Greenpeace: nie chwytać CO2 - ZZPRC Elektrowni Bełchatów

Transkrypt

Greenpeace: nie chwytać CO2 - ZZPRC Elektrowni Bełchatów
ZZPRC Elektrowni Bełchatów
Greenpeace: nie chwytać CO2
Jedna z najbardziej wpływowych organizacji ekologicznych sprzeciwia się technologii wychwytywania i
składowania dwutlenku węgla (CCS), która jest nadzieją polskiej energetyki
CCS ("carbon capture and storage" czyli wychwytywanie i składowanie dwutlenku węgla) to zupełnie nowa
technologia, która pozwoli magazynować CO2, emitowane np. w elektrowniach i ciepłowniach. Dwutlenek węgla,
przechwycony w miejscu jego emisji (np. kotle elektrowni), jest transportowany - najczęściej rurociągiem o długości
nie większej niż 100 km - do miejsca składowania.
To nadzieja europejskiej energetyki, zwłaszcza w krajach, w których czołową rolę odgrywa węgiel. Masowe
zastosowanie tej technologii ma, zdaniem jej zwolenników, pomóc krajom Unii Europejskiej na zmniejszenie emisji
CO2 o 20 proc. do 2020 roku.
Znana organizacja ekologiczna Greenpeace twierdzi jednak, że CCS to niebezpieczna pułapka. Dziś ujawnia ona
raport w sprawie kosztów i ryzyka związanego z wdrożeniem CCS na masową skalę.
"Gazeta" wcześniej zapoznała się z konkluzjami badania, sporządzonego przez czwórkę naukowców (dwoje
ekologów, specjalistę od zanieczyszczenia środowiska i geologa): dr Erikę Bjureby, dr Paula Johnstona, dr Davida
Santillo i dr Gabrielę von Goerne.
Wyliczyli, że zastosowanie tej technologii spowoduje o 10 do 40 proc. większe straty energii niż obecnie, zużycie
surowców wzrośnie o jedną trzecią, zaś ceny energii elektrycznej skoczą od 21 do 91 proc.
W dodatku inwestycje w CCS są mocno spóźnione - nie jest technologicznie możliwe, żeby zaczęły działać na
masową skalę przed 2030 rokiem - co oznacza, że inwestowanie w przechwytywanie dwutlenku węgla nie będzie miało
żadnego znaczenia przy realizacji ekologicznych celów Unii Europejskiej.
Greenpeace utrzymuje też, że zastosowanie technologii CCS na większą skalę może być groźne dla środowiska. CO2
ma być składowane na lądzie lub pod dnem morskim. Istnieje ryzyko, że zmagazynowany pod ciśnieniem CO2 będzie
się z tych składowisk ulatniał. Co oczywiście całkowicie zniweczy wszystkie efekty, nie mówiąc już o gigantycznym
ryzyku dla zdrowia i życia ludzi.
Greenpeace przypomina tragiczne zdarzenie z 21 sierpnia 1986 r. W zbiorniku pod jeziorem Nyos w Kamerunie
zalegały duże ilości CO2, wytworzonego w wyniku działalności wulkanicznej. Z nie do końca wyjaśnionych do dziś
przyczyn (obfite deszcze, mała erupcja wulkanu) uwięziony na dnie jeziora potężny bąbel CO2 nagle wyprysnął na
powierzchnię i w postaci skondensowanej chmury spadł na okoliczne, gęsto zaludnione wioski. Zginęło 1700 osób i
tysiące sztuk bydła w promieniu 25 kilometrów.
Ryzyko takiej katastrofy powoduje, że dziś potencjalni użytkownicy technologii CCS gotowi są udzielić tylko
10-letnich gwarancji prawnych na składowiska CO2.
Greenpeace uważa, że zamiast w CCS należy inwestować w energię odnawialną.
Tymczasem premier Donald Tusk i minister gospodarki Waldemar Pawlak wiążą z technologią magazynowania
dwutlenku węgla wielkie nadzieje. Rząd zabiega o to, aby w Polsce powstała jedna z eksperymentalnych elektrowni,
strona 1 / 2
ZZPRC Elektrowni Bełchatów
Greenpeace: nie chwytać CO2
które wykorzystują tę technologię. Takie inwestycje wspiera UE. Na ukończeniu jest już pierwsza elektrownia tego
typu w Niemczech, należąca do koncernu Vattenfall.
Jacek Piekacz, który w Polsce z ramienia Vattenfalla zajmuje się technologiami CCS zupełnie nie zgadza się z
zarzutami Greenpeace. - Owszem, elektrownie CCS mają na razie niską sprawność, ale tak jest w przypadku każdej
nowej technologii, której jeszcze nie wprowadzono. Komisja Europejska nalega na budowę takich elektrowni po to, aby
je udoskonalać - tłumaczy.
Piekacz nie rozumie także zarzutu, że technologie wychwytywania CO2 będą nieopłacalne. - A co to w ogóle znaczy?
Przecież cały system handlu pozwolenia na emisję stworzono właśnie po to, aby były opłacalne - dziwi się.
Według wyliczeń Brukseli CCS zarobi na siebie, gdy cena pozwolenia na emisję tony CO2 sięgnie 35 euro. Dziś
kosztują one na giełdzie ok. 20 euro.
A bezpieczeństwo? - Unijna dyrektywa bardzo szczegółowo określa, jak ma wyglądać składowisko CO2. Gdy tylko
pojawi się coś niepokojącego, złoże można zamknąć. A nawet jeśli 1 proc. wycieknie, to przecież 99 proc. zostanie pod
ziemią - podkreśla Piekacz.
Elektrowni atomowej szybko nie wybudujemy, więc Polsce zostaje tylko CCS. Nie ma innej technologii, która
pozwoli ograniczyć emisję CO2 i zaopatrzyć ludzkość w energię - konkluduje energetyk.
Także największy polski producent prądu i przy okazji emitent CO2 - Polska Grupa Energetyczna wiąże z CCS spore
nadzieje. - To prawda, że dziś technologie CCS wciąż nie są dostatecznie dojrzałe. Są także drogie, ale produkcja
energii elektrycznej z elektrowni węglowej wyposażonej we wszystkie instalacje eliminujące emisję pyłu, związków
siarki i azotu kosztuje w Polsce 1/3 tego co wyprodukowanie tej samej ilości energii z wiatru - mówi Jacek Sawicki,
który zajmuje się w PGE nowymi technologiami.
Jeżeli stanowisko Greenpeace podzielą inne organizacje ekologiczne oraz partie Zielonych w całej UE , to technologia
CCS może mieć kłopoty. Kluczowe będzie stanowisko niemieckich ekologów, bo spośród europejskich gigantów to
właśnie Niemcom najbardziej na niej zależy. A wpływy ekologów nad Renem i Łabą trudno przecenić. Kilka lat temu
na żądanie współrządzących wówczas Zielonych rząd Gerharda Schroedera zgodził się do 2030 r. zamknąć wszystkie
elektrownie jądrowe, które dziś wytwarzają ok. 30 proc. prądu w Niemczech. Nowy rząd CDU i SPD podtrzymał tę
decyzję.
Źródło: Gazeta Wyborcza
strona 2 / 2