zrobione dziewczyny 6.12.2011.indd
Transkrypt
zrobione dziewczyny 6.12.2011.indd
romans? A jednak nadal pozostawało to tajemnicze sześć godzin. Nie mógł wziąć pieniędzy z bankomatu tak, by nikt nie zauważył godziny wydrukowanej na pokwitowaniu. Czy nikt nie zauważył młodej atrakcyjnej rudowłosej dziewczyny przy jego boku? Jak Amy potrafiła pozostać niezauważalna? Andrew powiedział, że ich znajomość zakończyła się w połowie kwietnia, a jednak w połowie maja w piątkowe popołudnie zniknął na ponad sześć godzin. Alibi powoli zaczynało topnieć. Przyszła pora, by raz jeszcze porozmawiać z Andrew Quinnem. Jednak pragnąc najwyraźniej ratować swoje małżeństwo, Andrew i Miera Quinowie wyjechali na dwa tygodnie na Oahu na Hawajach. Sesja Kongresu nadal trwała, lecz Andrew poprosił o urlop. 30 ZAAWANSOWANA CHEMIOTERAPIA Dzięki Spencerowi do mieszkania Lily zawitała Joy6: szczupła, zrzędliwa pięćdziesięcioletnia kobieta, która zajrzała do środka i cicho prychnęła. – Mieszkasz tutaj? Twój... – machnęła ręką w stronę schodów, gdzie w mroku krył się Spencer – ...ten mężczyzna, który mnie wynajął, powiedział, że masz pieniądze. – Oczywiście, że mam pieniądze – odparła zaskoczona Lily. – Przepraszam bardzo, ale co to ma wspólnego z powodem pani obecności tutaj? – Nic. Myślałam tylko, że mieszkasz w lepszych warunkach i tyle – uśmiechnęła się. – Spodziewałam się mieszkania w stylu tych z Park Avenue. – Przy Alei C? – Masz rację, nie pomyślałam. – Weszła do środka. Lily wróciła do domu przed trzema dniami, a za tydzień musiała zjawić się w szpitalu na pierwszy cykl leczenia konsolidującego. Czy Joy będzie traktować ją łagodnie i ze współczuciem? Czy tego właśnie potrzebuje? Problem polegał na tym, że sama nie wiedziała, czego jej potrzeba. W mieszkaniu czuła się zupełnie obco. Pięć minionych tygodni było niczym pięć stuleci. Lily dziwiła się, że nadal urzęduje ten sam prezydent, 6 200 Joy (ang.) – radość. jest ten sam rok, w delikatesach nadal sprzedają brzoskwinie, a w pizzerii za rogiem we wtorkowe wieczory nadal można dostać jedną pizzę gratis. Do domu przywiozły ją babcia i siostry z czterema siostrzenicami. Bardzo szybko w małym mieszkaniu zapanował trudny do opisania rozgardiasz. – Namaluj coś, Lil – powiedziała Amanda, zanim wyszły. – Poczujesz się znacznie lepiej. Lily nie wiedziała, co chciała przez to powiedzieć. Namaluj coś, a poczujesz się znacznie lepiej? Czy chodziło jej o samopoczucie fizyczne? Musi tylko coś namalować, a rak zniknie? To dlaczego w ogóle się pojawił? Czy dlatego, że Lily lubiła spać i zbyt mało czasu poświęcała na malowanie? A może Amandzie chodziło o zdrowie psychiczne? Namaluj coś, a poczujesz się znacznie lepiej w środku. Łatwiej będzie ci żyć ze świadomością, że w wieku dwudziestu czterech lat zachorowałaś na raka. No, teraz już dwudziestu pięciu. Lily stała przed dużym lustrem w pokoju Amy. Pojawiły się wspomnienia i obrazy pełne ubrań, które wkładały na piątkowe wypady do klubów, ubrań noszonych na zajęcia, nagich ciał z białymi zarysami kostiumów kąpielowych. Wspomnienia pełne Amy, która, stojąc przed lustrem w komplecie eleganckiej bielizny, mówiła: „Muszę trochę schudnąć, siostro, jeśli moje modlitwy o znalezienie faceta mają zostać wysłuchane”. Kiedy przypomniała sobie te słowa przyjaciółki, wspomnienia zakłóciła kryjąca się w nich nieszczerość – Amy spotykała się przecież już wtedy z Andrew, miała już faceta, miała brata Lily. Nie obyło się bez narzekań, ale Anne spełniła w końcu prośbę Lily i usunęła z mieszkania wszystkie trzy lustra. Lustro w łazience było przymocowane do szafki i nie dało się go wyjąć, więc Lily zalepiła je papierem i taśmą, a potem pomalowała papier na czarno. Brak odbicia i związanych z nim wspomnień był idealny. Bluza z Myszką Miki, którą kupiła dla niej Amanda, skrywała wychudzone ciało, lecz nie mogła ukryć spustoszeń, jakie na twarzy Lily poczyniło pięć tygodni spędzone w łóżku lub nad toaletą: zapadniętych policzków, kości obciągniętych przezroczystą skórą, szarych, lekko drżących warg i łysej głowy. Lily wzięła chustkę i zawiązała ją pod brodą jak babina. Wyglądała w niej na sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat, i na tyle się czuła. Nagle okazało się, że wygląda starzej od babci. Na dodatek los sprawił, że zamieniły się rolami. Teraz to babcia wychodziła z domu, jeździła metrem i taksówkami, żeby dotrzeć do szpitala i zaopiekować się Lily. Rak Lily sprawił, że Claudia 201 znów poczuła się młoda! I wolna. Lily jest chora, a babcia – w cudowny sposób wyleczona z agorafobii – porusza się po mieście metrem. Hurra! Tymczasem Lily otrzymała wyraźny zakaz opuszczania domu. Marcie i doktor D. bali się, że jej słabe kości nie wytrzymają, rozedrze się cienka skóra, ktoś na nią kichnie. Pierwsze trzy dni minęły jak we mgle. Zajmowała się przede wszystkim odbieraniem telefonów. Wiedziała, że jeśli nie podniesie słuchawki, jej mieszkanie zacznie przypominać Penn Station w godzinie szczytu. Podnosiła ją więc dla świętego spokoju. Tak, wszystko w porządku, czuję się całkiem nieźle, tak, jem, tak, dużo piję, tak, biorę prysznic, nawet trochę czytam i, tak, oglądam telewizję, wszystko w porządku, dzięki za telefon. A potem pojawiła się Joy. Miała proste brązowe włosy, hipisowską torbę przerzuconą przez ramię, długą, szeroką spódnicę z falbanami i obszerną bluzkę, zupełnie jakby chciała się schować. Ale jej twarz była zadbana. Joy troszczyła się o swoją twarz, włosy i ubranie w taki sposób, by nie musiała sobie zaprzątać głowy strojeniem się, makijażem ani modą. Od razu chciała się dowiedzieć, gdzie będzie spała, i bardzo ucieszyła ją wiadomość o drugiej sypialni. Lily już chciała jej wyjaśnić, że nie musi u niej zostawać na noc, lecz w porę przypomniała sobie, że zatrudniła pielęgniarkę właśnie po to, by opiekowała się nią przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Świadomość, że Joy będzie spać w pokoju Amy, nie dawała jej spokoju, lecz nie potrafiła tego wytłumaczyć, nawet kiedy Joy spytała, gdzie jest jej współlokatorka. „Wyjechała na jakiś czas”, powiedziała, a na pytanie kiedy wróci, odparła: „Nie wiem. Czy możemy zmienić temat?”. Sypialnia Amy była o wiele większa niż pokój Lily i Joy zaproponowała zamianę, lecz Lily stanowczo odmówiła. Joy oświadczyła wówczas, że zostanie tam do powrotu Amy, a potem będzie spać na kanapie. Lily spytała, jak długo Joy zamierza u niej zostać. Miała ochotę powiedzieć: ,,Przecież nie będę wiecznie chora”. – Zostanę, dopóki nie wyzdrowiejesz, co ty na to? Ale jeśli nie będziesz ze mnie zadowolona, powiedz słowo i już mnie nie ma. Chciałabym tylko mieć wolne niedziele. To i tak będzie najspokojniejszy dzień. Możesz to załatwić? I kto będzie mi płacił, ty czy twój... – znów machnęła ręką. – Ja. – A kim on w ogóle jest? – Zajmuje się różnymi rzeczami. Lily pogodziła się z faktem, że Joy będzie spać w pokoju Amy, gdy 202 zobaczyła, że większość jej rzeczy została skonfiskowana przez Spencera jako dowody. Zdjęcia, ubrania, książki, torby, najróżniejsze drobiazgi znajdowały się teraz w niewielkim pokoju na posterunku. Lily wręczyła Joy trzysta dolarów i poprosiła, żeby poszła kupić nową pościel i ręczniki. Kiedy tylko została sama, zadzwoniła do Spencera i spytała, czy jego zdaniem Joy to dobry wybór. – Potrzebujesz właśnie takiej osoby – powiedział. – Zobaczysz. Zaufaj mi. Dlaczego mam ci ufać? – pomyślała. – Chcesz wsadzić mojego brata do więzienia. Na szczęście okazało się, że Spencer nie mylił się co do Joy. Ta kobieta nigdy nie przestawała się ruszać: stale sprzątała, gotowała, robiła zakupy. Zadzwoniła do Amandy, Anne i babci i kazała im zostać w domu w poniedziałek i wtorek, bo zabiera Lily do szpitala na chemię. Świadomość, że Lily znajduje się w opiekuńczych i kompetentnych rękach sprawiła, że wszyscy poczuli się lepiej, nawet sama Lily. A doktor D. był niezwykle zadowolony z takiego wyboru. Okazało się, że wiele o niej słyszał. Jego kolega leczył męża Joy, gdy wykryto u niego chłoniaka. Joy nadal nosiła obrączkę, lecz gdy Lily spytała ją przelotnie, czy mąż nie ma nic przeciwko temu, by pracowała przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, odparła, że zmarł przed rokiem. Po przeszczepie szpiku kostnego wystąpiło u niego ostre zapalenie płuc. Lily nie wiedziała, co odpowiedzieć. Chciała zapytać, czy nie mają na to żadnych antybiotyków, lecz zanim zdążyła wydusić choć słowo, Joy dodała: – Nie przejmuj się więc, widziałam mnóstwo osób o wiele bardziej chorych od ciebie. Jej słowa wywołały ostrą reakcję. – Nie chcę słyszeć, że inni też cierpieli – powiedziała Lily. – I nie chcę też słyszeć, że inni czuli się o wiele gorzej ode mnie. Dlatego nie pędzę na spotkania żadnych grup wsparcia. Bardzo mi przykro z powodu twojego męża, ale teraz, kiedy się o nim dowiedziałam, jest mi jeszcze gorzej, bo z trudem mogę sobie wyobrazić, że ktoś mógł się czuć jeszcze paskudniej. Jest mi lepiej, gdy myślę, że jestem wyjątkowa, bo choć straszliwie chora, to jednak niesamowicie silna, zupełnie jak mój brat, potężny Quinn. Nie chcę słyszeć o innych ludziach. I nie chcę o nich czytać. Nie chcę czytać żadnych opowieści o ich zmaganiach z rakiem. Chcę żyć swoim własnym życiem. Potrafisz to zrozumieć? 203 – Tak – odparła Joy. – Jak na tak chorą osobę, jesteś zaskakująco wygadana. Wróciły właśnie do domu po pierwszej chemii. – Prawdę mówiąc, nie czuję się aż tak źle. Podali jej tylko dwa worki: vepesid i cytarabinę, które sączyły się przez dwie godziny. Jej radość okazała się jednak przedwczesna, bo po dwóch workach, które zaaplikowali jej we wtorek, poczuła się znacznie gorzej. Mijały dni, a ona nic nie jadła. Nie chciała. Joy nalegała. Nalegała babcia, stojąc nad nią z rosołem z kurczaka. Nalegała Amanda z kawałkami ciasta. Nalegała Anne z tajskim jedzeniem na wynos, za które zapłaciła Lily. Nalegał Spencer, który przyniósł pizzę. Lily zjadła mały kawałek, lecz natychmiast pobiegła do łazienki, by go zwrócić. Joy zagrodziła jej drzwi. „Nie możesz zwracać jedynego kęsa, jaki zjadłaś przez cały dzień”. Nie chciała się ruszyć z miejsca. Lily nie miała więc wyjścia; pochyliła się i zwymiotowała na podłogę tuż obok stóp Joy. Spencer odwrócił głowę. Po tym incydencie Joy nie blokowała już więcej łazienki, lecz starała się wynajdywać potrawy, które Lily będzie w stanie zatrzymać w żołądku. A było to trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Po drugim tygodniu chemii Lily zwracała wszystko w poniedziałki i wtorki. Jednak we środę mogła zjeść trochę rosołu z kurczaka. Spencer przynosił go z Odessy. – Lily, musisz jeść. Sama to rozumiesz. Nie możesz nic nie jeść. – Nie jestem głodna. – Nie obchodzi mnie to. To nie jest kwestia głodu, lecz jedzenia. Jedzenie daje siłę. – Nie jestem głodna. – To mnie nie obchodzi. Jedz. – Porozmawiaj ze mną. Wiesz coś nowego? – Nie powiem ci, dopóki czegoś nie zjesz. Lily była bardzo ciekawa, więc zdecydowała się wypić trochę rosołu i zjeść kilka krakersów, a potem słuchała Spencera, przez cały czas walcząc z nudnościami. Jeśli leżała nieruchomo na kanapie, nie odzywała się ani słowem i nie kręciła głową, wszystko było w porządku. Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić? Jak mogę ci pomóc? Rachel. Paul. Dennis. Rick – jej kierownik, babcia, Amanda, Anne, Spencer. Wszyscy wołali jednym głosem: JAK MOGĘ CI POMÓC? Przestańcie mówić o Andrew. Przestańcie. Nie zniosę już ani jednego 204 słowa. Jestem chora, nie widzicie? Ale czasami musi się także zapomnieć o chorobie. Tylko jak to zrobić? 31 ZAAWANSOWANE PRZESŁUCHANIE Tydzień po powrocie Andrew z Hawajów Spencer pojechał do Port Jefferson, żeby z nim porozmawiać. Zabrał ze sobą Harkmana, który burczał niechętnie coś o innych sprawach, innych śladach, innych dochodzeniach, stosach papierów na biurku i fatalnym samopoczuciu. Spencer zaczął się z nim spierać, lecz szybko dał sobie spokój. To nie miało sensu. Musi coś zrobić z tym Harkmanem. Potrzebował nowego partnera. Potrzebował swojego przyjaciela Gabe’a McGilla z Wydziału Zabójstw. Jechali do Port Jefferson w kamiennym milczeniu. Spencer wiedział, że być może będzie musiał sprowadzić Andrew na przesłuchanie na posterunek, lecz aby to zrobić, Andrew należy oficjalnie zatrzymać i oskarżyć. – Nie ma pan za grosz przyzwoitości? – rzekł Andrew na jego widok. – Nie mogę uwierzyć, że znów pana tu widzę. Powiedziałem panu ostatnim razem, że nie wiem nic o zaginięciu Amy i od tamtej pory nic się nie zmieniło. Czy ma pan pojęcie, co to oznacza dla mojej żony? – Czy chce pan pojechać z nami i porozmawiać w spokoju na posterunku? – Po co pan tutaj przyjechał? – Andrew otworzył drzwi. – Bo mam nowe informacje. Proszę mi wierzyć, gdybym nie miał nic nowego, na pewno by mnie tu nie było. – Ma pan coś przeciwko mnie – powiedział Andrew. – Ma pan od samego początku. Siedzi pan sobie na stołku barowym i snuje moralizującą gadkę... Oczy Spencera pociemniały. – Chwileczkę. Rozmowa na mój temat z kongresmanem Stanów Zjednoczonych bardzo mi pochlebia, ale będziemy rozmawiać o panu. Tutaj czy na posterunku? Wybór należy do pana. 205 – Tutaj, ale powtarzam, detektywie, że to ostatni raz. Spencer zrobił krok w kierunku wyższego i tęższego Andrew. – Proszę posłuchać, kongresmanie – powiedział, niemal przyciskając go do ściany. – Będę rozmawiał z panem tyle razy, ile będzie potrzeba, a jeśli przestanie pan ze mną rozmawiać, wsadzę pana za kratki za utrudnianie śledztwa, rozumiemy się? I nie obchodzi mnie, ilu wpływowych przyjaciół ma pan w policji. Andrew nie odpowiedział. Weszli za nim do gabinetu. Zatrzasnął drzwi i usiadł za biurkiem. – O co chodzi tym razem? – spytał głośno. Harkman stał obok Spencera z równie gniewnym wyrazem twarzy jak Andrew. – Czy sześć miesięcy temu kupił pan Amy pasek za sto dziewięćdziesiąt pięć dolarów w butiku Ferragamo przy Piątej Alei? – spytał Spencer. Andrew się roześmiał. – Naprawdę pyta mnie pan, czy pamiętam zakup paska przed sześcioma miesiącami? – Nie. Pytam czy pamięta pan, że sześć miesięcy temu zapłacił pan dwieście dolarów gotówką za pasek. – Detektywie, naprawdę nie pamiętam. – Czy to naprawdę ma odróżnić ten zanik pamięci od wcześniejszych? Twarz Andrew stężała. – Czy ma pan coś jeszcze poza paskiem? – Tak. Tiffany, Prada, Guess, Gucci, Versace, Mont Blanc, Louis Vuitton. To wszystko prezenty od pana? – Nie wiem. Niektóre może tak. Ale nie wszystkie. Raczej nie. – Chodzi mi o to, że bardzo dobrze pan ją traktował, czyż nie? – Detektywie, a co to ma wspólnego z pańskim dochodzeniem? – Postaram się panu wytłumaczyć. Nie chcę być niedelikatny i zapytam najuprzejmiej jak umiem – z pewnością nie spędzaliście z Amy czasu wyłącznie na zakupach, prawda? Andrew nie odpowiedział. – Pański pociąg z Waszyngtonu wjeżdża na stację, spotykacie się, jecie lunch i co potem? Gdzie chodziliście, kiedy nie popijaliście drinków w barze 57/57 i nie kupowaliście piór Mont Blanc? – Nie mam pojęcia, o co pan mnie pyta. – Czy mam pytać bardziej otwarcie? Gdzie chodziliście, kiedy... 206 – Tu i tam. Do hotelu. – Do Sheratona? Grand Hyatt? Marriotta? Hiltona? Holiday Inn? – rzucił niedbale Spencer. – Nie pamiętam. – Nie pamięta pan, gdzie się zatrzymywaliście. – Nie – odparł wyzywająco Andrew. Ależ on był twardy. Spencer musiał zaryzykować. Andrew unikał bezpośrednich odpowiedzi, nie pozostawiając mu zbyt wielkiego pola manewru. – Hmmm. Rozumiem. No cóż, Amy ma spory zapas małych buteleczek z szamponem i balsamem z pewnego hotelu. Może będzie chciał pan rzucić na nie okiem i odświeżyć sobie pamięć? Andrew wciągnął ze świstem powietrze. – Skoro już pan musi wiedzieć, to spotykaliśmy się w hotelu Four Seasons. Aha. Kongresman odpowiadał więc zgodnie z prawdą tylko wtedy, gdy został przyparty do muru. – Four Seasons. – Spencer gwizdnął przeciągle. – Nie miałem pojęcia, że w tym hotelu wynajmują pokoje na godziny. – Dość już tego! Wszyscy trzej stali, Andrew z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Harkman pocił się obficie. Nie mógł stać tak długo: puchły mu nogi i tracił w nich czucie. Kwaśny zapach jego potu wypełniał gabinet. Spencer spojrzał ostro na Andrew. – Wiedział pan doskonale, gdzie się zatrzymywaliście. Dlaczego od razu pan nie powiedział? – spytał cicho. – Pańskie zachowanie wskazuje wyraźnie na utrudnianie śledztwa. Daje mi pan powody, bym wierzył, że ukrywa pan znacznie więcej informacji. – Detektywie, jak na oficera prowadzącego śledztwo jest pan niezwykle ograniczony. Mam żonę, której nigdy nie zabrałem do Four Seasons! Czuję się bardzo nieswojo, rozmawiając o tym z panem. Może teraz zrozumie pan, dlaczego nie jestem aż tak bezpośredni, jak z pewnością byłbym, gdybyśmy rozmawiali o sporcie lub pogodzie? – Traktował pan Amy McFadden nadzwyczaj dobrze. – Spencer przyglądał mu się badawczo. Rzeczywiście Andrew miał mnóstwo powodów, by odmawiać odpowiedzi na pytania. Sześćset dolarów za pokój w hotelu, a wszystko ze starej hartfordzkiej fortuny żony. – Pod jakim nazwiskiem meldował się pan w Four Seasons? 207