górnoślązak - Związek Górnośląski
Transkrypt
górnoślązak - Związek Górnośląski
GÓRNOŚLĄZAK Gazeta Związku Górnośląskiego MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY SIERPIEŃ – WRZESIEŃ NR 8-9 (9) /2015 ISSN 2391‒5331 Pielgrzymka kobiet do Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich W tym roku obchodzony jest Jubileusz 90-lecia koronacji obrazu Matki Bożej Piekarskiej. Wystrojone w nasze piękne stroje regionalne wzięłyśmy udział nie tylko w niedzielnej uroczystości na piekarskim wzgórzu, ale także w czasie obchodów jubileuszowych. Ponieważ w polskiej tradycji ludowej uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nazywano świętem Matki Bożej Zielnej, dlatego członkinie piekarskiego Koła Związku Fot. Magda Lubecka Górnośląskiego Helena Leśniowska i Anna Skrzypiec przygotowały, jako dar ołtarza na niedzielną pielgrzymkę, świecę udekorowaną plonami ziemi – barwionymi ziarnami roślin i kłosami zbóż. Świecę delegacja kobiet Związku Górnośląskiego wręczyła Arcybiskupowi. Natomiast Gerard Skrzypiec upiekł bochen chleba, który przekazany został w czasie pielgrzymki przez Zespół Szkół Katolickich. GÓRNOŚLĄZAK 3 www.zg.org.pl Nowe władze Związku Górnośląskiego 11 lipca br. w gmachu Siemianowickiego Centrum Kultury – Park Tradycji w Siemianowicach Śląskich obradował Kongres Nadzwyczajny Związku Górnośląskiego. Delegaci wybrali nowego Prezesa Związku Górnośląskiego. Został nim Grzegorz Franki, dotychczasowy Wiceprezes Zarządu Głównego, a jednocześnie rzecznik prasowy i redaktor naczelny „Górnoślązaka”. Grzegorz Franki ma 45 lat. Mieszka w Michałkowicach i z nich pochodzi. Należy do Koła Katowice-Śródmieście. Podczas Kongresu uzupełniono także skład Zarządu Głównego. Nowymi Członkami tego gremium zostali: Halina Wróbel – skarbnik w Kole Katowice-Kostuchna, Jan Szulik – wiceprezes Koła Zabrze, Jakub Wyciślik – wiceprezes Koła Ruda Śląska-Kochłowice oraz Tomasz Kowalski – członek Koła Mysłowice-Brzezinka, który będzie najmłodszym (ma 19 lat) członkiem Zarządu. To jeszcze nie koniec zmian, jakich dokonano w lipcu tego roku. Na posiedzeniu Zarządu Głównego w dn. 21 lipca wybrany został nowy Wiceprezes Związku Górnośląskiego. Został nim Jan Szulik. Wiceprezes Szulik zastąpił na tym stanowisku wybranego Prezesem Związku Grzegorza Franki. Członkowie Zarządu zdecydowali także o powierzeniu funkcji skarbnika Halinie Wróbel z Koła Katowice-Kostuchna. Nowe władze Związku na zdjęciu od dołu od lewej: Tomasz Kowalski – Członek Zarządu Głównego ds. informacji i komunikacji oraz kontaktów z młodzieżą, odpowiedzialny za sprzęt elektroniczny; Grzegorz Franki – Prezes Związku Górnośląskiego, odpowiedzialny m.in. za kontakt z mediami, kontrolę nad finansami stowarzyszenia; dr Waldemar Szendera – Członek Zarządu Głównego ds. współpracy z Radą Górnośląską i Radą Związku; dr Łucja Staniczkowa – Wiceprezes Zarządu Głównego, odpowiedzialna m.in. za edukację regionalną, „Górnoślązaka”, Dom Śląski; Jakub Wyciślik – Członek Zarządu Głównego ds. ekonomicznych; Jan Szulik – Wiceprezes Zarządu Głównego, odpowiedzialny m.in. za sprawy ekonomiczne Związku i współpracę z samorządami; Halina Wróbel – Skarbnik Zarządu Głównego, odpowiedzialna za sprawy finansowe; Irena Krząkała – Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej Związku Górnośląskiego; Bernard Uszok – Sekretarz Zarządu Głównego, odpowiedzialny m.in. za pracę biura Związku Górnośląskiego; Krzysztof Kowalski – Członek Zarządu ds. pocztów sztandarowych i ceremoniału, odpowiedzialny za dystrybucję „Górnoślązaka” i sprawy gospodarcze; Andrzej Malisz – Członek Zarządu Głównego ds. techniczno-gospodarczych i zarządzania budynkiem siedziby Związku; Jerzy Szafranowicz – Członek Zarządu Głównego ds. współpracy z samorządami, odpowiedzialny także za sprawy ekonomiczne; Andrzej Stania – Członek Zarządu Głównego, odpowiedzialny za kontakt z Kołami i reprezentowanie Związku. Nowym władzom naszego stowarzyszenia życzymy powodzenia w pełnieniu ich służby na rzecz Związku i całej górnośląskiej społeczności. Szczęść Boże! ■ Szanownemu Koledze Grzegorzowi Franki – Redaktorowi Naczelnemu „Górnoślązaka” – w związku z wyborem na Prezesa Związku Górnośląskiego składamy serdeczne gratulacje i życzymy wszelkiej pomyślności, spełnienia i radości z czekających Go obowiązków. Szczęść Boże! Redakcja Związek Górnośląski wynajmie reprezentacyjne pomieszczenia idealne na kancelarie prawnicze, działalność kulturalną i biurową wraz z zapleczem magazynowym i administracyjnym w stylowej willi przy ul. Stalmacha 17. Gwarantowane miejsca parkingowe. Ceny korzystne, do negocjacji. [email protected] 4 GÓRNOŚLĄZAK Związek Górnośląski otwiera się na każdego i będzie łączyć W imieniu redakcji witam serdecznie na łamach pierwszego powakacyjnego numeru „Górnoślązaka”. Tym wydaniem inaugurujemy drugi rok istnienia naszego czasopisma. Cieszymy się, że nasz miesięcznik zdobył już spore grono stałych Czytelników, które – mamy nadzieję – jeszcze się powiększy. Zapraszamy do lektury zarówno stałych rubryk, jak i pozostałych artykułów. „Górnoślązak” to nie tylko kronika Związku Górnośląskiego. W naszej gazecie staramy się pisać o tym, czym żyje Górny Śląsk. Ten numer poświęcony jest przedsiębiorczości rodzinnej, która w naszym regionie ma długą historię. Mam nadzieję, że w ten sposób przyczynimy się do promocji tej ważnej gałęzi gospodarki, która zapewnia byt setek tysięcy śląskich rodzin. Szczególnej uwadze polecam stanowisko Związku Górnośląskiego w sprawie tegorocznych wyborów do Sejmu i Senatu. Tłumaczymy w nim między innymi, dlaczego nie możemy poprzeć inicjatywy wspólnego startu w tych wyborach Ślązaków i mniejszości niemieckiej. 11 lipca br. w Michałkowicach obradował Kongres Nadzwyczajny naszej organizacji. Zdecydowana większość delegatów wybrała mnie prezesem Związku Górnośląskiego. To dla mnie ogromny zaszczyt i równie wielkie wyzwanie. Przyrzekam, że będę godnie reprezentował nasze stowarzyszenie oraz zarządzał nim w sposób rzetelny, praworządny i w zgodzie z naszym statutem i deklaracją programową. Obiecuję, że Związek Górnośląski będzie silny, a także jeszcze bardziej widoczny i znaczący w przestrzeni publicznej Śląska. Dziś znowu otwieramy się na każdego, kto czuje się uczuciowo związany z Górnym Śląskiem i traktuje ten region jako miejsce życia dla siebie, swoich dzieci i przyszłych pokoleń – każdego, kto może powiedzieć i potwierdzić swoją postawą społeczną: „To jest moja ziemia”. Zapraszamy w szeregi Związku Górnośląskiego wszystkich, którzy wraz z nami chcą pielęgnować śląskie tradycje i wartości oraz wpływać na dalsze losy naszej małej ojczyzny. Dobrą okazją do rozpoczęcia szerokiej dyskusji o przyszłości Związku Górnośląskiego i naszych działań na rzecz regionu będzie spotkanie Rodziny Górnośląskiej, które odbędzie się 19 września br. na Górze Świętej Anny. Na tę imprezę zapraszam założycieli Związku Górnośląskiego, moich poprzedników na stanowisku prezesa, członków honorowych oraz laureatów Nagrody im. Wojciecha Korfantego. Zapraszam wszystkich Czytelników! Także łamy „Górnoślązaka” będą miejscem rozmów o problemach Śląska i pomysłach na ich rozwiązywanie. Będziemy się tu łączyć wokół tego, co jest dla nas wspólne i najważniejsze. ■ Szczęść Boże! Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego Na okładce: Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach. Położone w Strefie Kultury, otwarte w 2015 r. Od 12 do 14 października br. odbędzie się w nim V Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw, o którym piszemy w tym numerze. Fot. Dawid Fik. www.zg.org.pl W numerze: V Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw Zaproszenie na Kongres | s. 5‒6 Rozmowa z prof. Janem Klimkiem | s. 7‒12 Kalejdoskop firm rodzinnych | s. 8‒11, 16‒17 Rozmowa z Prezesem RIG Tadeuszem Donocikiem, organizatorem Kongresu | s. 13‒16 Ponadto… Nowe władze Związku Górnośląskiego | s. 3 Recenzja: Prōmytojs przibity Z. Kadłubka | s. 27 Dyskusja o Śląsku: Grzegorz Franki | s. 28‒29 Magia Nikiszowca | s. 31‒32 oraz rubryki stałe… Fotoreportaż: Pielgrzymka do Piekar | s. 2 Po słowie, po dwa: Kołodziej, Ziętek | s. 18 Z życia Związku | s. 19‒24 Śląskie portrety historyczne: Fitznerów dwóch | s. 24‒25 Komentarz „Górnoślązaka”: Podwójna tożsamość Opola? | s. 26 Emma | s. 27 Chadecki głos Górnoślązaka | s. 33 Śląskie larmo | s. 34 Wydawca: Związek Górnośląski www.zg.org.pl Redaguje zespół: Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Krzysztof E. Kraus (sekretarz redakcji), Łucja Staniczkowa. Stali współpracownicy: Sławomir Jarzyna, Bogdan Kasprowicz, Rafał Kula, Kamil Nowak, Przemysław Stanios, Andrzej Stefański, Anita Witek. Zdjęcia: Dawid Fik, Ilona RaczyńskaCiszak, Sebastian Świerczyński. Korekta: Dominika Kraus. Adres redakcji: 40‒058 Katowice, ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25 • [email protected] Dział reklamy: [email protected] DTP: Kazimierz Leja • [email protected] Druk: Drukarnia im. Karola Miarki 43‒190 Mikołów, ul. Żwirki i Wigury 1 tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.pl ISSN 2391‒5331 www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK 5 Ciekawe panele dyskusyjne, wybitni eksperci, bezpłatny udział – przed nami V Europejski Kongres MŚP w Katowicach! P iąta edycja kongresu zostanie zorganizowana w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach w dniach 12-14 października. Organizatorzy przygotowali ponad 50 paneli dyskusyjnych realizowanych w ramach 6 ścieżek tematycznych. Będą się one wyróżniały interdyscyplinarnością oraz problemowym podejściem do sytuacji przedsiębiorców z sektora MŚP. Udzielone porady będą miały wymiar nie tylko teoretyczny, ale także praktyczny. Do udziału zaproszono wielu wybitnych ekspertów, m.in. w zakresie gospodarki, edukacji, medycyny, marketingu, rachunkowości i finansów. Prowadzenie działalności gospodarczej wiąże się z wieloma ryzykownymi sytuacjami i stresem. Eksperci doradzą między innymi, jak zaradzić niewypłacalności kontrahenta; opowiedzą także o arbitrażu jako efektywnym i nowoczesnym sposobie rozwiązania sporów. Utrata informacji biznesowych i danych osobowych? To problem, który może narazić firmę na straty. Na sesji pojawią się m.in. liderzy biznesu, którzy zdradzą uczestnikom, jak osiągnąć sukces oraz jak doskonalić swoje przywództwo. Natomiast na ścieżce tematycznej „Innowacyjny Region, Inteligentne Miasto, Konkurencyjny Region” pojawi się mnóstwo paneli dotyczących innowacyjnych rozwiązań dla firm. Eksperci pomogą przedsiębiorcom zapoznać się m.in. z modnymi dziś nanotechnologiami, z tworzeniem i rozwojem klastrów czy współczesnymi wyzwaniami telemedycyny. Z kolei zapoznanie się z ekoinnowacyjnym tematem o odnawialnych źródłach energii pomoże zaoszczędzić oraz poprawić wizerunek firmy. Celem Kongresu jest także zachęcenie przedsiębiorców do podejmowania szeroko rozumianego współdziałania. Jest ono warunkiem rozwoju firmy i wzrostu jej konkurencyjności. W tym celu zostały zorganizowane panele dyskusyjne o przełamywaniu barier i otwarciu się na współpracę z samorządami, urzędami pracy, dużymi firmami, światem nauki, kultury i edukacji. Na szereg wskazówek mogą liczyć firmy rodzinne, przedsiębiorcy z terenów wiejskich czy osoby niepełnosprawne. Również na zainteresowanych współpracą międzynarodową czekać będą zagadnienia dotyczące m.in. rynku amerykańskiego, miejskich technologii i inteligentnych domów w Austrii, czołowych partnerów biznesowych Polski, Czech i Słowacji czy prowadzenia interesów z Rosją, a także wieloma innymi krajami. Tegoroczny Kongres otwarty będzie również dla studentów. Specjalnie dla osób młodych zorganizowano spotkania z liderami świata polityki i gospodarki, które odbędą się 2. i 3. dnia Kongresu. Każde spotkanie realizowane jest w formule 25/25 (25 min. prelekcji i 25 min. na dyskusję), co umożliwi wymianę poglądów między zaproszonymi gośćmi a uczestnikami. Serdecznie zachęcamy do udziału wszystkich przedsiębiorców, a także osoby planujące założyć firmę i studentów. Wydarzenie odbędzie się pod hasłem „Nauka – Biznes – Samorząd. RAZEM DLA GOSPODARKI” i jak co roku towarzyszyć mu będą Targi Usług i Produktów dla MŚP BIZNES EXPO oraz Program „Samorząd, który wspiera MŚP”. Targi BIZNES EXPO to jedyne tego typu wydarzenie dla małych i średnich przedsiębiorstw, podczas którego uczestnicy otrzymają ogromną dawkę inspirujących debat, prezentacji, praktycznej wiedzy, zabawy i konkretnych korzyści biznesowych. W ramach projektu „Targowa Wyspa Wiedzy” przedsiębiorcy będą mieli okazję uzyskać bezpłatne porady od specjalistów różnych dziedzin. Z kolei z myślą o wchodzących na rynek zorganizowano „Wyspę dla Studenta”, która jest szansą określenia własnego potencjału pod okiem trenera, przekonania do siebie innych poprzez Speed Interview czy zapytania o oferty pracy, stażu, praktyk i certyfikowanych szkoleń. Nie zabraknie również atrakcji dla lubiących ryzyko i dobrą zabawę – zachęcamy do udziału w turnieju Mana Game, czyli strategicznej gry biznesowej! Honorowy Patronat nad wydarzeniem objęła Komisja Europejska, a Wysoki Patronat – Parlament Europejski. Wydarzenie jest współfinansowane z budżetu samorządu Województwa Śląskiego. Darmowa rejestracja uczestników oraz ramowy program dostępne są na stronie www.ekmsp.eu. 6 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl SESJA INAUGURACYJNA SESJA SEJMIKU WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO INNOWACYJNA FIRMA, INTELIGENTNE MIASTO, KONKURENCYJNY REGION Energetyka prosumencka czy obywatelska? | Do innowacji jeden krok…, czyli jak poprawić zdolność konkurencyjną firmy sektora MŚP | Inwestycje w unikalne rozwiązania. Środki publiczne na innowacje 2014-2020 | Dialog i partnerska współpraca między samorządami a MŚP | Jak uzdrowić system ochrony zdrowia? | Medycyna przyszłości | Rozwój klastrów - TAK! Tylko jak? | Zawodowe znaczy lepsze – formalna i pozaformalna edukacja zawodowa warunkiem rozwoju MŚP | Urzędy pracy partnerem MŚP | Możliwości rozwoju MŚP w obszarze innowacyjnych technologii na przykładzie branży lotniczej | Regiony europejskie – konkurencja czy współpraca? | Bezpieczna infrastruktura transportowa dla gospodarki. Rozwój czy hamulec dla przedsiębiorczości? | Przyszłość transportu wodnego w Polsce i w UE | Jak zarobić na wolnym czasie – MŚP w branży turystycznej | Przedsiębiorczość na obszarach wiejskich – aktualne wyzwania i kierunki rozwoju | Współczesne wyzwania telemedycyny – prawo, ekonomia, zdrowie | Nanotechnologie i nanomateriały narzędziem rozwoju MŚP | Gry komputerowe i multimedia | Zagospodarowanie nieruchomości w formule PPP w dobie stagnacji na rynku | Energia dla polskiej gospodarki – teraźniejszość i przyszłość – nowe technologie i rozwiązania OPTYMALIZACJA W BIZNESIE Zarządzanie Małymi i Średnimi Przedsiębiorstwami | Efektywność energetyczna i odnawialne źródła energii dla nowoczesnego przedsiębiorcy | Lepiej zapobiegać niż leczyć, czyli jak zabezpieczyć firmę przed niewypłacalnością kontrahenta? | Pieniądze idą za pomysłami – mit czy rzeczywistość? MŚP kontra rynek kapitałowy | Dlaczego leasing, a nie kredyt? Jak zadbać o bezpieczeństwo klienta w czasach niepewności gospodarczej | Ewolucja czy rewolucja – nowe technologie w służbie marketingu | Rozwiąż spór z kontrahentem w efektywny i nowoczesny sposób | Zmiany przepisów Ordynacji Podatkowej | Spory gospodarcze – sposób na sukces | Co dalej z moją dojrzałą firmą – sprzedaż, giełda, sukcesja a może inna droga? Praktyczny poradnik dla udziałowców i akcjonariuszy | Innowacyjność w ochronie informacji biznesowych i danych osobowych szansą na rozwój sektora MŚP | Pasja + biznes = sukces! | Wysokie standardy rachunkowości siłą wspomagającą innowacyjność w sektorze MŚP | Jak pozyskać dofinansowanie na działania służące poprawie bezpieczeństwa pracy w MŚP? Warsztaty prowadzone przez Ekspertów ZUS | Rating w MŚP PRZYWÓDZTWO – STRATEGIA – DIALOG Kryzys przywództwa? Jakich liderów potrzebuje Polska i Europa? | Dialog jako metoda rozwiązywania konfliktów pracowniczych PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ NIEJEDNO MA IMIĘ Małe firmy driverem gospodarki kreatywnej – Warsztat Górnośląskiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości w Chorzowie | Firmy Rodzinne | Biznes i Rodzina. Pułapki na drodze długowieczności | Osoby niepełnosprawne na rynku pracy KIERUNEK – ŚWIAT! (MIĘDZYNARODOWA WSPÓŁPRACA GOSPODARCZA PRZEDSIĘBIORSTW) USA – nowy kierunek dla MŚP – stan negocjacji TTIP | „Sukces biznesowy w Austrii – Szanse dla Polskich inwestorów” | Miejskie technologie i inteligentne miasta – Prognozy dla wdrożenia projektu w Polsce przy pomocy funduszy unijnych | Czechy-Polska-Słowacja – rozwój infrastruktury transportowej – nowa perspektywa dla MŚP | Chorwacja-Polska – przykład budowania relacji bilateralnych w Europie | Euroazjatycka Unia Gospodarcza – alternatywa dla Unii Europejskiej? | Gdzie polski przedsiębiorca znajdzie pieniądze na wsparcie działań zagranicą? | Współpraca gospodarcza Europa – Wschód | Spotkania B2B | Spotkania F2F | Dyplomacja w służbie MŚP | „Turcja – gospodarcze wrota na Bliski Wschód i Zakaukazie” EU-US YOUNG ENTREPRENEURS SUMMIT KATOWICE 2015 Zjazd delegatów organizacji członkowskich Europejskiej Konfederacji Młodych Przedsiębiorców w Brukseli | Okrągły stół dot. wpływu porozumienia o strefie wolnego handlu (TTIP) pomiędzy UE i USA na młodych przedsiębiorców | Szkolnictwo a przedsiębiorczość | Gdzie jesteśmy? Ekosystem startupowy w Polsce na tle Europy i Stanów Zjednoczonych | Młody Przedsiębiorca w Polsce i Europie | Akademia Marketingu i Sprzedaży cz. I „Twój klient – online, czyli social media w służbie sprzedaży” | Akademia Marketingu i Sprzedaży cz. II „Monitorowanie sieci – kształtowanie wizerunku firmy w internecie” | Akademia Marketingu i Sprzedaży cz. III „Twój własny sklep online – sprzedażowa moc internetu” | Finał Ogólnopolskiego Konkursu Młody Przedsiębiorca 2015 FUTURE ENTREPRENEURS 2015 WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE VII Śląskie Forum Inwestycji, Budownictwa I Nieruchomości | Koncert „Business on the Rocks” – Organizator i Mecenas koncertu: TÜV Nord Polska Sp. z o.o. | Koncert z okazji 25-lecia RIG w Katowicach – Organizator: RIG w Katowicach | VIVA LATINO – wieczór z muzyką na żywo oraz pokazem tańców latynoskich – Organizator: Agencja Artystyczna Go4Party Grzegorz Jaworski | Zwiedzanie Kopalni Soli „Wieliczka” – Organizator: Kopalnia Soli „Wieliczka” | Spotkanie w Zabytkowej Kopalni GUIDO w Zabrzu – Organizator: RIG w Katowicach | Zwiedzanie dzielnicy Katowic Giszowiec i Nikiszowiec – Organizator: RIG w Katowicach | Poznaj 3S Data Center – Organizator: Grupa 3S GÓRNOŚLĄZAK 7 www.zg.org.pl Europejski Kongres MŚP Z czasów dla nas ważnych najistotniejszy jest teraźniejszy O sztuce wyboru, firmach rodzinnych i najlepszym miejscu do życia z Profesorem Janem Klimkiem, Prezesem Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach w ekskluzywnym wywiadzie rozmawia Ilona Urbańczyk Ilona Urbańczyk: Katowicka Izba Rzemieślnicza jest najstarszą i największą organizacją samorządu gospodarczego w regionie. Znajduje się w czołówce polskich organizacji realizujących projekty finansowane ze środków Unii Europejskiej. Organizuje zarówno doroczne Wielkie Gale, jak i pokazy mody. Wielokrotnie gościła zespół „Śląsk”. Jest Pan Prezesem Izby już 21 lat. Jak wyglądała droga, którą wspólnie przeszliście? Prof. Jan Klimek: Mam to szczęście, że przychodziłem do Izby w okresie transformacji. Skończył się rok 1989. Zaczął się bardzo ciężki okres dla wszystkich. Prowadziłem już wówczas własną firmę. Myślę, że nie byłoby dzisiaj tylu firm, tych niemal 8 milionów ludzi zatrudnionych w małych i średnich przedsiębiorstwach, gdyby nie rzemiosło. W 1989 roku na 800 tys. firm w Polsce, 600 tys. to były zakłady rzemieślnicze. Można rzec, że polska gospodarka wyrosła na małym biznesie, na rzemieślnikach, którzy zapłacili za to wielką cenę. Któż jej wówczas nie zapłacił… Istotnie, nikt nie był przygotowany. Nikt nigdy nie przechodził czegoś takiego jak my. Po latach gospodarki centralnie zarządzanej przechodziliśmy na gospodarkę rynkową. Pamiętam, jak tłumaczyłem żonie, że nagle znikną nawet wielopokoleniowe firmy z tradycjami. Nikomu się to w głowie nie mieściło. Nasza Izba miała wówczas 26 tys. zakładów zrzeszonych obligatoryjnie, dzisiaj jest nas 8 tysięcy. Szkoliliśmy blisko 20 tys. uczniów, dzisiaj szkolimy 4-5 tysięcy. To był duży kryzys. Wszyscy doznaliśmy szoku. A pracownicy Izby? Pracownicy Izby przeżyli jeszcze chyba większy szok niż rzemieślnicy. Na początku pracowało nas tu prawie siedemdziesięciu. Powoli wykruszał się Zarząd, ubywało pracowników. Zatem Izba również przeszła swoistą transformację? Tak, kryzys dosięgnął też samą Izbę. Nowy model zakładał konkurencję. Ponieważ nie było już obowiązku zrzeszenia się, kto chciał, mógł odejść. Zaczęła się walka o klienta. Musieliśmy pokazać się z innej strony, postawić na młode kadry. Trudno było nam to zrobić, bo wcale nie mieliśmy powodów do radości z powodu kilku ustaw. Zaczęto odciągać od nas młodzież. Wpajano młodym ludziom, że najlepiej zrobić maturę i iść na studia. Rzemiosło stało się passé. Wprowadzono licea profilowane, którym byliśmy przeciwni. Okazały się nieszczęściem. Likwidacja szkół zawodowych niosła ze sobą też inne konsekwencje? Chciano ze wszystkich zrobić naukowców, nie patrząc na to, że nie wszyscy się do tego nadają. Potem się z tego wycofano. Za późno. Zamiast wyłuskiwać talenty, stworzyliśmy pokolenie sfrustrowanych, młodych ludzi, których rodzice byli przekonani, że jak zapłacili za szkołę, to pracę muszą znaleźć. Potem się okazało, że ich umiejętności na rynku pracy niczego nie dają i zaczęli czuć się niepotrzebni. Zaczęły się wyjazdy. Tak pozbyliśmy się tych, którzy dziś na rynku rzeczywiście byliby niczym perły. Perły, talenty… Co to jest w ogóle talent? Talent to około 10-12 tysięcy godzin nauki. To około 10 lat pracy. Sam talent nie wystarcza. Trzeba się rozwijać i ciężko pracować. Europa właśnie powraca do poszukiwania talentów. Dzisiaj w Polsce 37 proc., a w Europie 23 proc. firm poszukuje talentów. Wiele talentów nam uciekło. I wciąż ucieka. Trzeba umieć je znaleźć i zatrzymać u nas. Jak to zrobić? Powiedzmy, że uda się je dostrzec na olimpiadach zawodowych, różnych konkursach. Widzimy, że jest ta grajfka do czegoś, ale co dalej? Jeśli chodzi o szkoły zawodowe, to te talenty, które myśmy wyłowili, najczęściej zakładały swoje firmy. Obserwowaliśmy ich. Przytrzymywaliśmy u Mistrza. W sumie ja sam byłem takim uczniem. Terminowałem w „Kryształowej” [modna katowicka restauracja – przyp. red.]. Zacząłem w wieku 14 lat i pracowałem tam dziewięć lat. W wieku 19 lat zostałem Mistrzem Polski i Drugim Wicemistrzem Europy. Byłem jakimś talentem, gdzieś mnie tam dostrzeżono. Mając 22 lata, otworzyłem firmę. Wziąłem kredyt w wysokości dwóch fiatów, a jak ktoś wówczas miał fiata, to już było coś. To było duże ryzyko, ale generalnie biznes to zawsze jakieś ryzyko. Młodzi ludzie chcą dziś zakładać własne firmy, czy może okoliczności nie sprzyjają takim decyzjom? 10 lat temu 75 proc. młodych ludzi studiujących w SGH chciało otworzyć swoje firmy. Teraz 20 proc. chce, a 80 proc. chce iść do korporacji. Zmienił się punkt widzenia. Ten świat – korporacji, biznesu – wydaje się im dziś bezpieczniejszy, łatwiejszy. Owszem, są tacy, co już na studiach zakładają firmy, jednak badania pokazują, że korporacje bardziej przyciągają. Z socjologicznego punktu widzenia to tam jest środowisko młodego człowieka. Tam się dobrze czuje, bo tam są inni młodzi ludzie. ➧ 8 GÓRNOŚLĄZAK ➧ Nie jest sam? Tak. Tam są koleżanki, koledzy. To jest takie „Pokolenie X”, a nawet „Y”. Z nimi się ciężko pracuje. Dzisiaj wyłonienie takiego talentu to jest sprawa o tyle trudniejsza, że ten talent to ktoś niepokorny, ktoś, kto myśli absolutnie inaczej niż my. Nie jest gotowy do przychodzenia do pracy o 7.30 i wychodzenia z niej o 15.30. Jak go ubezwłasnowolnimy swoimi nakazami, to on się już nie nada. Ten człowiek jest absolutnie z innego świata. I czasami ciężko znaleźć z nim wspólny język. Z drugiej strony są to często ludzie dla firmy nieodzowni. Trzeba im dać wolną rękę, niech sobie czasami zrobią home office. Kiedyś ktoś, kto przepracował na kopalni 25 lat i dostał zegarek, to był dumny, że przepracował tam całe swoje życie. A dzisiaj? Młody człowiek wiele razy zmienia miejsce pracy. I dobrze, bo co firma, to inna kultura, inne środowisko, a to umożliwia rozwój. Czy wobec tego zmienia się model pracy? Zmienia się w ogóle rynek pracy i zmieni się jeszcze bardziej. Dzisiaj wszyscy walczymy o pracę, wielu polityków zabiega o tworzenie miejsc pracy. Według mnie to jest fałszywe pojęcie. W moim przekonaniu za 15-20 lat praca będzie przywilejem. I to dużym. Skoro praca będzie przywilejem, to dla kogo ona będzie? Właśnie dla osób nieprzeciętnych. Talentów, których myślenie charakteryzuje innowacyjność i predykcja, czyli przewidywanie przyszłości. W moim przekonaniu praca będzie bardzo wysublimowana. Już widzimy, że tej pracy jest coraz mniej. Wprowadza się sto tysięcy robotów, prawda? To co z nami będzie? Będziemy musieli sobie inaczej życie ułożyć. Część z nas niekoniecznie będzie pracować tak, jak dzisiaj. Na przykład w Szwajcarii już niedługo poczta będzie dostarczana dronem. To jest kwestia czasu. Już dziś działają hotele bez obsługi. Nie ma z kim się przywitać. To pewien proces, który czy tego chcemy, czy też nie, nabiera tempa. Szacuje się, że w najbliższym czasie, za jakieś 5-8 lat, około 50 milionów ludzi zmieni miejsce zamieszkania z powodu zagrożeń w miejscu, w którym mieszkają. Według obecnych badań około miliona młodych ludzi z „krajów trzecich” chce uciekać i Polska jest też w ich zasięgu. Wróćmy do teraźniejszości. Co odegrało rolę koła napędowego dla sukcesów Izby? Mieliśmy szczęście, bo właśnie w latach 90., kiedy byłem tu wiceprezesem, weszliśmy w projekt polsko-szwajcarski, jako jedna z trzech organizacji w Polsce. Pamiętam, jak niektórzy moi koledzy, starsi już, nie umieli uwierzyć, że ktoś nam chce pomóc. Nie chodziło o pieniądze. One same nie wystarczą. Trzeba było wiedzieć, jak działać. Dostaliśmy po prostu know-how. Zaczęliśmy się uczyć nowego podejścia do rynku. Najpierw samych siebie, a potem innych. Po 10 latach projekt się zakończył. Wiedza została? Zdecydowanie. W naszej Izbie, jako pierwsi w Polsce, na wzór Szwajcarów nagradzaliśmy firmy z jakością. Moim pomysłem było stworzenie nagród: RZEMIEŚLNIKA www.zg.org.pl Jakość i niezależność Z Krzysztofem Poloczkiem, właścicielem firmy Piekarstwo-Ciastkarstwo Handel Krzysztof Poloczek, oraz jego żoną Barbarą Poloczek rozmawia Łucja Staniczkowa Łucja Staniczkowa: Jak to się zaczęło? Pani Barbara: Firma została przez nas założona w 1988 roku. Wspólnie z mężem budowaliśmy przez lata naszą markę. Od kilku lat w firmie obecne są nasze dzieci: córka Katarzyna, która z wykształcenia jest prawnikiem i wspiera firmę merytorycznie w tym zakresie, córka Małgorzata, która jest absolwentką Uniwersytetu Medycznego i pomaga w doborze odpowiednich surowców do naszych wyrobów oraz zięć Łukasz, absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, który zgodnie ze swoim kierunkiem studiów zarządza siecią sprzedaży w naszej firmie. Jesteście więc prawdziwie rodzinną firmą. Pani Barbara: Początkowo to był mały zakład produkcyjny, mieszczący się w budynku przedwojennej piekarni z jednym piecem piekarskim i jednym punktem sprzedaży. Ze względu na ciągły rozwój firmy kilka lat temu powstał nowoczesny zakład produkcyjny, wyposażony w ceramiczne piece, dzięki którym nasze wyroby zachowały smak i zapach pieczywa znany od pokoleń. Obecnie nasze produkty sprzedawane są w punktach firmowych oraz w innych sklepach, które najczęściej prowadzone są również przez firmy rodzinne. Pieczywo sprzedajemy w Rudzie Śląskiej oraz w miastach ościennych. Pan Krzysztof: Firma kultywuje tradycyjne receptury i metody wypieku. W swojej ofercie posiadamy bogaty asortyment wyrobów piekarskich i ciastkarskich. Chleby od początku istnienia firmy wypiekane są na zakwasie wytworzonym w naszej piekarni. Ze względu na zmieniające się potrzeby rynku i wysokie wymagania naszych klientów ciągle wprowadzamy nowe rodzaje pieczywa. Czy udaje się Wam rozdzielić sprawy rodzinne od zawodowych? Pan Krzysztof: Rozdzielenie spraw rodzinnych od zawodowych uważamy za bardzo ważne. Udało nam się to wypracować, ale i tak stale nad tym pracujemy. Co to znaczy „firma rodzinna”? Pan Krzysztof: Firma rodzinna opiera się w stu procentach na wzajemnym zaufaniu. To także atmosfera w pracy. Ważna jest praca, ważne są procedury, ale ważniejszy jest człowiek. W myśl zasady: Najpierw jestem człowiekiem, a potem dopiero szefem. Barbara i Krzysztof Poloczkowie ➧ GÓRNOŚLĄZAK 9 www.zg.org.pl ➧ Nasza Firma funkcjonuje jak wielka, 60-osobowa rodzina. Pracują u nas ludzie, którzy rozpoczynali pracę 27 lat temu. Firma jest rodzinna także dlatego, że pracują u nas kolejne pokolenia naszych pracowników: matki, ojcowie wprowadzają do firmy swoje dzieci. Nie wahają się polecić pracy u nas, bo wiedzą, że praca w naszej firmie to nie tylko źródło utrzymania, to także rodzinna atmosfera, na którą składa się zatroskanie o pracownika. Pani Barbara: Mąż zawsze znajduje czas na rozmowę z pracownikami. Rozmowy dotyczą nie tylko tematów związanych z pracą, ale również pracownicy opowiadają o sukcesach swoich dzieci, planach na przyszłość, planach urlopowych i swoim hobby. Pan Krzysztof: Rodzinna atmosfera obejmuje także uczniów. Przyjmujemy ich corocznie niewielu, ponieważ chcemy jak najlepiej przygotować ich do wykonywania zawodu. Dotychczas wszyscy uczniowie zostali naszymi pracownikami. Czy Wasi pracownicy utożsamiają się z firmą, czy rozumieją, że „interes firmy jest moim interesem”? Pani Barbara: Pracownicy utożsamiają się z firmą. Nie pamiętamy sytuacji, kiedy musieliśmy zwolnić kogoś z pracy. Na pracowników w firmie zawsze możemy liczyć. Dbają o odpowiednią jakość wyrobów. Przy wnioskach urlopowych sami uzgadniają, kto kogo będzie zastępował, aby nie zaburzyć produkcji. Pracownicy zgłaszają różne pomysły, które często są wdrażane. To właśnie odpowiedzialność i podejście do pracy pracowników świadczy o rozwoju i pozycji firmy na rynku, co ma oczywiście bezpośrednie przełożenie na pracownika. Utożsamianie się z firmą to nie tylko praca – przykładem są chociażby eventy branżowe, na które pracownicy przybywają licznie całymi rodzinami i aktywnie w nich uczestniczą. Jesteście Państwo jednymi z najmłodszych wśród właścicieli firm rodzinnych. Więc może jeszcze nie obawiacie się problemów zawsze towarzyszących momentowi przekazania firmy sukcesorom? Pan Krzysztof: Nie, nie obawiamy się! Nasze dzieci już dzisiaj świetnie poruszają się w otoczeniu firmy i angażują we wszystkie sprawy z nią związane. Są sytuacje, kiedy są wręcz niezastąpione! Wprowadzają bowiem do firmy nowe pomysły, nowoczesne oraz innowacyjne rozwiązania. Pani Barbara: My sami byliśmy bardzo młodzi, kiedy zakładaliśmy firmę – ja miałam 23, Krzysztof 24 lata. I poradziliśmy sobie. Dlatego nie boimy się młodym zaufać. Społeczna odpowiedzialność biznesu to dziś modne określenie. Czy w waszej firmie jest miejsce na działalność społeczną? Pani Barbara: Wspieramy inicjatywy społeczne poprzez przekazywanie naszych wyrobów. Działamy również charytatywnie. Ponadto od kilku lat odwiedzają nas dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły podstawowej oraz przedszkola. Mają możliwość obejrzenia naszej piekarni od środka i zobaczenia, jak powstaje chleb, a także mogą samodzielnie wykonać drobne ciasteczka, co sprawia im radość. Czy Firma Poloczek jest firmą śląską? Pan Krzysztof: Zdecydowanie tak, ponieważ wywodzę się z tradycyjnej śląskiej rodziny. Nie wyobrażam sobie, abym firmę mógł prowadzić gdzie indziej niż na Śląsku. Firma Poloczek jest śląska także ze względu na to, że przywiązujemy wielką wagę do jakości pracy. Ja miałem to szczęście, że uczyli mnie starzy mistrzowie, niektórzy jeszcze przedwojenni. Stara, dobra, śląska szkoła. A poza rzemiosłem nauczyli mnie dużego szacunku do pracy. Nie liczyła się ilość, pośpiech; liczyła się dobrze wykonana praca i jakość. To właśnie im zawdzięczam, ze chleb od Poloczka ma swoją ustaloną markę, znaną daleko poza Rudą Śląską. Niektórzy z mistrzów pracowali potem w naszej firmie i kształcili innych. Zależy nam na podkreśleniu śląskości, dlatego wypiekamy również certyfikowany „kołocz śląski” zgodnie z tradycyjną recepturą. Gratuluję! I dziękuję za pouczającą rozmowę. ■ ROKU, FIRMY Z JAKOŚCIĄ i FIRMY Z PRZYSZŁOŚCIĄ, które mamy do dziś. Wyznaczyłem też elementy, żeby rzemieślnik czuł się u nas dobrze: Duma, Przyjemność, Zysk i Spokój. Wszyscy jesteśmy dumni z tego, kim jesteśmy, jakie mamy rodziny, skąd pochodzimy. Pozytywna samoocena jest istotna, prawda? Ależ oczywiście! Jednak oprócz tego człowiek oczekuje jeszcze przyjemności. Wiemy, jak to jest, gdy wykonuje się pracę, którą się lubi. Ja cenię sobie to, że mnie się podoba to, co robię. Jeśli zaś chodzi o zysk, to nie tylko o zysk w sensie finansowym nam chodzi, ale też o to, by brać od życia to, co przychodzi. I też nic się nam nie uda w życiu, jeśli brakuje spokoju. Ktoś, kto w życiu doznał niepokoju, wie, co znaczy spokój, by realizować swoje założone cele. Sam przeżyłem coś takiego, kiedy przeinwestowałem. Wiem, co to jest. Także w Izbie trawił nas ten niepokój. Życie uciekało. Świat zaczął być inny. Czy mama mówiła: Ucz się dziecko, ucz, bo nauka to potęgi klucz? Pochodzę z rodziny wielopokoleniowej, rzemieślniczej. Dziadek miał firmę, tata miał, ja też się uczyłem na rzemieślnika, a wylądowałem na uczelni, bo lubiłem się uczyć. Do tego mama zawsze mówiła, żebym się uczył – żebym nie musiał tak ciężko pracować jak ojciec. No i mamy posłuchałem. Faktyczny śląski matriarchat? Tak, i u mojej żony, i mojej teściowej też. I wiecie co? Nam to wcale nie przeszkadzało. Gdy się ożeniłem, mieszkałem z teściami przez 20 lat. Do dzisiaj to wspominam. To był najlepszy okres mojego życia! Czy zgodzi się Pan z tezą, że w naszych śląskich rodzinach podział ról był bardziej zrównoważony, inaczej niż w modelu patriarchalnym? Pan szybko stał się samodzielny? Śląska rodzina rzeczywiście była wyjątkowa pod tym względem. Jako młody chłopak byłem taki układny w domu, że w wieku 14 lat, gdy już zarabiałem, pieniądze oddawałem rodzicom. Do tego stopnia byłem podporządkowany mojej mamie czy rodzinie, że chociaż moim marzeniem było iść do „Śląska” i nawet zdałem do niego egzamin, to gdy mama powiedziała, że mam wrócić do domu, to wróciłem. Z korzyścią dla Izby – rzecz jasna. Ciekawi mnie, jakie rzemiosła kiedyś i obecnie skupia katowicka Izba Rzemieślnicza? Katowicka Izba ma teraz 93 lata. Jesteśmy jedną ze starszych izb rzemieślniczych. Oczywiście, rzemiosło wcześniej trwało. Niektóre nasze cechy liczą po 100, 200 czy 300 lat. W Katowicach mamy szczęście pochwalić się rzemiosłem, które w innej części kraju nie występuje tak szeroko. Mamy bardzo dobre środowisko fryzjerów, które zdobywa laury na arenie międzynarodowej. Mamy niezłych cukierników i piekarzy. Mamy świetnych wędliniarzy – nasze wędliny robią zawrotną karierę. Mamy dobrych dekarzy, którzy robią furorę zagranicą. Coraz więcej mamy dobrych złotników, jubilerów i grawerów, ale generalnie najliczniejszą branżą jest branża fryzjerska. Drugą co do wielkości, w której uczniów mamy najwięcej, jest branża mechaników samocho- ➧ 10 GÓRNOŚLĄZAK ➧ dowych, potem budowlana, a dalej spożywcza. Inne branże są coraz mniejsze. Do tego stopnia, że uczniów w zawodzie zegarmistrza w całej Polsce mamy sześciu. A obuwników ortopedycznych mamy dwóch. A pamiętacie jeszcze coś takiego, jak repasacja pończoch? Parasolnictwo? Obciąganie guzików? Oczywiście jest wiele takich przykładów. Czasy się zmieniły. Z kowala normalnego został kowal artystyczny. No i skoro mówiłem, że jesteśmy tak na topie, to muszę wspomnieć, że my tutaj, jako katowicka Izba, wymyśliliśmy nowy zawód, który uzyskał już akceptację – nie tylko ministerstwa, ale i Unii Europejskiej. Przeegzaminowaliśmy już kilkaset osób. W jakim zawodzie? Juhasa i bacy. Juhas i baca jako profesjonaliści? I to ze Śląska? Tak. Nie Kraków, nie Zakopane, ale myśmy to wymyślili. Oscypki, które wytwarzają, mają certyfikaty. Wygląda na to, że właśnie dekonstruujemy mit Śląska kojarzonego głównie z przemysłem ciężkim. Jaki jest udział rzemieślnictwa i związanych z nim firm rodzinnych na Górnym Śląsku w porównaniu z resztą kraju? Rzemiosło na Śląsku zawsze funkcjonowało w otoczeniu przemysłu ciężkiego. Gdy przemysł ciężki zaczął się zwijać, rzemiosło musiało się jakoś przestawić. Szacuje się, że w Europie 70 proc. wszystkich firm to firmy rodzinne. Są ich 23 miliony. Pracuje w nich około 107 milionów ludzi. Natomiast w Polsce szacujemy, że firm rodzinnych jest około 45-60 proc. Śląsk jest drugim regionem w Polsce, po mazowieckim, pod względem ilości firm. Mamy ponad 500 tys. przedsiębiorstw. Co jest charakterystyczne dla firm rodzinnych? Firmy rodzinne generalnie trudno jednoznacznie opisać. Samych definicji jest co najmniej siedemdziesiąt. Na Europejskim Kongresie MŚP będę miał panel dyskusyjny na temat firm rodzinnych. To najczęściej małe, jedno- lub kilkuosobowe mini i mikro przedsiębiorstwa. Nie zdajemy sobie sprawy, że największa firma na świecie, jaką jest Walmart, jest firmą rodziną. Tak jak Ikea. W Polsce mamy dla przykładu Facro Florek, drugą największą firmę na świecie produkującą okna dachowe, z Nowego Sącza. Zbyszek Komorowski – jogurty Bakoma, firma rodzinna, 1,8 tys. ludzi, 4 osoby zarządzające: on, żona, syn i córka. 40 lat na rynku. Ceramika Paradyż – blisko 2 tys. zatrudnionych, firma rodzinna. Solaris, Irena Eris i jeszcze wiele innych. Obok największych są oczywiście i te malutkie. Zegarmistrz, złotnik, fryzjer, krawiec – to też firmy rodzinne. W Izbie Rzemieślniczej w Katowicach 99,7 proc. zarejestrowanych firm zatrudnia do 6 osób. Czy firma rodzinna jest czy też nie takim samym przedsiębiorstwem, jak inne zakłady pracy? Firmy rodzinne są dosyć specyficzne. Najtrudniejszym momentem w życiu firmy rodzinnej jest sukcesja, czyli przekazanie firmy kolejnym pokoleniom. Dopóki człowiek dobrze funkcjonuje, to o tym nie myśli, bo jest właścicielem, szefem itd. Po tych 25-30 latach przychodzi okres sukcesji. Szacuje się, że w Europie rocznie robi to 450 tys. firm, z tego 150 tys. nieumiejętnie, przez co tracimy około 600 tys. miejsc pracy w skali kontynentu. www.zg.org.pl Przeciw stereotypom Właściciel firmy stolarskiej, ale nie stolarz z wykształcenia. Radny w Rudzie Śląskiej, ale bez określonej opcji politycznej. Członek kilku gremiów decyzyjnych, ale bez funkcji kierowniczej. Przed Państwem – Jakub Wyciślik Właściciel firmy stolarskiej, ale nie stolarz z wykształcenia Jakub Wyciślik wymyka się wszelkim utartym standardom. Kiedy ukończył szkołę podstawową z bardzo dobrymi ocenami, zdecydował się na… szkołę zawodową. Ale, żeby nie było stereotypowo, z górniczej Rudy Śląskiej dojeżdżał do Szopienic, bo tam mógł się uczyć w zawodzie mechanika automatyki przemysłowej. Tak, to brzmiało ciekawie. Ponieważ wszystkie klasówki kończył po 10 minutach, a odpowiedzi znał, zanim nauczyciel kończył pytanie, nudził się. A uczeń, kiedy się nudzi, ma nieciekawe pomysły. Po pół roku nauki dyrektor zaproponował mu przejście do technikum. I znów dylemat: albo Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, albo Technikum Mechaniczne na miejscu, w Rudzie Śląskiej. Wybrał hutnictwo w ŚlTZN, bo urzekły go ogromne, wielkie piece. Ukończyć szkołę o takim prestiżu z wyróżnieniem niewielu potrafi. Zaproponowano mu wybór uczelni. Postanowił studiować na Politechnice Śląskiej. I znów ciekawość czegoś nowego przeważyła nad tradycyjnym, praktycznym podejściem do życia. Na Politechnice uruchomiono zupełnie nowy kierunek: organizacja produkcji. Czy to możliwe, żeby Kuba Wyciślik ominął okazję uczenia się czegoś, czego jeszcze nikt przed nim nie studiował? Ukończył więc studia na tym kierunku, a już na piątym roku powierzono mu funkcję asystenta stażysty. Droga do kariery naukowej wydawała się oczywista, ale… Pensja asystencka była głodowa. Przyszłość świata naukowego rysowała się mgliście. A w Kochłowicach Joachim Wyciślik, ojciec Kuby, miał niewielki, ale stabilnie prosperujący zakład stolarski. Tradycja tego warsztatu sięgała lat dwudziestych XX wieku, o czym zaświadczają ogłoszenia w ówczesnej lokalnej prasie i inne dokumenty. Czy Jakub Wyciślik chciał być stolarzem? Nie. Objął zakład ojca bardziej w charakterze źródła utrzymania niż sposobu na życie. Tak się jednak stało, że dał początek firmie KEJA, znanej daleko poza Rudą Śląską. Uzyskanie dyplomu Mistrza Stolarskiego nie było trudne, wszak, jak twierdzi Pan Jakub, „urodził się w trocinach i wiórach” i fachu stolarskiego nauczył się, pomagając ojcu. I bycie studentem nie miało tu nic do rzeczy. Takie to już jest śląskie wychowanie. Firma KEJA specjalizuje się w niebanalnych aranżacjach, wyzwaniach zawodowych, które muszą łączyć wymagania, jakie stawia klient, z warunkami technicznymi. Ale, jak już wiemy, produkcja standar- ➧ GÓRNOŚLĄZAK 11 www.zg.org.pl ➧ dowa to poniżej ambicji Pana Jakuba. Czy żałuje, że nie wykorzystał swoich zdolności intelektualnych i wiedzy nabytej w zakresie organizacji i zarządzania? Czy powiedział w tym temacie ostatnie słowo…? Radny w Rudzie Śląskiej, bez określonej opcji politycznej Jest radnym w Rudzie Śląskiej od 21 lat. Taki staż to wyraz zaufania wyborców. Zaufanie to zostało potwierdzone wyborem na „najskuteczniejszego radnego w Rudzie Śląskiej”. Co to znaczy „skuteczny radny”? To taki, który zna problemy mieszkańców, chce i potrafi im zaradzić. Rada Miasta to zbiór osób różnych opcji politycznych i światopoglądowych, a także prywatnych interesów. Ruda Śląska nie jest wyjątkiem. Zmieniają się prezydenci miasta i inni decydenci. A Jakub Wyciślik ciągle zasiada w ławie radnego. Nie angażuje się w gierki personalne, intrygi. Nie do takiego celu został przecież wybrany. Jest czas wyborów, może nawet walki przedwyborczej, a potem jest czas pracy dla miasta. Jeżeli ktoś tak rozumie swoją funkcję radnego, to będzie pomagał każdemu prezydentowi. To Ruda Śląska jest celem, a nie osoba prezydenta. Członek kilku gremiów decyzyjnych, ale bez funkcji kierowniczej Jakub Wyciślik jest podstarszym rudzkiego Cechu Rzemiosł i Przedsiębiorczości, Członkiem Zarządu Izby Rzemieślniczej w Katowicach, Członkiem Zarządu Głównego Związku Górnośląskiego, wiceprezesem Koła Kochłowice ZG. Jest także laureatem platynowego medalu im. Jana Kilińskiego. Jego postawa społecznikowska może być wzorem dla innych. Dlaczego jednak zawsze stoi w drugim szeregu? Pan Jakub twierdzi, ze nie ma czasu na kierowanie. Pomaga hojnie, ale dyskretnie. Nie tylko organizacjom, do których należy. Pomaga każdemu, kto potrzebuje i poprosi. Walczy o drogi, chodniki i skwery. Inicjuje akcje społeczne, m.in. „Wejdźmy do Europy w czystych butach” czy „Posprzątaj po swoim pupilku”. Pomaga w sprawach pojedynczych mieszkańców. Ma otwarte oczy na kulturę, swoją dzielnicę, parafię. Tak rozumie i realizuje swoją odpowiedzialność człowieka biznesu. Oby więcej takich ludzi! ■ Łucja Staniczkowa Dlaczego tak się dzieje? Jest kilka powodów. Po pierwsze, uznajemy, że nikt inny nie poprowadzi firmy lepiej. Po drugie, boimy się, że jeśli przekażemy firmę córce, to syn się obrazi i skłócimy rodzinę. Po trzecie, boimy się emerytalnej nudy. I po czwarte, to jest ciekawe, boimy się, że ktoś inny poprowadzi firmę lepiej niż my. Sukcesja to jest bardzo trudny moment. Do tego trzeba się przygotować. Mówię swoim kolegom: nie bójcie się, w końcu trzeba się podzielić, tak? W końcu i tak to musisz kiedyś zostawić. Ja też mam dziś ten problem. Jedna moja córka jest aktorką, druga dyplomatą. A ja firmę prowadzę już 40 lat. Zastanawiamy się, co zrobić. Nas ta firma wychowała. Ja mam do niej sentyment, bo tam zaczynałem. Tam pracował mój ojciec, moja matka, teść, teściowa, moja żona, dzieci. Wszyscy tam pracowali. Gdy idę do domu czasami, to właśnie tam jest moje życie. Jak już nikogo tam nie ma, idę do mojego gabinetu. Tam byłem radnym, wiceszefem, szefem rady, posłem. Tam jest moja historia i oderwać się od tego nie sposób. Starych drzew się nie przesadza? Mogłem zamieszkać w Szwajcarii, Ameryce. Ale po co mi to? Zawsze wracam do domu. Tam są moi rodzice. Ich grób. Ta tradycja, z której ja wyrosłem, ona we mnie została. To jest więcej warte aniżeli wszystko. Ja nie wiem, co może być lepszego od tego, że człowiek się dobrze czuje i ma wewnętrzny spokój. Konkretnie zatem w Chełmie Śląskim jest Pana miejsce na ziemi? No tak. Nawet moja córka, która ma teraz 35 lat, gdy przyjeżdża, to mówi: Tato, świat jest fajny, ale chyba tu wrócę, tu zamieszkam. Mieliśmy taki fajny dom: dziadek, babcia, matka, ojciec. Dom rodzinny. Dzieci uwielbiały mojego teścia. Myśmy razem mieszkali. To jest ewenement, że ja mieszkałem z teściową, którą uwielbiałem. Ja uwielbiałem moją teściową – takie to niecodzienne, prawda? To jest też chyba specyfika firm rodzinnych… Tak. Firma rodzinna to życie rodzinne. Za to płaci się wysoką cenę. Na dole była firma, na górze mieszkaliśmy. Nie ma życia rodzinnego bez firmy, nie ma odrębności. Nawet przy Wigilii mówiło się o biznesie. Żyjesz pracą. Niestety czasami psuje się w rodzinie i firma pada. Do trzeciego pokolenia przeżywa najmniej firm. Najstarszą firmą rodzinną w Polsce – rzecz jasna udokumentowaną – jest firma Felczyński. Tworzą dzwony. A najstarszą na świecie jest firma japońska. Generalnie natomiast najstarsze firmy rodzinne to firmy włoskie, hiszpańskie i francuskie. Winiarnie i hotele. Tam też najłatwiej było utrzymać sukcesję. Małe, rodzinne firmy europejskie uczestniczą w życiu społeczno-kulturalnym regionów i kultywują dziedzictwo swoich „małych ojczyzn”. Czy widzi Pan dla Śląska możliwość budowy takich partnerstw branżowych czy międzysektorowych i wykraczania poza działalność wyznaczoną granicami samej przedsiębiorczości? Już nie. Śląsk to jest taki duży aglomerat różnych kultur. To nie jest Bawaria czy Lotaryngia, to nie Włochy czy Francja. Tak jak kultura śląska jest rozmyta, niejed- ➧ 12 GÓRNOŚLĄZAK dokończenie ze str. 9 nolita, podobnie jest w biznesie. Nad czym bardzo ubolewamy, bo co niektórzy całkiem inaczej nas postrzegają. Kiedyś miałem wykład w Białej Podlaskiej, podczas którego ktoś wstał i mówi: Wam na Śląsku zawsze było dobrze, przed Gierkiem, za Gierka, po wojnie, przed wojną, zawsze. Można by polemizować, prawda? Natomiast powszechny jest w dalszym ciągu pozytywny wizerunek – mit faceta ze Śląska, bardzo pracowitego. Pieronym robotny, chałpa buduje, działka mo, coś tam jeszcze robi. Nie śpi ino robi. No bo tak było u nas, nie? Mój teść, jak przychodził z roboty, to dom budował. Człowiek nie był nauczony inaczej. Myśmy zawsze mieli dom. I koło tej chałpy była zawsze robota. Jak nie dach, to płot. A nie jest dziś tak, że brak śląskiej hegemonii nie pozwala na to, by na wzór np. rodzin włoskich produkujących wina podtrzymywać tożsamość naszej „małej ojczyzny”? Dlaczego tak to wygląda? Przecież Pan jest Ślązakiem. Pan się z tą ziemią utożsamia i takich ludzi jest pełno. Tak, ale tacy, jak ja, mają dzieci. Te dzieci się pożeniły. Do tych firm weszły już inne rodziny. Moja jedna córka ma męża, który jest z Lublina. Druga – ze Stargardu Szczecińskiego. Dobrzy chłopcy. Natomiast niech Pani zobaczy, co się stało. Moja rodzina śląska? Każdy ma inną kulturę teraz. Śląsk czuje ten, kto się tu urodził. Pani to czuje, ja to czuję, nasi rodzice, nasi dziadkowie. Myśmy sobie rozmawiali po śląsku. Moje dziecko, Sabinka, kiedyś przychodzi do mnie i ja ją pytam: Sabinko, gdzie to położyłaś? A ona mi mówi: Hań tam. Pytam: Skąd ty to wiesz? A ona na to: Babcia zawsze mówiła: Sabinko, dej mi to, co hań tam leży. Niezadowolonych jest u nas dostatek, a partnerstw – jak na lekarstwo. Jaki w praktyce jest sposób na przełamanie tych barier? Dzisiaj nie będzie rozwoju żadnej gminy, powiatu, miasta czy nawet rozwoju państwa bez współpracy dwóch samorządów: gospodarczego i terytorialnego. Żeby to pojąć, najpierw trzeba zrozumieć, co to jest w ogóle współpraca. To funkcja trzech czynników: zaufania, wspólnoty interesów i komunikacji. A funkcja ma to do siebie, że jak jeden z czynników równa się zero, to funkcja też równa się zero. Dziś zapytajmy się: jakie jest zaufanie biznesu, rzemieślnika, pracodawcy do urzędnika? Jaka jest wspólnota interesów i komunikacja? Jeśli nie ma tej współpracy, potrzebna jest zmiana. Tego typu zmiany zachodzą bardzo opornie, natomiast tempo naszego życia nabiera zawrotnych obrotów. Co trzeci Polak w ciągu 5 lat nie znalazł wystarczającej ilości czasu wolnego. 13 proc. w ogóle nie dysponuje czasem wolnym. Tak mówią. 25 proc. w dni powszednie nie ma czasu dla siebie. Co to oznacza? Dla ekonomisty to oznacza jedno, że biznes musi się zmienić, ponieważ klient dzisiaj nie ma czasu. Pijamy kawę w „Caffe w biegu”. A fast food to już wiekowe pojęcie? Tak. Jeśli mamy takiego klienta, to znaczy, że musimy biznes do niego dostosować. On będzie z nami załatwiał biznesy w pośpiechu. Ma coraz mniej czasu, żeby iść na pogawędki. Gdy pracowałem w „Kryształowej”, to zawsze koło 10.00 przychodziły te same panie, które miały czas, opowia- www.zg.org.pl dały sobie. A także panowie, którzy byli na emeryturach. Gdzie Pani dzisiaj ich znajdzie? To może warto pójść w slow life ? Trend, który mówi: wyhamuj? Tak jest. I dzisiaj biznes do tego się dostosowuje. Zaczynamy żyć innym tempem. Naszym celem jest nie dać się w to wkręcić, nie dać się zniewolić. Trzeba znaleźć własne miejsce. Pamiętać, że jednak świat się zmienia, ale nie zatracać tego, czego człowiek najbardziej potrzebuje. A człowiek jest naprawdę istotą prostą. Potrzebuje wyspać się, jeść. Ma marzenia, wizje. Potrzebuje czuć się szczęśliwy. Duma, przyjemność, zysk i spokój. To są cztery najważniejsze elementy i one muszą zostać zachowane. Wielu bogactwo zrujnowało. Jak nie mieli nic, byli szczęśliwsi. Jeśli człowiek nie wie, gdzie chce iść, to najczęściej dochodzi donikąd. Jeśli chcesz wiedzieć, kim byłeś, popatrz, kim jesteś, a jeśli chcesz wiedzieć, kim będziesz, popatrz, co robisz. Jeśli wiem, którędy idę, to powinienem się tam znaleźć. Z czasów dla nas ważnych najistotniejszy jest dla nas czas teraźniejszy. Sama przyszłość jest oczywiście też ważna, ale czas teraźniejszy, podejmowane dziś decyzje są ważniejsze. Wciąż wiele spraw ma Pan na głowie. Ciężka praca popłaca? Tak. Dla mnie żadna praca nie była trudna. Wyszedłem z tego założenia, że jeśli sam sobie nie narzucę dyscypliny, to ktoś inny mi ją narzuci i mnie zdyscyplinuje. Mnie nikt nigdy nic nie dał. Nie miałem rodziców na jakiś stanowiskach – byli rzemieślnikami. Musiałem wszystko zdobywać sam i nikt mnie nigdzie nie posadził. Jako chyba jedyny Ślązak mam katedrę na SGH w Warszawie. Nawet koledzy się mnie pytają, czy ja jestem Ślązakiem, bo to jeszcze się nikomu nie udało. Ale mnie się udało! Ja nigdy się nie bałem; jak można było, to próbowałem. Pracowałem od młodych lat. Najpierw mi się wydawało, że mi się krzywda dzieje. Moi koledzy mieli 2 miesiące wakacji, a ja 2 tygodnie urlopu. Trudno było się z tym pogodzić, ale potem okazało się, że jak ja miałem pierwsze auto, to oni nie mieli jeszcze prawa jazdy. Gdy miałem 30 lat, już byłem w miarę bogaty. Byłem na tyle samodzielny, że żona przy mnie czuła się bezpieczna. Tak samo dzieci. To dawało mi poczucie komfortu. Mogłem już sobie pozwolić, by zatrudnić jednego pracownika, potem drugiego, trzeciego, następnie przyjąć uczniów. I zostałem szefem. Miałem 26-27 lat i byłem szefem w swoim życiu. Usamodzielniłem się, ale odpowiedzialność szła ze mną przez całe życie. Zawsze wiedziałem, że żeby być odpowiedzialnym za moje dzieci, żonę, rodziców, muszę być sam za siebie odpowiedzialny. Czego Pan by życzył, jako Prezes Izby, Śląskowi? Wytrwałości. Wydaje mi się, że wszystko to, co do tej pory się na Śląsku zrobiło, to wielka wartość. Jesteśmy zdeterminowani. I pomimo tego, że przez wiele lat byliśmy zniechęceni tym, że być może inne województwa, inne regiony pójdą do przodu bardziej niż my, to jednak wysforujemy się w kraju jako region liczący się, tak samo jak liczymy się w ilości firm. I myślę, że jesteśmy w stanie być w tej czołówce. Inni od nas mają się uczyć. A ja po prostu jestem zadowolony, że tu mieszkam. Dziękuję za rozmowę. ■ GÓRNOŚLĄZAK 13 www.zg.org.pl Europejski Kongres MŚP Musimy myśleć i mówić o przyszłości oraz działać dla przyszłości Z Tadeuszem Donocikiem, Prezesem Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach, a także organizatorem V Europejskiego Kongresu MŚP, rozmawia Anita Witek Od wielu lat sprawuje Pan funkcję Prezesa Regionalnej Izby Gospodarczej, a jednocześnie jest członkiem Związku Górnośląskiego, współzałożycielem koła w Ochojcu i fundatorem sztandaru swojego koła. Jak widzi Pan możliwość współpracy tych dwóch zasłużonych dla rozwoju Górnego Śląska instytucji? Powiedzieć, że Związek i Izba to tylko zasłużone instytucje, to zbyt mało. Trzeba wspomnieć, że to też równolatkowie – powstawały przecież w tym samym czasie! Jestem czynnym członkiem Związku; może nie aktywnym, ale na każdą sugestię spotkania i współpracy odpowiadam pozytywnie. Tym bardziej, że od dwóch lat mam dodatkowe zobowiązania wobec członków Związku, gdyż otrzymałem od Władz Związku Nagrodę Korfantego, co jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Nie ma wątpliwości, że nasza nagroda trafiła wtedy w odpowiednie ręce. Jakie zobowiązania ma Pan na myśli? Sam Wojciech Korfanty interesował się gospodarką i spółdzielczością. Również Karol Godula i wielu innych. Idąc tym tropem, wielokrotnie próbowałem wprowadzić wątek gospodarczy do treści programowych Związku. Podobnie zresztą robił profesor Andrzej Klasik, jeden ze współzałożycieli Związku Górnośląskiego, który zajmował się polityką regionalną, a w ramach niej również małą i średnią przedsiębiorczością. Zresztą, robi to z ogromnym powodzeniem również dzisiaj. Także kolejni prezesi – pan Joachim Otte i pan Andrzej Stania – to postaci, którym sprawy gospodarcze nie były obce. Jednak w pracach programowych dominował punkt widzenia, który stawiał na historię, tradycję, kulturę i ewentualnie sprawy społeczne. Są one oczywiście niezwykle cenne, ale korzenie, które są istotą funkcjonowania Związku Górnośląskiego, dotyczą – albo inaczej, powinny dotyczyć – również gospodarki. Jeżeli po 25 latach istnienia musimy myśleć o odmłodzeniu szeregów członkowskich, to należy pamiętać, że młodzież jest bardziej nastawiona na myślenie o przyszłości, w tym o lepszej przyszłości uzależnionej od możliwości zarobkowych. Co więc powinniśmy zrobić? Musimy więc tak kreować program Związku, aby bazując na tradycji i kulturze – bo to są wartości nieprzemijające, fundamentalne – jednocześnie mówić i myśleć o przyszłości młodych ludzi, która przede wszystkim będzie się kojarzyła z przyszłością ekonomiczną. Każdy chce żyć w godziwych warunkach, mieć zabezpieczenie socjalne dla rodziny i dzięki temu lepszemu poziomowi życia korzystać z dóbr kultury. Wraz z moimi współpracownikami w Izbie praktykuję to na co dzień. Od ponad 10 lat funkcjonuje przy Izbie Forum Młodych oraz Forum Młodych Przedsiębiorców. Dzięki temu będzie mi też łatwiej przekazać „pałeczkę” w prowadzeniu Izby. Musimy w Związku myśleć podobnie. A jak to się przekłada na konkrety? Trzeba utworzyć w szeregach Związku pion zajmujący się kształtowaniem szeroko rozumianej przyszłości Śląska. Przyszłości gospodarczej? Mam na myśli raczej działania wszechstronne, całościowe. Związek w momencie swego powstania wykreował pierwsze programy przemian w województwie katowickim i pierwszego wojewodę katowickiego – Wojciecha Czecha, który miał ten program realizować. Jako Izba byliśmy już wówczas partnerami Związku Górnośląskiego. W następnych latach Związek nie kontynuował tego realnego myślenia o przyszłości Śląska i zaczęły się tym zajmować partie polityczne. Tylko że partie nie są ruchem społecznym, a Związek jest ruchem nie tylko społecznym, ale wówczas był również ruchem masowym. Był ruchem budującym zręby społeczeństwa obywatelskiego. Jego usytuowanie, w dużej części przy parafiach, ułatwiało i ułatwiać by mogło, również dzisiaj, tworzenie lokalnych wspólnot, wzmacniając przy tym potencjał historyczno-kulturowy, a nadto potencjał intelektualny dotyczący spraw bytowych, gospodarczych, procesów zmian myślenia w kategoriach dobra wspólnego i odpowiedzialności za drugiego człowieka. W październiku tego roku odbędzie się w Katowicach V Europejski Kongres Małej i Średniej Przedsiębiorczości. Wykreowała go Regionalna Izba Gospodarcza, na której czele stoi członek naszego Związku – czyli Pan. Kongres to wspólne dobro dla naszego regionu. Na Śląsku dokonały się zmiany widoczne gołym okiem – wielowiekowe tradycje przemysłowe przeszły proces ewolucji od tradycyjnego przemysłu ciężkiego do innowacyjnej gospodarki (nanotechnologii, inżynierii medycznej, biotechnologii etc.). Proces ten trwa i nigdy nie będzie zakończony. To przechodzenie do innego typu gospodarki powoduje, że Śląsk próbuje z jednej strony utrzymać pozycję lidera przemysłowego centrum Polski, ale z drugiej wskazuje również na myślenie o przyszłych, koniecznych, innowacyjnych rozwiązaniach gospodarczych, które już dziś charakteryzują tzw. Starą Europę i Stany Zjednoczone. Pomimo licznych dokonań nie wszystko, co zmieniło się na Śląsku, jest dobre. Powstało duże ➧ 14 GÓRNOŚLĄZAK ➧ zróżnicowanie socjalne społeczeństwa. Poszerzył się obszar biedy. A zagrożenie utratą pracy np. w górnictwie staje się „zmorą” wielu rodzin i licznych grup społecznych. Małe i średnie przedsiębiorstwa są ważne? Świadczą o tym liczby. Mikro, małe i średnie firmy dają w Europie 75 proc. miejsc pracy, tworzą ponad 60 proc. naszego PKB. Są ich ponad 22 miliony. W Polsce jest ponad 1,8 mln takich firm. Mówimy zatem o tym, co jest istotą gospodarki. W tej liczbie 60 proc. to firmy rodzinne, a to już jest zjawisko gospodarcze i kulturowe. Także Związek Górnośląski zawsze miał na względzie dobro rodziny… Zatem widać jasno, że wspólną troską, zarówno Związku, jak i Izby, jest rodzina. Należy połączyć wielowymiarowość tego spojrzenia – ekonomicznego ze strony Izby i kulturowego ze strony Związku. To wartości dodane, a nie likwidujące się! Tak zwany efekt skali. Tak więc obie strony mogłyby odnieść niewątpliwe korzyści z tego typu współpracy. Nie wiem, czy w tym roku jeszcze jest to możliwe, żeby publicznie ogłosić partnerstwo w organizacji Kongresu. Jednak już dzisiaj serdecznie zapraszam wszystkich członków Związku do udziału w ceremonii otwarcia – 12 października o godzinie 11:00 w niedawno otwartym Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach koło „Spodka”. Swój udział w ceremonii otwarcia potwierdził już Ksiądz Arcybiskup Wiktor Skworc, który jest Członkiem Komitetu Honorowego Kongresu. Rejestracja na stronie Kongresu: www.ekmsp.eu Oczywiście udział w Kongresie jest bezpłatny. Program Kongresu jest na stronie, na której możemy dokonać rejestracji. Widać, że współpraca z Kościołem to kolejny punkt styczny Izby i Związku. Tak. Poszukujemy tych wartości, które wynikają z nauki społecznej Kościoła w relacjach pracodawca – pracownik. Na sztandarze Izby widnieje napis: „Górnemu Śląskowi i ludziom tej ziemi nasza praca i umiłowanie tradycji”. To określa tożsamość Izby w działaniach na rzecz Śląska i drugiego człowieka, na rzecz tradycji i z myślą o przyszłości ekonomicznej – nie da się pielęgnować tradycji bez ekonomii. Widzi Pan więc wiele punktów stycznych w działalności i historii Związku i Izby? Mało tego! Kiedy 5 października 1995 roku podpisywano z ówczesnym rządem pierwszy w Polsce kontrakt regionalny dla województwa katowickiego, my byliśmy tam wtedy razem: Związek Górnośląski, związki zawodowe – Solidarność i OPZZ – oraz organizacje rodzącego się społeczeństwa obywatelskiego, w tym nasz Izba. Tam sformułowano perspektywy rozwoju Śląska? Tak. Wtedy powstała między innymi koncepcja budowy DTŚ, powołania Agencji Rozwoju Regionalnego, Funduszu Górnośląskiego, strefy ekonomicznej itd. Było to pierwsze www.zg.org.pl i jedyne tego typu porozumienie z administracją rządową w Polsce. Czyli w latach 1990-1995 Związek był jeszcze bardzo aktywny w sferze społeczno-gospodarczej? Oczywiście, że tak. Potem jednak poszedł w kierunku pielęgnowania tradycji kulturowych, co jest oczywiście bardzo szlachetne, ale przy okazji spowodowało, że Związek, moim zdaniem, sam się trochę zmarginalizował. Mówię o tym z przykrością, bo życie nie znosi pustki. Członkowie Związku, którzy go tworzyli i przystąpili do niego w latach 90., zrobili to w poszukiwaniu lepszego jutra dla Śląska. Tamten czas był momentem zwrotnym dla losów państwa i naszego województwa. Oczekiwali, że będą mieć wpływ na to, co się będzie działo? Tak. Niestety, dzisiaj Związek sytuuje się na dalszym miejscu wśród organizacji, które mają realny wpływ na to, co się dzieje w województwie śląskim, a nawet w jego górnośląskiej części, określonej granicami Diecezji Katowickiej i Gliwickiej, czy po prostu Archidiecezji – Metropolii Górnośląskiej. Jestem przekonany, że aspiracją założycieli i ówczesnych członków Związku było wypracowanie sobie takiej pozycji w regionie, aby wypowiedzi jego przedstawicieli o przyszłości Górnego Śląska musiały być przez polityków i administrację publiczną brane pod uwagę. Taka jest przecież rola organizacji pozarządowych, żeby ich wypowiedzi były traktowane wiążąco przez administrację. Jako Izba też o to walczymy, czasem stawiając różne instytucje w kłopotliwej sytuacji. Możemy to robić wspólnie ze Związkiem Górnośląskim, jeśli oczywiście powróci on do pierwotnych założeń. Czyli? Od początku swojego istnienia Związek chciał być liderem pozytywnych zmian na Śląsku. A pozytywne zmiany nie mogą nie dotyczyć spraw gospodarczych. Oczywiście mogą i powinny się koncentrować na wszystkich wymiarach zmian, w tym również kulturowych, ale musimy myśleć w kategoriach przyszłości. Myślenie o przyszłości to magnes, który może przyciągnąć w szeregi Związku młodzież. Zatem uważa Pan, że rolą Związku jest większy udział w życiu politycznym i gospodarczym regionu? Tak, z podkreśleniem: w życiu publicznym, społecznym i gospodarczym, z uwzględnieniem ważności znaczenia organizacji pozarządowych, obywatelskich w życiu państwa. Z tego wniosek, że Związek mógłby uczestniczyć bardzo mocno w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego? Dokładnie tak! I myślę, że teraz też to robi, ale w sposób ułomny – bo niepełny. To znaczy, że jedynie w niektórych dziedzinach, a nie we wszystkich? Zdecydowanie. Ten fakt niepełnego funkcjonowania Związku doprowadził do powstania Ruchu Autonomii Śląska, nad czym bardzo ubolewam, bo ruch ten niestety nie umiał jasno określić, o co chodzi w tej autonomii: że potrzeba po prostu decentralizacji państwa, większych uprawnień i środków finansowych dla samorządów lokalnych. Gdyby to było tak powiedziane, to wszystkie regiony by nas poparły. Ruch nie umiał też powiedzieć, że tak rozumiana ➧ www.zg.org.pl ➧ autonomia przydałaby się w całej Polsce – w efekcie przestra- szył wszystkie województwa i pozbawił nas ich wsparcia. Jeśli jesteśmy postrzegani jako ci, którzy walczą o coś wyjątkowego dla Śląska, to w sposób naturalny budzi to sprzeciw u innych. I to jest powodem, dla którego nie rozumiem motywów istnienia i funkcjonowania Ruchu Autonomii Śląska. Związek Górnośląski powstał wcześniej i zawsze miał aspiracje, żeby myśleć o dobrym, pozytywnym przykładzie Śląska jako regionu rozwijającego się i przechodzącego trudną transformację ekonomiczną. Na przykładzie Kontraktu Regionalnego z 1995 roku mogliśmy tworzyć modele dobrych rozwiązań dla innych regionów w Polsce. A wracając do współpracy Izby i Związku Górnośląskiego… Izba Gospodarcza z natury rzeczy zajmuje się sprawami gospodarczymi, a kulturą bardziej poprzez mecenat podczas różnych uroczystości, udzielając wsparcia i pokazując efekty pracy twórczej. Brakuje nam tego „oddechu”, który posiada Związek. To znaczy? Codziennej dbałości o korzenie, kulturę itd. Połączenie tych dwóch rodzajów aktywności stanowiących o pełnym kształcie funkcjonowania organizacji obywatelskich poprzez wzajemne uzupełnianie się stanowi dużą wartość – poszukiwaną od 25 lat i oby w końcu odnalezioną… Może obecne władze Związku zadecydują o wspólnych przedsięwzięciach? Bo to aż się prosi! Zatem uważa Pan, że Związek Górnośląski część swoich prerogatyw oddał politykom czy też innym organizacjom i tym sposobem zubożał, a więc powinien wrócić do tego, co było wcześniej…? Tak, Związek powinien po 25 latach wrócić do swoich korzeni, a nie tylko korzeni historii Śląska! I z tego wynika też fakt potencjalnej potrzeby współpracy z Regionalną Izbą Gospodarczą? Dokładnie tak. W Pana wypowiedziach widać ogromną troskę o przyszłość Związku. Jednocześnie patrzy Pan z nieco innej perspektywy niż jego szeregowi członkowie. Jak widzi Pan przyszłość Związku? W którą stronę powinien iść w swoich działaniach? Jeżeli w organizacji są luki pokoleniowe, to nic dobrego nie wróży. Widzę to na przykładzie mojego koła w Ochojcu. I to jest wyzwanie dla nas na dzisiaj! Nie chcę nikogo urazić, ale myślę, że brak młodych ludzi wynika stąd, że nie umieliśmy stworzyć tak atrakcyjnego programu Związku, by zainteresować nim ludzi młodych. Podstawowym wyzwaniem Związku – jako ruchu społecznego, obywatelskiego – musi być myślenie o przyszłości Śląska na poziomie każdej parafii, gminy, powiatu, województwa. To są bardzo cenne uwagi – szczególnie dla władz Związku. Na koniec proszę o kilka słów dotyczących V Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który organizuje Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach w dniach 12-14 października 2015 roku. Gdyby Pan w pięciu, sześciu aspektach miał opowiedzieć o kongresie osobie, która w ogóle o nim nie słyszała, jak mogłoby to brzmieć? GÓRNOŚLĄZAK 15 To już jest piąty europejski kongres, a przedtem było ponad 20 forów gospodarczych – regionalnych i ogólnopolskich. Każdorazowo na Kongresie staramy się robić fotografię stanu małej i średniej przedsiębiorczości w Polsce na tle Europy. Świat się zmienia i co roku ta fotografia jest inna. Widzimy, że w niektórych aspektach państwo zmieniło swoją politykę na korzyść, a w innych na niekorzyść małej i średniej przedsiębiorczości. Sporządzamy więc raporty dotyczące tej zmieniającej się rzeczywistości i przedstawiamy na Kongresie. Dotyczą one nie tylko kwestii prawa, ale też klimatu wokół małej i średniej przedsiębiorczości. Zatem Kongres pokazuje sytuację dzisiaj w odniesieniu do tego, co było rok temu? Rok temu, dwa lata temu, trzy… A także pokazuje, co dzieje się w innych państwach, w których nie ma jeszcze takich problemów, jak u nas. Dlatego jest on europejskim kongresem. Ale są też państwa, które mają gorzej niż my – raporty na ten temat przekazujemy poszczególnym Komisarzom Komisji Europejskiej, Parlamentowi Europejskiemu, obu izbom naszego Parlamentu, członkom naszego Rządu, Prezydentowi, Marszałkowi, samorządom terytorialnym wszystkich szczebli, przedstawicielom świata nauki i nam, przedsiębiorcom. To pierwsza z pięciu ważnych informacji – co jeszcze chciałby Pan przekazać na temat Kongresu? Drugim ważnym aspektem jest to, że Kongres odbywa się w Katowicach, na Śląsku. Miałem wiele propozycji, żeby go przenieść do Warszawy – łącznie z pełnym finansowaniem – podczas gdy tu musimy prosić się o każdą złotówkę. Musiałem się mocno zapierać, bo uważam, że to tu bije gospodarcze serce Polski. Musimy tego pilnować i to pielęgnować! Na to uczulam moich następców, żeby tego nie wyprowadzić ze Śląska. Kolejne powody? Trzecim powodem chwalenia się tym Kongresem jest to, że w ubiegłym roku uczestniczyli w nim przedstawiciele 35 państw, a w tym roku spodziewamy się ponad 40 delegacji. Ci ludzie przyjeżdżają do Polski – ale i na Śląsk! Widzą, że można tu prowadzić interesy. Gdy już się ludzie poznają, to zaczynają ze sobą współpracować – to promocja dla Śląska. Przyjeżdżają do nas goście od Stanów Zjednoczonych po Chiny. Tym razem będzie więcej osób z USA, bo w przyszłym roku ma być podpisane porozumienie o wolnym handlu pomiędzy Unią a Stanami Zjednoczonymi. Przygotowujemy się do tego od poprzedniego roku, a negocjatorzy przyjadą do nas – zarówno ze strony USA, jak i UE. Podczas Kongresu odbędzie się Forum Młodych Przedsiębiorców Europejskich, a nasz młody przedsiębiorca, przedstawiciel Izby, Przemysław Grzywa, jest wiceprzewodniczącym tej organizacji w Brukseli. Kongres pokazuje, że można i trzeba się rozwijać w kierunku współpracy międzynarodowej. To jest ten nowy wymiar, którego brakowało w poprzednich forach regionalnych czy ogólnopolskich. Na tym mógłby chyba skorzystać także Związek Górnośląski? Ależ oczywiście. Ci członkowie, którzy wezmą udział w Kongresie, zobaczą, że każde koło może podjąć współpracę z organizacjami obywatelskimi w Europie. Tego wymiaru międzynarodowego też brakuje Związkowi Górno- ➧ 16 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl Miło jest być częścią zespołu, który realizuje marzenia ludzi Z Patrycją Geppert-Sechman rozmawia Łucja Staniczkowa „Górnoślązak”: Jest Pani córką założycielki firmy. Jak z perspektywy młodego pokolenia, pokolenia następców, patrzy Pani na założoną przez mamę firmę? Patrycja Geppert-Sechman: Moja mama założyła działalność prawie 10 lat temu. Od tego momentu z sukcesem budujemy i sprzedajemy nasze kolejne inwestycje. W dzisiejszych czasach to solidny fundament pod dalszy rozwój działalności. Każdego roku stawiamy sobie nowe cele i dążymy do ich realizacji. Miło jest być częścią zespołu, który realizuje marzenia ludzi o własnym domu. Stąd też nasz slogan: „Budujemy z myślą o Tobie”. Podążamy za trendami i skutecznie odpowiadamy na potrzeby naszych klientów. Czy w nawale pracy w firmie ma Pani jeszcze czas, żeby pomarzyć o jej przyszłości? Jakie to są marzenia? Bardziej niż żyć marzeniami, wolę wyznaczać realne cele. Niezależnie od realizacji obecnych projektów nieustannie poszukujemy nowych, ciekawych miejsc pod kolejne inwestycje. Jest to jednak proces długotrwały, zwłaszcza dlatego, że zawsze staramy się, aby lokalizacja naszych realizacji wyróżniała się na tle konkurencji. Podoba mi się obecny system działania firmy. Przede wszystkim stawiamy na bezpośredni dokończenie ze str. 15 śląskiemu. Często ograniczamy się do swojej parafii czy regionu, a to nas zbyt mało wzbogaca. A mogłoby o wiele bardziej. Nasza współpraca przy Kongresie może zacząć otwierać nowe perspektywy przed Związkiem. Przy okazji muszę podjąć inny wątek. Proszę bardzo. Obszar działania Związku Górnośląskiego nie obejmuje całego województwa śląskiego. Poza etnicznymi granicami Górnego Śląska są m.in. tereny Śląska Cieszyńskiego, Podbeskidzia, Żywiecczyzny, Jury Krakowsko-Częstochowskiej, Zagłębia Dąbrowskiego, Ziemi Raciborskiej, Lublinieckiej – czyli obszary Diecezji Częstochowskiej, Sosnowieckiej i Bielsko-Żywieckiej. Na tych wszystkich terenach działają organizacje obywatelskie reprezentujące aspiracje lokalnych społeczności. Związek Górnośląski powinien, w imię troski o lepszą przyszłość dla obywateli województwa śląskiego, zabiegać o dobrą współpracę z tymi wszystkimi organizacjami. Myślę jednocześnie, że wiele dobrego dałoby pogłębienie współpracy między organizacjami subregionalnymi w całym kraju. Wyobraźmy sobie przez moment, jakie to bogactwo doświadczeń, tradycji i dążeń. Pozostał nam jeszcze piąty powód, dla którego warto pojawić się na Kongresie… Na Kongresie mówimy o realnych problemach, z jakimi spotykają się firmy i o tym, jak te problemy są rozwiązywane w Niemczech, Austrii, Czechach czy Stanach Zjednoczo- kontakt z klientem. Oczywiście myślimy nad dalszym rozwojem firmy, jednak chciałabym, aby nie traciła ona obecnego, rodzinnego charakteru. Jakie wartości, zwyczaje obecne w życiu rodziny przeniesione zostały do firmy? Rodzice zawsze uczyli mnie, że najważniejszymi elementami każdej relacji są szacunek oraz rozmowa. Codziennie spotykamy się i omawiamy bieżące sprawy firmy. Z kolei szacunkiem obdarzamy nie tylko naszych klientów, ale i wszystkich pracowników oraz podwykonawców, z którymi współpracujemy. Wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka nauczyłam się od mamy, która od najmłodszych lat angażowała mnie w przeróżne akcje charytatywne. Jednak dla mnie największą wartością jest ogromne wsparcie, które otrzymuję ze strony rodziców – zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Wiele młodych osób obawia się pracy w rodzinnej firmie, jednak moim zdaniem zupełnie bez powodu. W końcu kto inny, jak nie rodzice, poświęci nam cały swój czas, aby skrupulatnie przekazać nam swoją wiedzę i doświadczenie? Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w spełnianiu marzeń – swoich i klientów. Dziękuję. ■ nych. To tzw. benchmarking, czyli porównywanie się do innych. W każdym panelu uczestniczą eksperci z zagranicy, a my dzięki temu wiemy, co mamy do zrobienia. Stąd Kongres zawsze opracowuje rekomendacje, które opisują zagadnienie, problem, diagnozują go, proponują, co należy zrobić, by zmienić stan rzeczy oraz opisują adresata rekomendacji. Mówiąc inaczej: podpowiadają, co należy zrobić, żeby poprawić funkcjonowanie firm i gospodarki w Polsce i całej Europie. Przez cały rok pilotujemy, co się dzieje z tymi rekomendacjami i na następnym Kongresie informujemy, czy ktoś skorzystał z tych materiałów i informacji, czy trzeba powrócić do tematu itd. Jeśli podobnej metody nauczymy się w Związku – czyli zaczniemy analizować, czy jest odzew na nasze postulaty np. w samorządach lokalnych, wśród posłów czy w administracji publicznej – to zaczniemy też oceniać, na ile nasze inicjatywy są brane pod uwagę i czy naprawdę są one komukolwiek przydatne. Jest wiele obszarów współpracy i przedsięwzięć, które możemy robić razem. Bardzo dziękuję w imieniu czytelników „Górnoślązaka” i własnym za tę rozmowę. Przeprowadzenie tego wywiadu było dla mnie zaszczytem i przyjemnością. Dziękuję za serdeczne słowa. Życzę wszystkiego dobrego Czytelnikom i Członkom naszego Związku Górnośląskiego! ■ www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK 17 Marzenia się spełniają! Rozmowa z Panem Jerzym Weindichem, właścicielem firmy Centrum Przemysłu Mięsnego i Gastronomii w Chorzowie „Górnoślązak”: Firma Weindich jest firmą rodzinną. cja zawodowa jest podstawą zawiąCo to znaczy w Waszym przypadku? zywania się firm rodzinnych. Uważam, ze na sukcesję składają W biznesie rodzina daje silną podstawę do budowania firmy się w równym stopniu przekazywane wartości, jak i materialna i ją wzmacnia. Firma rodzinna opiera się na zaufaniu. Jeżeli część firmy. w rodzinie ktoś popełni błąd, to łatwiej go przebaczyć. Poczucie Fundacja Weindich jest odpowiedzią na pytanie o spoodpowiedzialności w firmie rodzinnej jest większe. To nie zna- łeczną odpowiedzialność biznesu? czy, że ja oczekuję, żeby młodzi robili wszystko tak, jak ja sobie Zakres działań Fundacji Weindich obejmuje działalność życzę. Nie tylko doświadczenie się liczy! Młodzi mają własną na rzecz osób niepełnosprawnych, pomoc chorym w leczeniu wizję, jak firma powinna wyglądać w przyszłości. Tematy strate- czy pokrycie kosztów zabiegów itp. Na początku lipca zorganigiczne dla firmy omawiamy wspólnie. Można by rzec, że w fir- zowana została przez fundację aukcja charytatywna, a zebrane mach rodzinnych jest głowa rodziny, a w pozostałych jest tylko pieniądze zostały przeznaczone na konkretne cele fundacji. szef. Oczywiście, w firmach rodzinnych też obowiązują przepisy Wspieramy stowarzyszenia pomagające chorym, ale także fei procedury. Ale nie są one odarte z czynnika ludzkiego. Rzutują styny, imprezy kulturalne i inne. na nie standardy wyniesione z domu, rodzinny kodeks etyczny, Czy na Śląsku jest już klimat dla mariażu kultury i bisystem wartości czy choćby upodobania. znesu? Bardzo tu u Państwa ładnie. Zwraca uwagę estetyka wyJako pracodawca i właściciel firmy podchodzę do zagadniestroju siedziby. nia racjonalnie. Powiem wprost: uważam, że pracownik powiW naszej rodzinie przywiązuje się wielką wagę do piękna nien być godziwie wynagradzany na tyle, żeby mógł swobodnie otoczenia, w którym się przebywa. Jest tak także w domach mo- korzystać z dóbr kultury według własnych potrzeb i upodobań. ich dzieci. Można powiedzieć, że to taka cecha rodzinna, która Jak się kiedyś mówiło: jak człowiek będzie miał chleb, to drogę przedostała się do firmy. do kultury sam sobie znajdzie. Dlatego ja kładę nacisk na godne Czy pracownicy postrzegają interes firmy jako swój? uposażenie pracowników. Oczywiście, zakupujemy od czasu Nie zawsze tak było. Po okresie gospodarki socjalistycznej, do czasu zbiorowe bilety do teatru czy na imprezy. Wspierając kiedy nikt nie wiedział, komu jego praca służy, trzeba było od- lokalne imprezy kulturalne, zwracamy uwagę na to, żeby to były budować mentalność pracownika, jego poczucie wartości. Dzi- przede wszystkim wydarzenia integrujące społeczność dzielsiaj śmiało mogę powiedzieć, że sukces jest własnością pracow- nicy, kilku dzielnic, miasta. Ważne jest, aby środki były wykonika, a właściciel łączy to w całość. rzystane w najlepszy sposób dla lokalnej społeczności oraz aby Mówi się, że dużym problemem w firmach rodzinnych jest dysponował nimi zespół osób odpowiedzialnych i mających moment sukcesji. Zarówno dla sukcesorów, jak i dla odcho- na uwadze jej potrzeby. Moim marzeniem, a może zamiarem, dzącego szefa firmy. Jakie jest Pana zdanie? jest mecenat kultury. W naszej firmie, można powiedzieć, sukcesja przebiega Czy firma Weindich jest firmą śląską? w sposób całkiem naturalny. Ciągle jestem szefem, ale moi naMoja rodzina od pięciu pokoleń jest śląską rodziną. Czustępcy od kilku lat już tworzą obecny kształt firmy. Nie chcę, jemy się Ślązakami w pełnym tego słowa znaczeniu. I nie pożeby młodzi robili wszystko tak, jak ja sobie życzę. Oni już zostaje to w sprzeczności z tym, że rodzina była wielonarorozwijają firmę. Nie dostaną jej przecież w formie daru, cze- dowościowa i wielojęzyczna. Nie jestem śląskim nacjonalistą. goś gotowego, skończonego. Świadomość, że są spadkobier- Moim zdaniem swoje miejsce należy czcić, ale nie ponad inne cami, a równocześnie twórcami firmy, daje nadzieję, że kon- wartości. Nie tylko cenię sobie to, że jestem z Górnego Śląska, dycja firmy nie ucierpi w chwili przekazywania. Zresztą mam ale chcę dla niego coś zrobić. Miałem kilka propozycji, bardzo to szczęście, że nie przekazuję firmy w obce ręce. Mam komu interesujących, z innych części Polski, ale więź z Górnym Śląją przekazać i to jest naszym wspólnym sukcesem. Chcę przy skiem przeważyła i dlatego, między innymi, moja firma znajtym zaznaczyć, że sukcesja to nie tylko przekazanie części mate- duje się w Chorzowie. Tak właśnie rozumiem moją śląskość: nie rialnych, technologicznych czy marketingowych. W firmach ro- jako wielkie słowa, ale konkretne działanie na rzecz Śląska i jego dzinnych przekazuje się także tradycję rodzinną. Znamy wiele mieszkańców. przykładów rodzin prawniczych, lekarskich, w których tradyNa zakończenie pozwolę sobie przytoczyć Pańską wypowiedź zamieszoną w katalogu wydanym z okazji 25-lecia firmy Weindich. Na pytanie o to, jakich rad udzieliłby Pan każdemu, komu zależy na sukcesie, odpowiedział Pan: Przede wszystkim trzeba być otwartym na świat. Należy wykazywać się pracowitością… …i rozsądkiem. Trzeba też pamiętać o inwestowaniu dochodów. Nie można nigdy zapomnieć o marzeniach, ale marzyć należy tylko w chwilach odpoczynku, nigdy pracując. Marzenia się spełniają! Dokładnie! Dziękuję za interesującą rozmowę i poświęcony mi czas. ■ Rozmawiała: Ilona Urbańczyk 18 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl Po słowie, po dwa Świadczenie rodzicielskie Nam wolno więcej Od nowego roku rodzice będący studentami, osoby bezrobotne, osoby niepełnosprawne, a także zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych czy rolnicy będą otrzymywać comiesięczne wsparcie finansowe w postaci świadczenia rodzicielskiego. Pomoc nie będzie uwarunkowana wysokością uzyskiwanego dochodu i, co ważne, każdego miesiąca będzie wynosiła 1000 złotych na dziecko przez jeden rok. Powyższe rozwiązanie stanowi realną pomoc dla tych rodziców, którzy nie są uprawnieni do otrzymywania zasiłku macierzyńskiego. Nowe świadczenie, pomimo że zacznie funkcjonować od 1 stycznia 2016 r., obejmie także tych rodziców, których dzieci przyszły na świat wcześniej, jednakże tylko w przypadku, gdy nie minął jeszcze okres 52 tygodni od urodzenia dziecka, natomiast w przypadku ciąży mnogiej – maksymalnie 72 tygodni. Jestem przekonana, że powyższe rozwiązania pozytywnie wpłyną na rozwój rodzicielstwa w Polsce oraz mam nadzieję, że dalsze prace nad nowelizacją ustawy przyczynią się do wprowadzenia rozwiązań oczekiwanych przez wszystkie grupy społeczne. ■ Ewa Kołodziej Posłanka na Sejm RP Minął już rok, od kiedy stałem się posłem niezrzeszonym. Mój rozbrat z Platformą Obywatelską, który nastąpił na skutek braku mojej akceptacji dla działań partii w moim rodzinnym mieście, Katowicach, nie był decyzją ani łatwą, ani przyjemną. Z perspektywy czasu nie żałuję, choć być może cenę przyjdzie mi jeszcze za to zapłacić. Nie żałuję jednak tego roku. Zmiana perspektywy, z której patrzy się na sejmową mównicę, z wygodnego miejsca w klubie z całym zapleczem, jakie się z nim wiąże (wsparcie techniczne, polityczne, merytoryczne, a nawet… towarzyskie), o którym posłowie niezrzeszeni mogą tylko pomarzyć (lub powspominać), na miejsce w gronie posłów niezależnych ma jednak swoje plusy. To świeżość patrzenia, gdy można myśleć już tylko o interesie wyborców i obywateli Rzeczpospolitej, nie będąc przedmiotem ani podmiotem partyjnych rozgrywek, przesunięć, transferów. Krótko: posłom niezależnym wolno więcej, choć ponoć ich los nie jest do pozazdroszczenia. Ruszyła wyborcza karuzela. Wszyscy stają w szranki do wyborczej przepychanki – chciałoby się zaśpiewać. Kto ma mocniejsze łokcie w regionie, ten jest wyżej na liście. No chyba, że partyjne góry dokonają nagle spektakularnej wymiany. Jedni awansują, drudzy pospadają. Momentami to nawet ciekawsze od polskich rozgrywek piłkarskich. Nas, niezrzeszonych, to nie dotyczy. Nam wolno więcej. Nam wolno spać spokojniej. ■ Jerzy Ziętek, Poseł na Sejm RP Zapraszamy do współpracy Reklamodawców i Partnerów! Reklama na łamach „Górnoślązaka” Reklama na stronie www.zg.org.pl Reklama podczas wydarzeń organizowanych przez Związek Górnośląski Partnerstwo i patronaty na imprezach [email protected] GÓRNOŚLĄZAK 19 www.zg.org.pl Z życia Związku W sierpniu br. region zelektryzowała wiadomość o mariażu Ślązaków, a właściwie Ruchu Autonomii Śląska, i Mniejszości Niemieckiej w kontekście udziału w zarządzonych na 25 października wyborach do Sejmu i Senatu, tj. wspólnego startu z list Mniejszości Niemieckiej. Start w wyborach z list mniejszości wiąże się ze zwolnieniem z wymaganego progiem wyborczym minimum 5 proc. głosów w skali kraju. Swoje stanowisko w tej sprawie, opublikowane w dniu 24 sierpnia, wydał także Związek Górnośląski. Stanowisko Związku Górnośląskiego w sprawie udziału w wyborach do Sejmu i Senatu w roku 2015 Związek Górnośląski nie weźmie udziału w wyborach do Sejmu i Senatu w roku 2015 ani jako podmiot samodzielny, ani jako koalicjant na wspólnej liście wyborczej. Członkowie Związku Górnośląskiego są zaangażowani w życie społeczne i polityczne, działają w różnych organizacjach lokalnych i partiach politycznych. Związek Górnośląski zachęca swoich członków do wzmożonej aktywności w zbliżających się wyborach, a przede wszystkim do oddawania swoich głosów. Deklaracja programowa jasno określa program i charakter Związku Górnośląskiego jako stowarzyszenia, które będąc „rzecznikiem wartości, aspiracji, dążeń oraz interesu Górnego Śląska w skali ogólnonarodowej”, jest stowarzyszeniem niezależnym od władzy politycznej. Kolejne dokumenty programowe, precyzując stanowisko Związku, stwierdzają, że „Związek będzie czynnie uczestniczył w życiu publicznym i politycznym poprzez indywidualne zaangażowanie swoich członków, unikając koniunkturalizmu politycznego i zachowując swoją tożsamość jako stowarzyszenia obywatelskiego”. Niniejsze stanowisko jest osadzone w kontekście, na który składają się następujące fakty: 1. Państwo polskie stworzyło przywilej dla mniejszości narodowych w postaci ominięcia 5 proc. progu wyborczego do Sejmu, aby obywatele tych mniejszości mogli mieć swych reprezentantów w parlamencie. Ten przywilej dotyczy m.in. śląskich Niemców, żyjących tu od wieków i innych mniejszości narodowych, nie dotyczy jednak innych grup społecznych. 2. Ślązacy, tak jak wszyscy obywatele RP, mają możliwość aktywności politycznej w działających partiach, mogą także tworzyć własną partię i to jest płaszczyzna do realizacji ambicji politycznych. 3. Komitet „Zjednoczeni dla Śląska”, który zaproponował Związkowi Górnośląskiemu wspólny start w wyborach, oprócz hasła wyborczego, że chce dobra Śląska, nie przedstawił żadnej propozycji konkretnego programu. 4. Związek Górnośląski jest zwolennikiem polityki osiągania realnych celów. Komitet „Zjednoczeni dla Śląska” nie gwarantuje nawet inicjatywy ustawodawczej potencjalnych posłów. Zarząd Główny Związku Górnośląskiego Z pielgrzymką po Jurze Bractwo Pielgrzymkowe nie próżnuje. Nie dalej jak miesiąc temu pielgrzymowali do powszechnie znanych sanktuariów położonych na terenach należących do Jury Krakowsko-Częstochowskiej (Leśniów, Święta Anna i Gidle). W sobotę 22 sierpnia „zadebiutowali” w trzech nowych miejscach. – Zaczęło się kilka lat temu od informacji naszego ówczesnego opiekuna duchownego, ks. Andrzeja Szklarskiego, że w Ogrodzieńcu istnieje sanktuarium Matki Bożej zwanej „Skałkową” – mówi Jacek Pytel, Prezes Bractwa. – Przez kilka lat temat był w zawieszeniu, aż wreszcie „Słowo stało się Ciałem”. Pielgrzymka rozpoczęła się od mszy u ojców franciszkanów w Dąbrowie Górniczej. Okazało się, że przypadkowo pielgrzymi odwiedzili czwarte tego dnia sanktuarium; w dąbrowskiej świątyni bowiem czczony jest św. Antoni Padewski. Potem wyjazd. Pół godziny drogi i pątnicy są już w Ogrodzieńcu. Na wzgórzu malownicze ruiny zamku. Sanktuarium Matki Bożej Skałkowej nieco dalej; kaplica wtulona jest w wapienną skałę. Nabożeństwo, potem godzina przerwy na kawę i spacer do malowniczych ruin i w drogę. Skarżyce, kolejna stacja na pielgrzymim szlaku. To już dzielnica Zawiercia, ale położona z dala od miasta, wśród jurajskich wzgórz. Mały kościółek, lada moment ślub. Dlatego czasu wystarcza tylko na jedną dziesiątkę Różańca i rzut oka na świątynię i otoczenie. – Za rok będziemy tu w bardziej dogodnych okolicznościach – deklaruje prezes. Ostatnia stacja to Blanowice, sanktuarium Miłosierdzia Bożego i Świętego Krzyża. Tam koronka i nabożeństwo drogi krzyżowej. Chwila na modlitwę w bocznej kaplicy, gdzie umieszczone są relikwie Krzyża Świętego. W pielgrzymce udział wzięły 54 osoby. Po wszystkim pozostaje pewien niedosyt. – Wrócimy w te strony za rok – mówi prezes Pytel. –Sanktuaria jurajskie i okolice są zbyt piękne, by skończyć na jednorazowym epizodzie. ■ RED 20 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl 25 lat Koła Brzezinka Koło Brzezinka Związku Górnośląskiego 21 czerwca świętowało 25-lecie istnienia. Z tej okazji w brzezińskim kościele ks. Paweł Bubalik, współpracujący z Kołem od początków jego istnienia, odprawił mszę świętą w intencji i z udziałem członków, ich rodzin i sympatyków Koła oraz zaproszonych gości. Podczas mszy panie w strojach śląskich i dzieci z Przedszkola nr 1 włączyły się w liturgię słowa, a w kazaniu przypomniane zostały początki działalności Koła Brzezinka. Goście i członkowie Koła spotkali się w „Lari” na uroczystym obiedzie. Wśród zaproszonych na uroczystość były władze miasta – prezydent Edward Lasok, który był jednym ze współzałożycieli koła ZG w Brzezince i od początku wspiera jego działania, zastępca prezydenta Bernard Pastuszka, przewodniczący Rady Miasta Grzegorz Łukaszek, wiceprezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki (obecny Prezes Związku), przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Kultury, Rady Osiedla oraz zaprzyjaźnionych Kół Związku ze sztandarami – z Janowa i Murcek – oraz Bractwa Pielgrzymkowego. Wiceprezes Związku wręczył ośmiu członkom odznaczenie „Zasłużony dla Związku Górnośląskiego”, przyznane przez Zarząd Główny oraz dyplomy i książki. Ponadto były podziękowania dla poszczególnych członków Koła, którzy wnieśli wielki wkład w jego rozwój i działalność. Podziękowania skierowano również w stronę obecnego prezydenta Edwarda Lasoka, który od 25 lat zawsze wspomaga Związek w jego działaniach. Na jego ręce obecna prezes Koła przekazała upominek adekwatny do uroczystości – lalkę w pięknym stroju śląskim. Podziękowano byłym prezesom Koła. Także obecna prezes Teresa Bialucha otrzymała wyrazy wdzięczności. Joachimowi Kinasowi z Australii Koło Brzezinka przyznało znaczek ZG za okazywane przez lata wsparcie, za uczestnictwo podczas pobytu w Polsce w spotkaniach i imprezach Koła oraz za pamięć o członkach ZG za oceanem. Dzieci z Przedszkola nr 1 w Brzezince przygotowały program artystyczny w gwarze śląskiej. Wydany został również folder okolicznościowy, w którym przypomniane zostały początki Koła Brzezinka. Koło powstało 5 czerwca 1990 roku, a pierwsze spotkania odbywały się w salce przy probostwie. Obecnie Koło zrzesza prawie sto osób – starszych i młodszych. Uczestniczą w miejskich imprezach świeckich i kościelnych, zapraszani są do szkół i przedszkoli, gdzie prezentują nie tylko „ślonsko godka”, ale i przepiękne galowe stroje, z których Koło Brzezinka słynie. A zawdzięcza je nieżyjącej już pani Monice Derze, która przez kilkadziesiąt lat szyła stroje, malowała wstążki, fartuchy i uczyła młode pokolenie tej trudnej sztuki krawieckiej. Pierwszym prezesem kola został Jerzy Mosler, po nim rządy w kole sprawował Janusz Klimczok, następnie Jan Patałąg, Krzysztof Cieślik. Od 2007 roku prezeską jest Teresa Bialucha. Szczęść Wam Boże, na następne ■ 25 lat! GÓRNOŚLĄZAK 21 www.zg.org.pl Jubileuszowe XXV Dni Bogucic Piękna letnia pogoda sprzyjała obchodom jubileuszowych XXV Dni Bogucic, zorganizowanych w Parku Boguckim w Katowicach, gdzie można było bawić się przy kubańskich rytmach w wykonaniu Jose Torresa, włoskiej muzyce rozrywkowej czy raperskich głosach młodego pokolenia. Dla bardziej wymagających melomanów zarezerwowano operetkowy zawrót głowy w formie fabularyzowanego koncertu arii operetkowych nieśmiertelnego Johanna Straussa pt. Wiedeńska krew w wykonaniu artystów Śląskiej Operetki Kameralnej i Zespołu Maes Trio. Oprócz strawy duchowej było także coś dla ciała. Związek Górnośląski Koło Katowice Bogucice przygotował dla wszystkich chętnych oprócz „chleba z tustym” także tradycyjny śląski żurek. Górnośląskiego, która przypomniała, ze to właśnie koła Związku Górnośląskiego dwadzieścia pięć lat temu wskrzesiły tradycję śląskich festynów z udziałem całych rodzin. Zwycięzcy zostali nagrodzeni gromkimi brawami przez licz- W ramach Jubileuszowych XXV Dni Bogucic został zorganizowany w Miejskim Domu Kultury Bogucice-Zawodzie tradycyjny Turniej Skata, Remika i Piotrusia. Zainteresowanie turniejem, jak co roku, było bardzo duże, zarówno wśród osób dorosłych, jak i dzieci. Dzięki współpracy Koła Bogucice z Radą Jednostki Pomocniczej nr 13 w Bogucicach zwycięzcy otrzymali piękne puchary i nagrody rzeczowe, a dzieci dodatkowo kilkanaście złotych medali. Nie było dziecka, które po turnieju nie miałoby uśmiechniętej buzi. Na scenie w Parku Boguckim puchary i nagrody główne wręczyła pani dr Łucja Staniczkowa, wiceprezes Związku nie zebraną na widowni publiczność. Jubileuszowe XXV Dni Bogucic zaszczycił swoją obecnością także pan Marcin Krupa, Prezydent Miasta Katowice. ■ Zapraszamy znowu za rok! Marek Mryc Wiceprezes Koła Katowice-Bogucice Referendum 6 września Związek Górnośląski, działając od lat na rzecz zwiększenia udziału obywateli w życiu społecznym i politycznym RP, czynnie zaangażował swoje siły w terenie w działania wokół referendum ogólnokrajowego, zarządzonego przez Prezydenta RP na dzień 6 września br. W większości śląskich miast i powiatów zgłosiliśmy swoich kandydatów na członków Obwodowych Komisji ds. Referendum. To także jeden z przejawów naszej, związkowej troski o rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Jak się okazało, w niektórych miastach przy okazji ustalania składów komisji tym razem nie było potrzebne losowanie – ze względu na brak chętnych do pracy. Trudno roztrząsać teraz, czy niskie diety, czy jeszcze niemal urlopowy czas (6 września to pierwsza niedziela po wakacjach) wpłynęły na małe zainteresowanie zwykle obleganymi komisjami. Natomiast liczne zaangażowanie członków Związku, którzy zachęcili do pracy przy referendum także swoich bliskich i znajomych, cieszy. Bardzo. ■ Krzysztof E. Kraus 22 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl POD HONOROWYM PATRONATEM PREZYDENTA PIEKAR ŚLĄSKICH SŁAWY UMIŃSKIEJ-DURAJ Zarząd Koła Związku Górnośląskiego i Dyrekcja Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Piekarach Śląskich zapraszają do udziału w IX Turnieju Sportowym. Zaproszenie kierujemy do członków kół Związku Górnośląskiego i piekarskich stowarzyszeń. Turniej odbędzie się w sobotę 5 września na obiektach MOSiR-u w Piekarach Śląskich przy ul. Olimpijskiej 3. W ramach zawodów rozegrane zostaną następujące konkurencje: 1) strzelanie z karabinu sportowego w pozycji leżącej (konkurs drużynowy – drużyny trzyosobowe), 2) turniej petanque (konkurs drużynowy – drużyny dwu lub trzyosobowe), 3) dart – rzutki (konkurs indywidualny), 4) disc golf (konkurs indywidualny), 5) marsz z kijkami do nordic walkingu (konkurs indywidualny). Marsz z kijkami zostanie rozegrany oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Uczestnicy marszu przychodzą z własnymi kijkami. Zaplanowany jest także pokaz rozgrzewki przed wyruszeniem na trasę. NAGRODY 1) Puchary dla drużyn, które w strzelaniu lub petaque zajmą pierwsze trzy miejsca. 2) Medale indywidualne dla pierwszych trzech zawodników w strzelaniu, darcie, disc golfie i marszu z kijkami. 3) Dyplomy dla drużyn i zwycięzców indywidualnych za pierwsze trzy miejsca. SĘDZIOWANIE Funkcję sędziów pełnić będą instruktorzy MOSiR-u w Piekarach Śląskich. ZGŁOSZENIA UCZESTNIKÓW Zgłoszenia poszczególnych stowarzyszeń i organizacji przyjmuje Prezes Koła Związku Górnośląskiego w Piekarach Śląskich Helena Leśniowska: tel. 660 635 911 lub mail: [email protected] do 31 sierpnia 2015 r. Zapisy osób do poszczególnych konkurencji w dniu zawodów. Biuro zawodów czynne 5 września od godz. 9.30. Rozpoczęcie zawodów o godz. 10.00. GÓRNOŚLĄZAK 23 www.zg.org.pl Co słychać w Domu Śląskim? W Domu Śląskim znalazło swoją siedzibę Stowarzyszenie Polsko-Chińskie. Kilka innych organizacji przygotowuje się do podpisania umowy na bardzo korzystnych warunkach. W nowym sezonie Dom Śląski planuje działalność kulturalną, edukacyjną i integracyjną, między innymi w ramach Salonu Literackiego na Stalmacha. Podczas niezwykle udanego spotkania z prof. Zbigniewem Kadłubkiem, autorem Fado. Piosenki o duszy i jego wybitnymi Gośćmi, zorganizowanego we współpracy z Księgarnią Św. Jacka, siedziba Związku Górnośląskiego nie pomieściła wszystkich chętnych. Dlatego Autor zgodził się spotkać z czytelnikami po raz kolejny, w listopadzie. Już dziś zapraszamy nauczycieli, studentów, uczniów i wszystkich miłośników prozy Zbigniewa Kadłubka. W październiku Salon Literacki na Stalmacha zaprasza na kolejną imprezę. Tym razem bohaterem wieczoru będzie znany i ceniony znawca Śląska i jego duszy zamkniętej w krajobrazie i ludziach, Henryk Waniek. Na spotkanie zaprasza Wydawnictwo Silesia Progress. Salon na Stalmacha nie musi ograniczać się do literatury: Salon Malarski, Salon Muzyczny, Salon Biznesowy, Salon Polityczny – to nasze propozycje. W ramach działalności edukacyjnej w Domu Śląskim przeprowadzone zostaną szkolenia dla członków Związku Górnośląskiego i innych stowarzyszeń na temat aplikowania o dotacje do różnych podmiotów – samorządowych i innych, wspierających aktywność społeczną. Pan Grzegorz Żymła z biura Europosła Marka Plury przeprowadzi cykl szkoleń dla asystentów osób niepełnosprawnych, a Klub Nauczyciela Regionalisty zorganizuje warsztaty z zakresu edukacji regionalnej. Działalność integracyjna Domu Śląskiego to inicjatywa Kół i Bractw Związku Górnośląskiego oraz wszystkich innych, których urzekły stylowe wnętrza i ogród willi na Stalmacha. Gościliśmy znakomity, a równocześnie przesympa- tyczny, chór Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, który spotkanie integracyjne przy grillu zorganizował sobie właśnie w naszym ogrodzie. Zapraszamy inne grupy! W Domu Śląskim cały czas czynna jest stała wystawa Izba Henryka Sławika i Józsefa Antalla oraz wystawa czasowa pt. I Powstanie Śląskie, przygotowana przez Koło Tychy przy współpracy Muzeum w Tychach, a także wystawa opracowana przez Bronisława Wątrobę, pod tytułem I wojna świa■ towa. Łucja Staniczkowa 19 września zapraszamy na Górę Świętej Anny W tym roku już po raz czternasty spotkamy się w ramach Rodziny Górnośląskiej na Górze Św. Anny. W ubiegłym roku było nas prawie 1000 osób. Pokazaliśmy, że Związek Górnośląski żyje, ma się coraz lepiej i zaczyna odzyskiwać pozycję, do której jest predysponowany. Nie można było wymarzyć sobie lepszego miejsca dla świętowania srebrnych godów naszej organizacji – to przecież na Górze Świętej Anny odbył się I Kongres Związku Górnośląskiego. A jak będzie w tym roku? (zob. ramka na str. 24). Zapraszamy! ■ ➧ 24 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl ➧ Program XIV edycji Rodziny Górnośląskiej 10.00 11.00 12.00 12.30 13.30 15.00 Spotkanie przy pomniku Powstańców Śląskich Msza św. w bazylice Wspólne zdjęcie na schodach prowadzących do bazyliki Czas na obiad Dyskusja nt. przyszłości Związku Górnośląskiego – aula Wizyta w Sanktuarium św. Jacka Odrowąża w Kamieniu Śląskim Śląskie portrety historyczne Fitznerów dwóch, czyli biznes rodzinny na światową skalę B yć może pamiętacie, drodzy Czytelnicy, reklamę pewnego czekoladowego batonika, w której występują dwaj bracia. Obaj robią niby coś innego, a wychodzi to samo; ich drogi niby się rozchodzą, ale dalej są wspólne… Nie jestem fanką tych batoników ani nie podejmuję próby lokowania produktu – po prostu, kiedy zbierałam materiały do tego artykułu, wciąż przypominała mi się fabuła filmiku reklamowego. Kto będzie dziś czytał uważnie, ten sam znajdzie analogię. Ale przejdźmy do rzeczy! Dzisiaj odstąpię od reguły indywidualnego traktowania postaci i przedstawię Wam całą rodzinę przedsiębiorców, a w każdym razie kilku jej przedstawicieli, którzy wykazali się determinacją, odwagą i pracowitością, dzięki czemu dorobili się majątku i pozycji społecznej. Historia rozpoczyna się w latach 30. XIX wieku, kiedy to z Brunszwiku przybywa do Gliwic grupa niemieckich osadników. Jeden z nich – Johann Wilhelm Fitzner – z częścią z nich wędruje dalej, do obecnych Siemianowic Śląskich, gdzie zostaje osadzony w kolonii Huta Laura przez hrabiego Hugona Henckel von Donnersmarck. Hrabia nie jest altruistą – po prostu posiada dobrze prosperującą hutę i nosa do interesów. A Wilhelm Fitzner jest świetnym mistrzem kowalskim. Wkrótce okazuje się, że sprowadzenie Fitznera było strzałem w dziesiątkę! Już w 1836 roku zakłada on pierwszą kuźnię, a w 1855 roku kotlarnię. Na tym jednak nie koniec. Przedsiębiorczy, pracowity i zapobiegliwy Wilhelm, widząc powodzenie swoich działań, postanawia uruchomić kolejne przedsiębiorstwa. I tak w 1868 roku na terenie sąsiedniej Kolonii Hugo (dzisiejsze ulice: Matejki i Fabryczna) powstaje Fabryka Nitów (Nieten Fabrik), a w rok później, tj. w 1869 roku, na terenie Kolonii Wanda (obecny rejon ulicy Powstańców) zaczyna produkcję Fabryka Kotłów (Kessel Fabrik). Co ciekawe, te zakłady przetrwały dwie wojny, komunę, zmiany po roku 1989 i… istnieją do dziś! Wprawdzie pod nieco inną nazwą i w zmienionej strukturze organizacyjnej, ale proszę mi pokazać przedsiębiorstwa prosperujące niezmiennie przez trzy wieki. A podwaliny pod nie położył Wilhelm Fitzner – odważny ewangelik z Brunszwiku. Gdyby poziom sukcesu mierzyć zasobnością portfela, to nasz bohater osiągnął go na pewno, zważywszy na drogę, którą pokonał. Nie wywodził się przecież z arystokracji a wszystko, co posiadał, zawdzięczał swojej mądrości i pracy. Jest jednakże jeszcze jeden wyróżnik sukcesu – to szczęście rodzinne. I wydaje się, że tu także Wilhelm osiągnął spełnienie. Wychował dwóch synów, których przysposobił do kierowania swoim imperium i z całym zaufaniem przekazał je w ich ręce. Pamiętacie reklamę? Odbyło się to jednak nieco inaczej niż w telewizji. Fitzner na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku obie fabryki darował pierworodnemu, Wilhelmowi juniorowi. Ten zaś w 1874 roku podzielił się ➧ www.zg.org.pl ➧ z młodszym bratem Richardem i przekazał mu Fabrykę Ni- tów. Od tego momentu bracia posiadali po równo, a zakłady ze sobą współpracowały. Pod rządami Richarda rozszerzono produkcję o śruby i nakrętki, przyjmując nową nazwę: Fabryka Śrub i Nitów (R. Fitzner Schrauben und Nieten Fabrik), pod którą znana była do końca XX wieku. Zanim przedstawię dalsze koleje losów rodziny Fitznerów, czas na kilka faktów dotyczących fabryk, które powołali do życia. Fabryka Wilhelma juniora zajmowała się produkcją kotłów parowych, innych obiektów z blachy i konstrukcji żelaznych (m.in. mostów). Od roku 1875, jako jedna z pierwszych w Europie, zaczęła spawanie blach, co spowodowało, że kotły stały się odporne na wysokie ciśnienie. Na cztery lata przed śmiercią Wilhelma seniora, tj. w roku 1874, uroczyście świętowano oddanie tysięcznego kotła, a liczba pracowników w ciągu trzydziestu trzech lat zwiększyła się kilkukrotnie – od 70 osób w roku 1869 do 500 w roku 1902. Asortyment rozszerzał się wraz z wyzwaniami epoki: maszty okrętowe, rury do odwadniania kopalń, cylindry, retorty… Produkcja szła do Europy (Francja, Austro-Węgry, Holandia, Szwecja, Rosja), a także w bardziej egzotyczne rejony świata: spawane boje do oświetlenia morskiego na Kanał Sueski, a kotły do transportu gazów aż do Australii. Wyroby Fitznerów podbiły świat i zdobywały medale na prestiżowych wystawach od Chicago do Melbourne. Wilhelm Fitzner uruchomił też fabryki w Sielcach koło Sosnowca i Strzybnicy koło Tarnowskich Gór, a następnie wszedł w fuzję z krakowskim koncernem Polskie Fabryki Maszyn i Wagonów L. Zieleniewskiego. Tradycję fabryki, po różnych dziejowych zawirowaniach, kontynuują Wojskowe Zakłady Mechaniczne, znane w Polsce i na świecie m.in. z produkcji Rosomaka. Z kolei Fabryka Śrub i Nitów, kierowana przez Richarda, a od końca lat 90. XIX wieku przez jego bratanka Maxa, również dynamicznie się rozwijała. Produkowano wszystko, co wiązało się z budową taboru kolejowego czy stoczniowego, a nawet na potrzeby przemysłu telefonicznego, telegraficznego i kablowego. Teren zakładu powiększał się sukcesywnie, a park maszynowy wzbogacano o nowoczesne urządzenia. Przez długi czas fabryka znajdowała się w rękach rodziny, ale historyczne zawirowania sprawiły, że do końca XX wieku pozo- Willa Fitznera – stan dzisiejszy. Fot. Wikipedia. GÓRNOŚLĄZAK 25 stała tylko nazwa, zmieniona zresztą w 1998 roku na Fabrykę Elementów Złącznych. Jednak zakład produkuje do dnia dzisiejszego. Sukces rodziny Fitznerów opierał się zarówno na odwadze i przedsiębiorczości Wilhelma seniora, jak i na pracowitości i mądrości juniora. Pierwszy podjął ryzyko wyprawy w nieznane i położył podwaliny pod przyszłe fabryki, drugi natomiast nie tylko kontynuował dzieło ojca, ale też nadał mu rozmachu i równie odważnie wprowadzał na nowe rynki. Wilhelm junior w młodości praktykował w fabryce Ruffera, aby potem wykorzystać zdobytą wiedzę i doświadczenie na własny użytek. W fabryce ojca, jak podają źródła, pracował „fizycznie i umysłowo – za dnia w warsztacie, w nocy nad książką” (Z. Janeczek, Od Sancovic do Siemianowic, Katowice 1993, s. 72). W późniejszym okresie, kiedy już zarządzał firmą, nie ograniczał się do pomnażania majątku, ale wiele uwagi poświęcał sprawom społecznym i to w sposób bardzo konkretny – poprzez dbałość o pracowników fabryki. I tu drobna uwaga: w domach robotniczych budowanych przez fabrykę powierzchnia mieszkalna wraz z częścią ogrodu wynosiła 200 m2 na rodzinę! Pierwszy taki dom powstał już w 1890 roku. Później wybudowano czteropiętrową kamienicę z pralnią i kotłownią, która stoi do dziś przy ulicy Komuny Paryskiej 17 (dawnej Wilhelm Fitznerstrasse). Pracownicy fabryki posiadali ubezpieczenie na życie wypłacane rodzinie w razie ich śmierci lub pracownikowi po ukończeniu 60. roku życia (kapitał wynosił 500 marek na osobę), a wdowom i inwalidom wypłacano zasiłki. Po 25 latach pracy każdemu przysługiwała nagroda jubileuszowa, a każdy rok kończył się premią. Działała też kasa oszczędności, biblioteka i łaźnia, a nawet prowadzono kursy rysunku dla uczniów. Dzisiaj, pisząc te słowa, mam wrażenie, że to, co nazywamy postępem, jest często formą zacofania – niejeden bowiem współczesny pracownik jakiejkolwiek firmy z chęcią przystałby na warunki socjalne oferowane przez fitznerowską fabrykę. Umierając w 1905 roku, Wilhelm Fitzner junior był kawalerem licznych orderów, z tytułem Królewskiego Radcy Handlowego oraz posiadaczem uznanej na świecie marki. Jako filantrop otrzymał nawet ulicę swojego imienia. Może władze Siemianowic pokusiłyby się ponownie o taki gest? Jedynym wyraźnym śladem tej zasłużonej rodziny jest w Siemianowicach tzw. Willa Fitznera – dawna siedziba rodu, dziś obiekt pięknie odrestaurowany i użytkowany przez Centrum Kultury. Niestety niewielu mieszkańców miasta wie, kim byli Fitznerowie, a przecież to dzięki nim przez trzy wieki nieprzerwanie działają dwa siemianowickie zakłady przemysłowe, zatrudniając coraz to nowych pracowników. Upadły huta i kopalnia – rówieśniczki fitznerowskich fabryk. Czy nie przyszedł czas, aby w szkołach zacząć mówić o tych, którzy budowali to miasto i stali niegdyś u podstaw jego prosperity ? To bohaterowie czasów pokoju. Na kim mają się wzorować młode pokolenia, nie znając ich życiorysów? Panie Pre■ zydencie, szanowni Radni – do dzieła! Anita Witek 26 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl Komentarz „Górnoślązaka” Podwójna tożsamość Opola? T ak – przybrana polska i wieloletnia niemiecka. Splatają się ze sobą nierozerwalnie, uwydatniając okrucieństwa ostatniej wojny. Osoba z zewnątrz dostrzega to lepiej niż tutejsi. Tubylcy przyzwyczaili się do specyficznych realiów regionu, a w praktyce przestali zauważać jego odmienność. Ja mam jednak ten przywilej, że mogę ich obserwować trochę przez szkło, czyli przypatrywać się dwóm „plemionom”, zamieszkującym obce mi, choć coraz bardziej moje miasto. Tomasz Różycki w swoich Dwunastu stacjach i Notatkach z miejsca postoju odwołuje się do etnografii regionu i przez nią patrzy na panujące tu relacje. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że trzy grupy o kompletnie różnych korzeniach, zwyczajach, dialektach tego samego języka – Ślązacy, repatrianci ze Wschodu oraz ludność z Polski centralnej – przez pierwsze lata swojej koegzystencji musiały jednocześnie zachować swoją odrębność i nie dokonać ewentualnego pogromu, pomimo trudnych kontaktów i wzajemnej nieufności. Minęło już wiele lat, ale kultura śląska i ortodoksyjne domy potomków przesiedleńców nadal stanowią swego rodzaju skanseny sytuacji z 1945 roku. Są jeszcze rodziny, w których nie dopuszcza się do małżeństw mieszanych! Tej metody na przetrwanie nie można potępiać z góry, ponieważ tradycje niezmienione od ponad siedemdziesięciu lat, jak blizny, są pamiątką po nostalgii za utraconym dziedzictwem. Na mocy postanowień konferencji jałtańskiej kilka milionów osób zostało objętych koniecznością zmiany miejsca zamieszkania. I to nie byle jakiej zmiany. Na gruzy niemieckiego miasta, które przed wojną stanowiło okno na Górny Śląsk, sprowadzono ludność z Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Kiedy do Opola w marcu 1945 przyjechali „pionierzy”, czyli pierwsi osadnicy, na niektórych ulicach stały jeszcze barykady, postawione tu w czasie krótkiego, groteskowego epizodu istnienia Festung Oppeln – twierdzy, która miała bronić się rok, a śródmieście straciła w pierwszą noc walk. Czasem, wracając do domu autobusem linii numer dwadzieścia jeden, zdarza mi się stać obok kobiety, o której ktoś mi kiedyś szepnął, że jest pionierką. Nie wiem, czy mogę w to wierzyć, ale „spółgłoska półotwarta boczna zębowa welaryzowana” (czyli kresowe ‘ł’), płynność dźwięków i tak zwany zaśpiew przekonują mnie do teorii o jej przeszłości. Wiem, że tych ludzi i ich potomków „czystej, wschodniej krwi” jest więcej. Pielęgnują swój wymierający język, a mówiąc „u nas” mają na myśli „na Wschodzie”. Bestialstwo, jakim było doprowadzenie do nieodwracalnej zagłady polskiej kultury kresowej, nie może zostać zapomniane. Stanisław Lem swego czasu powiedział, że ludzie i narody to nie szafa, którą można przesuwać z kąta w kąt1. Kresy Wschodnie Rzeszy. W literaturze i polityce niemieckiej temat ten powraca niczym bumerang nawet teraz, siedemdziesiąt lat po wojnie. Wysiedlenie ze Śląska objęło nie tylko Niemców, ale także Ślązaków i niektórych Polaków, którzy nie byli w stanie udowodnić swojej narodowości. Gliwicki poeta Horst Bienek w poemacie Barak Niemcy pisał o tym: „Ale potem przyszli inni wypędzający, którzy sami byli wypędzeni ze Lwowa”2. To on też wypowiedział słowa: „Granica to jest to, co w człowieku wyciska piętno. Bardzo głęboko, aż do nieświadomości”3. Wypędzenie w Niemczech jest otoczone martyrologią, której nie można im odebrać ani zabronić – to oni stworzyli ten region i to do nich on należał. Kara, jaka spotkała ten naród za wywołanie II wojny światowej, była jedynie cząstkową rekompensatą za oderwanie od pewnego środkowoeuropejskiego państwa połowy przedwojennego terytorium. Dług graniczny nigdy się nie zwróci. Rzeczpospolita straciła jednak zdecydowanie więcej niż państwo niemieckie. Rzeczpospolita straciła serce kultury galicyjskiej. Okrucieństwo losu, jakim było zmuszenie dwóch milionów Polaków do dożywotniego opuszczenia swoich domów i zamieszkania w miastach na wskroś niemieckich, między innymi właśnie w tym mieście, wśród tych niemieckich kamienic, pod tymi niemieckimi drzewami – całkowicie zmieniło charakter Ziem Odzyskanych. Cały Wrocław „bałakał” jeszcze wiele lat po wojnie. Właściwie stolica Dolnego Śląska okazała się świetnym przeszczepem przedwojennego Lwowa, o czym świadczyć może Ossolineum czy odbudowywanie kamienic tak, by choć trochę przypominały lwowskie. Czy to dzieło przetrwało? Cóż, kto teraz jest w stanie zrozumieć bałak oprócz jego przedwojennych użytkowników? W socjologii i psychologii społecznej uznaje się, że emigracja jest udana, jeśli skutkuje tak zwanym odtworzeniem tożsamości. Oznacza to, że trzecie pokolenie na Ziemiach Odzyskanych miałoby je uznać za swoją ojczyznę. Mówimy jednak dopiero o osobach urodzonych po latach sześćdziesiątych. Metafora jest przejrzysta, dorasta tutaj sporo osób z rocznika 1945 i ściśle powojennych, gdy obecny był jeszcze silny antagonizm śląsko-wschodni, przez co ci ludzie nie traktują tego miejsca jak swoje. Zbigniew Herbert w jednym ze swoich wierszy spytał, czy wskutek przeżyć historycznych staliśmy się psychicznie skrzywieni4. Od półtorej roku mieszkam na Ziemiach Odzyskanych. Wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie mistrza dwudziestowiecznej polskiej poezji jest tylko jedna. Tę odpowiedź podsuwają mi też niesmaczne żarty o Zabużanach, złośliwości pod adresem Ślązaków oraz wycieczki niemieckich emerytów, które mijam za każdym razem, kiedy spaceruję ulicą Krakowską. Wszyscy przejęliśmy życie właśnie po nich – przedwojennych mieszkańcach tego regionu. Gdy idę przez miasto, zawsze patrzę pod nogi. Nie chodzi już o zwykłą ostrożność. Na niektórych prostokątnych płytach chodnikowych nadal są nazwy nieistniejących od niemal stulecia firm brukarskich. Ciekawość czasem dyktuje mi niebezpieczne pytanie – kto mieszkał w tym domu przed wypędzeniem? Myślę, że właśnie takie elementy budują gigantyczny mur wokół Ziem Odzyskanych. Ci, którzy poznają ich ponurą legendę, nigdy nie uznają ich za swoje. Nawet w szóstym pokoleniu. ■ 1 T. Fiałkowski, Świat na krawędzi, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000, s. 108. 2 H. Bienek, Barak Niemcy, Kultura, Paryż 1994 nr 1/2 s. 55-59. 3Tenże, Opis pewnej prowincji, Gdańsk 1994, s. 39. 4 Z. Herbert, Rozważania o problemie narodu, z tomu Studium przedmiotu, 1961. Michał Rybczyński Autor jest uczniem Zespołu Szkół Ekonomicznych w Opolu. GÓRNOŚLĄZAK 27 www.zg.org.pl Recenzje Zaklinanie Śląska P róba napisania recenzji lub czegoś, co powinno być recenzją, książki Zbigniewa Kadłubka Prōmytojs przibity okazała się zadaniem prawie niewykonalnym. Już na poziomie interpretacji pojawia się problem. Bowiem książki Zbigniewa Kadłubka trzeba czytać równolegle/równocześnie. Także wtedy, gdy są to tłumaczenia. Autor mówi: „Ślonsk je mojom religjom, mojom krwiom, kronży we mie” (Listy z Rzymu, Księgarnia św. Jacka, Katowice). Mówi też: „Śląsk, moja wielka miłość!” (Od Homera do Horsta Bienka [w:] 99 książek czyli Mały kanon górnośląski, Księgarnia św. Jacka, Katowice). I dlatego niezależnie od tego, czy książka powstaje w Lizbonie, w Rzymie, w Ancjum, w Rybniku czy w Katowicach, niezależnie od tego, czy bohaterem jest turysta, stypendysta czy Prometeusz, książka Zbigniewa Kadłubka będzie zawsze traktować o fenomenie Śląska. Cóż takiego mówi o Śląsku? Niewątpliwie jedną z cech śląskiego fenomenu jest jego schyłkowość. „Ślonsk się traci, a jo niy umja się z tym pogodzić [...]. Slonsku mój, nie troć się, bo kaj póda? Byda bezdomny”. Ale też, w nawiązaniu do przykładu Hioba: „Tymu Ślonskowi ujmowanie dobrze robi, stowo się bardzij slonski” (Listy z Rzymu). Tę tezę potwierdza w tekście Od tłumacza, który kończy przekład Pro- meteusza skowanego: „Ludzkość nie osiągała nigdy wielkich rzeczy, stawiając sobie za cel wygodę. Mądrość z cierpienia, z trudnego doświadczania świata i bliźnich, z doznawania życia, zawiera się w formule; [...] pathei mantos – nauczony cierpieniem”. Prometeusz Ajschylosowy nie czuje się męczennikiem, który cierpi za swój akt miłosierdzia, jakim było podarowanie ludziom ognia wykradzionego z Olimpu. Nie czuje się też bohaterem ludzkości. Nie jest też skazany na śmierć – zna przepowiednię, która mówi o jego uwolnieniu. Cierpi straszliwie, ale nie słyszymy słowa skargi. Za to wyraźnie artykułuje swoją niezależność od tyrana: „Błagoł jo niy byda, zaklinoł Zyusa Coby mie wybawił łod tyj mynki szpetnyj. Niy je żech żebrokiym. […] Blank mie przeca niy zabije”. Historia Prometeusza nie ma happy endu. Pozostaje nam nadzieja, że Prometeusz niy bydzie blank zatracony. Imponuje nam jego poczucie godności, może nawet graniczące ■ z hardością. Tylko tak wchodzi się do historii. Łucja Staniczkowa Emma Wciąż o Ikarach głoszą, choć doleciał Dedal… …pisze Stanisław Grochowiak w swoim wierszu. Z namy mit o Dedalu i jego synu Ikarze. Świetny konstruktor, wynalazca mechanicznych ruchomych zabawek, budowniczy Labiryntu, który przyniósł mu rozgłos ale i niewolę – to tylko niektóre fakty z życia Dedala. Nieśmiertelną sławę przyniosła mu przygoda ze skrzydłami. Chcąc wyrwać się z niewoli króla Minosa, skonstruował dla siebie i Ikara skrzydła z ptasich piór zlepionych woskiem. I uprzedzał syna: nie lataj zbyt wysoko, bo słońce stopi wosk i skrzydła się rozpadną; nie lataj zbyt nisko, bo fale morskie namoczą pióra i staną się zbyt ciężkie. Tak to rozsądny, przewidujący, rozważny Dedal pouczał syna – marzyciela. Upojony lotem i wolnością Ikar rwał się do słońca, szybował wyżej i wyżej… Jak to marzyciel… Rzeczywistość był okrutna: Ikar spadł do morza. No cóż, jednego fantasty mniej, nad czym tu rozpaczać…? A jednak to o Ikarze poeci piszą wiersze, malarze malują jego upadek, jego sława stała się tak wielka, że jedno z mórz nazwano Morzem Ikaryjskim. Czy to sprawiedliwe, żeby pamięć o Dedalu, mądrym ojcu, genialnym konstruktorze i wynalazcy znalazła się w powszechnej świadomości tylko dzięki niepotrzebnej nikomu śmierci Ikara? Powinniśmy teraz pobiec, żeby głosić sławę Dedala, sławę umysłu, pracowitości i rozwagi, rozgłaszać wyższość rozumu i pracy rąk nad fantazją, marzeniem, pędem ku wolności. Ale wtedy poeta podsuwa nam refleksję: czy Dedal, żeby ratować Ikara, powrócił? Dedal nie powrócił. Byłoby to sprzeczne z logiką i zdrowym rozsądkiem. Wszak mogliby zginąć obaj! To prawda… Wciąż „o Ikarach głoszą”. Dedalowi pozostało budować kolejne skomplikowane konstrukcje, wynajdywać nowe mechanizmy, realistycznie patrzeć na świat. Emma 28 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl Dyskusja o Śląsku W czerwcu rozpoczęliśmy na łamach „Górnoślązaka” dyskusję ważną, bo dotyczącą spraw bliskich sercu, a przy tym dla naszego regionu i śląskiej tożsamości fundamentalnych – o śląskiej mowie i aspiracjach do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną. Nie chcemy z dyskusji nikogo wykluczać. Wszystkich do dyskusji zapraszamy. Łamy „Górnoślązaka” przyjmą każdego, kto w tej dyskusji zechce wyrazić swój osąd. Po tekście prof. Zbigniewa Kadłubka dzisiaj głos zabiera Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego. Na druk czekają już kolejne wypowiedzi dyskutantów. Czekamy też na głosy naszych Czytelników. Śląska mowa będzie językiem regionalnym? Od kilku lat toczą się starania o uznanie mowy śląskiej za język regionalny. Oto krótka historia działań Ślązaków na rzecz swojego języka. Język śląski po raz pierwszy w Sejmie września 2007 roku media regionalne na Śląsku podały informację, że grupa 23 posłów podpisała i złożyła do laski marszałkowskiej projekt ustawy w sprawie nadania językowi śląskiemu statusu języka regionalnego. Tego samego dnia Sejm podjął decyzję o skróceniu swojej kadencji, a w archiwum druków sejmowych trudno znaleźć projekt tej ustawy. Gazety, pisząc o tym wydarzeniu, powoływały się na wypowiedź asystenta ówczesnego posła Krzysztofa Szygi (byłego już wtedy prezesa Związku Górnośląskiego), który miał reprezentować wnioskodawców. Parlamentarzyści mieli uzasadniać swój wniosek tym, że dzięki dopisaniu śląskiego do ustawy „będzie on wspierany przez państwo polskie” i „nie zmieni to stanu faktycznego istnienia języka śląskiego, który funkcjonuje na terytorium Górnego Śląska jako język używany nie tylko w domu, ale też w kontaktach międzyludzkich, mediach, książkach”. Posłowie powoływali się też na fakt, że według wyników przeprowadzonego w roku 2001 spisu powszechnego ponad 56 tys. osób używa w Polsce języka śląskiego, a on sam został wpisany do rejestru języków świata Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych oraz uzyskał międzynarodowy kod ISO 639. Stowarzyszenia na rzecz języka śląskiego W roku 2007 na Górnym Śląsku zawiązały się dwie organizacje społeczne, które za swój główny cel postawiły sobie działalność na rzecz mowy śląskiej, w szczególnie jej ochronę i rozwój. Od początku też zaangażowały się w doprowadzenie do kodyfikacji i uznania śląskiego za język regionalny. W Chorzowie powstało Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana, na czele którego stanął Rafał Adamus, a w Cisku k. Kędzierzyna-Koźla Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga. Liderem Dangi został dr Józef Kulisz. Oba stowarzyszenia formalnie zarejestrowano w roku 2008. Zarówno Pro Loquela Silesiana, jak i Danga uzyskały faktyczne poparcie dla swojej działalności ze strony innych regionalnych organizacji: Związku Górnośląskiego, Ruchu Autonomii Śląska, Przymierza Śląskiego oraz niezarejestrowanego Związku Ludności Narodowości Śląskiej. 7 Konferencja w Sejmie Śląskim 30 czerwca 2008 roku w sali dawnego Sejmu Śląskiego w Katowicach (obecnie siedziba urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego) odbyła się konferencja pod tytułem: „Śląsko godka – jeszcze gwara czy jednak już język?”. Wraz z Instytutem Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego zorganizowało ją Przymierze Śląskie – stowarzyszenie skupiające śląskie organizacje regionalne. Konferencja w Katowicach była pierwszym o tak wysokiej randze wydarzeniem związanym z dyskusją o śląskiej mowie. Spotkaniu patronowała Rada Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk oraz wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk i wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek, która prowadziła konferencję. Wśród uczestników było wielu naukowców, polityków oraz liderów i działaczy lokalnych organizacji. Przedstawiciele Towarzystwa Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy złożyli na ręce Krystyny Bochenek rezolucję, w której Pro Loquela Silesiana zaapelowała do polskich władz o uznanie języka śląskiego za język regionalny. Ważnym momentem konferencji było wystąpienie prof. Jolanty Tambor – językoznawcy z Uniwersytetu Śląskiego. W referacie pt. Czuć pismo nosem. O potrzebie kodyfikacji grafii śląskiej prof. Tambor przedstawiła próby kodyfikacji oraz propozycje leksykologii języka śląskiego. Prelegentka podkreślała trudność zadania ze względu na różnorodność terytorialną mowy śląskiej. Przekonywała jednak, że jest to możliwe i śląski może stać się odrębnym językiem. Konferencja wzbudziła duże zainteresowanie lokalnych dziennikarzy. Od tego czasu w śląskich mediach, zwłaszcza w prasie, a także na portalach społecznościowych, toczy się dość burzliwa debata o języku śląskim. Działacze, politycy, naukowcy i język Środowiska zabiegające o uznanie mowy śląskiej za język regionalny znalazły sojuszników wśród polityków. Wyraźne poparcie dla tej idei prezentowali posłowie wybrani z list Prawa i Sprawiedliwości: Maria Nowak z Chorzowa i Lucjan Karasiewicz z Lublińca. Jednak najbardziej zaangażowali się ówcześni posłowie Platformy Obywatelskiej: senator i reżyser Kazimierz Kutz oraz obecny eurodeputowany Marek ➧ www.zg.org.pl Plura – wówczas parlamentarzysta z Katowic, który na swo- ➧ jej ulotce wyborczej w roku 2007 napisał między innymi: „Je- stem Ślązakiem”. Kutz i Plura, jako członkowie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, doprowadzili w Sejmie do debaty na temat aspiracji językowych Ślązaków. 3 grudnia 2008 roku na posiedzeniu komisji parlamentarzyści dyskutowali z licznie przybyłymi przedstawicielami górnośląskich środowisk walczących o język śląski. Prawie wszyscy uczestnicy dyskusji opowiadali się za dopisaniem mowy śląskiej do ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz stworzeniem z niej drugiego – obok kaszubskiego – języka regionalnego. Niezwykłą życzliwość wobec oczekiwań Ślązaków okazywał prowadzący obrady przewodniczący komisji, poseł Marek Ast (PiS). Jedynie Piotr Spyra reprezentował zdanie przeciwne. Spyra wystąpił w Warszawie jako założyciel i prezes Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk, który za swój cel stawia promowanie polskiego charakteru Śląska. ROPŚ jest przeciwny działaniom zmierzającym do uznania odrębności językowej i narodowej Ślązaków oraz dążeniom do przywrócenia autonomii Górnego Śląska. Przeciwnikiem uznania języka śląskiego jest też senator Maria Pańczyk-Pozdziej (PO). Ta znana na Śląsku dziennikarka jest inicjatorką popularnego konkursu promującego gwary śląskie pt. „Po naszymu, czyli po Śląsku”. Pani senator uważa, że mowa śląska jest bardzo bogata i różnorodna, a kodyfikacja i ustawowe regulacje mogą jej jedynie zaszkodzić. Jej zdanie podzielają niektórzy językoznawcy, zwłaszcza prof. Jan Miodek i prof. Helena Synowiec, a także znawczyni śląskiego folkloru, prof. Dorota Simonides. Naukowcy ci twierdzą, że śląska godka to zespół gwar języka polskiego, a nie odrębny język. Zwolennicy języka śląskiego odpowiadają, że język to pojęcie prawne i polityczne, a nie naukowe. O tym, co jest językiem, a co nim nie jest, powinni więc według nich decydować politycy, którzy reprezentują wyborców będących użytkownikami mowy, a nie naukowcy, których rola powinna polegać na badaniu i opisywaniu zjawisk językowych. Kodyfikacja i alfabet Próby kodyfikacji języka śląskiego były podejmowane już w dość odległej przeszłości. Jednak do czasów współczesnych nikomu się to kompleksowo nie udało. W drugiej połowie XIX wieku nad skodyfikowaniem mowy śląskiej pracował polski poeta i duchowny, Antoni Stabik. Dzieła jednak nie dokończył prawdopodobnie z powodu utraty wzroku. W okresie międzywojennym alfabet języka śląskiego opracował dr Feliks Steuer. Steuer badał śląskie gwary i próbował je skodyfikować. Niestety, większość jego prac zaginęła. Znany jest jednak jego alfabet, ale ten nigdy nie znalazł szerszego zastosowania. Obecnie, korzystając z alfabetu Steuera, zapisuje swoją twórczość młody poeta ze Śląska, Karol Gwóźdź. GÓRNOŚLĄZAK 29 Śląski pisarz, Óndra Łysohorsky (Erwin Goj) usystematyzował i skodyfikował w latach 30. XX wieku jedną z odmian śląskiej mowy – laską gwarę górnoostrawską. W ten sposób stworzył laski język literacki (lašský), w którym pisał prozę i poezję. W latach 2009-2010 zespół pod kierunkiem prof. Jolanty Tambor opracował współczesny system zapisu mowy śląskiej. Ten alfabet różni się od polskiego kilkoma literami. W śląskim nie występują samogłoski „ą” i „ę”, ale pojawiają się inne, których nie ma w języku polskim. Śląskie litery to: „ã”, „ō”, „ô”, „ŏ” i „õ”. Efektem prac zespołu było również wydanie przez stowarzyszenie Pro Loquela Silesiana pierwszego śląskiego elementarza, który ukazał się w roku 2010 pt. Gōrnoślōnski ślabikŏrz. Wydawnictwo to trafiło do wielu szkół podstawowych. Autorem większości tekstów Gōrnoślōnskiego ślabikŏrza był Mirosław Syniawa, który napisał też Ślabikórz niy ino dló bajtli – książkę dla dorosłych, którzy chcą nauczyć się śląskiej pisowni. Projekty ustaw W tym samym czasie poseł Marek Plura napisał projekt ustawy o zmianie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, który zakładał ustanowienie śląskiego języka regionalnego. Po podpisaniu go przez 51 posłów ze wszystkich ugrupowań reprezentowanych w parlamencie został on przedłożony Marszałkowi Sejmu w dniu 29 października 2010 roku. Projekt Marka Plury był procedowany w parlamencie, ale działania te przerwane zostały w związku z upływem VI kadencji Sejmu. 30 marca 2012 roku poseł Plura ponownie złożył do laski marszałkowskiej projekt ustawy o języku śląskim. Tym razem podpisało się pod nim 64 posłów. Pierwsze czytanie projektu ustawy odbyło się 30 sierpnia 2012 roku na posiedzeniu Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Padł wówczas wniosek o powołanie podkomisji nadzwyczajnej, która miałaby dalej zajmować się sprawą języka śląskiego. Pomysł ten jednak zablokowali posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy zawnioskowali o niepowoływanie podkomisji do czasu wydania opinii przez rząd. W roku 2014 z inicjatywy organizacji skupionych w Radzie Górnośląskiej powstał obywatelski projekt zmiany ustawy o mniejszościach i języku regionalnym. Podpisało się pod nim 140 tys. obywateli i projekt doczekał się pierwszego czytania w Sejmie. Wnioskodawców reprezentował prof. Zbigniew Kadłubek. Aktualnie parlament po skierowaniu projektu do dalszych prac, zajmuje się wspomnianym projektem ustawy. Uznanie mowy śląskiej za język regionalny ma na celu jego ochronę prawną i rozwój. Cele te mają być realizowane m.in. przez możliwość nauczania śląskiego w szkołach, używanie go w przestrzeni publicznej (w urzędach, mediach, na tablicach informacyjnych), finansowanie badań naukowych ■ i publikacji popularnonaukowych. Grzegorz Franki 30 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK 31 www.zg.org.pl Polecamy Dawka Kultury. Magia Nikiszowca M niej więcej o tej porze roku, dziewięć lat temu, wyjeżdżałam z kraju. Przez lata „tułaczki”, pytana o pochodzenie, bez głębszych przemyśleń, odpowiadałam: „I am from Silesia. Upper Silesian girl”. Po powrocie, w rodzimym mieście, w odniesieniu do szeroko rozumianej kultury niewiele się zmieniło. Wybudowano ważne obiekty sportowe, jednak deficyt edukacji regionalnej goni, jak gonił, deficyt kontaktu społeczeństwa ze sztuką oraz wzorcami aktywności obywatelskiej. Obecnie zamalowany już napis na hasioku, na jednym z osiedli w centrum miasta: „Hanysy won ze Śląska”, przywodził na myśl wstydliwe przykłady postaw rodaków za granicą. Z reguły postaw benefitobiorców wobec benefitodawcy. Któregoś dnia wybrałam się na Nikiszowiec. Przeciwległy biegun, oddalony o całe 18 kilometrów. „Odrodzony”. Tkwiące w mojej pamięci zdjęcia Nikiszowca, autorstwa mikołowianina Adama Sikory, jakby poddano korekcie, retuszowi. Pojawiło się kilka wyjątkowo zacnych miejsc. Na koniec, na Wilsonie „wpadłam” na Indianina (Irokez w todze, Andrzeja Sieka). Sprawa była już jasna. Jego postać przywołała słowa mojego dziadka Edwarda: „Bydymy, jak te Indianery…”, których do tego momentu do końca nie rozumiałam. Tak oto pojawiła się wizja „pożenienia” tych dwóch światów. Nie sprzyjał jej ani mój status osoby bezrobotnej, ani brak podmiotowości prawnej. Znalazł się jednak sojusznik idei. Śląski Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, którego celem jest zwiększenie zaangażowania zwykłych obywateli w życie publiczne – wsparcie inicjatyw obywatelskich służących rozwojowi społeczności lokalnych na obszarze województwa śląskiego. No i jeździmy. Na wycieczki. Według założeń: w kameralnych grupach, w różnym wieku. Scenariusze dostosowuję do uczestników. Dbam o nieprzeciętną, ciekawą formułę wyjazdów, w tym korzystając z osiągnięć wcześniejszych projektów o charakterze prośląskim. Powstało partnerstwo międzysektorowe. Z zaproszenia do udziału skorzystało mikołowskie Stowarzyszenie „Siloe” (które jako partner aktywny również prowadzi zapisy uczestników), Stowarzyszenie Pomocna Dłoń – Krystyn i Sympatyków i ZHP Hufiec Ziemi Mikołowskiej im. Bohaterów Powstań Śląskich. Pomógł Dyrektor MHK Jacek Siebel z „załogą”, Centrum Zimbardo, Cafe Byfyj i Szyb Wilson. ➧ 32 GÓRNOŚLĄZAK ➧ Ankiety nie pozostawiają jednak złudzeń. Mimo istniejących korzeni, kontakt z dziedzictwem kulturalnym regionu ogranicza się do zera lub wydarzeń sporadycznych. Dla wszystkich powiatów silnie zdezintegrowanych kulturowo to absolutnie ostatni moment na edukację regionalną. 25 lat zaniedbań i wykorzystywania wrogiego nastawienia wykreowanego przez wcześniejszy system wobec śląskości zbiera swój plon. Zapomina się również o tym, że uczenie postaw szacunku do miejsca, w którym żyjemy, ma charakter obywatelski, gańby nikomu, nigdzie nie przyniesie. Tymczasem w „indianerskich” powiatach starzyki odchodzą, a z nimi odchodzi z nich Śląsk. Niczym ostatni oddech. Przypominam, że w szokujących badaniach z 2008 roku młodzież za osobę najlepiej reprezentującą mieszkańców www.zg.org.pl Śląska uznała Adama Małysza. W dwa lata później zaś Zarząd Województwa Śląskiego przyjął Program Aktywizacji Gospodarczej oraz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej – Owca Plus. Dzięki niemu wzrasta zaangażowanie społeczności lokalnych w podtrzymywanie lokalnych tradycji i zwyczajów… Beskidu i Jury. Cieszy mnie, że u nas, na ratuszu w końcu wywieszono śląsko fana. Pojawiła się obok polskiej w dziele Martyny, z którą malowałam nasz ratusz kredą na bruku mikołowskiego rynku. Tyle, że Martyna, lat 11, nie miała pojęcia, co to za flaga. Może nauczą ją Górale, hej. ■ Ilona Urbańczyk Na zdjęciach dzieci z pólkolonii zorganizowanych przez Stowarzyszenie „Siloe”. Fot. Justyna Rogalska GÓRNOŚLĄZAK 33 www.zg.org.pl Chadecki głos Górnoślązaka Niepełnosprawni? – Dzięki pracy w pełni sprawni! O soby niepełnosprawne każdego dnia, w wielu firmach i instytucjach, dowodzą swojej zawodowej wartości. Są motorem rozwoju i sukcesu wielu przedsięwzięć, w których postawiono na ich pracę i talent. To, co je wyróżnia, to możliwość pracy na stanowiskach, które nie ograniczają ich aktywności, dają szansę na realizowanie własnych kompetencji, umiejętności, doświadczeń, a przede wszystkim dają możliwość samodzielnego i swobodnego działania. Przez pryzmat pracy i współpracy widać także samych niepełnosprawnych – aktywnych ludzi z pasją, realizujących swoje marzenia nie tylko w miejscu zatrudnienia, ale we wszystkich obszarach życia społecznego. Dziś niepełnosprawność nie jest już przeszkodą w zdobywaniu najlepiej płatnych zawodów. Wciąż jednak, aby z nich skorzystać, trzeba łamać schemat myślenia o samym sobie, trzeba uwierzyć we własne możliwości i we własną szansę. To kłopot każdego z nas, niezależnie od niepełnosprawności. Ja na przykład, jeszcze niedawno, gdy słyszałem „spawacz”, widziałem w wyobraźni silnego faceta podwieszonego gdzieś wysoko u kadłuba statku w portowej stoczni. Dopiero niedawno poznałem chłopaka na wózku, który świetnie spawa w swoim warsztacie, bardzo precyzyjnie wykonując „kosmetyczne”, ale bardzo trudne spawania. Nie dał się uwięzić schematom własnego myślenia i dzięki temu wykonuje bardzo ciekawą i bardzo dobrze płatną pracę. Nie każdy będzie spawaczem, ale każdy może dać sobie szansę na pozytywną zmianę tak w życiu, jak i w firmie. Często przed korzystną zmianą, przed poprawą losu powstrzymują nas schematy myślenia, które tkwią w naszych głowach. Kiedy skończyłem liceum pod koniec lat 80., doradca zawodowy powiedział mi: „Lubisz książki, więc może poślemy cię… na kurs introligatora”. Dziś to może śmieszyć, ale wtedy taka była oferta dla osób niepełnosprawnych. Albo raczej taki był schemat myślenia o naszych możliwościach. W życiu osoby niepełnosprawnej widać jeszcze wyraźniej, że praca służy nie tylko jako źródło utrzymania, ale jest także źródłem prawdziwej satysfakcji, pozytywnej samooceny, dobrych relacji społecznych; jest paszportem do normalnego życia. Dzięki temu pracownik niepełnosprawny to osoba wnosząca w działalność swego pracodawcy nie tylko wszystkie swoje talenty, ale także niezwykłe przywiązanie do firmy i lojalność, co w dobie kryzysu ma niebagatelne znaczenie dla przedsiębiorstw walczących o miejsce na rynku. Naturalnie największe szanse na zatrudnienie i najlepsze warunki pracy mają ci, którzy dopasują swoje kwalifikacje do potrzeb pracodawców, a te zmieniają się tak, jak zmienia się rzeczywistość wokół nas. Państwo to nasz zbiorowy obowiązek. Dla pracodawcy to między innymi obowiązek zatrudniania co najmniej 6 proc. osób z niepełnosprawnością w przypadku, gdy za- łoga jego firmy liczy ponad 25 osób. Niestety, powszechne wyobrażenie na temat ich zatrudniania, wymogów tworzenia miejsca pracy, a przede wszystkim formalności z tym związanych skutecznie zniechęcają wielu pracodawców. Tak jednak jest tylko wtedy, gdy pracodawca zostaje sam z tym problemem. Jednakże wiele konkretnych przykładów dowodzi, że stworzenie stanowiska pracy dla osoby niepełnosprawnej często nie wymaga nadzwyczajnych zabiegów. Warto zatem udać się do oddziału Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, gdzie nie tylko zorientujemy się, jak spełnić swój obowiązek, ale dowiemy się także, iż każdy pracodawca, nawet najmniejsze jednoosobowe przedsiębiorstwo, może otrzymywać co miesiąc sporą kwotę jako dotację do zatrudnienia niepełnosprawnego pracownika – jest to najwyższe dofinansowanie w Europie! Warto też poprosić o pomoc w Powiatowym Urzędzie Pracy. Tu uzyskamy nie tylko oferty zatrudnienia wykwalifikowanych osób z niepełnosprawnością, ale przekonamy się, że każdy przedsiębiorca może otrzymać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych na stworzenie dowolnego miejsca pracy dla takiej osoby. Gorąco polecam też kontakt z doświadczonymi przedsiębiorcami, np. poprzez Polską Organizację Pracodawców Osób Niepełnosprawnych. Na ich przykładzie można nie tylko zobaczyć, jak skutecznie zatrudniać osoby niepełnosprawne, ale przede wszystkim można przekonać się, że naprawdę warto to zrobić. Osoby z niepełnosprawnością, szczególnie z dysfunkcjami zmysłów, np. wzroku, słuchu lub ruchu (utrata kończyn górnych etc.), mogą korzystać z tak zwanego mechanizmu kompensacji. Dzięki niemu pracownik może mieć bardziej czuły dotyk, węch lub wzrok, albo bardziej sprawną którąś z kończyn. Może też wykonywać z większą cierpliwością prace bardzo rutynowe. Zawodowy sukces takiego pracownika to zarazem sukces ■ jego pracodawcy! Marek Plura Marek Plura od urodzenia choruje na postępujący zanik mięśni i porusza się wyłącznie na wózku elektrycznym. Jest szczęśliwym mężem oraz tatą. Ukończył studia pedagogiczne w jezuickiej Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie, a także studia podyplomowe z zakresu psychoterapii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Z zawodu jest pedagogiem i pracownikiem socjalnym. Z tą pracą łączył profesjonalne zaangażowanie do czasu wyboru na Posła na Sejm RP w 2007 r. W roku 2014 wybrany został posłem do Parlamentu Europejskiego, gdzie pracuje m.in. w Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych oraz Komisji Transportu i Turystyki. Jest też Wiceszefem Intergrupy ds. Niepełnosprawności. W roku 2015 współrealizuje Europejski Kongres MŚP. Marek Plura jest członkiem Związku Górnośląskiego. 34 GÓRNOŚLĄZAK www.zg.org.pl Śląskie larmo Nad urną W trzecim trymestrze tego roku przynajmniej dwa razy staniemy nad urną. Wyborczą. Chciałoby się rzec: ciszej nad nią (jak to nad urną). Ciszej, aby w przebłysku świadomości głos można było oddać rozumnie. Po dokładnej naradzie i wszechstronnej debacie. Po zważeniu, co za, a co przeciw przemawia. Wrześniowe referendum jest dobrym powodem dla krótkiej refleksji o elekcji w ogóle. Z psychologicznego punktu widzenia zawsze lepiej głosować na tych, którzy przegrają. Nie trzeba wtedy czerwienić się i spuszczać uszu po sobie, gdy oto w towarzystwie ktoś z palcem wyciągniętym wskaże: „To on! To przez niego rządzą ci, co dnia każdego łapy na naszym budżecie kładą”, lecz taka postawa nie jest zbyt bohaterska. Pozwala jednak uniknąć jednego – rozczarowania. A o komfort psychiczny dbać warto. Niektórzy jednak, nie chcąc czuć zawodu (a więc, tym samym, chcąc po wyborach mieć komfort psychiczny) lub zawód już zbyt wielki czując (a więc, tym samym, nie chcąc stanu swojego pogarszać), nie głosują w ogóle. Rzeczą, że oto z prawa swego do wybierania rezygnują, tym samym manifestując rozczarowanie lub skrajny tumiwisizm. Niewielu jednak pamięta, że z głosowania rezygnując, głos oddają. Przekazują ów głos tym, którzy jednak zagłosują. Oddają też w zastaw na cztery lata (lub pięć, przy eurowyborach i elekcji głowy państwa) moralne prawo do narzekania. Swego rodzaju wycofanie w sferze polityki u nas daje się zaobserwować po wielokroć. Jak to możliwe, że w kraju, który bez większej krwi i popiołów wywalczył wolność, połowa społeczeństwa na wybory nie chadza? Ale narzekać wszyscy potrafią. Bo narzekać łatwo. Bo hejtować przyjemnie. Bo Internet taki anonimowy. Bo można nawrzucać komuś, kogo się nie zna, skracając dystans – jeszcze wczoraj, ba, jeszcze przed sekundą się nie znaliśmy, na „ty” nie byliśmy, ale w tej chwili zwracasz się do mnie, że „przez takich jak ty, kraj w ruinę popadnie”). Bo w końcu ileż to dać można za chwilę bycia po lepszej stronie…? Po lepszej, czyli tej, po której stoją ci uciskani, którzy rządu tego czy tamtego do władzy nie wysforowali. Parafrazując Ferdynanda Kiepskiego, w którego oczach – jak w krzywym zwierciadle – odbija się obraz naszych lęków i marzeń, rzec można by tak: Narzekać każdy potrafi, ale robić nie ma komu. Gdzie byłoś, społeczeństwo, gdy wybrali złodziei? Gdzie poszłoś, społeczeństwo, gdy do steru władzy dorwali się awanturnicy, co to szabelką powojują, lecz od atomu nie zginą, bo w przeciwieństwie do ciebie do Szwajcarii uciekną? W który piasek schowałoś głowę, społeczeństwo, gdy przewagę zdobyli jedni lub drudzy, dla których strategią przetrwania jest dzielenie ciebie na dwoje, na czworo; na swoich i na obcych; na dobrych i na złych; na wiernych patriotów i na zaprzedanych wasali? Antagonizowanie społeczeństwa, skłócanie ze sobą rodzin – jego podstawowych komórek – to zbrodnia wymierzona w tkankę ludzką. Jak potem spotykać się, jak potem rozmawiać (a przecież wszyscy, wszem i wobec wiedzą, że rozmawiać warto)? Jak bratu podać kubek wody i jak nie podać mu skorpiona, kiedy prosi o jajko? To przemyślana strategia, w której władzę zdobywa się tym, że zamiast skupić się na prawdziwych problemach, masę ludzką podnieca się telewizyjnymi igrami, igraszkami, igrzyskami. Świat wokół spłonie, a nas i tak bardziej cieszyć będzie medialna feeria. Nie oszukujmy się. Wyborczych obietnic nie da się spełnić. Jest tysiąc powodów, w tym kilka nawet rozumnych. Nie chodzi więc o pokrycie obietnic, ale o marketing. Kto umiejętniej sprzeda nam produkt. Po kim mniej wstydzić się będziemy. Wybory od dawna to jarmark historii, na którym jedna narracja goni drugą – wygrywa ta, która bardziej przystoi do teraźniejszości. Czy zatem warto stanąć przy urnie? Czy może lepiej głos oddać swym bliźnim, których głos, przez brak naszego, wzmocni się? Bo, paradoksalnie, im mniej osób głosuje, tym więcej waży głos jednostki. Ów gest, w którym opieczętowaną wyborczą kartę wrzucamy do urny, to gest proroczy. Że oto ściągamy na siebie konieczność spełnienia się wyborczych mamideł – na naszych oczach. I na nasz koszt. Że oto bierzemy na swoje barki mikronową cząstkę odpowiedzialności za losy świata i naszą historię. Że nic o nas bez nas. Że wolna elekcja. Że oto w rękach dzierżymy fragmencik steru na statku zwanym Ojczyzną. Że oto nasz głos znaczy tyle, co głos króla i księcia. Że oto dokładamy kamyczek. Że oto głos wolny wolność zabezpieczający. Że oto wobec wyborów jesteśmy jak wobec śmierci – wszyscy równi. Zapachniało patosem? A to po prostu przyszło nam żyć w ciekawych czasach, gdzie – choć wolność jest darem pięknym, lecz niełatwym – wybierać możemy. Nad urną staję zawsze. Dla dwóch okoliczności. Po pierwsze? Dobre śląskie wychowanie słowami starszych pokoleń wpoiło mi sumienność w spełnianiu obowiązków wobec każdej wspólnoty, w której się znajduję. Z tych samych względów płacę podatki i szczepię swe dziatki. Po drugie zaś, choć wstyd się przyznać… Aby mieć prawo. Do narzekania. ■ Krzysztof E. Kraus