Meta Vannas, w: Hermann Kuhn (red.)

Transkrypt

Meta Vannas, w: Hermann Kuhn (red.)
Meta Vannas, w: Hermann Kuhn (red.): Stutthof. Ein Konzentrationslager vor den Toren Danzigs,
© Edition Temmen, Bremen 1995, s. 152-154 (odpis, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w
Sztutowie)
Meta Vannas
ur. 27 kwietnia 1894 w Estonii
numer obozowy E 79440
w obozie Stutthof od 31 sierpnia 1944 do 25 stycznia 1945r
M. Vannas została aresztowana z przyczyn politycznych przez Sipo Reval wraz z matk i siostr . Z wi zienia w Tartu
trafiła do obozu Stutthof w sierpniu 1944r.
25 stycznia 1945r. nie wysłano wi cej wi niów do pracy. Na rannym apelu SS-man zwołał
niemieckich wi niów i obiecał im wolno , gdy: b d broni ojczyzny przed band bolszewików.
Kryminali ci wyrazili zgod . Niektórym niemieckim komunistom udało si ukry w tej grupie i w
ten sposób opu ci obóz.
Pozostałych kobiet i m czyzn podzielono na kolumny składaj ce si z około 1500 osób. Na drog
ka dy otrzymał pół chleba, pół kostki margaryny i kawałek sera. Trzydzie ci tysi cy wi niów pod
silnym konwojem wyruszyło pieszo z obozu w kierunku zachodnim. Głodna, wycie czona,
niedostatecznie odziana masa ludzi musiała maszerowa za nie onymi polnymi drogami. Mro ny
wiatr przenikał do ko ci. Mimo tego wi niowie pierwszego dnia nie tracili optymistycznego
nastawienia. Ze wschodu słycha było odgłosy artylerii. Mieli my nadziej , e w najbli szych
dniach zostaniemy oswobodzeni przez Armi Czerwon . Jednak wydarzenia nast pnego dnia
zniszczyły nasze nadzieje.
Cały obóz musi by natychmiast ewakuowany. Kierownictwo obozowe musi uczyni wszystko, aby
aden ywy wi zie nie wpadł w r ce Armii Czerwonej. Taki rozkaz wisiał nad nami niczym wyrok
mierci. Kto był za słaby, aby dotrzyma kroku kolumnie, był rozstrzeliwany. Droga marszu
ewakuacyjnego wi niów Stutthof naznaczona była wieloma ciałami zmarłych osób.
We wsiach i małych miasteczkach mieszka cy z nara eniem ycia dawali nam ciepłe jedzenie,
chleb, jajka, masło. Nie zawsze to si jednak im udawało. Kopniak SS-mana i naczynie z zup
l dowało w niegu. Niejeden dostał uderzenie kolb , kiedy chciał poda wi niowi troch chleba.
Mimo tego jednak ludzie nam pomagali. Mo na stanowczo potwierdzi to, e wi niowie bardzo
osłabieni prze yli trudy marszu ewakuacyjnego dzi ki pomocy mieszka ców miejscowo ci, którzy
podrzucali po ywienie.
Ci wi niowie, którzy czuli si na siłach uciekali. Czasem udawało si to skutecznie. Grupa
polskich dziewcz t chciała nas namówi na ucieczk ze sob . Było to jednak niemo liwe,
poniewa moja matka była zbyt słaba. Polki znały drog i okolic . Miały w pobli u swoje domy,
wi c odwa yły si na ucieczk . Odpowiednia okazja nadarzyła si , gdy nasza kolumna spotkała po
drodze grup wi niów ubranych po cywilnemu. Zobaczyli my jak Polki w tym zamieszaniu
oddalaj si od naszej kolumny i znikaj w lesie. Miałam nadziej , e ucieczka im si powiodła.
Szli my dalej. Wszyscy byli my w łachmanach i bezgranicznie wyczerpani. Nocowali my gdzie
popadło, w stodołach, nawet w ko ciołach. Na pocz tku naszej drogi było mro no, pó niej nadeszła
odwil . Szmaty, którymi mieli my owini te nasze stopy namokły wod . Nogi były zimne jak lód.
Chodzenie stało si bardzo bolesne.
Jeden dzie zapadł mi szczególnie w pami ci. Ju od pi ciu dni nie dostawali my nic do jedzenia.
Noc sp dzili my w stodole, w której hulał wiatr. Nie mo na było pozwoli sobie na upadek. Kto
upadł, ju si nie podniósł. W stodole pozostało około stu le cych na sobie zwłok. Wielu tego
dnia zostało pochowanych w przydro nych grobach. Ból ciskał nam serce, bo siły naszej matki
były na wyczerpaniu. Razem z siostr podtrzymywały my j za ramiona, aby mogła dalej i , cho i
my ledwo trzymały my si na nogach. Matka prosiła nas, by j zostawi , ale to oznaczałoby dla niej
pewn mier . Zmierzchało ju gdy w oddali zauwa yli my jak wie . Ostatkiem sił dowlokły my
nasz matk do wsi, gdzie zarz dzony został postój. Zakwaterowano nas w du ej stodole, w której
szcz liwym zbiegiem okoliczno ci była jeszcze słoma i siano. miertelnie zm czeni poło yli my
si na ziemi.
Nast pnego dnia dostali my wreszcie co do jedzenia. Stra nicy gotowali dla siebie i pozwolili
nam wzi to, co nam przynie li mieszka cy wsi. Otrzymali my krupnik z ziemniakami i mi so.
Przyniesiono nam tak e ba k mleka, ka dy dostał pełen kubek. Były my bardzo szcz liwe, e
udało nam si tym razem uratowa matk .
Dalej prowadzono nas polnymi drogami. Od czasu do czasu natykali my si na le ce na polach
buraki, którymi mogliby my wspomóc nasze siły, ale le ce obok zwłoki wiadczyły o tym, e z
powodu buraków mo na było straci swoje ycie. SS-mani mieli wystarczaj c ilo kul. Krwawa
droga wi niów Stutthofu naznaczona była masowymi grobami. Rozstrzelani i zmarli byli głównie
chowani przez mieszka ców.
Szli my nieprzerwanie na zachód. Znale li my si w pobli u L borka. Było to ju niemiecki
miasto. Przed wojn przebiegała tu granica mi dzy Polsk a Niemcami. Nasza kolumna zatrzymała
si we wsi Burgsdorf Rast (Toliszczek). Faszy ci zaj li sami pomieszczenia w domu dziecka, a nas
skoszarowali w oborach i stodołach. Na pocz tku nawet był za mało miejsca na to, by sta .
Poniewa coraz wi cej i wi cej umierało, mogli my pó niej siedzie , a nawet poło y si . W ci gu
dnia pozwolono nam przebywa na zewn trz godzin czasu. W tym czasie wynoszono ciała
zmarłych i liczono ywych. Przez pi dni dawano nam kawałek chleba, o wadze około 100-150
gram. Dzienne porcje uzupełniane były przez jedn czwart litra nie osolonej zupy z buraków
pastewnych. Nie dawano wody do picia. Pili my z kału i rowów. Pewnego razu wysłana zostałam
do bauera po ziemniaki dla kuchni SS-manów. Poniewa miałam okazj , zjadłam ich troch sama i
wzi łam troch dla mojej matki i siostry.
Przypominam sobie z du wdzi czno ci polskich chłopów. Ryzykowali ycie, kiedy rzucali
przechodz cym wi niom chleb. W Burgsdorf natomiast, gdy przyszłam do niemieckiego
gospodarstwa, nikt mi nie dał nawet okruszynki. Kiedy zbierałam ziemniaki w piwnicy jednego z
domów na pró no prosiłam córk gospodarza o troch soli.
Poniewa coraz wi cej ludzi zara ało si tyfusem, zdecydowano zdezynfekowa ubrania wi zienne.
Musieli my si rozebra i zanurzy w beczce, w której znajdował si gryz cy chlor, a potem ubra
znów mokre ubrania bez mo liwo ci ich wysuszenia. Razem z Hilja Witsur obj ły my rol
piel gniarek, przez to jednak same si zaraziły my. Dnia 10 marca tylko zdrowi wi niowie mogli
rozpocz dalszy marsz. Moja matka, moja siostra i ja zostały my, poniewa były my chore.
Najgorzej czuła si moja matka i ja. Wi kszo czasu sp dziły my le c nieprzytomne. Kiedy na
chwil odzyskałam wiadomo , powiedziałam do Hilji, e teraz na mnie przyszła kolej, e to ju
mój koniec. Hilja obejmowała mnie mocno jakby chciała sił zatrzyma we mnie ycie. Mówiła:
Wytrzymaj jeszcze, jeste my ju prawie wolne, zaraz nadejd , przep dz faszystów, a nas wyzwol
Jak si pó niej okazało, faszy ci nie poprowadzili daleko kolumny kobiet. Pojawiły si radzieckie
czołgi. SS-mani uciekli i pozostawili kobiety.
Wci byłam nieprzytomna. Kiedy si ockn łam, le ałam razem z siostr w czystym łó ku, pod
puchow kołdr . Niewiarygodne! Przetrzymały my, yjemy i jeste my wolne! Natychmiast jednak
nasun ło si straszne pytanie, co si stało z nasz matka. Na pocz tku Hilja odpowiedziała
wymijaj co, e nasza mama jest w innym domu. Jednak potem powiedziała mi ze smutkiem, e
nasza matka zmarła w dniu wyzwolenia i została pochowana w zbiorowym grobie w Burgsdorf.
W Burgsdorf pochowano tysi c wi niów, prze yło tylko 144. Cudem prawdziwym było nie tyle
wydostanie si ywym z obozu koncentracyjnego, co prze ycie ewakuacji. W dniu oswobodzenia
byłam dosłownie jak szkielet, wa yłam 29 kilogramów. Miałam ciemno przed oczami, tylko serce
kołatało jedno: ja yj , yj , yj ....
Z: Meta Vannas, Häirekella hüüd. Tallinn 1980 (wydanie rosyjskie 1983)