ex catedra. Istotnie, wierzę tylko w to, co mogę sama zweryfikować. Zrozumiałam znaczenie tych faktów dzięki temu co przeżyłam w życiu oraz dzięki tysiącom listów od czytelników moich książek, publikowanych od 1979 roku. Autorzy listów w zaskakujący sposób zaprzeczają, nie widząc tego, swej własnej, przeżytej w dzieciństwie, rzeczywistości. Przytoczone przez nich fakty pozwalają natomiast, zewnętrznemu obserwatorowi, dostrzec to zaprzeczanie. Są one pisane z pozycji rodziców, którzy nie mogą znieść faktu, że sami byli kiedyś dziećmi, a tym bardziej nie są w stanie tego dziecka w sobie pokochać. Trudno bowiem dostrzec punkt widzenia dziecka jeśli pomija się potraumatyczne cierpienia dzisiejszego dorosłego, jego symptomy fizyczne, depresje, myśli samobójcze i dręczące poczucie winy. Często słyszę gdy ktoś mówi, że nie był dzieckiem maltretowanym ani bitym, poza kilkoma może klapsami, które przecież nie mają najmniejszego znaczenia, lub kilkoma przypadkowymi kopniakami, na które sobie ten ktoś naprawdę zasłużył gdyż był nieznośny i grał rodzicom na nerwach. Jestem zapewniana przez moich czytelników i pacjentów, że tak naprawdę byli dziećmi kochanymi tylko rodzice byli biedni, przeciążeni, nieszczęśliwi, depresyjni, niedoinformowani lub pijący, i że sami wzrastali bez miłości. Nic więc dziwnego, że tracili cierpliwość i tak łatwo im było uderzyć własne dziecko. Słyszę słowa: „trzeba się starać ich zrozumieć”; „tak bardzo się chciało pomóc im bo przecież się ich kochało i martwiło się ich stanem”. Lecz pomimo największych wysiłków dzieciom nie udaje się uratować rodziców, wyciągnąć ich z depresji czy uszczęśliwić. Wyzwolone przez to niepowodzenie dręczące poczucie winy jest nieustające i niezmienne. Cały czas stajemy przed pytaniem: co robię źle? Dlaczego nie udaje mi się zaradzić problemom rodziców i uratować ich? Tak bardzo się staram. Owo poczucie winy w podobny sposób mogą wzmacniać terapeuci. Mówią, że musimy korzystać z dobrych stron życia, że powinniśmy w końcu wydorośleć, przestać robić z siebie ofiary, że nasze dzieciństwo już dawno się skończyło, że trzeba w końcu zamknąć ten rozdział życia i przestać ciągle do tego wracać. Mówią, że nie powinniśmy wciąż szukać winnych czy odpowiedzialnych za nasz stan bo nienawiść nas w końcu zabije, że powinniśmy wreszcie przebaczyć, zapomnieć i żyć dniem dzisiejszym, bo jeśli nie – to staniemy się pacjentem borderline lub zasłużymy na jakąś inną etykietkę. Lecz jak mamy to osiągnąć? Pacjenci mówią często jednym głosem: „Oczywiście, nie chcę obwiniać rodziców, bo ich kocham i powinienem być im wdzięczny za to, że w ogóle jestem na tym świecie. Mieli ze mną już i tak dość kłopotu. Ale w jaki sposób pozbyć się poczucia winy? Staje się ono jeszcze silniejsze gdy sam podnoszę rękę na swoje dzieci. To straszne czuć się niezdolnym by tego zaprzestać, i wpadać za każdym razem w stan przygnębienia. Nienawidzę się za te niepohamowane akty agresji, za chwile ślepego gniewu i furii. Co mogę z tym zrobić? Dlaczego muszę się ciągle nienawidzić i mieć poczucie winy? Dlaczego żaden z terapeutów, których miałem w najmniejszym stopniu mi nie pomógł? Od lat próbuję stosować się do ich zaleceń i pomimo tego nie udaje mi się uwolnić od poczucia winy ani pokochać samego siebie”. Zacytuję tutaj moją odpowiedź na jeden z listów zawierających wszystkie wymieniane wyżej wątpliwości: W swoim pierwszym liście deklarujesz, że nie byłeś bity i miałeś szczęśliwe dzieciństwo. W następnym liście opowiadasz, że jako dziecko srogo i okrutnie się obchodziłeś ze swoim psem gdyż byłeś „złośliwy i niegrzeczny”. Kto nauczył Cię w ten sposób patrzeć na siebie samego? Nie ma na świecie ani jednego dziecka, które maltretowałoby swojego psa nie będąc wcześniej samo maltretowane. Jest natomiast sporo ludzi, którzy mają podobną do Twojej opinię na swój temat i są chorzy z powodu poczucia winy. Dzieje się tak, gdyż nie mogą oni dopuścić do siebie świadomości o winie i odpowiedzialności rodziców; gdyż boją się, że będą ukarani za sam fakt, że sobie to uświadomią. Jeśli moje książki nie pomogły ci tego zobaczyć to niewiele więcej mogę zrobić. Najlepsze co możesz zrobić to przestać chronić rodziców przed swoimi uczuciami do nich. Gdy przestaniesz to robić zniknie przymus kompulsywnego powtarzania ich zachowań; przestaniesz się nienawidzić, przeklinać i czuć się potworem. W jaki sposób człowiek ma siebie kochać i szanować jeśli został nauczony, że nie jest godny miłości ? Skoro otrzymywał bolesne ciosy za to, że nie spełniał oczekiwań? Jeśli był dla swoich rodziców jedynie ciężarem, a nigdy radością; gdy wie, że nic na świecie nie zmieni odrazy i złości rodziców do niego? Człowiek ten przypuszcza, że jest jej rzeczywistą przyczyną choć nie jest to w najmniejszym stopniu prawdą. Czuje się winny i chce się poprawić, lecz nie znajduje sposobu by zaspokoić ich oczekiwania. Prawda jest taka, że rodzice wylewają na swoje dzieci złość, którą sami niegdyś musieli powstrzymać i stłumić będąc krzywdzeni przez swoich rodziców. Stanie się rodzicem zazwyczaj odblokowuje i wyzwala głęboko schowane uczucie dawnej złości. Kiedy naprawdę to zrozumiemy przestajemy oczekiwać od rodziców miłości. Wiemy dlaczego jej nigdy nie otrzymamy. Możemy sobie wtedy pozwolić na to by stanąć w końcu po stronie dziecka w nas, dostrzec to, jak strasznie byliśmy kiedyś traktowani i poczuć jak bardzo z tego powodu cierpieliśmy. Zamiast odczuwać współczucie do rodziców, jak niegdyś, zamiast starać się rozumieć ich a obwiniać siebie, zaczynamy otaczać siebie opieką. Jest to moment w którym rodzi się miłość do tego dziecka w nas, na którą nie było miejsca poprzednio. Kończy się czas gdy wyśmiewaliśmy się z własnego cierpienia, traktując je niepoważnie. Nadchodzi moment, w którym zaczynamy z szacunkiem patrzeć na dawny ból bezbronnego dziecka jakim byliśmy. Otwierają się przed nami zamknięte, przez długie lata, drzwi. Nie da się ich jednak otworzyć słowami nakazu: „musisz pokochać samego siebie”. Czujemy, że rady takie nas przerastają dopóki nie damy sobie prawa by ujrzeć bolesną prawdę o naszym dzieciństwie.Myślę, że zadaniem dobrej i udanej terapii powinna być właśnie zmiana punktu widzenia i wyjście ze schematów myślowych charakterystycznych dla bezwzględnej i bezuczuciowej postawy rodzica. Jeśli uda nam się poczuć, jak bardzo cierpieliśmy z powodu postępowania rodziców, empatia dla nich znika zazwyczaj bez żadnych wewnętrznych konfliktów. Zaczynamy wtedy odczuwać współczucie dla siebie samego i własnego dziecięcego cierpienia. Aby zmiana ta stała się możliwa potrzebujemy terapeuty-świadka, który będzie potrafił stanąć całkowicie po stronie dziecka w nas, bez oporu ani lęku przed nazwaniem i potępieniem okrucieństw rodziców. Uważam, że terapeuci w jakikolwiek sposób stający po ich stronie są dla nas zagrożeniem; tylko empatyczny, świadomy świadek, jak nazywam prawdziwie wspierających terapeutów, może nam pomóc skonfrontować się z prawdą, bez ukrywania czegokolwiek i w taki sposób, byśmy mogli pozostawić za sobą przeszłość i rodziców bez poczucia winy. © 2006 Alice Miller - all rights reserved. Legal information. Website design. Sexual Abuse and Memory KSI KI ALICE MILLER: From Rage to Courage (2009) Free From Lies (2009) The Body Never Lies (2005) The Truth Will Set You Free (2001) Paths of Life - Seven Scenarios (1999) Breaking Down the Wall of Silence (rev. 1997) The Drama of the Gifted Child (rev. 1997) Banished Knowledge (1988, new ed. 1997) The Untouched Key (1988) Pictures of a Childhood (1986, new ed. 1996) Thou Shalt Not Be Aware (1984, rev. 1998) For Your Own Good (1983, new ed. 2002) Prisoners of Childhood (1981) BYèOBY FAJNIE WIEDZIE 23.01.07. Droga Alice, Pisz znowu, poniewa wøa nie czytaøam, jak zwykle, Pani strony i zaskoczyøa mnie Pani obserwacja, zawarta w odpowiedzi na list pewnej 25 letniej kobiety: „AM: Raczej nie zdarza si , by osoba w Panie wieku byøa gotowa skonfrontowa si ze swoj tragiczn histori dzieci stwa.” Czy mo e Panie wyja ni , na Pani stronach, dlaczego møodym trudniej jest skonfrontowa si z przeszøo ci dzieci stwa, ni starszym? Dla mnie, byøoby fajnie to wiedzie . Zawsze byøam przekonana, e gdybym mogøa trafi na Pani ksi ki w møodo ci, a nie po czterdziestce, wyzdrowiaøabym szybciej i zaoszcz dziøabym sobie wielu lat emocjonalnego piekøa. Czy to znaczy, e musimy najpierw do wiadczy tylu lat tego piekøa, zanim staniemy si zdolni je zrozumie i porzuci ?? Wierz , e znajdzie Pani czas, by to wyja ni , mnie i innym czytelnikom Pani stron. Wokóø siebie widz peøno møodych osób, kobiet i m czyzn, tkwi cych w depresji lub wci daj cych si manipulowa rodzicom, z czym jest im le, ale nie umiej cych tego przerwa . Dzi kuj Pani, e Pani JEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dzi kuj za to, e po wi ca Pani swój czas wszystkim nam, pisz cym listy z powodu problemów lub tak jak ja, codziennie czytaj cym Pani strony i pisz cym, by móc poczu , e gdzie s inni, którzy my l i prze ywaj tak samo, dzi ki czemu mog przesta czu si osamotnieni. Z powa aniem, S.G. Alice Miller: Dobrze rozumiem, dlaczego kwestionuje Pani moje stwierdzenie i zgadzam si z Pani w tym, e byøoby lepiej, gdyby my mogli wcze niej zacz uczy si odczuwa i rozumie tragedie wøasnego dzieci stwa, przynajmniej jeszcze zanim urodzimy wøasne dzieci. Jednak e wiele møodszych osób jest wci zale nych od swoich rodziców, tak e finansowo, a wi c trudniej im skonfrontowa , ich i siebie, z prawd . Osoby te mog cierpie z powodu ycia w køamstwie, ale zazwyczaj karmi si zøudzeniami, e wszystko si uøo y, je li znajd partnera, zaøo wøasn rodzin i b d mie dzieci. Przebudzenie si z iluzji i zobaczenie, e to nie dziaøa – a nie dziaøa, gdy wyparta i nierozwi zana pami okrucie stw zaznanych w dzieci stwie wci tkwi w ich ciele – to przebudzenie zwykle przychodzi pó niej. Przychodzi w okresie, gdy skonfrontowanie si z prawd staje si kwesti rozstrzygaj c o naszym zdrowiu, a nawet prze yciu, o ile nie chcemy ogøupia si antydepresantami ani systemami przekona (religijnych, politycznych czy sekciarskich), podtrzymuj cych nasze iluzje. Nie jest to jaka elazna reguøa, co widzicie na forum, i s od niej wyj tki, ale generalnie møodzi ludzie, cho pisz tu o swojej w ciekøo ci na rodziców, na ich manipulacje, toksyczno , i o swoim duszeniu si przy nich, to jednak wci z nimi mieszkaj , pozwalaj c im czyni swoj codzienno udr k , lecz nie o mielaj c si od nich wyprowadzi , uniezale ni ani postawi granic. W wi kszo ci wypadków, osoby te zbyt bardzo si boj zobaczy prawd , po egna zøudzenia i wzi swoje uczucia (SAMYCH SIEBIE) powa nie. Jak dzieci nauczyøy si bowiem, by nigdy nie traktowa serio wøasnych uczu , a za to mówi : „wszystko w porz dku” i „nic si nie staøo.” KONFRONTACJA Z OPRAWCAMI 15.04.07 Droga Pani Miller, Widziaøa ostatnio film dokumentalny: “Potwornie normalni.” Møoda kobieta konfrontuje m czyzn , który j wykorzystaø seksualnie, gdy byøa dzieckiem. Krzyczy na niego z w ciekøo ci , opowiadaj c, w jaki sposób j zdradziø. Mówi nast pnie, e po konfrontacji poczuøa si w yciu osobistym du o bardziej asertywna. Rozwa am skonfrontowanie moich rodziców w zwi zku z nadu yciami, jakich doznaøam od nich. Nie miaøam z nimi kontaktu od dwudziestu lat. Nie oczekuj , e si usøysz od nich cokolwiek, co miaøoby mi pomóc w czymkolwiek. W ogóle nie zamierzam søucha tego, co oni mieliby do powiedzenia, gdy nie zmienili si przez ten czas, jaki upøyn ø od okresu, gdy aktywnie wykorzystywali swoje dzieci. Chc tylko powiedzie im, co o nich my l . Jestem pewna, e nie b d tego chcieli søucha , ale je li uda mi si wyrzuci im cho jedno zdanie zanim wyjd , to mi pomo e, czuj to. Prosz mi powiedzie , co Pani my li o tym moim zamiarze? Dzi kuj i ø cz pozwolenie drukowania tego listu. C.B. Alice Miller: Wygl da na to, e wiesz, czego chcesz i czego Ci potrzeba: aby pozwoliøa Twojemu dziecku wewn trznemu PRZEMÓWI pod osøon Ciebie jako dorosøej. I mogøa usøysze swój gøos, swoj w ciekøo , nawet w obecno ci Twoich oprawców. Wygl da te na to, e jeste przygotowana na zranienie, jakie mo e przynie ta konfrontacja. Ale je li b dziesz chroni swoj wewn trzn dziewczynk , pokonasz ten ból. W ka dym razie, powinna zapewni sobie kogo , komu b dziesz mogøa opowiedzie o swoich uczuciach po konfrontacji. Mo esz te napisa tutaj, na forum. CZY TO JEST WYKORZYSTANIE? 19.04.07 Droga Alice Miller, Czytanie Pani ksi ek wywlekøo ze mnie mnóstwo pogrzebanych uczu i przez ostatnie kilka miesi cy usiøuj zrozumie moj gø bok i trwaø zøo do matki, niezrozumiaø wobec najwyra niej szcz liwego ycia rodzinnego. Jestem po pi dziesi tce i cho stosunki mi dzy mn a ni zawsze byøy napi te, z mojej pozycji, ona zawsze zdawaøa si by zmistyfikowana przez moj zøo . Równie ojciec nie mo e zrozumie mojej irytacji, gdy tylko mam z ni kontakt. Próbuj c bada moje uczucia, zdaøam sobie spraw , e matka nigdy mnie nie zauwa aøa i e ów brak wi zi, brak kontaktu, wywoøuje we mnie tak zøo . W jej obecno ci zwyczajnie przestaj istnie . Obecnie z pewn pomoc terapii zaczynam dopuszcza bardzo gø boki smutek – zbyt gø boki, bym mogøa si do niego caøkiem zbli y . To tak, jakbym nie miaøa adnej wøasnej historii, adnego wewn trznego ycia. Czy to jest wykorzystanie? Alice Miller: Piszesz: „To tak, jakbym nie miaøa adnej wøasnej historii, adnego wewn trznego ycia. Czy tam gdzie jest wykorzystanie?” Czy to nie do , e czujesz si tak, jakby Twoje ycie wewn trzne zostaøo zabite? Odkryjesz swoj histori i swoje ycie wewn trzne, gdy tylko o mielisz si poczu w ciekøo zwi zan z tym, co Ci zrobiono w dzieci stwie. W CIEKèO 26.04.07 Droga Alice, Napisaøa Pani w odpowiedzi na list pewnej czytelniczki, e “to wøa nie ta zøo , ta w ciekøo oraz wiadomo , któr ona przynosi, jest osi przemiany.” Ostatnio coraz wyra niej odczuwam t zøo , przypominaj c sobie coraz wi cej aktów wykorzystania. A trz sie mn z w ciekøo ci… Czy mogøaby Pani rozwin troch ten w tek i powiedzie , co mo emy z t zøo ci robi , jak j uwalnia i wyra a , aby to pomagaøo zdrowie ? Dzi kuj , C. Alice Miller: Twoja zøo mo e si sta bram do prawdziwego ycia. Staraj si czu j tak mocno i wyra nie, jak tylko mo liwe, i WTEDY, ALE NIE WCZE NIEJ, próbuj zrozumie jej powód. Wtedy zaczn napøywa nowe wspomnienia podobnych sytuacji z przeszøo ci. Teraz mo esz zobaczy i poczu to, czego jako dziecku nie byøo ci wolno widzie ani czu . Teraz mo esz naprawd , a nie tylko intelektualnie, zrozumie , co ta maøa istota musiaøa znosi w milczeniu aby przetrwa . Im døu ej b dziesz to robi , tym mocniej b dziesz ugruntowywa si w sobie, w swojej historii, w swojej rzeczywisto ci i tym wi ksz b dziesz uzyskiwa jasno w dziedzinie swoich potrzeb i pragnie – w dziedzinie tego, co chcesz i musisz robi , by y wøasnym yciem, zamiast yciem osoby, która NIE JEST TOB . ZADZWONIèAM 28.04.07 Droga Alice Miller, Pisaøam do Pani ostatnio, pytaj c, co Pani my li o moim pragnieniu skonfrontowania biologicznych rodziców, którzy mnie wykorzystali w dzieci stwie. Pisaøam, e nie spodziewam si od nich adnej pomocy ani konstruktywnej reakcji. e nawet nie chc jakiejkolwiek reakcji z ich strony, ale tylko wykrzycze im: „Jak mieli cie?!” Tak, eby usøyszeli. Moi biologiczni rodzice, z których miaøam nieszcz cie narodzi si na ten wiat, mieszkaj daleko, byøby to bardzo døugi lot samolotem. Nie miaøam mo no ci ustali , kiedy s w domu. Postanowiøam, e do nich zadzwoni , a je li to mi nie wystarczy, wtedy polec . Siadøam za biurkiem ze søuchawk w r ku i numerem na kartce i z miejsca poczuøam dzieci cy, pora aj cy l k przed oprawcami. Kiedy serce zacz øo mi wali jak møotem, tak jakby pod drzwiami zjawiøa si policja z nakazem aresztowania, u wiadomiøam sobie, jak przytøaczaj ca jest wøadza rodziców nad dzie mi. Cz ci mojego mózgu, które wci przechowuj dzieci ce uczucia, zalaøy mnie prze wiadczeniem, e za to, co mam zamiar zrobi , trafi do wi zienia. Tak. Zamiar skonfrontowania biologicznych rodziców wywoøaø we mnie poczucie, jakbym byøa ostatni kryminalistk , na któr ka dy b dzie zawzi cie polowaø, a mnie zabije. Taki byø terror mojego dzieci stwa, który, wzbudzony pomysøem zadzwonienia do nich, od yø z peøn siø . Zdawszy sobie spraw , e raczej nie odwa si zadzwoni , wpadøam w gø boki, depresyjny dóø. Zgarbiøam si w krze le, czuj c oddech bliskiego zaøamania. Rozmy laøam o tym, w jaki sposób, pozwalaj c temu l kowi powstrzyma mnie od przemówienia, zgadzam si z tym caøym wstydem, jaki w dzieci stwie wlali we mnie moi oprawcy i konserwuj go w sobie. Wstaøam z krzesøa i obejrzaøam cz filmu dokumentalnego: „Potwornie normalni,” w którym møoda kobieta mówi swojemu oprawcy seksualnemu, w jaki sposób j zdradziø. Widziaøam u niej podobny l k przed zrobieniem tego. Postanowiøam, e gdy zadzwoni , powiem: „Jak mieli cie?!” Wybraøam te søowa, gdy to nimi wøa nie uderzyøam w mojego maøego synka za jaki drobny wybryk. Teraz wiem, e søowa te nale si tym, którzy mnie wykorzystali, a nie mojemu niewinnemu, maøemu dziecku. Postanowiøam tak trzyma telefon, eby søuchawka zwisaøa daleko od ucha, a mikrofon byø blisko ust. Nie interesowaøy mnie ewentualne søowa pedofilów. Po obejrzeniu cz ci filmu, podeszøam do aparatu i z miejsca wybraøam numer, byle tylko nie usi i nie zacz si zastanawia . Wi c wykr ciøam od razu. „Halo” – odezwaø si M ski gøos. Z miejsca wyrzuciøam: “Jak miaøe mnie w taki sposób dotyka , ty zboczony wieprzu?!” I klika nast pnych zda w tym samym tonie. Poniewa nie rozpoznaøam gøosu w søuchawce, zaøo yøam, e søowa o zboczonym wieprzu przyj ø hydraulik rodziców. Dzi wieczorem zadzwoniø mój brat, mówi c, e søyszaø od mojego m skiego biologicznego rodzica, e dzwoniøam do niego i e ten rodzic go wypytywaø, co mi si staøo i czy czasem nie oszalaøam. Bo e, jaka jestem szcz liwa, e to on odebraø…! Zrobiøam to! Dokonaøam tego!!! Dokonaøam! A teraz ci ko pracuj nad tym, aby wytoczy mu process. Jestem dumna z siebie i ogromnie zadowolona. Z powa aniem, C. Alice Miller: Gratulacje. Odwa yøa si czu to, co czujesz, my le to, co my lisz i podj spójne dziaøanie, tak aby nie musiaøa ju nienawidzi swojego synka za zøo, jakie wyrz dziø ci ojciec. Silne uczucie w ciekøo ci otworzyøo ci drzwi do zaopiekowania si sob i do wiedzy, co musisz zrobi , aby móc si pozbiera z traumy i poczu si lepiej. Odt d b dziesz mogøa stosowa to do wiadczenie za ka dym razem, gdy pojawi si w tobie w ciekøo . Ta zøo poka e ci zawsze, czego potrzebujesz na dany moment, aby poczu si dobrze w sobie i ze sob . W ten sposób dziaøa dobra terapia. Poniewa o mieliøa si tak e czu WIADOMIE i rozumie swój L K dziecka zanim zadziaøaøa jako dorosøa, to w przyszøych swoich dziaøaniach b dziesz wiedzie , e ten L K nie oznacza dla ciebie zagro enia W TERA NIEJSZO CI, cho WTEDY, dla maøej dziewczynki, oznaczaø. Teraz, we wszystkich swoich dziaøaniach, b dziesz umiaøa j chroni przed oprawcami. DROGA ALICE MILLER 04.05.07 Droga Alice Miller, Pisaøam do Pani wcze niej, w grudniu. Wiele rzeczy si przez ten czas zmieniøo. Jestem Pani oddan fank , a Pani ksi ki otworzyøy mi oczy. Przeczytaøam wszystkie poza „Ciaøo nigdy nie køamie” (wyd. polskie p.t. BUNT CIAèA, Media rodzina, Pozna 2006), a obecnie ko cz „Prawda ci wyzwoli.” Cz sto odwiedzam Pani strony sieciowe i przeczytaøam list z 23 stycznia 2007 – „Byøoby fajnie wiedzie ,” a w nim Pani zdanie: „AM: Raczej nie zdarza si , by osoba w Panie wieku byøa gotowa skonfrontowa si ze swoj tragiczn histori dzieci stwa.” Autorka ma 25 lat, a ja 19. Moja pierwsza my l: Nie mo e by tak. Nie chc czeka jeszcze sze lat. I tak ju straciøam 18 karmi c si køamstwem. Chc poøo y mu kres ju teraz. Chc poczu i pozna prawd . To nie jest øatwe i cz sto wpadam w pozycj ignorowania swoich uczu . Olbrzymim krokiem jest dla mnie, gdy cho troch søucham mojego wewn trznego dziecka. Kosztuje mnie to wiele godzin pracy bez wytchnienia, a niektóre Pani ksi ki czytam po kilka razy. Czytam te inn psychologiczn literatur . Ci gle usiøuj si dowiedzie , co mog zrobi z t nowo uzyskan wiadomo ci . Nigdy nie próbowaøam nawet mie wøasnych uczu i my li. Szukam, przymierzam, robi , co my le , co mówi , bo wci ignoruj siebie. Na przykøad, mój nauczyciel chciaø abym zdawaøa z socjologii. Zaznaczam, e wcale nie musz i ten egzamin mi nie jest potrzebny, wi c powiedziaøam mu: „Nie chc zdawa tego egzaminu.” Lise, jeden z kolegów z klasy, te odmówiø, i twierdzi, e fajnie mu z tym i nic mu nie zrobiono. Pomy laøam, e te mog powiedzie „nie,” ale nauczyciel nie odpuszczaø. W ko cu zgodziøam si , aby mie spokój. Gdy tylko powiedziaøam „tak,” poczuøam, e znowu zdradziøam siebie. Caøe ycie robiøam to, co inni chcieli abym robiøa – rodzice, inni doro li i rówie nicy. Nie mam niezale nej siebie i ludzie nie respektuj mojego „nie”. Moje relacje z rodzicami s ju inne. Oni nie maj nade mn takiej wøadzy jak poprzednio. Nie przyjmuj ju ich obwiniania, e przeze mnie maj nieudany zwi zek. Niemo liwe jest, aby moj win byøo to, e nie potrafi si porozumie , ale nieraz wci obwiniam si o wszystko. Nie wiem te , co robi , gdy søysz jak ludzie wciskaj mi „kit.” Na przykøad nauczycielka od psychologii zrobiøa nam lekcj o wychowywaniu dzieci. Gdy spytaøam j , co my li o wychowywaniu, powiedziaøa, e wychowywanie jest w porz dku i jest konieczne. Ja na to powiedziaøam (i wci tak uwa am), e nie ma nic dobrego w wychowywaniu. Ona u yøa argumentu, e inaczej dzieci staj si niesforne. Nie chciaøam køótni, wi c zamilkøam… Takie i inne epizody z codziennego ycia frustruj mnie, ale dzi ki Pani i mojej psychoterapeutce wierz przynajmniej, e jestem na dobrej drodze. Jest Pani moim przewodnikiem po „ciemno ciach.” Mówi Pani: DZI KUJ , ale to nie oddaje mojej prawdziwej wdzi czno ci. ycz wszystkiego najlepszego. R.H.H. Alice Miller: Rzeczywi cie JESTE na dobrej drodze. Potrzebujesz czasu. Odwaga mówienia NIE przyjdzie wraz z ci gøym napøywem wiedzy. Wi kszo ludzi nie posiada ani takiej odwagi, ani takiej wiedzy. I nie szuka jej. My l i robi to, co im wpojono, kiedy byli mali. Uwa aj , e dzieci powinny by po søuszne, e biciem czy klapsami naucz je „grzeczno ci,” e dzieci potrzebuj „granic,” itd. Poprzez to, e przejrzaøa i widzisz te køamstwa, zrobiøa wielki krok w swoim rozwoju. WYKORZYSTANIE SEKSUALNE A PAMI 12 05 2007 Droga Alice Miller, Jestem zachwycona znalezieniem tej strony; obni yø si dzi ki temu mój poziom l ków. Mam 40 lat i przez caøe ycie, e cierpi na zaburzenia l kowe, jedno po drugim. Ostatecznie dorobiøam si diagnozy OCD i obsesji na punkcie czysto ci, sprz tania i porz dkowania rzeczy. Stan ten trzymaø mnie przez kilka lat, a w ko cu nie miaøam ju siø podoøa tym porz dkom i myciu i wtedy zacz øy mi powraca wspomnienia. Mam wietnego psychologa-terapeut , który mi pomaga od jesieni 2005, ale mam strasznie wiele tej traumy. To jest trudne. Oczywi cie wszystko zacz øo si od dzieci stwa peønego nadu y . Ojciec nie yje. Matk wykre liøam z mojego ycia. Nie kocham ich. Nigdy mnie nie kochali i to koniec. Ju nie t sknie za nimi. Zacz øam søucha mojego ciaøa i masz racj , Alicjo. Ciaøo nigdy nie køamie. Mam w nim mnóstwo wspomnie i s one pot nym i oczywistym tropem mówi cym, e obok wszystkich innych nadu y , które pami tam wyra niej, ojciec tak e molestowaø mnie seksualnie gdzie do szóstego roku ycia. Straszyø, e mnie zabije i wierzyøam, e on mo e to zrobi . My l , e robiø to dlatego, e baø si , e powiem. Po prostu WIEM TO, e mnie molestowaø i prawdopodobnie moj ciotk , gdy ona ma takie same problemy w yciu, jak ja. Trzymaøy my si blisko, wi c miaø øatwy dost p te do niej. My l , e mam te ataki l ku dlatego, e WIEM TO, ale wci nie mam jasnych wspomnie konkretnego aktu, aktów czy aspektów nadu y seksualnych na mnie. Nie wiem, czy sobie przypomn , czy nie, I zaczynam mie obawy, czy uda mi si przej dobrze caø t drog . Mam nadziej , e tak. Nie lubi do wiadcza retrospekcji, ataków paniki i bezsenno ci. Powiedziaøam mojej ciotce o przemocy w dzieci stwie. By mo e ona pami ta co z seksualnego wykorzystywania mnie, bo jest o pi lat starsza ode mnie. Ale nie mog jej o to wypytywa . Jest niestabilna emocjonalnie i nie ma terapeutki, wi c boj si , e pytaj c wprost mogøabym wyzwoli w niej straszne w skutkach emocje. Nie chciaøabym czu si odpowiedzialna za zrobienie jej czego zøego. Zastanawiam si , czy mog wyzdrowie , je li nie pami tam i nie mam dost pu do wspomnie . Martwi si , e cz ci lub wszystkich nadu y seksualnych doznaøam w wieku, gdy mój mózg nie byø do rozwini ty, by zachowa wspomnienia w formie daj cej si konkretnie wyrazi . Jednak moje ciaøo pami ta. Pami taj tak e sny. Moje ciaøo i sny znaøy prawd jeszcze we wczesnym okresie dojrzewania, ale dopiero ostatnio nauczyøam si ich søucha . Nie pami tam jeszcze wszystkiego, to pewne. Alice Miller: Ta wiedza, jak masz w swoim ciele i w swoich snach, JEST Twoimi wspomnieniami. Wspomnienia te mog pomóc Ci poczu w ciekøo zwi zan z tymi strasznymi nadu yciami. A w ciekøo ta wyzwoli Ci z nich. DZI KUJ ZA WSZYSTKO, CO PANI ROBI 10 07 2007 Droga Alice, Chciaøem tylko podzi kowa za wszystko, co Pani robi. Opisaøem moje peøne nadu y dzieci stwo w noweli i dzi ki temu miaøem szcz cie odkry pewne rzeczy, o których pisze Pani niestrudzenie, ale lektura Pani ksi ek pomaga mi wprowadza moje odkrycia coraz bardziej w obszar wiadomo ci. I pomogøa mi uprzytomni sobie, jak destrukcyjne mo e by utrzymywanie kontaktów z toksycznymi, rani cymi rodzicami. Jeszcze raz dzi kuj za wydobycie na wiatøo tego, co o wiele za døugo spoczywaøo w ciemno ciach. Wszystkiego najlepszego, G.S. Alice Miller: Masz niezaprzeczaln racj . Utrzymywanie wi zi wykorzystuj cymi rodzicami mo e by bardzo niszcz ce i autodestrukcyjne, a co gorsza prawda ta jest tak rzadko rozumiana i doceniana. Zwykle zaprzeczamy jej z l ku przed kar . Wszystkie religie chroni rodziców i kultywuj lepot oraz ulegøo dziecka. W efekcie tak e lekarzom nie wolno jest rozpozna prawdziwych przyczyn chorób, przed jakimi staj . Owo globalne zaprzeczanie prowadzi do globalnego szale stwa, które wydaje si „normalne,” gdy nigdy nie jest podwa ane, a za to silnie wspierane przez religijne autorytety. Ja Tobie te dzi kuj , za wszystko, co robisz. MOJE CIAèO KRZYCZY O CZYM 08 07 2007 Droga Alice Miller Pisaøam do Pani ju wcze niej i bardzo ceni sobie Pani odpowiedzi. Dzi kuj . Przyczyniøa si Pani do post pów w mojej terapii. Nie pami tam okresu gdy byøam maøa. Mam jednak do materiaøu wspomnieniowego w moich snach, w ciele, w moim pisarstwie i w moich l kach, by wiedzie , e to wykorzystanie seksualne blokuje mi pami . Zacz øam czu zøo . Czuj j , gdy zacz øam wierzy sobie, wierzy w oznaki sygnalizuj ce, co mi si musiaøo wtedy sta . W minionym tygodniu musiaøam ci ko pracowa i nie rozwodzi si nad tymi rzeczami. Nie miaøam praktycznie innego wyboru ni zmusi si do koncentracji na tera niejszym yciu i konkretnych pilnych obowi zkach. My laøam, e post puj søusznie, ale cierpi na artretyzm i zacz øam odczuwa pewne bóle, cho od dawna ju ich nie miaøam. Wczoraj wydarzyøo si co przykrego, co przypomniaøo mi dawne osaczenie emocjonalne wskutek bezsilno ci, niemo no ci panowania nad ciaøem i bycia zdan na øask na bezlitosnych innych. L k, jaki miaøam w reakcji na ten incydent, byø maøy i niewyczuwalny. My laøam wi c, e zniosøam to zdarzenie dobrze, ale rano obudziøam si z silnym bólem i sztywno ci w stawach. Tak silnego bólu nie czuøam nigdy od czasu, gdy dopu ciøam do siebie wiadomo mojego wykorzystania i nie byøo ostatnio adnego fizycznego powodu, by wyst piø. Teraz rozmy lam nad incydentem, jaki zdarzyø si wczoraj. Wpadøam w poczucie, e le i niebezpiecznie jest by istot ludzk . By mo e mam tak wiele l ku i zøo ci do oprawczych ludzi, e nie mog lubi siebie, bo tak samo jak oni jestem czøowiekiem… Mo e czøowiecze stwo ma si kierowa ku zøu… Wiem, e to nie miaøoby sensu, ale tak si czuj w tym momencie i mam nadziej , e Pani to rozumie. To mnie bardzo rozwala. Wiem, co mnie kiedy spotkaøo. Tego nie mog zmieni . Czuøam porzucenie, l k i w ciekøo . Ten ostatni problem odebraø mi nadziej . s rzeczy, których nie mog sobie przypomie , z ich powodu nie mogøam zasn do rana, moje ciaøo cierpi i nie bardzo wiem, co wi cej poradzi . Naszøa mnie depresja, której nie rozumiem i nie umiem z niej wyj . Boj si togo, co mo e sta si mojemu ciaøu. Zazwyczaj mam caøkiem dobre zdrowie i nie chc si rozchorowa . Alice Miller: Najprawdopodobniej Twoje ciaøo „krzyczy” o czym , co „wydarzyøo si wczoraj.” Zamiast spekulowa na temat zøa z ludzkich istotach, spytaj swojego ciaøa (swojego dziecka wewn trznego), co tak naprawd wywoøuje w nim furi . Ono Ci odpowie. O CZYM KRZYCZY MOJE CIAèO 09 07 2007 Droga Alice Miller Poprzedniego dnia miaøo miejsce nast puj ce zdarzenie: mój m miaø i na operacj kolana, która miaøa by ze znieczuleniem miejscowym. Anestezjolog o niczym zawczasu nie uprzedziøa, ale w sali operacyjnej odmówiøa innego znieczulenia ni tylko generalne (stan peønej nie wiadomo ci). Próbowaøa zmusi m a do ulegøo ci wobec jej metod i traktowaøa go caøkiem bez respektu, wi c m odmówiø poddania si operacji. To mi co przypomniaøo. Rodzice podawali mi, i mojemu rodze stwu proszki nasenne, je li si im naprzykrzali my chc c ich uwagi. Pami tam jak kiedy zastraszyli tymi prochami moich møodszych braci i jeden z tych nieboraków bardzo si wystraszyø i bøagaø ich w nadziei, e nie u pi go wbrew jego woli. Albo ja, albo to byøa moja siostra, nie pami tam – która z nas powiedziaøa ojcu: „Nie zrobisz mu tego.” Ojciec odrzekø: „Oczywi cie, e zrobi . Zawsze tak robili my z wasza dwójk , dziewczynki.” Wydawaø si rozbawiony wøadz , jak miaø nad nami. Nie mieli my jako dzieci nikogo, kto chroniøby nas przed rodzicami. Nikogo w ogóle. Po tym stresuj cym zdarzeniu z niedoszøym znieczuleniem m a dostaøam l ków i próbowaøam skontaktowa si z moim terapeut . Nie odpowiadaø. Ja go potrzebowaøam, a on nie odpowiadaø! Mógø wyjecha za miasto, lub co innego, nie wiem, ale wysøaøam kolejnego e-maila, pisz c mu, e nie chc wi cej z nim mie do czynienia. Po prostu nie wytrzymaøam bólu. Alice Miller: Masz dobr odpowied ; twoje ciaøo jest rozjuszone, gdy incydent w szpitalu otworzyø Ci pami . Twoi rodzice zdradzali ci wieloktrotnie, odbieraj c Ci wiadomo , wi c byøa niezdolna zobaczy , co ci w istocie robili ani zaprotestowa przeciw ich czynom. Twój m mógø powiedzie NIE, bo jest dorosøy (cho wielu dorosøych, nie maj c odwagi odeprze zdrady lekarki, ulegøoby jej zdradzie), ale Ty byøa dzieckiem i nie mogøa nic zrobi w swojej obronie. Teraz artretyzm przypomina Ci jak furi czuøa w zwi zku z tamtym pogwaøceniem i przeniosøa si ona na terapeut … Ból twojego ciaøa usiøuje Ci pomóc w dotarciu do Twoich prawdziwych uczu . Pozwalaj sobie go czu i w aden sposób nie chro ani nie tøumacz ojca. To, co Ci robiø, jest przest pstwem. Mo e mo esz to opisa i w peøni wyrazi swoje emocje do rodziców, wszystkie zablokowane emocje. Wtedy ciaøo przestanie sprawia Ci ból. Wewn trzna w ciekøo 08 07 2007 Droga Alice Miller Wiele razy w moim yciu Pani praca poruszaøa moj dusz . Jako dziecko byøam regularnie nadu ywana werbalnie, o mieszana i bita za cokolwiek, co nie spodobaøo si rodzicom. Okoøo siódmego roku ycia byøam hospitalizowana z powodu powa nych problemów z okr nic (colon). Mimo, e lekarze wtedy sugerowali konsultacj psychologiczn i zakwestionowali ich sposób wychowywania, rodzice uznali to za „ignorancj wøa ciw medykom” i znale li mi jakiego innego lekarza, mieszkaj cego w pewnej odlegøo ci, który byø gotów leczy mnie wysokimi dawkami chemii. Cho moje problemy medyczne zmniejszyøy si gdy odeszøam z domu, moja izolacja spoøeczna zwi kszyøa si . W yciu dorosøym gøównym sposobem radzenia sobie z l kami depresj byøo skupianie si na pracy, któr uczyniøam moim caøym yciem. Daøo mi to zawodowy sukces, jednak za cen wewn trznej pustki i osamotnienia. Potrafiøam ø czy si z lud mi najwy ej na jakim powierzchownym, sztucznym poziomie. Co przeczytanego w gazecie doprowadziøo mnie do ksi ki „Dramat udanego dziecka” i czytaj c, po raz pierwszy w yciu rozpoznaøam siebie w Pani søowach. Próbowaøam psychoterapii, ale wybraøam terapeut , którego podej cie sprowadzaøo si zasadniczo do tego, abym „nauczyøa si podejmowania lepszych wyborów.” Sp dziøam u niego jednak caøe lata, gdy miaø wielk renom , cho ci gle si zdarzaøo, e zmieniaø temat, ilekro próbowaøam porusza problemy mojego dzieci stwa lub seksualno ci w ogóle. Nic dziwnego, e zwi zki intymne miaøam gøównie z m czyznami zaabsorbowanymi sob , którym pozwalaøam na deprecjonowanie, dr czenie i obwinianie mnie za ich wøasn nieszcz liwo . I znów, po rozwodzie i po przeczytaniu ksi ki „Prawda ci wyzwoli,” otworzyøy mi si oczy. lubowaøam sobie by bardziej empatyczn i ciepø matk . Jedn z chwil najwi kszej dumy z siebie prze yøam, kiedy moje dzieci zacz øy pyta : „Mamo, dlaczego babcia zawsze nas krytykuje i mówi nam o nas zøe rzeczy? Jest nieszcz liwa?” Inaczej ni ja w dzieci stwie, one zdawaøy si ju teraz rozumie , e zachowania mojej toksycznej matki nie maj nic wspólnego z tym, kim one s jako dzieci, a za to wszystko wspólne z tym, jaka ona sama jest. Mnie doj cie do tej prawdy zaj øo póø ycia! Czuj , e zaczynam radzi sobie z moj przeszøo ci . Wiem, e bez wzgl du na rodzaj sprawy czy sytuacji za jak si stykam, mam søucha mojego gøosu z wn trza, który mnie prowadzi i jest naprawd tym, kim jestem ja. Nigdy jednak nie byøam w stanie poradzi sobie z moj w ciekøo ci . Wybucha ona ze mnie w niekontrolowany sposób, zwøaszcza gdy my l , e kto chce mnie wykorzysta lub gdy moje dzieci nie okazuj mi szacunku. Czytaøam wiele ksi ek samopomocowych i terapeutycznych na temat kontrolowania zøo ci; odwoøaøam si nawet do religii i duchowo ci. Wsz dzie mówi o tym, e czuj c t zøo , nale y przebaczy dawnym opresorom i y dalej. Mnie to si jednak nie udawaøo. Próbuj c raz po raz, czuøam si coraz bardziej jak kto z defektem, skoro nie umiem tak prostej rzeczy, jak przebaczy ludziom, którzy mnie skrzywdzili. Wtedy, to staøo si dzisiaj, znalazøam Pani strony internetowe i zrozumiaøam na poziomie trzewi, e WCALE NIE MUSZ PRZEBACZA . Daøa mi Pani pozwolenie zrobienia tego, co wydawaøo mi si naturalne, a na co sama nie umiaøam sobie pozwoli . Wiem, e mam prawo by w ciekøa na rodziców. Wiem, e kierowaøam moj zøo w niewøa ciw stron : na m czyzn, którzy tak samo nie umieli mnie kocha , i na dzieci, których nie mog u ywa do tego, by czu si kochan . Mog i powinnam by zøa na moich rodziców za ich niezdolno kochania (a nawet akceptacji i zauwa ania) tej istoty, jak byøam w dzieci stwie. Zdaj sobie spraw , e oni te mieli trudne dzieci stwa, ale nie wiem, czy kiedykolwiek w yciu b d mogøa im przebaczy to, co mi zgotowali i wiem, e nie przebacza te jest w porz dku. Dzi kuj za wszystko, co Pani napisaøa. Zmieniøo to moje ycie i pomogøo, podobnie jak wielu innym ludziom (zaraz zamawiam Pani ksi k „Bunt ciaøa). Alice Miller: Mam nadziej , e Pani w ciekøo znajdzie wsparcie w mojej ostatniej ksi ce. Ta zøo pomo e Pani zburzy jej wi zienie i zacz wyra a j we wøa ciw stron . Pozwoli tej upokorzonej dziewczynce odzyska jej godno i prawa. Prosz napisa do nas, gdy to si stanie, w jaki sposób to nast piøo. LISTY DO RODZICÓW 07 07 2007 Droga Alice Miller, Chc podzieli si pomysøem napisania listów do rodziców. Ostatnio zacz øem pisa do nich list i to pomogøo mi odnale mój wewn trzny gøos, jakiego nigdy nie miaøem. Wskutek wykorzystania, jakiego musiaøem do wiadczy z ich strony, utraciøem zdolno wyra ania jakichkolwiek wøasnych potrzeb, wi c utraciøem mój gøos. Pisz list do nich na oprogramowaniu software, które pozwala na ud wi kowienie søów. Kiedy wi c komputer odczytaø mi moje søowa, usøyszaøem z zewn trz gøos wyra aj cy moje potrzeby i uczucia. I cho to byø czyj , sztuczny gøos, w jaki sposób potwierdziø mi prawd , zawart w tym li cie – mo e dlatego, e wci mam tak maøo zaufania do wøasnego gøosu. Dzi kuj , za Pani prac Alice Miller: Wydaje mi si , e znalazøe w ten sposób jaki rodzaj o wieconego wiadka. Uwa am, e w porz dku jest wszystko, co dziaøa jako pomoc w odnajdowaniu wøasnego gøosu i mówienia nim. W ko cu to s TWOJE søowa. Søuchaj c ich wiele razy, przyzwyczaisz si do swojej prawdy, która z pocz tku wydawaøa si tak nieprawdopodobna. To b dzie na pewno lepsze dla Ciebie na dzi , ni praca z jakim nie-do-o wieconym terapeut . „DZIENNIK?” 05 07 2007 Droga Alice Miller, Niestety dopiero niedawno dowiedziaøam si o Pani, ale przecie nigdy nie jest za pó no by zacz zdrowie (42 lata), jak my l . (Mam nadziej !) Co za ulga móc dopu ci do siebie uczucia, o których wpojono nam, e mamy si ich wstydzi – a przede wszystkim dopu ci nienawi do wøasnych, krzywdz cych rodziców. Co za ulga nie musie próbowa im przebacza , a tylko pozwoli sobie czu to, co naprawd czujemy. Lecz oczywi cie du o ci sza jest odwrotna strona medalu – przesta unika bolesnych wspomnie , pozwoli pøyn øzom, szlochom i smutkowi, próbowa zacz od podstaw budow takiej osoby, jak powinni my by , gdyby nie wczesna trauma… To wszystko jest wystarczaj co trudne przy empatycznym, O wieconym wiadku, wi c co ma zrobi kto , kto nie ma nikogo takiego w swoim kraju? Mieszkam w maøym pa stwie, gdzie nie ma terapeutów cho by zbli onych do tego, czym wedøug Pani opisu powinien by O. . Próbowaøam pracowa z kilkoma w nadziei, e mo e cho maøa dawka jako ci terapeutycznej zapocz tkuje we mnie pozytywne zmiany, ale irytowali mnie jedynie swoj zaw on umysøowo ci i kamiennymi metodami. Pomy laøam wtedy, by poprosi jedn z moich przyjacióøek o peønienie roli O dla mnie, ale z ró nych przyczyn musiaøam rzuci ten pomysø. Kiedy wypróbowaøam (nieoficjalnie), czy byøaby w stanie, jasne si staøo, e to nie zadziaøa. I tutaj wkracza moje pytanie. Jedyne co mi pozostaje, to pisa o moich do wiadczeniach z dzieci stwa, przelewa wszystko na papier, wszystko, co pami tam – zdarzenia, uczucia, intuicje… i sprawdzi , czy to zadziaøa. W istocie mam pewno , e do pewnego stopnia tak, ale do jakiego stopnia mo e to by skuteczn terapi ? Sprawdzaj c si , wystarczaj co gø bok , døugofalow ? Czy nie oka e si to przej ciowym, niewystarczaj cym rodkiem? Lub nawet szkodliwym? Otworz puszk Pandory, a potem co? Widz te jeszcze jedno. Caøkowicie zidentyfikowaøam si i zgodziøam z Pani ksi k „Dramat udanego dziecka.” Mam jeszcze jedn ksi k , „Kobiety, które kochaj za bardzo” Robin Norwood. Tam te mogøam znale wiele punktów stycznych ze mn (gøównie je li chodzi o opisy wzorców zachowa , które u mnie polegaj na czuciu si bezwarto ciow , szukaniu w zwi zkach miøo ci, której nigdy nie zaznaøam od rodziców, peøne oddawanie si w r ce nieodpowiednich partnerów, by przy nich cierpie w nadziei, e oni si zmieni . Widz pewne zwi zki w identyfikacji przyczyn mojego problemu, ale z punktu widzenia terapeutycznej m dro ci s pewne ró nice mi dzy tymi dwoma ksi kami (a propos, co jest do „zabawne,” czuj , nie mogøabym doø czy tu cho by samych rekomendacji RN). Nie wiem, czy Pani zna t ksi k i co Pani o niej my li. Zastanawiam si , czy Pani relacje z m czyznami byøy zdrowe, czy jest Pani jedn z nas, które „kochaj za bardzo.” Przepraszam, wiem, e to osobiste i nie oczekuj odpowiedzi na to. Dzi kuj za czas i uwag , jak Pani po wi ca, a ponad wszystko za odwag i uczciwo . Nie umiem wyrazi mojej wdzi czno ci inaczej, ani w søowach ani rzeczach, mo e tylko prze l Pani t drog wyrazy miøo ci. F.P. Alice Miller: NIGDY nie jest za pó no na skontaktowanie si z wøasn histori i prawdziwymi uczuciami. Dziennik jest dobrym pomysøem na pocz tek. Pomocne mo e by tak e napisanie listów do rodziców i opowiedzenie im, jak bardzo do tej pory cierpisz z powodu tego, co Ci zrobili. Nie musisz tych listów wysyøa w tej chwili. Ale pisanie ich mo e uwolni z Ciebie Twoje uczucia i w ciekøo , która jest normaln reakcj na nadu ycia, ale musiaøa by powstrzymywana przez tak døugi czas kosztem Twojego zdrowia, jak s dz . Postaraj si o moj ostatni ksi : „Bunt Ciaøa.” BYCIE NIGDY NIE DOCENIANYM PRZEZ RODZICÓW STRASZNIE ONIE MIELA W YCIU 05 07 2007 Jakie to prawdziwe… i bolesne. Alice Miller: Dzi kuj za te pi søów. Zdaj si du o mówi o Twoim yciu i bólu. Tak wiele osób nie o miela si nawet poczu potrzeby bycia docenionym, gdy my li, e na to nie zasøuguje. A jak wielu ludziom w ogóle nie mie ci si w gøowie istnienie takiej rzeczy, jak docenianie dziecka… L K PRZED OSI GNI CIAMI 04 07 2007 Droga Alice Miller, Miaøem siln reakcj emocjonaln po przeczytaniu listu z 3 czerwca: „PTSD jako skutek rodzicielskiego poni ania. Podejrzewam, e dziecko, które ro nie przy wybuchowym, przemocowym, narcystycznym ojcu, który nieustannie znajdowaø uchybienia w ka dym jego dziaøaniu (a je li zachowanie lub dokonanie dziecka byøo bezbø dne, spotykaøo si ono z kompletnym brakiem zainteresowania i milczeniem), wyro nie ono na czøowieka, który zamiast wciela w ycie swoje pomysøy, ambicje i marzenia, b dzie podchodzi do ycia obronnie, boj c si ryzyka oraz zaszczepionej mu w dzieci stwie, nieuchronnej nagonki wewn trznego krytycyzmu i poni ania. …” Mój ojciec brzmiaø, i brzmi, caøkiem tak samo, jak ten z powy szego przykøadu. Do dzi trudno mi nawet rozpozna moje marzenia, a co dopiero i za nimi w yciu. Zaczynam czasem ró ne rzeczy, ale ich nie ko cz – jakby mnie co powstrzymywaøo, jaki rodzaj l ku, i nie mog si ju skoncentrowa , dlatego nie czuj sensu w osi ganiu czegokolwiek (mam 39 lat). Próbuj c dokona czego dla siebie, mam od razu poczucie, e jestem bezczelny, co w rodzaju: „Kim ty sobie wyobra asz, e jeste ?!” Jestem bardzo krytyczny i w ciekøy na ojca o to, jak mnie traktowaø w dzieci stwie, zwøaszcza od kiedy czytam Pani ksi ki, ale a do chwili przeczytania tego listu od KM nie byøem w stanie zobaczy , e moj niezdolno rozpoznawania i speøniania wøasnych marze mo na przypisa temu, e w dzieci stwie moje osi gni cia byøy przez ojca krytykowane i ignorowane i e nigdy nie do wiadczyøem docenienia z jego strony. Szczerze oddany, S. Alice Miller: Bycie nigdy nie docenianym przez rodziców strasznie onie miela w yciu. Twoja silna reakcja emocjonalna na list z 3 czerwca mo e Ci pomóc poczu w ciekøo tego chøopca, który nigdy nie miaø wsparcia w tym, co chciaø zrealizowa . ycz Ci odwagi czucia tej w ciekøo ci i dawania Twojemu dziecku wewn trznemu wsparcia, jakiego ono potrzebuje teraz OD CIEBIE. BICIE JAKO WYKORZYSTANIE SEKSUALNE 14 06 2007 Droga Alice Miller, My l , e wa ne jest u wiadamianie ludziom tego, e niektórzy rodzice mog stosowa dawanie klapsów zarówno jako form ich sadomasochistycznego seksu jak i wykorzystywania seksualnego dziecka na inne sposoby, je li bij je w mniej czy bardziej obna one intymne cz ci jego ciaøa. http://www.nospank.net/101.htm#s-dngr Czyni to z bicia „dyscyplin ” znacznie gorsz , ni mo e to sobie wyobrazi wi kszo ludzi o dobrym sercu. Jestem Norwe k . Wysyøaøam w tej sprawie listy i maile do Ministra Sprawiedliwo ci, Knuta Storbergeta, gdy uwa am, e prawo powinno uzna taki rodzaj bicia dziecka za wykorzystanie seksualne. Pisaøam tak e do ministra spraw dzieci i rodziny, z kopi do rzecznika praw dziecka. Jak dot d, Minister Sprawiedliwo ci nie wydaje si by tym zainteresowany. Dziaøa tu podwójne tabu, nie uwa a Pani? è cz wyrazy szacunku, S.T. Oslo, Norwegia. Alice Miller: Tak, zgadzam si , to jest podwójne tabu. Ale ma prawo próbowa i próbowa na nowo u wiadamia ludziom ich tchórzowsk maøoduszno pisz c im to, co Pani wie o nadu yciach i oczekiwa odpowiedzi. Je li wszyscy b d milcze , nic nigdy si nie zmieni. Dzi kuj za Pani odwag widzenia prawdy i starania si , by byøa ona WIDZIALNA dla innych. WI ZIENIE FERENCZI’EGO 12 06 2007 Droga Dr Miller, Mieszkam na W grzech. Jestem ofiar wykorzystania w dzieci stwie przez rodziców i szukaøam pomocy w terapiach analitycznych w moim kraju. Pocz tkowo byøam zdumiona aktywno ci intelektualn i jej poziomem i tych terapeutów. Wiele czasu zaj øo mi zobaczenie, e ta ich intelektualna sie , jak zarzucili na mnie, søu yøa im do odr twiania moich uczu i w ciekøo ci, jak nosiøam do rodziców. Zwøaszcza w momentach, gdy wnosiøam moje uczucia do nich, bronili ich milcz co, zachowuj c „neutralno .” Starali si zadusi moj zøo swoimi pi knie wypolerowanymi intelektami, zamkn mnie w ich intelektualnym, pozbawionym ycia wi zieniu. Do wiadczyøam na wøasnej skórze tego, co Pani obja nia w swoich ksi kach odno nie Freuda i Ferenczi’ego. Istotnie, ci terapeuci byli wi niami wøasnych gøów. Za pomoc swoich intelektów oraz analitycznych teorii zabetonowali swoje dzieci ce uczucia i wciskali innym ten cement. Jak mo e terapeuta pozostawa „neutralny” i oboj tny, gdy jest wiadkiem cierpienia swojego pacjenta, jakie ten przed nim otwiera (w regresji) i gdy widzi jego piln potrzeb otrzymania wsparcia?! W moim przypadku, ich „neutralna” postawa w takich sytuacjach rozj trzaøa jeszcze bardziej mój dzieci cy ból i osamotnienie. Ferenczi nazywaø nadu ycia z dzieci stwa „niezgodno ci j zykow (language inconsistency) mi dzy rodzicami a dzie mi,” wyø czaj c tym okre leniem pierwiastek agresji, perwersji i bólu z pola widzenia i przenosz c caøy problem na pøaszczyzn intelektualnych dywagacji. Tym chytrym ruchem, niezale nie od postawy „neutralno ci,” zbudowaø w swoim procesie terapii jeszcze jedn wielk przeszkod na drodze do prawdziwego uzdrowienia. To smutne i dobijaj ce, e nast pcy Freuda i Ferenczi’ego mog wci prowadzi swoja praktyk na W grzech (i zapewne w innych krajach) i uchodzi za „uzdrawiaczy,” zwodz c i rani c ludzi, którzy szukaj rzeczywistej pomocy. Uwa am takich terapeutów za zagro enie dla ludzko ci. Dzi kuj serdecznie za Pani uwag i wnoszenie jasnego wgl du. Z oddaniem, T.K. Alice Miller: Dzi kuj Ci za list; totalnie zgadzam si z Tob , gdy piszesz: „Istotnie, ci terapeuci byli wi niami wøasnych gøów. Za pomoc swoich intelektów oraz analitycznych teorii zabetonowali swoje dzieci ce zranienia i uczucia.” Wierz , e uda Ci si w ko cu znale terapeut , który nie ma zahamowa w odczuwaniu oburzenia na oprawczych rodziców. Czy znasz mój artykuø na ten temat? Z chwil , gdy odczujesz tortury, jakie dzieci tak cz sto musz wycierpie od swoich rodziców, adne miesznie gøupie teorie Ci ju nie zwiod . Wiesz, jak widz , e s oni cementem betonuj cym ból udr czonego dziecka wewn trznego. Wi kszo ludzi bez przerwy zajmuje si takim betonowaniem. Na szcz cie nie wszyscy z nich, udaj c uzdrowicieli, wciskaj c ten cement. Alice Miller - PS: Oczywiste jest, e to rodzice s problemem, nie dzieci. Prawie nikt jednak nie chce zrozumie tego, e tak døugo, jak rodzice zakuci s w zbroj l ku przed ich wøasnymi rodzicami i nie o miel si zakwestionowa ich okrutnych zachowa , nie b d oni wolni w dawaniu dzieciom wsparcia emocjonalnego. Wskutek tego l ku powielaj oni na nich nadu ycia, jakich sami zaznali w dzieci stwie. SKANDAL W WIKIPEDII WOKÓè NADU Y NA DZIECIACH 28 05 2007 Droga Pani Miller, Jestem skrajnie rozczarowany tym, co wøa nie zrobiono w angloj zycznej Wikipedii z artykuøem: „Skøadanie ofiar z dzieci w kulturach prekolumbijskich.” Mogli my w tym artykule przeczyta o brutalnych praktykach rytualnego mordowania maøych dzieci w Meksyku przed pi ciuset laty: „Tlalok domagaø si , by øzy najmøodszych skrapiaøy ziemi . W efekcie, przed rytualnym zabiciem ka dego dziecka, kapøani doprowadzali je do pøaczu, na przykøad zdzieraj c mu paznokcie.” I co? Administrator Wikipedii usun ø artykuø z dziaøu “wykorzystywanie dzieci,” pisz c notk wyja niaj c to posuni cie: „Ta kategoria (sic!) pochodzi z nie dowiedzionych, stronniczych ródeø.” Stan ø w jednym szeregu ze zwyrodniaøymi oprawcami dzieci! Tak jak Pani napisaøa, nie ma wiecie ani jednego uniwersytetu, który ksztaøciøby magistrów z dziedziny nadu y na dzieciach. W jaki sposób na tej ziemi mo emy nie rewolucyjne przesøanie zawarte w Pani ksi kach, je li otaczaj nas tacy troglodyci decyduj cy o normach akademickich? E.J. Alice Miller: Masz absolutn racj w tym, co piszesz. wiat jest niestety peøen tego typu skandali, nawet dzi , a brak zainteresowania uczelni tematyk wykorzystywania dzieci dowodzi, e wszyscy jeste my maltretowanymi dzie mi, które nawet jako osoby dorosøe boj si kolejnego ciosu je li tylko odwa yøyby si otworzy usta. W NAWI ZANIU DO LISTU: „NIE WIADOMO JAK LE MOGèOBY BY ” (z 14 06 2007) Niedziela, 01 07 2007 Alice Miller: Dlaczego uwa asz, e powinna przebaczy swoim rodzicom? I czego spodziewasz si po takim kroku? Poniewa wszyscy mi powtarzaj , e mam tak zrobi – terapeuci do których chodz i moja matka. Zawsze dogadzaøam innym swoim kosztem, czuj c si zobligowana znosi to, co mi robi i co do mnie wygaduj . Nigdy niczego nie oczekiwaøam, do tego chyba powinnam zacz . Jednak e ilekro , gdy oferowaøam przebaczenie, zostawaøam tylko z poczuciem wydr enia, co nie byøo zbyt przyjemne. Tak jakby przebaczanie byøo ostatni rzecz , jak chciaøabym robi . Ostatnio zacz øam zadawa sobie to pytanie: „dlaczego powinnam jej wybaczy ?” Alice Miller: Nie powinna nigdy robi tego, co jest „ostatni rzecz , jak chciaøaby robi ,” nawet je li stu terapeutów twierdziøoby inaczej. Zamiast tego wsøuchuj si w swój organizm – w to, co mówi ci ciaøo, eby zrobiøa. Wierz temu i stosuj si do tego. ZèO LIWE KR GI POGARDY 19 06 2007 Droga Pani Miller, Jestem 32 letnim m czyzn z Irlandii. Przez te 32 lata traciøem niewyobra alne ilo ci energii na bycie grzecznym chøopcem dla rodziców. Dzi ki terapii dojrzaøem do prawdy, e moi rodzice zawstydzali mnie do szpiku ko ci. Od pocz tków ycia, peøna odrazy twarz matki byøa stale w zasi gu mojego wzroku. Moje najwcze niejsze wspomnienie – to jak raczkuj i widz pod sob porozsychan kuchenn podøog . W okresie dorastania zacz øem ratowa si uciekaniem w l ki. èomocz cy w gøowie i uszach peøen pot pienia, pogardliwy gøos matki, musiaø by w owym czasie støumiony. Mój wiaty wewn trzny zamykaø si w sobie. Z powodu pal cego wstydu, jaki odczuwaøem, przestaøem jada przy ludziach (ojciec zmuszaø mnie do jedzenia pewnych pokarmów i wpychaø w nie moj twarz, je li nie chciaøem je ), zacz øem ba si wychodzi z domu, ba si , e mog by zobaczony przez ludzi. Mi dzy 20 a 28 rokiem ycia zawsze czuøem terror gdy wychodziøem z domu rodziców. Cho to byø terror z przeszøo ci, czuøem go stale na bie co. Znalazøem cudownego terapeut , który daø mi odwag zmierzy si moimi l kami przez opuszczeniem domu rodzinnego na staøe. Dzi mam 32 lata i udaøo si ! Pracuj , jestem onaty, rozwijam swoj twórcz stron i yj w moim wøasnym domu. Po wi ciøem na to caø odwag i energi , jak dysponowaøem w ciele. To byøa akcja zmobilizowanej do maksimum czystej woli. W styczniu tego roku zdaøem sobie spraw , e sama wola nie wystarcza. Wyczerpaøem moje zasoby i dzi ki zdecydowanym interwencjom terapeuty otworzyøem serce. Zacz øem odkrywa gø boko zakorzenione we mnie, pot ne cykle pogardy i odrazy do samego siebie, a czasem te innych ludzi. Najbardziej boli mnie to, e mój terapeuta zrobiø wszystko, co byøo w jego mocy, okazywaø autentyczne wspóøczucie, byø kochaj cy i o mielaj cy, a gdy miaøem za maøo pieni dzy, oferowaø okresy bezpøatne. On autentycznie mnie kochaø i to tak strasznie bolaøo, e zwróciøem przeciw niemu cz mojej pogardy. On to znosiø i zach caø mnie, abym przekierowywaø t pogard i w ciekøo na matk , co robiøem. Wtedy staøem si wystarczaj co mocny, by zøapa kontakt z moj bezradno ci , lekiem przez porzuceniem, poczuciem obwinienia i znów jestem jak maøe dziecko, chøopczyk, i oto wbiegam po schodach do swego pokoju i bij sam siebie i przysi gam, e si zabije je li jeszcze raz do wiadcz horroru mojej matki, wymachuj cej nade mn no em i krzycz cej, e mnie zamorduje. Uczucia te, które prze ywam dzisiaj - okrutny l k i zam t – s przera aj ce. Wtedy uderzam moj pogard albo w terapeut , albo w siebie, cho robi to nie w jaki otwarty i aktywny sposób. Nigdy nie skrzywdziøem nikogo fizycznie. A potem rozpacz, e okazuj wrogo mojemu kochaj cemu wiadkowi. Kiedy on okazuje mi miøo , czuj bezgraniczny ból; tak, on odzywa si tylko wtedy, gdy mog poczu si kochany. Cofa mnie to w dzieci stwo, wrzuca w tamtego chøopca, który chciaø umrze . Dzi jest podobnie: powodu tego bólu niemal co dzie my l o samobójstwie. Nie chc zrani mojej ony ani terapeuty, ani nikogo bliskiego. Chc tylko, by ten ból ustaø. Skonfrontowaøem rodziców z tym, co mi robili, by zderzy si z ich odpraw , zaprzeczaniem, a co najgorsze, zrobili z tego cnot !!! To wkurzaj ce. Chc uhonorowa moje cenne dziecko wewn trzne, ale nie wiem, czy potrafi . Potrzebuj miøo ci terapeuty, ale øapi si na tym, e szkodz jej moj pogard . Pogarda pochodz ca z øomocz cych krzyków matki. Szukam w sobie odwagi, ale wydaj si jakby cykle pogardy miaøy si nigdy nie sko czy . Przez siedem lat harowaøem w krwawym pocie, ale pot i øzy to za maøo. Boj si , e mógøbym by tacy, jak oni. Wiem, e si z nimi identyfikuj , cho yj w sposób odwrotny to tego, jak mnie traktowali. Mimo to moja pogarda nie przechodzi; im mocniej naciskam, by odeszøa, tym staje si silniejsza. Czy Pani miaøaby jakie wskazówki, jak przepracowywa czy transformowa pogard ? To nie jest przyjemne uczucie i chciaøbym si z niego wyzwoli . è cz ciepøe yczenia. Alice Miller: Czy mo e by tak, e Twoja najgø bsza i najbardziej usprawiedliwiona pogarda to ta, któr ów maøy, inteligentny chøopiec nosiø do rodziców, tak przera liwie torturuj cych swoje dziecko? Ale WETDY byøo bardzo niebezpiecznie okazywa , a nawet MIE takie uczucia. Nie mo na ich byøo nigdy dopu ci , musiaøy wi c zosta støumione. Dzi chc si one dobi do wiadomo ci i serca dorosøego m czyzny, jakim si stajesz, i kieruj si , na szcz cie, do osób, które Ci nie ukarz za nie, bo Ci kochaj . Aby mógø poczu te okropne emocje, musisz najpierw czu si bezpiecznie. Kiedy zdoøasz odczu l k tego maøego chøopca, mo esz mu powiedzie , e teraz ju nic mu nie grozi i e pomo esz mu przekierowa t pogard i zøo na rodziców, którzy w peøni na ni sobie zasøu yli. Powody, aby si nie zabija Mari Collings Bo zasøugujesz, by y . Bo Twoje ycie ma warto , czy j widzisz, czy nie. Bo to nie byøa Twoja wina, gdy nie Ty decydowaøa , e b dziesz maltretowana i u ywana. Bo ycie jest cenne i to oprawcy robili le, nie Ty. Bo jeste zø czona z ka d ofiar nadu y rytualnych, wi c Twoje codzienne zmagania automatycznie daj te siø innym. Bo wreszcie przyjdzie czas, kiedy poczujesz si lepiej. Bo ka dy razem, gdy konfrontujesz si ze swoj rozpacz stajesz si silniejsza i teraz nie mo esz jeszcze wiedzie , do czego b dziesz zdolna z t drobin siøy i jakie zwyci stwa odniesiesz w przyszøo ci. Bo je li umrzesz dzisiaj, nigdy ju nie b dziesz mogøa poczu miøo ci do drugiej istoty, ani zaufania, ani wdzi czno ci Bo je li umrzesz dzisiaj, nie ujrzysz dobra i wspóøczucia w oku drugiego. Bo je li umrzesz dzisiaj, nie ujrzysz søo ca przenikaj cego li cie drzew, lotu ptaka, jako ci zimowej po wiaty. Bo czas nie zatrzyma mijania sekund i nawet je li zdaje Ci si by mia d cym kamieniem, to minie, wystarczy, e wytrwasz Bo Ty ju wygraøa , znajduj c m dro , zdolno odrodzenia, odwag i niezøomn wol , by doj a dot d, i tego nikt nie przekre li. Bo wola ycia to nie okrutna kara, nawet je li si tak czasem zdaje; to bezcenny dar. Bo Twoje wewn trzne dzieci nie maj nikogo innego i potrzebuj Ci niezmiernie. Bo one, bardziej ni ktokolwiek, zasøuguj na ocalenie i trosk ; przetrwaøy przecie w niemo liwych warunkach. Bo posiadasz je i dzi ki nim tu jeste . Je li umrzesz dzi , przekre lisz sens ich nieopisanego cierpienia, a to byøaby zbyt wielka strata. Bo masz wszelk zdolno odnale Twoj cie k zdrowienia, udowadniaøa to raz po raz. Bo potrzebny jest ka dy wojownik przeciw temu zøu. Bo potrzebujemy nas, aby dawa wiadectwo prawdzie, wbrew temu zakøamanemu horrorowi i rozpaczy. Bo nikt lepiej od Ciebie nie zna znaczenia tych cierpie , które pogø biaj nasze serce. Bo zasøugujesz na pokój, jaki nastanie po wygranej bitwie, a wygrasz j , minuta po minucie i polegnie zøo niepokonane. Bo wszystkie mo emy ostatnimi laty wyj razem i mia im si w twarz. Mo emy pokaza im, e nawet mimo caøej ich siøy i bezwzgl dnego sprytu, i mimo naszej wtedy bezradno ci, niewinno ci i zale no ci dziecka, pokonali my ich w rozgrywce, o której zadowoleniem my leli, e j kontroluj . Bo jestem w ciekøa o to, e my wszystkie niezasøu enie musiaøy my nie cudze zøo i brud. Bo i Ty którego dnia poczujesz t furi . Bo jest ona krytyczna dla Twojego przetrwania. (tekst cytowany w ksi ce Odwaga ocalenia [Courege to Heal] ellen Bass i Laury Davis) MOJE DO WIADCZENIA JAKO WIKTYMIZOWANEGO DZIECKA I DOROSèEJ PISARKI 20 06 2007 Droga Alice Miller – Jestem dorosøym dzieckiem dwojga specjalistów od zdrowia psychicznego. Matka, psycholog, byøa dyrektork szkoøy dla dzieci autystycznych, ojciec, psychiatra, byø profesorem i wykøadaø na znanej uczelni medycznej. Oboje byli moimi oprawcami. Zostaøam przez nich wrzucona w rol rodzinnego pacjenta – ja, ich latoro l, której udaøo si przetrwa najgwaøtowniejsze nadu ycia, zostaøam przez nich obwiniona za wszystkie nieszcz cia rodziny! Byøam te t , której 20 lat temu udaøo si od nich uciec. Moja najmøodsza siostra umarøa z w zeszøym roku na nie wykryty nowotwór jelita grubego (okr nicy). Byøa najbardziej podobna do mnie spo ród rodze stwa, ale pozostaøa wkr cona w nasz rodzin i nie zdoøaøa z nimi zerwa , a kiedy ja opu ciøam to toksyczne gniazdo, staøa si moim surogatem. I dzi nie yje. Po raz pierwszy zacz øam pisa o mojej rodzinie w ramach zadania terapeutycznego (przechodziøam w przeszøo ci pot ne dawki terapii), a nast pnie wskutek sugestii mojego wydawcy, z którym pracowaøam – miaøo to pój do druku, ale okazaøo si zbyt wstrz saj ce dla nowojorskiego rodowiska edytorskiego. Innymi søowy, nie czuli oni oporu przed publikowaniem prawdy o ludobójstwach czy o dzieciach walcz cych w armii Sierra Leone, ale mój materiaø kr yø zbyt blisko tajemnic rodziny i domu. Najbli sz analogi , jaka mi przychodzi na my l, jest „The Kiss” Kathryn Harrison, ale ona miaøa to uøatwienie, e chodziøo o dobrowolne bycie seksualn partnerk , podczas gdy ja pisaøam o ucieczce z Trzeciej Rzeszy moich rodziców. Napisaøam poni szy materiaø dla redaktorki, która mnie zach ciøa i która jest zaanga owana w ogólnokrajow sie rozpowszechniania publikacji kobiecych. Kupiøa go ode mnie, pøac c, przetrzymaøa przez ponad rok, a kiedy prawa autorskie wygasøym, zwróciøa mi je. Z tego co wiem, jej Naczelny nie umiaø poradzi sobie emocjonalnie z tre ci mojego materiaøu, chocia zgodziøam si ukry pod pseudonimem. Zacz øam czyta Pani ksi ki ponad dwadzie cia lat temu – i to dzi ki tej pisanej pomocy byøam w stanie skonfrontowa mojego psychiatr z dzieci stwa (zd yøam za jego ycia) z tym, co mi zrobiø tym, e „nie wiedziaø”, czego doznawaøam w domu od rodziców. Mo e Pani rozporz dza moim tekstem wedøug wøasnej woli. Najlepszego, Erica Rex ZèA CÓRECZKA © Erica Rex Caøe ycie czuøam si zø osob . W moim przypadku bycie zø nie ma nic wspólnego z etyk , moralno ci czy kradzie ami w marketach. Nigdy nic nie ukradøam. Jestem wyksztaøcona. Przez wi kszo ycia sama zarabiam na siebie. Staram si sprosta moim niezwykle wysokim wymaganiom od siebie. Moje bycie „zø ” wi e si z tym, jak sama postrzegam siebie – z tym, jaki obraz mnie samej rodzice wpajali mi od urodzenia. Zawsze byøam zø córeczk i nie rozgrzeszaøo mnie nic, cokolwiek wspaniaøego bym zrobiøa. Urodziøam si jako druga z czwórki dzieci, dwóch sióstr i møodszego braciszka. Byli my w zbli onym wieku, pojawiaj c si na wiecie w ci gu pi ciu lat, mi dzy 1954 a 1959 rokiem. Ja byøam t , która nie pasowaøa do reszty. Jako dziecko miaøam chroniczne koszmary i cierpiaøam na bezsenno . Straszliwie baøam si ciemno ci. Nieraz, nocami, gdy czuøam szczególnie silne l ki, dreptaøam na dóø to sypialni rodziców. Je li w ich wszech wiecie wszystko byøo na miejscu, pozwalali mi wpeøzn na chwil do ich øó ka, po czym prowadzili mnie na gór , do mojego pokoju, i zawijali w po ciel, gdy mogøam znów zasn . Jednak du o cz ciej moje nocne wizyty ich rozw cieczaøy. Pewnej szczególnie koszmarnej nocy budziøam si i wstawaøam wielokrotnie. Czuøam, e co mnie prze laduje, co chce mnie upolowa – e goni mnie olbrzymi, mi so erny w z rozwart gardziel , jak maska volkswagena ojca, goni mnie ulic , a ja nie mog mu mkn ani temu zapobiec. Caøa moja klasa z przedszkola te ucieka; s w przodzie, przede mn , gdy w porównaniu z nimi jestem katastrofalnie wolna. Oni uchodz niebezpiecze stwu, ja nie mog , cho bym nie wiem jak si staraøa. Drepcz w dóø schodami do hallu, najciszej jak umiem, i wchodz do pokoju rodziców. Caøa we øzach, maj c ich obok, próbuj im opowiedzie o prze laduj cym mnie koszmarze. Ojciec budzi si pierwszy. „Kto tu?” Oczy matki bø dz dokoøa. „Rica?” – matka zrzuca z siebie koødr i wy lizguje si z øó ka. Nocny zapach ich dorosøych ciaø jest cierpki i cuchn cy – znany mi, ale przepojony surowym odorem czego nieznanego. Ojciec te zwleka si na nogi i przesuwa si do kraw dzi, na stron matki. Wstaje. Przekøada mnie sobie przez rami . Teraz st pa boso po schodach do swojego domowego biura. Wisz c gøow w dóø, gapi si , do góry nogami, na jego goøe pi ty, gdy wchodzi do gabinetu. Zawsze nosi do snu bokserki. Matka, w cienkiej prze wituj cej koszuli nocnej – widz dokøadnie jej piersi pod a urowym materiaøem – idzie za nim i zamyka drzwi. Drzwi z masywnego drewna, ci kie, d wi koszczelne, podwójnie i otwierane na dwie strony, takie co u ka dego psychiatry zapewniaj dyskrecj i d wi kowy komfort. Ojciec zrzuca mnie z siebie i padam na biaøo-czarn , weønian narzut na kozetce, stawiaj c tyle oporu co worek m ki. Wø cza ra ce, jarzeniowe wiatøo nad biurkiem. Do dzi dnia kurcz si ze strachu na widok tego typu wiateø, reliktów mojej nuklearnej rodziny: br zowych podøugowatych przedmiotów z metalu, emituj cych chemiczny zapach razem z nienaturalnie niebieskawym wiatøem, które przyprawia o ból gøowy. Jestem sparali owana l kiem. Ciosy matki trafiaj gdzie popadnie – bije mnie na chybiø-trafiø, teraz w krzy , teraz w tyøek, teraz w kark… Ra moje przedramiona, którymi udaøo mi si osøoni nieco moje maøe plecki… Góra pi amy podwin øa si do góry, pod szyj , odsøaniaj c delikatn skór . Jej zaci ni ta pi tøucze mnie bez opami tania. Teraz ojciec odsuwa j na bok. On nie jest z tych, co swoj zøo ograniczaj do wygra ania niebu pi ci , jak Hiob wszech wiatu za jego wiktymizacj – cho i to ojciec czyniø. Kiedy on bije, kiedy on krzyczy, to zawsze po to, by zada jak najwi kszy ból. Jest silniejszy, wi c jego ciosy s twardsze i bardziej bol . Ciosy i chla ni cia matki s przypadkowe. Cz sto, kiedy mnie katowaøa, miaøam uczucie, e nie wie na kogo wøa ciwie jest w ciekøa. R ce, które powinny zapewnia bezpiecze stwo i komfort – r ce matki, które trzymaøy i koøysaøy czwórk dzieci – s zdolne zniszczy ich zaufanie w czasie jednego wdechu. Nagle co we mnie p ka. Søysz mój gøos, dochodz cy jakby spoza mnie, z zewn trz. Wrzeszcz , ile siø w pøucach: “Nienawidz was! Nienawidz was!” Wykrzykuj te søowa w ród j ków i chaotycznego økania. Pod nimi, w nich, jestem czysta i jasna. Krzycz , gdy inaczej znikn øabym ja prawdziwa, musz c okupowa jakie skrawki zdezintegrowanego ciaøa. Poza tym, nie mam granic. Nagle wszystko ustaje. Gøos matki cichnie, uspokaja si . Jej møóc ce r ce zatrzymuj si , wpóø zamachu. Na chwil zamieram – tak bardzo wdziera si we mnie rodzicielska dynamika. Znam j na wylot. Matka siada na krze le. „Naprawd mnie nienawidzisz?” Nie odpowiadam. Czkaj c, gapi si , na pasma weønianej dzianiny na oparciu kozetki. „Odpowiedz matce” – mówi ojciec. Czeka, puøkownik drugiej wojny wiatowej, jak w pogotowiu bojowym na wroga. „Odpowiedz matce” – powtarza. „Czy ty naprawd nas nienawidzisz? Naprawd ?” – pyta matka. Nie ruszam si . „Odwró si i spójrz na matk albo spior ci tyøek! Odwracam si , czkaj c. èzy ciekaj po jej policzkach. Wyci ga chusteczk higieniczn z r kawa koszuli nocnej – zawsze upycha chusteczki w r kawach – i osusza oczy. Staram si na ni nie patrze . Rodzice maj swoje powiedzenie i zawsze mnie nim o mieszaj , gdy pøacz : „Krokodyle øzy” – mówi . „Lejesz krokodyle øzy.” Milcz . „Odpowiedz matce!” „Chc i do øó ka” – mówi . „Powiedz matce, e j kochasz i b dziesz mogøa i .” Milcz . Kilka pozostaøych øez i spazmatyczna czkawka z mojej strony. „Søyszysz, co mówi ? Powiedz matce, e j kochasz i b dziesz mogøa i do øó ka, albo dam ci prawdziwy powód do pøaczu.” Dobijam mojego pierwszego targu z diabøem, targu ofiary. Uznaj , e jedyny sposobem, by móc oddali si od nich, to ich okøama . To zaprzeczy moim prawdziwym uczuciom. „Kocham ci ” – mamrocz pod nosem. „Co to byøo? Powiedz matce w taki sposób, by mogøa ci søysze . „Kocham ci ” – mówi . Wiem, e køami . W ko cu wypuszczaj mnie z gabinetu. Odrzucam ofert matki, e okryje mnie w øó eczku. Tej nocy przerabiam pierwsz lekcj køamania, by ocali siebie. Kiedy w dzisiejszych dniach my l racjonalnie– najracjonalniej jak mog – o moich stanach uczuciowych, søysz w gøowie gøos: „Osoba po czterdziestce powinna ju dawno umie sobie z tym radzi , powinna by zdolna powiedzie , e to nale y przeszøo ci.” Przez wi kszo ycia mam pewno , e poradziøam sobie z emocjami. A potem nieodmiennie co si wydarza – pokøóc si z przyjacióøk czy rozsypie mi si romantyczna relacja – i jestem kompletnie wybita z mojej przestrzeni i czasu. Jestem wtedy jak kto , kto próbuje utrzyma równowag na nitce rozpi tej mi dzy dwoma kosmosami. Tera niejszo odchodzi, nitka flaczeje, a ja spadam samotnie w otchøa . Ostatnio znów dopadøa mnie przeszøo . Uaktywniøa si we mnie wkrótce po mierci mojej siostry na raka. Siostra byøa jedyn osob z rodziny, z któr byøam blisko, i poczuøam si zdewastowana. Po paru dniach miaøam nieprzyjemn korespondencj z bratem, po tym jak nie odzywali my si do siebie ponad dziesi lat. Napisaø mi, e mam nie przyje d a na pogrzeb. Skutki tego listu byøy natychmiastowe. Ja osobi cie, jako esencjonalny byt, osoba wiod ca ycie w realnym wiecie – wyparowaøam. Mój j zyk przestaø funkcjonowa , moje søowa nie skøadaøy si w zrozumiaøe zwroty. Nie mogøam opanowa ci gøych wybuchów pøaczu i zacz øam ba si wychodzi z mieszkania. Mówiøam sama do siebie. Mówi c, mamrotaøam. Przestaøam patrze ludziom w oczy. Przestaøam odbiera telefony. Ledwie si zebraøam, by przeprowadzi rozmow konferencyjn z jakim wysoko postawionym klientem. Tøumaczyøam si , dlaczego nie mog skupi si na projekcie. Trzy razy zadawaøam to samo pytanie, bo nie mogøam przyswoi odpowiedzi. Mój superwizor dzwoniø potem do mnie i chciaø wiedzie o czym wtedy rozmy laøam. „Nie wiem” – odrzekøam gøosikiem myszki. „Co chcesz ebym ci powiedziaøa?” Kiedy ten poprzedni kosmos wdziera si w tera niejszy i zagra a mojemu przetrwaniu, kiedy chwieje si nawet moja zdolno zarabiania na ycie, przestaj wierzy w mo liwo osobistej psychicznej emancypacji. Dryfuj samotnie, zagubiona w amorficznym kosmosie rodziny – rodziny w której nie to, e robiøam zøe rzeczy, ale byøam samym zøem. Nie to, e zdarzaøy mi si pomyøki, ale byøam jedn wielk pomyøk . Kilka dni po owej dawnej egzekucji dokonanej na mnie przez rodziców w gabinecie ojca, znalazøam si u psychiatry dzieci cego. Przez nast pnych kilka lat wozili mnie do niego co tydzie , na godzin . Po prawie trzydziestu latach odszukaøam go. Przypomniaøam mu si i powiedziaøam, e moi rodzice – specjali ci od duszy ludzkiej: ojciec psychiatra, matka psycholog, a oboje uznani eksperci od rozwoju dziecka – katowali mnie regularnie. e przez caøe dzieci stwo mój dom spøywaø rzekami krokodylich øez. Przypomniaøam mu, jak przynajmniej przy jednej okazji opowiedziaøam mu o tej przemocy, i jak on, zamiast mnie chroni , doniósø matce o moich skargach na ni i ojca, chocia prosiøam go specjalnie o dyskrecj i obiecaø mi j . Matka, gdy j skonfrontowaø, oczywi cie zaprzeczyøa jakimkolwiek swoim nadu yciom i bø dom. Tego dnia, w drodze powrotnej psychiatry, matka, prowadz c zalanymi deszczem ulicami naszego rodzinnego bø kitnego chevroleta-busa i kopc c nerwowo papierosa za papierosem, wysyczaøa mi, e do ko ca ycia b d aøowa , e j zdradziøam. Obna yøam jej sekret i, jak si miaøam przekona , søono za to pøaciøam przez wszystkie nast pne lata. Matka kontrolowaøa mnie szanta uj c, e ujawni moje „brzydkie” tajemnice. Byøam ohydna i zøa. Cz ci kary za to byøy cotygodniowe wizyty u tego psychiatry, aby naprawiø moje popsute „ja.” Byøam jedynym dzieckiem po ród rodze stwa i rówie ników, które zrobiøo tak rzecz. Stale wytykaøa mi moj „zø inno ,” gdy ja, jak wszystkie dzieci, chciaøam tylko by kochana, akceptowana i móc nale e do stada. Wierzyøam jej søowom. Wiedziaøam te , e je li ona mnie nie pokocha, nikt inny tego ju nie zrobi i b d samotna na wieki. Kiedy skonfrontowaøam z tymi faktami mojego psychiatr z dzieci stwa, podaø mi tak wersj „prawdy,” jak oni mu podali. Powiedziaø, e rodzice przedstawili mnie jako dziecko okrutne i przemocowe, które nale y fizycznie powstrzymywa , aby nie katowaøo brata. Søuchaøam tego, przera ona tak faøszywie namalowanym portretem mnie – monstrum ka dego rodzaju, zakaøa rodziny, wyrodek spo ród rodze stwa i rówie ników. Zaburzona. Zepsuta. Zøa. ZZZ... Byøy, byøy w moim yciu chwile, e czuøam si caøkowicie w porz dku. Maj c osiemna cie lat, wyjechaøam do Norwegii na szkoln wymian i zakochaøam si . Mój chøopak zabraø mnie z wizyt do mieszkaj cej niedaleko ciotki, siostry jego ojca. Gdy przyjechali my, ciotka siedziaøa w kuchni, strzyg c wøosy swojej córce. Spytaøa, czy chc , aby i mnie podci , a poniewa dawno nie byøam u fryzjera, zgodziøam si . Po chwili siadøam na stoøku przy stole, przykryta zielonym fartuchem. Mój chøopak kr yø bez zaj cia po pokoju, wertuj c jaki magazyn dla m czyzn, ogl daj c okiennice wymagaj ce naprawy. Z drugiego pokoju dobiegaø po norwesku gøos z telewizji, transmisja sobotniego meczu. Wybiegøam wzrokiem przez otwarte okno w popoøudnie szarzej ce o zachodzie søo ca. Pola bujnej koniczyny podchodziøy pod wzgórza okolone wierkowym lasem. Pobliska ciana skalna wyrastaøa z pl taniny je yn z malinami – liliowego ogrodu czarnych porzeczek, czerwonych porzeczek, agrestu. Na stole przede mn staøa misa z owocami do przesma enia na d em. Ciotka spytaøa mnie jak chc døugo . Wci byøam samo wiadoma je li chodzi o wøosy, ale ten Tor, ta jego ciotka gøaszcz ca i rozczesuj ca moje przekl cie faluj ce si wøosy tak, jakby byøy warte czuøego traktowania – i nagle, bez daj cego si zauwa y powodu, bez søowa ani gestu – nic, tylko ten søodki zapach wie o skoszonej tymotki z gospodarstwa obok, mi kkie poci gni cia grzebieniem, czekaj cy spokojnie Tor, ostry zapach kawy w czajniku dogasaj cym na kuchni, no yczki delikatnie tn ce moje loki wokóø szyi i karku, klik, klik, i nagle wszystko to sprawiøo, e poczuøam si , z braku lepszego søowa, PRAWDZIWA. Wszystko, co skøadaøo si na t chwil , wskazywaøo na czuøo , jakiej nigdy przedtem nie znaøam. Mój chøopak mnie kochaø, jego ciotka przyj øa mnie w swym domu i ch tnie strzygøa mi wøosy. Oni kochali mnie po prostu tylko za to, e jestem. Miøo zø czyøa mnie z t chwil , chwil blisko ci z innymi istotami ludzkimi. Nagle nic nie byøo we mnie zøe. Byøam kochana. Caøy wszech wiat, caøym sob , pozwalaø mi istnie . Takie przerywniki, te chwile bycia w porz dku, nie byøy mo e liczne, ale na przestrzeni ostatnich plus minus dwudziestu lat – przestrzeni oddzielaj cej mnie i moje obecne ycie od kosmosu mojego dzieci stwa i utopionej w nim tamtej mnie – chwile te wydøu aøy si wraz z dystansem do przeszøo ci i stawaøy si cz stsze. Nie jako lawinowo, ale troszk i troszk cz stsze. Z wiekiem zdaøam sobie spraw , e to, jak opisywaø mnie mój dzieci cy psychiatra, nie ró ni si zbytnio od tego, jak sama opisywaøam siebie. Jednak po latach terapii widz , e to jak siebie odbieram nie pasuj do tego, jak ludzie zaczynaj mnie odbiera , gdy mnie ju poznaj . Mój obraz siebie wtr ca innych – wspóøpracowników, szefów, czasem nawet przyjacióø i kochanków – w zam t, zwøaszcza gdy zwykøe, drobne zdarzenie lub bodziec sprawia, e jaki fragment mojej przeszøo ci l duje w tera niejszo ci i eksploduje niej, tak jak to byøo po mierci mojej møodszej siostry. W takich chwilach znajomy diabeø wpija mi szpony w rami i zaczyna szepta do ucha: „jeste zøa, jeste kpin natury; nikt ci nigdy nie pokocha.” Gdy tak powtarza, staj si mniej pewna siebie i cz sto przez dni i tygodnie dryfuj po falach dawnego emocjonalnego koszmaru. Znika ta ja, która jest odpowiedzialna zawodowo, ma autorytet, yje niepoci gaj co i cicho w ród s siadów i przyjacióø, wyprowadza psa, rozmawia, mieje si i czasem nawet pi knie wygl da. Staj si samotnic . Gdy dzwoni przyjaciele i chc si spotka , szukam wymówek z l ku, e zauwa moje nieprzystosowanie i mnie odrzuc . Stale za co przepraszam. Nie milknie w mojej gøowie litania epitetów, kim to nie jestem. Inni widz moj niepewno , lecz nie widz wczepionego w moje rami potwora o zaskorupiaøych, tøustych, niezdolnych do lotu skrzydøach i zardzewiaøym, haczykowatym nosie. Widz tylko, jak si miotam i kurcz w sobie i zaczynaj si zastanawia dlaczego. Nauczyøam si przez te wszystkie lata nie szafowa histori mojego dzieci stwa, gdy ludziom zazwyczaj trudno w ni uwierzy . Kiedy nieopatrznie j opowiadaøam, zdarzaøo si , e osoby, którym ufaøam, pos dzaøy mnie o halucynacje i wymysøy. „Twoi rodzice s filarami spoøecze stwa” – tak przed laty skwitowaøa moje cierpienie jedna z przyjacióøek. „Mo e to wszystko ci si przy niøo?” Obecnie, po dziesi ciu latach maø e stwa i pokojowym rozwodzie, po raz pierwszy od lat yj tylko na swoim. Wynegocjowaøam dla siebie dzier aw . Rachunki za wiatøo i gaz s na moje nazwisko. Ostatniej jesieni wybraøam si na wesele na barce zacumowanej na Hudson u brzegów parku – niedaleko od miejsca, gdzie mieszkam. Muzyka, ta ce, alkohol i tøum ludzi z okolicy: wøa cicielka miejscowej galerii odziana w metry purpurowego tweedu, jej obecny i poprzedni m , ludzie sztuki, biznesu, szef okr gu wyborczego, dziaøacze spoøeczni. Panna møoda i pan møody w otoczeniu dzieci, psów, eni ca si równolegle wøosko-grecka para krewnych, oboje po raz drugi – w sumie czas wygody i wyluzowania. Gapiøam si na wod i Statu Wolno ci. Przez kanaø dziel cy moje brookly skie s siedztwo od Governor's Island holownik wlókø bark zaøadowan kontenerami. Pan møody, czøowiek którego nigdy nie u wiadczyøaby w niczym innym, ni w wytartych niebieskich d insach i lu nym tiszercie, z oøówkiem za jednym uchem, a papierosem za drugim, teraz wystrojony w peøny ekwipunek weselny – kamizelka, spinki, jedwabna szarfa. Podchodzi i obejmuje mnie w nietypowy sposób. „Umieram bez papierosa” – mówi. „Ale nie wypada mi tutaj zapali . Wygl dasz wystrzaøowo.” „Dzi ki,” – mówi swobodnie. Dopiero niedawno zacz øam przyjmowa uznanie i komplementy bez kurczenia si w rodku ani umniejszania si jakim søowem. Rozgl dam si za pann møod . „Gdzie Beatrice?” – pytam. „Nie wiem” – odpowiada patrz c w dal przez zatok , jakby wypatrywaø brakuj cego szkunera. „Powinna tu zaraz by ” – zerka na zegarek. W tej samej chwili rzuca si na niego jasnoblond chøopiec, niemaøych rozmiarów, tak e w peønym weselnym rynsztunku – syn panny møodej z jej pierwszego maø e stwa. „TATA!” – woøa oplataj c r ce na szyi Brad’a. Mam nowego TAT !!” Brad rumieni si i twarz mu si zmienia, a nast pnie zabiera si do zdejmowania oplecionego pasierba z torsu, trzymaj c go serdecznie za r k . „Kompletnie nie wiem, czemu to robi ” – mówi, broni c si przed przyznaniem, e jest szcz liwy. „ eni si z najtrudniejsz kobiet , jaka kiedykolwiek chodziøa po ziemi.” Twarz Travisa poszerza si z wielkiego u miechu. Jego buty z markowej skóry wiec w søo cu jak skrzydøa samolotu. „Wszyscy jeste my trudni” – mówi . „Zaøo si , e i ty nie zawsze trzymasz nerwy na wodzy.” „Mo e i tak, mo e i tak…” – Brad zamy la si na moment. „Do diabøa!”- wyjmuje z kieszeni paczk papierosów i ju zamierza zacz wywód filozoficzny na temat ludzkiej natury – jest z tego znany – gdy nagle kwartet smyczkowy, milcz cy do tej pory na rufie barki, intonuje pierwsze nuty marsza weselnego. „Có ,” – mówi Brad rzucaj c zmi tego papierosa do wody. „Wida nie dane mi jest zapali …” Obejmuje mnie znowu, ale te i Travis, w wyra nym nastroju do przytulania, ciska mnie, by nagle skoczy w stron ko ca molo, gdzie czeka niespokojnie jego mama. Jej ciemne wøosy, uøo one w wyszukan fryzur , opadaj na biel ukwieconej sukni. Po raz pierwszy w yciu czuj si zø czona z tym, gdzie jestem i w czym jestem – zarówno w czasie jaki i przestrzeni. Moje ycie, moja praca, moje towarzystwo. To, gdzie mieszkam i jak yj . Naraz u wiadamiam sobie, e bardzo si zmieniøam. Nic i nikt z zewn trz mnie nie okre la: ani eks-m , ani matka, ani ludzie, dla których pracuj . B d szcz liwa, je li znów spotkam w yciu miøo , ale je li nie spotkam, nie b d si czuøa mniej czøowiecza. Jestem jeszcze jedn osob , która ma sny, marzenia, kaprysy, kr cone loki na gøowie, nienajzdrowsz diet i rozpycha si w zatøoczonych autobusach – która czasem jest szcz liwa, czasem smutna, czasem zaganiana po ród codziennych spraw ycia. Im jestem starsza, tym skuteczniejsz przeciwwag dla traumatycznych zdarze z dzieci stwa mam w moich kumuluj cych si do wiadczeniach. Mam wiele takich dobrych dni, jak ten z møodo ci, z Norwegii. Nosz pami tych chwil i s one dla mnie jak talizmany, które mog wyjmowa gdy tylko poczuj si mocniej odsøoni ta na cios. Jak wszystkie cuda i czary, sprawdzaj si ró nie. W niektórych sytuacjach dziaøaj wybornie, w innych zawodz . Mimo to je nosz , jako dowód nadziei, mo liwo ci, szansy – jako tajemnic , nieuchwytn walut z lepszego wiata. Wiem, e taki istnieje, bo ju tam byøam. Ostatecznie mog nawet y w nim przez pewien czas. A jak szcz cie dopisze, to mo e na zawsze. Alice Miller: Dzi kuj ci ogromnie za ten pi kny, silny i prawdziwy list. Piszesz: „Dryfuj samotnie, zagubiona w amorficznym kosmosie rodziny, rodziny w której nie to, e robiøam zøe rzeczy, ale byøam samym zøem. Nie to, e zdarzaøy mi si pomyøki, ale byøam jedn wielk pomyøk .” Nie, ty NIE byøa zøem ani pomyøk . Ty jeste cudown , bardzo utalentowan pisark i uczciwym, odwa nym czøowiekiem. To twoja rodzina byøa zøem i pomyøk , a co wi cej – kryminalnym przest pstwem. My l , e musisz opublikowa swoj histori , ale umiem wyobrazi sobie, dlaczego ludzie tak boj si jej opublikowania. Przypomina im ona ich wøasne historie dzieci stwa, z którymi nie o mielaj si spotka . Miaøam z wydawcami podobne do wiadczenia. Wprawdzie wiele moich ksi ek wykupiono i wydano w ró nych krajach, ale w niektórych wydawnictwa pøaciøy mi za prawa autorskie, a potem zwlekaøy przez ponad dziesi lat, by ostatecznie nigdy tych ksi ek nie wydrukowa i zablokowa ich druk, gdy nie zwracaøy ani nie odsprzedawaøy tych praw. Mo esz przesøa swój r kopis do Roberta Weila, wydawcy Horton z Nowego Jorku. Spodziewam si , e on b dzie miaø tyle odwagi, na ile zasøuguje twoja ksi ka, by ludzie mogli j w peøni doceni . Odwaga potrzebna jest te tobie samej, aby mogøa wyj z tego dawnego gabinetu i powiedzie rodzicom: „Nie zamierzam dzieli si z wami moj prawd . Nienawidz was za to, co mi zrobili cie i nie jestem wam winna adnych køamstw o miøo ci mi dzy nami. Nigdy.” ycz ci wszystkiego najlepszego Barbara Rogers. Wyobra enie tej maøej dziewczynki, bitej przez oboje rodziców w zimnym ojcowskim gabinecie, byøo dla mnie szokuj ce i bolesne. Wyrastaøa w piekle nienawi ci kierowanej przeciw bezsilnej, bezbronnej istotce w agonalnym cierpieniu – w piekle, którego nikt nie chciaø nawet zauwa y . Nawet w yciu dorosøym musiaøa wci znosi zmow milczenia, ukrywaj c prawd o torturach jakie zadawano tobie i tak wielu innym dzieciom. Dzi kuj ci, e tak wzruszaj co opisaøa rzeczywisto horroru twojego dzieci stwa i e ogøaszasz t prawd . Suppressed rage Saturday March 06, 2010 Dr. Miller, I want to thank you for your brave work. I first read �Drama of the Gifted Child� over twenty years ago and have read every book of yours since. I visit your website to read new letters and your responses. I want to thank you for emphasizing the necessity to FEEL rage and anger. You consistently write about this. I now see why this is so. Over the past year, I have learned to welcome my anger and rage more than I ever could before. I have begun to fully feel the stored rage from my childhood, which brings vital lessons for me. My memories, sometimes with clarity, return with the force of truth. This is happening thanks to your direction. The feeling of my past rage is essential to reclaiming my life. Lately my rage has uncovered a new source: my mother�s involvement in childhood mistreatment. In my childhood, physical punishment came from my father. When he came home from work, and had gotten a complaint from our mother, he would usually take off his leather belt and use it on our behinds (I am one of six children). This usually occurred after we were warned by our mother. She would be upset or impatient with our behavior. She would tell us, �just wait until your father comes home,� and when he did, at some point he would punish one, or several of us, for actions we had forgotten � but which our mother claimed we deserved punishment from our father. We often had no idea why we deserved this punishment! We were just kids. But he listened to our mother and we knew what would happen. When he was told whatever violation we commited � who knows, maybe not listening to her or acting out with nothing more than the boundless enthusiasm of six children playing in one small house � the father would punish us with his belt. It was terrifying. But he was a coward for doing so. He was out of touch with his life and his stored rage, and during the belt whipping he passed his rage and hurt from his life unto us. That he punished us was itself wicked, it was never justified, but it happened. What was especially scary was his rage, the redness of his face, and the emotional strength behind his use of the belt. I have a series of images I clearly remember that were parts of a ritualized routine. I really want to emphasize the aspect of the mother�s involvement, which I never fully realized in my past recollections or ineffective work with the occasional therapist. I had completely forgotten how my mother could guarantee the punishment from my father. Such power she had and wielded! This insight of my mother�s involvement is a revolutionary breakthrough for me. It was obvious that the physical act of punishment came from the father, but my mother�s involvement was critical in the scheme of punishment. With great irony and hypocrisy, our mother, who initiated the punishment, became the one we then went to for comfort after we got belted. What a closed circle! And the siblings, as adults, close ranks and perpetuate various myths and denial to protect either one, or both, of the parents. No wonder children get trapped � everything reinforces itself. And in our family the mother is immune from criticism or accountability, and so is the father with most of the siblings and cousins. Only because I have learned from you to RESPECT and FEEL both MY RAGE and MY ANGER that I have allowed this insight to reveal itself. I am 50 years old. I have worked since my adolescence to build my insight, to build my sense of what Socrates instructed, �to know thyself,� and to continue to grow and learn. But I must say that the wisdom you impart in all of your work is the most valuable material being written today. Your guidance to FEEL one�s rage and anger is an antidote vitally necessary for anyone who wants to grow and reclaim a childhood of neglect, or mistreatment, or abuse. And for me that rage now includes the anger against the mother. It feels transgressive because protection and blind honor to the idea of mother and father is so strong. But mine is real rage, true and legitimate. No matter that it is focused properly at my mother; it is extremely liberating to feel it. It takes courage and patience and persistence to heal and allow true feelings to emerge from hiding. If not for you, Dr. Miller, I would not have gotten this far. Thank you. PJ.� AM: Thank you for your letter. It might seem very easy to give this advice (feel your repressed rage) but you know now how hard it is to eventually feel what you tried not to feel over 50 years. I am glad that you succeeded and feel liberated. The weight of denied feelings can be gigantic and very destructive.