1 listopada - Miesięcznik "Msza Święta"

Transkrypt

1 listopada - Miesięcznik "Msza Święta"
Dodatek homiletyczny do miesięcznika
1 listopada
2009
niedziela
WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
CZYTANIA
Ap 7,2-4.9-14; Ps 24[23],1-2.3-4ab.5-6; 1 J 3,1-3; Mt 11,28; Mt 5,1-12a
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Jak miłe przybytki nam dał (S., s. 259); O. Boże w dobroci (S., s. 457); K. Twoja cześć, chwała
(S., s. 295); D. Dzięki, o Panie (S., s. 522); Z. Chwalcie Pana wszyscy (S., s. 516).
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Dziś Kościół wspomina tych wszystkich, którzy osiągnęli już zbawienie, a wiernym pielgrzymującym na ziemi wskazuje ich jako przykłady życia zgodnego z duchem Ewangelii. Jednocześnie
uświadamia nam prawdę o Świętych obcowaniu, to znaczy o wspólnocie z naszymi poprzednikami
w drodze do nieba.
Stańmy w prawdzie przed Bogiem i uznajmy nasze braki i zaniedbania, aby ta Najświętsza Ofiara
była miła Panu.
AKT POKUTY
PANIE, który dałeś nam wszystkich Świętych, aby wstawiali się za nami u Ciebie, zmiłuj się nad
nami…
CHRYSTE, Synu Boży, który przez swoją śmierć zniweczyłeś śmierć naszą, zmiłuj się nad nami…
PANIE, który przyszedłeś, aby przygotować nam mieszkanie w niebie, zmiłuj się nad nami…
Homilia dla dorosłych (I)
OTO WIELKI TŁUM
Nie wystarcza wyobraźni, aby ujrzeć „[…] wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć” (Ap 7,9).
Księga Apokalipsy podaje liczbę: „sto czterdzieści
cztery tysiące opieczętowanych” (7,4). Nie jest
to wyraz dokładności matematycznej. Gdyby
tak było, to musiałby nas ogarnąć przerażający
pesymizm, ponieważ 144 tysiące to przecież
bardzo niewielka liczba. Apokaliptyka tymczasem to mowa symboliczna. Dlatego podaną
liczbę rozszyfrowujemy następująco: jest to wynik
mnożenia liczby 12 przez 12 i jeszcze przez 1000.
Dwanaście bowiem to liczba wskazująca cały na-
ród wybrany, a także Kościół Chrystusowy, czyli
nowy naród wybrany. Patriarchami pierwszego
narodu, potomków Abrahama, byli protoplaści
w liczbie 12. Patriarchami nowego narodu, złożonego także z narodów pogańskich, są wybrani
przez Chrystusa Apostołowie, zwani fundamentem budowli, jaką jest Kościół (por. Ef 2,20). Tak
więc liczba 12 podniesiona do kwadratu świadczy
o całym potomstwie należącym do Ludu Bożego.
Pomnożenie przez 1000 dodatkowo podkreśla, że
chodzi o pełnię tych, którzy będą zbawieni. Jeśli
wizjoner ogląda ją jako opieczętowaną, to dostrze-
Nr 11(757). Rok LXV. Listopad 2009. ISSN 1231-7535. Wydawnictwo Towarzystwa Chrystusowego HLONDIANUM
ul. Panny Marii 4, 60 -962 Poznań, tel. 061 64 72 647, fax 061 85 10 360, www.hlondianum.pl
zam. nr 2009/169
1
ga dodatkowy znak świadczący o tym, że tłum
opieczętowanych należy do Boga. Posiada poza
tym przymioty, które są gwarancją Bożej jakości,
jaka w ludziach zbawionych się znajduje.
Spojrzenie św. Jana z Apokalipsy skierujmy
na tłumy, które oglądał Chrystus z góry znajdującej się w Galilei, a którą nazywamy Górą
Błogosławieństw. Jego spojrzenie ogarniało
nie tylko obecnych tam słuchaczy, lecz sięgało
w przestrzeń dziejów i dostrzegało wszystkich
potomków Adama: zarówno tych, którzy należą do
historii, jak i tych, którzy mają przyjść. Spojrzenie
Zbawiciela jakby opieczętowało ich wszystkich.
On przyszedł przecież po to, aby odszukać tych,
którzy się zagubili. Jego objawianie Boga niewidzialnego w sobie i w swoim słowie sprawia, że
człowiek pragnie być i staje się błogosławiony,
szczęśliwy dzięki Bożym darom. Otrzymuje nową
jakość. Charakteryzują go bowiem ubóstwo
ducha, radość mimo smutku, obfitość Bożego
Miłosierdzia, dzięki czemu może już oglądać
Boga, być nazywany synem Bożym i posiadać
Królestwo Niebiańskie.
Błogosławieństwa, o których mówi Ewangelia,
to obraz darów Bożych, jakie otrzymuje człowiek
Boży. To również obraz zadań, jakie przed nim
stają. Dar bowiem jest równocześnie zadaniem.
Dlatego dar Królestwa Niebiańskiego zobowiązuje
do ubóstwa duchowego, do spokojnego przyjęcia
nawet takiego stanu, w którym smutek i płacz
napełniają serce. Dar Królestwa wymaga też
zachowywania sprawiedliwości, miłosierdzia, czystości serca, wprowadzania pokoju w swoim środowisku, a nawet przyjmowania prześladowania.
Ilość i wielkość tych wymagań może przerażać,
a przynajmniej zniechęcać. Jednak umocnieniem
i gwarancją słuszności postępowania w zgodzie
z nimi jest zapewnienie Chrystusa: „Błogosławieni”. Jak stan błogosławionych – ubóstwo, smutek,
cichość, prześladowanie – wydaje się być zaprzeczeniem szczęścia, tak również ocena własnych
sił i możliwości musi ustąpić Bożemu zapewnieniu
o darze, który z nieba pochodzi.
Święty Jan w Pierwszym Liście każe zdumiewać się Bożą wspaniałomyślnością i podziwiać
ją: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec
[…]” (3,1). Nieskończona miłość Ojcowskiego
serca sprawia, że niepoliczalny tłum świętych to
dzieci Boże.
Uświadamiamy sobie dziś duchową łączność
ze świętymi w niebie. Tym samym pragniemy
pełniej wcielać w życie osobiste program Chrystusowych błogosławieństw, a jednocześnie żyć
wielką ufnością i optymizmem, bo „[…] jeszcze
się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy
się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo
ujrzymy Go takim, jaki jest” (1 J 3,2).
ks. Edward Szymanek SChr, Poznań
a w ten sposób roztaczali wokół siebie klimat
nadziei – w świecie zagrożonym wojnami, świecie
niesprawiedliwości społecznej, w podzielonym
Kościele, w świecie żyjącym tak, jak gdyby Boga
nie było.
Jan Paweł I opowiedział kiedyś taką legendę:
Pewien Irlandczyk umarł niespodzianie i stanął
przed Odwiecznym Sędzią. Ogarnął go lęk, miał
bowiem za sobą niezbyt uczciwe życie. Czekał
w długiej kolejce i dokładnie się przysłuchiwał.
Do pierwszego Chrystus powiedział: „W księdze
twojego życia czytam: Byłem głodny, a dałeś mi
jeść. Idź zatem do raju”. Do drugiego powiedział:
„Byłem spragniony, a dałeś mi pić”. Do trzeciego: „Byłem w więzieniu, a odwiedziłeś mnie”.
Podobnie Chrystus mówił do innych. Irlandczyk
za każdym razem stwierdzał z przerażeniem, że
niczego z tego, co słyszał, nie mógł odnieść do
siebie. I kiedy przyszła jego kolej, Jezus powiedział: „Niewiele jest tu napisane. Ale jedna dobra
rzecz jest na twoim koncie: Byłem smutny, wątpiący, przygnębiony, a ty przyszedłeś, by mnie
rozweselić swoimi anegdotami, rozśmieszałeś
mnie, a ja przez to odzyskiwałem nadzieję i siły.
Idź do raju”.
Miejsce świętych nie jest na ołtarzach, lecz
wśród nas, ludzi.
ks. Adam Kalbarczyk, Poznań
Homilia dla młodzieży
Homilia dla dorosłych (II)
ŚWIĘCI ŻYJĄ WŚRÓD NAS
W naszej wyobraźni święci są w niebie, daleko
od nas, niemalże nieuchwytni, nieosiągalni. Wyniesieni na ołtarze stali się jedynie obiektem kultu
i zdają się mieć niewiele wspólnego z nami, żyjącymi na ziemi. Jednakże, patrząc z tej perspektywy
na świętych, nie dostrzegamy czegoś istotnego:
święci byli ludźmi takimi jak my, żyli w konkretnym
miejscu, byli dziećmi swoich czasów. Odnosi się
to zarówno do męczenników pierwszych wieków,
jak i do świętych naszych czasów. Ich świętość nie
przejawiała się w jakichś niezwykłych aktach lub
2
Święci nie unikali krzyży, które pojawiały się na
ich życiowych drogach, lecz świadomie je przyjmowali i dźwigali. Żyli ze świadomością swojej
ludzkiej słabości, ale jednocześnie w nadziei na
Bożą przebaczającą miłość. Żyli w przekonaniu,
że ludzie powinni być dla siebie jak bracia i siostry, że powinni służyć sobie wzajemnie pomocą. Na wszystko zaś, co się działo wokół nich
i w świecie, w którym żyli, patrzyli przez pryzmat
swojej wiary. Ich ręce były wzniesione do Boga
i jednocześnie wyciągnięte w geście pomocy do
drugiego człowieka, ponieważ nie tracili kontaktu
z realnym, codziennym życiem. Takie ręce ma każdy święty. Dlatego świętość jest czymś, co każdy
z nas może osiągnąć. Przede wszystkim jednak
nie jest ona odejściem od człowieka i ucieczką
z tego świata.
Jeżeli Kościół kanonizuje, wynosi na ołtarze
konkretne osoby, to przede wszystkim po to, by
pokazać, że życie w świętości jest możliwe i że
można ją przeżywać na różne sposoby. Ale nie
tylko święci nam to ukazują, lecz także cała rzesza
znanych i nieznanych osób, które spotkaliśmy
i spotykamy codziennie na życiowych drogach.
Przypomnijmy sobie papieży Jana Pawła I i Jana
Pawła II. Obaj promieniowali świętością przez
niezwykłą prostotę, postawę, uśmiech, obecność, słowo, wyciągnięte dłonie. Nie próbowali
ukryć swojego człowieczeństwa, lecz nim żyli,
nadzwyczajnych działaniach, lecz w zwyczajnym,
codziennym życiu. Święci mieli swoje mocne i słabe strony, ale każdy z nich starał się świadomie żyć
Ewangelią, a zwłaszcza słowami z dzisiejszego
drugiego czytania: „[…] zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1).
Z perspektywy tych słów patrzyli na swoje życie
i zgodnie z nimi je kształtowali. A to oznaczało dla
nich przede wszystkim naśladowanie Chrystusa,
otwieranie się na Królestwo Boże i bycie znakiem
obecności Boga w świecie.
POZWÓLMY SIĘ USZCZĘŚLIWIĆ!
Ponad 10 lat temu w jednym z krajów europejskich pojawiły się plakaty reklamujące nową
markę papierosów. Przedstawiały młodego, muskularnego mężczyznę, przyozdobionego misternymi wzorami tatuaży, trzymającego w jednej ręce
duży krzyż z postacią Ukrzyżowanego, a w drugiej
nowe papierosy. U dołu plakatu widniały dwa
angielskie słowa: TEST IT, to znaczy: spróbuj,
wypróbuj, sprawdź to.
Z twarzy tego człowieka łatwo można było wyczytać dylemat, przed jakim stanął. A czego chciał
twórca tej gorszącej nas, chrześcijan, reklamy?
Chciał oczywiście, by krzyż przegrał z papierosami. Mało tego! Posłużył się Ukrzyżowanym do
uświęcenia reklamowanego, bądź co bądź szkodliwego, towaru. Jego zamiarem było, aby konsument miał wrażenie, że nawet ukrzyżowany Jezus
mówi: „Dość tego cierpienia, pozwól sobie na
chwilę przyjemności! Pozwól się uszczęśliwić!”.
Ale to nie wszystko. Reklama posługująca się
postaciami lub symbolami religijnymi chce nam
zasugerować, że kupując dany produkt, kupujemy
3
coś więcej, że zaopatrujemy się w jakąś duchową
wartość, która ubogaci nasze życie wewnętrzne
i da nam poczucie szczęścia. Ludzie pragną być
szczęśliwi, przez całe życie szukają szczęścia.
Niestety, reklama wykorzystuje to niemiłosiernie,
podsuwając im jedynie jego namiastki. A co nas
uszczęśliwia? Co, według nas, może zapewnić
nam prawdziwe i trwałe szczęście?
Słuchaliśmy przed chwilą fragmentu Ewangelii
zawierającego główne przesłanie Nowego Testamentu: osiem błogosławieństw. Błogosławieństwa pokazują różnice między ówczesną moralnością Żydów a nową, ewangelijną moralnością.
Niektórzy mówią o katalogu cnót lub o warunkach
wejścia do Królestwa Bożego. Jezus wypowiada
błogosławieństwa jako zachętę moralną i religijną – znaną już w Starym Testamencie – nadając
jej formę jakby ośmiu dobrych życzeń: tym, którzy przyjmą Jego zasady, życzy aż osiem razy
szczęścia i aż osiem razy to szczęście obiecuje.
Jednakże to, co jest treścią życzeń, brzmi dość
poważnie, wręcz rygorystycznie. Potwierdza to
reakcja tłumów, którą św. Mateusz tak opisał:
„Kiedy Jezus skończył tę mowę, tłumy podziwiały
Jego naukę. Nauczał bowiem jak mający władzę,
a nie jak nauczyciele Prawa” (Mt 7,28-29).
Dzisiaj Jezus staje przed nami i wypowiada
osiem błogosławieństw, zachęcając nas do wejścia na drogę moralności ewangelijnej, drogę,
która prowadzi do trwałego szczęścia. Czy jesteśmy gotowi te zasady wypróbować i sprawdzić,
czy da się według nich żyć i czy one są w stanie
nas uszczęśliwić? Wyobraźmy sobie alternatywę dla tamtego plakatu reklamowego: ogromny
bilbord przed naszym kościołem z wypisanymi
błogosławieństwami, a pod nimi napis: TEST
IT – wypróbuj, sprawdź to. Czy jesteśmy gotowi
na ten test, mimo że w naszej codzienności, na
ulicy, w telewizji, na uczelni, w pracy, w polityce,
w gospodarce, na świecie liczą się zupełnie inne
zasady, postawy, dążenia i wartości? Przez osiem
błogosławieństw Bóg obiecuje nam zaspokojenie
naszego pragnienia życia, spełnienie tęsknoty za
trwałym szczęściem i każdemu z nas mówi, że
jest niezwykle ważny i potrzebny.
Być może słuchamy tych słów jak pobożnych,
acz nierealnych życzeń, bowiem otaczająca nas
rzeczywistość zdaje się być ich zaprzeczeniem.
Jednakże życie wielu świętych, błogosławionych,
szczęśliwych, których wzywamy dziś na świadków, jest dowodem na to, że tak nie jest. Oni
wszyscy kierowali się w życiu zasadami zawartymi w ośmiu błogosławieństwach. To, że można
i trzeba żyć według Jezusowych błogosławieństw,
widać też w postawie wielu żyjących tuż obok nas
zwyczajnych ludzi. Myślę o tych, którzy mimo iż
są wyśmiewani i oczerniani, trwają w wierze i nie
dają sobie wyrwać z serca miłości do Kościoła.
Myślę o wielkiej rzeszy młodych ludzi z naszych
parafii, którzy dobrowolnie i bez wynagrodzenia
opiekują się ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi,
starymi i samotnymi. Myślę też o naszej gorliwości
i bezinteresowności w organizowaniu pomocy
materialnej dla ludzi dotkniętych kataklizmami,
wojną i aktami terroru ma całym świecie. Czyż to
wszystko nie daje szczęścia? Czyż to wszystko nie
uświęca człowieka i nie prowadzi go do świętości?
Wypróbujmy to! Sprawdźmy to!
ks. Adam Kalbarczyk, Poznań
Homilia dla dzieci
ŚWIĘCI SĄ MIĘDZY NAMI
Na początku homilii chciałbym poprosić was
o podanie imion świętych, których znacie. (Dzieci
podają imiona świętych, na przykład św. Piotr, św.
Paweł, św. Franciszek, św. Antoni, św. Maksymilian,
św. Teresa, św. Barbara).
4
Moglibyśmy tak długo, długo wymieniać imiona świętych. Wy także otrzymaliście na chrzcie
świętym imiona, które nosili święci i błogosławieni. Jak to dobrze, że jest uroczystość Wszystkich
Świętych. Święci i błogosławieni, którzy są w nie-
bie, razem z nami wychwalają Boga. My, którzy
żyjemy na ziemi, też możemy być święci. O tym
śpiewamy w piosence Arki Noego Taki duży, taki
mały. (Możemy zaśpiewać z dziećmi tę piosenkę,
ona niezwykle prosto i radośnie oddaje prawdę
o zdobywaniu świętości).
Znacie na pewno Skład Apostolski, a więc wyznanie wiary. Pod koniec tej modlitwy mówimy:
„Wierzę w świętych obcowanie”. Co to znaczy?
Otóż tymi słowami wyznajemy wiarę, że razem
ze wszystkimi wyznawcami Chrystusa tworzymy
wspólnotę świętych.
Jutro będziemy wspominać naszych zmarłych
krewnych, przyjaciół, znajomych. Kiedy ktoś bliski
umiera, wtedy smucimy się, bo śmierć oznacza
rozstanie z nim. Jednak ufamy, że kiedyś wszyscy
spotkamy się w niebie. W czasie Mszy Świętej modli się z nami całe niebo: Pan Jezus, Matka Boża
i wszyscy święci. Nie widzimy ich, ale spotykamy
się z nimi przez to, że ich kochamy.
Na koniec mam dla was zadanie: kiedy będziecie modlić się wieczorem, to pomódlcie się do
swojego świętego patrona. A może poszukacie
wiadomości o tym świętym, na przykład w Internecie? Warto wiedzieć więcej o świętym albo
błogosławionym, który nosił takie imię jak my.
s. Arletta Ziółkowska PSMC, Koło
2 listopada
WSPOMNIENIE wszystkich wiernych zmarłych
2009
poniedziałek
CZYTANIA
Pierwsza Msza: Hi 19,1.23-27a; Ps 27[26],1.4.7 i 8b, i 9a.13-14; 1 Kor 15,20-24a.25-28;
Ap 1,5-6; Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a
Druga Msza: Dn 12,1-3; Ps 42[41],2-3.5, Ps 43[42],3.4; Rz 6,3-9; J 3,16; J 11,32-45
Trzecia Msza: Mdr 3,1-6.9; Ps 103[102],8 i 10.13-14.15-16.17-18; 2 Kor 4,14–5,1; J 6,40; J 14,1-6
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Kto się w opiekę (S., s. 529); O. Chrystus zmartwychwstan jest (S., s. 179); K. U drzwi Twoich staję,
Panie (S., s. 296); D. Boga naszego chwalcie, wszystkie ziemie (S., s. 726); Z. Witaj, Królowo, Matko
litości (S., s. 860).
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Dziś Kościół wspomina wszystkich zmarłych, którzy nie dostąpili jeszcze chwały zbawienia
i oczekują na oczyszczenie z grzechów. Nasza modlitwa może im w tym pomóc. Za nich w sposób
szczególny Kościół zanosi dziś swoje modlitwy. Jest to również dzień zadumy nad przemijaniem
naszego życia. My także kiedyś zostaniemy wezwani przed Boże oblicze, aby rozliczyć się z miłości,
którą Bóg nas obdarzył.
Aby nasza Ofiara była skuteczna, stańmy przed Bogiem i wyznajmy nasze słabości.
AKT POKUTY
PANIE, Synu Człowieczy, który umarłeś na krzyżu dla naszego zbawienia, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który zmartwychwstałeś, aby nam dać nadzieję życia wiecznego, zmiłuj się nad nami…
PANIE, który nas odkupiłeś, abyśmy się stali Twoją własnością, zmiłuj się nad nami…
5
Homilia dla dorosłych (I)
Homilia dla dorosłych (II)
NASI DRODZY ZMARLI
DZIEŃ PEŁEN NADZIEI
Cóż wiemy o naszych przyjaciołach, braciach,
siostrach, o naszych najbliższych? My, którym się
wydaje, że tak wiele wiemy, niewiele w gruncie
rzeczy możemy powiedzieć o swoim ojcu i swojej
matce. Każdy człowiek ma swój własny, osobisty,
tajemniczy świat. Są w nim te najpiękniejsze
chwile i te najstraszniejsze. Ale to wszystko jest
dla nas niedostępne. I kiedy człowiek odchodzi,
to wtedy wraz z nim odchodzą jego pierwsze łzy,
jego pierwsza Wigilia, jego pierwszy pocałunek.
Wszystko zabiera ze sobą. Ludzie umierają, odchodzą bezpowrotnie. I za każdym razem, gdy
ktoś umiera, chcemy tę bolesną nieodwracalność
z siebie wykrzyczeć.
Nie jesteśmy seryjnymi produktami. Każdy
z nas jest osobnym, jedynym w swoim rodzaju,
niemożliwym do skopiowania światem. A ponieważ są w nim nasze najbardziej osobiste doświadczenia, doznania, przeżycia, odczucia i myśli,
które tylko do nas należą, jesteśmy bezgranicznie
cenną tajemnicą. Dlatego śmierć drugiego człowieka, zwłaszcza tego najbliższego, jest dla nas
takim potężnym wstrząsem. Kończy się świat.
Dlatego ogarnia nas taka żałość i bezradność,
a może nawet gniew.
Te wszystkie doświadczenia, to nasze zawsze
bolesne dotykanie tajemnicy człowieka i tajemnicy śmierci jest jednak konieczne – szczególnie
dzisiaj, w Dzień Zaduszny – jeśli chcemy znaleźć
pociechę i umocnienie w najważniejszej prawdzie
naszej chrześcijańskiej wiary: zmartwychwstaniu
umarłych i życiu wiecznym.
Zmartwychwstały Chrystus mówi nam, że nasza tęsknota za życiem w pełni, życiem, które nie
przemija, życiem wiecznym z Bogiem nie natrafi
po śmierci na pustkę, lecz spełni się w niewyobrażalnych dla nas wymiarach. On, który zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych, mówi nam,
że cały człowiek zmartwychwstaje i spotyka się
z Bogiem – cały człowiek z całym swoim życiem,
6
całą swoją przeszłością, ze swoją miłością i swoimi cierpieniami, ze słowami, które wypowiadał,
i pieśniami, które śpiewał, i ze wschodami słońca,
które oglądał. Nic z naszego życia nie zginie, nic
nie zostanie stracone. Także to, co było smutne,
a nawet mroczne, dojdzie z nami do Boga, który
to wszystko rozjaśni, wypełni swoim światłem,
rozżarzy swoją miłością. Dlatego też możemy
powiedzieć, że to wszystko, co należało do świata
naszych bliskich zmarłych: ich wiara, wierność,
żywotność, troska o drugiego człowieka, o nas,
ich modlitwy i dobre słowa, ich cierpienia, radości
i smutki – także nie zginęło, lecz trwa pieczołowicie zebrane przez Boga. A krzyż, który każdemu
z nas zostaje nałożony – choćby tylko w godzinie
śmierci – nie stał się dla nich znakiem śmierci
i zagłady. Albowiem krzyż Chrystusa, na który
spoglądamy w naszych kościołach i domach,
który wiatr smaga i słońce opromienia na Giewoncie, który góruje nad grobami naszych dziadków,
rodziców, naszych dzieci, krewnych i przyjaciół,
jest potężnym znakiem Miłosierdzia, oczyszczenia, światła, zmartwychwstania i życia.
Ludzie odchodzą bezpowrotnie. My idziemy za
nimi i kiedyś, gdy wybije nasza godzina, spotkamy się z nimi ponownie w domu naszego Ojca.
Wierzymy, że gdy przejdziemy bramy śmierci, to
wtedy i nam wyjdzie naprzeciw Ktoś, kto powie:
„Znam cię. Wezwałem cię po imieniu. Należysz do
mnie” (por. Iz 43,1). Ufamy, że wszyscy odnajdziemy się wtedy w ramionach Boga, który stworzył
nas po to, byśmy życie mieli, życie w obfitości.
Tajemnica człowieka i tajemnica śmierci jest
ostatecznie tajemnicą życia. Dlatego każdy z nas
powtarza za sprawiedliwym Hiobem: „Lecz ja
wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako
ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i oczyma
ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę” (Hi 19,25-27a).
ks. Adam Kalbarczyk, Poznań
W dniu Wspomnienia Wszystkich Wiernych
Zmarłych, zwanym Dniem Zadusznym, myśl nasza
kieruje się ku niebu, gdzie są wszyscy święci,
ale i nasi drodzy zmarli, którzy nas poprzedzili
w ziemskim pielgrzymowaniu do ojczyzny niebieskiej. Po śmierci jest Sąd, następnie niebo
albo piekło. Zadajmy sobie pytania: Czy będę
w niebie? Czy będą tam mój ojciec, moja matka,
moje rodzeństwo, najbliżsi i przyjaciele, których
na ziemi kochałem? A może grzech ciężki oddziela
mnie od Boga?
Śmierć może nadejść niespodziewanie jak
złodziej. Wprawdzie psalmista mówi, że miarą
naszego życia jest lat 70 albo 80, gdy mocni jesteśmy, ale – jak wykazuje proste doświadczenie
życiowe – nie wszyscy mogą doczekać tych lat.
Czasami nawet kilkuletnie dziecko zostaje wezwane przez Pana i musi opuścić ziemski padół.
Głęboko wierzymy w świętych obcowanie i ciała
zmartwychwstanie, w życie po życiu. Wierzymy, że
sam Chrystus Pan przyjmie nas kiedyś do siebie,
bo sam to obiecał w słowach: „Gdyby tak nie było,
to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować
wam miejsce. […] i zabiorę was do siebie, abyście
i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd
Ja idę. […] Ja jestem drogą i prawdą i życiem. […]
Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie”
(J 14,2-4.6; 11,25). Oby w chwili pożegnania się
z tym światem każdy z nas mógł powiedzieć za
św. Pawłem: „W dobrych zawodach wystąpiłem,
bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek
odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który
mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia
[…]” (2 Tm 4,7-8).
Dzisiaj wszyscy nawiedzamy nasze cmentarze.
Składamy kwiaty na grobach, zapalamy znicze
i modlimy się za tych, którzy wbrew nadziei
odważyli się być mocni, za tych, którzy żyją,
choć „Zdało się oczom głupich, że pomarli […]”
(Mdr 3,2). Szukamy na cmentarzach ludzi świętych, którzy wśród nas żyli, cierpieli i pracowali,
naszych przodków, tych, którzy zmarli bardzo
dawno temu, i tych, których odprowadziliśmy
na miejsce spoczynku w ostatnich miesiącach,
tygodniach i dniach. Kiedy patrzymy na tablice
nagrobne, czytamy imiona i nazwiska naszych
zmarłych, to odnajdujemy ludzi cichych, którzy
zwyczajnie i bez rozgłosu przeszli przez ziemskie
życie, odnajdujemy ludzi miłosiernych, którzy
wykonywali dzieła charytatywne dla najbardziej
potrzebujących, tych, którzy wprowadzali pokój
i cierpieli prześladowanie dla sprawiedliwości,
walcząc chociażby z żołnierzami radzieckimi
w 1920 roku i wojskami hitlerowskimi w czasie
drugiej wojny światowej. Ze szczególnym wzruszeniem modlimy się za tych, o których pisał
Konstanty Ildefons Gałczyński, że „prosto do
nieba czwórkami szli”, i za tych, którzy – jak to
pięknie wyraził nasz wieszcz narodowy doby
romantyzmu Juliusz Słowacki – „na śmierć idą
po kolei jak kamienie przez Boga rzucane na
szaniec”. Wspominamy kapłana-męczennika ks.
Jerzego Popiełuszkę, bohatera lat osiemdziesiątych. Zechciejmy również pamiętać o poległych
robotnikach Poznania z 1956 roku, Gdańska
z 1970 roku i o zabitych górnikach kopalni „Wujek”
po wprowadzeniu stanu wojennego.
Modlitwą pragniemy ogarnąć wszystkich, którzy spoczywają na naszym cmentarzu parafialnym
i na wszystkich cmentarzach świata, a także tych,
którzy spoczywają poza cmentarzami. Modlimy
się za tych, o których nie możemy jeszcze powiedzieć, że są zbawieni. Modlimy się my, którym
Pan Bóg daje jeszcze czas na zasługiwanie,
pod przewodnictwem kapłana składamy Bogu
Najwyższemu Ofiarę czystą, świętą i doskonałą,
Ciało i Krew Pańską jako ofiarę przebłagania,
i wołamy z całym Kościołem: Dobry Jezu, a nasz
Panie, oto my dziś prosimy za nich, daj im wieczne
spoczywanie.
Śmierć jest faktem, który dosięga wszystkich – od papieża do najbardziej przeciętnego
człowieka. W Księdze Koheleta czytamy, że
wszystko ma swój czas, jest czas rodzenia i czas
umierania. Szybko przemija postać tego świata,
ale, posłużmy się słowami prefacji za zmarłych:
7
„W Nim zabłysła dla nas nadzieja chwalebnego
zmartwychwstania i choć nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę
w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem
życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale
się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej
pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Chcielibyśmy też powiedzieć
za św. Augustynem: „Stworzyłeś nas, Panie, ku
sobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie
spocznie w Tobie” (Wyznania) i powtórzyć słowa
Henryka Sienkiewicza z powieści Quo vadis?: „Idę
do Ciebie, Panie, bom się napracował wiele”.
Czuwajmy, bo nie znamy dnia ani godziny,
w której przyjdzie nam zdać sprawę Bogu z naszej
wiary i naszych uczynków. Miejmy przed oczyma
wizję Ezechiela, że Bóg nawet z wyschniętych
kości może wzbudzić sobie naród doskonały.
Miejmy też ufność Hioba wyrażoną słowami: „Lecz
ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako
ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i oczyma
ciała będę widział Boga” (Hi 19,25-26).
Na koniec prosimy Cię, Boże, abyś odpuścił
nam grzechy, dał pragnienie nieba, zachował od
nagłej i niespodziewanej śmierci, uchronił nas,
naszych krewnych i dobrodziejów od wiekuistego potępienia, abyś naszym dobroczyńcom dał
wieczną nagrodę, wieczny odpoczynek ofiarom
wypadków, wojen i katastrof, aby dusze zmarłych
aniołowie zaprowadzili do raju. Prosimy Cię,
Boże, abyś pozwolił nam radować się w chwale
powstania z martwych.
ks. Jan Augustynowicz, Rębowo
8 listopada
32. niedziela w ciągu roku
2009
niedziela
CZYTANIA
1 Krl 17,10-16; Ps 146[145],6c-7.8-9a.9bc-10; Hbr 9,24-28; Mt 5,3; Mk 12,38-44 (dłuższa); Mk 12,41-44
(krótsza)
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Serce me do Ciebie wznoszę (S., s. 573); O. Boże mocny, Boże cudów (S., s. 509); K. Jezu, miłości
Twej (S., s. 218); D. Czego chcesz od nas, Panie (S., s. 519); Z. Pan nie opuszcza nigdy (S., s. 569).
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Jak w każdą niedzielę Chrystus gromadzi nas w świątyni na słuchaniu słowa Bożego i na
Eucharystii. Ewangelia przypomni nam, że prawdziwa hojność nie polega na oddawaniu tego,
co nam zbywa, ale na prawdziwej ofierze płynącej z głębi serca. Tylko taka ofiara może być miła
w oczach Boga.
Teraz przeprośmy Boga za nasze przewinienia, aby z czystym sercem złożyć tę Najświętszą
Ofiarę.
AKT POKUTY
PANIE, który pochwaliłeś ubogą wdowę za jej ofiarność, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który sam się ofiarowałeś, aby zgładzić nasze grzechy, zmiłuj się nad nami…
PANIE, który chcesz raczej miłosierdzia niż ofiary, zmiłuj się nad nami…
8
Homilia dla dorosłych (I)
JEDNA UBOGA WDOWA
Należy podziwiać wielką niefrasobliwość
wdowy z czasów Eliasza oraz wdowy z czasów
Chrystusa albo wielką ufność obu kobiet w Bożą
opiekuńczość. Ale w postępowaniu wdów można widzieć również symbol czynu zbawczego
dokonanego przez Chrystusa. On także oddał
wszystko – jak bohaterskie wdowy.
Czasy, o których mówi pierwsze czytanie, to
pierwsza połowa IX wieku przed Chrystusem.
Eliasz był wielkim prorokiem, obrońcą kultu i prawa Bożego w spoganiałym Królestwie Izraela. Tak
wielkim, że jego postać przyozdobiła legenda.
Wymaganie, jakie Eliasz postawił wdowie,
wydawało się bezwzględne, skoro z ostatka mąki
i oliwy miała najpierw sporządzić podpłomyk dla
niego. Polecenie to jednak poprzedziła zachęta:
„Nie bój się!” (1 Krl 17,13). Poczciwa wdowa nie
ulękła się, jakby zapomniała w tamtym momencie
o życiu własnym i swojego syna. Jak gdyby kazała
zamilknąć instynktowi samozachowawczemu,
bo stanął przed nią człowiek, który odczuwał
głód. Jego głód był silny może do tego stopnia,
że podpłomyk mógł uratować i przedłużyć jego
życie. Wolno więc mówić o darze życia wdowy
i jej dziecka dla drugiego człowieka.
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Chrystusa,
który przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne
pieniądze do skarbony. Chociaż nie musiały to
być tylko drobne pieniądze, skoro wielu bogatych
wrzucało wiele. Ten fakt jednak zdawał się mniej
interesować Jezusa. Wypatrzył bowiem ubogą
wdowę, która wrzuciła do skarbony wszystko,
co gwarantowało jej utrzymanie. Jakby zagubiła
zdrowy rozsądek. Przecież dwa pieniążki nie
zmieniły stanu kasy świątynnej, mogły natomiast
zdecydować o całym dalszym jej życiu. Świątynia ze skarbcem stała się gwarancją wdowiej
egzystencji.
Jak daleko sięgały myśli Jezusa, gdy widział
czyn ubogiej wdowy? Czy przypomniał sobie
biedaczkę z Sarepty sydońskiej? Czy pomyślał
o Wdowie – swojej Matce – która z Jego ofiarą
miała złączyć swoją ofiarę, by razem z Nim karmić
Lud Boży Chlebem, który z nieba zstąpił?
Mamy prawo zadawać takie pytania po dzisiejszej lekturze Listu do Hebrajczyków. Jego
autor zdaje się przeciwstawiać świątynię ziemską
w Jerozolimie świątyni niebiańskiej. To, co Chrystus przeżywał i czego doświadczał w świątyni
zbudowanej rękami ludzkimi, zostało dopełnione
Jego dziełem zbawczym. Dlatego autor Listu napisał, że Chrystus „[…] ukazał się teraz, na końcu
wieków […]” (9,26). Jego przyjście na ziemię
nastąpiło w końcowej fazie dziejów świata i ludzkości. Jest to faza końcowa, bo dopełnił się czas
stopniowego objawiania się Boga człowiekowi –
także w miarę rozwoju zdolności przyjmowania
Bożego Objawienia.
Kiedy Syn Boży narodził się jako człowiek,
mógł w pełni objawić Boga niewidzialnego,
a także wypełnić treścią obrazy i proroctwa,
które zapowiadały Jego czasy i działalność.
Nasza współczesność zatem to zgłębianie myślą
i całym życiem tego, co wypełnił Chrystus. Tak
więc w Chrystusie dopełniła się ofiara wdowy
z czasów Eliasza, a także ofiara wdowy w świątyni jerozolimskiej. On przez ofiarę z samego
siebie zgładził grzechy świata. Autor Listu do
Hebrajczyków podkreślił w ten sposób wielkość
i skuteczność Jego ofiary, gdy napisał: „Chrystus
raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów
wielu […]” (9,28). Jedyność oznacza pełnię. Ofiara
była pełna i całkowita, dlatego została złożona
jeden raz.
W pełnej ofierze dokonała się też definitywnie
pełnia Bożego Objawienia. Bóg, który w śmierci
krzyżowej objawił swoją naturę – miłość – objawił
też nieskończoność życia, gdyż śmierć stała się
zmartwychwstaniem. Bóg objawił się w pełni,
którą wyraziły słowa skierowane do Mojżesza
z krzewu ognistego: „Jestem, który jestem”
(Rdz 3,14). Boży tetragram – czteroliterowe słowo
JHWH – ukazał w pełni Boże oblicze w fakcie
krzyża i zmartwychwstania.
ks. Edward Szymanek SChr, Poznań
9
Homilia dla dorosłych (II)
Homilia dla młodzieży
O SENSIE SKŁADANEJ OFIARY
Głównymi bohaterkami dwóch dzisiejszych
czytań są wdowy, a więc osoby, które w ówczesnym społeczeństwie, zdominowanym przez
mężczyzn, znajdowały się w bardzo trudnym położeniu, często bowiem były pozbawione godnego
miejsca i środków na utrzymanie.
O pierwszej wdowie mówi nam Pierwsza
Księga Królewska. Pewnego dnia prorok Eliasz
spotkał tę wdowę i poprosił ją o coś do jedzenia
i picia. W domu miała już niewiele mąki i oliwy,
a nikt się o nią nie troszczył, więc zamierzała
upiec ostatni podpłomyk, nakarmić swego syna
i siebie, a potem oczekiwać śmierci.
Ewangelia mówi o wdowie, która podeszła
do skarbony, by wrzucić drobną ofiarę. Nikt nie
zauważył tej kobiety, tylko Jezus. To On dostrzegł
to, co dla oczu pozostałych było niewidoczne.
Otwartość wdowy z Sarepty została dostrzeżona i pobłogosławiona przez Boga, a Jezus
przedstawił nam inny sposób widzenia spraw.
Dzisiejsza Ewangelia przywołuje także na myśl
słowa Jezusa z Ewangelii św. Mateusza: „Kiedy
dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich
ludzie chwalili” (Mt 6,2).
Jezus zwrócił więc szczególną uwagę na
prawdziwą wartość naszych czynów. Kiedy robimy coś dobrego i równocześnie myślimy o tym,
co powiedzą inni, i o podziwie, jaki wzbudzimy,
to jest tak, jakbyśmy do naszych czynów dopuścili niszczącego robaka. Niby wszystko wygląda
pięknie, lecz wystarczy przyjrzeć się uważniej, by
dostrzec znikomość i pustkę tego, co czynimy.
Przed Bogiem wdowi grosz miał większą wartość
niż inne ofiary, dlatego że został złożony z głębi
serca i był wszystkim, co posiadała kobieta.
Jezus usiadł naprzeciw skarbony i obserwował
tłum, który wrzucał pieniądze. Przed Boże obli-
10
POZNAJ WARTOŚĆ SWEGO DARU
cze przychodzili bogacze i ubodzy, uciskający
i uciskani, objadający domy wdów i przyszła
wdowa. Jezus wyraźnie powiedział, po czyjej
stronie jest Bóg.
Wskazanie przez Jezusa kobiety, której nikt
nie dostrzegał i która w skrytości serca oddała
Bogu wszystko, jest zapewne dla każdego z nas
prztyczkiem w nos. Czasami bowiem przykładamy większą wagę do tego, co jest mało ważne,
podczas gdy umyka nam to, co najważniejsze.
Można usłyszeć przed kościołem ludzi wracających z niedzielnej Mszy Świętej i narzekających,
że Msza się przedłużyła i trwała aż godzinę lub
dłużej, że kazanie było za długie, a śpiewy można było skrócić o połowę, i że gdyby wszystko
usprawnić, to można by spokojnie odprawić Mszę
w ciągu 45 minut, a może i w krótszym czasie.
A przecież Msza Święta to dla wielu z nas tylko
jedna godzina w tygodniu oddana Bogu. Ale czy
tylko Bogu?
O pewnych grzechach społecznych dziś nie
chcemy już mówić. O nieuczciwości społecznej,
kiedy to człowiek ubogi nie znaczy już nic. O oszustwach i nieuczciwościach staramy się mówić
przyciszonym głosem, bo godzimy się na niegodziwości. Czy w tym kierunku chcemy zmierzać?
Nikt niczego za nas nie zmieni, jeśli sami się nie
zaangażujemy w to, by zmienić swoje nastawienie, i jeśli nie obudzimy po raz kolejny naszych
serc, aby były wrażliwe i wyczulone na potrzeby
bliźnich. Tych, którzy żyją tuż obok nas.
Usiądźmy na moment przy Jezusie, spójrzmy
na swoje życie i obudźmy w sobie wrażliwość,
byśmy nie przespali życia. Tej wrażliwości otwartej
na to, co ukryte dla oczu przechodniów, życzę
tobie i sobie na każdy dzień życia. Amen.
ks. Dionizy Mróz SDB, Warszawa
W Ewangeliach Jezus często wskazywał na
wydarzenia z codziennego życia, aby ukazać
ważne prawdy. My o nich już dawno zapomnieliśmy. Warto przyjrzeć się bliżej sytuacji opisanej
w dzisiejszej Ewangelii. Od razu wzrusza nas
hojność kobiety, która przyszła do świątyni i oddała na jej utrzymanie wszystko, co posiadała.
Wprawdzie dała niewiele, jeśli wziąć pod uwagę
wartość pieniędzy, które ofiarowała, ale z racji
intencji ofiarowania był to bardzo hojny dar.
Zatrzymajmy się na moment nad charakterem tego wydarzenia. Warto się zatrzymać, by
zrozumieć jego sens. W naszym zabieganym
świecie potrzeba trochę poezji ukrytej w Ewangelii. Warto zobaczyć w wyobraźni prostą kobietę
w tłumie ludzi przechodzących przez świątynne
dziedzińce.
Jezus usiadł i przyglądał się. Zasiądźmy obok
Niego.
Wdowa wrzuciła dwie najmniejsze monety,
czyli jeden grosz. Rzeczywiście była to niewielka
suma, lecz Jezus wskazał powód, dla którego
kobieta była bardziej szczodra od pozostałych:
inni dawali z tego, co im zbywało, ona natomiast
dała ze swego niedostatku, ze swojej biedy,
z wielkiego ubóstwa. I to było niezwykłe. Monety,
które ofiarowała, miały jakby swój zapach, smak,
swoją melodię.
Uboga wdowa nie chciała robić wokół siebie
zamieszania. Na dziedzińcu świątyni podeszła
do skarbony i niezauważona przez nikogo, z wyjątkiem Jezusa, oddała wszystko, na co było ją
stać. Ofiarowała dwie monety, a przecież cierpiała
niedostatek i dlatego jedną mogła zatrzymać dla
siebie. Pewnie niejeden z nas doradziłby jej, by
tak zrobiła, gdyby zapytała go, jak ma postąpić.
Przecież ważna jest dobra intencja. Ona jednak
nie zrobiła rachunku.
Przypominam sobie pewnego człowieka,
który całą pierwszą wypłatę ofiarował na dzieło
charytatywne wyłącznie dlatego, że męczyły
go wyrzuty sumienia. Kiedyś bowiem, gdy był
młodym człowiekiem, rodzice poprosili go, by
przekazał swojemu katechecie pieniądze na
budowę świątyni w parafii. Zatrzymał jednak te
pieniądze dla siebie. Nikt się o tym nie dowiedział,
on jednak – jak mówił – zrozumiał po latach, że
te pieniądze nie były dla niego. Postanowił więc,
że pierwsze zarobione pieniądze odda na rzecz
ubogich dzieci, nie zatrzyma ich dla siebie, nawet
jednego grosza. Jak postanowił, tak też zrobił.
Uboga wdowa dała więcej niż inni, chociaż
wielu bogatych wrzucało wiele, a ona wrzuciła
tyle co nic. W Jezusowej rachunkowości dar nie
jest ważny z powodu swojej wielkości, lecz z racji
pochodzenia. Nie chodzi o ilość, ale o wartość.
Wdowa dała najwięcej, ponieważ dała wszystko,
co miała. Dlatego otrzymała więcej niż pozostali.
To właśnie jej intencję i czyn dostrzegł Jezus. On
uczestniczył w wielu rozmowach z faryzeuszami
i uczonymi w Prawie. Był wystawiany na wiele
prób. A dziś daje prostą i czytelną lekcję każdemu
z nas. Stawia przed nami kobietę, która nie wypowiedziała żadnego słowa, a mimo to powiedziała
tak wiele. Jeśli nie potrafimy się od niej uczyć, to
tym gorzej dla nas.
Choćby niewielki gest znaczy o wiele więcej niż
czyny, o których trąbi cały świat. Niejednokrotnie
dobroczynność jest rozgłaszana na bilbordach,
a nie zauważa się człowieka potrzebującego,
który żyje tuż obok. Konkretny gest jest bardzo
ważny każdego dnia.
Oby wtedy, gdy szukamy nadaremno rozwiązań naszych skomplikowanych problemów, obudziła nas myśl, że rozwiązanie leży gdzie indziej.
Obyśmy uczyli się prostoty i zaangażowania od
ludzi ubogich i prostych. Obyśmy, pouczając
innych, sami potrafili się od nich uczyć.
Dobrze jest opuścić choć na moment gwar
swoich spraw i usłyszeć cichy dźwięk dwóch monet wrzuconych do skarbony przez prostą, ubogą
wdowę. Wrażliwości na codzienną Ewangelię
sobie i wam z całego serca życzę. Amen.
ks. Dionizy Mróz SDB, Warszawa
11
Homilia dla dzieci
CHCĘ BYĆ DAREM DLA PANA BOGA I LUDZI
Proponowane pomoce:
I część: obrazy: rodziny, chłopca, innego chłopca, skarbonki, słoneczników, rodziny;
II część: obrazy: świątyni, wdowy;
III część: obrazy: Pana Jezusa, chłopca, innego chłopca, Mszy Świętej.
I. Z okazji imienin naszych rodziców przygotowujemy im prezenty (obraz). Tak postąpiło dwóch
braci. Wojtek, starszy brat (obraz), dzień przed
imieninami mamy przypomniał sobie o tej uroczystości. Nie namyślając się wiele, poszedł do
dziadków i poprosił ich o pieniądze na prezent dla
solenizantki. Dziadkowie byli zaskoczeni tą prośbą, ponieważ sądzili, że Wojtek dużo wcześniej
pomyślał o imieninach i ze swoich oszczędności
przygotował niespodziankę mamusi. Dziadkowie
dali Wojtkowi 200 złotych, za które kupił kryształowy wazon i wiązankę róż. Staszek, młodszy brat
(obraz), cały rok myślał o imieninach rodziców.
Otrzymywał od nich kieszonkowe, które wkładał
do skarbonki (obraz). Bywało, że dziadkowie
także pamiętali o wnuku. Najpierw były imieniny
tatusia. Staszek wydał na prezent wszystkie
oszczędności. Następnie starał się oszczędzać,
by ze swoich pieniędzy kupić prezent mamusi na
imieniny. Kiedy otworzył skarbonkę, było w niej
25 złotych. Mógł za nie kupić tylko wiązankę
kwiatów. Pamiętał, że mamusia lubiła słoneczniki
(obraz). Dziadkowie w tajemnicy przed starszym
wnukiem powiedzieli solenizantce o zachowaniu
jej starszego syna Wojtka.
Nadszedł dzień imienin. Wojtek z dumą wręczył
mamusi wazon, wiązankę róż i wygłosił długą
litanię życzeń (obraz rodziny). Tymczasem Staszek,
wystraszony, podszedł do mamusi i powiedział
jedynie: „Kocham cię, mamo”. Mamusia przytuliła młodszego syna i powiedziała: „Stasiu, jaką
wielką radość sprawiłeś mi tymi słonecznikami”.
Z kolei do Wojtka powiedziała: „Dobrze, że przypomniałeś sobie o mnie”.
II. W dzisiejszej Ewangelii uczestniczymy
w podobnym wydarzeniu. Do świątyni (obraz)
12
są z pracą, ofiarą oraz wysiłkiem z naszej strony.
Darem dla Pana Boga może być usuwanie lenistwa w pracy domowej i szkolnej, opanowywanie
złości, zazdrości czy też usuwanie innej wady.
Może być nim także zbieranie oszczędności na
biedne dzieci i na misje. Dla Pana Boga liczy się
nasz wkład pracy, nasze zaangażowanie.
Pomyślę
Do kogo jestem podobny: do bogatych ludzi
i Wojtka czy też do ubogiej wdowy i Staszka?
Panie Jezu, chcę dla Ciebie usuwać wady
i złe skłonności z mojego życia oraz przygotowywać prezenty związane z moją pracą i moim
wysiłkiem.
bp Antoni Długosz, Częstochowa
przychodzą ludzie, by dać prezent – ofiarę Panu
Bogu. Bogaci wrzucają do skarbony dużo pieniędzy bez uszczerbku dla siebie. Tymczasem
biedna wdowa (obraz) daje wszystko, co posiada:
jeden grosz. Kieruje się miłością do Pana Boga
i nie myśli o tym, że będzie żyła w jeszcze większej biedzie. Dla niej ważny jest Pan Bóg. Pan
Jezus zaznacza, że biedna wdowa dała Bogu
największy prezent, ponieważ darem były jej życiowe oszczędności. Tymczasem bogatych ludzi
niewiele kosztowała ich ofiara.
III. Pan Jezus (obraz) przypomina, że Pan
Bóg ocenia czyny w oparciu o naszą pracę,
zaangażowanie i trud. Nie jest ważna materialna
wartość ofiary, lecz istotny jest nasz wysiłek
związany z jej przygotowaniem. Dla Pana Boga
liczy się nasza miłość do Niego oraz nasze poświęcenie. Wojtek (obraz) przypomina bogaczy
wrzucających pieniądze do skarbony w świątyni.
Nie włożył najmniejszego wysiłku ani ofiary, by
dać prezent imieninowy swojej mamusi. Dlatego
mama obojętnie odniosła się do jego życzeń.
Tymczasem Staszek (obraz) wydał z trudem
zebrane oszczędności, ponieważ kierował się
miłością do mamy. Wiązanka słoneczników od
Staszka przyniosła mamusi więcej radości niż
kryształowy wazon od Wojtka.
W każdą niedzielę i w każde święto przychodzimy na Mszę Świętą (obraz), podczas której Pan
Jezus ofiarowuje się za nas Bogu Ojcu, abyśmy
otrzymali odpuszczenie grzechów. Najczęściej
dajemy na ofiarę pieniądze, które otrzymujemy
od rodziców. Taka ofiara nic nas nie kosztuje –
jak prezent Wojtka z opowiadania czy pieniądze
bogatych Żydów z Ewangelii. Liczą się takie
prezenty ofiarowane Panu Bogu, które związane
11 listopada
narodowe święto niepodległości
2009
środa
CZYTANIA
Mdr 6,1-11; Ps 82[81],3-4.6-7; 1 Tes 5,18; Łk 17,11-19
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Pod Twą obronę (S., s. 538); O. Gdzie miłość wzajemna (S., s. 662); K. Ty wszechmocny Panie
(S., s. 553); D. Ciebie, Boga, wysławiamy (S., s. 579); Z. Boże, coś Polskę (S., s. 578).
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Dziś obchodzimy kolejną rocznicę odzyskania przez naszą Ojczyznę niepodległości po 123 latach
niewoli. W modlitwie łączymy się ze wszystkimi Polakami – zarówno tymi w kraju, jak i przebywającymi na obczyźnie. Wspominamy także postać św. Marcina z Tours. Żył w IV wieku, urodził się na
terenach dzisiejszych Węgier, które wtedy były częścią cesarstwa rzymskiego. Jako młodzieniec
zaciągnął się do wojska i pełnił służbę w Galii. Pewnego dnia żebrakowi proszącemu o jałmużnę
u bram miasta oddał połowę swej opończy. Pod wpływem tego wydarzenia dokonało się nawrócenie
św. Marcina. Ochrzcił się, a następnie został biskupem Tours, gdzie słynął z hojności.
Aby godnie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, uznajmy przed Bogiem, że często zapominamy
o naszym powołaniu do czynienia dobra.
AKT POKUTY
PANIE, który przyszedłeś na świat, aby się stać naszym bratem, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który powołałeś człowieka, by zło zwyciężał dobrem, zmiłuj się nad nami…
PANIE, który wstąpiłeś do nieba, by przygotować nam mieszkanie u Ojca, zmiłuj się nad nami…
13
Homilia dla dorosłych (II)
Homilia dla dorosłych (I)
SŁUCHAJCIE WIĘC, KRÓLOWIE!
Dziś, w święto religijne, lecz z akcentem patriotycznym, należy odnieść słowo Boże do treści
narodowych. Ale najpierw zwróćmy uwagę: naród,
Ojczyzna i związany z nimi patriotyzm to krąg
myśli i działań wciąż aktualny. Globalizm, kosmopolityzm, otwartość, tolerancja i inne podobne
zjawiska o tyle są znamieniem współczesności,
postępu i demokracji, o ile pamięta się o czwartym
przykazaniu Bożym, o własnej tożsamości narodowej i wynikającej stąd miłości do Ojczyzny. Jeśli
w jakichkolwiek kręgach społecznych lub w którychkolwiek ugrupowaniach politycznych o tym
by się zapominało, to wyszłoby się tym samym
poza zakres myśli religijnej. Jest tak dlatego, że
Pan Bóg od zawsze patrzy na każdego człowieka
z wielką i mądrą miłością, dostrzega i podkreśla
w nim niepowtarzalną identyczność – ludzkie ja,
osobę. Tak też patrzy na wielką lub małą grupę ludzi,
którą wiążą przeróżne więzy jedności – od miejsca
zajmowanego i zagospodarowanego, wspólnych
losów, języka i kultury poczynając, a kończąc na
więzach krwi, wiary i wzajemnej miłości. Stwórca
wciąż dostrzega tę społeczną, rodzinną i narodową
tożsamość. Dlatego łączenie świętowania narodowego lub państwowego ze świętowaniem religijnym
jest całkowicie uzasadnione, a nawet wymagane.
W tym też kontekście odczytujemy teksty biblijne.
Mędrzec, w tradycji biblijnej utożsamiany
z mądrym Salomonem, zwracając się do królów,
kieruje swą mądrość do wszystkich rządzących.
Nie oszczędza ich. Nie przymila się, by zdobyć
ich uznanie. Odwrotnie – każe im słuchać jak
uczniom. Wygłasza prawdy niepodlegające dyskusji, które też nigdy nie mogą podlegać dyskusji. Brzmią one: „od Pana otrzymaliście władzę”
(Mdr 6,3), staliście się „sługami Jego królestwa”
(Mdr 6,4). Skoro tak, to ci, którzy rządzą, winni
przestrzegać prawa Bożego i wypełniać wolę
Bożą, sprawować uczciwe sądy, to znaczy rządzić
uczciwie. Ponieważ tak nie postępowali, „groźnie
i rychło natrze On na was, będzie bowiem sąd
surowy nad panującymi” (Mdr 6,5). I jeszcze:
„Najmniejszy znajdzie litościwe przebaczenie,
ale mocnych czeka mocna kara” (Mdr 6,6). Z tego
14
wypływa też bezdyskusyjne ostrzeżenie: „Do was
więc zwracam się, władcy, byście się nauczyli
mądrości i nie upadli” (Mdr 6,9).
Jakże chciałoby się słowa dzisiaj odczytane
w kościele wyrecytować w salach parlamentu,
w budynkach ministerialnych, w rezydencjach
pierwszych osób w państwie. Nie z kamieniem
w ręku, by potępiać, lecz z braterską życzliwością i troską. Chciałoby się być echem mędrca
Salomona. Może by wreszcie ustało frymarczenie życiem ludzkim – ludzi zwalnianych z pracy,
nienarodzonych, starców, chorych, niepełnosprawnych. Może by ustało wymądrzanie się
w dziedzinie techniki genetycznej, bioetyki. Może
by też nie mówiono bezsensownie o rozdziale
etyki państwowej lub rządowej od etyki religijnej.
Jest bowiem tylko jedna etyka: Dekalogu, etyka
prawa naturalnego.
Pójdźmy jeszcze na pogranicze Samarii
i Galilei. Spotkajmy samego Chrystusa, który
objawił swą nieskończoną władzę wobec trędowatych. Władzę pełną troski i miłosierdzia.
Chorzy zostali już oczyszczeni z trądu, skoro
mieli się tylko pokazać kapłanom w Jerozolimie,
by oni stwierdzili ustąpienie choroby. Trąd w Biblii
często symbolizuje grzech. Chrystus rozgrzeszył
więc tych biedaków. Tak po prostu. Z ich strony
wystarczyły słowa: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się
nad nami” (Łk 17,13).
Reakcja Samarytanina była wspaniała, choć
nie należał do narodu wybranego i w oczach Żydów uchodził za największego grzesznika. Jeśli
wrócił z okrzykami na cześć chwały Bożej, jeśli
upadł na twarz u stóp Jezusa, to uznał w Nim Bożego Wysłańca, przed którym – jak przed Bogiem
– pada się do nóg. Wyznał wiarę, ukazał większy
owoc ducha niż uzdrowienie z trądu.
Ileż w polskiej historii było momentów, gdy jak
trędowaci wołaliśmy: „Ulituj się nad nami”. Ile było
chwil, w których wyśpiewywaliśmy: „Ciebie, Boże,
wysławiamy”. Kalendarz rocznic wciąż nam o tym
przypomina. Trzeba wiele wysiłku i pamięci, by
dorastać do postawy Samarytanina.
ks. Edward Szymanek SChr, Poznań
MYŚLĄC: OJCZYZNA
I. Ziemska ojczyzna
Myśląc „ojczyzna”, nie sposób dzisiaj, w dniu
Narodowego Święta Niepodległości, nie pomyśleć o naszej ziemskiej Ojczyźnie. Zofia Ewa
Szczęsna w wierszu Ojczyzno ma tak prosto
i pięknie pisze:
Jaki świat piękny i jak może zachwycać, to
wiesz,
ale gdzie tak odpoczniesz jak pod polskimi
lipami,
gdzie znajdziesz takie łąki, pola i stawy wśród
wierzb,
co śpiewają Szopenem i kwitną polskimi
kwiatami.
Czy gdzieś jest taki kraj w bieli majowych
konwalii,
co od Tatr aż do morza w czerwonych makach
tonie,
czy jeszcze gdzieś w bzach słodkich słowik
tak zaśpiewa,
czy w tęczy kwiaty z łąki zerwą gdzieś twe
dłonie?
Czy są topole, wierzby, co szumią tak rzewnie,
czy brzozy nad krzyżami w lasach tak
zapłaczą,
czy gdzieś białe kapliczki stojące przy
drogach
i niebo w słońcu, w deszczu, w świecie tyle
znaczą?
Jak tęsknią, ma ojczyzno, za tobą twe dzieci,
które po świecie całym rozsiał smutny los,
a w ich sercach wciąż kwitną twe wiosenne
łąki
i pieśni Szopena w wierzbach niosą tęskny
duszy głos.
Myślimy o Ojczyźnie wszyscy, zarówno mieszkający, uczący się i pracujący w kraju między
Odrą i Bugiem, jak i przebywający poza jego
granicami. Ten dzień przeżywają wszyscy, którym
szczerze leży na sercu dobro Rzeczypospolitej.
Szczególnie tęsknią za nią emigranci, ci, którzy
musieli z różnych powodów ją opuścić. Wcale nie
mniej tęsknią misjonarze, zarówno duchowni, jak
i świeccy, którzy opuścili Ojczyznę, by w innych
krajach, a nawet na innych kontynentach, z miłości do Boga głosić Dobrą Nowinę i wypełniać
nakaz misyjny Jezusa Chrystusa przekazany Apostołom i ich następcom po Zmartwychwstaniu.
„Zawsze tęsknię za moją Ojczyzną – pisze polski misjonarz pracujący w jednym z krajów Ameryki Południowej – a zwłaszcza w święta kościelne
i państwowe. Łączę się z nią duchowo, modlę
się za Polskę, jej prezydenta i rząd, by dobrze
rozwiązywali problemy mojego kraju. Nie mogę
nie myśleć o swojej ziemskiej Ojczyźnie, która
mnie wychowała i przygotowała do pracy misyjnej
w Ameryce Łacińskiej. Gdyby było inaczej, byłbym
niewdzięcznikiem. Myślę, że wszyscy misjonarze
myślą o swojej Ojczyźnie, nawet gdyby na misjach
byli dwadzieścia, a może i więcej lat. To chyba
normalne. Myślę często o swojej Ojczyźnie, ale
rzadko ją odwiedzam, głównie w czasie urlopu
wakacyjnego” (ks. J.K.).
II. Pamiętny dzień
Cofnijmy się teraz myślą do 11 listopada 1918
roku, kiedy to Polska zmartwychwstała, na powrót
stała się wolna po 123 latach zaborów. W tamtym
czasie wielkiego entuzjazmu powstało wiele
przepięknych utworów patriotycznych. Na przykład Leopold Staff pisał wzruszająco w pięknym
wierszu Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!:
Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!
Łańcuch twych kajdan stał się tym
łańcuchem,
Na którym z lochu, co był twą stolicą
Lat sto, swym własnym dźwignęłaś się
duchem.
Nie przyszły ciebie poprzeć karabiny,
Ni wiodły za cię bój komety w niebie,
Ni z Jakubowej zstąpiły drabiny
W pomoc anioły. Powstałaś przez siebie!
Dzisiaj wychodzisz po wieku z podziemia.
Z ludów jedyny ty lud czystych dłoni,
15
Co swych zaborców zdumieniem oniemia,
Iż tym zwycięża jeno, że się broni.
Ducha wspomnieniem ich ci nie rozsierdzę,
Żyłaś miłością, nie zaś zemsty żołdem,
Choć serce twardsze masz niż Flandrii
twierdze,
Co ci przyznano nowym pruskim hołdem.
Ty, broniąc siebie wbrew wszelkiej nadziei,
Broniłaś jeno od czarnej rozpaczy
Wiary, że wolność, prawo, moc idei
Nie jest czczym wiatrem ust, ale coś znaczy.
Duchową bronią walczyłaś i zbroją,
O którą pękał każdy cios obuchem.
Więc dziś myśl każdą podłóż ziemią swoją
I każdą ziemi swej piędź nakryj duchem.
Żadne cię miana nad to nie zaszczycą,
Co być nie mogło przez wiek twą ozdobą!
Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!
Lecz czymś największym, czym być można:
Sobą!
Wiemy, że niełatwo było Polakom w tamtym
czasie, ale pragnienie niepodległości, istniejące
w polskich duszach, było wielkie. Dzięki temu wiele
trudnych spraw stało się prostych, udało się je
załatwić pozytywnie, i to w dość krótkim czasie.
III. Dziś o Ojczyźnie
Co dzisiaj myślimy o naszej Ojczyźnie? Karol
Wojtyła w swoim poemacie zatytułowanym Myśląc
Ojczyzna pisze między innymi:
Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam
siebie i zakorzeniam,
Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica,
która ze mnie
przebiega ku innym,
aby wszystkich ogarniać w przeszłość
dawniejszą niż każdy z nas:
z niej się wyłaniam… gdy myślę Ojczyzna – by
zamknąć ją w sobie jak skarb.
Pytam wciąż, jak go pomnożyć, jak poszerzyć
tę przestrzeń,
którą wypełnia.
(fragment)
16
Ja też z tej Ojczyzny się wyłaniam, gdziekolwiek mieszkam i pracuję – w każdym miejscu
na Ziemi. Moja Ojczyzna, choćby była biedna
i pełna różnych kłopotów, jest dla mnie skarbem.
Dlatego pytam: jak ten skarb, którym jest moja
Ojczyzna, mam pomnożyć? I wołam słowami
Hymnu do miłości Ojczyzny, stworzonymi przez
Ignacego Krasickiego, wielkiego poetę, biskupa
warmińskiego, a w ostatnich miesiącach życia
arcybiskupa gnieźnieńskiego:
Święta miłości kochanej ojczyzny,
Czują cię tylko umysły poczciwe
Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,
Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe!
Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,
Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe.
Byle cię można wspomóc, byle wspierać,
Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.
Czy w nas jest dzisiaj duch patriotyzmu, wielkie
umiłowanie Ojczyzny? Czasy komunizmu wyrządziły wiele krzywd naszemu narodowi, ale czy wszystko można zrzucić na miniony bezbożny ustrój?
Posłuchajmy paru wskazań kard. Karola Wojtyły z poematu Myśląc Ojczyzna:
Wolność trzeba stale zdobywać, nie można jej
tylko posiadać.
Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez
zmaganie.
Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte,
a przecież jawne.
Całym sobą płacisz za wolność – więc to
wolnością nazywaj,
że możesz płacąc ciągle na nowo siebie
posiadać.
[…] Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone
przodkom i nam,
by stanowić o wspólnym dobru i mową własną
jak sztandar
wyśpiewać dzieje.
Śpiew dziejów spełniają czasy zbudowane na
opokach woli.
Dojrzałością samostanowienia osądzamy
młodość naszą,
czasy rozbicia i złoty wiek –
Osądziła złotą wolność niewola.
[…] I patrzcie, że wolność naszą i waszą
odkrywamy ciągle na
nowo jako dar, który przychodzi,
i zmaganie, którego wciąż nie dosyć.
Pamiętamy o miłości swojej Ojczyzny, ale nie
możemy zasklepiać się w egoizmie. Można miłować Polskę ze wszystkich sił, a jednocześnie być
– w dobrym sensie – otwartym na świat. Zresztą,
także dla dobra Ojczyzny.
Dla tych, którzy są poza granicami kraju,
a myślimy szczególnie o misjonarzach i emigrantach, przytoczmy pocieszające opowiadanie
zaczerpnięte z dzieła ks. Wójtowicza pod tytułem
Opowiastki:
„Nauki pewnego filozofa tak godziły w żywotne
interesy państwa, że panująca władza pozbawiła
mistrza ojczyzny, skazując go na dożywotnią banicję. Odwiedzający go potem przyjaciele dopytywali
się wciąż, jak sobie daje radę z nostalgią, czy nie
tęskni za ojczyzną? Uczony odpowiedział przecząco. – Ale przecież do istoty człowieka należy
tęsknota za ojczyzną – argumentowali rozmówcy.
– Nie jest się nigdy wygnańcem czy banitą – tłumaczył filozof – jeżeli odkryje się, że całe stworzenie
stanowi jedną wielką i prawdziwą ojczyznę”.
Polećmy więc dzisiaj naszą Ojczyznę Panu
Bogu i Matce Najświętszej.
ks. Jan Augustynowicz, Rębowo
15 listopada
33. niedziela w ciĄGU ROKu
2009
niedziela
CZYTANIA
Dn 12,1-3; Ps 16[15],5 i 8.9-10.11; Hbr 10,11-14.18; Łk 21,36; Mk 13,24-32
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Ciebie całą duszą pragnę (Ex., s. 292); O. Panie, ufam miłosierdziu Twemu (S., s. 571); K. Idzie,
idzie Bóg prawdziwy (S., s. 259); D. Niech się radują niebiosa i ziemia (Ex., s. 298); Z. Podnieście
wzrok ku górom (Ex., s. 306).
Ex. – Exsultate Deo – Śpiewnik mszalny. Wydanie 9, 2004.
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Gromadzimy się na Eucharystii w przedostatnią niedzielę roku liturgicznego. Słowo Boże, które
usłyszymy, skieruje naszą uwagę na rzeczy ostateczne. Jezus zapowiada swoje przyjście na końcu
czasu. Nie chce jednak, byśmy się bali, lecz żebyśmy mieli nadzieję, bo nasze imiona zapisane
są w księdze życia. Jezus przychodzi w każdej Eucharystii i pragnie być przyjęty przez swój lud.
Otwórzmy więc serca i wyjdźmy na spotkanie z Mistrzem.
Dzisiejsza niedziela to także dzień modlitwy za Polonię zagraniczną i jej duszpasterzy. Otoczmy
serdeczną pamięcią przed Bogiem naszych bliskich przebywających za granicą i tych, którzy głoszą
im wiarę i niosą pocieszenie.
A za nasze grzechy przepraszajmy na początku tej Mszy Świętej.
AKT POKUTY
PANIE, który zmartwychwstałeś, aby przywrócić nam życie wieczne, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który wstąpiłeś do nieba, aby przygotować nam mieszkanie u Ojca, zmiłuj się nad nami…
PANIE, który przybędziesz, aby nas rozliczyć z miłości, zmiłuj się nad nami…
17
Homilia dla dorosłych (II)
Homilia dla dorosłych (I)
UJRZĄ SYNA CZŁOWIECZEGO
Dzisiejsze czytania należą do piśmiennictwa,
zwanego apokaliptyką. Proroctwo Daniela jest
pierwszą księgą apokaliptyczną w Starym Testamencie, a fragment Ewangelii św. Marka wywodzi
się z tak zwanej apokalipsy synoptycznej. Nawet
tekst Listu do Hebrajczyków, ukazując ofiarę
Chrystusa, stawia ją ponad czasem.
Czasy apokaliptyczne i literatura z nimi związana to nie fakty, które towarzyszą końcowi świata
i dlatego budzą grozę wśród czytelników i słuchaczy. To – jak wyjaśnia greckie słowo apokalypsis
– odsłonięcie, ukazanie w wizji aż samego nieba
i wydarzeń związanych z niebem. A więc to coś,
co ma uspokoić i pocieszyć. Dla przykładu: gdy
św. Łukasz – tak jak Marek – zamieścił w swojej Ewangelii apokalipsę synoptyczną i opisał
straszne wydarzenia, to zaraz dodał: „A gdy się
to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście
głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”
(Łk 21,28). Zatem, wydarzenia budzące trwogę
są znakiem końca udręki i przerażenia.
Literatura apokaliptyczna powstała w czasach,
które były ciężkie i trudne dla narodu wybranego,
dlatego miała ona na celu podnieść ludzi na duchu, ukazać koniec tego wszystkiego, co wtedy
przerażało i zdawało się być nie do pokonania.
Podobnie chrześcijańska literatura apokaliptyczna pragnęła umocnić wiernych i napełnić
ich otuchą. A jej styl, obrazowość, wizje, opis
zjawisk kosmicznych, symbolika barw, liczb – to
język, którym przemawia ona do czytelnika. Jest
to literatura mówiąca nie tyle o przyszłości, ile
o teraźniejszości. Jeśli zaś o przyszłości, to o tej
niezbyt odległej, gdy pozornie niezwyciężone
potęgi zła legną pokonane przez Boże moce –
przez Chrystusa.
W takim świetle spójrzmy na tekst Księgi Daniela. Jest to czas wielkiego ucisku Żydów przez
władców syryjskich, zwłaszcza króla Antiocha IV
Epifanesa (II wiek przed Chrystusem). Czas prześladowań za wyznawanie wiary i przestrzeganie
Prawa Mojżeszowego. Z tego powodu wybuchnie
18
nawet powstanie machabejskie jako zryw narodowy mający na celu obronę religii i tożsamości
narodowej. Daniel, Boży wybraniec, widzi i zapowiada koniec ucisku: „naród […] dostąpi zbawienia” (Dn 12,1). Wizja zbawienia sięga poza doczesność. Zapowiada bowiem zmartwychwstanie
umarłych: „jedni do wiecznego życia, drudzy ku
hańbie” (Dn 12,2). Zwycięstwo dobrych i wiernych
mieć będzie wymiary eschatologiczne, a nie tylko
czasowe. Źli natomiast okryci będą hańbą, która
też będzie wieczna. Jest to zatem pocieszenie na
dni obecne, które są pełne lęku, a nawet mogą
budzić zwątpienie i łamać ducha. Niech więc
wierzący w Boga pamiętają, że On wypowiada
ostatnie słowo, a „Mądrzy będą świecić […] jak
gwiazdy przez wieki i na zawsze” (Dn 12,3).
Tekst ewangeliczny również dotyczy trudnych
czasów. Był to okres prześladowań chrześcijan
przez Nerona, kiedy stolica imperium stała się
miejscem nieopisanego okrucieństwa. Znamy to
z historii i z literatury pięknej (na przykład z Quo
vadis). Autor natchniony – może w oparciu o nauczanie samego św. Piotra w Rzymie – zapowiada
koniec takiego czasu i dlatego mówi aż o zaćmieniu słońca i księżyca, o spadaniu gwiazd. „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego
w obłokach z wielką mocą i chwałą” (Mk 13,26).
Przyjdzie jako zwycięski Bóg. Nie stanie się to
dopiero przy końcu świata. Owszem, wtedy ujawni się ostatnia scena zwycięstwa, które zamieni
czasowość w wieczność, a starą ziemię i stare
niebo w nową ziemię i w nowe niebo. Podobne
interwencje Boże, dostosowane do aktualnych
czasów i wydarzeń, dokonują się w dziejach świata
i poszczególnych ludzi. Interwencje mniej spektakularne, a przecież bardzo rzeczywiste.
Tekst Listu do Hebrajczyków dopisuje rację
Bożego zwycięstwa: Chrystus, „[…] złożywszy
raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł
po prawicy Boga […]” (10,12) jako Zwycięzca nad
wszystkimi nieprzyjaciółmi.
ks. Edward Szymanek SChr, Poznań
CZEKAJMY NA JEZUSA Z MIŁOŚCIĄ
W ostatnie dni roku liturgicznego Święta Matka Kościół proklamuje nam Ewangelię mówiącą
o Sądzie Ostatecznym. Przed nami staje Syn
Człowieczy, który przychodzi do nas w obłokach
z wielką mocą i chwałą. Przed Nim idą aniołowie.
On zbiera nas ze wszystkich stron, aby nas zbawić. I choć nie wiemy, kiedy to nastąpi, to jednak
wiemy, że stanie się to niebawem. Sąd Ostateczny
blisko jest, we drzwiach.
Trzeba jednak, abyśmy zadali sobie dzisiaj bardzo konkretne pytanie: czy rzeczywiście wierzymy
w rychłe powtórne przyjście Jezusa Chrystusa
na ziemię? Myślę, że w naszych wyobrażeniach
moment Sądu Ostatecznego najczęściej przesuwany jest przez nas na rubieże tych wyobrażeń.
Teoretycznie uznajemy prawdę o końcu świata,
ale nie wyciągamy z tego żadnych wniosków.
Żyjemy tak, jakbyśmy mieli żyć wiecznie na ziemi.
Nie liczymy się z tym, że będziemy musieli stanąć
przed Bogiem. On jest Sędzią sprawiedliwym,
który za dobre wynagradza, a za złe karze.
Spójrzmy tylko na nasze życie. Ile razy wybieramy grzech, bo wydaje się nam być bardziej
przyjemny? Jak często dyskutujemy z przykazaniami Bożymi, twierdząc, że wiemy lepiej, jak
powinno być ułożone ludzkie życie? Jesteśmy
mądrzejsi od Pana Boga – w swoim przekonaniu
– i dlatego ustalamy własne reguły codziennego życia. Sami wiemy lepiej, kiedy zaczyna
się ludzkie życie i kiedy możemy je zakończyć.
Współczesny człowiek nie tylko nie respektuje
prawa do świętowania i odpoczynku, ale nawet
przeciwstawia się fundamentalnemu prawu do
życia. Żyjemy w czasach moralnego i etycznego
chaosu. Jesteśmy świadkami, ale niestety także uczestnikami, autodestrukcji świata. To jest
bardzo wyraźny znak naszego braku pamięci
o powtórnym przyjściu Syna Człowieczego.
Nie chodzi jednak o to, byśmy teraz nawzajem straszyli się Sądem Ostatecznym. Chrystus
nie jest katem, który będzie się mścił na nas za
nasze grzechy. Bóg nie jest strażnikiem prawa
i moralności. To grzech jest naszą klęską, naszą
śmiercią i zniszczeniem. Odrzucenie Bożego
porządku jest pozbawieniem siebie prawdziwego życia. A zatem, popełnienie grzechu jest
samounicestwieniem. To my sami siebie karzemy, kiedy niszczymy swoją godność i świętość.
Konsekwencją nieprzestrzegania zasad danych
nam przez Boga jest trwanie w śmierci. Naszym
powołaniem jest trwanie w komunii z Bogiem,
a każdy grzech ją niszczy. Zło, które czynimy,
degraduje nas samych i nie pozwala nam cieszyć
się naszym podobieństwem do Boga.
Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do życia
w wieczności. Jesteśmy święci dzięki łasce Boga,
jaką otrzymaliśmy w sakramencie chrztu świętego.
To właśnie wtedy, gdy kapłan wypowiadał nad
nami sakramentalne słowa: „Ja ciebie chrzczę”,
zostaliśmy wszczepieni w Kościół, lud pielgrzymujący ku wieczności. Mamy dzięki temu zupełnie
inną perspektywę naszego istnienia. Jesteśmy
na ziemi tylko na pewien czas, a jednocześnie
mamy mieszkanie przygotowane dla nas przez
Boga w wieczności. Choć jesteśmy zanurzeni
w teraźniejszości, to jednak jesteśmy powołani do
wieczności. Koniecznie musimy o tym pamiętać.
Powołanie do wieczności oznacza jednocześnie powołanie do świętości. Przez czynienie dobra i unikanie grzechu już tutaj możemy radować
się wiecznością. Liturgia Kościoła pozwala nam
przeżywać radość ze zjednoczenia z Bogiem,
który trwa w odwiecznym teraz. Pan Bóg gromadzi nas w tej wspólnocie, abyśmy dzięki trwaniu
ze sobą w miłości dotykali wieczności i już na
ziemi radowali się tajemnicą nieba. Wtedy Sąd
Ostateczny będzie dopełnieniem naszego życia
i szczęściem wiecznym. Nie musimy się bać
Chrystusa, który przychodzi do nas w swojej
chwale, otoczony przez aniołów, bo przyjdzie
On tutaj, aby nas, swoich umiłowanych uczniów,
zgromadzić wokół siebie.
Czekajmy zatem na Syna Człowieczego
z miłością, a bez lęku. Czekajmy na Tego, który
przyjdzie, aby nas wprowadzić do domu Ojca,
i obdarzy nas nowym życiem. Czekajmy na Zbawiciela z wiarą i pełni gotowości.
ks. Jacek Dziel, Gniezno
19
Homilia dla młodzieży
Homilia dla dzieci
SŁOWO BOGA TRWA NA WIEKI
Doświadczenie, jakie płynie z obserwacji
naszego otoczenia, wskazuje na to, że wszystko się zmienia. Radosne chwile, choćby nawet
najbardziej szczęśliwe, przemijają, bo są tylko
chwilami. Dramaty i klęski również przemijają,
bo są wokół nas dobrzy ludzie, którzy pomagają
nam wyjść z najbardziej katastrofalnej sytuacji.
Filozofowie przyrównywali rzeczywistość do rzeki,
która ciągle płynie, a my nigdy nie wchodzimy
ponownie do tej samej wody. Świat przemija, my
przemijamy, przemija ziemia i niebo.
Nie przemija jednak byt absolutny, jak go nazywają filozofowie. Nie przemija Bóg, który jest
odwieczny i trwa w nieustannej teraźniejszości.
Ona nie ma żadnego „przedtem” ani „potem”.
Dlatego też Bóg w Starym Testamencie nazywa
siebie bardzo dziwnym imieniem: „Jestem, który
Jestem” (Wj 3,14). Choć w ciągu dziejów Bóg objawiał się człowiekowi na różne sposoby, to jednak
jest On zawsze ten sam – niezmienny. W swojej
miłości Bóg przygotowuje ludzi do przyjęcia pełni
Objawienia. Na szczęście dla nas możemy być
spokojni, że nie obudzimy się jakiegoś dnia i nie
dowiemy się, że Bóg się zmienił.
Swoją niezmienność Bóg objawia w swoim słowie. Bóg daje nam dzisiaj szczególną obietnicę:
„[…] moje słowa nie przeminą” (Mk 13,31). Słowo
Boże jest bowiem odwieczne, jest naszą mocą
i tarczą w codziennym bojowaniu. Ono jest listem
miłującego nas Boga do każdego z nas z osobna
i do nas wszystkich zarazem. To słowo przenika
nasze dusze jak miecz obosieczny i oskarża nas
za złe uczynki. Bóg posyła do nas swoje słowo,
abyśmy przez nie mogli dotknąć wieczności i poznali niezmienny cel naszego pielgrzymowania.
Jezus jest Słowem, które „[…] stało się ciałem
i zamieszkało między nami” (J 1,14).
Dzisiejsza wypowiedź Jezusa o nieprzemijalności Jego słów każe nam zatrzymać się w codziennej
bieganinie i zapytać siebie samych o stosunek do
słowa. Jeśli słowo Boże jest przestrzenią, w której
dotykamy samego Boga, to jest ono święte. Jest
pocałunkiem Boga, który jest miłością i pragnie
naszego dobra. A zatem, czy zajmuje ono rzeczy-
20
wiście szczególne miejsce w naszym życiu?
Kilka lat temu odwiedziłem meczet w Londynie.
Przyjął mnie sam imam i opowiadał o swoich
tradycjach i zwyczajach. Mówił między innymi
o tym, że święte księgi – Koran, Torę i Biblię –
muzułmanie stawiają na najwyższej półce, aby
żadna książka zawierająca ludzkie słowa nie stała
ponad księgami pochodzącymi od Boga. Czy
w naszym sercu słowo Boże zajmuje najwyższą
półkę? Czy nie stawiamy nad nim innych ludzkich
ksiąg i książeczek?
Warto też, abyśmy dzisiaj zapytali siebie, jak
często sięgamy po Biblię i ją z wiarą czytamy.
Jako uczniowie Jezusa Chrystusa powinniśmy
czytać słowo każdego dnia, aby czerpać z niego
siłę i mądrość, aby umieć rozpoznawać w jego
świetle pojawiające się znaki czasu. Słowo, które
nie przemija, rozświetla nam drogę i pozwala
dobrze zrozumieć otaczający nas świat. Dzięki
codziennej lekturze Pisma Świętego możemy
rozpoznawać, jaka jest wola Boża względem nas,
jakimi ścieżkami powinniśmy chodzić.
Myślę, że warto też, abyśmy zapytali siebie
o to, czy szanujemy słowo Boże, czy nie ulegamy
zwyczajom tego świata, które każą nam żartować
i szydzić ze wszystkiego. Maniera współczesna
polega na tym, by na bazie słowa Bożego tworzyć
żarty czy nawet realizować filmy, które są parodią
ksiąg biblijnych. Odwieczne słowo Boga powinno
pojawiać się na naszych ustach tylko wtedy, gdy
jest wypowiadane z należnym szacunkiem i odniesieniem do Tego, od którego pochodzi.
Bóg jest wierny swoim obietnicom, jest wierny
słowu, które do nas kieruje. Dlatego otwórzmy
uszy i serca, aby Bóg mógł do nas przemawiać,
mógł nas oświecać swoim słowem i przepełnić
nas łaską świętości! Niech słowo Chrystusa przebywa w nas z całym swoim bogactwem i mocą.
A jednocześnie strzeżmy się słowa kłamstwa,
które szatan w nas sączy i oszukuje nas, gdyż
nas nienawidzi. Nie dajmy się okłamać złemu
duchowi, ale pójdźmy za słowem Boga, które jest
niezmienne i trwa na wieki.
ks. Jacek Dziel, Gniezno
CO Z TYM CZASEM?
„Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest […]” (Mk 13,29).
Dla odkrywców, dla tropicieli śladów Pana
Boga, dla poetów i dla dzieci – wszystko jest zagadkowe, czyli kryjące jakąś tajemnicę. Dlatego
ja też zacznę od zagadki. Chyba odgadniecie,
co to jest.
Choć ciągle płynie – nie jest to rzeka,
raz nam się wlecze, a raz ucieka,
wolno przemienia nowe w stare,
a zna go dobrze tylko zegarek.
Co to jest? Czas? Tak. Zegarek zna go najlepiej. Ale zaraz, zaraz… Czy czas mógłby być sobie
tak bez zegarka? A może to zegarków nie byłoby
wcale, gdyby nie czas? Jak to jest? No dobrze, jest
czas i mierzą go zegarki – i te po pradziadkach, i te
superkwarcelektroniki. Ale kto nastawia zegarki?
Zegarmistrz? Nie, on je tylko leczy. Telewizja? Nie,
ona tylko ogłasza, która godzina jest w Polsce, bo
w Australii jest zupełnie inna. Zegarki chodziłyby
sobie jak pijane zające, gdyby nie – kto? Astronomowie, którzy czas odczytują z gwiazd. Ale czy to
znaczy, że w kosmosie jest jak w gigantycznym
zegarku? Trochę tak, bo wszystko tam ciągle się
zgadza i jest w swoim czasie: i zima, i lato, i noc,
i dzień, i rok, i miesiące, a nawet to, kiedy mają
być święta. A gdyby tak się popsuł ten kosmiczny
zegar? Gdyby gwiazdy zaczęły kręcić się tak, jak
się każdej podoba, i łazić po niebie na przekór…
No właśnie: komu na przekór? Kto wymyślił takie
drogi gwiazdom, planetom i kometom? Pan Bóg,
który trzyma wszystko w swojej ogromnej, niewidzialnej ręce. I któregoś dnia zatrzyma gwiazdy,
zatrzyma czas, zegarki będą pokazywać czas,
którego nie będzie, aż staną sobie na amen. I co?
Wszyscy zatrzęsą się ze strachu jak na horrorze?
Nie, nie wszyscy. Na pewno nie ci, którzy już od
dawna mierzyli czas modlitwą, biciem czekającego serca, jakby biegli na spotkanie Jezusa, i nie
ci, którzy serca sprawdzali jak zegarki, czy dobrze
biją, czy o Bogu pamiętają, czy dla innych żyją,
pytając Boga: „Czy to tak? Czy to tak? Doradź
nam, daj nam znak”.
Kiedyś pewien dziadek musiał wyjechać i oddał swojemu wnukowi pod opiekę wielki zegar
z wahadłem, żeby go otwierał, nakręcał o ustalonej godzinie i dokładnie zamykał. Lecz wnukowi
szybko się to znudziło. Zapominał o nastawianiu
zegara albo robił to byle jak. I zegar stanął. Ucichł,
jakby w nim coś umarło. Kiedy dziadek wrócił,
otworzył drzwiczki zegara i zobaczył, że w środku
było trochę kurzu, śpiące muchy i zdechła mysz.
Dziadek to wszystko sprzątnął, wyczyścił, nastawił zegar i ten ruszył.
Nad zegarem trzeba czuwać jak nad znakami
od Pana Jezusa. Tacy czuwający kiedyś po prostu spojrzą na zegarek i powiedzą: „To właśnie
ta godzina – już się zaczyna”. Co się zaczyna?
Szczęście zapatrzenia się w twarz Jezusa, którą
nareszcie będzie można widzieć. A szczęście
nie znosi zegarków, bo one za szybko szczęście
kończą. Dlatego wtedy już wszystko będzie na
zawsze.
Ktoś spojrzał na zegarek i zobaczył, że czas
jeszcze płynie i zegarki jeszcze go odmierzają.
Ale trzeba trochę inaczej odmierzyć: ile czasu dla
mnie, ile dla Boga, ile dla kogoś, kto go potrzebuje? Ile na stukanie do Boga sercem i modlitwą
każdego wieczoru, aż do wieczoru wigilijnego i do
Wielkiej Nocy, i wielkanocnego poranka?
Pewien ksiądz od uśmiechniętych wierszy dla
dzieci powiedział: „Jeżeli kochasz – czas zawsze
odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwilki”.
Jak to tak? A tak, że w kochaniu czas dzielony
zawsze jest mnożony. Jeśli odmierzysz go i na
roraty, i na modlitwę, to zostanie ci go więcej, niż
miałeś dotąd. Co? Niemożliwe? Razem z Jezusem
wszystko jest możliwe – nawet bez komputerów,
elektroniki i zegarkowej techniki.
***
Co to znaczy: Jeżeli kochasz, czas zawsze
odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwili?
br. Tadeusz Ruciński FSC, Częstochowa
21
22 listopada
JEZUSA chrystusa króla WSZECHŚWIATA
2009
niedziela
CZYTANIA
Dn 7,13-14; Ps 93[92],1.2 i 5; Ap 1,5-8; Por. Mk 11,10; J 18,33b-37
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
W. Chrystus Wodzem (S., s. 244); O. O Chryste Królu (S., s. 248); K. Zróbcie Mu miejsce (S., s. 302);
D. Cóż Ci, Jezu, damy (S., s. 518); Z. Idziesz przez wieki (S., s. 581).
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990.
WPROWADZENIE
Ostatnią niedzielę w roku liturgicznym Kościół obchodzi jako uroczystość Jezusa Chrystusa Króla
Wszechświata. Jezus w dzisiejszej Ewangelii staje przed Piłatem i mówi mu, że jest Królem, ale Jego
Królestwo nie pochodzi z tego świata. Niech ta liturgia wzbudzi w nas przekonanie, że tylko Jezus
jest naszym Królem i nie mamy innego Pana poza Nim.
Aby godnie sprawować tę Najświętszą Ofiarę, wyznajmy przed Bogiem nasze grzechy.
AKT POKUTY
PANIE, który przyszedłeś na świat, aby odnaleźć tych, którzy zaginęli, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który zmartwychwstałeś, aby przywrócić nam życie, zmiłuj się nad nami…
W dalszym ciągu opisu ewangelicznego znajdziemy oświadczenie Piłata: „Ja nie znajduję
w Nim żadnej winy” (J 18,38). Nie potępiajmy Piłata, ponieważ był niekonsekwentny. Wystarczyła
konsekwencja przeciwników Jezusa. A szantaż,
który zastosowali wobec prokuratora, był naprawdę ciężki: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara” (J 19,12). Tak więc uwolnienie
Jezusa spowodowałoby śmierć Piłata.
Piłat, wedle opisu Janowego, odegrał ważną
rolę wobec Chrystusa Króla. Wyprowadził Go do
ludu, licząc na litość ludzką. Zauważmy: „Jezus
więc wyszedł na zewnątrz w koronie cierniowej
i płaszczu purpurowym” (J 19,5). Wyszedł jako
Król, lecz nie król z tego świata. Jego szatą królewską były korona cierniowa i brudny płaszcz
żołnierski. Inna korona i purpura, jakie zwykli
wkładać na siebie królowie tego świata, urągałyby prawdziwej godności królewskiej Zbawiciela.
Jego Królestwo było inne niż ziemskie królestwa,
dlatego też inne były znamiona tego Królestwa.
Piłat wskazał na Jezusa i powiedział coś, czego
absolutnie pojąć nie może. Słowa: „Oto Człowiek”
(J 19,5) mogą być wieloznaczne. Czyż nie mogą
również znaczyć: „Oto Syn Człowieczy”? Oczywiście Rzymianin nie umiał się posłużyć językiem
Biblii, gdyż obce mu było jej słownictwo. Ale Jan
to umiał. On prawidłowo zrozumiał wypowiedź
Piłata i tak nam ją z pewnością chciał przekazać.
Jezus jest tym Synem Człowieczym, którego Daniel przed 200 laty oglądał w widzeniach nocnych.
Widział, jak „[…] na obłokach nieba przybywa
jakby Syn Człowieczy” (Dn 7,13).
W wyjaśnieniu Chrystusa o inności Jego
Królestwa należy więc widzieć wypełnienie wizji
Daniela o panowaniu i chwale, i władzy królewskiej
Syna Człowieczego: „Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego
królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14).
A Jan, wizjoner z Apokalipsy, ogląda Jezusa
Chrystusa, Władcę królów ziemi, który nas,
odkupionych Jego krwią, uczynił królestwem –
kapłanami dla Boga. Uczynił więc królestwem
kapłanów. On, „[…] który jest, który był i który
przychodzi, Wszechmogący” (Ap 1,8). Prawdziwie
Król nie z tego świata.
ks. Edward Szymanek SChr, Poznań
PANIE, który siedzisz po prawicy Ojca, aby się wstawiać za swoim ludem, zmiłuj się nad nami…
Homilia dla dorosłych (II)
Homilia dla dorosłych (I)
TAK, JESTEM KRÓLEM
Odpowiedź Chrystusa na pytanie Piłata należy
do wypowiedzi objawiających wyraźniej tożsamość Syna Bożego. Piłat, jak wynika z czwartej
Ewangelii, odegrał niepoślednią rolę w tym
względzie. On przecież, na skutek oskarżenia
Jezusa o podburzanie ludzi, o uzurpację prawa do
godności królewskiej, winien bez dokładniejszych
dociekań skazać Go na śmierć krzyżową. Widocznie, mimo małego zainteresowania głębszymi
problemami filozoficznymi i religijnymi, dostrzegł
niespójność oskarżeń wysuwanych przeciw Temu,
którego mu przyprowadzono.
W pytaniu o Królestwo można wyczuć raczej
zdumienie Piłata niż podejrzliwość o zamach polityczny. Dlatego z kolei pytanie Jezusa: „Czy to
22
mówisz od siebie […]?” (J 18,34) wolno rozumieć
jako chęć wprowadzenia prokuratora w dziedzinę
poważniejszą niż polityka. Niechby Piłat zaczął
myśleć samodzielnie. Jeśli jednak nie był tym
zainteresowany, to i tak kolejne jego pytanie:
„Co uczyniłeś?” (J 18,35) stało się okazją dla
Chrystusa do wypowiedzenia charakterystyki
swego Królestwa: „Królestwo moje nie jest z tego
świata” (J 18,36).
Co zrozumiał i czego chciał się dowiedzieć
Piłat, gdy zapytał Jezusa: „A więc jesteś Królem?”
(J 18,37). Chyba nie chodziło mu o polityczną akcję. Nie, bo chociaż Chrystus potwierdził, że jest
królem, to zaraz wyjaśnił: „Ja się na to narodziłem
[…], aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37).
KRÓLOWAĆ Z CHRYSTUSEM
1. Fakt, że właśnie Bóg jest naszym Królem,
jest powodem radości. Wiemy bowiem, że On
jest Władcą potężnym i sprawiedliwym, któremu
zależy na dobru i szczęściu każdego człowieka.
Tę prawdę w szczególny sposób uświadamiamy
sobie, kiedy kończymy kolejny rok liturgiczny,
który Kościół w Polsce obchodził pod hasłem:
„Otoczmy troską życie”. Chrystus Król przypomina nam dziś, że jako uczestnicy Jego kapłaństwa, wynikającego z chrztu, mamy służyć
Jemu jako Dawcy życia, szczególnie w ubogich
i cierpiących.
Doskonale tę prawdę zrozumiał znany w całym
świecie Jean Vanier, którego życie i działalność
przedstawił francuski reżyser Laurence Chartier
w filmie pod tytułem Jean Vanier, prorok z Arki.
Reżyser ukazał założyciela wspólnoty, w której
żyją i pracują osoby z upośledzeniem umysłowym oraz asystenci, którzy na pewien czas lub
na stałe decydują się być w Arce. Jean Vanier,
oficer kanadyjskiej marynarki wojennej, porzucił
służbę w wojsku, aby studiować filozofię, napisać
doktorat o Arystotelesie, a jednocześnie poszukiwać swojego miejsca w życiu. Próbował zostać
księdzem, myślicielem-pustelnikiem, aż wreszcie
w 1964 roku zdecydował się zamieszkać z dwoma
niepełnosprawnymi intelektualnie mężczyznami
w małym domku pod Paryżem. Jean zaprosił
ich do wspólnego życia w duchu Ewangelii i błogosławieństw. Dzieło to stało się inspiracją do
tworzenia kolejnych wspólnot. Obecnie istnieje
ponad 100 domów Arki w ponad 30 krajach na
23
wszystkich kontynentach. Misją Arki jest bycie
znakiem nadziei, który odsłania dar ludzi z upośledzeniem umysłowym i pokazuje, że świat może
być wzbogacony ich obecnością. „Arka nie jest
rozwiązaniem, ale znakiem nadziei” – wyjaśnia
Karta Arki.
2. Inspiracją do działania dla Jeana Vaniera
była Ewangelia. Można by w tym miejscu postawić
pytanie: a co z niewierzącymi albo tymi, którzy
nie znają Ewangelii? Przecież też czynią dobro!
Oczywiście. Gdzie tkwi jednak różnica? Wielu
niewierzących też wspaniale opiekuje się innymi, wcale nie zastanawiając się nad motywami
swojego działania. Dla wielu jest to po prostu
zawód, który wykonują często doskonale, z pełnym profesjonalizmem i zaangażowaniem. Ale
po skończonej pracy można ją opuścić, a kiedy
przyjdzie wypalenie, zmienić zawód, bo niby
dlaczego ktoś miałby poświęcić dla innych coś,
co jest dla niego najważniejsze, czyli własne
życie? Jean Vanier przyjął drogę towarzyszenia, bycia obok, a bez oparcia się na Bogu nie
wytrzymałby. Siłą zakonnic, które opiekują się
głęboko upośledzonymi, jest Bóg. Niewierzący,
który rezygnuje ze swojego życia choćby na rzecz
opieki nad kalekim bratem – rezygnuje na amen.
Wierzący natomiast ufa, że to życie, z którego tu
zrezygnował, wróci do niego w niebie. Chrześcijanin ma zupełnie inną motywację do działania.
Kocha, bo wcześniej pierwszy został umiłowany
przez Chrystusa. Dzieli się miłością, bo otrzymał
ją jako bezinteresowny królewski dar.
W jaki sposób mamy rozumieć dziś królowanie
z Chrystusem? Czy wystarczy być tylko porządnym człowiekiem, czy chodzi o coś zupełnie
innego? W jednej z relacji z Moskwy – najdroższej
stolicy świata – ktoś komentował: „Tu ludzie żyją
tak, jakby wiecznie trwało dziś i mogli się bawić.
Liczy się tylko dziś”. Chrześcijaństwo daje zupełnie odmienną od takiego postrzegania wizję
człowieka. Żyjemy, gdyż mamy świadomość tego,
że jesteśmy „[…] wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem
Bogu na własność przeznaczonym […]” (1 P 2,9).
Nie żyjemy po to, by wypełnić się sobą, ale po
to, by budować Królestwo Boże na ziemi i dojść
24
do pełni człowieczeństwa w Chrystusie. A Królestwo rozwija się w kontakcie z Bogiem i z drugim
człowiekiem, nawet takim, który w oczach świata
jest niewiele wart.
3. Dla chrześcijanina wszelki trud bez Boga,
bez modlitwy jest daremny. Wielu „heretyków czynu” robi wokół siebie wiele zamieszania, kreuje się
na wielkich filantropów i działaczy społecznych.
Tylko czy coś trwałego z tego pozostanie? Czy
to miłość bliźniego, czy źle rozumiana miłość
własna?
Czy można żyć bez Boga? Ci, którzy proponują laicyzm, uważają, że tak. Dlatego według
ich wizji Bóg powinien być zepchnięty do sfery
prywatnej, tak samo religia. A kiedy Kościół pełni
rolę społeczną czy kulturalną, zarzuca się mu
bezprawne wtrącanie się do spraw publicznych.
Tak więc „doskonała wizja świata” nie dopuszcza
do głosu Boga, bo w przeciwnym razie człowiek
musiałby czuwać nad dobrem drugiego, nad
respektowaniem jego godności i wynikających
z tego praw.
Kiedy patrzymy na Jeana Vaniera, jak pochyla
się nad człowiekiem odrzuconym przez innych,
odsuniętym od świata „normalnych”, to ciągle
żywe pozostają pytania: Jak dobrze wykorzystać
swoje zaangażowanie w budowanie Królestwa,
aby przepajać świat duchem Ewangelii? Jak
w miejscu pracy, studiów, zamieszkania, rozrywki, życia towarzyskiego oddziaływać na innych
jako świadek Chrystusa? Jak żyć, aby nie bać
się w przyszłości spotkania z przedwiecznym
Królem, Panem życia? Niech pomocą w odpowiedzi na te pytania będzie świadectwo młodej
kobiety, żony i matki, która znalazła się w trudnej
sytuacji życiowej, a ponieważ wierzyła w Boga
i była świadoma przyjętego systemu wartości,
więc wyznała: „To ja odpowiem za swoje życie
i to daje mi poczucie wolności, a z niego wynikają
moje czyny: staram się pomagać innym w takich
bardzo prozaicznych sprawach. Uśmiecham się
do ludzi. Modlę się za nich”.
My także, przez życie z innymi i dla innych,
stawajmy się budowniczymi Królestwa prawdy
i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju.
ks. Leszek Smoliński, Lipowiec
Homilia dla młodzieży
KRÓL PRAWDY
1. W uroczystość Jezusa Chrystusa Króla
Wszechświata chcemy zadać sobie pytania: Czy
dziś ma sens mówienie o królach i królestwie?
Czy coś takiego jest jeszcze na czasie? Jakie
królestwa możemy znaleźć we współczesnym
świecie?
Kiedy odwołamy się do historii Polski, znajdziemy opisy życia władców, którzy w różny sposób
rządzili naszym państwem. Jedni troszczyli się
o porządek i sprawiedliwość, dorastając do
świętości, jak św. Kazimierz czy św. Jadwiga. Inni
królowie bezmyślnie roztrwaniali majątki i tracili
życie na pustych rozrywkach. Także współczesna
kultura popularna nie jest wolna od określenia
„król” w odniesieniu do gwiazd estradowych.
Wydaje się, że sposób, w jaki odnosimy się do
tych współczesnych królów-skandalistów, może
wiele nam powiedzieć o nas samych.
Po śmierci „króla popu”, podziwianego przez
miliony fanów, świat poruszyła skala zainteresowania i pompatyczność, z jaką zaczęto o nim
mówić. Najciekawsze jest to, że fala gwałtownego
zainteresowania i emocji wzniosła się nagle, by
potem opaść i zaniknąć. Czy nie takie jest właśnie
prawo świata rozrywki, że żywot w świadomości
innych jest krótki i sprowadza się do pojedynczych błysków? Popkultura ma w dużej mierze
udział w patrzeniu na człowieka okiem tymczasowości i doczesności. Zwykle gwiazdy sceny pop
giną w publicznej świadomości w ciągu jednego
lub kilku sezonów.
2. Chrześcijaństwo pokazuje coś zupełnie
odmiennego wbrew rozkrzyczanemu światu.
Uczeń Chrystusa nie musi być popularny na siłę,
ale ma naśladować swojego Króla, który nie tylko
obiecuje życie wieczne, ale je daje. Chrystus,
którego widzimy w dzisiejszej Ewangelii przed
Piłatem, jest Królem prawdy. I jasno o tym mówi:
„Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na
świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto
jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18,37).
Z tego wynika, że Chrystus nie daje nam obietnic
bez pokrycia ani szybkich rozwiązań czy tandet-
nych złudzeń, tylko otwiera przed nami drogę do
Królestwa prawdy.
Wielu ludzi, także młodych, nie chce jednak
słuchać głosu Boskiego Nauczyciela. Ile razy
słyszymy takie stwierdzenia: „ja nie mówię całej
prawdy”, „to tylko takie maleńkie kłamstwo, ale
nieszkodliwe” albo „ja muszę kłamać, bo inaczej
nie da się żyć”. Sami spotykamy takich „malarzy
rzeczywistości”, których opowiadania nie mają
nic wspólnego z prawdą.
Jedną z takich osób była Marta. Wymyśliła,
że musi zażywać witaminy, bo to poprawi jej
zdrowie. Zastanawiała się jednak, jak załatwić
sobie pieniądze, ponieważ nie chciała uszczuplić
swojego budżetu. Niewiele myśląc, ułożyła dość
barwną historyjkę i szukała osób, które by w nią
uwierzyły. Znalazła kobietę o dobrym sercu,
która kilka razy dała jej pieniądze na niezbędne
witaminy. Po jakimś czasie kobieta zorientowała
się jednak, że Marta kłamie i że oprócz historii
z witaminami wymyślała za każdym razem coś
nowego. Jak się okazało, nawet jej dramatyczne
i przejmujące opowiadania były wymyślone.
3. Chrystus wzywa nas dziś do tego, abyśmy
zastanowili się, kim jest dla nas. Czy Królem
prawdy, którego głosu słuchamy, czy mało znaczącym człowiekiem, o którym zapominamy na co
dzień? Niektórzy, jak Piłat, próbowali spojrzeć na
Jezusa jak na aktora dramatu. Inni widzieli w Nim
obiecanego Mesjasza, który mocą Ducha Bożego
wyrzuca złe duchy. A kim Jezus jest dla mnie?
Królestwo gwiazd popkultury jest chwilowe.
Królestwo Boże, które nie jest z tego świata, ujawnia się przez dawanie świadectwa prawdzie i trwa
wiecznie. Chrystus udzielił nam daru królewskiej
wolności, abyśmy przez zaparcie się siebie oraz
przez życie święte pokonywali w sobie panowanie
grzechu. Święty Ambroży powiada, że ten, kto
może panować nad sobą, może być uznany za
króla, ponieważ jest wolny i niezależny oraz nie
poddaje się w niewolę grzechu.
Na zakończenie naszego rozważania prośmy
słowami modlitwy:
25
Panie Jezu Chryste, Królu wszechświata, który
pragniesz królować w sercach ludzi, spraw, aby
wszystkie narody rozdzielone przez grzech poddały się Twojej władzy. Niech będą posłuszne
Twojej świętej woli i z miłością budują Królestwo
Boże na całym świecie, na pamiątkę Twojej
śmierci na krzyżu i Zmartwychwstania. Oczyść
serce moje z brudu grzechów, abym był godny
doznawać obfitości Twoich łask. Uczyń mnie swoim narzędziem pokoju, przebaczenia, świętości
i miłości. Amen.
ks. Leszek Smoliński, Lipowiec
29 listopada
2009
niedziela
1. niedziela adwentu
CZYTANIA
Jr 33,14-16; Ps 25[24],4bc-5ab.8-9.10 i 14; 1 Tes 3,12–4,2; Ps 85[84],8; Łk 21,25-28.34-36
PROPOZYCJE ŚPIEWÓW
Homilia dla dzieci
W. Spuśćcie nam na ziemskie niwy (S., s. 32); O. Boże mój, spragniony jestem Ciebie (Ex., s. 432);
K. Ciebie całą duszą pragnę (Ex., s. 435); D. Niech się radują niebiosa i ziemia (Ex., s. 437); Z. Marana
tha (Ex., s. 298).
KRÓL I KRÓLOWANIE
1. Dziś, w niedzielę Jezusa Chrystusa Króla
Wszechświata, chcemy zastanowić się, co to
znaczy królować i kim jest król? (Odpowiedzi
dzieci). Królów jest dziś niewielu, spotykamy
ich w różnych bajkach i opowiadaniach. Bardzo
ciekawą historię jednego z takich niezwykłych
królów znajdziemy w powieści dla dzieci, autorstwa Janusza Korczaka, pod tytułem Król Maciuś
Pierwszy. Może nawet niektórzy z was mieli okazję
oglądać film animowany, który powstał na podstawie tej książki.
Wróćmy jednak do małego władcy Maciusia,
który ma zaledwie 10 lat i po śmierci ojca pragnie,
aby w jego państwie dzieci czuły się szczęśliwe.
Proponuje więc wprowadzenie licznych reform,
oddaje rządy w ich ręce… Z początku król Maciuś
był uzależniony od ministrów i etykiety dworskiej.
Chciał jednak pokazać, że jest odważny jak jego
przodkowie. Kiedy w kraju wybuchła wojna, wraz
z przyjacielem Felkiem wyruszył na front w przebraniu zwykłego żołnierza. Tam wiele się nauczył,
przede wszystkim samodzielności. Zaprzyjaźnił
się z ludożerczym królem Bum-Drumem. Kiedy
Maciuś utworzył dziecięcy sejm, całe związane
z tym zamieszanie osłabiło jego kraj, na który
znów najechali sąsiedzi. Tym razem Maciuś,
mimo walecznej obrony i z powodu tchórzostwa
poddanych, został pokonany i osądzony. Skazano
go na rozstrzelanie, a w ostatniej chwili wyrok
zamieniono na zesłanie na bezludną wyspę. Co
możemy powiedzieć o historii króla Maciusia? Jaki
to był władca? Jak rządził? (Wypowiedzi dzieci).
2. Ewangelia, którą usłyszeliśmy, pokazała
nam postać innego Króla – Pana Jezusa. Dobrze
26
znamy prawdziwą, a nie tak jak w przypadku
bajkowego króla Maciusia, historię Jego życia.
Każdy z nas został włączony do Królestwa Pana
Jezusa w momencie chrztu.
Wiemy, że Pan Jezus przeszedł przez życie,
dobrze czyniąc wszystkim ludziom. Nie miał
swojego państwa, ale stał się Królem wszystkich
ludzkich serc. Kiedy mówimy prawdę, kochamy
innych, potrafimy przebaczyć, podzielić się czymś
z innymi – wtedy naśladujemy naszego Króla.
I wtedy Pan Jezus staje się Królem naszych serc.
Natomiast kiedy myślimy tylko o sobie, okłamujemy innych, jesteśmy niesprawiedliwi i kłócimy
się o mało ważne rzeczy – wtedy dla Pana Jezusa
nie ma miejsca w naszym sercu.
Dzisiaj chcemy uczcić Chrystusa Króla przez
uważne słuchanie słów, które do nas mówi, a starsze dzieci przyjmą Komunię Świętą i w ten sposób
zrobią w swoim sercu tron, na którym zasiądzie
ten największy ze wszystkich królów.
Nie wystarczy więc, jak król Maciuś Pierwszy,
wywrócić porządek do góry nogami. Trzeba najpierw zastanowić się, co zmienić w sobie, a nie
w innych. Na zakończenie naszego rozważania
pomódlmy się do Chrystusa Króla słowami znanej
pieśni Króluj nam, Chryste (wspólny śpiew jednej
bądź dwóch zwrotek).
Zadanie domowe
Wieczorem podziękuję Chrystusowi Królowi
za dobro, które miało miejsce w moim życiu
w ostatnim czasie, i poproszę Go o to, bym był
Jego dobrym i gorliwym uczniem.
ks. Leszek Smoliński, Lipowiec
Ex. – Exsultate Deo – Śpiewnik mszalny. Wydanie 9, 2004.
S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 40, Kraków 2007.
WPROWADZENIE
Na progu Adwentu stajemy przed Bogiem, by na nowo poszukiwać dróg zgodnych z Jego wolą.
On nieustannie wzywa nas do czuwania, doskonalenia się i modlitwy. Czas Adwentu ma nam pomóc
dobrze przygotować się do przyjścia naszego Pana zarówno przy końcu czasów, jak i w pamiątce
Jego narodzin w Betlejem. Zatem, poddajmy się działaniu ducha miłości i sprawiedliwości.
Za wszelką opieszałość w kroczeniu za Chrystusem, który wskazuje grzesznikom drogę do nawrócenia, przepraszajmy teraz w pokorze.
AKT POKUTY
PANIE JEZU, który uczysz nas chodzić Twoimi ścieżkami, zmiłuj się nad nami…
CHRYSTE, który uczysz nas nienagannej świętości, zmiłuj się nad nami…
PANIE JEZU, który przyjdziesz sądzić nas z wielką mocą i chwałą, zmiłuj się nad nami…
Homilia dla dorosłych (I)
Oczekiwanie na Oblubieńca
1. Dzisiejszą pierwszą niedzielą Adwentu
rozpoczynamy w Kościele nowy rok liturgiczny
i duszpasterski, który Kościół w Polsce obchodzi pod hasłem: „Bądźmy świadkami miłości”.
Początek Adwentu uświadamia nam również
ważną prawdę, że naszą przyszłością jest Jezus
Chrystus.
Adwent oznacza przyjście. Kościół mówi
o przyjściu Chrystusa na trzy sposoby: o historycznym przybyciu na ziemię w Betlejem 2 tysiące
lat temu, o przyjściu do naszego wnętrza dziś
i o nadejściu w chwale na końcu czasów. Adwent
mówi, że Bóg jest blisko. Winniśmy więc na Niego
radośnie oczekiwać z wdzięcznością i błogosławioną niecierpliwością.
Samo oczekiwanie nie jest dla nas czymś nieznanym. Spójrzmy na jeden z dobrze znanych w ostatnim czasie obrazków z życia codziennego.
Oczekiwanie na wejście do pokoju dyrektora
dużej firmy produkcyjnej przedłużało się. Pracownicy nerwowo chodzili po korytarzu, czekając
w kolejce na stosowny moment. Jedni wychodzili
smutni, inni zadowoleni. Okazało się bowiem,
że nie wszyscy otrzymali przedłużenie umów
27
o pracę. Niektóre etaty trzeba było zredukować
ze względu na przedłużający się kryzys na światowych rynkach.
2. Kiedy przychodzi do nas Bóg, jest to wielkie
wydarzenie. Oczekiwanie na Pana zakłada gotowość na Jego przyjście. Temu ma służyć nasza
czujność i prośba wyrażona słowami psalmisty:
„Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie
chodzić Twoimi ścieżkami” (Ps 25,4). Wszystko
po to, żebyśmy stawali się coraz doskonalsi na
przyjście Pana, odnieśli zwycięstwo nad sobą
oraz uporządkowali swoje życie. W jaki sposób
oczekiwać? Podpowiedź daje nam Bruno Ferrero
w jednym ze swoich opowiadań.
W pewnym miasteczku znalazła się taka oto
wiadomość: „Przybędę jutro. Czekajcie na Mnie.
Podpisano: Jezus”. Wiadomość ta poruszyła
całe miasto. Proboszcza, burmistrza, wybitnych
obywateli. Wszyscy zaczęli rozmyślać o tym,
co należy zrobić, aby przyjęcie Jezusa w ich
miasteczku stało się rzeczywiście pamiętne dla
Syna Bożego. Przeprowadzono wywiad i ustalono, że każda rodzina ofiaruje Jezusowi to, co ma
najpiękniejszego i najcenniejszego. Miało to być
wydarzenie niezapomniane. Miasteczko powinno
zrobić niesamowite wrażenie.
Następnego dnia na drodze prowadzącej do
miasteczka ujrzano idącego z wysiłkiem brodatego biedaka w podartej odzieży i podartych
butach.
„To On!” – powiedział proboszcz. „Rozpoznaję
Jego styl! Przypuszczałem, że przebierze się
w łachmany biedaka!”
„To prawda! To prawda!” – zawołali wszyscy.
Tłoczyli się wokół biedaka, dając mu cenne
dary, prześcigając się w zachwalaniu własnego
podarunku. Człowiek ten, szczerze zdumiony,
umieścił wszystko na wozie, który ciągnął konik
ofiarowany mu przez burmistrza. W końcu biedak
podziękował, pobłogosławił wszystkich i wyjechał
na swym wozie. Ludzie odetchnęli z ulgą. „Zrobiliśmy wspaniałe wrażenie ku zazdrości aniołów”
– stwierdził proboszcz.
Pod wieczór przybył Jezus. „Przepraszam za
spóźnienie” – powiedział. „Inne obowiązki Mnie
zatrzymały…”
„Czy ty jesteś naprawdę Jezusem?” – wykrzyknął zdumiony proboszcz. „A więc tamten
człowiek to był oszust! Wziął nasze rzeczy!” –
krzyczeli ludzie. „Ścigajmy go!” Wszyscy pobiegli,
by odebrać mu swe dary, swą cenną własność.
A Jezus, jak zwykle, pozostał sam pośrodku
opustoszałego placu. (Ale my mamy skrzydła,
Warszawa 2007, s. 24–25).
3. Adwent jest czasem rozpoznawania przychodzącego Boga i czasem oczekiwania na
Niego. Patrząc na niepewne oczekiwania ludzi,
którzy starają się przedłużyć umowę o pracę,
uświadamiamy sobie, że my również, jako chrześcijanie, przesuwamy się w kolejce do spotkania
z zapowiadanym przez proroków Oblubieńcem.
Dziś wszyscy ustawiamy się w czterotygodniowej
kolejce i niecierpliwie oczekujemy, ponieważ
mamy świadomość, że Jezus chce się z nami spotkać. I dla każdego z nas ma dobrą wiadomość.
Potrzeba nam autentyczności i głębi spotkania
z Bogiem, a nie drogi na skróty.
Rozpoczynając nowy rok kościelny i duszpasterski, bądźmy w szczególny sposób świadkami
miłości, oczekujmy na przychodzącego Pana,
trwając na modlitwie i podejmując wysiłek pracy
nad sobą. Błogosławionego Adwentu!
ks. Leszek Smoliński, Lipowiec
Homilia dla dorosłych (II)
BODŹCE
Pozytywne bodźcie
Ciekawa rzecz: chyba wszyscy lubimy lekki
dreszczyk emocji. Najbardziej odczuwamy go
28
aż im skóra bieleje na nadgarstkach! Inni zaś wychodzą ze skóry, gdy Polacy przegrywają. Krzyczą
wtedy: „Fajtłapy! Mazgaje! Niezdary! Gdybym ja
tam był, tobym wam pokazał, jak trzeba zagrać,
skoczyć, odbić, strzelić!”. No, ale to są sportowe
emocje, na które ponoć nie ma rady.
Są też inne rodzaje emocji – te związane z oglądaniem horrorów! Chodzi o filmy, które są emitowane bardzo późno. No i są tacy telemani, którzy
lubią się denerwować, lubią się bać. Niektórym
włosy jeżą się na głowie, dostają gęsiej skórki, ale
oglądają film do końca. Potem mają niespokojne
sny, są znerwicowani, nie mogą spokojnie myśleć,
pracować, modlić się. Ale to jest już inna kwestia
i nie miejsce, aby o niej rozmawiać.
Emocje przeżywali ci Izraelici, którzy dowiedzieli się od Jeremiasza, że nadchodzi zbawienie.
No, nareszcie! Już dość oczekiwania! Już dość
strachu przed nieznanymi czasami! Już dość
niewoli, cierpienia i ucisku! Oczekiwanie na Mesjasza było silnym przeżyciem, bardzo pozytywnym
bodźcem. Nadto wiadomość, że Dawid będzie
miał potomka, niejako elektryzowała umysły
pobożnych Izraelitów. Mieszkańcy Jerozolimy
byli – wniebowzięci! To były dla nich pozytywne
bodźce, które przyniosły im słowa Jeremiasza.
Zbawienne bodźce
Dzisiejsza Ewangelia to lekki horror! I kto to
powiedział? Sam Jezus. A powiedział to do swoich uczniów. Musieli się wystraszyć, gdyż Mistrz
pouczył ich, aby nabrali ducha i podnieśli głowy.
A dlaczego? Dlatego że zbliżało się Odkupienie.
To jest charakterystyczna nauka, gdyż w tamtym
czasie wokół Izraelitów było mnóstwo ludzi, którzy
nie wierzyli w Jedynego Boga. Wielu było poganami. Ich wiara była pozbawiona nadziei, którą
dawali prorocy, a w końcu dał ją sam Chrystus
– Syn Boży, Mesjasz. Jednak Jego słowa nie są
takie łatwe, pouczają bowiem o Jego powtórnym przyjściu. Aby spotkać się z Chrystusem,
trzeba uważać na swoje serce. Czyżby było to
wskazanie medyczne? O tak! Boski Lekarz wie
doskonale, czym grożą obżarstwo, pijaństwo
i troski doczesne. Serce ludzkie ma być wolne
od tego. Z tego względu na końcu Ewangelii
usłyszeliśmy zachętę, aby czuwać i modlić się.
To są zbawienne bodźce.
Duchowe bodźce
Co robić, gdy dni lecą jak szalone? Ledwo
człowiek skończył zapalać świeczki na cmentarzu, minęło parę dni, a już kolędy grają – w radiu,
w telewizji, w sklepie. Tak między nami mówiąc,
całe to zamieszanie ze „świętymi mikołajami
i nieświętymi mikołajkami”, te brzmiące wszędzie
pastorałki o śnieżynkach, choinkach, bombkach,
ciastkach, prezentach, zakupach – to są materialne bodźce dla współczesnego człowieka. One
muszą być, bo taki już jest ten świat. Zadaniem
chrześcijan zaś jest przekazywać współczesnemu
światu duchowe bodźce. Jak to ma się odbywać?
To trudne pytanie, ale przed odpowiedzią nie wolno uciekać. Nie wolno milczeć ani mówić: „a co
mnie to obchodzi?”. Wydaje się, że trzeba ukazać
naszą wiarę jako bardziej dynamiczną, a nie statyczną. Liturgia winna być głęboko przeżywana,
ciekawa, zrozumiała, inspirująca. Nie wystarczy
powiedzieć: „święta idą, trzeba się wyspowiadać”,
bo tego typu stwierdzenie nie jest silnym argumentem, jest zbyt słabe. Chrześcijanin ma zawsze
czuwać i modlić się w każdym czasie, a nie tylko
przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. No
i nie można wszystkiego wieszać na choince,
bo się to drzewko kiedyś zdenerwuje i pozrzuca
z siebie te wszystkie ozdoby, a zostawi jedynie
Gwiazdę Betlejemską na wierzchołku i żłóbek
pod gałązkami.
A może nauczymy się nowej pieśni adwentowej? Może zaśpiewamy nową kolędę? Może
zaglądniemy do tych, którzy nie mogą tu z nami
być, bo słabują fizycznie, duchowo, psychicznie?
Jest sporo duchowych bodźców – trzeba je tylko
wydobyć z wnętrza naszego chrześcijańskiego
świata.
ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków
podczas ważnego meczu. Kiedy Polacy wygrywają, na przykład podczas jakichś zawodów sportowych, to niektórzy tak mocno trzymają kciuki, że
29
Homilia dla młodzieży
ŚWIATY
Uwaga: Przygotować plakat z napisem: CZAS ADWENTU – CZAS SPOTKANIA.
Świat obrazów
Niezwykle ciekawy jest fakt, że są tacy ludzie,
którzy lubią, jak im rośnie poziom adrenaliny.
Dlatego mają rozmaite pomysły, jak przeżywać
silne emocje, chcą pokonywać różne przeszkody i trudności, co wymaga nie lada wyczynu.
Niektórzy skaczą z wysokiej wieży przywiązani
specjalną liną z gumy. Są to tak zwane bungee
jumping (skoki na linie). Chodzi o to, aby głowa
lądowała zaledwie kilkanaście centymetrów nad
ziemią. Czy to jest igranie z ogniem? Oczywiście,
że tak! Choć może raczej należy mówić o igraniu
z gumą! Kiedyś podczas takiego skoku zdarzył się
wypadek – dziewczyna uderzyła głową o ziemię.
Na szczęście przeżyła, ale jaki jest teraz stan
jej zdrowia? Nie wiem. Ponoć źle się zapięła…
Tak przynajmniej bronili się ci, którzy zwietrzyli
świetny interes, bo ludzi chętnych do zachowań
ekstremalnych nie brakuje.
Jest coraz więcej takich obrazów, których
zadaniem jest szokowanie człowieka. Zdarzają
się takie sytuacje, w których etyka jest jakby
zawieszona. Nie liczy się człowiek, jego reakcje,
myślenie, pragnienie spokoju, miłości, przyjaźni,
tylko liczy się efekt końcowy. Co nim jest? Najczęściej szokujące obrazy mają pobudzać do
myślenia. Zdarza się także, że rezultatem różnych
działań są pieniądze.
Czy oczekujący na Mesjasza Izraelici byli ludźmi, dla których oczekiwanie było silnym przeżyciem? Porównywanie oczekiwania na Mesjasza do
skoków na linie nie ma sensu. Co ma wspólnego
przeżycie religijne z jakimś szalonym wyczynem?
Możemy jednak postarać się zrozumieć ducha
tamtych ludzi, do których przemawiał Jeremiasz.
Podpowiedział im, jakich mają oczekiwać znaków.
Jednym z nich ma być potomek Dawida. On będzie sprawiedliwy. Nadto mieszkańcy Jerozolimy
będą mieszkali bezpiecznie.
30
W owych czasach, gdy wszędzie trwały walki,
wojny i groziły ludziom inne niebezpieczeństwa,
tego typu zapowiedź była niesamowicie ważna.
Ludzie oczekiwali z drżeniem serca na Mesjasza.
Zapewne można to oczekiwanie porównać do
wzrostu duchowej adrenaliny.
Świat znaków
W stosownym miejscu wieszamy plakat z napisem.
Jak współczesny człowiek reaguje na słowo
„Adwent”? Spróbujcie zrobić miniankietę w waszym środowisku, najlepiej w szkole. Być może
większość pytanych osób będzie zorientowana,
że chodzi o aspekt religijny tego słowa, ale czy
adwentowe znaki są jeszcze dziś zrozumiałe? Czy
przemawiają do nas na przykład kolor fioletowy,
świeca roratna, wieniec roratny, roraty, adwentowe czuwanie, Paruzja? A może w ankiecie warto
umieścić pytania: „Jakie znasz pieśni adwentowe?” „Czy znasz imię jakiegoś proroka, którego
nazywamy prorokiem adwentowym?” „Jak długo
trwa Adwent?” Hm… Te pytania będą chyba zbyt
trudne, ale warto je zadać, aby dowiedzieć się,
czy świat religijnych znaków jest zrozumiały.
Jeśli jest – to wspaniale. Jeśli zaś nie – to co
mamy czynić?
Odpowiedź jest w dzisiejszej Ewangelii. Jezus
z prostotą zapowiada swoje drugie przyjście
i wskazuje uczniom, że najlepszym przygotowaniem na Jego przyjście jest czuwanie i modlitwa.
To takie proste, a jakże trudne. Skoro tak, to
szukajmy sposobów, aby wytłumaczyć współczesnemu światu sens czuwania, modlitwy, dbania
o własne wnętrze – sens spotkania ze Zbawicielem. Warto sobie przypomnieć, co o czuwaniu
mówił dawno temu w Częstochowie Jan Paweł
II. To była wspaniała katecheza dla ówczesnych
młodych. Dzisiaj są już dorosłymi, dojrzałymi
ludźmi. Zapytajcie ich, proszę, czy pamiętają
tamte słowa Ojca Świętego.
Świat czynów
Aby świat znaków religijnych był nie tylko
zrozumiały, ale przyjęty i realizowany, potrzeba
świata ewangelicznych czynów. I to jest wasze
zadanie. Każdy z was, Drodzy Młodzi, ma w sobie tak wiele chrześcijańskiego zapału, tak wiele
energii, że nie ma się czego obawiać – Pan jest
blisko! Czuwajmy!
ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków
Homilia dla dzieci
WSKAZÓWKI CZASU
Cel homilii: Dzieci przeżywają czas Adwentu bardzo radośnie. Dla nich najważniejsze jest to, że Pan
Jezus jest już coraz bliżej – zbliżają się święta. Chętnie uczęszczają na roraty, zapalają lampiony, słuchają
krótkich homilii, śpiewają pieśni, o ile liturgia jest pełna radości i prostoty. Ukazujemy im sens czuwania na
przyjście Pana Jezusa przez modlitwę, wykonywanie swoich obowiązków, radość, pomoc wzajemną.
Pomoce: Rysunki zegarów.
Ludzie zawsze odmierzali czas. Najlepszymi
zegarami były kiedyś słońce i księżyc. Każde
dziecko wie, że gdy wschodzi słońce, to zaczyna
się dzień. Kiedy ono jest w zenicie (na środku nieba), to mamy południe, a gdy zachodzi, to kończy
się dzień. W ten sposób można odmierzać czas
przez obserwowanie, w której części nieba jest
słonko, a gdzie pada cień, na przykład drzewa.
W takim zegarze nie ma wskazówek. Trzeba się
orientować na niebie.
Księżyc również pomaga nam mierzyć czas,
jednak świeci w nocy. A noc musi być pogodna,
bo jeśli są chmury, to ten księżycowy zegar jest
nieużyteczny!
Są specjalne zegary słoneczne. Umieszcza się
je na ścianach kościołów albo innych budynków
od strony południowej lub ustawia się je na ziemi.
Wówczas cień, jaki rzuca metalowy pręt zegara,
wskazuje konkretną godzinę. Wskazówką jest
cień padający na ścianę lub na ziemię.
A co zrobić, gdy jest pochmurno? (Może dzieci
coś podpowiedzą?) Wtedy nie ma promieni słonecznych i zegar słoneczny jest nieczynny.
Ludzie wymyślili także specjalny zegar, zwany
klepsydrą. (Pokazujemy dzieciom klepsydrę. To jest
bardzo ciekawy zegar, więc warto przejść się z nim
wśród dzieci, aby z bliska widziały przesypujący
się czas). Klepsydra mierzy bardzo krótki odcinek upływającego czasu, na przykład pięć albo
10 minut, a gdy jest wielka, to nawet godzinę.
Wskazówką jest przesypujący się piasek.
Jak dokładnie mierzyć czas dnia, tygodnia,
miesiąca, roku, lat? (Szukamy z dziećmi odpowiedzi). Od kiedy człowiek wymyślił zegar, nie
31
mamy już problemów z pomiarem czasu. Dzisiaj
są takie zegary, które odmierzają czas bardzo,
bardzo dokładnie. To są już superzegary! I mają
superwskazówki!
serca pełni rolę wskazówki? (Jest nią czuwanie na
przyjście Pana Jezusa przez modlitwę, wykonywanie
swoich obowiązków, radość, pomoc wzajemną,
wspólną zabawę – życie zgodne z Ewangelią).
A jak odmierzyć czas przyjścia Pana Jezusa?
Nie ma takiego zegarka, ponieważ ten czas mierzy się naszym sercem. I właśnie dzisiaj rozpoczynamy taki czas serca, odmierzamy miłością czas
do najpiękniejszego spotkania – z samym Panem
Jezusem! A jak myślicie, co w takim zegarze
W czasie Adwentu będziemy się spotykać na
wspólnej modlitwie podczas Mszy Świętej, zwanej
roratną. Przynoście codziennie wasze kolorowe
lampiony! I koniecznie, ale to koniecznie, zaproście na roraty wszystkie dzieci.
ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków
32
33