nak najważniejsze są siodło, które nie nasiąka wodą (tanie

Transkrypt

nak najważniejsze są siodło, które nie nasiąka wodą (tanie
nak najważniejsze są siodło, które nie nasiąka wodą
(tanie, plastikowe) i uchwyty kierownicy mocowane
na śrubki. Gumowe namakają i zsuwają się.
82
Paweł - sekretarz redakcji „bikeBoardu”
Do pracy rowerem staram się dojeżdżać często, chociaż nie oznacza to, że codziennie i przez cały rok.
Mieszkam na obrzeżach miasta i do redakcji znajdującej się w ścisłym centrum mam 12 km. Połowa
tego dystansu przebiega ścieżką rowerową, reszta to
kluczenie po ulicach, chodnikach i zaułkach centrum
miasta. Na początku lub końcu trasy, zależnie od
kierunku podróży, mam do pokonania jeszcze całkiem sporą górę (pierwszy garb Mogilański) dlatego
średni czas dojazdu wynosi ok. 35 min. Po kilku
próbach „odpuściłem” dojazdy na rowerze w sezonie zimowym. Jazda po śniegu to fajna zabawa, ale
tylko wtedy, gdy ma się na to czas. W sezonie rower
też nieraz przegrywa z tzw. sprawami codziennymi
(np. na zakupy do hipermarketu jednak poręczniej
wybrać się samochodem) lub normalnym ludzkim
lenistwem. Jednak mimo to średnio tygodniowo ok.
75 km udaje się nabijać w drodze z i do pracy.
Wprawdzie zbudowałem specjalny rower dojazdowy
na bazie starej ramy hardtail, na gładkich oponach
i z pełnymi błotnikami, ale często „rekwiruje” go
moją lepsza połowa. Wtedy ja wybieram mojego fulla
lub cokolwiek innego, co jest akurat pod ręką. W sezonie dojazdy do pracy to bardzo często początek lub
koniec realizowanych przez bB testów. Nie raz zdarza
mi się pojechać do pracy miejskim „krążownikiem”,
aby po południu wracać na kolarce lub carbonowym fullu, zależnie co jest aktualnie „na tapecie”.
W takich przypadkach często trasa powrotna ulega
wydłużeniu o pętlę testową.
bi k eBoar d #3 kwiecień 2007
Piotr - dyrektor działu jednego z dużych banków
Nie jestem jakimś ortodoksyjny commuterem. Do pracy często dojeżdżam na rowerze,
bo sprawia mi to większą przyjemność niż stanie w korkach i jest lepsze od porannej
kawy. Jestem jednak na tyle wygodny, że deszcz czy śnieg skutecznie zapędza mnie
w ciepłe i suche wnętrze samochodu. Jeżdżę „miejskim przecinakiem” złożonym na
kołach 700c, aluminiowej ramie no name, sztywnym widelcu, z kierownicą i mostkiem
FR i częściami, które przez lata uzbierały się w garażu. Powstało dziwadło, które sprawdza się na tyle dobrze, że czasem używam go do jazdy terenowej po podkrakowskich
okolicach. Uważam, że jest też mało atrakcyjny dla złodziei, co nie znaczy, że zapominam o solidnym zapięciu i to mimo strzeżonego, firmowego parkingu.
Trasę do pracy ułożyłem tak, aby za wszelką cenę uniknąć najbardziej ruchliwych
ulic. Jest na niej trochę szutru, trochę szerokich chodników, kawał ścieżki rowerowej i mniej uczęszczane jezdnie. Czasami urozmaicam sobie powroty, wybierając
inne ulice i niekoniecznie skracając drogę.
Dojazdów nie traktuję jako trening, jeśli już to wyłącznie jako regenerację (tam
i z powrotem to około 70 min. i 24 km, więc w sam raz). Po pierwsze trudno trenować na ulicach i chodnikach dużego miasta, po drugie tempo jazdy dobieram
takie, żeby nie przyjeżdżać do pracy zlany potem. Tej wiosny sprawa wygląda nieco inaczej, bo po bardzo ciężkiej kontuzji z początków zimy rower po mieście jest
dla mnie sposobem na rehabilitację i wstępem do bardziej konkretnej jazdy, więc
pojawiło się dodatkowe uzasadnienie.
Sprawy ubioru i jego wyglądu, tudzież ewentualnych wrażeń hmm... zapachowych
załatwia rezygnacja z jazdy podczas deszczu, specjalna opaska na prawej nogawce, szybka toaleta (na szczęście mam do tego warunki w pracy) i szafa z ubraniami w biurze - t-shirt zamieniam na świeżą koszulę (zapas trzeba uzupełniać),
mam też dwie dyżurne marynarki na wszelki wypadek. Dni, w które mam spotkania wymagające formalnego stroju, skutecznie zaganiają mnie do auta. Niebawem, tzn. gdy zrobi się gorąco, planuję jednak wypróbować kompletną zmianę
służbowej garderoby.
Ziemek - student
Gdy do pracy jadę na rowerze, staram się, by ta trasa była czymś urozmaicona.
Nie jest ona jakaś wybitnie interesująca, bo w 85% przebiega ruchliwą dwupasmówką, a w 15% zatłoczonym centrum miasta. Jednym słowem 100% drogi do
pracy to miejsca, gdzie rowerzysta nie znaczy NIC. Skupienie i refleks są wytężo-