Wspomnienia - Suwalki

Transkrypt

Wspomnienia - Suwalki
Nauczycielu z Nazaretu! W mocy Ducha Świętego pomóż nam zachwycić się Tobą.
Uczyń nas narzędziami Twej łaski, byśmy odkrywając bogactwo Twej osoby, potrafili
innym wskazywać Ciebie, pozostawiając im swobodę decydowania, świadomi, że Ty
wobec każdego człowieka masz przygotowany, wypływający z Twej miłości, plan życia,
który pragniesz objawić i przez wolną decyzję pozwalasz człowiekowi w nim uczestniczyć, by już tu na ziemi doświadczał przedsmaku nieba i szedł drogą prowadzącą do
wiecznego spełnienia.
Radość i ból, uśmiech i smutek, słońce i deszcz, zagubienie, rozpacz ale i odnalezienie i szczęście, przyjaźń, miłość… to całe nasze życie… z Maryją. Jakie ono jest? Takim jakie go uczynimy…
„Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu… ”
Nie jest w życiu łatwo, każdy to wie, ale jest Ktoś, kto zawsze pomaga… Matka – Dar od samego
Boga… mój najpiękniejszy pomysł to moja Matka – mówi…
O
statnie dni w Krakowie przeżywam w ciągłej bieganinie, by zdążyć wszystko zrobić i zarobić, by
mieć za co pielgrzymować, by zapewnić przeżycie tych dni mojej rodzinie. Co prawda ta pielgrzymka
zaczyna się wyjątkowo. Mój wirtualny znajomy mieszkaniec Hamburga (Hamburger) postanawia mi
sponsorować koszty pielgrzymowania. Otrzymuję od niego stosowny przekaz. Chwała Panu. W przeddzień wyjazdu dowiaduję się gdzie można kupić czapkę rogatywkę dla naszego zielonego przewodnika,
którego głowa przyrosła do takiego rodzaju nakryć na pielgrzymkach. Niestety czapka jest (ostatnia),
ale nie w tym kolorze, biorę ją. Nie mam już czasu by ją obszyć w wiadomym kolorze. Może uda się to w
Suwałkach. Wieczorem 13 lipca wyjeżdżamy z moim serdecznym przyjacielem Mirkiem jego samochodem, by po 9 godzinach jazdy znaleźć się pod kościołem salezjanów w Suwałkach. Jest godzina 6 rano
(błoga cisza przed burzą), nic na to nie wskazuje co tu się będzie działo za kilka godzin. Tych właśnie kilka godzin przesypiamy. Jak się budzimy widać już duży ruch organizacyjny. Jest to nasza kolejna wspólna
pielgrzymka, a każda jest wyjątkowa, na którą czekamy cały rok, nie potrzeba nam innych wyjazdów
urlopowych, Ona nam daje siłę, daje wytchnienie, trudno to zrozumieć osobie której nie było to dane.
Maryja nas wybrała z pośród wielu milionów innych, nas którzy co roku startujemy z różnych miejsc
świata i po przejściu kilku, kilkunastu, lub kilkudziesięciu dni w spiekocie lub deszczu możemy się pokłonić w Sanktuarium przed Jej tronem, tam gdzie niebo spotyka się z ziemią. I w podzięce Jej za to dajemy
świadectwo naszego przywiązania, by nasz przekaz zachęcił tych co jeszcze nie brali udziału w takich
pięknych rekolekcjach w drodze. Jestem szczęśliwy, że znów tutaj jestem, że przyjechało ze mną kilka
osób z Krakowa, młodszych i starszych, być może mam w tym jakiś udział, swoją postawą. Najbardziej
się cieszę z obecności Anki, Patrycji i Grześka z Ziemi Boga, wspólnoty akademickiej przy innym salezjańskim kościele (moim) w Krakowie. Przy tym kościele znajduje się też Wyższe Seminarium Duchowne
i z niego przyjechało również dwóch kleryków. Od wielu lat kiedy tu pielgrzymuję zachęcałem ich do
wzięcia udziału. I tu szczególnie dziękuję…Maryjo ! Ziemia Boga jest tu reprezentowana też flagą, którą
będziemy ze sobą nieśli. Mamy dużo czasu, gdyż dopiero nazajutrz startujemy. Zajmujemy miejsca na
korytarzu w Domu Pielgrzyma rezerwując też dla innych naszych znajomym, którzy są jeszcze w drodze.
Mam oczywiście w pamięci, aby ktoś mnie obszył rogatywkę. Chodzę po Suwałkach szukając jakiejś
krawcowej. I znajduję właśnie taką. Cuda się zdarzają. Mało tego że w godzinie obszywa moją czapkę, odkładając na bok swoje terminowe prace, to jeszcze bierze na nocleg moje znajome z Krakowa,
które właśnie pociągiem dojeżdżają na miejsce. Chwała Panu za Teresę. Pogoda tego dnia przepiękna,
choć ostatnie dni były deszczowe. Ostatnie zakupy na drogę (miska). Dużo nowych twarzy, ale ruch
jakby mniejszy, no cóż będzie nas o 200 osób mniej niż w ubiegłym roku. Tegoroczne wspomnienia
będą oparte na świadectwach kilku pielgrzymów, którzy postanowili opisać te wyjątkowe chwile, które
przeżyli zresztą nie pierwszy raz i nie ostatni, o ile taka wola Pana. Szkoda że ci inni którzy przyrzekali
napisać swoje świadectwa po powrocie w swoje strony, tam już zapomnieli o obietnicy. Na moje kilkumiesięczne mailowe prośby (a nie łatwo mnie się pozbyć) po prostu nie reagowali. I ci gdzieś z Polski z
nieznanych miast i wiosek, jak i ci z najbliższego mojego otoczenia. Jak to wytłumaczyć ???
Zatem do dzieła:
….Jacku drogi, Lupusie, mam naprawdę ogromne wyrzuty sumienia, że na ostatnia chwilę piszę te
wspomnienia z mojej, naszej pielgrzymki do Ostrej Bramy. Jakoś nie mogłam znaleźć weny, a jeszcze
sierpień zajął mi „sezon przetwórczy”, maliny, ogórki, sałatki, itd. Ale do rzeczy:
Wszyscy moi znajomi pukali się w głowę, gdy mówiłam o moim zamiarze udania się na pielgrzymkę wileńską. Powód? Moje kłopoty z kolanami przez cały rok, nogi może na operację? Tygodnie bólu i
chodzenia o kuli. Kilka dni przed pielgrzymką znów nie chodzę – płacz, modlitwa tak żarliwa, tak bardzo chcę iść! Poprawa, z desperacją pakuję plecak i te wszystkie , jak to się mówi po góralsku „dziady”
(rzeczy), potrzebne na te dziesięć dni. Suwałki, znów nasz kochany stary, czekający na nas kąt w sali
Domu Pielgrzyma, ostatnie zakupy, porządny obiad w „Karczmie Polskiej” – jak mówimy- „ostatnia
wieczerza”. Wieczorem na Apelu moje kolano daje mi ostrzeżenie, jak już kilka razy w tym roku, ból,
pieczenie: „nie będziesz chodzić przez tydzień!” Cóż mam rzec? Że wiara zapanowała nad ciałem? Nie
sposób opisać, jak bardzo prosiłam o wstawiennictwo, tych na Górze i tych na ziemi. Tak bardzo jestem
wdzięczna wszystkim, którzy się za mnie modlili, bo to, że doszłam, nie waham się nazwać cudem. Bolało, ale dałam radę iść! W dzień początku Drogi niebo trochę nas straszy, zasnute chmurami, trochę
polewa- najlepiej nie zwracać na to uwagi, niech będzie, co ma być. Wspomnę tu pewną siostrę, która
bała się deszczu i ciągle utyskiwała: - Niebo prawie czarne, zaraz będzie ulewa, no popatrz bracie na
te chmury! -Niech siostra pod nogi patrzy…..- usłyszała w odpowiedzi. Co sprawia, że człowiek decyduje się iść na pielgrzymkę? Skazać się na niewygodę, zmęczenie, , ból…. Zastanawiają się ci, którzy nie
chodzą. My wiemy, jakie uczucia wzbudza Droga, jaką radość dają potem wspomnienia…. Czasem boli
brak zrozumienia u bliskich….
- O nie, tylko nie opowiadaj znowu o pielgrzymce!- powiedziane niby żartem, przy gościach, gdy temat
rozmowy schodzi na wakacje. Na pielgrzymce nasze życie się przewartościowywuje, sprawy układają
się w innym porządku, powiedzmy, układają się na właściwym miejscu- czy to św. Teresa z Avili powiedziała:” Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu…”?
Inna, autentyczna sytuacja: o swoich problemach opowiada mi znajomy, przerywam mu kilka razy-Ale
to nie jest ważne……--Słuchaj, nie ma się czym przejmować…. -To nie jest kłopot….Ten w końcu patrzy na
mnie prawie z irytacją: -Ty to chyba z kosmosu jesteś….
Wróćmy do pierwszego dnia: niesamowicie serdeczne powitania znajomych, księdza Andrzeja, pod
wieczór spotykamy przesympatycznego Jarka, zdrajca zmienił grupę . Żona Ania dojedzie jutro, Jarek
odmawia poczęstunku, na dziś, mówi, dostał tylko scyzoryk, konserwa będzie jutro…
Nasza „wolna grupa Bukowina” powiększyła się w tym roku, jest z nami Ewa, dzielna, akuratna, są
Janeczka i Janek, małżeństwo z 30- letnim stażem, maszerują sobie czasem za rękę, ładny widok….
Dwa lata upłynęły od naszej ostatniej wileńskiej….. czas zmienia człowieka, nasz ksiądz Dębski bardziej otwarty, z ogromnym poczuciem humoru, ksiądz Kwatermistrz „złagodniony”, koniec świata! Reprymend tego ostatniego jednak nie unikniemy co wieczór, nasza wina, ani słowa… Brawami jednak, ze
śmiechem nagradzamy żart któregoś z porządkowych- następująca sytuacja: Ks. Kwatermistrz stwierdza: -Może to już czas odejść, może to już ostatnia moja pielgrzymka….
Nagle tubalny głos gdzieś z tyłu: - Nie obiecuj, nie obiecuj!
W zeszłym roku byłyśmy ( moja „pielgrzymkowa „ siostra Hania i ja ) na szlaku Św. Jakuba w Hiszpanii. Szlakiem portugalskim dotarłyśmy do Santiago de Compostela, celu pielgrzymek od średniowiecza.
Wysłałyśmy esemesy do” zielonej”- z pozdrowieniami i prośbą, aby doceniali obecność księży i możliwość codziennej Eucharystii. W Hiszpanii nie zawsze udawało się znaleźć otwarty kościół, a co dopiero
mówi co Mszy… Ksiądz Andrzej prawie na siłę wciska nam mikrofon ( potem nas musiał od niego odklejać…) i opowiadamy, spontanicznie, jedna przez drugą.
Potem było nam nieswojo- nie jest to fałszywa skromność- że wyrosłyśmy na bohaterki na Camino.
Nie! To naprawdę nie było trudne, niesamowicie życzliwi ludzie, wiara w Opatrzność, trochę pokory
wobec towarzysza drogi i… uda się! Pewnie, potrzeba trochę „kasy”, racja, że pomoże znajomość języka, ale wystarcza najprostsze zwroty, a w angielski nie bardzo się przyda, bo Hiszpanie znajomością
języków nie grzeszą…. W niedzielę przekraczamy granicę w Berżnikach. Msza Św. wokół drewnianego,
ubogiego?, kościoła. Poruszające kazania proboszcza z Berżnik:
-„Jak to jest- czynicie zło, nie lękając się Boga, a bojąc się człowieka? (…) Bóg czeka na nasze nawrócenie…. On wie, że źli są nie tylko źli, a dobrzy nie tylko dobrzy….”
Z rana słuchamy żarliwych konferencji naszego księdza przewodnika, tematem tegorocznych jest Eucharystia. Żałuję, że w drodze nie mogę nic zanotować, księże Andrzeju, słuchało się Ciebie fantastycznie! Mam porównanie z innymi pielgrzymkami: nasza grupa jest niesamowicie zdyscyplinowana, może
trzeba powiedzieć: uduchowiona? –gdy zaczyna się konferencja, wszyscy się uciszają, wręcz upominają
kogoś, gdy ten jeszcze coś mówi. „Jedyne, czego aniołowie zazdroszczą ludziom, to możliwość przyjmowania Eucharystii….” -kilka razy słyszymy.
Za 32 km Leipalingis- Lejpuny. Pogoda- jak przez te całe 10 dni- trochę słońca, trochę deszczu, często
„pod chmurką” – ta ostatnia idealna na wędrowanie. W Lejpunach nie ma wody! Okazuje się jednak,
iż dwa litry wody na wieczorną toaletę wystarczy.. Rano Msza Św., zawsze jakieś zdanie zapadnie w
serce: „Pielgrzymka jest wyrazem tęsknoty za Bogiem. Obyście Go odnaleźli w swoich sercach na końcu
drogi..” Cierpimy (dzielnie) na różne dolegliwości „ wędrownicze”. Mimo moich wspaniałych sandałów
robi mi się na pięcie taki mega bąbel, że Maltanka, przebijając go, kreci głową:
-Siostro, chyba wiadro muszę pod niego podłożyć…. Po trzech dniach już istnieje, jak się śmiejemy,
„biuro dziwnych kroków”. Hanka żartuje z pewnej habitowej siostry: -A siostra to w jakim zakonie, że
tak dziwnie chodzi? -Cóż, mamy taką regułę, że musimy stawiać kroki w ten sposób! – ripostuje siostrzyczka od razu. Wieczór ledwo zdążamy z kolacją i myciem – trzeba chować się do namiotu – burza!
Niektórzy (ja!) boja się grzmotów śmiertelnie, więc, idąc za radą ks. Dębskiego, odmawiamy koronkęniejeden raz, bo nawałnica powraca kilkakrotnie. Czwarty dzień - Niemen, ogromny, majestatyczny,
taki…. polski. Powiedziałam sobie, że za Niemnem już się nie cofnę! Kolana bolą, ale idę ! Jak wysiądę,
najwyżej pójdę pomagać do kuchni (jak wytrzymam z panią kierownik od kuchni polowej – bez komentarza). Cudowna pogoda, blisko jezioro, niektórym udaje się zażyć kąpieli – pod czujnym okiem księdza
Kwatermistrza. Idzie z nami ks. Roman- pallotyn, przez lata misjonarz w Rwandzie. Opowiada nam i
śmieszne i poruszające i przerażające historie o swojej pracy. Ile hartu ducha i jakie dzielne serce w tym
człowieku… Muszę napisać o tej nieszczęsnej suczce,( toczyła się o niej dyskusja na stronach pielgrzymki).Szła bidula z nami od pierwszego dnia, nie dała się odegnać, ale czy ktoś próbował? Czwartego
dnia już robiłyśmy akcję, że trzeba ją odwieźć. Już nieważne, do kogo się zwracałyśmy z prośbą o pomoc- mamy nauczkę- gdy coś takiego zdarzy się ponownie, już na drugi dzień psu trzeba zorganizować
transport, koniecznie po polskiej stronie. Mam tylko nadzieję, że z pomocą siostry z niebieskiej i Św.
Franciszka udało się suczkę odstawić do domu. Pozdrawiam siostrę z zielonej, tę, która psa przypilnowała po dotarciu do Wilna- viva animal lovers!
Wchodzimy na polskie tereny- my już wiemy, co na nas czeka, ale tym, którzy idą pierwszy raz, niejednokrotnie łzy stają w oczach. Rodacy witający nas „jak polskiego Papieża”- ktoś się wyraził. Witanie chlebem i solą, wiersze deklamowane przez dzieci mówiące po polsku z cudownym kresowym
zaśpiewem , kwiaty sypane pod nogi. -Oni tak się czują, jakby Macierz do nich przyszła….- usłyszałam.
W Ejszyszkach wieczorem, do służby medycznej czeka ze mną mieszkaniec miasteczka, pewien starszy
pan. Sam z siebie zaczyna opowiadać: w Ejszyszkach mało co młodych, wszystko wyjechało za lepszym
życiem. -Tylko my starzy zostali…. Serce nam, słuchającym, się ściska;
-Proszę pani, ile ja razy słyszał ,że jestem obywatelem drugiej kategorii… Następne dni mijają jak
zawsze szybko, za szybko… Oby ten pokój duszy, jaki mamy w sercu w ten błogosławiony czas pozostał
w niej jak najdłużej. Nasze ukochane Turgiele- ta niesamowita bazylika wyrastająca z „nicości”, jakby
żywcem przeniesiona z „Filarów Ziemi” Folleta. Pada, gdy dochodzimy do kościoła- znowu kwiaty ułożone wzdłuż drogi. Mimo zaciągniętego nieba jesteśmy z Hanią pewne, że, jak zawsze ( to znaczy dwa
razy), przy rozbijaniu namiotu będzie świecić słońce. Cóż, wiadomo, co czyni wiara…. Przedostatniego
dnia jak zawsze żal, że to już koniec. Wydaje mi się, że nocleg na przedmieściach Wilna to dobry pomysł.
Po Mszy Św. w Ostrej Bramie nie pędzimy po bagaże, by zająć miejsce w szkole, ale jest czas na spokojne
pożegnania. Wilno wita nas słońcem, jak zawsze wzruszenie, gdy docieramy na ulicę wiodącą do Ostrej
Bramy…. Nie sposób opisać uczuć, jakie mnie ogarnęły, gdy tam stanęłam. Pomimo tylu przeciwności ,
jestem tu….
Drugiego dnia włóczymy się po „naszym” Wilnie, czujemy się tu tak dobrze i swojsko… „Omodlamy”
, co się tylko da. Już niedługo powrót do rzeczywistości i tęsknota za Drogą… Zakończę słowami z modlitwy wiernych z naszej ostatniej Mszy Św.: „Obyśmy ubogaceni trudem pielgrzymowania i słowem
Bożym żyli w komunii z Bogiem!”. Buen Camino dla wszystkich!
To tyle Jacku, mam nadzieję ,że jeszcze dziś to przeczytasz. My dziś po południu jedziemy do Krakowa,
jutro rano do Warszawy na spotkanie popielgrzymkowe do Otwocka.
Pozdrawiam i do zobaczenia.
Renata.
No cóż Reniu moje długie oczekiwania na Twoje wspomnienia zostały nagrodzone. Nie będę już pisał
jak długie. Czasami warto tak czekać, gdyż nagroda jest słodka nie tylko dla mnie. Muszę tutaj skomentować ogromną naszą potrzebę by znaleźć się na starcie mimo wszystko, by pielgrzymka nie poszła bez
nas. Rzecz całkowicie niezrozumiana przez naszych znajomych.
Kilka lat temu na 3 tygodnie przed startem dostałem boleści stopy, nie mogłem chodzić. Okazało się
że rośnie mi ostroga. Skierowano mnie na zabiegi „rozbicia elektro-promieniami”. Po kilkunastu dniach
z wielkim bólem, ale już chodziłem, następnie stanąłem na starcie. Zresztą zwykle coś przez pielgrzymką mnie się przytrafiało jeśli chodzi o zdrowie, ale zawsze z pomocą Matki, która mnie zapraszała, pomagała mnie to przezwyciężyć.
Dziękuję… Maryjo !
….„Don Bosco, Don Bosco z Tobą troska nie jest troską…”
Pielgrzymuję do Ostrobramskiej Matki po raz pierwszy. Grupę białą salezjańską prowadzi ks. Adam
Halecki, stąd to zawołanie do założyciela zakonu salezjanów, które towarzyszy nam w najtrudniejszych
chwilach. A nie brakuje ich na trasie. O pielgrzymce do Wilna dowiedziałem się podczas pielgrzymowania na Jasną Górę w sierpniu 2009 r. W sercu pojawiło się pragnienie wędrówki na Litwę. Niestety
mimo prób podjęcia trudów pielgrzymowania do Wilna nie udało się to w 2010 r. Za to już od stycznia
2011 r. wszystko podporządkowałem tym planom i udało się !!! Dane mi jest wędrować do Ostrej Bramy. Przeżycie ogromne. Niosę podziękowania za wszystkie łaski i dobrodziejstwa jakich doświadczyłem
i moi najbliżsi. Niosę prośby swoje, koleżanek i kolegów z pracy, znajomych bliższych i dalszych. Nim
przejdę do wspomnień z trasy chciałbym poświęcić kilka słów kwestiom organizacji zapisów, forum
internetowemu. Myślę że każdy kto szuka informacji o pielgrzymce znajdzie je właśnie na perfekcyjnie
działającej stronie internetowej. Korzystałem z czytelnych, pełnych informacji o warunkach uczestnictwa, regulaminie, sposobie zapisów. Profesjonalna strona internetowa okazała się zapowiedzią równie
profesjonalnej organizacji pielgrzymki. Po przyjeździe do Suwałk późnym popołudniem meldujemy się w
kościele na Al. Kard. Wyszyńskiego, przedstawiamy kart uczestnictwa, potwierdzenie dokonania opłat i
otrzymujemy pakiety pielgrzyma. Wszystko trwa raptem 10 minut. Jest nas sześcioro więc tempo pracy
jest niewiarygodne. Plac za budynkiem parafialnym rozkwita wielobarwnymi kwiatami namiotów. W
samym budynku każde wolne miejsce zajmuje karimata, materac lub śpiwór. Wszyscy uśmiechnięci, radośni, choć za oknem deszcz. O godz. 21 w wypełnionym po brzegi kościele Matki Bożej rozpoczyna się
Apel Jasnogórski. Po modlitwie ks. Przewodnik zaprasza na projekcję filmu o XX pielgrzymce z zeszłego
roku. Patrzę z zazdrością na to co było udziałem pielgrzymów w 2010 r. migawki z trasy, wypowiedzi
przedstawicieli różnych pielgrzymkowych służb . Poczucie winy że nie udało się być w zeszłym roku, ale
i nadzieja, że te wspaniałe chwile mogą już od jutra być moim udziałem. Film zrobił na mnie ogromne
wrażenie. Wracamy na nocleg. Hasłem tegorocznej pielgrzymki jest „ŻYĆ W KOMUNI Z BOGIEM”. Motywem przewodnim „ Osiem Błogosławieństw”. Na trasie oprócz modlitwy, śpiewów, mamy konferencje.
S
tart poprzedza Msza Św. koncelebrowana przez biskupa ełckiego Jerzego Mazura z udziałem
wszystkich księży przewodników, służb liturgicznych, organizacyjnych, medycznych i nas pielgrzymów.
Są również mieszkańcy Suwałk. Dzisiaj jest to dla nich nie lada wydarzenie. Jak również dla Policji,
która ma nas bezpiecznie wyekspediować z Suwałk na mniej ruchliwą drogę w kierunku Krasnopola.
Początkowe kilometry idziemy bardzo ruchliwą drogą (TIRY) w kierunku przejścia granicznego . Widać
wszystkich radość, że tutaj są. Ze śpiewem żegnamy Suwałki, przed nami „szlak papieski”, gdzieś niedaleko jezioro Wigry, piękno Mazur. Pogoda w kratkę. Trasa na rozruszanie tylko 24 km, ustawiona na w
4 etapach z odpoczynkami. Nic ciężkiego, do przejścia dla każdego.
Idziemy w grupach: białej, czerwonej, niebieskiej, zielonej, żółtej, złotej i pomarańczowej.
Kolorowo zaprezentujemy się na ostatnim etapie poprzez koszulki. W każdej grupie idziemy też w
swoich podgrupach, które tworzymy i trzymamy się razem. Pomagamy sobie wzajemnie w razie potrzeby. Ja idący tą trasą po raz piąty znam już wiele sytuacji organizacyjnych, które nas czekają.
Wiem, że w Krasnopolu oczekuje na nas gościnny dom pani Jakubowskiej z wszelkimi wygodami i
uśmiechem gospodyni (spało nas 11 osób z zielonej i 3 osoby z żółtej). Chwała Panu.
Oczywiście było też jak co roku cieple powitanie proboszcza ks. Majewskiego (długoletniego przewodnika grupy złotej), władz samorządowych i mieszkańców. Koniec etapu, apel, komentarze organizacyjne, krytyka kwatermistrza, błogosławieństwo. Większość pielgrzymów nocuje jak my w zaprzyjaźnionych domach, inni na boisku obok szkoły w swoich namiotach. Godz. 22 cisza nocna. Dla nas
codziennie zabieganych, nie do przyjęcia.
No cóż każdy zgodził się na regulamin pielgrzymki i musi się podporządkować.
R
anek piękny, pożegnanie z gospodynią, kanapki na drogę. Dziękujemy w kościele, że tutaj znów
jesteśmy. Rozpoczynamy dzień modlitwą poranną i śpiewanymi godzinkami. Tak już będzie codziennie.
Ks. Przewodnik (nie taki znów zielony ) dobrze przygotowany by nas karmić Słowem Bożym przez te dni,
by nam to pozostało w pamięci przez następne tygodnie, może miesiące. Muzyczny Sylwek przygotowany kondycyjnie i wokalnie, byśmy bardzo nie myśleli o trudzie marszu.
I jeszcze ksiądz misjonarz z Rwandy w białej sutannie. Były mieszkaniec Wadowic. Chwała im za to.
Dzisiejsza Eucharystia będzie sprawowana w bazylice z 1602 r. w Sejnach. Znajduje się tam niezwykła
figurka Maryi z Jezusem łaskami słynąca, ukrywająca w sobie tajemnicę Trójcy Przenajświętszej (fotografia). Wieże kościelne widać z daleka, głównie z uwagi usytuowania drogi na wprost. Dochodzimy tam
na godzinę 10.30 w dobrych nastrojach. Msza Św. pod przewodnictwem kard. Zenona Grocholewskiego
prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego z Watykanu, który wypoczywa nad Wigrami i bp.
Jerzego Mazura. Oprawą muzyczną zajmuje się moja zielona poszerzona o wybitną solistkę Patrycję
(Ziemia Boga), śpiewającą Psalmy (wypożyczona z żółtej). Na zakończenie Mszy wspólne błogosławieństwo kardynała i biskupa. Po jej zakończeniu dużo wolnego czasu, ostatnia okazja na wymianę złotówek
na lity. Jesteśmy zaproszeni przez Ewę, wieloletnią uczestniczkę pielgrzymki, mieszkającą w Sejnach na
obiad w jej gościnne progi. Dziękujemy Ci Panie za Ewę i za jej coroczne uświetnianie tych wspomnień.
Z jej ręki pochodzi poezja „Oto jestem Maryjo” zamieszczona poniżej 10 dnia pielgrzymki. Nie zaproszeni korzystają z obiadu przygotowanego przez Sejniczan w szkole. Pogoda bardzo ładna. Po godzinie
15 wyruszamy do Berżnik, które leżą obok granicy. Dzisiejszy etap też na rozruszanie, tylko 19 km. Nie
widać zmęczenia pomimo bardzo zróżnicowanych wiekiem pielgrzymów. Dochodzimy na boisko przy
szkole, tutaj mamy biwak. Witający nas mieszkańcy wraz z proboszczem otrzymują figurę Matki Bożej
Wspomożycielki Wiernych. Jest to zwyczaj, który narodził się w grupie żółtej 2 lata temu. Oznaczania
trasy pielgrzymki takimi właśnie figurami. Ta jest kolejna trzecia, będzie też czwarta ale na Litwie. Myjemy się przy pielgrzymkowej „umywalce” niektórzy nabierają wodę do misek i zabierają do namiotów.
Wrzątek do herbaty, kawy, zup nalewają z kotłów polowych, można też otrzymać kawę i miętę. Pieczywo też jest za darmo. Tworzą się kolejki.
…Na pielgrzymce z Suwałk do Wilna byłem po raz pierwszy. Do tej pory uczestniczyłem w kilku pielgrzymkach parafialnych - krótkich, raptem dwudniowych. Wybierałem się parokrotnie na pielgrzymkę
do Częstochowy, ale praca lub inne sprawy stawały na przeszkodzie. O pielgrzymce wileńskiej dowiedziałem się od mojej wspaniałej narzeczonej Kasi, która była tam już 2 razy. Od razu poczułem dużą
chęć, aby iść z nią w lipcu na tę pielgrzymkę. Zdałem sobie sprawę że wszystkie dotychczasowe przeszkody tak naprawdę nie były aż tak duże, a teraz miałem dużą chęć i pewność, że w tym roku pójdę, i to
właśnie do Wilna. Mimo że chęć pójścia na pielgrzymkę ani na chwilę we mnie nie zmalała, to nie ukrywam że miałem pewne obawy – czy dojdę, czy wytrzymam, czy nie będę musiał ratować się „Ciechocinkiem” (tak żartobliwie nazywany jest autobus wiozący tych, którzy nie mieli już siły iść). Moje obiekcje
okazały się nieuzasadnione. Co prawda było ciężko, nieraz nawet bardzo, ale udało mi się dojść. Wrażeń
było tak dużo, że aż trudno je spisać, stąd też skupię się na tych najważniejszych. Nieprzypadkowo trafiłem do grupy zielonej i to było to. Miałem okazję „zahaczyć” o inne grupy, ale to w zielonej czułem się
najlepiej. Myślę że to głównie zasługa naszego przewodnika, ks. Andrzeja oraz misjonarza ks. Romana.
Ks. Andrzej ujął mnie swoją radością, pogodą, ale przede wszystkim świetnymi konferencjami; szczególnie zapamiętałem te o sile koronki do Miłosierdzia Bożego oraz konferencję poświęconą Komunii
św. Jestem również pod dużym wrażeniem ks. Romana. Jego konferencje (m.in. o pracy misjonarza, o
objawieniach Matki Boskiej w Kibeho, warunkach bytowych mieszkańców Afryki, o roli matki) były poruszające, bardzo plastyczne i wyraziste. Ta pielgrzymka, głównie dzięki konferencjom, skłoniła mnie do
refleksji nad moją relacją z Bogiem. Zdałem sobie sprawę, że mam nad czym pracować. Ale pielgrzymka
to też kontakt z ludźmi, bo atmosfera była świetna – dużo serdeczności, otwartości, autentycznej radości i pogody. Tych ludzi było tyle, że nie sposób ich wszystkich wymienić – księża, Sylwek (który świetnie
grał i dodawał otuchy swoją muzyką w chwilach największych zmęczenia), młodzi ludzie wyjeżdżający
do pomocy na misje i wielu, wielu innych. Szczególnie w mą pamięć wrył się starszy pan z grupy czerwonej. Był w podeszłym wieku, bardzo mocno zgarbiony, miał buty wypchane gazetami, na jego twarzy
malowało się wielkie zmęczenie. Nie miał siły utrzymywać tempa marszu pielgrzymki, ale dawał z siebie
wszystko. Myślę że niezwykły wyraz jego twarzy będę pamiętać jeszcze bardzo, bardzo długo. Ogromne
wrażenie zrobił na mnie kontakt z Polakami na Litwie. Choć wiedziałem czego można się spodziewać,
to jednak doświadczenie tego było dla mnie czymś zaskakującym. W pewnych momentach trudno było
opanować wzruszenie, szczególnie w momencie powitania pielgrzymów. To było niezwykłe powitanie
– drogi wejściowe do wiosek usłane były kwiatami, a zaraz stały stoły z poczęstunkiem (przygotowany
z wielkim trudem, gdyż większość Polaków na wsiach żyje tam bardzo skromnie). Poruszający był widok staruszek machających nam i płaczących ze wzruszenia na nasz widok. O wrażeniach i przeżyciach
można by pisać jeszcze bardzo długo, ale najlepiej jest wybrać się na pielgrzymi szlak i przeżyć to samemu. Warto odsunąć wszelkie przeszkody i przełamać obawy co do trudów. Ja tak właśnie zrobiłem. Dla
mnie te wszystkie przeżycia miały wartość jeszcze większą o tyle, że mogłem dzielić je z moją wspaniałą
Kasią; dzielić nie tylko radości i wzruszenia, ale również trudy pielgrzymowania. W trakcie pielgrzymki
modliłem się w wielu intencjach, które (wiem, pisząc te słowa z perspektywy czasu) zostały wysłuchane,
ale u stóp Matki Boskiej Ostrobramskiej miałem też za co dziękować – za wiele rzeczy i łask, a przede
wszystkim za najwspanialszy dar tzn. dar miłości.
P
obudka o godz. 5.00. Dzisiaj zaczyna się prawdziwa pielgrzymka. 31 km. Zawsze uważałem, że
przełomowym dniem jest trzeci kolejny, a tu jeszcze w większości po drodze szutrowej i piaskowej. Póki
co idziemy na poranną Mszę Św. sprawowaną przy drewnianym kościółku pamiętającym czasy królowej
Bony. Dzisiaj uświetniają liturgię swoją obecnością żółci. Znów możemy posłuchać śpiewającą Patrycję.
Pogodny piękny ranek, a po 5 km granica litewska. Granica wielkie słowo. Po stronie Polski zardzewiała
tablica pamiętająca dawną epokę i dojście drogą prawie gruntową. Po stronie Litwy piękna tablica z
gwiazdkami U.E. i droga asfaltowa. Żadnych budynków i szlabanów. Powitanie przez Litwinów i straż
graniczną i pierwszy zagraniczny leśny odpoczynek. Tutaj należy nadmienić dla tych co jeszcze nie dane
było im pielgrzymować, na wszystkich miejscach odpoczynku jest możliwość zaopatrzyć się w wodę
mineralną (płatną), oraz skorzystać z toi-toi. Wymagane też jest nakrycie głowy, by nie mieć później
potrzeby zapoznania się ze służbami medycznymi (choć one całkiem, całkiem). Żar się z nieba leje, a my
idziemy z modlitwą i pieśniami na ustach. Nasz muzyczny Sylwek grający na harmonii (ma facet dar) i
śpiewający ze swoją córką uświetniają nam te kilometry. Działa to jak eliksir na nasze nogi. Nie czujemy
tak bardzo zmęczenia śpiewając, czyli modląc się podwójnie. W taką aurę dopiero ciekawie musi być
tym co w sutannach (czarnych), choć jedna jest biała, gdy jeszcze trzeba głosić konferencje. Ale oni też
wybrani wśród wielu innych wytrzymują to kondycyjnie. Jak co roku ci sami prowadzą owieczki i baranki
przed oblicze Matki co w Ostrej świeci Bramie. Docieramy do końca etapu po godzinie 20 dosyć zmęczeni. Na obrzeżu miejscowości Lejpuny (Lejpalingis) miejscowy proboszcz wita nas i skrapia święconą
wodą przynoszącą nam ulgę. Zakończenie etapu pod szkołą, apel, powitanie po litewsku tłumaczone
przez pana Stanisława, który organizuje nam pobyt po stronie litewskiej. Większość pielgrzymów rozstawia namioty wokół szkoły, niektórzy udają się do szkoły, a wybrańców zabierają mieszkańcy. Nasze
ciężkie bagaże mamy w zasięgu ręki, są ułożone na trawie obok ciężarówek które ich przewożą. Racjonowana jest woda do mycia, lecz co my mamy narzekać, pielgrzymowi nic się nie należy. Tak jest
co roku. Służby medyczne mają pełne ręce roboty, gdyż wielu jest cierpiących głównie przez bąble na
nogach i tzw. asfaltówki. Do późna w nocy pali się światło w sali służb medycznych.
...Po dziesięciu latach od ostatniej pielgrzymki Suwałki -Wilno postanowiłem powtórzyć podobną
przygodę. W pamięci miałem niezapomnianą wyprawę gdzie razem z moimi przyjaciółmi po raz pierwszy poznawałem litewskie krajobrazy, kulturę i religijność. Nie mogłem zapomnieć też trudu trasy,
którą pielgrzymi z różnymi dolegliwościami cielesnymi pokonywali pomagając sobie nawzajem. Przed
oczami miałem obraz młodych chłopców i dziewcząt radośnie śpiewających pielgrzymkowe pieśni i
pchających przed sobą wózki inwalidzkie .Już wtedy zastanawiałem się czy i ja poświęciłbym swój
czas , aby go oddać na służbę innym?! Podczas tegorocznej pielgrzymki zdecydowałem się bardziej
uaktywnić, aby nie mieć poczucia że drogę tę przebyłem niczym turysta. Zapisałem się więc do służb
medycznych. Wszyscy, którzy byli chętni do współpracy, zostali bardzo serdecznie przyjęci przez główny
zespół . Zapoznaliśmy się z zasadami panującymi na trasie i ruszyliśmy . I tak szliśmy razem dzień za
dniem a przyjacielska atmosfera sprawiała ,że służba która trwała nieraz do późnych godzin przebiegała sprawnie i z uśmiechem na twarzy Chciałbym serdecznie pozdrowić i bardzo podziękować
wszystkim , dzięki którym nauczyłem się patrzeć na każdego potrzebującego z większa czułością
Brat Pastylka
K
olejny dzień rozpoczyna się od złożenia bagaży na ciężarówki (godz. 6.00). Musimy jeszcze zdążyć
na Mszę Św. do kościoła oddalonego ok. kilometra. Oprawę muzyczną prowadzi grupa złota wraz ze swoim przewodnikiem, który odprawia Eucharystię. Zaraz później wychodzimy w dalszą drogę i znów mamy
to szczęście pogoda piękna. Ale nie tak do końca, gdyż spotykamy się z deszczem, tuż przed postojem
obiadowym. Dzisiaj znów trochę krótszy etap (26 km). Pielgrzymi jakby wypoczęci. Na dzisiejszym etapie, tak jak i wczorajszym obiad jemy (kapuśniak) w polnej scenerii z naszych kotłów ugotowany przez
kuchnię pielgrzymkową. Jeśli komuś mało, może otrzymać repetę i pieczywo (bez dodatkowych opłat).
Poobiednia sjesta pośród zabudowań zubożałego PGR-u. Siostry i bracia na karimatach w wielkim garażu wśród maszyn rolniczych. Ważne że w tym czasie świeci słońce. Dzisiaj przekraczamy Niemen, tak
pięknie opisany w powieści. Tam robimy sobie pamiątkowe zdjęcia, a że to już tradycja, główny kwatermistrz nas popędza by tego nie robić, nie zatrzymywać się. Niemen pokonuję niosąc flagę Ziemi Boga
z którą przyjechaliśmy z Krakowa. Jeszcze tylko dość ciężkie podejście i jeszcze kawałek drogi i dochodzimy do kolejnej szkoły, gdzie będziemy mieli nocleg. Merecz (Merkinai). Po apelu idziemy na zakupy
do miejscowego marketu. Jest tutaj obok boiska jeziorko, gdzie można się umyć (pływanie zabronione),
ulga dla ciała. Po raz pierwszy nie decydujemy się spać w namiocie z uwagi na niekorzystne prognozy (w
nocy przechodzą dwie burze). Jednak wielu to nie przeszkadza, nocują w swoich namiotach. Sąsiadem
noclegu na korytarzu jest brat z okolic Szczecina mający około 80 lat, niepełnosprawny, idący z czerwonymi. Niektórzy jakże różniący się od niego i wiekiem i sylwetką idący wśród znajomych służących
pomocą, narzekają, a on sam, nie mający materaca, śpiwora, a mający krótszą nogę i odkształconą rękę,
wielką siłę i swoje intencje. A przy tym jaki zorganizowany. Widzę go od lat idącego może trochę wolniej, ale ciągnie idącego. Na takich pielgrzymach powinniśmy się wzorować. Chwała Panu.
….13 lipca i podróż do Suwałk. Czemu tak wcześnie? Trzeba sprawdzić zaopatrzenie, ocenić czego
brakuje, wyrzucić przeterminowane leki i dokupić to co jeszcze potrzebne. Nasza pielgrzymka zaczęła
się 14 lipca… bieganiem po suwalskich aptekach i poszukiwaniem Rivelu. Jest niezbędny! Śmiem twierdzić, że wykupiłyśmy cały jego zapas w Suwałkach. Po południe minęło na segregowaniu i pakowaniu
wszystkiego do wielkich drewnianych skrzyń. Tuż przed Apelem Maryjnym sms do księdza z prośbą o
ogłoszenie wieczornego spotkania służby medycznej. Potem stres czy odczytał i czy ktoś przyjdzie. Razem z pielęgniarką i kierowcą karetki jest nas czworo… mało! Na szczęście sms został odczytany i zgłaszają się kolejne cztery osoby, lekarz oraz dodatkowi chętni do pomocy co drugi dzień. Z ulgą kładziemy
się spać. Jest późno, ale najważniejsze, że wszystko zostało załatwione! Piętnastego od rana trzeba już
tylko zanieść najpotrzebniejsze leki do karetki i możemy ruszać. Pierwsze dni są jak zawsze spokojne,
jeszcze nie bardzo bolą nogi, bąble to tylko sporadyczne przypadki. Staramy się to wykorzystać i wysypiać jak najwięcej. Szkoda, że nie można się wyspać na zapas. Znając życie później na sen pozostawać
nam będzie około 4 -5 godzin na dobę. Na trasie jak zawsze nasze czerwone kamizelki z białym krzyżem
na plecach powodują uśmiechy i są pretekstem do zagajenia rozmowy. Znów się dowiadujemy, że służba medyczna: „Nie leczy, a kaleczy!”. ;) Znów potwierdzamy plotki, że zmęczonych wrzucamy do rowu
;). Pomysłowość pielgrzymów jest naprawdę zatrważająca. Na wieczornych punktach medycznych jest
coraz więcej ludzi, ale na szczęście sporo z nich przychodzi w celach towarzyskich. Wiadomo, z nami
dobrze trzymać. ;) Mijają dni, coraz większe zmęczenie, coraz więcej bąbli. Pogoda średnio dopisuje, ale
to nas nawet cieszy. Mniej słońca, to mniej omdleń. W tym roku pielgrzymi również nie buntują się, gdy
przypominamy o nakrywaniu głów i częstym piciu wody. Wszyscy się dziwią, że coraz bliżej do Wilna, a
u medycznych względny spokój. Wszyscy dopytują się o „ciekawe przypadki”, ale na razie takich nie ma.
Bąble i asfaltówka, nasz chleb powszedni, nie satysfakcjonują tych najbardziej żądnych sensacji. My się
cieszymy i nie narzekamy! Wreszcie 24-tego lipca docieramy pod Ostrą Bramę. Radość, łzy i ulga. Szłam
w służbie medycznej piąty raz, Anika ósmy. Pierwszy raz w naszej „karierze” w ciągu tych dziesięciu dni
karetka nie musiała nikogo wieźć do szpitala!
R
anek jak i cały dzień pochmurny, nie pada. Możemy szybciej się zebrać gdyż namiot mamy złożony
Dzisiaj Eucharystia na …boisku obok szkoły, ołtarz jakby w altance. Wszystko zorganizowane dzięki
księżom salezjanom, dla nich to nie pierwszyzna i oklaski na stojąco. W końcu zapanować nad 1000
pielgrzymami wśród których są różne osobowości, a i nie wszystkim z Panem Bogiem po drodze. Negatywne reprymendy kwatermistrza na każdym apelu to już codzienność, ale taką ma pracę.
Dzisiejsza pogoda najbardziej przychylna do pielgrzymowania i właśnie mijamy półmetek
Gdy zbliżamy się do Vareny, gdzie będzie kolejny nocleg wychodzi słońce, mieszkańcy jakby z dawnej
epoki, z dala od ulicy po której idziemy, za płotami, w oknach. Jacyś nieufni. A przecież to już 21 raz na
tej samej trasie. Mogliby…. ale widocznie nie chcą
….Historia krzyżyka pielgrzymkowego.
W ubiegłym roku w czasie trwania XX jubileuszowej pielgrzymki Suwałki – Wilno dostałam z rąk nieznanego mi brata pielgrzymkowego krzyżyk. Piękny, z wizerunkiem Pani Ostrobramskiej z ……….. pielgrzymkowym z barwami narodowymi. Towarzyszył mi przez resztę drogi, w domu stał przy obrazie Pani
Jasnogórskiej, a wnuk prawie codziennie całując go uczył się miłości do Boga. Towarzyszył mnie także
w rocznicę tragedii smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Wyruszając w tym roku na
pielgrzymi szlak, oczywiście zabrałam go. Mam nieodparte wrażenie, że ten który mi go podarował,
nauczył mnie prawidłowego noszenia tego krzyża. Moja współtowarzyszka patrzyła na ten krzyż z lekką
zazdrością, ale i wielką miłością. Poprosiła o możliwość niesienia go przez jeden dzień, został u niej dłużej. Wrócił do mnie, ale nie na długo.
Był szósty dzień pielgrzymowania. Msza Św. w Kolesznikach. Wchodząc do kościoła zwróciła moją
uwagę, bez powodu, pewna kobieta. Po zakończonej Mszy wychodzę z kościoła razem z moją Basią, a
tu znów ta kobieta, ze wzrokiem utkwionym w ten krzyżyk. Opowiada o sobie, o chorej matce w szpitalu
i prosi o krzyżyk. Ja wyjmuję z plecaka malutki krzyżyk do przypięcia, anioła stróża, wręczam jej z błogosławieństwem i życzeniami zdrowia dla mamy. Ona to przyjmuje, ale mówi wprost że jej chodzi o ten
konkretny krzyż. Ja oponuję. Na szczęście (Palec Boży) jest obok Basia, która też go nosiła, mówi, oddaj
jej, przecież masz w domu wiele innych krzyżyków. Wreszcie zaskoczyłam, jak głupi był mój opór. Twarz
kobiety promienieje. Bogu niech będą Dzięki.
….Tak jeśli jestem w temacie krzyży pielgrzymkowych. Czasem spotyka się pielgrzymów niosących
krzyże różnych wielkości, też w różnych intencjach. Ja piszący (współredagujący) te i poprzednie wspomnienia z tych pięknych lipcowych dni też chodzę z drewnianym misyjnym krzyżem (20 cm).
Z tym krzyżem mam kilka wspomnień. Leżał sobie gdzieś w moim domu przez długie lata. W 2005
r. zostałem zaproszony przez moich znajomych bym wybrał się z nimi do Lichenia, ich nowiutkim samochodem. Tuż przed wyjazdem, gdzieś natchnąłem się na ten krzyż, Jakaś siła spowodowała, że go
wziąłem ze sobą. Wycieczka piękna, nocleg w domu pielgrzyma. Nocna procesja ze świecami (3 maj)
pomiędzy Bazyliką, a starym kościołem. Nazajutrz Msza Św. w Bazylice również z procesją po obiekcie z niezliczoną ilością sztandarów ( jeden też niosłem). No i droga powrotna, która mogła być naszą
ostatnią. Kolega prowadzący samochód nie zatrzymał się na znaku „stop” na skrzyżowaniu o zerowej
widoczności. Przejechaliśmy przez to skrzyżowanie prowadzeni ręką Bożej Opatrzności. Chwała Panu.
W dwa miesiące po tym zdarzeniu wyruszyłem z tym krzyżem na piersi na pielgrzymkę Kętrzyn – Wilno
(350 km) wraz z kolegą Mirkiem. Krzyż znalazł się później w ołtarzyku , na ścianie mojego mieszkania.
Niosłem go już 5 razy na naszej trasie z Suwałk , a na XX jubileuszowej tym krzyżem błogosławił ksiądz
przewodnik naszą zieloną, udzielając nam odpustu zupełnego.
Dziękuję Maryjo !
O
d tego etapu zaczyna się najbardziej ciekawa i tkliwa część pielgrzymki. Pielgrzymie spotkania z
rodakami na Litwie wyciskające łzy. Zaczyna się dawna Polska. Tutaj będą częste postoje. Powitania,
poezja i pieśni, a przede wszystkim kwiaty (całe dywany) po których będziemy szli i poczęstunki.
Kijucie to pierwsza miejscowość, tutaj pierwsza nasza kapliczka ufundowana przez żółtych 2 lata temu.
Jest już w pięknej oprawie. Obok niej komitet powitalny dla każdej grupy osobny i ta polska gościnność.
Szkoda tylko że taki krótki postój i wymarsz do Kolesznik. Tam będzie sprawowana Eucharystia i dłuższy odpoczynek. Przed kościołem pomnik bł. Jana Pawła II. Nie było go w ubiegłym roku. Tutaj też jest
ofiarowana następna figura MB Wspomożycielki Wiernych. Na następnym postoju w Dawgidańcach
poświęcenie figury ofiarowanej w roku ubiegłym. Łącznie jest ich już 4.
Do tego dnia jeśli ktoś spadł na wadze, ma wszelkie szanse to odbudować. Trasa pielgrzymki jest tak
ustawiona, że odwiedzamy kolejne polskie wioski, które są co 5-6 km i w każdej 7 stołów poczęstunkowych z różnymi regionalnymi specjałami. Dzisiaj jest takich 4 wsie, a od jutra po pięć. Nie potrzeba
przygotowywać przez te dni prowiantu na drogę, również mniejsze ilości pieczywa, aby tego później nie
nieść ze sobą. Na tym etapie biorę tubę nagłaśniającą naszą grupę (jedną z trzech).
I od razu pojawia się siostra Anka (Ziemia Boga) z grupy medycznej i robi sobie pamiątkowe ze mną
zdjęcie. Pielgrzymi muszą takie nosić, by była dobra komunikacja. Niektórzy noszą po kilka razy, gdyż
szukają dodatkowych wyrzeczeń w ramach intencji z którymi pielgrzymują. W naszej zielonej tuby noszą też siostry. Młodzież na postojach ma jeszcze siłę aby tańczyć np. menueta.
Dochodzimy do końca etapu w Ejszyszkach. Miejscowy proboszcz wylewa kropidłem wodę święconą,
której ma całe wiadra. Tutaj większość pielgrzymów zabieranych jest przez mieszkańców do swoich
domów. My w kilka osób nocujemy też na prywatnej kwaterze, gdzie musimy dojść z całym naszym
ciężkim ekwipunkiem. Za to jest możliwość umycia w ciepłej wodzie, kolacja i śniadanie przygotowane
przez gospodynię i przyjemny nocleg. Chwała Panu.
….I znowu wyruszyłyśmy na pielgrzymi szlak. Po raz drugi chciałyśmy zmierzyć się z naszymi słabościami i pokłonić się Matce Ostrobramskiej zanosząc jej swoje podziękowania i prośby. Pielgrzymując
po raz drugi, bardziej skupiłyśmy się na stronie duchowej aby lepiej przeżyć „rekolekcje w drodze” które
były nam bardzo potrzebne. Nie były nam już straszne trudy pielgrzymki. Czas spędzony po rozbiciu
namiotu był czasem na wzajemne poznanie, życie z przyrodą i zachwycenie się jej pięknem. „Żyć w komunii z Bogiem” było to hasło – temat do codziennych konferencji naszego przewodnika ks. Andrzeja.
„Eucharystia powinna być najważniejszym wydarzeniem każdego dnia” – umocnieni tym przesłaniem
pokonywaliśmy każdy etap naszej pielgrzymki. Ks. Andrzej był dla nas jak ojciec : najczęściej chwalił nas,
choć były też momenty, kiedy mówił o rzeczach nieprzyjemnych, trudnych o których jako przewodnik
musiał powiedzieć. Ale robił to z wielką troską, taktem i często humorem. Ważnym elementem pielgrzymki jest możliwość skorzystania z sakramentu pokuty. W czasie śpiewów ks. Andrzej wycofywał
się na tył grupy i czekał na wszystkich, którzy chcieli zdjąć z siebie to brzemię grzechu. Z ciekawością
wysłuchiwaliśmy opowieści o. Romana – pallotyna pracującego od kilku lat w Rwandzie. Nie straszna
nam była ulewa, gdy w tym czasie o. Roman mówił nam o wojnie, życiu w stresie, biedzie, tęsknocie za
krajem, adopcji na odległość. Gdy jechałyśmy na pielgrzymkę, zastanawiałyśmy się czy będzie brat Sylwester, niezastąpiony muzyczny ze swoją córką Kasią. I byli – z czego nasza wielka radość. Jest to wielka
odpowiedzialność i chwała im za to. Brat Sylwester „współgrał „ z naszym przewodnikiem ks. Andrzejem, (nie widziałem ks. Andrzeja grającego na harmonii przyp.aut.) wzajemnie się uzupełniali razem z
siostrą zakonną Dorotą – co było dla nas lekcją wzajemnej odpowiedzialności, tolerancji, porozumienia
i współpracy. Wszystkie sprawy były wypowiedziane, grupa zielona zawsze wiedziała co ma robić. Bez
nacisku, przymusu siostry i bracia byli chętni do współpracy. Cała pielgrzymka Suwałki – Wilno jest
dobrze przygotowana pod względem organizacyjnym i tu ukłon w stronę głównego przewodnika ks.
Tomasza, kwatermistrza i różnych służb. Apogeum pielgrzymki –stanięcie przed obrazem M. B. Ostrobramskiej i uczestnictwo we Mszy Św. nastąpiło 24 lipca. Na ostatnim etapie z Nowej Wilejki do Wilna
pielgrzymowała z nami nasza znajoma z Wileńszczyzny, Jana. Studentka KUL-u, być może w przyszłości
zasili szeregi służby medycznej naszej pielgrzymki. Niezwykłą lekcją historii były spotkania z Polakami
zamieszkującymi Litwę, ich patriotyzm, religijność i gościnność. To trzeba przeżyć….. Po zakończonej
Mszy Św. zwiedzałyśmy Wilno, następnego dnia pojechałyśmy do Trok, aby tam zwiedzić zamek i zachwycać się pięknem jezior. Niestety tego dnia nie udało nam się wejść do kościoła M.B. Trockiej, gdyż
trwał tam remont. Ale jesteśmy cierpliwe, spróbujemy w następnych latach. Wracamy już do domu
autobusem z Wilna do Suwałk. Z Suwałk do Kodnia pojedziemy samochodem brata Antoniego, razem z
siostrą Jadwigą i Danutą (z niebieskiej).
Szczęść Boże. Do zobaczenia .
Siostra Teresa (mama) i siostra Monika (córka) z Kodnia
D
zień rozpoczynamy jak zwykle około godz. 5.oo, gdyż o 6.oo jest Msza św. zaraz po niej wymarsz,
tuż przed pierwszym postojem wchodzimy na przepiękny dywan kwiatowy na asfalcie (najwięcej hortensji), aż przykro takie kwiaty tłamsić butami. Na postoju pieśni patriotyczne śpiewane przez
miejscowych i znowu stoły z jedzeniem. Niektórzy pielgrzymi rozdają dzieciom obrazki, pamiątki, słodycze. Dzieci przygotowane na tą okoliczność, każde ma reklamówkę. Ale tego wszystkiego za mało, nie
sposób wszystkich obdarować i chociaż w części zrewanżować się za to co otrzymujemy.
Dzisiaj trasa pielgrzymki skręca do lasu i przechodzi przez Koniuchy, wieś która została spacyfikowana
przez partyzantów sowieckich w czasie wojny. Zamordowano 38 osób. Na tą cześć wybudowano po-
mnik krzyż na którym są ich nazwiska. Tutaj też mamy uroczystą modlitwę i zapalenie zniczy.
Wychodzimy na powrót na drogę razem z burzą. Trochę nam dopuckało, ale burza przyszła i poszła,
lecz zrobiło się zimno. Grzejemy się pod pelerynami i wysychamy idąc. Takie trudności nie są w stanie
zepsuć nam humoru tym bardziej że niedługo już kres dzisiejszego etapu i nocleg w Solecznikach.
Dzień jak zwykle kończy apel, na którym ksiądz kwatermistrz nie szczędzi nam przykrych uwag.
Cóż takie ma stanowisko, czasem mu się jednak wymsknie jakaś pochwała. Prognozy pogodowe nieciekawe, oferują nam nocleg w pobliskiej szkole. Odradzają rozbijanie namiotów.
Dowiadujemy się o gościnnym przedszkolu blisko naszego biwaku i tam idziemy na noc. Okazuje się,
że gościna przeszła nasze wszelkie oczekiwania. Nie będę tutaj opisywał szczegółów, ale tylko Bogu
niech będą Dzięki za TAKICH gospodarzy. Wszelkie wygody, ciepła woda, kolacja ze śniadaniem. Pierwszy raz widziałem 50 litrowy garnek z kompotem wiśniowym. Pomimo, że było nas wielu, nie daliśmy
rady go osuszyć. W nocy przechodzą dwie burze.
….Na Międzynarodową Pielgrzymkę Suwałki – Wilno trafiłam właściwie przypadkowo, planowałam
tak jak wcześniej uczestniczyć w sierpniowej pielgrzymce do Częstochowy. Ze względu na konieczność
wykorzystania urlopu w lipcu moje plany musiały ulec zmianie. O pielgrzymce wileńskiej opowiedziała
mi kiedyś moja pielgrzymkowa siostra, brała udział w ubiegłorocznej jubileuszowej. Ze względu na odpowiadający mnie termin postanowiłam wziąć udział w tej właśnie pielgrzymce.
Na początku zachwyciło mnie piękno Litwy, uroda krajobrazu i architektury. Później zadziwiło mnie
kultywowana na tych terenach polskość, zachowana czystość polskiej mowy, oraz łzy w oczach starszych ludzi na widok polskiej flagi. Wróciły wspomnienia o dawno zmarłym ojcu urodzonym w okolicach
Wilna. Przypadkowo wybrana pielgrzymka stała się pełną wzruszeń pielgrzymką do rodzinnej ziemi ojca
i opiekującej się nim Matki Ostrobramskiej
Małgosia
…Dziękuję Bogu za dar XXI Pielgrzymki Suwałki – Wilno. Był to czas mojego odkrywania Komunii
z Bogiem, siostrami i braćmi. Czas odkrywania jakie jest moje miejsce we wspólnocie Kościoła. Czas
odkrywania wartości, jaką jest życie każdego z nas. Pielgrzymka również zadała mnie zadanie życia z
błogosławieństwami na co dzień, aby żyć w Komunii z Bogiem.
Kasia
….Dziękując za dar pielgrzymowania chcę nadmienić, że pielgrzymka rozpoczyna i kończy mój nowy
rok. Ważne jest że moja dusza jest obrabiana i uświęcana przez 12 dni, żeby mieć siłę opierać się złu
przez cały rok. Na pielgrzymce jestem szczególnym dzieckiem Boga i mam większe szanse upraszania
wszelkich łask rodzinie i zmarłym.
Z pozdrowieniem siostra Jadwiga i brat Antoni z grupy zielonej
R
anek pochmurny lecz nie pada. Do godz . 7.oo oddajemy bagaże, by pół godziny później wyjść na
kolejny etap. Czas leci szybko , to już 8 dzień, niektórym dają się we znaki przebyte kilometry, „Ciechocinek” ma coraz większe powodzenie, trzeba zregenerować siły by koniecznie do Wilna wkroczyć, a nie
zostać przywiezionym. Cykl śpiewanych pieśni i odmawianych modlitw się powtarza, jedynie konferencje naszych nieocenionych przewodników duchowych są coraz ciekawsze. Nasz muzyczny Sylwek
i jego córka przechodzą samych siebie. Repertuar w większości religijny, ale nie tylko. Przy dźwiękach
harmonii zapomina się o zmęczeniu, nogi same niosą i tak donoszą nas do Kamionki, mamy tam dłuższy
odpoczynek i do wyboru specjały litewskiej Polonii i naszą zupę z kotła.
Wybór jest wiadomy. Te ubytki na wadze, które „straciliśmy” przez pierwsze etapy, z nawiązką zostają
odbudowane. Jakoś nikt nie zważa na rozwijającą się masę ciała. Jak można by nie skorzystać z gościnności, tyle wokół dobrych rzeczy. Ale znów wracamy na trasę. W naszej zielonej niesiemy flagę z bł.
Janem Pawłem II i flagę narodową z jego podpisem (takich flag mnogość szczególnie w grupie żółtej).
Dochodzimy do Viktarine, tutaj jak co roku wita nas coraz starsza pani deklamując wiersze i śpiewając
polskie pieśni, które tutaj brzmią całkiem inaczej. Pogoda w kratkę, taka najlepsza lecz nie do końca.
Spotykamy się z kolejną burzą. W jednej chwili ciemności i wicher, który dosłownie spycha nas z drogi.
Współczuć należy tym co akurat niosą tuby. Flagi są wręcz wyrywane z rąk. A nasz misjonarz ks. Roman
akurat głosi konferencję o swojej pracy w Rwandzie. I znów burza przechodzi, robi się zimno. W oddali
widać wieże kościoła w Turgielach, celu naszego dzisiejszego etapu. Powitanie jak co roku niezwykle
tkliwe, za przyczyną ostoi polskości, zespołu „Turgielanki” recytowane wiersze i piękne śpiewane pieśni.
Pobocza wzdłuż drogi udekorowane białymi hortencjami. Jak nie wiele potrzeba, by nasze zmęczenie
gdzieś uciekło. Wszyscy uśmiechnięci wchodzimy do kościoła, gdzie będzie Eucharystia. Pielgrzymi zajmują ławki i podłogę. Tutaj też jest powitanie ks. Prałata, który opowiada o historii kościoła obchodzącego właśnie jubileusz 500-lecia.
Później głosi kazanie, opowiada o kontaktach z bł. Janem Pawłem II. Pochodzi z Niegowici (z Małopolski), tak gdzie kiedyś ks. Karol Wojtyła rozpoczynał pracę duszpasterską. Na zakończenie błogosławi
wszystkich relikwiami bł. Jana Pawła II (przywiezionymi z Watykanu) przechodząc wśród pielgrzymów.
Nocujemy w szkole, pomimo że mamy ciekawe miejsce na namioty, pogoda niepewna.
…. Pierwszy raz szłyśmy do Wilna, poprzednio przecierałyśmy szlaki do Częstochowy. Bardzo nam się
wszystko podobało, szczególnie nowoczesna, patriotyczna, zabawna, a zarazem pobożna atmosfera
grupy żółtej prowadzonej przez księży salezjanów. Poznałyśmy bliżej nauczanie księdza Bosko, przekonałyśmy się, że każdy sposób oddawania czci Maryji jest dobry, nawet odpalenie rac na wejściu do
Ostrej Bramy. Uduchowione, szczęśliwe z utęsknieniem czekamy na pielgrzymkę w przyszłym roku. Pozdrawiamy i zapraszamy do grupy żółtej
Paulina i Karolina
R
anek pochmurny, ale nie pada. Załadunek ciężkich bagaży na ciężarówkę, poranny apel, wyznaczenie kolejności wyruszania poszczególnych grup i dalej w drogę. Pożegnanie przez przedstawicieli
Turgielanek. Szkoda że tylko takie skromne. Zaczynamy już czuć, że już blisko do naszego celu, do Matki
co w Ostrej świeci Bramie, że tylko jeszcze 2 dni, jednocześnie przykro, niedługo będziemy się musieli
rozstać, a tak nam tutaj ze sobą było dobrze. Wiele zawiązało się przyjaźni. Wiele zabraliśmy po drodze
intencji, które już pojutrze złożymy przed tronem naszej Matki, gdyż już nikt nie ma wątpliwości że tam
nie dojdzie. Dużo by można pisać o zaangażowaniu poszczególnych osób, by wszystko przebiegło bez
zarzutu, nasi przewodnicy duchowi, harmonista Sylwek z córką, inni śpiewający, opiekujący się tubami,
nie marudzący pielgrzymi. Chwała Panu.
Już przy końcu tego etapu w czasie odmawianego różańca ks. Andrzej, nasz przewodnik udzielił odpustu zupełnemu dla osoby zmarłej bliskiej każdego z pielgrzymów. Ofiarowałem go za zmarłą tuż przed
pielgrzymką mamę mojego serdecznego przyjaciela. Bogu niech będą dzięki.
Na dzisiejszym etapie szczególnie polubił nas piesek idący z pielgrzymką od pierwszego dnia. Szedł
(biegł) zawsze takim tempem jak poruszała się grupa, najczęściej przed pierwszą idącą grupą, czasem w
środku. Jest to nieprawdopodobne, że zaliczył ponad 250 km w dobrej kondycji. W tym ciele najprawdopodobniej był duch jakiegoś pielgrzyma. Nie pozwolił sobie nałożyć obroży, a pozwalał tylko jednemu
wziąć się na ręce. Dzień jak poprzednie w kratkę pogodową. Dochodzimy do końca naszego przedostatniego etapu Nowej Wilejki, takiego przysiółka Wilna. Wita nas proboszcz po polsku, mówi że jesteśmy
łaską dla jego parafian, w których 97% to Polacy. W trakcie kazania słyszymy, że pielgrzymka nie kończy
się pod Ostrą Bramą, pielgrzymka trwa nadal (chociaż już nie w takim składzie), a zgodnie z jej hasłem
mamy trwać w komunii z Bogiem. Tutaj jest to takie proste, lecz… tam gdzie za kilka dni powrócimy
zaczną się schody i całkiem inne klimaty. Na końcu Mszy Św. niektórzy pielgrzymi podejmują duchową
adopcję prosząc Ducha Świętego o dar wytrwania i składają przyrzeczenia. Tutaj mamy zaprzyjaźnioną
rodzinę Dadeło (z ubiegłego roku), która nas ugości i przyjmie na 3 kolejne noclegi. Na powitanie mamy
nawet wykonany powitalny transparent.
Czeka na nas sauna, gdzie możemy się dokładnie oczyścić z wszelkich niewygód tych ostatnich dni.
Nasi gospodarze spragnieni są rozmów z nami. U nich nie obowiązuje już cisza nocna. Dowiadujemy się
że na ostatni etap pójdzie z nami córka gospodarzy Emilka, która w tym roku przystąpiła do pierwszej
Komunii Świętej. Chwała Panu. Przed wyjazdem na tą pielgrzymkę otrzymałem od mojego znajomego
100 różańców misyjnych do rozdania przez te 10 dni. Ostatni z nich otrzymała Emilka.
….Pielgrzymka powoli dobiega końca. Jest już…….. po ciszy, ale niebo nadal jest jasne. Snują się po
nim granatowe i różowe obłoki. Gdy myśl ę o tych chmurach, przypomina mnie się wczorajsze niebo:
czarne, gęste piękne chmury zapowiadające nieuchronną zbliżającą się burzę. Ściana deszczu. Myślę że
pogoda nam dopisała. Nie chcę zapeszać, bo to przecież nie koniec, ale moim zdaniem lepsze jest takie
urozmaicenie niż codzienny upał, czy wieczne burze. Natomiast wieczna była POGODA DUCHA i to jest
cudowne. Jestem pierwszy raz na pielgrzymce. Bałam się, czułam że sobie nie poradzę, że mnie przerośnie i mile się zaskoczyłam. Trasa była ułożona doskonale, postoje bardzo miłe (oczywiście że za krótkie
z powodu krótkiego dnia). Podobało mnie się i nadal podoba i mogłabym się tak rozpisywać i rozpisywać… Ale Najważniejsze… Wspomnienia pozostaną cudowne. Chwile wzruszenia, radości, na przemian
z zadumą i refleksją. Wspaniałe słowa księży, przewodników, świadectwa misjonarzy, czy uczestników.
Wciąż je słyszę i naprawdę wiele dzięki nim zrozumiałam. Wspólne modlitwy, śpiewy, wspólne zabawy.
Tak na pewno o tym nie zapomnę. Nie zapomnę o niezwykłym przyjęciu nas przez ludzi (szczególnie na
byłych polskich terenach Litwy). Ich życzliwość, dobro, uśmiech i łzy mam nadal przed oczami. Były……..
zarówno psychiczne jak i fizyczne, ale one także wiele mnie nauczyły, podobnie jak warunki do których
nie byłam wcześniej przyzwyczajona. Nie mogę się doczekać wygodnego łóżka i obiadu mojej mamy, ale
nie narzekam, bo warto przeżyć doświadczenie twardej komnaty, czy przydługiej kolejki do toalety (TOI-TOI). Pielgrzymi są wspaniali, zdaję sobie sprawę że większość z tych ludzi już nigdy nie zobaczę, ale
cieszę się że mogłam z nimi wędrować, dzielić radości i smutki, bąble na stopach i wyczekiwane postoje.
To był niezwykły czas. I nigdy tego nie zapomnę. Zapewne będę powracać do tych chwil.
Anna
…Jedno wiem na pewno. Od kiedy pielgrzymuję zaczynam widzieć sens w moim życiu. Wszystko mi się
przewartościowało, zwolniłam tempo. Jestem bardziej uważna, dostrzegam we wszystkim co się wokół
mnie dzieje jakąś Bożą logikę, Boży plan. :) O Komunii z Bogiem, powiadasz.... :)
O tym, że Mu we wszystkim zaufałam, podążam z radością Jego szlakiem i ufnie przyjmuję wszystko
co dla mnie ma? I radości i cuda które wydarzają się każdego dnia. I cierpienie, którego sens powoli
zaczynam odkrywać i staje się ważniejsze niż błahe radostki, albo jeśli wolisz radosne błahostki.
Nigdy nie zapomnę spotkań z pięknymi, bo promieniującymi Bożym światłem ludźmi. Zawsze będziesz
w moim sercu tak jak wszyscy z „Wilczej grupy” jak inni pielgrzymkowi bracia i siostry.
I nie mogę się doczekać kiedy znowu wyruszymy by sławić Najświętszą, Miłosierną Panią z Ostrej
Bramy.
Betty
….Ta kolejna już miniona moja pielgrzymka była inna niż wszystkie. Dla mnie o trzy dni krótsza i tym
bardziej utęskniona. Podróż 16- godzinowa z 3 przesiadkami i dojazdem na Litwę. Kolejne intencje
zaniesione pod Ostrą Bramę. I tam trzy słowa: dziękuję, przepraszam i proszę. To wystarczy. Można by
tam pojechać autobusem czy pociągiem, ale to byłoby zbyt proste. Wędrując więcej można ofiarować
i wyprosić. W tym roku na pielgrzymce przestałam bać się burzy . A bałam się jej panicznie. Takie
mam pierwsze wspomnienia z minionej pielgrzymki. I już zastanawiam czy będzie mi dane iść w przyszły roku??? Bardzo owocnym czasem pielgrzymki jest spotkanie ludzi. Zwłaszcza wieczorne rozmowy
na noclegach. Wymiana wrażeń, doświadczeń, nowe znajomości. Wzruszająca życzliwość miejscowych
ludzi przyjmujących do swoich domów pielgrzymów. W tym roku po pielgrzymce i moja rodzina przyjęła pielgrzyma na nocleg do domu, gdyż pielgrzymka do Częstochowy zmieniła trasę i była po raz
pierwszy taka okazja. Oczywiście opowiedziałam o naszej pielgrzymce i zauważyłam niesamowitą chęć
doświadczenia i tej pielgrzymki wileńskiej. Myślę, że to był pierwszy owoc pielgrzymowania do Matki
Miłosierdzia.
Marta
….Żyć w komunii z Bogiem - to hasło XXI Pielgrzymki z Suwałk do Ostrej Bramy w której po raz czwarty
miałam ogromną przyjemność uczestniczyć i jak Bóg pozwoli to nie ostatni. To niesamowity i niepowtarzalny czas 15 - 26 lipca to najpiękniejsze 12 dni w roku. Pragnę zachęcić osoby (braci i siostry), którzy
jeszcze nie byli na pielgrzymce do wzięcia udziału chociaż raz, bo do kolejnego razu już nie ma potrzeby zachęcać. Pielgrzymka to nie tylko rekolekcje w drodze , ale to również spotkanie Boga w drugim
człowieku. Czas wspólnego pielgrzymowania do Matki Miłosierdzia jest okazją budowania wspólnoty
międzyludzkiej, a przede wszystkim wspólnoty z Bogiem. Chociaż od zakończenia pielgrzymki minęło
już pół roku, w moich myślach, snach - ja nadal pielgrzymuję. Niemal każdego dnia wracam myślami
gdzieś na szlak, ponadto stały kontakt mailowy i telefoniczny z pielgrzymami sprawia, że te wspomnienia są wciąż żywe. Głęboko w sercu zapadły mi katechezy naszego Przewodnika grupy zielonej ks.
Andrzeja. Tak pięknie i obrazowo przybliżał nam Tajemnicę Eucharystii, zgłębiał też tajemnicę Bożego
Miłosierdzia. Chylę czoło przed naszym Przewodnikiem, to bardzo mądry i uduchowiony kapłan. Często
wspominam również naszego Misjonarza Romana i jego relacje z Misji. Zielona - to grupa misyjna, więc
nie mogło zabraknąć akcentu misyjnego. Pielgrzymkę ubogacał piękny śpiew brata Sylwka i jego córki przy akompaniamencie akordeonu, modlitwy poranne, godzinki, różaniec i koronka do Miłosierdzia
Bożego, a przede wszystkim cudowne codzienne Msze Święte. W pamięci pozostało piękno litewskiej
ziemi, spotkania z Polakami mieszkającymi na Litwie, ich oczy pełne łez z tęsknoty za Ojczyzną, ich gościnność. Tęsknię za siostrami i braćmi pielgrzymkowymi.
Danuta
D
zień rozpoczynamy stosunkowo późno o godz. 8, porannymi modlitwami. Później jak co roku prezentacja grup i wzajemne podziękowania. Każda z grup produkuje się z programem rozrywkowym na
różnych poziomach. Wszyscy ubrani w koszulki w kolorze swojej przynależności. A kolory naprawdę super soczyste z Matką Ostrobramską i piękną rybą na piersi. Pięknie wyglądamy. Emilce załatwiamy też
koszulkę (zieloną), szkoda tylko że nie w jej rozmiarze. Ale w niej (koszulce-sukience) też wygląda ładnie. Odbyło się też losowanie kolejności wejścia do Wilna. Nad nami aura radości i szczęścia. Wszyscy
jeszcze wątpiący 8 dni temu, już wiedzą, zostało tylko 10 km (pikuś). Mamy czas na wymianę adresów,
ostatnie zdjęcia na luzie. A pogoda przepiękna. Uroczystość uświetniła grupa motocyklistów z księdzem
na Harlejach. No i w drogę. Kolorowy wąż prowadzony przez policję wydłuża się. Musi on pięknie wyglądać z samolotu. Na drodze wzmożony ruch, od którego w ostatnich dniach odwykliśmy. Mamy na
dzisiejszym etapie postój. Grupa biała organizuje tańce. W poprzednich latach szliśmy bez odpoczynku.
Mam dużo roboty, gdyż jak co roku mam spryskiwacz (do kwiatów), którym zraszam rozgrzane twarze,
przynosząc im chwilową ulgę.
Z oddali widać Wilno. Pielgrzymi odzyskują siły, prawie biegną bez wytchnienia. Nikt nie pamięta o
swoich dolegliwościach. DOSZLIŚMY.
Korale masz z dziecięcych łez
Promienie u głowy z maleńkich ich radości
W Ostrej Bramie na każdego czekasz
Zatroskana wielce nad nami
Najmiłosierniejsza!
Jest miejsce wpisane w kraj zielonych lasów i łąk
bielejących jezior, czerwieni maków
gdzie czeka MATCZYNE SPOJRZENIE
DŁONIE DO SERCA TULĄCE CIEBIE
jest miejsce – BRAMA nadziei, radości, miłosierdzia
przez które wprost do nieba idą smutek, ludzki ból,
krzyk cierpiących, płacz krzywdzonych
gdy już tu jesteś, nic nie mów, patrz
słuchaj mowy obecności
(Ks. R. Kotkiewicz)
W
chodzimy na ulice. Śpiew wszystkich bardzo głośmy, a że w każdej grupie inny powoduje to niezły jazgot dla tych słuchających. Wita nas tutejszy proboszcz nie żałując wody święconej, dziękujemy
Matce za tą drogę kładąc się krzyżem przed jej obliczem, zajmujemy miejsca na ulicy pod Ostrą Bramą.
Rozpoczyna się Eucharystia koncelebrowana przez ełckiego biskupa J. Mazura z udziałem wszystkich
pielgrzymkowych księży. Pielgrzymka przechodzi do historii, każda jest inna pomimo tej samej trasy.
Organizatorzy Salezjanie starają się jak co roku by nam tutaj było dobrze, by nie było zgrzytów i chwała
im za to.
Wszystko co złe długo się nie pamięta, natomiast co dobre pozostaje w naszych sercach do następnego roku i wiemy że znów nas tutaj będzie ciągło. Tylko czy Boży plan będzie się pokrywał z naszym.?
Jezu ufam Tobie.
Maryjo, oto jestem
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Pielgrzymów, którzy
- mimo lęku przed upałem i ulewą,
burzą i wichurą,
zmęczeniem i własnymi słabościami
- wyruszyli w drogę.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Zmęczonego człowieka
Z trudem stawiającego kolejny krok,
Ukradkiem ocierającego łzę,
Przesuwającego paciorki różańca.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Brata niosącego czyjś plecak,
Siostrę podającą kubek wody,
Czyjeś oczy uśmiechnięte do człowieka
Idącego obok.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Aż po horyzont
Białe pola gryki,
Rozległe przestrzenie pachnące ziołami,
Niemen wijący się błękitną wstęgą.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Drogi usłane kwiatami,
Zastawione stoły, ręce wyciągnięte w przyjaznym geście ,
Usta wypowiadające śpiewną polszczyzną
Słowa Chrystusowego powitania.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
Sejneńską Panią od Trójcy Świętej,
Zielną Matkę Boską z Berżnik,
Wpatrzone w każdą i w każdego z nas
Oczy Madonny z kościołów w Kolesznikach, Ejszyszkach,
Butrymańcach, Kamionce, Turgielach, Nowej Wilejce.
Gdy myślę: MARYJA,
Widzę
W cudownej Twarzy Matki z Ostrej Bramy
Całe swoje życie.
Bo przecież po to do Niej przyszłam,
By przez Jej piękne Dłonie
Ofiarować je BOGU.
Amen!
P
o Mszy Św. jest już czas dla każdego indywidualnie według własnych planów. Wszystkich „naszych”
w różnych kolorach można spotkać na ulicach, w restauracjach. W tej historycznej części Wilna, pełnego
naszej na tej polskiej obecności. Salezjanie organizują też tutaj wycieczki. Warto w nich wziąć udział,
gdyż czasu jest mało tylko 1,5 dnia. Jestem tutaj 6 raz, a w niektórych miejscach po raz pierwszy. Spróbuję przybliżyć kilka ciekawostek.
Ostra Brama stanowi jeden z najcenniejszych zabytków Wilna jako pozostałość murów obronnych.
Brama ta początkowo znana Miednicką, gdyż prowadziła w kierunku Miednik Królewskich. Później została nazwana Ostrą, jako że znajdowała się w dzielnicy miasta zwanej Ostrym Końcem. Grubość gotyckiego muru sięga 2,0-2,6 m. od strony zewnętrznej widoczna jest strzelnica, nisza z wizerunkiem
Chrystusa Króla, a wyżej główka boga Hermesa (Merkurego) patrona kupców i… złodziei strzegącego
drogi handlowej ku Rusi i Morza Czarnego. Jeszcze wyżej renesansowa attyka z herbem Litwy – Pogorią. Od wewnętrznej strony mieści się kaplica ze słynącym łaskami obrazem Matki Bożej. Tutaj Ziemia
dotyka Nieba. Ikona powstała na początku XVII wieku. Autorem jest przypuszczalnie miejscowy nieznany malarz. Namalował on Maryję na dębowych deskach techniką temperową. Później obraz pokryto
warstwami farb olejnych. Bogurodzica jest bez dzieciątka z głową lekko pochyloną na prawo i rękami
skrzyżowanymi na piersi. Jej sylwetka jest pełna delikatności i wdzięku. Oblicze tchnie świętością, łagodnością, pokorą i cierpliwością. Zgięta górna część ciała i ten żarliwy gest wskazują że jest Matką
Miłosierdzia. Jeden z historyków powiada o rękach „ jakby grzesznika przyjmują i przytulają”.
za przewodnikiem „Pielgrzymka na Litwę” autorki Barbary Olszewskiej
Niektórzy już dzisiaj wyjeżdżają w drogę powrotną, modlą się pod obrazem Matki wychodząc tam
uroczyście (I piętro) na kolanach, lub tradycyjnie. My po odwiedzeniu kilku miejsc udajemy się na przystanek autobusu miejskiego i powracamy na gościnne progi naszych gospodarzy w Nowej Wilejce po
dniu pełnym wrażeń. Następnego dnia jedziemy znów do Wilna po odespaniu zaległości, by tam zwiedzać i fotografować. Opiszę tu w skrócie trasę naszej wycieczki. Zaczyna się oczywiście od Ostrej Bramy,
gdzie niewielu już pielgrzymów. Można nawet dotknąć Najświętszego Obrazu, nikt nie pilnuje, dlatego
taka tam aura. Zupełnie inaczej niż u Matki w Częstochowie, gdzie służby porządkowe wręcz przeganiają pielgrzymów. Do kaplicy Ostrobramskiej przylega ogromna bryła kościoła Św. Teresy, najszlachetniejszego pomnika kwitnącego baroku w Wilnie XVII wieku. Po prawej stronie kościoła widzimy bramę wiodącą do cerkwi prawosławnej p.w. Ducha Świętego. Cerkiew i klasztor powstał w XVI wieku. Po lewej
zaś stronie cerkiew OO Bazylianów p.w. Trójcy Świętej, kiedyś przemienione na więzienie, gdzie więziono (1823-1824) Adama Mickiewicza, Filomatów i Filaretów. Tu właśnie rozgrywa się scena III części
Dziadów. Tu znajduje się cela Konrada, a cerkiew ma odnowioną tylko jedną kaplicę Skuminów, reszta
zniszczona. Niżej kościół Św. Kazimierza. Jak każdy ma swoją długą historię. Ciekawostką jest umieszczone w sieni lustro, by każdy wchodzący i wychodzący mógł się przekonać czy się odmienił. Skręcamy
w prawo i po przejściu wąskimi uliczkami dochodzimy do pięknej cerkwi platnickiej. Dalej idziemy do
kościoła Św. Bernardyna i Św. Franciszka, obok bardzo gotycki kościół Św. Anny, a obok pomnik A.
Mickiewicza. Następny kościół Św. Piotra i Pawła przepięknego we wnętrzu, głównie przez zdobienia
(stiuki), których tu kilka tysięcy, a wszystko w białym kolorze. Wracamy obok Katedry i ratusza, następnie kościół Wszystkich Świętych, oraz przepiękny kościół Św. Ducha. Tutaj znajdował się do niedawna
oryginał obrazu „Jezu ufam Tobie” przeniesiony do kaplicy Miłosierdzia Bożego. Wart obejrzenia jest
kościół Św. Mikołaja i wiele innych. To nasza historia. Jednak żadne opisy nie oddadzą aury tego przepięknego miasta. Nie dane mnie było jednak być w tej części nowoczesnej, gdzie też jest wiele miejsc
godnych zobaczenia. Dzień kończy Msza Św. w kościele Franciszkanów, którzy są na etapie generalnego
remontu i z roku na rok przybiera on lepszego wyglądu. Po jej zakończeniu idziemy jeszcze pod Ostrą
Bramę by pożegnać Maryję, prosić o ponowne jej zaproszenie za rok i odśpiewać Apel Jasnogórski. Jest
już ciemno gdy docieramy do naszych gospodarzy. Jesteśmy bardziej zmęczeni niż po najdłuższym etapie pielgrzymki. Nazajutrz po Mszy Św. gościnnej Nowej Wilejki wsiadamy do autokarów i wracamy do
swoich rodzinnych miejscowości. Wielkie podziękowania dla księży Salezjanów, znowu było wszystko
zapięte na ostatni guzik. Trudno dogodzić wszystkim pośród ponad tysięcznej liczbie pielgrzymów, ale
niewiele słyszało się narzekań organizatorów i na organizatorów. Bogu niech będą dzięki.
Dziękuję tym którzy tutaj napisali, dali swoje świadectwo, wspomogli mnie w tym kolejnym „dziele”.
Dziękuję też tym którzy obiecali że napiszą, lecz o tym zapomnieli. Widocznie nie chcieli podzielić się
swoimi przeżyciami, które należały się jako podzięka dla naszej Matki.
Niech jednych i drugich strzeże i chroni Matka co w Ostrej świeci Bramie i wyprasza im łaski na każdy
dzień. Jeśli tylko taka wola Pana, to zobaczymy się znów 15 lipca 2012 roku na starcie XXII pielgrzymki,
by przeżywać te piękne chwile.
Całość spisał z zielonych Jacek Wilk mieszkający w Krakowie dodając swoje 3 grosze.
A w życiu piękne są tylko chwile, ale dla tych chwil jest warto żyć (to słowa piosenki).
Szczegółowe informacje oraz zapisy na pielgrzymkę na stronie www.suwalki-wilno.salezjanie.pl.
W
e wrześniu dbyło się również spotkanie popielgrzymkowe zielonych w Pallotyńskim Wyższym
Seminarium Duchownym w Otwocku. Dawni pielgrzymi przyjechali w ‘tekstylnych” strojach, które nie
dodawały im uroku. Uważam że wyglądaliśmy lepiej w strojach pielgrzymkowych. Tylko ks. Andrzej
ciągle taki sam, lecz z małym wyjątkiem: bez rogatywki lecz z tym przyklejonym uśmiechem nas podejmował. Na tym spotkaniu poznałem (wreszcie) Ryszarda z Hamburga, autora setek prezentacji, którymi
zapycham Wam skrzynki mailowe od lat, będąc tylko pośrednikiem. Bogu niech będą dzięki, że dane
nam było stworzyć taką przyjaźń… Świerszcza z Wilkiem i Rybką.

Podobne dokumenty