wolność - Filadelfia

Transkrypt

wolność - Filadelfia
WOLNOŚĆ
Kiedy możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi? Kiedy tak naprawdę możemy powiedzieć:
„mam wszystko i niczego mi nie brakuje”? Co to znaczy mam wszystko? Człowiekowi nieraz wydaje
się, że coś ma, a tak naprawdę nie ma nic. Tak samo i ja myślałem, że mam wszystko, bo byłem
„wolny”, ale tak naprawdę nie miałem nic, bo nie miałem Boga… Moje życie było jak jeden wielki
koszmar, z którego chciałem się obudzić, ale nie mogłem.
Wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej, adwentowej. Ale z wiekiem, kiedy dorastałem
zacząłem chodzić własnymi drogami, które prowadziły mnie do totalnego upadku, bo do czego mogą
nas prowadzić nasze ludzkie drogi? Tylko w ramiona szatana, a on z niecierpliwością na to czeka.
Ludzie tak zwani „dobrzy”, którzy również chodzą własnymi drogami mogliby powiedzieć, że oni
przecież nie są w rękach szatana, ale nie wiedzą o tym, że nie ma dobra poza Bogiem, to tylko kwestia
czasu, aby się o tym przekonali.
W moim umyśle jednakże pozostało wychowanie z dzieciństwa, co z czasem powodowało
powstawanie pytań, ale na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Więc nadal żyłem własnym
martwym życiem.
W dzieciństwie wierzyłem w Boga, ale na swój sposób, wiara ta wynikała z poznania jakie
wówczas miałem. Jednakże ten czas nie zaliczyłbym do miłych doświadczeń z powodu braku
autorytetu, a wiadomo gdzie dziecko szuka autorytetu, w rodzicach, a syn przede wszystkim we
własnym ojcu. I chociaż mój tata był człowiekiem religijnym to jednak jego życie nie odzwierciedlało
tego, za czym tęskniłem. Życie chrześcijańskie było dla mnie czymś niepojętym, nie rozumiałem
wielu spraw, że np. mówi się o pięknych rzeczach, a w owocach życia widać zgniłe jabłka, a czy
dobre drzewo może rodzić zgniłe owoce?
Kiedy byłem małym chłopcem mój tata chorował na poważną chorobę, można powiedzieć, że był
chodzącym trupem, były to ciężkie czasy w domu dla nas wszystkich. Choroba ojca zabijała w nas
miłość do niego samego. W tym czasie mogliśmy jedynie polegać na mamie, miałem jeszcze trzy
siostry. Nigdy nie czułem się wolny i swobodny w towarzystwie taty, w wyrażaniu własnego zdania,
nigdy też się nie rozumieliśmy, zawsze byłem tym najgorszym. Na każdym kroku towarzyszył mi
stres i strach. Bałem się ojca, bo on miał władzę. Nie będę się rozpisywał nad szczegółami, ale
ogólnie mówiąc w domu było źle, co pozostawiło w moim umyśle uraz na dalsze lata.
Życie toczyło się dalej, czasami w domu bywało lepiej, czasami gorzej. Tata powoli wracał do
zdrowia, czuł się coraz lepiej, a po wyjściu ze szpitala całkowicie wyzdrowiał, co wpłynęło również
pozytywnie na jego zachowanie się, jednakże cały czas to był ten sam człowiek, chociaż starał się być
lepszym, ale to mu nie wychodziło, cały czas widziałem jego zmagania, kombinacje religijne
dochodzące czasami do fanatyzmu, co powodowało większe kłótnie i awantury w domu, czego my
dzieci nienawidziliśmy. Widząc to wszystko nie chciałem tak żyć. Sam nie wiedziałem czego
chciałem, czułem coś, pragnąłem czegoś, ale nie wiedziałem czego pragnąłem, jedynie wiedziałem że
nie chcę tak żyć.
W tym czasie całą rodziną byliśmy w pewnym ugrupowaniu religijnym (odłam adwentowy – ruch
Wright’a) gdzie byliśmy święcie przekonani, że oni mają prawdę. Byliśmy uczeni różnych zasad i
prawdy, która miała nas wyswobodzić z ręki szatana, a miało to nastąpić poprzez dążenie do
doskonałości w wykonywaniu różnych perfekcyjnych uczynków. W moich oczach wszystko tam było
piękne i poukładane, ale nie zawsze moje myśli mogły się koncentrować na Bogu, bo były gdzie
indziej, lgnęły do świata. Tam widziałem prawdziwą wolność, a tą całą religię spostrzegałem jako
zbiór zasad, obowiązków itp. Nie potrafiłem wykonywać tego wszystkiego co było nam mówione i
czytane z Biblii i nie bardzo miałem na to ochotę. Chociaż w tym czasie była w moim życiu taka
chwila, w której poczułem się wolny w Bogu i to było piękne, jednakże trwało to bardzo krótko.
Kiedy poszedłem do szkoły średniej, to moim życiem zaczęło kierować otoczenie w którym
przebywałem, tym otoczeniem była nowa szkoła i nowe światowe doświadczenia, które kończyły się
zazwyczaj niezbyt miło, ale grzech na początku jest zawsze przyjemny i bardzo powabny, więc nie
patrzałem nigdy na konsekwencje, lecz cieszyłem się chwilą. Odchodząc z tego ugrupowania
religijnego uważałem wówczas, że tam jest prawda, ale to wszystko przestało mnie już obchodzić,
miałem dość nakazów, dyktowania mi, co mam robić, a czego nie, co jest dobre, a co złe itd. Dla mnie
to wszystko nie miało już sensu, ponieważ ta cała „wiara” prowadziła moją rodzinę do rozłamu,
kłótni, a wiedziałem, że inne rodziny również przeżywały ciężkie chwile, a były i takie, które się
rozsypały, a więc zastanawiałem się gdzie są te owoce, gdzie jest wolność, gdzie jest Bóg i miłość.
Robiłem co chciałem, lecz wiedziałem, że nie było to dobre, i chociaż sprawiało mi przyjemność
grzeszenie, to mimo wszystko nie opuszczało mnie poczucie winy. Z czasem z młodego
chrześcijanina przemieniałem się w upadłego zwierzaka i staczałem się coraz niżej i niżej. Próbując
wszystkiego co świat oferuje, szukałem w nim czegoś czego nie mogłem znaleźć w tamtym otoczeniu
(ludzi wierzących). Uświadomiłem sobie, że szukałem miłości, ale nie wiedząc, co to jest miłość.
Poprzez papierosy, alkohol, narkotyki, kobiety, łobuzerskie praktyki korzystałem ze światowych
darów. Rozkoszowałem się każdym dniem nie myśląc o przyszłości, bawiąc się i niszcząc swoje
życie, raniąc innych, przede wszystkim najbliższą rodzinę, mamę i tatę. Żyłem tylko dla siebie i
robiłem wszystko dla swojej przyjemności, myśląc w pierwszym rzędzie o swoich potrzebach. Z
jednego dołka wpadałem w drugi. Jednak po pewnym czasie przestało mnie to już wszystko bawić,
ale nie mogłem się z tego uwolnić, poczułem się jak w klatce, z której nie ma wyjścia.
Mając 19 lat i mieszkając już poza domem rodzinnym poznałem kobietę i bardzo ją pokochałem.
Chciałem spędzić z nią resztę mojego życia. Wówczas zacząłem myśleć o przyszłości, o domu,
dzieciach i w tym czasie w moim umyśle pojawiły się myśli o Bogu, o Jego istnieniu. Zacząłem
powracać do zastanawiania się nad sensem życia w kontekście istnienia Boga, myślałem o zbawieniu i
o prawdziwym związku małżeńskim, który zapragnąłem budować z Bogiem. Dziewczyna ta była
katoliczką, nie miała żadnego poznania duchowego, ale była ciekawa tego, w co ja wierzę. Zacząłem
wiele rzeczy jej wyjaśniać, które o dziwo przychodziły mi na pamięć z mojego dzieciństwa. Kiedy
miałem jakieś problemy zacząłem się modlić do Boga prosząc Go o pomoc i On mi pomagał. W ten
sposób zaczęła w moim sercu pojawiać się mała iskierka nadziei, która z czasem, jak wierzyłem
mogła przerodzić się w prawdziwy ogień miłości. Jednakże moje życie było jak wiatr, który wiał
czasami na prawo, czasami na lewo, nie znając jeszcze prawdziwej wolności w Bogu byłem miotany
na różne strony, ale coraz bardziej pragnąłem żyć z Bogiem. Z przykrością musiałem stwierdzić, że
kobietę, którą bardzo kochałem nie interesowały jednak sprawy duchowe, ale z drugiej strony nie
wyobrażałem sobie życia bez niej i nigdy nie zdobyłbym się na to, aby ją opuścić. Bóg o tym
wiedział, więc sprawił, że to ona odeszła ode mnie. Był to dla mnie wielki cios, nie mogłem sobie z
tym poradzić, bardzo cierpiałem, z początku nie wiedziałem dlaczego tak się stało, miałem wiele
pytań do Boga, ale pozostawały bez odpowiedzi. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, czego Bóg
chciał mnie nauczyć. Całe nasze życie zaplanowane jest przez Boga, to On wyznaczył nam drogę,
którą możemy kroczyć, ale nie musimy. Tak właśnie było ze mną, zamiast oddać swoje życie Bogu, to
komplikowałem je sobie coraz bardziej, zbaczając z Bożych dróg, jednakże Bóg nas nigdy nie opuści
i nie zostawi nas dopóki my nie powiemy: „nie chce Cię, zostaw mnie”. A nawet i wówczas, kiedy
nasze serca coraz bardziej stają się zatwardziałe, to On nas chroni na ile może i próbuje przyciągnąć
do Siebie węzłami miłości. Miłość Boża jest tak piękna, że opisać jej nie sposób, jest nieskończenie
2
wielka i nigdy nie przemija. Tak bardzo nas ukochał nasz Ojciec, że dla naszego ratunku, wolności i
życia wiecznego oddał to, co miał najdroższego, Swojego jednorodzonego Syna Jezusa Chrystusa.
Czasem się zastanawiałem, dlaczego musimy tyle przeżyć i doświadczyć żeby zrozumieć Boże
działanie? Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane, po co te wszystkie doświadczenia?
Dlaczego droga jest taka kręta i wyboista? Z jednego upadku upadasz w drugi i nie wiesz dlaczego, to
wszystko cię przerasta i szukasz ucieczki, odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Dlaczego taki jestem,
a nie inny, dlaczego nie potrafię być dobry? Często ludzie nie przyznają się do tego, ale większość
właśnie szuka odpowiedzi na tego rodzaju pytania. Często też odpowiedzi szukają u ludzi, w
kościołach, a dlaczego nie bezpośrednio u Boga? Ja również starałem się zrozumieć, dlaczego chcę
czynić dobrze, ale mi to nie wychodzi, jest coś, co mnie ciągle zniewala.
Poprzez następny czas mojego życia powoli otrzymywałem odpowiedzi na moje pytania poprzez
doświadczenia, które nie wszystkie były miłe, radosne, ale pouczające i przybliżające mnie do Boga.
Po nieszczęśliwej miłości do kobiety poznałem drugą, która była adwentystką, stała się moją
prawdziwą przyjaciółką, na której mogłem polegać i co najważniejsze, to poprzez tą znajomość mój
umysł i serce kierowały się w stronę Boga. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że to jest właśnie
to, że będę z tą kobietą szczęśliwy i Bóg mi pobłogosławi. Skończyłem szkołę i zacząłem pracować
oraz studiować, z moim ojcem miałem lepszy kontakt, chociaż nie zawsze było pięknie. Mój tata
coraz częściej zaczął mówić o pewnym poselstwie, którego ja wówczas jeszcze nie rozumiałem i nie
ze wszystkim się zgadzałem. W tym czasie nie należeliśmy do żadnego ugrupowania religijnego,
aczkolwiek całym naszym sercem byliśmy wierni Ruchowi Adwentowemu, nie należąc jednak do
kościoła jak i do żadnego odłamu adwentowego.
Po jakimś czasie ku mojemu zaskoczeniu i zdumieniu znajomość z tą dziewczyną adwentystką
również została zakończona. Nie rozumiałem tego. Dopiero czas pokazał, że te wszystkie etapy i
doświadczenia w moim życiu prowadziły mnie do jednego celu, do prawdziwej wolności w
Chrystusie.
W tym właśnie czasie w moim życiu nastąpiły wielkie zmiany. Wyjechałem za granicę do pracy,
gdzie tata już wcześniej pracował i dla mnie również załatwił pracę. W tym samym momencie Bóg mi
uświadomił, dlaczego ta znajomość z tą adwentystką także nie miała przyszłości, pokazał mi
wyraźnie, że teraz moje miejsce jest tam gdzie On mnie postawił. Zerwałem z przeszłością chcąc
całkowicie oddać się Bogu. Na nowym miejscu zamieszkania w nowym otoczeniu, poznałem nowych
ludzi, którzy rozpalili w moim sercu iskierkę miłości do Boga, która wzrastała w moim sercu wraz z
poznawaniem prawdy o Bogu, było to środowisko adwentowe. W moim sercu zaczęła pojawiać się
miłość do bliźnich. Z moim ojcem odzyskałem kontakt, wspólny język i cel: pragnienie wolności w
Chrystusie. Jednakże dalej nie wiedziałem jak do tego dojść, jak otrzymać prawdziwą wolność, moc
do nie grzeszenia, nowe życie w Chrystusie. Studiując Biblię widziałem, że nie jestem w stanie zrobić
tego, co jest prawe, i to mnie męczyło, bolało. Wiedziałem, że zrobiłem coś złego i nie wiedziałem
dlaczego, prosiłem o przebaczenie i mówiłem: „Boże, nie zrobię tego już więcej”. Ale po jakimś
czasie znowu wróciłem do tego samego, dlaczego? Dlaczego nie mogę być lepszy, dlaczego nie mogę
podobać się Bogu? W czym jest problem? Stary problem narastał, z tym, że teraz tym bardziej był
dotkliwszy, gdyż z większym pragnieniem niż kiedykolwiek chciałem służyć Bogu, dlatego też, tak
bardzo smuciło mnie, że Go zawodzę. W tym czasie wspólnie z tatą i przyjaciółmi studiowaliśmy
poselstwo o wyzwoleniu i zrozumiałem, co jest moim problemem, a jest nim moja grzeszna natura,
która sprawia, że w naturalny sposób grzeszę, gdyż jestem grzesznikiem i nigdy nie będę lepszy,
ponieważ taką mam naturę (złe drzewo). Jesteśmy potomkami Adama, który zgrzeszył i dlatego
urodziłem się jako człowiek grzeszny. Kiedy uświadomiłem sobie kim jestem, że jestem nikim,
człowiekiem skazanym na śmierć wieczną, dopiero wtedy otworzyły mi się oczy. Byłem otwarty teraz
na to co mi wskaże Bóg, w jaki sposób to On chce mnie uratować, a nie ja sam siebie. Chciałem
poznać prawdę i dowiedzieć się dokładnie, w jaki sposób ma to się stać. Pragnąłem doświadczyć
nowego życia w Jezusie, które jest pełne miłości i sprawiedliwości. Zrozumiałem, że Jezus już
zapłacił za nas i poprzez Swoje zwycięskie życie pokonał szatana, a teraz pragnie zamieszkać w
naszych sercach. Już dawno zostaliśmy wyzwoleni, tylko teraz musimy w to uwierzyć i przyjąć wiarą
dobrowolny dar, jakim jest życie Jezusa. I to była odpowiedź na wszystkie moje pytania - wiara w
Jezusa Chrystusa jednorodzonego Syna Boga, który mieszka w naszych sercach, i to jest piękne, nie
jakieś dochodzenie do doskonałości, upadek podnoszenie się jeszcze raz upadek i tak całe życie, nigdy
3
nie osiągnę zwycięstwa bez mojego Ojca, tylko w Nim jest moc miłości i tylko na Nim mogę polegać.
To On dał mi Swego Syna i teraz w Jezusie dostąpiłem usynowienia.
Moje głębokie doświadczenie w zakresie nowego życia zaczęło się na kampie, gdzie było głoszone
te poselstwo, czułem tam niemal namacalnie obecność Boga i jego prowadzenie. Chciałem całkowicie
oddać się Bogu, aby całe moje życie teraz tylko do Niego należało, pragnąłem, aby grzech i moje
własne „ja” w mym sercu umarło i aby zamieszkał w nim Jezus. Czas na kampie był dla mnie wielkim
błogosławieństwem. Podczas tego kampu otrzymałem nowe życie, życie Jezusa. Otrzymałem pokój,
jasny umysł, ale, do którego próbował dostać się szatan chcąc wprowadzić zamieszanie w moich
myślach. I w pewnej chwili powiedział do mnie: „nie jesteś gotowy na to, aby wziąć nowe życie”. I w
tej samej chwili usłyszałem Boży głos uświadamiający mi, że nie mam na co czekać, bo nigdy nie
będę gotowy na to. Jezus jest w tobie i tylko czeka na to kiedy w Niego uwierzysz i przyjmiesz Jego
dar miłości. Bo On dał ci już wszystko i niczego więcej nie potrzebujesz - z wiary usprawiedliwiony
będziesz.
Każde słowo z Biblii stało się dla mnie duchem i miłością. Życie Jezusa stało się moim życiem, nie
kopią poprzez naśladowanie, próbowanie, staranie się itd., lecz naturą. Natura grzeszna umarła, a
pojawiła się Boża natura, natura miłości Bożej, bo Bóg jest miłością! Jest to uczucie nie do opisania
tylko do doświadczenia. I każdy może tego doświadczyć, kto uwierzy! Jest to moment, kiedy możesz
być nowym człowiekiem i nie z siebie samego tylko dostajesz to w darze i wystarczy to przyjąć wiarą.
Twój wzrok jest zwrócony na Jezusa i tylko na Niego, nigdzie indziej nie chcesz już patrzeć. Kiedy
studiuję Biblię to każde Słowo jest dla mnie pełne miłości Bożej. Szczęście, którego każdy z nas może
doświadczyć jest jak skarb, którego nie chcesz puścić i cieszysz się tym skarbem jak małe dziecko,
płacząc ze szczęścia. Każde słowo Boga buduje wiarę i tylko przez Biblię poznamy nieskończoną
miłość, a jest ona nieskończenie piękna w każdym słowie Boga, które wypełnia teraz moje życie.
Dziękuję z całego serca Bogu za to co uczynił dla mnie i czyni cały czas. Wiem, że w moim życiu
nic bez przyczyny tyle się działo i że całe moje życie to była szkoła, droga do tego abym mógł poznać
Boga, Jego charakter, prawdziwą ewangelię mocy Bożej, którą jest usprawiedliwienie z wiary,
ewangelię wolności i miłości w Bogu, która mieszka teraz w moim sercu z Jego łaski. Nie poprzez
doskonalenie się, lecz tylko przez wiarę (Efez. 2.8-10; Rzym. 4.2-5).
Z czasem zauważyłem, że wystarczy na chwilę spuścić wzrok z Jezusa, aby doświadczyć porażki i
upadku. To właśnie w tym zakresie szatan teraz próbuje mnie pokonać. Robi wszystko abym odwrócił
swój wzrok od mego Zbawiciela. Nie muszę już walczyć z grzechem, ale muszę toczyć bój wiary, aby
trwać w mym Panu, bez którego niczego nie jestem w stanie uczynić. Dopomóż mi Boże, tak trwać w
Jezusie Chrystusie, aby nigdy nie zgrzeszyć i przynieść Ci obwity owoc w objawieniu Twojego
świętego charakteru światu. (1Jana 3.6; Jan 15.1-9). Amen.
Krzysztof Maciejewski
4

Podobne dokumenty