Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
216
dość niezrozumiałe rytuały – jedni przy krzyżu z drewna, drudzy przy krzyżu z puszek po
piwie. Każde z tych dwóch „plemion” posługuje się dyskursem nieprzekładalnym na
kategorie drugiego, i nie istnieje żadne kryterium, wedle którego można by wskazać,
że któraś ze stron posiada dostęp do jakiejś
„obiektywnej prawdy”.
Po drugie, z pozycji nominalistycznych
krytykowano „obrońców krzyża” jako nominalistów. Skoro zostało już pokazane, że
to, co oferują „obrońcy”, jest tylko jedną
z wielu konwencjonalnych narracji, a nie
żadną obiektywną prawdą, to można argumentować, że nie jest to akurat ta konwencja, którą warto by przyjąć. Za taki argument
służy odwołanie się do zasady „świeckości
państwa”. W nowoczesnym, pluralistycznym
społeczeństwie religia jest kwestią prywatną
– jest to dobra konwencja pozwalająca uniknąć wielu konfliktów. Publiczna obecność
kontrowersyjnego krzyża pod Pałacem łamie
to dobre ustalenie. Krzyż powinien zatem zostać przeniesiony do odpowiedniej świątyni.
Po trzecie, „przeciwnicy krzyża” prowadzili atak z pozycji realistycznych. Był on
wymierzony głównie w polityczny wymiar
krzyża jako symbolu obiektywnie złej opcji
politycznej. Okazuje się więc, że także „przeciwnicy krzyża” stosowali zarówno elementy
myślenia realistycznego, jak i nominalistycznego. Co więcej, czynili tak nie tylko, gdy
chodziło o określenie własnego stanowiska,
lecz również w celu zdefiniowania swoich
oponentów. Krajobraz po bitwie Jak się wydaje, w toku „walki o krzyż”
większy sukces odniosła grupa „przeciwników”. Krzyż został usunięty, a cała sytuacja
przyczyniła się do wzrostu poparcia dla środowisk krytycznie oceniających rolę katolicyzmu w polskiej sferze publicznej. Sukces ów
został w dużej mierze osiągnięty dzięki zróżnicowanej nominalistyczno-realistycznej krytyce „obrońców”. Z pozycji nominalistycznych religijny realizm „obrońców krzyża”
został ukazany jako dziwaczna konwencja.
W kolejnym kroku wskazano – ponownie
z pozycji nominalistycznych – że ta „dziwna
religijna konwencja” nie przystaje do zasad,
na jakie zgadzają się członkowie nowoczesnego społeczeństwa. Krytyka nominalistyczna zredukowała możliwość religijnej obrony
obecności krzyża przed Pałacem. W takiej
sytuacji można było już skutecznie rozwinąć
realistyczną krytykę krzyża jako symbolu politycznego reprezentującego obiektywnie złą
partię.
Trzeba jednak przyznać, że „obrońcy”, za
sprawą sprzężenia elementów realistycznych
z nominalistycznymi, długo trwali w walce,
mimo raczej niesprzyjającego otoczenia instytucjonalnego. Warto zadać pytanie, czy mogli oni wykonać jakiś dodatkowy krok, który
utrudniłby „przeciwnikom krzyża” dokonanie
dekonstrukcji. W stanowisku „przeciwników
krzyża” tkwi realizm ukryty pod maską nominalizmu. Twierdzi się, że należy respektować
„Świeckość” jest pojmowana
mocno realistycznie.
zasadę „świeckości państwa”, gdyż nie ma
obiektywnej racji, by przyznać słuszność akurat tym, a nie innym konwencjonalnym preferencjom religijnym. Tak rozumiana „świeckość” jest pojmowana mocno realistycznie,
przez założenie, że pokojowa egzystencja
różnych dyskursów religijnych (i areligijnych)
w sferze prywatnej jest obiektywnie większą
wartością niż dążenie do urządzenia sfery
publicznej zgodnie ze światopoglądem większości społeczeństwa. Niewątpliwie takie stanowisko samo zasługuje na krytykę z perspektywy nominalistycznej, która mogła zostać
sformułowana przez „obrońców krzyża”.
CHIŃSKA LOGIKA
Marek Przychodzeń
M
uszę przyznać, że do twórczości
filozoficznej Jadwigi Staniszkis
podchodziłem zawsze z pewnym
dystansem. Nie mi jest łatwo o tym pisać, ponieważ jestem nowym przybyszem w świecie tak zwanej prawicy, w którym Jadwiga
Staniszkis zajęła zasłużone, uprzywilejowane
miejsce. Dyskutowany przez nas tekst profesor Staniszkis (2010b) zawiera wiele treści filozoficznych w których czuję się bardziej kompetentny, i to na tyle ciekawych, że skłonił mnie
on do skreślenia kilku uwag komentarza.
Przede wszystkim nie jestem zwolennikiem
sposobu pisania, jaki wybrała pani profesor.
Mówiąc dokładniej, choć jestem zwolennikiem
opisywanego w tekście „tomistycznego realizmu” (jestem ciekaw, jak bardzo termin ten
jest zrozumiały dla szerszej publiczności) to jednak cenię sobie prostotę i klarowność języka.
Mówiąc jeszcze bardziej wprost, cytuję tylko
tych autorów, którzy są bezwzględnie wymagani przez logikę wywodu. Nie uważam się za
totalnego laika w świecie filozofii politycznej,
dlatego zaczynam się niepokoić, kiedy odwołanie do Locke’a i jego teorii „pozwalającej połączyć w wyobraźni niesprowadzalne do siebie
wymiary realności” niewiele mi mówi (Staniszkis 2010b). Tym bardziej, że wiąże się to jakoby
z Locke’owską „liberalną wizją wolności”.
Nieco lepiej mi idzie zrozumienie analiz
Jadwigi Staniszkis dotyczących porządku czy
też nieporządku panującego w Unii Europejskiej. Zgadzam się, że uregulowania fundu-
jące to ponadnarodowe ciało godzą nieco
w tradycyjnie rozumianą racjonalność, lecz
zasadniczo nie zgadzam się z tezą, że klasyczna perspektywa jest niewystarczająca, by ów
nowy „porządek” zrozumieć. Byłaby to dość
dziwna konkluzja, gdyby utrzymywać, że perspektywa „realistyczna” dobra jest poznawczo dla Polski, a zła dla Unii Europejskiej. Jeśli
jakaś perspektywa poznawcza nie jest w stanie ujął danej rzeczywistości, należy uznać ją
za wadliwą i poszukać lepszej.
Nie ma jednak potrzeby szukać lepszej
perspektywy, ponieważ, moim zdaniem,
perspektywa klasyczna dobrze oddaje realia
współczesnego świata. Dziś, jak nigdy dotąd,
kategoria oligarchii urzędniczej świetnie opisuje rzeczywistość, także Unii Europejskiej.
Dlaczego sytuacja ta nie jest tak jasna dla Jadwigi Staniszkis? Być może bierze ona za dobrą monetę autoprezentację struktur europejskich, owego „ pola […] norm i wartości”
(2010b: 202). Chciałoby się, żeby tak było.
Niestety normy i wartości Unii Europejskiej są
zgodne z interesami kompleksu politycznoekonomicznego, a jeśli nie są bezpośrednio
związane z ekonomią, to przynajmniej muszą
odpowiadać egalitarnej ideologii środowiska
eurokratów, którzy są globalną mutacją postaci zwykłego urzędasa.
Faktycznie w Unii Europejskiej mamy do
czynienia z niszczeniem suwerenności struktur lokalnych przez scentralizowane ośrodki
władzy w Brukseli, głównie Komisję Europej-
Idee Staniszkis
217
ską, przeprowadzanym − jak wskazuje Roger
Scruton − w imię zasady „subsydiarności” oraz
„społecznej gospodarki rynkowej”. Eurokraci
bardzo by chcieli, by ludzie nauczyli się jakiejś
nowej logiki, być może „synkretycznej”, „wielowartościowej” z „wprowadzonym wymiarem
czasu” − obojętnie jakiej, byle nie zdrowej, po-
Eurokraci bardzo by chcieli, by
ludzie nauczyli się jakiejś nowej
logiki.
218
zwalającej zrozumieć knowania tych ludzi. Jeśli
zatem by dobrze funkcjonować w Unii Europejskiej trzeba nauczyć się nowej logiki, na przykład chińskiej, to należy sobie zadać pytanie,
czy warto. Innymi słowy, diagnoza Jadwigi Staniszkis zapóźnienia myślenia instytucjonalnego
Polaków jest błędna, podobnie jak błędna jest
rada, że aby zrozumieć chaos, należy samemu
zwariować. Zresztą Staniszkis sama przyznaje,
że ów „chaos” europejski generuje całkiem niechaotyczne konkluzje w sferze moralnej: „postsekularny synkretyzm”, sceptycyzm etc.
Być może niedostrzeganie potencjału
wyjaśniającego tradycji klasycznej wynika
z niewystarczającego rozumienia tej tradycji.
Kiedy Gdy bowiem czytam, że krzyż pod Pałacem Prezydenckim stanowi „moment autonomii formy” zrywający z „realistycznym
związkiem esencji i formy” (Staniszkis 2010b:
201), trudno mi się nie tylko zgodzić z tym
zdaniem, lecz nawet je zrozumieć. Wydaje
mi się bowiem, że istota danej rzeczy (to,
czym dana rzecz jest) związana jest właśnie
zasadniczo z jej formą (strukturą), niezależną
od kontekstu (forma to nie symbol). Nominalizm, jeśli już używać tych ogólnych kategorii,
nie głosi autonomii formy, lecz neguje formę
rzeczy jako strukturę metafizyczną, a nie tylko poznawczą.
Nie zgadzam się także, że Polacy „powierzchownie” przeżywają porządek realistyczny.
Nie przeżywają żadnego porządku, po prostu
w Polsce zachowały się jeszcze zręby zdrowego rozsądku, który wyparował z krajów takich
jak Belgia, gdzie lekarz może stracić prawo
wykonywania zawodu, jeśli odmówi dokonania zabiegu aborcji. Wydaje mi się, że Polacy
prędzej niż Belgowie powiedzą, że ktoś, kto
jako możliwą terapię oferuje śmierć, zasługuje
raczej na miano mordercy niż lekarza.
Co dalej?
Przeczytaj jeszcze, co tak krytycznie nastawiony Marek Przychodzeń ma do powiedzenia o książce M. Rothbarda Wielki Kryzys
w Ameryce i o nowym numerze „Rzeczy
Wspólnych”.