1 listopada - Miesięcznik "Msza Święta"
Transkrypt
1 listopada - Miesięcznik "Msza Święta"
Dodatek homiletyczny do miesięcznika 1 listopada 2009 niedziela WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH CZYTANIA Ap 7,2-4.9-14; Ps 24[23],1-2.3-4ab.5-6; 1 J 3,1-3; Mt 11,28; Mt 5,1-12a PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Jak miłe przybytki nam dał (S., s. 259); O. Boże w dobroci (S., s. 457); K. Twoja cześć, chwała (S., s. 295); D. Dzięki, o Panie (S., s. 522); Z. Chwalcie Pana wszyscy (S., s. 516). S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Dziś Kościół wspomina tych wszystkich, którzy osiągnęli już zbawienie, a wiernym pielgrzymującym na ziemi wskazuje ich jako przykłady życia zgodnego z duchem Ewangelii. Jednocześnie uświadamia nam prawdę o Świętych obcowaniu, to znaczy o wspólnocie z naszymi poprzednikami w drodze do nieba. Stańmy w prawdzie przed Bogiem i uznajmy nasze braki i zaniedbania, aby ta Najświętsza Ofiara była miła Panu. AKT POKUTY PANIE, który dałeś nam wszystkich Świętych, aby wstawiali się za nami u Ciebie, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, Synu Boży, który przez swoją śmierć zniweczyłeś śmierć naszą, zmiłuj się nad nami… PANIE, który przyszedłeś, aby przygotować nam mieszkanie w niebie, zmiłuj się nad nami… Homilia dla dorosłych (I) OTO WIELKI TŁUM Nie wystarcza wyobraźni, aby ujrzeć „[…] wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć” (Ap 7,9). Księga Apokalipsy podaje liczbę: „sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych” (7,4). Nie jest to wyraz dokładności matematycznej. Gdyby tak było, to musiałby nas ogarnąć przerażający pesymizm, ponieważ 144 tysiące to przecież bardzo niewielka liczba. Apokaliptyka tymczasem to mowa symboliczna. Dlatego podaną liczbę rozszyfrowujemy następująco: jest to wynik mnożenia liczby 12 przez 12 i jeszcze przez 1000. Dwanaście bowiem to liczba wskazująca cały na- ród wybrany, a także Kościół Chrystusowy, czyli nowy naród wybrany. Patriarchami pierwszego narodu, potomków Abrahama, byli protoplaści w liczbie 12. Patriarchami nowego narodu, złożonego także z narodów pogańskich, są wybrani przez Chrystusa Apostołowie, zwani fundamentem budowli, jaką jest Kościół (por. Ef 2,20). Tak więc liczba 12 podniesiona do kwadratu świadczy o całym potomstwie należącym do Ludu Bożego. Pomnożenie przez 1000 dodatkowo podkreśla, że chodzi o pełnię tych, którzy będą zbawieni. Jeśli wizjoner ogląda ją jako opieczętowaną, to dostrze- Nr 11(757). Rok LXV. Listopad 2009. ISSN 1231-7535. Wydawnictwo Towarzystwa Chrystusowego HLONDIANUM ul. Panny Marii 4, 60 -962 Poznań, tel. 061 64 72 647, fax 061 85 10 360, www.hlondianum.pl zam. nr 2009/169 1 ga dodatkowy znak świadczący o tym, że tłum opieczętowanych należy do Boga. Posiada poza tym przymioty, które są gwarancją Bożej jakości, jaka w ludziach zbawionych się znajduje. Spojrzenie św. Jana z Apokalipsy skierujmy na tłumy, które oglądał Chrystus z góry znajdującej się w Galilei, a którą nazywamy Górą Błogosławieństw. Jego spojrzenie ogarniało nie tylko obecnych tam słuchaczy, lecz sięgało w przestrzeń dziejów i dostrzegało wszystkich potomków Adama: zarówno tych, którzy należą do historii, jak i tych, którzy mają przyjść. Spojrzenie Zbawiciela jakby opieczętowało ich wszystkich. On przyszedł przecież po to, aby odszukać tych, którzy się zagubili. Jego objawianie Boga niewidzialnego w sobie i w swoim słowie sprawia, że człowiek pragnie być i staje się błogosławiony, szczęśliwy dzięki Bożym darom. Otrzymuje nową jakość. Charakteryzują go bowiem ubóstwo ducha, radość mimo smutku, obfitość Bożego Miłosierdzia, dzięki czemu może już oglądać Boga, być nazywany synem Bożym i posiadać Królestwo Niebiańskie. Błogosławieństwa, o których mówi Ewangelia, to obraz darów Bożych, jakie otrzymuje człowiek Boży. To również obraz zadań, jakie przed nim stają. Dar bowiem jest równocześnie zadaniem. Dlatego dar Królestwa Niebiańskiego zobowiązuje do ubóstwa duchowego, do spokojnego przyjęcia nawet takiego stanu, w którym smutek i płacz napełniają serce. Dar Królestwa wymaga też zachowywania sprawiedliwości, miłosierdzia, czystości serca, wprowadzania pokoju w swoim środowisku, a nawet przyjmowania prześladowania. Ilość i wielkość tych wymagań może przerażać, a przynajmniej zniechęcać. Jednak umocnieniem i gwarancją słuszności postępowania w zgodzie z nimi jest zapewnienie Chrystusa: „Błogosławieni”. Jak stan błogosławionych – ubóstwo, smutek, cichość, prześladowanie – wydaje się być zaprzeczeniem szczęścia, tak również ocena własnych sił i możliwości musi ustąpić Bożemu zapewnieniu o darze, który z nieba pochodzi. Święty Jan w Pierwszym Liście każe zdumiewać się Bożą wspaniałomyślnością i podziwiać ją: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec […]” (3,1). Nieskończona miłość Ojcowskiego serca sprawia, że niepoliczalny tłum świętych to dzieci Boże. Uświadamiamy sobie dziś duchową łączność ze świętymi w niebie. Tym samym pragniemy pełniej wcielać w życie osobiste program Chrystusowych błogosławieństw, a jednocześnie żyć wielką ufnością i optymizmem, bo „[…] jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest” (1 J 3,2). ks. Edward Szymanek SChr, Poznań a w ten sposób roztaczali wokół siebie klimat nadziei – w świecie zagrożonym wojnami, świecie niesprawiedliwości społecznej, w podzielonym Kościele, w świecie żyjącym tak, jak gdyby Boga nie było. Jan Paweł I opowiedział kiedyś taką legendę: Pewien Irlandczyk umarł niespodzianie i stanął przed Odwiecznym Sędzią. Ogarnął go lęk, miał bowiem za sobą niezbyt uczciwe życie. Czekał w długiej kolejce i dokładnie się przysłuchiwał. Do pierwszego Chrystus powiedział: „W księdze twojego życia czytam: Byłem głodny, a dałeś mi jeść. Idź zatem do raju”. Do drugiego powiedział: „Byłem spragniony, a dałeś mi pić”. Do trzeciego: „Byłem w więzieniu, a odwiedziłeś mnie”. Podobnie Chrystus mówił do innych. Irlandczyk za każdym razem stwierdzał z przerażeniem, że niczego z tego, co słyszał, nie mógł odnieść do siebie. I kiedy przyszła jego kolej, Jezus powiedział: „Niewiele jest tu napisane. Ale jedna dobra rzecz jest na twoim koncie: Byłem smutny, wątpiący, przygnębiony, a ty przyszedłeś, by mnie rozweselić swoimi anegdotami, rozśmieszałeś mnie, a ja przez to odzyskiwałem nadzieję i siły. Idź do raju”. Miejsce świętych nie jest na ołtarzach, lecz wśród nas, ludzi. ks. Adam Kalbarczyk, Poznań Homilia dla młodzieży Homilia dla dorosłych (II) ŚWIĘCI ŻYJĄ WŚRÓD NAS W naszej wyobraźni święci są w niebie, daleko od nas, niemalże nieuchwytni, nieosiągalni. Wyniesieni na ołtarze stali się jedynie obiektem kultu i zdają się mieć niewiele wspólnego z nami, żyjącymi na ziemi. Jednakże, patrząc z tej perspektywy na świętych, nie dostrzegamy czegoś istotnego: święci byli ludźmi takimi jak my, żyli w konkretnym miejscu, byli dziećmi swoich czasów. Odnosi się to zarówno do męczenników pierwszych wieków, jak i do świętych naszych czasów. Ich świętość nie przejawiała się w jakichś niezwykłych aktach lub 2 Święci nie unikali krzyży, które pojawiały się na ich życiowych drogach, lecz świadomie je przyjmowali i dźwigali. Żyli ze świadomością swojej ludzkiej słabości, ale jednocześnie w nadziei na Bożą przebaczającą miłość. Żyli w przekonaniu, że ludzie powinni być dla siebie jak bracia i siostry, że powinni służyć sobie wzajemnie pomocą. Na wszystko zaś, co się działo wokół nich i w świecie, w którym żyli, patrzyli przez pryzmat swojej wiary. Ich ręce były wzniesione do Boga i jednocześnie wyciągnięte w geście pomocy do drugiego człowieka, ponieważ nie tracili kontaktu z realnym, codziennym życiem. Takie ręce ma każdy święty. Dlatego świętość jest czymś, co każdy z nas może osiągnąć. Przede wszystkim jednak nie jest ona odejściem od człowieka i ucieczką z tego świata. Jeżeli Kościół kanonizuje, wynosi na ołtarze konkretne osoby, to przede wszystkim po to, by pokazać, że życie w świętości jest możliwe i że można ją przeżywać na różne sposoby. Ale nie tylko święci nam to ukazują, lecz także cała rzesza znanych i nieznanych osób, które spotkaliśmy i spotykamy codziennie na życiowych drogach. Przypomnijmy sobie papieży Jana Pawła I i Jana Pawła II. Obaj promieniowali świętością przez niezwykłą prostotę, postawę, uśmiech, obecność, słowo, wyciągnięte dłonie. Nie próbowali ukryć swojego człowieczeństwa, lecz nim żyli, nadzwyczajnych działaniach, lecz w zwyczajnym, codziennym życiu. Święci mieli swoje mocne i słabe strony, ale każdy z nich starał się świadomie żyć Ewangelią, a zwłaszcza słowami z dzisiejszego drugiego czytania: „[…] zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1). Z perspektywy tych słów patrzyli na swoje życie i zgodnie z nimi je kształtowali. A to oznaczało dla nich przede wszystkim naśladowanie Chrystusa, otwieranie się na Królestwo Boże i bycie znakiem obecności Boga w świecie. POZWÓLMY SIĘ USZCZĘŚLIWIĆ! Ponad 10 lat temu w jednym z krajów europejskich pojawiły się plakaty reklamujące nową markę papierosów. Przedstawiały młodego, muskularnego mężczyznę, przyozdobionego misternymi wzorami tatuaży, trzymającego w jednej ręce duży krzyż z postacią Ukrzyżowanego, a w drugiej nowe papierosy. U dołu plakatu widniały dwa angielskie słowa: TEST IT, to znaczy: spróbuj, wypróbuj, sprawdź to. Z twarzy tego człowieka łatwo można było wyczytać dylemat, przed jakim stanął. A czego chciał twórca tej gorszącej nas, chrześcijan, reklamy? Chciał oczywiście, by krzyż przegrał z papierosami. Mało tego! Posłużył się Ukrzyżowanym do uświęcenia reklamowanego, bądź co bądź szkodliwego, towaru. Jego zamiarem było, aby konsument miał wrażenie, że nawet ukrzyżowany Jezus mówi: „Dość tego cierpienia, pozwól sobie na chwilę przyjemności! Pozwól się uszczęśliwić!”. Ale to nie wszystko. Reklama posługująca się postaciami lub symbolami religijnymi chce nam zasugerować, że kupując dany produkt, kupujemy 3 coś więcej, że zaopatrujemy się w jakąś duchową wartość, która ubogaci nasze życie wewnętrzne i da nam poczucie szczęścia. Ludzie pragną być szczęśliwi, przez całe życie szukają szczęścia. Niestety, reklama wykorzystuje to niemiłosiernie, podsuwając im jedynie jego namiastki. A co nas uszczęśliwia? Co, według nas, może zapewnić nam prawdziwe i trwałe szczęście? Słuchaliśmy przed chwilą fragmentu Ewangelii zawierającego główne przesłanie Nowego Testamentu: osiem błogosławieństw. Błogosławieństwa pokazują różnice między ówczesną moralnością Żydów a nową, ewangelijną moralnością. Niektórzy mówią o katalogu cnót lub o warunkach wejścia do Królestwa Bożego. Jezus wypowiada błogosławieństwa jako zachętę moralną i religijną – znaną już w Starym Testamencie – nadając jej formę jakby ośmiu dobrych życzeń: tym, którzy przyjmą Jego zasady, życzy aż osiem razy szczęścia i aż osiem razy to szczęście obiecuje. Jednakże to, co jest treścią życzeń, brzmi dość poważnie, wręcz rygorystycznie. Potwierdza to reakcja tłumów, którą św. Mateusz tak opisał: „Kiedy Jezus skończył tę mowę, tłumy podziwiały Jego naukę. Nauczał bowiem jak mający władzę, a nie jak nauczyciele Prawa” (Mt 7,28-29). Dzisiaj Jezus staje przed nami i wypowiada osiem błogosławieństw, zachęcając nas do wejścia na drogę moralności ewangelijnej, drogę, która prowadzi do trwałego szczęścia. Czy jesteśmy gotowi te zasady wypróbować i sprawdzić, czy da się według nich żyć i czy one są w stanie nas uszczęśliwić? Wyobraźmy sobie alternatywę dla tamtego plakatu reklamowego: ogromny bilbord przed naszym kościołem z wypisanymi błogosławieństwami, a pod nimi napis: TEST IT – wypróbuj, sprawdź to. Czy jesteśmy gotowi na ten test, mimo że w naszej codzienności, na ulicy, w telewizji, na uczelni, w pracy, w polityce, w gospodarce, na świecie liczą się zupełnie inne zasady, postawy, dążenia i wartości? Przez osiem błogosławieństw Bóg obiecuje nam zaspokojenie naszego pragnienia życia, spełnienie tęsknoty za trwałym szczęściem i każdemu z nas mówi, że jest niezwykle ważny i potrzebny. Być może słuchamy tych słów jak pobożnych, acz nierealnych życzeń, bowiem otaczająca nas rzeczywistość zdaje się być ich zaprzeczeniem. Jednakże życie wielu świętych, błogosławionych, szczęśliwych, których wzywamy dziś na świadków, jest dowodem na to, że tak nie jest. Oni wszyscy kierowali się w życiu zasadami zawartymi w ośmiu błogosławieństwach. To, że można i trzeba żyć według Jezusowych błogosławieństw, widać też w postawie wielu żyjących tuż obok nas zwyczajnych ludzi. Myślę o tych, którzy mimo iż są wyśmiewani i oczerniani, trwają w wierze i nie dają sobie wyrwać z serca miłości do Kościoła. Myślę o wielkiej rzeszy młodych ludzi z naszych parafii, którzy dobrowolnie i bez wynagrodzenia opiekują się ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi, starymi i samotnymi. Myślę też o naszej gorliwości i bezinteresowności w organizowaniu pomocy materialnej dla ludzi dotkniętych kataklizmami, wojną i aktami terroru ma całym świecie. Czyż to wszystko nie daje szczęścia? Czyż to wszystko nie uświęca człowieka i nie prowadzi go do świętości? Wypróbujmy to! Sprawdźmy to! ks. Adam Kalbarczyk, Poznań Homilia dla dzieci ŚWIĘCI SĄ MIĘDZY NAMI Na początku homilii chciałbym poprosić was o podanie imion świętych, których znacie. (Dzieci podają imiona świętych, na przykład św. Piotr, św. Paweł, św. Franciszek, św. Antoni, św. Maksymilian, św. Teresa, św. Barbara). 4 Moglibyśmy tak długo, długo wymieniać imiona świętych. Wy także otrzymaliście na chrzcie świętym imiona, które nosili święci i błogosławieni. Jak to dobrze, że jest uroczystość Wszystkich Świętych. Święci i błogosławieni, którzy są w nie- bie, razem z nami wychwalają Boga. My, którzy żyjemy na ziemi, też możemy być święci. O tym śpiewamy w piosence Arki Noego Taki duży, taki mały. (Możemy zaśpiewać z dziećmi tę piosenkę, ona niezwykle prosto i radośnie oddaje prawdę o zdobywaniu świętości). Znacie na pewno Skład Apostolski, a więc wyznanie wiary. Pod koniec tej modlitwy mówimy: „Wierzę w świętych obcowanie”. Co to znaczy? Otóż tymi słowami wyznajemy wiarę, że razem ze wszystkimi wyznawcami Chrystusa tworzymy wspólnotę świętych. Jutro będziemy wspominać naszych zmarłych krewnych, przyjaciół, znajomych. Kiedy ktoś bliski umiera, wtedy smucimy się, bo śmierć oznacza rozstanie z nim. Jednak ufamy, że kiedyś wszyscy spotkamy się w niebie. W czasie Mszy Świętej modli się z nami całe niebo: Pan Jezus, Matka Boża i wszyscy święci. Nie widzimy ich, ale spotykamy się z nimi przez to, że ich kochamy. Na koniec mam dla was zadanie: kiedy będziecie modlić się wieczorem, to pomódlcie się do swojego świętego patrona. A może poszukacie wiadomości o tym świętym, na przykład w Internecie? Warto wiedzieć więcej o świętym albo błogosławionym, który nosił takie imię jak my. s. Arletta Ziółkowska PSMC, Koło 2 listopada WSPOMNIENIE wszystkich wiernych zmarłych 2009 poniedziałek CZYTANIA Pierwsza Msza: Hi 19,1.23-27a; Ps 27[26],1.4.7 i 8b, i 9a.13-14; 1 Kor 15,20-24a.25-28; Ap 1,5-6; Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a Druga Msza: Dn 12,1-3; Ps 42[41],2-3.5, Ps 43[42],3.4; Rz 6,3-9; J 3,16; J 11,32-45 Trzecia Msza: Mdr 3,1-6.9; Ps 103[102],8 i 10.13-14.15-16.17-18; 2 Kor 4,14–5,1; J 6,40; J 14,1-6 PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Kto się w opiekę (S., s. 529); O. Chrystus zmartwychwstan jest (S., s. 179); K. U drzwi Twoich staję, Panie (S., s. 296); D. Boga naszego chwalcie, wszystkie ziemie (S., s. 726); Z. Witaj, Królowo, Matko litości (S., s. 860). S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Dziś Kościół wspomina wszystkich zmarłych, którzy nie dostąpili jeszcze chwały zbawienia i oczekują na oczyszczenie z grzechów. Nasza modlitwa może im w tym pomóc. Za nich w sposób szczególny Kościół zanosi dziś swoje modlitwy. Jest to również dzień zadumy nad przemijaniem naszego życia. My także kiedyś zostaniemy wezwani przed Boże oblicze, aby rozliczyć się z miłości, którą Bóg nas obdarzył. Aby nasza Ofiara była skuteczna, stańmy przed Bogiem i wyznajmy nasze słabości. AKT POKUTY PANIE, Synu Człowieczy, który umarłeś na krzyżu dla naszego zbawienia, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który zmartwychwstałeś, aby nam dać nadzieję życia wiecznego, zmiłuj się nad nami… PANIE, który nas odkupiłeś, abyśmy się stali Twoją własnością, zmiłuj się nad nami… 5 Homilia dla dorosłych (I) Homilia dla dorosłych (II) NASI DRODZY ZMARLI DZIEŃ PEŁEN NADZIEI Cóż wiemy o naszych przyjaciołach, braciach, siostrach, o naszych najbliższych? My, którym się wydaje, że tak wiele wiemy, niewiele w gruncie rzeczy możemy powiedzieć o swoim ojcu i swojej matce. Każdy człowiek ma swój własny, osobisty, tajemniczy świat. Są w nim te najpiękniejsze chwile i te najstraszniejsze. Ale to wszystko jest dla nas niedostępne. I kiedy człowiek odchodzi, to wtedy wraz z nim odchodzą jego pierwsze łzy, jego pierwsza Wigilia, jego pierwszy pocałunek. Wszystko zabiera ze sobą. Ludzie umierają, odchodzą bezpowrotnie. I za każdym razem, gdy ktoś umiera, chcemy tę bolesną nieodwracalność z siebie wykrzyczeć. Nie jesteśmy seryjnymi produktami. Każdy z nas jest osobnym, jedynym w swoim rodzaju, niemożliwym do skopiowania światem. A ponieważ są w nim nasze najbardziej osobiste doświadczenia, doznania, przeżycia, odczucia i myśli, które tylko do nas należą, jesteśmy bezgranicznie cenną tajemnicą. Dlatego śmierć drugiego człowieka, zwłaszcza tego najbliższego, jest dla nas takim potężnym wstrząsem. Kończy się świat. Dlatego ogarnia nas taka żałość i bezradność, a może nawet gniew. Te wszystkie doświadczenia, to nasze zawsze bolesne dotykanie tajemnicy człowieka i tajemnicy śmierci jest jednak konieczne – szczególnie dzisiaj, w Dzień Zaduszny – jeśli chcemy znaleźć pociechę i umocnienie w najważniejszej prawdzie naszej chrześcijańskiej wiary: zmartwychwstaniu umarłych i życiu wiecznym. Zmartwychwstały Chrystus mówi nam, że nasza tęsknota za życiem w pełni, życiem, które nie przemija, życiem wiecznym z Bogiem nie natrafi po śmierci na pustkę, lecz spełni się w niewyobrażalnych dla nas wymiarach. On, który zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych, mówi nam, że cały człowiek zmartwychwstaje i spotyka się z Bogiem – cały człowiek z całym swoim życiem, 6 całą swoją przeszłością, ze swoją miłością i swoimi cierpieniami, ze słowami, które wypowiadał, i pieśniami, które śpiewał, i ze wschodami słońca, które oglądał. Nic z naszego życia nie zginie, nic nie zostanie stracone. Także to, co było smutne, a nawet mroczne, dojdzie z nami do Boga, który to wszystko rozjaśni, wypełni swoim światłem, rozżarzy swoją miłością. Dlatego też możemy powiedzieć, że to wszystko, co należało do świata naszych bliskich zmarłych: ich wiara, wierność, żywotność, troska o drugiego człowieka, o nas, ich modlitwy i dobre słowa, ich cierpienia, radości i smutki – także nie zginęło, lecz trwa pieczołowicie zebrane przez Boga. A krzyż, który każdemu z nas zostaje nałożony – choćby tylko w godzinie śmierci – nie stał się dla nich znakiem śmierci i zagłady. Albowiem krzyż Chrystusa, na który spoglądamy w naszych kościołach i domach, który wiatr smaga i słońce opromienia na Giewoncie, który góruje nad grobami naszych dziadków, rodziców, naszych dzieci, krewnych i przyjaciół, jest potężnym znakiem Miłosierdzia, oczyszczenia, światła, zmartwychwstania i życia. Ludzie odchodzą bezpowrotnie. My idziemy za nimi i kiedyś, gdy wybije nasza godzina, spotkamy się z nimi ponownie w domu naszego Ojca. Wierzymy, że gdy przejdziemy bramy śmierci, to wtedy i nam wyjdzie naprzeciw Ktoś, kto powie: „Znam cię. Wezwałem cię po imieniu. Należysz do mnie” (por. Iz 43,1). Ufamy, że wszyscy odnajdziemy się wtedy w ramionach Boga, który stworzył nas po to, byśmy życie mieli, życie w obfitości. Tajemnica człowieka i tajemnica śmierci jest ostatecznie tajemnicą życia. Dlatego każdy z nas powtarza za sprawiedliwym Hiobem: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę” (Hi 19,25-27a). ks. Adam Kalbarczyk, Poznań W dniu Wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych, zwanym Dniem Zadusznym, myśl nasza kieruje się ku niebu, gdzie są wszyscy święci, ale i nasi drodzy zmarli, którzy nas poprzedzili w ziemskim pielgrzymowaniu do ojczyzny niebieskiej. Po śmierci jest Sąd, następnie niebo albo piekło. Zadajmy sobie pytania: Czy będę w niebie? Czy będą tam mój ojciec, moja matka, moje rodzeństwo, najbliżsi i przyjaciele, których na ziemi kochałem? A może grzech ciężki oddziela mnie od Boga? Śmierć może nadejść niespodziewanie jak złodziej. Wprawdzie psalmista mówi, że miarą naszego życia jest lat 70 albo 80, gdy mocni jesteśmy, ale – jak wykazuje proste doświadczenie życiowe – nie wszyscy mogą doczekać tych lat. Czasami nawet kilkuletnie dziecko zostaje wezwane przez Pana i musi opuścić ziemski padół. Głęboko wierzymy w świętych obcowanie i ciała zmartwychwstanie, w życie po życiu. Wierzymy, że sam Chrystus Pan przyjmie nas kiedyś do siebie, bo sam to obiecał w słowach: „Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. […] i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. […] Ja jestem drogą i prawdą i życiem. […] Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie” (J 14,2-4.6; 11,25). Oby w chwili pożegnania się z tym światem każdy z nas mógł powiedzieć za św. Pawłem: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia […]” (2 Tm 4,7-8). Dzisiaj wszyscy nawiedzamy nasze cmentarze. Składamy kwiaty na grobach, zapalamy znicze i modlimy się za tych, którzy wbrew nadziei odważyli się być mocni, za tych, którzy żyją, choć „Zdało się oczom głupich, że pomarli […]” (Mdr 3,2). Szukamy na cmentarzach ludzi świętych, którzy wśród nas żyli, cierpieli i pracowali, naszych przodków, tych, którzy zmarli bardzo dawno temu, i tych, których odprowadziliśmy na miejsce spoczynku w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach. Kiedy patrzymy na tablice nagrobne, czytamy imiona i nazwiska naszych zmarłych, to odnajdujemy ludzi cichych, którzy zwyczajnie i bez rozgłosu przeszli przez ziemskie życie, odnajdujemy ludzi miłosiernych, którzy wykonywali dzieła charytatywne dla najbardziej potrzebujących, tych, którzy wprowadzali pokój i cierpieli prześladowanie dla sprawiedliwości, walcząc chociażby z żołnierzami radzieckimi w 1920 roku i wojskami hitlerowskimi w czasie drugiej wojny światowej. Ze szczególnym wzruszeniem modlimy się za tych, o których pisał Konstanty Ildefons Gałczyński, że „prosto do nieba czwórkami szli”, i za tych, którzy – jak to pięknie wyraził nasz wieszcz narodowy doby romantyzmu Juliusz Słowacki – „na śmierć idą po kolei jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”. Wspominamy kapłana-męczennika ks. Jerzego Popiełuszkę, bohatera lat osiemdziesiątych. Zechciejmy również pamiętać o poległych robotnikach Poznania z 1956 roku, Gdańska z 1970 roku i o zabitych górnikach kopalni „Wujek” po wprowadzeniu stanu wojennego. Modlitwą pragniemy ogarnąć wszystkich, którzy spoczywają na naszym cmentarzu parafialnym i na wszystkich cmentarzach świata, a także tych, którzy spoczywają poza cmentarzami. Modlimy się za tych, o których nie możemy jeszcze powiedzieć, że są zbawieni. Modlimy się my, którym Pan Bóg daje jeszcze czas na zasługiwanie, pod przewodnictwem kapłana składamy Bogu Najwyższemu Ofiarę czystą, świętą i doskonałą, Ciało i Krew Pańską jako ofiarę przebłagania, i wołamy z całym Kościołem: Dobry Jezu, a nasz Panie, oto my dziś prosimy za nich, daj im wieczne spoczywanie. Śmierć jest faktem, który dosięga wszystkich – od papieża do najbardziej przeciętnego człowieka. W Księdze Koheleta czytamy, że wszystko ma swój czas, jest czas rodzenia i czas umierania. Szybko przemija postać tego świata, ale, posłużmy się słowami prefacji za zmarłych: 7 „W Nim zabłysła dla nas nadzieja chwalebnego zmartwychwstania i choć nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Chcielibyśmy też powiedzieć za św. Augustynem: „Stworzyłeś nas, Panie, ku sobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” (Wyznania) i powtórzyć słowa Henryka Sienkiewicza z powieści Quo vadis?: „Idę do Ciebie, Panie, bom się napracował wiele”. Czuwajmy, bo nie znamy dnia ani godziny, w której przyjdzie nam zdać sprawę Bogu z naszej wiary i naszych uczynków. Miejmy przed oczyma wizję Ezechiela, że Bóg nawet z wyschniętych kości może wzbudzić sobie naród doskonały. Miejmy też ufność Hioba wyrażoną słowami: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i oczyma ciała będę widział Boga” (Hi 19,25-26). Na koniec prosimy Cię, Boże, abyś odpuścił nam grzechy, dał pragnienie nieba, zachował od nagłej i niespodziewanej śmierci, uchronił nas, naszych krewnych i dobrodziejów od wiekuistego potępienia, abyś naszym dobroczyńcom dał wieczną nagrodę, wieczny odpoczynek ofiarom wypadków, wojen i katastrof, aby dusze zmarłych aniołowie zaprowadzili do raju. Prosimy Cię, Boże, abyś pozwolił nam radować się w chwale powstania z martwych. ks. Jan Augustynowicz, Rębowo 8 listopada 32. niedziela w ciągu roku 2009 niedziela CZYTANIA 1 Krl 17,10-16; Ps 146[145],6c-7.8-9a.9bc-10; Hbr 9,24-28; Mt 5,3; Mk 12,38-44 (dłuższa); Mk 12,41-44 (krótsza) PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Serce me do Ciebie wznoszę (S., s. 573); O. Boże mocny, Boże cudów (S., s. 509); K. Jezu, miłości Twej (S., s. 218); D. Czego chcesz od nas, Panie (S., s. 519); Z. Pan nie opuszcza nigdy (S., s. 569). S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Jak w każdą niedzielę Chrystus gromadzi nas w świątyni na słuchaniu słowa Bożego i na Eucharystii. Ewangelia przypomni nam, że prawdziwa hojność nie polega na oddawaniu tego, co nam zbywa, ale na prawdziwej ofierze płynącej z głębi serca. Tylko taka ofiara może być miła w oczach Boga. Teraz przeprośmy Boga za nasze przewinienia, aby z czystym sercem złożyć tę Najświętszą Ofiarę. AKT POKUTY PANIE, który pochwaliłeś ubogą wdowę za jej ofiarność, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który sam się ofiarowałeś, aby zgładzić nasze grzechy, zmiłuj się nad nami… PANIE, który chcesz raczej miłosierdzia niż ofiary, zmiłuj się nad nami… 8 Homilia dla dorosłych (I) JEDNA UBOGA WDOWA Należy podziwiać wielką niefrasobliwość wdowy z czasów Eliasza oraz wdowy z czasów Chrystusa albo wielką ufność obu kobiet w Bożą opiekuńczość. Ale w postępowaniu wdów można widzieć również symbol czynu zbawczego dokonanego przez Chrystusa. On także oddał wszystko – jak bohaterskie wdowy. Czasy, o których mówi pierwsze czytanie, to pierwsza połowa IX wieku przed Chrystusem. Eliasz był wielkim prorokiem, obrońcą kultu i prawa Bożego w spoganiałym Królestwie Izraela. Tak wielkim, że jego postać przyozdobiła legenda. Wymaganie, jakie Eliasz postawił wdowie, wydawało się bezwzględne, skoro z ostatka mąki i oliwy miała najpierw sporządzić podpłomyk dla niego. Polecenie to jednak poprzedziła zachęta: „Nie bój się!” (1 Krl 17,13). Poczciwa wdowa nie ulękła się, jakby zapomniała w tamtym momencie o życiu własnym i swojego syna. Jak gdyby kazała zamilknąć instynktowi samozachowawczemu, bo stanął przed nią człowiek, który odczuwał głód. Jego głód był silny może do tego stopnia, że podpłomyk mógł uratować i przedłużyć jego życie. Wolno więc mówić o darze życia wdowy i jej dziecka dla drugiego człowieka. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Chrystusa, który przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Chociaż nie musiały to być tylko drobne pieniądze, skoro wielu bogatych wrzucało wiele. Ten fakt jednak zdawał się mniej interesować Jezusa. Wypatrzył bowiem ubogą wdowę, która wrzuciła do skarbony wszystko, co gwarantowało jej utrzymanie. Jakby zagubiła zdrowy rozsądek. Przecież dwa pieniążki nie zmieniły stanu kasy świątynnej, mogły natomiast zdecydować o całym dalszym jej życiu. Świątynia ze skarbcem stała się gwarancją wdowiej egzystencji. Jak daleko sięgały myśli Jezusa, gdy widział czyn ubogiej wdowy? Czy przypomniał sobie biedaczkę z Sarepty sydońskiej? Czy pomyślał o Wdowie – swojej Matce – która z Jego ofiarą miała złączyć swoją ofiarę, by razem z Nim karmić Lud Boży Chlebem, który z nieba zstąpił? Mamy prawo zadawać takie pytania po dzisiejszej lekturze Listu do Hebrajczyków. Jego autor zdaje się przeciwstawiać świątynię ziemską w Jerozolimie świątyni niebiańskiej. To, co Chrystus przeżywał i czego doświadczał w świątyni zbudowanej rękami ludzkimi, zostało dopełnione Jego dziełem zbawczym. Dlatego autor Listu napisał, że Chrystus „[…] ukazał się teraz, na końcu wieków […]” (9,26). Jego przyjście na ziemię nastąpiło w końcowej fazie dziejów świata i ludzkości. Jest to faza końcowa, bo dopełnił się czas stopniowego objawiania się Boga człowiekowi – także w miarę rozwoju zdolności przyjmowania Bożego Objawienia. Kiedy Syn Boży narodził się jako człowiek, mógł w pełni objawić Boga niewidzialnego, a także wypełnić treścią obrazy i proroctwa, które zapowiadały Jego czasy i działalność. Nasza współczesność zatem to zgłębianie myślą i całym życiem tego, co wypełnił Chrystus. Tak więc w Chrystusie dopełniła się ofiara wdowy z czasów Eliasza, a także ofiara wdowy w świątyni jerozolimskiej. On przez ofiarę z samego siebie zgładził grzechy świata. Autor Listu do Hebrajczyków podkreślił w ten sposób wielkość i skuteczność Jego ofiary, gdy napisał: „Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu […]” (9,28). Jedyność oznacza pełnię. Ofiara była pełna i całkowita, dlatego została złożona jeden raz. W pełnej ofierze dokonała się też definitywnie pełnia Bożego Objawienia. Bóg, który w śmierci krzyżowej objawił swoją naturę – miłość – objawił też nieskończoność życia, gdyż śmierć stała się zmartwychwstaniem. Bóg objawił się w pełni, którą wyraziły słowa skierowane do Mojżesza z krzewu ognistego: „Jestem, który jestem” (Rdz 3,14). Boży tetragram – czteroliterowe słowo JHWH – ukazał w pełni Boże oblicze w fakcie krzyża i zmartwychwstania. ks. Edward Szymanek SChr, Poznań 9 Homilia dla dorosłych (II) Homilia dla młodzieży O SENSIE SKŁADANEJ OFIARY Głównymi bohaterkami dwóch dzisiejszych czytań są wdowy, a więc osoby, które w ówczesnym społeczeństwie, zdominowanym przez mężczyzn, znajdowały się w bardzo trudnym położeniu, często bowiem były pozbawione godnego miejsca i środków na utrzymanie. O pierwszej wdowie mówi nam Pierwsza Księga Królewska. Pewnego dnia prorok Eliasz spotkał tę wdowę i poprosił ją o coś do jedzenia i picia. W domu miała już niewiele mąki i oliwy, a nikt się o nią nie troszczył, więc zamierzała upiec ostatni podpłomyk, nakarmić swego syna i siebie, a potem oczekiwać śmierci. Ewangelia mówi o wdowie, która podeszła do skarbony, by wrzucić drobną ofiarę. Nikt nie zauważył tej kobiety, tylko Jezus. To On dostrzegł to, co dla oczu pozostałych było niewidoczne. Otwartość wdowy z Sarepty została dostrzeżona i pobłogosławiona przez Boga, a Jezus przedstawił nam inny sposób widzenia spraw. Dzisiejsza Ewangelia przywołuje także na myśl słowa Jezusa z Ewangelii św. Mateusza: „Kiedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili” (Mt 6,2). Jezus zwrócił więc szczególną uwagę na prawdziwą wartość naszych czynów. Kiedy robimy coś dobrego i równocześnie myślimy o tym, co powiedzą inni, i o podziwie, jaki wzbudzimy, to jest tak, jakbyśmy do naszych czynów dopuścili niszczącego robaka. Niby wszystko wygląda pięknie, lecz wystarczy przyjrzeć się uważniej, by dostrzec znikomość i pustkę tego, co czynimy. Przed Bogiem wdowi grosz miał większą wartość niż inne ofiary, dlatego że został złożony z głębi serca i był wszystkim, co posiadała kobieta. Jezus usiadł naprzeciw skarbony i obserwował tłum, który wrzucał pieniądze. Przed Boże obli- 10 POZNAJ WARTOŚĆ SWEGO DARU cze przychodzili bogacze i ubodzy, uciskający i uciskani, objadający domy wdów i przyszła wdowa. Jezus wyraźnie powiedział, po czyjej stronie jest Bóg. Wskazanie przez Jezusa kobiety, której nikt nie dostrzegał i która w skrytości serca oddała Bogu wszystko, jest zapewne dla każdego z nas prztyczkiem w nos. Czasami bowiem przykładamy większą wagę do tego, co jest mało ważne, podczas gdy umyka nam to, co najważniejsze. Można usłyszeć przed kościołem ludzi wracających z niedzielnej Mszy Świętej i narzekających, że Msza się przedłużyła i trwała aż godzinę lub dłużej, że kazanie było za długie, a śpiewy można było skrócić o połowę, i że gdyby wszystko usprawnić, to można by spokojnie odprawić Mszę w ciągu 45 minut, a może i w krótszym czasie. A przecież Msza Święta to dla wielu z nas tylko jedna godzina w tygodniu oddana Bogu. Ale czy tylko Bogu? O pewnych grzechach społecznych dziś nie chcemy już mówić. O nieuczciwości społecznej, kiedy to człowiek ubogi nie znaczy już nic. O oszustwach i nieuczciwościach staramy się mówić przyciszonym głosem, bo godzimy się na niegodziwości. Czy w tym kierunku chcemy zmierzać? Nikt niczego za nas nie zmieni, jeśli sami się nie zaangażujemy w to, by zmienić swoje nastawienie, i jeśli nie obudzimy po raz kolejny naszych serc, aby były wrażliwe i wyczulone na potrzeby bliźnich. Tych, którzy żyją tuż obok nas. Usiądźmy na moment przy Jezusie, spójrzmy na swoje życie i obudźmy w sobie wrażliwość, byśmy nie przespali życia. Tej wrażliwości otwartej na to, co ukryte dla oczu przechodniów, życzę tobie i sobie na każdy dzień życia. Amen. ks. Dionizy Mróz SDB, Warszawa W Ewangeliach Jezus często wskazywał na wydarzenia z codziennego życia, aby ukazać ważne prawdy. My o nich już dawno zapomnieliśmy. Warto przyjrzeć się bliżej sytuacji opisanej w dzisiejszej Ewangelii. Od razu wzrusza nas hojność kobiety, która przyszła do świątyni i oddała na jej utrzymanie wszystko, co posiadała. Wprawdzie dała niewiele, jeśli wziąć pod uwagę wartość pieniędzy, które ofiarowała, ale z racji intencji ofiarowania był to bardzo hojny dar. Zatrzymajmy się na moment nad charakterem tego wydarzenia. Warto się zatrzymać, by zrozumieć jego sens. W naszym zabieganym świecie potrzeba trochę poezji ukrytej w Ewangelii. Warto zobaczyć w wyobraźni prostą kobietę w tłumie ludzi przechodzących przez świątynne dziedzińce. Jezus usiadł i przyglądał się. Zasiądźmy obok Niego. Wdowa wrzuciła dwie najmniejsze monety, czyli jeden grosz. Rzeczywiście była to niewielka suma, lecz Jezus wskazał powód, dla którego kobieta była bardziej szczodra od pozostałych: inni dawali z tego, co im zbywało, ona natomiast dała ze swego niedostatku, ze swojej biedy, z wielkiego ubóstwa. I to było niezwykłe. Monety, które ofiarowała, miały jakby swój zapach, smak, swoją melodię. Uboga wdowa nie chciała robić wokół siebie zamieszania. Na dziedzińcu świątyni podeszła do skarbony i niezauważona przez nikogo, z wyjątkiem Jezusa, oddała wszystko, na co było ją stać. Ofiarowała dwie monety, a przecież cierpiała niedostatek i dlatego jedną mogła zatrzymać dla siebie. Pewnie niejeden z nas doradziłby jej, by tak zrobiła, gdyby zapytała go, jak ma postąpić. Przecież ważna jest dobra intencja. Ona jednak nie zrobiła rachunku. Przypominam sobie pewnego człowieka, który całą pierwszą wypłatę ofiarował na dzieło charytatywne wyłącznie dlatego, że męczyły go wyrzuty sumienia. Kiedyś bowiem, gdy był młodym człowiekiem, rodzice poprosili go, by przekazał swojemu katechecie pieniądze na budowę świątyni w parafii. Zatrzymał jednak te pieniądze dla siebie. Nikt się o tym nie dowiedział, on jednak – jak mówił – zrozumiał po latach, że te pieniądze nie były dla niego. Postanowił więc, że pierwsze zarobione pieniądze odda na rzecz ubogich dzieci, nie zatrzyma ich dla siebie, nawet jednego grosza. Jak postanowił, tak też zrobił. Uboga wdowa dała więcej niż inni, chociaż wielu bogatych wrzucało wiele, a ona wrzuciła tyle co nic. W Jezusowej rachunkowości dar nie jest ważny z powodu swojej wielkości, lecz z racji pochodzenia. Nie chodzi o ilość, ale o wartość. Wdowa dała najwięcej, ponieważ dała wszystko, co miała. Dlatego otrzymała więcej niż pozostali. To właśnie jej intencję i czyn dostrzegł Jezus. On uczestniczył w wielu rozmowach z faryzeuszami i uczonymi w Prawie. Był wystawiany na wiele prób. A dziś daje prostą i czytelną lekcję każdemu z nas. Stawia przed nami kobietę, która nie wypowiedziała żadnego słowa, a mimo to powiedziała tak wiele. Jeśli nie potrafimy się od niej uczyć, to tym gorzej dla nas. Choćby niewielki gest znaczy o wiele więcej niż czyny, o których trąbi cały świat. Niejednokrotnie dobroczynność jest rozgłaszana na bilbordach, a nie zauważa się człowieka potrzebującego, który żyje tuż obok. Konkretny gest jest bardzo ważny każdego dnia. Oby wtedy, gdy szukamy nadaremno rozwiązań naszych skomplikowanych problemów, obudziła nas myśl, że rozwiązanie leży gdzie indziej. Obyśmy uczyli się prostoty i zaangażowania od ludzi ubogich i prostych. Obyśmy, pouczając innych, sami potrafili się od nich uczyć. Dobrze jest opuścić choć na moment gwar swoich spraw i usłyszeć cichy dźwięk dwóch monet wrzuconych do skarbony przez prostą, ubogą wdowę. Wrażliwości na codzienną Ewangelię sobie i wam z całego serca życzę. Amen. ks. Dionizy Mróz SDB, Warszawa 11 Homilia dla dzieci CHCĘ BYĆ DAREM DLA PANA BOGA I LUDZI Proponowane pomoce: I część: obrazy: rodziny, chłopca, innego chłopca, skarbonki, słoneczników, rodziny; II część: obrazy: świątyni, wdowy; III część: obrazy: Pana Jezusa, chłopca, innego chłopca, Mszy Świętej. I. Z okazji imienin naszych rodziców przygotowujemy im prezenty (obraz). Tak postąpiło dwóch braci. Wojtek, starszy brat (obraz), dzień przed imieninami mamy przypomniał sobie o tej uroczystości. Nie namyślając się wiele, poszedł do dziadków i poprosił ich o pieniądze na prezent dla solenizantki. Dziadkowie byli zaskoczeni tą prośbą, ponieważ sądzili, że Wojtek dużo wcześniej pomyślał o imieninach i ze swoich oszczędności przygotował niespodziankę mamusi. Dziadkowie dali Wojtkowi 200 złotych, za które kupił kryształowy wazon i wiązankę róż. Staszek, młodszy brat (obraz), cały rok myślał o imieninach rodziców. Otrzymywał od nich kieszonkowe, które wkładał do skarbonki (obraz). Bywało, że dziadkowie także pamiętali o wnuku. Najpierw były imieniny tatusia. Staszek wydał na prezent wszystkie oszczędności. Następnie starał się oszczędzać, by ze swoich pieniędzy kupić prezent mamusi na imieniny. Kiedy otworzył skarbonkę, było w niej 25 złotych. Mógł za nie kupić tylko wiązankę kwiatów. Pamiętał, że mamusia lubiła słoneczniki (obraz). Dziadkowie w tajemnicy przed starszym wnukiem powiedzieli solenizantce o zachowaniu jej starszego syna Wojtka. Nadszedł dzień imienin. Wojtek z dumą wręczył mamusi wazon, wiązankę róż i wygłosił długą litanię życzeń (obraz rodziny). Tymczasem Staszek, wystraszony, podszedł do mamusi i powiedział jedynie: „Kocham cię, mamo”. Mamusia przytuliła młodszego syna i powiedziała: „Stasiu, jaką wielką radość sprawiłeś mi tymi słonecznikami”. Z kolei do Wojtka powiedziała: „Dobrze, że przypomniałeś sobie o mnie”. II. W dzisiejszej Ewangelii uczestniczymy w podobnym wydarzeniu. Do świątyni (obraz) 12 są z pracą, ofiarą oraz wysiłkiem z naszej strony. Darem dla Pana Boga może być usuwanie lenistwa w pracy domowej i szkolnej, opanowywanie złości, zazdrości czy też usuwanie innej wady. Może być nim także zbieranie oszczędności na biedne dzieci i na misje. Dla Pana Boga liczy się nasz wkład pracy, nasze zaangażowanie. Pomyślę Do kogo jestem podobny: do bogatych ludzi i Wojtka czy też do ubogiej wdowy i Staszka? Panie Jezu, chcę dla Ciebie usuwać wady i złe skłonności z mojego życia oraz przygotowywać prezenty związane z moją pracą i moim wysiłkiem. bp Antoni Długosz, Częstochowa przychodzą ludzie, by dać prezent – ofiarę Panu Bogu. Bogaci wrzucają do skarbony dużo pieniędzy bez uszczerbku dla siebie. Tymczasem biedna wdowa (obraz) daje wszystko, co posiada: jeden grosz. Kieruje się miłością do Pana Boga i nie myśli o tym, że będzie żyła w jeszcze większej biedzie. Dla niej ważny jest Pan Bóg. Pan Jezus zaznacza, że biedna wdowa dała Bogu największy prezent, ponieważ darem były jej życiowe oszczędności. Tymczasem bogatych ludzi niewiele kosztowała ich ofiara. III. Pan Jezus (obraz) przypomina, że Pan Bóg ocenia czyny w oparciu o naszą pracę, zaangażowanie i trud. Nie jest ważna materialna wartość ofiary, lecz istotny jest nasz wysiłek związany z jej przygotowaniem. Dla Pana Boga liczy się nasza miłość do Niego oraz nasze poświęcenie. Wojtek (obraz) przypomina bogaczy wrzucających pieniądze do skarbony w świątyni. Nie włożył najmniejszego wysiłku ani ofiary, by dać prezent imieninowy swojej mamusi. Dlatego mama obojętnie odniosła się do jego życzeń. Tymczasem Staszek (obraz) wydał z trudem zebrane oszczędności, ponieważ kierował się miłością do mamy. Wiązanka słoneczników od Staszka przyniosła mamusi więcej radości niż kryształowy wazon od Wojtka. W każdą niedzielę i w każde święto przychodzimy na Mszę Świętą (obraz), podczas której Pan Jezus ofiarowuje się za nas Bogu Ojcu, abyśmy otrzymali odpuszczenie grzechów. Najczęściej dajemy na ofiarę pieniądze, które otrzymujemy od rodziców. Taka ofiara nic nas nie kosztuje – jak prezent Wojtka z opowiadania czy pieniądze bogatych Żydów z Ewangelii. Liczą się takie prezenty ofiarowane Panu Bogu, które związane 11 listopada narodowe święto niepodległości 2009 środa CZYTANIA Mdr 6,1-11; Ps 82[81],3-4.6-7; 1 Tes 5,18; Łk 17,11-19 PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Pod Twą obronę (S., s. 538); O. Gdzie miłość wzajemna (S., s. 662); K. Ty wszechmocny Panie (S., s. 553); D. Ciebie, Boga, wysławiamy (S., s. 579); Z. Boże, coś Polskę (S., s. 578). S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Dziś obchodzimy kolejną rocznicę odzyskania przez naszą Ojczyznę niepodległości po 123 latach niewoli. W modlitwie łączymy się ze wszystkimi Polakami – zarówno tymi w kraju, jak i przebywającymi na obczyźnie. Wspominamy także postać św. Marcina z Tours. Żył w IV wieku, urodził się na terenach dzisiejszych Węgier, które wtedy były częścią cesarstwa rzymskiego. Jako młodzieniec zaciągnął się do wojska i pełnił służbę w Galii. Pewnego dnia żebrakowi proszącemu o jałmużnę u bram miasta oddał połowę swej opończy. Pod wpływem tego wydarzenia dokonało się nawrócenie św. Marcina. Ochrzcił się, a następnie został biskupem Tours, gdzie słynął z hojności. Aby godnie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, uznajmy przed Bogiem, że często zapominamy o naszym powołaniu do czynienia dobra. AKT POKUTY PANIE, który przyszedłeś na świat, aby się stać naszym bratem, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który powołałeś człowieka, by zło zwyciężał dobrem, zmiłuj się nad nami… PANIE, który wstąpiłeś do nieba, by przygotować nam mieszkanie u Ojca, zmiłuj się nad nami… 13 Homilia dla dorosłych (II) Homilia dla dorosłych (I) SŁUCHAJCIE WIĘC, KRÓLOWIE! Dziś, w święto religijne, lecz z akcentem patriotycznym, należy odnieść słowo Boże do treści narodowych. Ale najpierw zwróćmy uwagę: naród, Ojczyzna i związany z nimi patriotyzm to krąg myśli i działań wciąż aktualny. Globalizm, kosmopolityzm, otwartość, tolerancja i inne podobne zjawiska o tyle są znamieniem współczesności, postępu i demokracji, o ile pamięta się o czwartym przykazaniu Bożym, o własnej tożsamości narodowej i wynikającej stąd miłości do Ojczyzny. Jeśli w jakichkolwiek kręgach społecznych lub w którychkolwiek ugrupowaniach politycznych o tym by się zapominało, to wyszłoby się tym samym poza zakres myśli religijnej. Jest tak dlatego, że Pan Bóg od zawsze patrzy na każdego człowieka z wielką i mądrą miłością, dostrzega i podkreśla w nim niepowtarzalną identyczność – ludzkie ja, osobę. Tak też patrzy na wielką lub małą grupę ludzi, którą wiążą przeróżne więzy jedności – od miejsca zajmowanego i zagospodarowanego, wspólnych losów, języka i kultury poczynając, a kończąc na więzach krwi, wiary i wzajemnej miłości. Stwórca wciąż dostrzega tę społeczną, rodzinną i narodową tożsamość. Dlatego łączenie świętowania narodowego lub państwowego ze świętowaniem religijnym jest całkowicie uzasadnione, a nawet wymagane. W tym też kontekście odczytujemy teksty biblijne. Mędrzec, w tradycji biblijnej utożsamiany z mądrym Salomonem, zwracając się do królów, kieruje swą mądrość do wszystkich rządzących. Nie oszczędza ich. Nie przymila się, by zdobyć ich uznanie. Odwrotnie – każe im słuchać jak uczniom. Wygłasza prawdy niepodlegające dyskusji, które też nigdy nie mogą podlegać dyskusji. Brzmią one: „od Pana otrzymaliście władzę” (Mdr 6,3), staliście się „sługami Jego królestwa” (Mdr 6,4). Skoro tak, to ci, którzy rządzą, winni przestrzegać prawa Bożego i wypełniać wolę Bożą, sprawować uczciwe sądy, to znaczy rządzić uczciwie. Ponieważ tak nie postępowali, „groźnie i rychło natrze On na was, będzie bowiem sąd surowy nad panującymi” (Mdr 6,5). I jeszcze: „Najmniejszy znajdzie litościwe przebaczenie, ale mocnych czeka mocna kara” (Mdr 6,6). Z tego 14 wypływa też bezdyskusyjne ostrzeżenie: „Do was więc zwracam się, władcy, byście się nauczyli mądrości i nie upadli” (Mdr 6,9). Jakże chciałoby się słowa dzisiaj odczytane w kościele wyrecytować w salach parlamentu, w budynkach ministerialnych, w rezydencjach pierwszych osób w państwie. Nie z kamieniem w ręku, by potępiać, lecz z braterską życzliwością i troską. Chciałoby się być echem mędrca Salomona. Może by wreszcie ustało frymarczenie życiem ludzkim – ludzi zwalnianych z pracy, nienarodzonych, starców, chorych, niepełnosprawnych. Może by ustało wymądrzanie się w dziedzinie techniki genetycznej, bioetyki. Może by też nie mówiono bezsensownie o rozdziale etyki państwowej lub rządowej od etyki religijnej. Jest bowiem tylko jedna etyka: Dekalogu, etyka prawa naturalnego. Pójdźmy jeszcze na pogranicze Samarii i Galilei. Spotkajmy samego Chrystusa, który objawił swą nieskończoną władzę wobec trędowatych. Władzę pełną troski i miłosierdzia. Chorzy zostali już oczyszczeni z trądu, skoro mieli się tylko pokazać kapłanom w Jerozolimie, by oni stwierdzili ustąpienie choroby. Trąd w Biblii często symbolizuje grzech. Chrystus rozgrzeszył więc tych biedaków. Tak po prostu. Z ich strony wystarczyły słowa: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami” (Łk 17,13). Reakcja Samarytanina była wspaniała, choć nie należał do narodu wybranego i w oczach Żydów uchodził za największego grzesznika. Jeśli wrócił z okrzykami na cześć chwały Bożej, jeśli upadł na twarz u stóp Jezusa, to uznał w Nim Bożego Wysłańca, przed którym – jak przed Bogiem – pada się do nóg. Wyznał wiarę, ukazał większy owoc ducha niż uzdrowienie z trądu. Ileż w polskiej historii było momentów, gdy jak trędowaci wołaliśmy: „Ulituj się nad nami”. Ile było chwil, w których wyśpiewywaliśmy: „Ciebie, Boże, wysławiamy”. Kalendarz rocznic wciąż nam o tym przypomina. Trzeba wiele wysiłku i pamięci, by dorastać do postawy Samarytanina. ks. Edward Szymanek SChr, Poznań MYŚLĄC: OJCZYZNA I. Ziemska ojczyzna Myśląc „ojczyzna”, nie sposób dzisiaj, w dniu Narodowego Święta Niepodległości, nie pomyśleć o naszej ziemskiej Ojczyźnie. Zofia Ewa Szczęsna w wierszu Ojczyzno ma tak prosto i pięknie pisze: Jaki świat piękny i jak może zachwycać, to wiesz, ale gdzie tak odpoczniesz jak pod polskimi lipami, gdzie znajdziesz takie łąki, pola i stawy wśród wierzb, co śpiewają Szopenem i kwitną polskimi kwiatami. Czy gdzieś jest taki kraj w bieli majowych konwalii, co od Tatr aż do morza w czerwonych makach tonie, czy jeszcze gdzieś w bzach słodkich słowik tak zaśpiewa, czy w tęczy kwiaty z łąki zerwą gdzieś twe dłonie? Czy są topole, wierzby, co szumią tak rzewnie, czy brzozy nad krzyżami w lasach tak zapłaczą, czy gdzieś białe kapliczki stojące przy drogach i niebo w słońcu, w deszczu, w świecie tyle znaczą? Jak tęsknią, ma ojczyzno, za tobą twe dzieci, które po świecie całym rozsiał smutny los, a w ich sercach wciąż kwitną twe wiosenne łąki i pieśni Szopena w wierzbach niosą tęskny duszy głos. Myślimy o Ojczyźnie wszyscy, zarówno mieszkający, uczący się i pracujący w kraju między Odrą i Bugiem, jak i przebywający poza jego granicami. Ten dzień przeżywają wszyscy, którym szczerze leży na sercu dobro Rzeczypospolitej. Szczególnie tęsknią za nią emigranci, ci, którzy musieli z różnych powodów ją opuścić. Wcale nie mniej tęsknią misjonarze, zarówno duchowni, jak i świeccy, którzy opuścili Ojczyznę, by w innych krajach, a nawet na innych kontynentach, z miłości do Boga głosić Dobrą Nowinę i wypełniać nakaz misyjny Jezusa Chrystusa przekazany Apostołom i ich następcom po Zmartwychwstaniu. „Zawsze tęsknię za moją Ojczyzną – pisze polski misjonarz pracujący w jednym z krajów Ameryki Południowej – a zwłaszcza w święta kościelne i państwowe. Łączę się z nią duchowo, modlę się za Polskę, jej prezydenta i rząd, by dobrze rozwiązywali problemy mojego kraju. Nie mogę nie myśleć o swojej ziemskiej Ojczyźnie, która mnie wychowała i przygotowała do pracy misyjnej w Ameryce Łacińskiej. Gdyby było inaczej, byłbym niewdzięcznikiem. Myślę, że wszyscy misjonarze myślą o swojej Ojczyźnie, nawet gdyby na misjach byli dwadzieścia, a może i więcej lat. To chyba normalne. Myślę często o swojej Ojczyźnie, ale rzadko ją odwiedzam, głównie w czasie urlopu wakacyjnego” (ks. J.K.). II. Pamiętny dzień Cofnijmy się teraz myślą do 11 listopada 1918 roku, kiedy to Polska zmartwychwstała, na powrót stała się wolna po 123 latach zaborów. W tamtym czasie wielkiego entuzjazmu powstało wiele przepięknych utworów patriotycznych. Na przykład Leopold Staff pisał wzruszająco w pięknym wierszu Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!: Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą! Łańcuch twych kajdan stał się tym łańcuchem, Na którym z lochu, co był twą stolicą Lat sto, swym własnym dźwignęłaś się duchem. Nie przyszły ciebie poprzeć karabiny, Ni wiodły za cię bój komety w niebie, Ni z Jakubowej zstąpiły drabiny W pomoc anioły. Powstałaś przez siebie! Dzisiaj wychodzisz po wieku z podziemia. Z ludów jedyny ty lud czystych dłoni, 15 Co swych zaborców zdumieniem oniemia, Iż tym zwycięża jeno, że się broni. Ducha wspomnieniem ich ci nie rozsierdzę, Żyłaś miłością, nie zaś zemsty żołdem, Choć serce twardsze masz niż Flandrii twierdze, Co ci przyznano nowym pruskim hołdem. Ty, broniąc siebie wbrew wszelkiej nadziei, Broniłaś jeno od czarnej rozpaczy Wiary, że wolność, prawo, moc idei Nie jest czczym wiatrem ust, ale coś znaczy. Duchową bronią walczyłaś i zbroją, O którą pękał każdy cios obuchem. Więc dziś myśl każdą podłóż ziemią swoją I każdą ziemi swej piędź nakryj duchem. Żadne cię miana nad to nie zaszczycą, Co być nie mogło przez wiek twą ozdobą! Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą! Lecz czymś największym, czym być można: Sobą! Wiemy, że niełatwo było Polakom w tamtym czasie, ale pragnienie niepodległości, istniejące w polskich duszach, było wielkie. Dzięki temu wiele trudnych spraw stało się prostych, udało się je załatwić pozytywnie, i to w dość krótkim czasie. III. Dziś o Ojczyźnie Co dzisiaj myślimy o naszej Ojczyźnie? Karol Wojtyła w swoim poemacie zatytułowanym Myśląc Ojczyzna pisze między innymi: Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym, aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas: z niej się wyłaniam… gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż, jak go pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. (fragment) 16 Ja też z tej Ojczyzny się wyłaniam, gdziekolwiek mieszkam i pracuję – w każdym miejscu na Ziemi. Moja Ojczyzna, choćby była biedna i pełna różnych kłopotów, jest dla mnie skarbem. Dlatego pytam: jak ten skarb, którym jest moja Ojczyzna, mam pomnożyć? I wołam słowami Hymnu do miłości Ojczyzny, stworzonymi przez Ignacego Krasickiego, wielkiego poetę, biskupa warmińskiego, a w ostatnich miesiącach życia arcybiskupa gnieźnieńskiego: Święta miłości kochanej ojczyzny, Czują cię tylko umysły poczciwe Dla ciebie zjadłe smakują trucizny, Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe! Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny, Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe. Byle cię można wspomóc, byle wspierać, Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać. Czy w nas jest dzisiaj duch patriotyzmu, wielkie umiłowanie Ojczyzny? Czasy komunizmu wyrządziły wiele krzywd naszemu narodowi, ale czy wszystko można zrzucić na miniony bezbożny ustrój? Posłuchajmy paru wskazań kard. Karola Wojtyły z poematu Myśląc Ojczyzna: Wolność trzeba stale zdobywać, nie można jej tylko posiadać. Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie. Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne. Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać. […] Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam, by stanowić o wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać dzieje. Śpiew dziejów spełniają czasy zbudowane na opokach woli. Dojrzałością samostanowienia osądzamy młodość naszą, czasy rozbicia i złoty wiek – Osądziła złotą wolność niewola. […] I patrzcie, że wolność naszą i waszą odkrywamy ciągle na nowo jako dar, który przychodzi, i zmaganie, którego wciąż nie dosyć. Pamiętamy o miłości swojej Ojczyzny, ale nie możemy zasklepiać się w egoizmie. Można miłować Polskę ze wszystkich sił, a jednocześnie być – w dobrym sensie – otwartym na świat. Zresztą, także dla dobra Ojczyzny. Dla tych, którzy są poza granicami kraju, a myślimy szczególnie o misjonarzach i emigrantach, przytoczmy pocieszające opowiadanie zaczerpnięte z dzieła ks. Wójtowicza pod tytułem Opowiastki: „Nauki pewnego filozofa tak godziły w żywotne interesy państwa, że panująca władza pozbawiła mistrza ojczyzny, skazując go na dożywotnią banicję. Odwiedzający go potem przyjaciele dopytywali się wciąż, jak sobie daje radę z nostalgią, czy nie tęskni za ojczyzną? Uczony odpowiedział przecząco. – Ale przecież do istoty człowieka należy tęsknota za ojczyzną – argumentowali rozmówcy. – Nie jest się nigdy wygnańcem czy banitą – tłumaczył filozof – jeżeli odkryje się, że całe stworzenie stanowi jedną wielką i prawdziwą ojczyznę”. Polećmy więc dzisiaj naszą Ojczyznę Panu Bogu i Matce Najświętszej. ks. Jan Augustynowicz, Rębowo 15 listopada 33. niedziela w ciĄGU ROKu 2009 niedziela CZYTANIA Dn 12,1-3; Ps 16[15],5 i 8.9-10.11; Hbr 10,11-14.18; Łk 21,36; Mk 13,24-32 PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Ciebie całą duszą pragnę (Ex., s. 292); O. Panie, ufam miłosierdziu Twemu (S., s. 571); K. Idzie, idzie Bóg prawdziwy (S., s. 259); D. Niech się radują niebiosa i ziemia (Ex., s. 298); Z. Podnieście wzrok ku górom (Ex., s. 306). Ex. – Exsultate Deo – Śpiewnik mszalny. Wydanie 9, 2004. S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Gromadzimy się na Eucharystii w przedostatnią niedzielę roku liturgicznego. Słowo Boże, które usłyszymy, skieruje naszą uwagę na rzeczy ostateczne. Jezus zapowiada swoje przyjście na końcu czasu. Nie chce jednak, byśmy się bali, lecz żebyśmy mieli nadzieję, bo nasze imiona zapisane są w księdze życia. Jezus przychodzi w każdej Eucharystii i pragnie być przyjęty przez swój lud. Otwórzmy więc serca i wyjdźmy na spotkanie z Mistrzem. Dzisiejsza niedziela to także dzień modlitwy za Polonię zagraniczną i jej duszpasterzy. Otoczmy serdeczną pamięcią przed Bogiem naszych bliskich przebywających za granicą i tych, którzy głoszą im wiarę i niosą pocieszenie. A za nasze grzechy przepraszajmy na początku tej Mszy Świętej. AKT POKUTY PANIE, który zmartwychwstałeś, aby przywrócić nam życie wieczne, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który wstąpiłeś do nieba, aby przygotować nam mieszkanie u Ojca, zmiłuj się nad nami… PANIE, który przybędziesz, aby nas rozliczyć z miłości, zmiłuj się nad nami… 17 Homilia dla dorosłych (II) Homilia dla dorosłych (I) UJRZĄ SYNA CZŁOWIECZEGO Dzisiejsze czytania należą do piśmiennictwa, zwanego apokaliptyką. Proroctwo Daniela jest pierwszą księgą apokaliptyczną w Starym Testamencie, a fragment Ewangelii św. Marka wywodzi się z tak zwanej apokalipsy synoptycznej. Nawet tekst Listu do Hebrajczyków, ukazując ofiarę Chrystusa, stawia ją ponad czasem. Czasy apokaliptyczne i literatura z nimi związana to nie fakty, które towarzyszą końcowi świata i dlatego budzą grozę wśród czytelników i słuchaczy. To – jak wyjaśnia greckie słowo apokalypsis – odsłonięcie, ukazanie w wizji aż samego nieba i wydarzeń związanych z niebem. A więc to coś, co ma uspokoić i pocieszyć. Dla przykładu: gdy św. Łukasz – tak jak Marek – zamieścił w swojej Ewangelii apokalipsę synoptyczną i opisał straszne wydarzenia, to zaraz dodał: „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,28). Zatem, wydarzenia budzące trwogę są znakiem końca udręki i przerażenia. Literatura apokaliptyczna powstała w czasach, które były ciężkie i trudne dla narodu wybranego, dlatego miała ona na celu podnieść ludzi na duchu, ukazać koniec tego wszystkiego, co wtedy przerażało i zdawało się być nie do pokonania. Podobnie chrześcijańska literatura apokaliptyczna pragnęła umocnić wiernych i napełnić ich otuchą. A jej styl, obrazowość, wizje, opis zjawisk kosmicznych, symbolika barw, liczb – to język, którym przemawia ona do czytelnika. Jest to literatura mówiąca nie tyle o przyszłości, ile o teraźniejszości. Jeśli zaś o przyszłości, to o tej niezbyt odległej, gdy pozornie niezwyciężone potęgi zła legną pokonane przez Boże moce – przez Chrystusa. W takim świetle spójrzmy na tekst Księgi Daniela. Jest to czas wielkiego ucisku Żydów przez władców syryjskich, zwłaszcza króla Antiocha IV Epifanesa (II wiek przed Chrystusem). Czas prześladowań za wyznawanie wiary i przestrzeganie Prawa Mojżeszowego. Z tego powodu wybuchnie 18 nawet powstanie machabejskie jako zryw narodowy mający na celu obronę religii i tożsamości narodowej. Daniel, Boży wybraniec, widzi i zapowiada koniec ucisku: „naród […] dostąpi zbawienia” (Dn 12,1). Wizja zbawienia sięga poza doczesność. Zapowiada bowiem zmartwychwstanie umarłych: „jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie” (Dn 12,2). Zwycięstwo dobrych i wiernych mieć będzie wymiary eschatologiczne, a nie tylko czasowe. Źli natomiast okryci będą hańbą, która też będzie wieczna. Jest to zatem pocieszenie na dni obecne, które są pełne lęku, a nawet mogą budzić zwątpienie i łamać ducha. Niech więc wierzący w Boga pamiętają, że On wypowiada ostatnie słowo, a „Mądrzy będą świecić […] jak gwiazdy przez wieki i na zawsze” (Dn 12,3). Tekst ewangeliczny również dotyczy trudnych czasów. Był to okres prześladowań chrześcijan przez Nerona, kiedy stolica imperium stała się miejscem nieopisanego okrucieństwa. Znamy to z historii i z literatury pięknej (na przykład z Quo vadis). Autor natchniony – może w oparciu o nauczanie samego św. Piotra w Rzymie – zapowiada koniec takiego czasu i dlatego mówi aż o zaćmieniu słońca i księżyca, o spadaniu gwiazd. „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą” (Mk 13,26). Przyjdzie jako zwycięski Bóg. Nie stanie się to dopiero przy końcu świata. Owszem, wtedy ujawni się ostatnia scena zwycięstwa, które zamieni czasowość w wieczność, a starą ziemię i stare niebo w nową ziemię i w nowe niebo. Podobne interwencje Boże, dostosowane do aktualnych czasów i wydarzeń, dokonują się w dziejach świata i poszczególnych ludzi. Interwencje mniej spektakularne, a przecież bardzo rzeczywiste. Tekst Listu do Hebrajczyków dopisuje rację Bożego zwycięstwa: Chrystus, „[…] złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga […]” (10,12) jako Zwycięzca nad wszystkimi nieprzyjaciółmi. ks. Edward Szymanek SChr, Poznań CZEKAJMY NA JEZUSA Z MIŁOŚCIĄ W ostatnie dni roku liturgicznego Święta Matka Kościół proklamuje nam Ewangelię mówiącą o Sądzie Ostatecznym. Przed nami staje Syn Człowieczy, który przychodzi do nas w obłokach z wielką mocą i chwałą. Przed Nim idą aniołowie. On zbiera nas ze wszystkich stron, aby nas zbawić. I choć nie wiemy, kiedy to nastąpi, to jednak wiemy, że stanie się to niebawem. Sąd Ostateczny blisko jest, we drzwiach. Trzeba jednak, abyśmy zadali sobie dzisiaj bardzo konkretne pytanie: czy rzeczywiście wierzymy w rychłe powtórne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię? Myślę, że w naszych wyobrażeniach moment Sądu Ostatecznego najczęściej przesuwany jest przez nas na rubieże tych wyobrażeń. Teoretycznie uznajemy prawdę o końcu świata, ale nie wyciągamy z tego żadnych wniosków. Żyjemy tak, jakbyśmy mieli żyć wiecznie na ziemi. Nie liczymy się z tym, że będziemy musieli stanąć przed Bogiem. On jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Spójrzmy tylko na nasze życie. Ile razy wybieramy grzech, bo wydaje się nam być bardziej przyjemny? Jak często dyskutujemy z przykazaniami Bożymi, twierdząc, że wiemy lepiej, jak powinno być ułożone ludzkie życie? Jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga – w swoim przekonaniu – i dlatego ustalamy własne reguły codziennego życia. Sami wiemy lepiej, kiedy zaczyna się ludzkie życie i kiedy możemy je zakończyć. Współczesny człowiek nie tylko nie respektuje prawa do świętowania i odpoczynku, ale nawet przeciwstawia się fundamentalnemu prawu do życia. Żyjemy w czasach moralnego i etycznego chaosu. Jesteśmy świadkami, ale niestety także uczestnikami, autodestrukcji świata. To jest bardzo wyraźny znak naszego braku pamięci o powtórnym przyjściu Syna Człowieczego. Nie chodzi jednak o to, byśmy teraz nawzajem straszyli się Sądem Ostatecznym. Chrystus nie jest katem, który będzie się mścił na nas za nasze grzechy. Bóg nie jest strażnikiem prawa i moralności. To grzech jest naszą klęską, naszą śmiercią i zniszczeniem. Odrzucenie Bożego porządku jest pozbawieniem siebie prawdziwego życia. A zatem, popełnienie grzechu jest samounicestwieniem. To my sami siebie karzemy, kiedy niszczymy swoją godność i świętość. Konsekwencją nieprzestrzegania zasad danych nam przez Boga jest trwanie w śmierci. Naszym powołaniem jest trwanie w komunii z Bogiem, a każdy grzech ją niszczy. Zło, które czynimy, degraduje nas samych i nie pozwala nam cieszyć się naszym podobieństwem do Boga. Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do życia w wieczności. Jesteśmy święci dzięki łasce Boga, jaką otrzymaliśmy w sakramencie chrztu świętego. To właśnie wtedy, gdy kapłan wypowiadał nad nami sakramentalne słowa: „Ja ciebie chrzczę”, zostaliśmy wszczepieni w Kościół, lud pielgrzymujący ku wieczności. Mamy dzięki temu zupełnie inną perspektywę naszego istnienia. Jesteśmy na ziemi tylko na pewien czas, a jednocześnie mamy mieszkanie przygotowane dla nas przez Boga w wieczności. Choć jesteśmy zanurzeni w teraźniejszości, to jednak jesteśmy powołani do wieczności. Koniecznie musimy o tym pamiętać. Powołanie do wieczności oznacza jednocześnie powołanie do świętości. Przez czynienie dobra i unikanie grzechu już tutaj możemy radować się wiecznością. Liturgia Kościoła pozwala nam przeżywać radość ze zjednoczenia z Bogiem, który trwa w odwiecznym teraz. Pan Bóg gromadzi nas w tej wspólnocie, abyśmy dzięki trwaniu ze sobą w miłości dotykali wieczności i już na ziemi radowali się tajemnicą nieba. Wtedy Sąd Ostateczny będzie dopełnieniem naszego życia i szczęściem wiecznym. Nie musimy się bać Chrystusa, który przychodzi do nas w swojej chwale, otoczony przez aniołów, bo przyjdzie On tutaj, aby nas, swoich umiłowanych uczniów, zgromadzić wokół siebie. Czekajmy zatem na Syna Człowieczego z miłością, a bez lęku. Czekajmy na Tego, który przyjdzie, aby nas wprowadzić do domu Ojca, i obdarzy nas nowym życiem. Czekajmy na Zbawiciela z wiarą i pełni gotowości. ks. Jacek Dziel, Gniezno 19 Homilia dla młodzieży Homilia dla dzieci SŁOWO BOGA TRWA NA WIEKI Doświadczenie, jakie płynie z obserwacji naszego otoczenia, wskazuje na to, że wszystko się zmienia. Radosne chwile, choćby nawet najbardziej szczęśliwe, przemijają, bo są tylko chwilami. Dramaty i klęski również przemijają, bo są wokół nas dobrzy ludzie, którzy pomagają nam wyjść z najbardziej katastrofalnej sytuacji. Filozofowie przyrównywali rzeczywistość do rzeki, która ciągle płynie, a my nigdy nie wchodzimy ponownie do tej samej wody. Świat przemija, my przemijamy, przemija ziemia i niebo. Nie przemija jednak byt absolutny, jak go nazywają filozofowie. Nie przemija Bóg, który jest odwieczny i trwa w nieustannej teraźniejszości. Ona nie ma żadnego „przedtem” ani „potem”. Dlatego też Bóg w Starym Testamencie nazywa siebie bardzo dziwnym imieniem: „Jestem, który Jestem” (Wj 3,14). Choć w ciągu dziejów Bóg objawiał się człowiekowi na różne sposoby, to jednak jest On zawsze ten sam – niezmienny. W swojej miłości Bóg przygotowuje ludzi do przyjęcia pełni Objawienia. Na szczęście dla nas możemy być spokojni, że nie obudzimy się jakiegoś dnia i nie dowiemy się, że Bóg się zmienił. Swoją niezmienność Bóg objawia w swoim słowie. Bóg daje nam dzisiaj szczególną obietnicę: „[…] moje słowa nie przeminą” (Mk 13,31). Słowo Boże jest bowiem odwieczne, jest naszą mocą i tarczą w codziennym bojowaniu. Ono jest listem miłującego nas Boga do każdego z nas z osobna i do nas wszystkich zarazem. To słowo przenika nasze dusze jak miecz obosieczny i oskarża nas za złe uczynki. Bóg posyła do nas swoje słowo, abyśmy przez nie mogli dotknąć wieczności i poznali niezmienny cel naszego pielgrzymowania. Jezus jest Słowem, które „[…] stało się ciałem i zamieszkało między nami” (J 1,14). Dzisiejsza wypowiedź Jezusa o nieprzemijalności Jego słów każe nam zatrzymać się w codziennej bieganinie i zapytać siebie samych o stosunek do słowa. Jeśli słowo Boże jest przestrzenią, w której dotykamy samego Boga, to jest ono święte. Jest pocałunkiem Boga, który jest miłością i pragnie naszego dobra. A zatem, czy zajmuje ono rzeczy- 20 wiście szczególne miejsce w naszym życiu? Kilka lat temu odwiedziłem meczet w Londynie. Przyjął mnie sam imam i opowiadał o swoich tradycjach i zwyczajach. Mówił między innymi o tym, że święte księgi – Koran, Torę i Biblię – muzułmanie stawiają na najwyższej półce, aby żadna książka zawierająca ludzkie słowa nie stała ponad księgami pochodzącymi od Boga. Czy w naszym sercu słowo Boże zajmuje najwyższą półkę? Czy nie stawiamy nad nim innych ludzkich ksiąg i książeczek? Warto też, abyśmy dzisiaj zapytali siebie, jak często sięgamy po Biblię i ją z wiarą czytamy. Jako uczniowie Jezusa Chrystusa powinniśmy czytać słowo każdego dnia, aby czerpać z niego siłę i mądrość, aby umieć rozpoznawać w jego świetle pojawiające się znaki czasu. Słowo, które nie przemija, rozświetla nam drogę i pozwala dobrze zrozumieć otaczający nas świat. Dzięki codziennej lekturze Pisma Świętego możemy rozpoznawać, jaka jest wola Boża względem nas, jakimi ścieżkami powinniśmy chodzić. Myślę, że warto też, abyśmy zapytali siebie o to, czy szanujemy słowo Boże, czy nie ulegamy zwyczajom tego świata, które każą nam żartować i szydzić ze wszystkiego. Maniera współczesna polega na tym, by na bazie słowa Bożego tworzyć żarty czy nawet realizować filmy, które są parodią ksiąg biblijnych. Odwieczne słowo Boga powinno pojawiać się na naszych ustach tylko wtedy, gdy jest wypowiadane z należnym szacunkiem i odniesieniem do Tego, od którego pochodzi. Bóg jest wierny swoim obietnicom, jest wierny słowu, które do nas kieruje. Dlatego otwórzmy uszy i serca, aby Bóg mógł do nas przemawiać, mógł nas oświecać swoim słowem i przepełnić nas łaską świętości! Niech słowo Chrystusa przebywa w nas z całym swoim bogactwem i mocą. A jednocześnie strzeżmy się słowa kłamstwa, które szatan w nas sączy i oszukuje nas, gdyż nas nienawidzi. Nie dajmy się okłamać złemu duchowi, ale pójdźmy za słowem Boga, które jest niezmienne i trwa na wieki. ks. Jacek Dziel, Gniezno CO Z TYM CZASEM? „Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest […]” (Mk 13,29). Dla odkrywców, dla tropicieli śladów Pana Boga, dla poetów i dla dzieci – wszystko jest zagadkowe, czyli kryjące jakąś tajemnicę. Dlatego ja też zacznę od zagadki. Chyba odgadniecie, co to jest. Choć ciągle płynie – nie jest to rzeka, raz nam się wlecze, a raz ucieka, wolno przemienia nowe w stare, a zna go dobrze tylko zegarek. Co to jest? Czas? Tak. Zegarek zna go najlepiej. Ale zaraz, zaraz… Czy czas mógłby być sobie tak bez zegarka? A może to zegarków nie byłoby wcale, gdyby nie czas? Jak to jest? No dobrze, jest czas i mierzą go zegarki – i te po pradziadkach, i te superkwarcelektroniki. Ale kto nastawia zegarki? Zegarmistrz? Nie, on je tylko leczy. Telewizja? Nie, ona tylko ogłasza, która godzina jest w Polsce, bo w Australii jest zupełnie inna. Zegarki chodziłyby sobie jak pijane zające, gdyby nie – kto? Astronomowie, którzy czas odczytują z gwiazd. Ale czy to znaczy, że w kosmosie jest jak w gigantycznym zegarku? Trochę tak, bo wszystko tam ciągle się zgadza i jest w swoim czasie: i zima, i lato, i noc, i dzień, i rok, i miesiące, a nawet to, kiedy mają być święta. A gdyby tak się popsuł ten kosmiczny zegar? Gdyby gwiazdy zaczęły kręcić się tak, jak się każdej podoba, i łazić po niebie na przekór… No właśnie: komu na przekór? Kto wymyślił takie drogi gwiazdom, planetom i kometom? Pan Bóg, który trzyma wszystko w swojej ogromnej, niewidzialnej ręce. I któregoś dnia zatrzyma gwiazdy, zatrzyma czas, zegarki będą pokazywać czas, którego nie będzie, aż staną sobie na amen. I co? Wszyscy zatrzęsą się ze strachu jak na horrorze? Nie, nie wszyscy. Na pewno nie ci, którzy już od dawna mierzyli czas modlitwą, biciem czekającego serca, jakby biegli na spotkanie Jezusa, i nie ci, którzy serca sprawdzali jak zegarki, czy dobrze biją, czy o Bogu pamiętają, czy dla innych żyją, pytając Boga: „Czy to tak? Czy to tak? Doradź nam, daj nam znak”. Kiedyś pewien dziadek musiał wyjechać i oddał swojemu wnukowi pod opiekę wielki zegar z wahadłem, żeby go otwierał, nakręcał o ustalonej godzinie i dokładnie zamykał. Lecz wnukowi szybko się to znudziło. Zapominał o nastawianiu zegara albo robił to byle jak. I zegar stanął. Ucichł, jakby w nim coś umarło. Kiedy dziadek wrócił, otworzył drzwiczki zegara i zobaczył, że w środku było trochę kurzu, śpiące muchy i zdechła mysz. Dziadek to wszystko sprzątnął, wyczyścił, nastawił zegar i ten ruszył. Nad zegarem trzeba czuwać jak nad znakami od Pana Jezusa. Tacy czuwający kiedyś po prostu spojrzą na zegarek i powiedzą: „To właśnie ta godzina – już się zaczyna”. Co się zaczyna? Szczęście zapatrzenia się w twarz Jezusa, którą nareszcie będzie można widzieć. A szczęście nie znosi zegarków, bo one za szybko szczęście kończą. Dlatego wtedy już wszystko będzie na zawsze. Ktoś spojrzał na zegarek i zobaczył, że czas jeszcze płynie i zegarki jeszcze go odmierzają. Ale trzeba trochę inaczej odmierzyć: ile czasu dla mnie, ile dla Boga, ile dla kogoś, kto go potrzebuje? Ile na stukanie do Boga sercem i modlitwą każdego wieczoru, aż do wieczoru wigilijnego i do Wielkiej Nocy, i wielkanocnego poranka? Pewien ksiądz od uśmiechniętych wierszy dla dzieci powiedział: „Jeżeli kochasz – czas zawsze odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwilki”. Jak to tak? A tak, że w kochaniu czas dzielony zawsze jest mnożony. Jeśli odmierzysz go i na roraty, i na modlitwę, to zostanie ci go więcej, niż miałeś dotąd. Co? Niemożliwe? Razem z Jezusem wszystko jest możliwe – nawet bez komputerów, elektroniki i zegarkowej techniki. *** Co to znaczy: Jeżeli kochasz, czas zawsze odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwili? br. Tadeusz Ruciński FSC, Częstochowa 21 22 listopada JEZUSA chrystusa króla WSZECHŚWIATA 2009 niedziela CZYTANIA Dn 7,13-14; Ps 93[92],1.2 i 5; Ap 1,5-8; Por. Mk 11,10; J 18,33b-37 PROPOZYCJE ŚPIEWÓW W. Chrystus Wodzem (S., s. 244); O. O Chryste Królu (S., s. 248); K. Zróbcie Mu miejsce (S., s. 302); D. Cóż Ci, Jezu, damy (S., s. 518); Z. Idziesz przez wieki (S., s. 581). S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 39, Kraków 1990. WPROWADZENIE Ostatnią niedzielę w roku liturgicznym Kościół obchodzi jako uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Jezus w dzisiejszej Ewangelii staje przed Piłatem i mówi mu, że jest Królem, ale Jego Królestwo nie pochodzi z tego świata. Niech ta liturgia wzbudzi w nas przekonanie, że tylko Jezus jest naszym Królem i nie mamy innego Pana poza Nim. Aby godnie sprawować tę Najświętszą Ofiarę, wyznajmy przed Bogiem nasze grzechy. AKT POKUTY PANIE, który przyszedłeś na świat, aby odnaleźć tych, którzy zaginęli, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który zmartwychwstałeś, aby przywrócić nam życie, zmiłuj się nad nami… W dalszym ciągu opisu ewangelicznego znajdziemy oświadczenie Piłata: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy” (J 18,38). Nie potępiajmy Piłata, ponieważ był niekonsekwentny. Wystarczyła konsekwencja przeciwników Jezusa. A szantaż, który zastosowali wobec prokuratora, był naprawdę ciężki: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara” (J 19,12). Tak więc uwolnienie Jezusa spowodowałoby śmierć Piłata. Piłat, wedle opisu Janowego, odegrał ważną rolę wobec Chrystusa Króla. Wyprowadził Go do ludu, licząc na litość ludzką. Zauważmy: „Jezus więc wyszedł na zewnątrz w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym” (J 19,5). Wyszedł jako Król, lecz nie król z tego świata. Jego szatą królewską były korona cierniowa i brudny płaszcz żołnierski. Inna korona i purpura, jakie zwykli wkładać na siebie królowie tego świata, urągałyby prawdziwej godności królewskiej Zbawiciela. Jego Królestwo było inne niż ziemskie królestwa, dlatego też inne były znamiona tego Królestwa. Piłat wskazał na Jezusa i powiedział coś, czego absolutnie pojąć nie może. Słowa: „Oto Człowiek” (J 19,5) mogą być wieloznaczne. Czyż nie mogą również znaczyć: „Oto Syn Człowieczy”? Oczywiście Rzymianin nie umiał się posłużyć językiem Biblii, gdyż obce mu było jej słownictwo. Ale Jan to umiał. On prawidłowo zrozumiał wypowiedź Piłata i tak nam ją z pewnością chciał przekazać. Jezus jest tym Synem Człowieczym, którego Daniel przed 200 laty oglądał w widzeniach nocnych. Widział, jak „[…] na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy” (Dn 7,13). W wyjaśnieniu Chrystusa o inności Jego Królestwa należy więc widzieć wypełnienie wizji Daniela o panowaniu i chwale, i władzy królewskiej Syna Człowieczego: „Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14). A Jan, wizjoner z Apokalipsy, ogląda Jezusa Chrystusa, Władcę królów ziemi, który nas, odkupionych Jego krwią, uczynił królestwem – kapłanami dla Boga. Uczynił więc królestwem kapłanów. On, „[…] który jest, który był i który przychodzi, Wszechmogący” (Ap 1,8). Prawdziwie Król nie z tego świata. ks. Edward Szymanek SChr, Poznań PANIE, który siedzisz po prawicy Ojca, aby się wstawiać za swoim ludem, zmiłuj się nad nami… Homilia dla dorosłych (II) Homilia dla dorosłych (I) TAK, JESTEM KRÓLEM Odpowiedź Chrystusa na pytanie Piłata należy do wypowiedzi objawiających wyraźniej tożsamość Syna Bożego. Piłat, jak wynika z czwartej Ewangelii, odegrał niepoślednią rolę w tym względzie. On przecież, na skutek oskarżenia Jezusa o podburzanie ludzi, o uzurpację prawa do godności królewskiej, winien bez dokładniejszych dociekań skazać Go na śmierć krzyżową. Widocznie, mimo małego zainteresowania głębszymi problemami filozoficznymi i religijnymi, dostrzegł niespójność oskarżeń wysuwanych przeciw Temu, którego mu przyprowadzono. W pytaniu o Królestwo można wyczuć raczej zdumienie Piłata niż podejrzliwość o zamach polityczny. Dlatego z kolei pytanie Jezusa: „Czy to 22 mówisz od siebie […]?” (J 18,34) wolno rozumieć jako chęć wprowadzenia prokuratora w dziedzinę poważniejszą niż polityka. Niechby Piłat zaczął myśleć samodzielnie. Jeśli jednak nie był tym zainteresowany, to i tak kolejne jego pytanie: „Co uczyniłeś?” (J 18,35) stało się okazją dla Chrystusa do wypowiedzenia charakterystyki swego Królestwa: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36). Co zrozumiał i czego chciał się dowiedzieć Piłat, gdy zapytał Jezusa: „A więc jesteś Królem?” (J 18,37). Chyba nie chodziło mu o polityczną akcję. Nie, bo chociaż Chrystus potwierdził, że jest królem, to zaraz wyjaśnił: „Ja się na to narodziłem […], aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). KRÓLOWAĆ Z CHRYSTUSEM 1. Fakt, że właśnie Bóg jest naszym Królem, jest powodem radości. Wiemy bowiem, że On jest Władcą potężnym i sprawiedliwym, któremu zależy na dobru i szczęściu każdego człowieka. Tę prawdę w szczególny sposób uświadamiamy sobie, kiedy kończymy kolejny rok liturgiczny, który Kościół w Polsce obchodził pod hasłem: „Otoczmy troską życie”. Chrystus Król przypomina nam dziś, że jako uczestnicy Jego kapłaństwa, wynikającego z chrztu, mamy służyć Jemu jako Dawcy życia, szczególnie w ubogich i cierpiących. Doskonale tę prawdę zrozumiał znany w całym świecie Jean Vanier, którego życie i działalność przedstawił francuski reżyser Laurence Chartier w filmie pod tytułem Jean Vanier, prorok z Arki. Reżyser ukazał założyciela wspólnoty, w której żyją i pracują osoby z upośledzeniem umysłowym oraz asystenci, którzy na pewien czas lub na stałe decydują się być w Arce. Jean Vanier, oficer kanadyjskiej marynarki wojennej, porzucił służbę w wojsku, aby studiować filozofię, napisać doktorat o Arystotelesie, a jednocześnie poszukiwać swojego miejsca w życiu. Próbował zostać księdzem, myślicielem-pustelnikiem, aż wreszcie w 1964 roku zdecydował się zamieszkać z dwoma niepełnosprawnymi intelektualnie mężczyznami w małym domku pod Paryżem. Jean zaprosił ich do wspólnego życia w duchu Ewangelii i błogosławieństw. Dzieło to stało się inspiracją do tworzenia kolejnych wspólnot. Obecnie istnieje ponad 100 domów Arki w ponad 30 krajach na 23 wszystkich kontynentach. Misją Arki jest bycie znakiem nadziei, który odsłania dar ludzi z upośledzeniem umysłowym i pokazuje, że świat może być wzbogacony ich obecnością. „Arka nie jest rozwiązaniem, ale znakiem nadziei” – wyjaśnia Karta Arki. 2. Inspiracją do działania dla Jeana Vaniera była Ewangelia. Można by w tym miejscu postawić pytanie: a co z niewierzącymi albo tymi, którzy nie znają Ewangelii? Przecież też czynią dobro! Oczywiście. Gdzie tkwi jednak różnica? Wielu niewierzących też wspaniale opiekuje się innymi, wcale nie zastanawiając się nad motywami swojego działania. Dla wielu jest to po prostu zawód, który wykonują często doskonale, z pełnym profesjonalizmem i zaangażowaniem. Ale po skończonej pracy można ją opuścić, a kiedy przyjdzie wypalenie, zmienić zawód, bo niby dlaczego ktoś miałby poświęcić dla innych coś, co jest dla niego najważniejsze, czyli własne życie? Jean Vanier przyjął drogę towarzyszenia, bycia obok, a bez oparcia się na Bogu nie wytrzymałby. Siłą zakonnic, które opiekują się głęboko upośledzonymi, jest Bóg. Niewierzący, który rezygnuje ze swojego życia choćby na rzecz opieki nad kalekim bratem – rezygnuje na amen. Wierzący natomiast ufa, że to życie, z którego tu zrezygnował, wróci do niego w niebie. Chrześcijanin ma zupełnie inną motywację do działania. Kocha, bo wcześniej pierwszy został umiłowany przez Chrystusa. Dzieli się miłością, bo otrzymał ją jako bezinteresowny królewski dar. W jaki sposób mamy rozumieć dziś królowanie z Chrystusem? Czy wystarczy być tylko porządnym człowiekiem, czy chodzi o coś zupełnie innego? W jednej z relacji z Moskwy – najdroższej stolicy świata – ktoś komentował: „Tu ludzie żyją tak, jakby wiecznie trwało dziś i mogli się bawić. Liczy się tylko dziś”. Chrześcijaństwo daje zupełnie odmienną od takiego postrzegania wizję człowieka. Żyjemy, gdyż mamy świadomość tego, że jesteśmy „[…] wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym […]” (1 P 2,9). Nie żyjemy po to, by wypełnić się sobą, ale po to, by budować Królestwo Boże na ziemi i dojść 24 do pełni człowieczeństwa w Chrystusie. A Królestwo rozwija się w kontakcie z Bogiem i z drugim człowiekiem, nawet takim, który w oczach świata jest niewiele wart. 3. Dla chrześcijanina wszelki trud bez Boga, bez modlitwy jest daremny. Wielu „heretyków czynu” robi wokół siebie wiele zamieszania, kreuje się na wielkich filantropów i działaczy społecznych. Tylko czy coś trwałego z tego pozostanie? Czy to miłość bliźniego, czy źle rozumiana miłość własna? Czy można żyć bez Boga? Ci, którzy proponują laicyzm, uważają, że tak. Dlatego według ich wizji Bóg powinien być zepchnięty do sfery prywatnej, tak samo religia. A kiedy Kościół pełni rolę społeczną czy kulturalną, zarzuca się mu bezprawne wtrącanie się do spraw publicznych. Tak więc „doskonała wizja świata” nie dopuszcza do głosu Boga, bo w przeciwnym razie człowiek musiałby czuwać nad dobrem drugiego, nad respektowaniem jego godności i wynikających z tego praw. Kiedy patrzymy na Jeana Vaniera, jak pochyla się nad człowiekiem odrzuconym przez innych, odsuniętym od świata „normalnych”, to ciągle żywe pozostają pytania: Jak dobrze wykorzystać swoje zaangażowanie w budowanie Królestwa, aby przepajać świat duchem Ewangelii? Jak w miejscu pracy, studiów, zamieszkania, rozrywki, życia towarzyskiego oddziaływać na innych jako świadek Chrystusa? Jak żyć, aby nie bać się w przyszłości spotkania z przedwiecznym Królem, Panem życia? Niech pomocą w odpowiedzi na te pytania będzie świadectwo młodej kobiety, żony i matki, która znalazła się w trudnej sytuacji życiowej, a ponieważ wierzyła w Boga i była świadoma przyjętego systemu wartości, więc wyznała: „To ja odpowiem za swoje życie i to daje mi poczucie wolności, a z niego wynikają moje czyny: staram się pomagać innym w takich bardzo prozaicznych sprawach. Uśmiecham się do ludzi. Modlę się za nich”. My także, przez życie z innymi i dla innych, stawajmy się budowniczymi Królestwa prawdy i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju. ks. Leszek Smoliński, Lipowiec Homilia dla młodzieży KRÓL PRAWDY 1. W uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata chcemy zadać sobie pytania: Czy dziś ma sens mówienie o królach i królestwie? Czy coś takiego jest jeszcze na czasie? Jakie królestwa możemy znaleźć we współczesnym świecie? Kiedy odwołamy się do historii Polski, znajdziemy opisy życia władców, którzy w różny sposób rządzili naszym państwem. Jedni troszczyli się o porządek i sprawiedliwość, dorastając do świętości, jak św. Kazimierz czy św. Jadwiga. Inni królowie bezmyślnie roztrwaniali majątki i tracili życie na pustych rozrywkach. Także współczesna kultura popularna nie jest wolna od określenia „król” w odniesieniu do gwiazd estradowych. Wydaje się, że sposób, w jaki odnosimy się do tych współczesnych królów-skandalistów, może wiele nam powiedzieć o nas samych. Po śmierci „króla popu”, podziwianego przez miliony fanów, świat poruszyła skala zainteresowania i pompatyczność, z jaką zaczęto o nim mówić. Najciekawsze jest to, że fala gwałtownego zainteresowania i emocji wzniosła się nagle, by potem opaść i zaniknąć. Czy nie takie jest właśnie prawo świata rozrywki, że żywot w świadomości innych jest krótki i sprowadza się do pojedynczych błysków? Popkultura ma w dużej mierze udział w patrzeniu na człowieka okiem tymczasowości i doczesności. Zwykle gwiazdy sceny pop giną w publicznej świadomości w ciągu jednego lub kilku sezonów. 2. Chrześcijaństwo pokazuje coś zupełnie odmiennego wbrew rozkrzyczanemu światu. Uczeń Chrystusa nie musi być popularny na siłę, ale ma naśladować swojego Króla, który nie tylko obiecuje życie wieczne, ale je daje. Chrystus, którego widzimy w dzisiejszej Ewangelii przed Piłatem, jest Królem prawdy. I jasno o tym mówi: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18,37). Z tego wynika, że Chrystus nie daje nam obietnic bez pokrycia ani szybkich rozwiązań czy tandet- nych złudzeń, tylko otwiera przed nami drogę do Królestwa prawdy. Wielu ludzi, także młodych, nie chce jednak słuchać głosu Boskiego Nauczyciela. Ile razy słyszymy takie stwierdzenia: „ja nie mówię całej prawdy”, „to tylko takie maleńkie kłamstwo, ale nieszkodliwe” albo „ja muszę kłamać, bo inaczej nie da się żyć”. Sami spotykamy takich „malarzy rzeczywistości”, których opowiadania nie mają nic wspólnego z prawdą. Jedną z takich osób była Marta. Wymyśliła, że musi zażywać witaminy, bo to poprawi jej zdrowie. Zastanawiała się jednak, jak załatwić sobie pieniądze, ponieważ nie chciała uszczuplić swojego budżetu. Niewiele myśląc, ułożyła dość barwną historyjkę i szukała osób, które by w nią uwierzyły. Znalazła kobietę o dobrym sercu, która kilka razy dała jej pieniądze na niezbędne witaminy. Po jakimś czasie kobieta zorientowała się jednak, że Marta kłamie i że oprócz historii z witaminami wymyślała za każdym razem coś nowego. Jak się okazało, nawet jej dramatyczne i przejmujące opowiadania były wymyślone. 3. Chrystus wzywa nas dziś do tego, abyśmy zastanowili się, kim jest dla nas. Czy Królem prawdy, którego głosu słuchamy, czy mało znaczącym człowiekiem, o którym zapominamy na co dzień? Niektórzy, jak Piłat, próbowali spojrzeć na Jezusa jak na aktora dramatu. Inni widzieli w Nim obiecanego Mesjasza, który mocą Ducha Bożego wyrzuca złe duchy. A kim Jezus jest dla mnie? Królestwo gwiazd popkultury jest chwilowe. Królestwo Boże, które nie jest z tego świata, ujawnia się przez dawanie świadectwa prawdzie i trwa wiecznie. Chrystus udzielił nam daru królewskiej wolności, abyśmy przez zaparcie się siebie oraz przez życie święte pokonywali w sobie panowanie grzechu. Święty Ambroży powiada, że ten, kto może panować nad sobą, może być uznany za króla, ponieważ jest wolny i niezależny oraz nie poddaje się w niewolę grzechu. Na zakończenie naszego rozważania prośmy słowami modlitwy: 25 Panie Jezu Chryste, Królu wszechświata, który pragniesz królować w sercach ludzi, spraw, aby wszystkie narody rozdzielone przez grzech poddały się Twojej władzy. Niech będą posłuszne Twojej świętej woli i z miłością budują Królestwo Boże na całym świecie, na pamiątkę Twojej śmierci na krzyżu i Zmartwychwstania. Oczyść serce moje z brudu grzechów, abym był godny doznawać obfitości Twoich łask. Uczyń mnie swoim narzędziem pokoju, przebaczenia, świętości i miłości. Amen. ks. Leszek Smoliński, Lipowiec 29 listopada 2009 niedziela 1. niedziela adwentu CZYTANIA Jr 33,14-16; Ps 25[24],4bc-5ab.8-9.10 i 14; 1 Tes 3,12–4,2; Ps 85[84],8; Łk 21,25-28.34-36 PROPOZYCJE ŚPIEWÓW Homilia dla dzieci W. Spuśćcie nam na ziemskie niwy (S., s. 32); O. Boże mój, spragniony jestem Ciebie (Ex., s. 432); K. Ciebie całą duszą pragnę (Ex., s. 435); D. Niech się radują niebiosa i ziemia (Ex., s. 437); Z. Marana tha (Ex., s. 298). KRÓL I KRÓLOWANIE 1. Dziś, w niedzielę Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, chcemy zastanowić się, co to znaczy królować i kim jest król? (Odpowiedzi dzieci). Królów jest dziś niewielu, spotykamy ich w różnych bajkach i opowiadaniach. Bardzo ciekawą historię jednego z takich niezwykłych królów znajdziemy w powieści dla dzieci, autorstwa Janusza Korczaka, pod tytułem Król Maciuś Pierwszy. Może nawet niektórzy z was mieli okazję oglądać film animowany, który powstał na podstawie tej książki. Wróćmy jednak do małego władcy Maciusia, który ma zaledwie 10 lat i po śmierci ojca pragnie, aby w jego państwie dzieci czuły się szczęśliwe. Proponuje więc wprowadzenie licznych reform, oddaje rządy w ich ręce… Z początku król Maciuś był uzależniony od ministrów i etykiety dworskiej. Chciał jednak pokazać, że jest odważny jak jego przodkowie. Kiedy w kraju wybuchła wojna, wraz z przyjacielem Felkiem wyruszył na front w przebraniu zwykłego żołnierza. Tam wiele się nauczył, przede wszystkim samodzielności. Zaprzyjaźnił się z ludożerczym królem Bum-Drumem. Kiedy Maciuś utworzył dziecięcy sejm, całe związane z tym zamieszanie osłabiło jego kraj, na który znów najechali sąsiedzi. Tym razem Maciuś, mimo walecznej obrony i z powodu tchórzostwa poddanych, został pokonany i osądzony. Skazano go na rozstrzelanie, a w ostatniej chwili wyrok zamieniono na zesłanie na bezludną wyspę. Co możemy powiedzieć o historii króla Maciusia? Jaki to był władca? Jak rządził? (Wypowiedzi dzieci). 2. Ewangelia, którą usłyszeliśmy, pokazała nam postać innego Króla – Pana Jezusa. Dobrze 26 znamy prawdziwą, a nie tak jak w przypadku bajkowego króla Maciusia, historię Jego życia. Każdy z nas został włączony do Królestwa Pana Jezusa w momencie chrztu. Wiemy, że Pan Jezus przeszedł przez życie, dobrze czyniąc wszystkim ludziom. Nie miał swojego państwa, ale stał się Królem wszystkich ludzkich serc. Kiedy mówimy prawdę, kochamy innych, potrafimy przebaczyć, podzielić się czymś z innymi – wtedy naśladujemy naszego Króla. I wtedy Pan Jezus staje się Królem naszych serc. Natomiast kiedy myślimy tylko o sobie, okłamujemy innych, jesteśmy niesprawiedliwi i kłócimy się o mało ważne rzeczy – wtedy dla Pana Jezusa nie ma miejsca w naszym sercu. Dzisiaj chcemy uczcić Chrystusa Króla przez uważne słuchanie słów, które do nas mówi, a starsze dzieci przyjmą Komunię Świętą i w ten sposób zrobią w swoim sercu tron, na którym zasiądzie ten największy ze wszystkich królów. Nie wystarczy więc, jak król Maciuś Pierwszy, wywrócić porządek do góry nogami. Trzeba najpierw zastanowić się, co zmienić w sobie, a nie w innych. Na zakończenie naszego rozważania pomódlmy się do Chrystusa Króla słowami znanej pieśni Króluj nam, Chryste (wspólny śpiew jednej bądź dwóch zwrotek). Zadanie domowe Wieczorem podziękuję Chrystusowi Królowi za dobro, które miało miejsce w moim życiu w ostatnim czasie, i poproszę Go o to, bym był Jego dobrym i gorliwym uczniem. ks. Leszek Smoliński, Lipowiec Ex. – Exsultate Deo – Śpiewnik mszalny. Wydanie 9, 2004. S. – ks. J. Siedlecki, Śpiewnik kościelny. Wydanie 40, Kraków 2007. WPROWADZENIE Na progu Adwentu stajemy przed Bogiem, by na nowo poszukiwać dróg zgodnych z Jego wolą. On nieustannie wzywa nas do czuwania, doskonalenia się i modlitwy. Czas Adwentu ma nam pomóc dobrze przygotować się do przyjścia naszego Pana zarówno przy końcu czasów, jak i w pamiątce Jego narodzin w Betlejem. Zatem, poddajmy się działaniu ducha miłości i sprawiedliwości. Za wszelką opieszałość w kroczeniu za Chrystusem, który wskazuje grzesznikom drogę do nawrócenia, przepraszajmy teraz w pokorze. AKT POKUTY PANIE JEZU, który uczysz nas chodzić Twoimi ścieżkami, zmiłuj się nad nami… CHRYSTE, który uczysz nas nienagannej świętości, zmiłuj się nad nami… PANIE JEZU, który przyjdziesz sądzić nas z wielką mocą i chwałą, zmiłuj się nad nami… Homilia dla dorosłych (I) Oczekiwanie na Oblubieńca 1. Dzisiejszą pierwszą niedzielą Adwentu rozpoczynamy w Kościele nowy rok liturgiczny i duszpasterski, który Kościół w Polsce obchodzi pod hasłem: „Bądźmy świadkami miłości”. Początek Adwentu uświadamia nam również ważną prawdę, że naszą przyszłością jest Jezus Chrystus. Adwent oznacza przyjście. Kościół mówi o przyjściu Chrystusa na trzy sposoby: o historycznym przybyciu na ziemię w Betlejem 2 tysiące lat temu, o przyjściu do naszego wnętrza dziś i o nadejściu w chwale na końcu czasów. Adwent mówi, że Bóg jest blisko. Winniśmy więc na Niego radośnie oczekiwać z wdzięcznością i błogosławioną niecierpliwością. Samo oczekiwanie nie jest dla nas czymś nieznanym. Spójrzmy na jeden z dobrze znanych w ostatnim czasie obrazków z życia codziennego. Oczekiwanie na wejście do pokoju dyrektora dużej firmy produkcyjnej przedłużało się. Pracownicy nerwowo chodzili po korytarzu, czekając w kolejce na stosowny moment. Jedni wychodzili smutni, inni zadowoleni. Okazało się bowiem, że nie wszyscy otrzymali przedłużenie umów 27 o pracę. Niektóre etaty trzeba było zredukować ze względu na przedłużający się kryzys na światowych rynkach. 2. Kiedy przychodzi do nas Bóg, jest to wielkie wydarzenie. Oczekiwanie na Pana zakłada gotowość na Jego przyjście. Temu ma służyć nasza czujność i prośba wyrażona słowami psalmisty: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami” (Ps 25,4). Wszystko po to, żebyśmy stawali się coraz doskonalsi na przyjście Pana, odnieśli zwycięstwo nad sobą oraz uporządkowali swoje życie. W jaki sposób oczekiwać? Podpowiedź daje nam Bruno Ferrero w jednym ze swoich opowiadań. W pewnym miasteczku znalazła się taka oto wiadomość: „Przybędę jutro. Czekajcie na Mnie. Podpisano: Jezus”. Wiadomość ta poruszyła całe miasto. Proboszcza, burmistrza, wybitnych obywateli. Wszyscy zaczęli rozmyślać o tym, co należy zrobić, aby przyjęcie Jezusa w ich miasteczku stało się rzeczywiście pamiętne dla Syna Bożego. Przeprowadzono wywiad i ustalono, że każda rodzina ofiaruje Jezusowi to, co ma najpiękniejszego i najcenniejszego. Miało to być wydarzenie niezapomniane. Miasteczko powinno zrobić niesamowite wrażenie. Następnego dnia na drodze prowadzącej do miasteczka ujrzano idącego z wysiłkiem brodatego biedaka w podartej odzieży i podartych butach. „To On!” – powiedział proboszcz. „Rozpoznaję Jego styl! Przypuszczałem, że przebierze się w łachmany biedaka!” „To prawda! To prawda!” – zawołali wszyscy. Tłoczyli się wokół biedaka, dając mu cenne dary, prześcigając się w zachwalaniu własnego podarunku. Człowiek ten, szczerze zdumiony, umieścił wszystko na wozie, który ciągnął konik ofiarowany mu przez burmistrza. W końcu biedak podziękował, pobłogosławił wszystkich i wyjechał na swym wozie. Ludzie odetchnęli z ulgą. „Zrobiliśmy wspaniałe wrażenie ku zazdrości aniołów” – stwierdził proboszcz. Pod wieczór przybył Jezus. „Przepraszam za spóźnienie” – powiedział. „Inne obowiązki Mnie zatrzymały…” „Czy ty jesteś naprawdę Jezusem?” – wykrzyknął zdumiony proboszcz. „A więc tamten człowiek to był oszust! Wziął nasze rzeczy!” – krzyczeli ludzie. „Ścigajmy go!” Wszyscy pobiegli, by odebrać mu swe dary, swą cenną własność. A Jezus, jak zwykle, pozostał sam pośrodku opustoszałego placu. (Ale my mamy skrzydła, Warszawa 2007, s. 24–25). 3. Adwent jest czasem rozpoznawania przychodzącego Boga i czasem oczekiwania na Niego. Patrząc na niepewne oczekiwania ludzi, którzy starają się przedłużyć umowę o pracę, uświadamiamy sobie, że my również, jako chrześcijanie, przesuwamy się w kolejce do spotkania z zapowiadanym przez proroków Oblubieńcem. Dziś wszyscy ustawiamy się w czterotygodniowej kolejce i niecierpliwie oczekujemy, ponieważ mamy świadomość, że Jezus chce się z nami spotkać. I dla każdego z nas ma dobrą wiadomość. Potrzeba nam autentyczności i głębi spotkania z Bogiem, a nie drogi na skróty. Rozpoczynając nowy rok kościelny i duszpasterski, bądźmy w szczególny sposób świadkami miłości, oczekujmy na przychodzącego Pana, trwając na modlitwie i podejmując wysiłek pracy nad sobą. Błogosławionego Adwentu! ks. Leszek Smoliński, Lipowiec Homilia dla dorosłych (II) BODŹCE Pozytywne bodźcie Ciekawa rzecz: chyba wszyscy lubimy lekki dreszczyk emocji. Najbardziej odczuwamy go 28 aż im skóra bieleje na nadgarstkach! Inni zaś wychodzą ze skóry, gdy Polacy przegrywają. Krzyczą wtedy: „Fajtłapy! Mazgaje! Niezdary! Gdybym ja tam był, tobym wam pokazał, jak trzeba zagrać, skoczyć, odbić, strzelić!”. No, ale to są sportowe emocje, na które ponoć nie ma rady. Są też inne rodzaje emocji – te związane z oglądaniem horrorów! Chodzi o filmy, które są emitowane bardzo późno. No i są tacy telemani, którzy lubią się denerwować, lubią się bać. Niektórym włosy jeżą się na głowie, dostają gęsiej skórki, ale oglądają film do końca. Potem mają niespokojne sny, są znerwicowani, nie mogą spokojnie myśleć, pracować, modlić się. Ale to jest już inna kwestia i nie miejsce, aby o niej rozmawiać. Emocje przeżywali ci Izraelici, którzy dowiedzieli się od Jeremiasza, że nadchodzi zbawienie. No, nareszcie! Już dość oczekiwania! Już dość strachu przed nieznanymi czasami! Już dość niewoli, cierpienia i ucisku! Oczekiwanie na Mesjasza było silnym przeżyciem, bardzo pozytywnym bodźcem. Nadto wiadomość, że Dawid będzie miał potomka, niejako elektryzowała umysły pobożnych Izraelitów. Mieszkańcy Jerozolimy byli – wniebowzięci! To były dla nich pozytywne bodźce, które przyniosły im słowa Jeremiasza. Zbawienne bodźce Dzisiejsza Ewangelia to lekki horror! I kto to powiedział? Sam Jezus. A powiedział to do swoich uczniów. Musieli się wystraszyć, gdyż Mistrz pouczył ich, aby nabrali ducha i podnieśli głowy. A dlaczego? Dlatego że zbliżało się Odkupienie. To jest charakterystyczna nauka, gdyż w tamtym czasie wokół Izraelitów było mnóstwo ludzi, którzy nie wierzyli w Jedynego Boga. Wielu było poganami. Ich wiara była pozbawiona nadziei, którą dawali prorocy, a w końcu dał ją sam Chrystus – Syn Boży, Mesjasz. Jednak Jego słowa nie są takie łatwe, pouczają bowiem o Jego powtórnym przyjściu. Aby spotkać się z Chrystusem, trzeba uważać na swoje serce. Czyżby było to wskazanie medyczne? O tak! Boski Lekarz wie doskonale, czym grożą obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne. Serce ludzkie ma być wolne od tego. Z tego względu na końcu Ewangelii usłyszeliśmy zachętę, aby czuwać i modlić się. To są zbawienne bodźce. Duchowe bodźce Co robić, gdy dni lecą jak szalone? Ledwo człowiek skończył zapalać świeczki na cmentarzu, minęło parę dni, a już kolędy grają – w radiu, w telewizji, w sklepie. Tak między nami mówiąc, całe to zamieszanie ze „świętymi mikołajami i nieświętymi mikołajkami”, te brzmiące wszędzie pastorałki o śnieżynkach, choinkach, bombkach, ciastkach, prezentach, zakupach – to są materialne bodźce dla współczesnego człowieka. One muszą być, bo taki już jest ten świat. Zadaniem chrześcijan zaś jest przekazywać współczesnemu światu duchowe bodźce. Jak to ma się odbywać? To trudne pytanie, ale przed odpowiedzią nie wolno uciekać. Nie wolno milczeć ani mówić: „a co mnie to obchodzi?”. Wydaje się, że trzeba ukazać naszą wiarę jako bardziej dynamiczną, a nie statyczną. Liturgia winna być głęboko przeżywana, ciekawa, zrozumiała, inspirująca. Nie wystarczy powiedzieć: „święta idą, trzeba się wyspowiadać”, bo tego typu stwierdzenie nie jest silnym argumentem, jest zbyt słabe. Chrześcijanin ma zawsze czuwać i modlić się w każdym czasie, a nie tylko przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. No i nie można wszystkiego wieszać na choince, bo się to drzewko kiedyś zdenerwuje i pozrzuca z siebie te wszystkie ozdoby, a zostawi jedynie Gwiazdę Betlejemską na wierzchołku i żłóbek pod gałązkami. A może nauczymy się nowej pieśni adwentowej? Może zaśpiewamy nową kolędę? Może zaglądniemy do tych, którzy nie mogą tu z nami być, bo słabują fizycznie, duchowo, psychicznie? Jest sporo duchowych bodźców – trzeba je tylko wydobyć z wnętrza naszego chrześcijańskiego świata. ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków podczas ważnego meczu. Kiedy Polacy wygrywają, na przykład podczas jakichś zawodów sportowych, to niektórzy tak mocno trzymają kciuki, że 29 Homilia dla młodzieży ŚWIATY Uwaga: Przygotować plakat z napisem: CZAS ADWENTU – CZAS SPOTKANIA. Świat obrazów Niezwykle ciekawy jest fakt, że są tacy ludzie, którzy lubią, jak im rośnie poziom adrenaliny. Dlatego mają rozmaite pomysły, jak przeżywać silne emocje, chcą pokonywać różne przeszkody i trudności, co wymaga nie lada wyczynu. Niektórzy skaczą z wysokiej wieży przywiązani specjalną liną z gumy. Są to tak zwane bungee jumping (skoki na linie). Chodzi o to, aby głowa lądowała zaledwie kilkanaście centymetrów nad ziemią. Czy to jest igranie z ogniem? Oczywiście, że tak! Choć może raczej należy mówić o igraniu z gumą! Kiedyś podczas takiego skoku zdarzył się wypadek – dziewczyna uderzyła głową o ziemię. Na szczęście przeżyła, ale jaki jest teraz stan jej zdrowia? Nie wiem. Ponoć źle się zapięła… Tak przynajmniej bronili się ci, którzy zwietrzyli świetny interes, bo ludzi chętnych do zachowań ekstremalnych nie brakuje. Jest coraz więcej takich obrazów, których zadaniem jest szokowanie człowieka. Zdarzają się takie sytuacje, w których etyka jest jakby zawieszona. Nie liczy się człowiek, jego reakcje, myślenie, pragnienie spokoju, miłości, przyjaźni, tylko liczy się efekt końcowy. Co nim jest? Najczęściej szokujące obrazy mają pobudzać do myślenia. Zdarza się także, że rezultatem różnych działań są pieniądze. Czy oczekujący na Mesjasza Izraelici byli ludźmi, dla których oczekiwanie było silnym przeżyciem? Porównywanie oczekiwania na Mesjasza do skoków na linie nie ma sensu. Co ma wspólnego przeżycie religijne z jakimś szalonym wyczynem? Możemy jednak postarać się zrozumieć ducha tamtych ludzi, do których przemawiał Jeremiasz. Podpowiedział im, jakich mają oczekiwać znaków. Jednym z nich ma być potomek Dawida. On będzie sprawiedliwy. Nadto mieszkańcy Jerozolimy będą mieszkali bezpiecznie. 30 W owych czasach, gdy wszędzie trwały walki, wojny i groziły ludziom inne niebezpieczeństwa, tego typu zapowiedź była niesamowicie ważna. Ludzie oczekiwali z drżeniem serca na Mesjasza. Zapewne można to oczekiwanie porównać do wzrostu duchowej adrenaliny. Świat znaków W stosownym miejscu wieszamy plakat z napisem. Jak współczesny człowiek reaguje na słowo „Adwent”? Spróbujcie zrobić miniankietę w waszym środowisku, najlepiej w szkole. Być może większość pytanych osób będzie zorientowana, że chodzi o aspekt religijny tego słowa, ale czy adwentowe znaki są jeszcze dziś zrozumiałe? Czy przemawiają do nas na przykład kolor fioletowy, świeca roratna, wieniec roratny, roraty, adwentowe czuwanie, Paruzja? A może w ankiecie warto umieścić pytania: „Jakie znasz pieśni adwentowe?” „Czy znasz imię jakiegoś proroka, którego nazywamy prorokiem adwentowym?” „Jak długo trwa Adwent?” Hm… Te pytania będą chyba zbyt trudne, ale warto je zadać, aby dowiedzieć się, czy świat religijnych znaków jest zrozumiały. Jeśli jest – to wspaniale. Jeśli zaś nie – to co mamy czynić? Odpowiedź jest w dzisiejszej Ewangelii. Jezus z prostotą zapowiada swoje drugie przyjście i wskazuje uczniom, że najlepszym przygotowaniem na Jego przyjście jest czuwanie i modlitwa. To takie proste, a jakże trudne. Skoro tak, to szukajmy sposobów, aby wytłumaczyć współczesnemu światu sens czuwania, modlitwy, dbania o własne wnętrze – sens spotkania ze Zbawicielem. Warto sobie przypomnieć, co o czuwaniu mówił dawno temu w Częstochowie Jan Paweł II. To była wspaniała katecheza dla ówczesnych młodych. Dzisiaj są już dorosłymi, dojrzałymi ludźmi. Zapytajcie ich, proszę, czy pamiętają tamte słowa Ojca Świętego. Świat czynów Aby świat znaków religijnych był nie tylko zrozumiały, ale przyjęty i realizowany, potrzeba świata ewangelicznych czynów. I to jest wasze zadanie. Każdy z was, Drodzy Młodzi, ma w sobie tak wiele chrześcijańskiego zapału, tak wiele energii, że nie ma się czego obawiać – Pan jest blisko! Czuwajmy! ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków Homilia dla dzieci WSKAZÓWKI CZASU Cel homilii: Dzieci przeżywają czas Adwentu bardzo radośnie. Dla nich najważniejsze jest to, że Pan Jezus jest już coraz bliżej – zbliżają się święta. Chętnie uczęszczają na roraty, zapalają lampiony, słuchają krótkich homilii, śpiewają pieśni, o ile liturgia jest pełna radości i prostoty. Ukazujemy im sens czuwania na przyjście Pana Jezusa przez modlitwę, wykonywanie swoich obowiązków, radość, pomoc wzajemną. Pomoce: Rysunki zegarów. Ludzie zawsze odmierzali czas. Najlepszymi zegarami były kiedyś słońce i księżyc. Każde dziecko wie, że gdy wschodzi słońce, to zaczyna się dzień. Kiedy ono jest w zenicie (na środku nieba), to mamy południe, a gdy zachodzi, to kończy się dzień. W ten sposób można odmierzać czas przez obserwowanie, w której części nieba jest słonko, a gdzie pada cień, na przykład drzewa. W takim zegarze nie ma wskazówek. Trzeba się orientować na niebie. Księżyc również pomaga nam mierzyć czas, jednak świeci w nocy. A noc musi być pogodna, bo jeśli są chmury, to ten księżycowy zegar jest nieużyteczny! Są specjalne zegary słoneczne. Umieszcza się je na ścianach kościołów albo innych budynków od strony południowej lub ustawia się je na ziemi. Wówczas cień, jaki rzuca metalowy pręt zegara, wskazuje konkretną godzinę. Wskazówką jest cień padający na ścianę lub na ziemię. A co zrobić, gdy jest pochmurno? (Może dzieci coś podpowiedzą?) Wtedy nie ma promieni słonecznych i zegar słoneczny jest nieczynny. Ludzie wymyślili także specjalny zegar, zwany klepsydrą. (Pokazujemy dzieciom klepsydrę. To jest bardzo ciekawy zegar, więc warto przejść się z nim wśród dzieci, aby z bliska widziały przesypujący się czas). Klepsydra mierzy bardzo krótki odcinek upływającego czasu, na przykład pięć albo 10 minut, a gdy jest wielka, to nawet godzinę. Wskazówką jest przesypujący się piasek. Jak dokładnie mierzyć czas dnia, tygodnia, miesiąca, roku, lat? (Szukamy z dziećmi odpowiedzi). Od kiedy człowiek wymyślił zegar, nie 31 mamy już problemów z pomiarem czasu. Dzisiaj są takie zegary, które odmierzają czas bardzo, bardzo dokładnie. To są już superzegary! I mają superwskazówki! serca pełni rolę wskazówki? (Jest nią czuwanie na przyjście Pana Jezusa przez modlitwę, wykonywanie swoich obowiązków, radość, pomoc wzajemną, wspólną zabawę – życie zgodne z Ewangelią). A jak odmierzyć czas przyjścia Pana Jezusa? Nie ma takiego zegarka, ponieważ ten czas mierzy się naszym sercem. I właśnie dzisiaj rozpoczynamy taki czas serca, odmierzamy miłością czas do najpiękniejszego spotkania – z samym Panem Jezusem! A jak myślicie, co w takim zegarze W czasie Adwentu będziemy się spotykać na wspólnej modlitwie podczas Mszy Świętej, zwanej roratną. Przynoście codziennie wasze kolorowe lampiony! I koniecznie, ale to koniecznie, zaproście na roraty wszystkie dzieci. ks. Andrzej Ziółkowski CM, Kraków 32 33