Czerwiec - Ziarno Prawdy
Transkrypt
Czerwiec - Ziarno Prawdy
I A R N O Z RAWDY P W TYM Czasopismo chrześcijańskie · czerwiec 2016 · Nie na sprzedaż Numerze Narodzony na nowo Mrówki i ludzie Okna mądrości Salomona Złodziejka papryki Dary z góry Ziarno Prawdy Spis Wydawca: Treści Christian Aid Ministries PO Box 360 Berlin, OH 44610 USA Wydawane w Polsce przez: Międzynarodowa Misja Anabaptystyczna ul. Miłosza 8 05–300 Stara Niedziałka [email protected] www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver Komitet rewizyjny: Ernest Hochstetler Perry Troyer Johnny Miller Clay Zimmerman Fred Miller Redaktor naczelny: Alvin Mast Zastępca redaktora naczelnego: James K. Nolt Skład komputerowy: Kristi Yoder | SuAnn Troyer Paweł Szczepanik Korektorzy: Jolanta Ławrynowicz Szymon Matusiak Zdjęcie na okładce: Shutterstock Czasopismo jest bezpłatne. Dobrowolne ofiary można wpłacać na nasze konto: Fundacja „Dziedzictwo” ING Bank Śląski nr: 91 1050 1894 1000 0022 9084 2752 © 2016 Całość niniejszej publikacji ani żadna jej część nie może być reprodukowana bez pisemnej zgody Christian Aid Ministries. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.christianaidministries.org 2 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 Artykuł wstępny Narodzony na nowo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Nauczanie Mrówki i ludzie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Łaska dawania. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Mowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Dla rodziców Nie, dziękuję . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 Okna mądrości Salomona. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Migdałowiec – kwiat obietnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Część historyczna Pochodzenie anabaptystów (część 2). . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Część praktyczna Rzetelne wagi i pełne odważniki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Dla młodzieży Wartość wiedzy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Miłość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podobieństwo o talentach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Złodziejka papryki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 28 29 30 Kącik dla dzieci Staś jest za mały . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 Dary z góry. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Uwielbiać Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 Fragment książki Odwaga z uśmiechem (część 3). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36 Poezja Niebo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Ostatnia strona Ocaleni górnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 „Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu – stał bowiem na podwyższeniu; kiedy zaś ją otworzył, wszyscy zebrani wstali.” Księga Nehemiasza 8,5 Artykuł WSTĘPNY Narodzony na nowo —Alvin Mast W ósmym rozdziale Listu do Rzymian czytamy, że zamysł ciała- to śmierć. Człowiek myślący cieleśnie nie przejmuje się tym, czego oczekuje od niego Bóg i nie poddaje się prawu Bożemu. Cielesny umysł jest wrogi Bogu. Osoba myśląca w ten sposób nie jest w stanie myśleć o Królestwie Bożym ani podobać się Panu. Lecz rozdział ten mówi również, że zamysł Ducha to życie i pokój, a człowiek myślący o tym, co duchowe, jest zrodzony z Ducha – oddał życie Bogu i wierzy, że podobanie się Jemu jest najwyższym honorem. Skąd wiesz, że chodzisz według ducha? Przede wszystkim upewnij się, że narodziłeś się na nowo. Człowiek prawdziwie zrodzony z Ducha to taki, który się upamiętał, odwrócił się od swoich nikczemności i w wierze zwrócił się do Jezusa Chrystusa. Pozostawił za sobą grzeszne pragnienia serca i dąży do świętości w Bogu. Jeśli chcesz chodzić w Duchu, zacznij poważnie traktować Pana i porzuć cielesny tryb życia. Jedynie dzięki nowemu narodzeniu możesz stać się pasjonatem spraw Bożych. Horatius Bonar powiedział: Jeśli mam żyć jak dziecko Boże, to muszę nim być i muszę o tym wiedzieć. Inaczej moje życie będzie tylko nędzną imitacją, sztucznym mechanizmem, odgrywaniem pewnej roli; i będzie pozbawione życiowego ciepła i siły. W tym miejscu wielu zawodzi. Próbują żyć jak synowie, żeby uczynić się synami, zapominając o prostym planie Bożym uzyskania synostwa w jednej chwili: Tym zaś, którzy Go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi (J 1,12). W Liście do Rzymian 8,14 czytamy, że osoba narodzona na nowo będzie prowadzona przez Ducha Świętego. „Prowadzona” to inaczej „sterowana”. Odrodzonym człowiekiem „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 3 steruje Duch niczym głodną owcą idącą na pastwisko. To jest oznaka bycia chrześcijaninem. Nie może być tak, że nowo narodzona osoba nie ma pragnienia, żeby żyć dla Pana. Skosztowaliśmy, że On jest dobry i wiemy, że odpuścił nam grzechy. To kieruje nami, byśmy czcili i uwielbiali zmartwychwstałego Chrystusa (Ps 34,9; 1 J 2,12). Prowadzenie Duchem pokazuje, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Powinniśmy być ludźmi tak mocno prowadzonymi przez Ducha, żeby nie było żadnych wątpliwości, czy jesteśmy chrześcijanami czy nie. Widząc kogoś, kto nie wydaje wystarczającego owocu, po którym można by poznać, czy chodzi z Panem, stwierdzamy że brakuje mu pasji od Ducha Świętego. Coś się musi stać w życiu takiej osoby: Bóg musi wyrwać go z objęć tego świata. To jak z rozpaleniem ognia – jeśli nie płonie wystarczająco jasno, trzeba dołożyć drewna. Pragnienie uwielbienia Boga rodzi owoc. Możemy używać wielkich słów o swojej służbie dla Chrystusa, śpiewać piękne pieśni, albo modlić się najgłośniej ze wszystkich, ale to nie przyniesie owocu. On jest wydawany Owoc jest dzięki temu, że kierujemy wydawany dzięki się pragnieniem pracy dla temu, że kierujemy Królestwa Bożego. Owoc się pragnieniem pojawia się wtedy, gdy pracy dla nasze dzieło staje się Królestwa Bożego. Bożym dziełem. Chcąc Owoc pojawia się służyć Bogu i zapierając się siebie, oddajemy wtedy, gdy nasze Mu chwałę i wydajemy dzieło staje się owoc dla chwały Jego Bożym dziełem. Królestwa. Niechaj przykazanie Jezusa dane Jego uczniom stale nam towarzyszy: „Wstańcie, chodźmy”. Duch Boży działa przemożnie w życiu chrześcijanina. Sprawia, że podrywamy się na nogi i idziemy. Może nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale Bóg wyznacza nam cel i pragnie nam dać wizję niezbędną do jego wypełnienia. Odkąd ją zobaczymy, będziemy prowadzeni do osiągnięcia celu. Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją (Jr 29,11). 4 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 Motywem przewodnim niniejszego numeru jest chęć pomocy, by rozpalić ogień w Twoim sercu. Mamy nadzieję, że zawarte w nim materiały rozniecą w Tobie głód Słowa Bożego. Czasem potrzebujemy ostrzeżenia, żeby sobie przypomnieć, że Bóg jest święty. Niniejszy numer zawiera artykuł pod tytułem „Mrówki i ludzie”. Autor pisze w nim: Ta lekcja z natury przypomina duchowe choroby nękające Kościół Jezusa Chrystusa. Weźmy pod uwagę takie duchowe kwasy jak... i wymienia niemoralność, pożądliwość, bałwochwalstwo itd. Ufamy, że czytając, przypomnisz sobie, że nowe narodzenie jest warunkiem wejścia do Królestwa Niebios, a prowadzenie Ducha jest niezbędne do uwielbienia Boga. Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wtedy powstał Piotr razem z Jedenastoma i przemówił do nich głosem donośnym. Mówił zaś tak: Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, proszę was o chwilę uwagi i o dokładne wysłuchanie tego, co wam powiem.” Dzieje Apostolskie 2,14 Nauczanie MRÓWKI I LUDZIE P isząc o śmierci w kolonii mrówek, Paul Brubaker mówi, że z początku żywe mrówki ignorują martwą. Wreszcie po zapachu stwierdzają, że należy usunąć ciało. Nie umiem tego w pełni wyjaśnić, lecz łatwo zrozumieć, że zapach życia różni się od zapachu śmierci, szczególnie po jakimś czasie. Brubaker otrzymał te informacje od Edwarda Wilsona, biologa z Uniwersytetu Harvarda, który odkrył, w jaki sposób mrówki traktują swoich zdechłych. Najwyraźniej idą za zapachem kwasu oleinowego (nienasycony kwas tłuszczowy występujący w postaci glicerydów w naturalnych kwasach i tłuszczach). Gdy ciało zdechłej mrówki zaczyna się rozkładać, wydziela zapach kwasu oleinowego i wtedy współlokatorki gniazda wynoszą je na stertę odpadów. Gdy Wilson zauważył to zachowanie mrówek, postanowił umieścić małą próbkę kwasu oleinowego – wyprodukowanego w laboratorium – na żywej mrówce i obserwować, co się stanie. —P. L. M. Oczywiście inne mrówki pomyślały, że jest martwa. Mimo protestów i walki, zataszczyły żywą koleżankę na wysypisko. Dopiero po całkowitym umyciu pozwolono jej wrócić do gniazda. Gdyby wróciła, nie zdając testu na zapach, zostałaby z powrotem wyrzucona. Ta lekcja z natury przypomina o duchowych problemach nękających Kościół Jezusa Chrystusa. Weźmy pod uwagę następujące „kwasy oleinowe” w sferze duchowej: Niemoralność. Gdy ktoś ubiera się nieskromnie, większość osób to zauważa, lecz trapią się tym tylko ludzie czystego serca. Ordynarne dowcipy nazywane eufemistycznie „pikantnymi” wskazują na to, że grzech jest nadal bardzo atrakcyjny. Brakuje szczerej pokuty. Gdy zaloty wzbudzają pragnienia właściwe jedynie dla małżeństwa, sumienie zaczyna się kalać. Pierwszy List do Koryntian 6,18 mówi: Uciekajcie przed wszeteczeństwem. (…) Kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału. Bóg honoruje „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 5 chrześcijańskie małżeństwo, jak mówi List do Hebrajczyków 13,4: Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg. Gdy przestajemy żyć według Bożych standardów moralnych, słodki zapach wierności Bogu ulatuje z naszego życia. Pożądliwość. Jeśli ktoś nie jest zadowolony ze swojego losu i pożąda bogactwa swego bliźniego albo jego żony, albo jego wpływów, to ulega pożądliwości. List do Hebrajczyków 13,5 mówi: Niech życie wasze będzie wolne od chciwości; poprzestawajcie na tym, co posiadacie. Wraz z odpuszczeniem grzechów Bóg obdarza nas zadowoleniem z życia. Bałwochwalstwo. Ci, którzy poświęcają się czemuś innemu niż Bogu, tak naprawdę oddają chwałę bożkom. Jeśli znajdujemy większą przyjemność w dążeniu do bogactwa, przyjemności czy wpływów wśród ludzi niż w służbie Bogu, oznacza to „problemy z sercem”. W Ewangelii Marka 12,30 czytamy: Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej. Mściwość. Jeśli z powodu rozczarowania uderzamy w innych słowami wyrażającymi niecierpliwość i gniew, to próbujemy brać sprawiedliwość we własne ręce. Pokazujemy w ten sposób brak ufności, że Bóg zrobi to, co obiecał: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę (Rz 12,19). Bóg troszczy się o swoich i nie musimy używać przykrych słów, by 6 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 powiedzieć im, co mają robić, ani samemu zabierać się za walkę z niesprawiedliwością. Pijaństwo. Ci, którzy uciekają się do pijaństwa, pozwalają się kontrolować alkoholowi zamiast Duchowi Świętemu. W Księdze Przypowieści Salomona 20,1 czytamy: Wino – to szyderca, mocny trunek – to wrzaskliwa kłótnia; i nie jest mądry, kto się od niego zatacza. Pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego (1 Kor 6,10), ani nie należą do Kościoła Chrystusowego, który jest Oblubienicą „bez zmazy lub skazy”. Zdzierstwo. Gdy wierzyciel czerpie przyjemność z wywierania brutalnej presji finansowej na dłużnika (albo dłużnik lekceważy sobie obowiązek spłaty długu), taka postawa zaczyna pachnieć chciwością. Księga Ezechiela 22,12 mówi: U ciebie przyjmują łapówki za przelew krwi. Bierzesz odsetki i dopłatę, i krzywdzisz gwałtem swojego bliźniego, a mnie zapomniałoś – mówi Wszechmocny Pan. Postępując bezwzględnie wobec bliźniego, zawsze chodzimy w ciemności. Ciekawe, że apostoł Paweł umieścił wszystkie sześć zapachów w jednej grupie, pisząc w 1 Liście do Koryntian 5,11: „Lecz teraz napisałem wam, abyście nie przestawali z tym, który się mieni bratem, a jest wszetecznikiem lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą, lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim nawet nie jadali”. Wszystkie brzydko pachnące „duchowe kwasy oleinowe” niosą z sobą napięcia w Ciele Chrystusa i muszą zostać usunięte, żeby wróciło ono do zdrowia. „Zamiatanie ich pod dywan” powoduje, że się ich wcale nie pozbywamy, a smród wciąż wisi w powietrzu. W przypadku martwych mrówek zapach śmierci jest trwały. Dzięki Bogu, że w Kościele jest inaczej! „Kwasy oleinowe” wszeteczeństwa, pożądliwości, bałwochwalstwa, mściwości, pijaństwa i zdzierstwa mogą być usuwane! Krew Chrystusa gładzi te grzechy – podobnie jak każdy inny grzech, który wyznajemy i od którego się odwracamy! Pokuta i poprawa życia przywracają słodki zapach życia w Ciele Chrystusa. Gdy członki Ciała wyznają i porzucają grzech, Kościół rozkwita. Lecz jeśli którykolwiek z członków próbuje ukryć zapach grzechu jak Achan, sprowadza problemy na siebie i braci (Joz 7). Jeśli taka „mrówka” nie pokutuje, Kościołowi nie pozostaje nic innego jak wykluczenie jej. Współbracia – o ile sami wyznali i porzucili swoje grzechy – szczerze pragną, by taka błądząca „mrówka” poddała się oczyszczeniu przez Pana i powróciła do Jego Ciała. Zbliżając się do Jezusa, dobrze jest prosić Go, żeby zbadał nasze serca i sprawił, by nasze modlitwy były szczere, abyśmy nie zaczęli śmierdzieć w nozdrzach Boga szmatami własnej sprawiedliwości (zob. Łk 18,9-14). Apokalipsa 5,7-8 mówi, że gdy Baranek Boży wziął Księgę Życia od tego, który siedzi na tronie, wówczas dwudziestu czterech starszych upadło przed Barankiem, a każdy z nich miał harfę i złotą czaszę pełną wonności; są to modlitwy świętych. Chwała Jezusowi, że zapach szczerego poświęcenia się Jemu jest również wszechobecny. Dzięki temu, każdy może „wąchać” słodkie perfumy marki „Grzesznik zbawiony przez Boga”. Oblubienica Chrystusa zaprasza wszystkich, by przynieśli swoje zbrukane „ja” do stóp Chrystusowego Krzyża, gdzie Jego krew zmyje wszelki grzech, dając w zamian słodki zapach życia oczyszczonego i odkupionego. Przecież zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego (Tt 3,5). Zaczerpnięto z Calvary Messenger Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Łaska dawania —Clair S. Hursh A postoł Paweł wzywał kościół w Koryncie do rozwijania cnoty hojności (2 Kor 8-9). Ich bracia w Jerozolimie doświadczali ubóstwa w wyniku prześladowań za wiarę w Chrystusa. Paweł wzywa Koryntian, by poszli za przykładem kościołów macedońskich, które ochotnie wsparły finansowo braci w Jerozolimie. Nauczanie zawarte w dwóch rozdziałach 2 Listu do Koryntian jest aktualne również w naszych czasach. Jeśli Bóg udziela nam błogosławieństwa, to powinniśmy „i w tę łaskę obfitować”. Podobnie jak bracia we wczesnym Kościele, my również widzimy potrzeby wśród braci. Koszty leczenia szpitalnego są dzisiaj wysokie. Wypadki samochodowe mogą pociągać za sobą duże koszty. Rodziny pozbawione żywiciela potrzebują wsparcia. Inne potrzeby rodzą się w wyniku pożaru lub burzy. Misje wspierane przez Kościół również są okazją do okazywania hojności. Wydatki wspólnoty są pokrywane z datków jej członków, a koszty prowadzenia naszych szkół również wymagają wsparcia. Zanim naprawdę zaangażujemy się w łaskę „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 7 dawania, musimy sami doświadczyć Bożej łaski we własnym życiu. Nic nie motywuje do hojności bardziej niż zachwyt nad niewyobrażalnym darem zbawienia. Cenimy również to, jak Bóg jest łaskawy w zaspokajaniu naszych codziennych potrzeb materialnych. To zawsze rodzi pragnienie oddawania Bogu czegoś w ramach wdzięczności, a jednym ze sposobów realizacji tego pragnienia jest dzielenie się dobrami materialnymi z innymi ludźmi. Innym warunkiem wstępnym zaangażowania się w łaskę dawania jest poświęcenie siebie samego Panu i Jego ludowi. Jeśli to zrobimy, to potrzeby w Królestwie Bożym staną się dla nas ważniejsze od własnych chęci czy pragnień. Dzięki temu zostaniemy pobudzeni do dawania ochotnie i z radością. Jezus jest dla nas przykładem. Był bogaty, lecz całkowicie oddał siebie, stając się biedny, aby nas duchowo ubogacić. Wyciągi z naszych kont bankowych opowiadają historię o tym, na ile oddaliśmy się Panu. Czy wydajemy pieniądze na własne potrzeby, czy też naszym priorytetem jest dawanie? Łaska dawania jest elementem naszej duchowej wspólnoty. Paweł nazwał zaspokajanie potrzeb braci uczestniczeniem w dziele miłosierdzia dla świętych (2 Kor 8,4). Dawanie i przyjmowanie wiązało Koryntian i wierzących w Jerozolimie w braterstwie. Mój brat jest w potrzebie. Ja mam przywilej podzielić się z nim materialnymi dobrami. Ja jestem w potrzebie. Mój brat miłuje mnie wystarczająco mocno, by podzielić się ze mną swoimi dobrami. Błogosławione więzy łączące serca w chrześcijańskiej miłości. Jak bardzo to się różni od polegania na towarzystwie ubezpieczeniowym, żeby zadbało o nas w jakiejś trudnej sytuacji! Łaska dawania sprawia, że równość staje się we wspólnocie rzeczywistością. Nie polega to jednak na transferze pieniędzy od bogatych do ubogich, lecz na równości stylu życia. Dzieje się tak wtedy, gdy spełniamy się w braterstwie bardziej niż w myśleniu 8 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 o sobie. Pomoc braterska staje się wtedy dla nas ważniejsza od chronienia poziomu życia materialnego. Dlatego odmawiamy sobie wydawania pieniędzy na drogie mieszkania, widokowe działki, luksusowe meble czy nowsze modele samochodów. Dowodzimy naszej miłości przez dobrowolne odmówienie sobie pewnych rzeczy. Efektem jest chrześcijańska równość. Bóg jest uczciwy w swoich oczekiwaniach wobec nas. Jeśli bowiem jest ochotna wola, zasługuje ona na uznanie według tego, co ma, a nie według tego, czego nie ma (2 Kor 8,12). Oczekuje od nas, żebyśmy dawali stosownie do tego, jak On nam pobłogosławił. Uboga wdowa dała tylko dwa grosze, a jednak Jezus powiedział, że wrzuciła (do skarbnicy) więcej niż wszyscy (Łk 21,3). Bóg spodziewa się jednak, że będziemy ostrożnie wydawać, żeby zostało nam więcej pieniędzy na dawanie. Dając, trzeba mieć jakiś cel. Nasze pieniądze powinniśmy przeznaczyć na to, co jest dla nas najważniejsze. Co jest najważniejsze dla was? Kto powinien dawać? Każdy, kto osiąga jakiś dochód. Jedni mogą dawać więcej, a inni mniej. Młodzież również powinna dawać, jeśli ma dochody. Młodemu człowiekowi łatwo powiedzieć, że będzie dawał, gdy zacznie zarabiać. Nie ma jednak lepszego czasu na ćwiczenie się w łasce dawania niż za młodu. Ile powinniśmy dawać? Święci Starego Testamentu musieli oddawać dziesięcinę. Pod Nowym Przymierzem standardy są wyższe niż pod Starym. Czy nie powinniśmy w takim razie dawać więcej niż wtedy? Ile powinniśmy dawać, jeśli mamy długi? To trzeba rozważyć, zanim się je zaciągnie. Czy będziemy w stanie spłacać pożyczkę i jednocześnie oddawać część pieniędzy dla Pana? Będziemy potrzebowali Bożego błogosławieństwa, żeby spłacić długi. Czy jesteśmy tego warci? Bóg widzi, ile dajemy. Kto sieje skąpo, skąpo też żąć będzie, a kto sieje obficie, obficie też żąć będzie (2 Kor 9,6). On „miłuje ochotnego dawcę”. Gdy czcimy Go pierwocinami ze swojego mienia, On ‘władny jest udzielić nam obficie wszelkiej łaski’. Dając z radością, doświadczamy Bożego błogosławieństwa dzisiaj i odkładamy skarb w niebie. Bóg nadal honoruje tych, którzy honorują Jego. Jest władny pobłogosławić pracę naszych rąk i usunąć przeciwności na naszej drodze. Jest władny otworzyć okna niebios i zlać na nas błogosławieństwa. Troska wystarczająca do tego, by ofiarnie dawać i pokora wystarczająca, by przyjmować dar, skutkują bliższym braterstwem oraz chwałą dla Boga. Nasza zdolność dawania jest ograniczona. Boży dar jest nie do opisania. Oby nasze doświadczenie łaski dawania było motywowane Jego darem dla nas. Bo sprawowanie tej służby nie tylko wypełnia braki u świętych, lecz wydaje też obfity plon w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu. (…) Bogu niech będą dzięki za niewysłowiony dar Jego (2 Kor 9,12.15). Zaczerpnięto z Eastern Mennonite Testimony Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Mowa —Thomas Leinbach J ęzyk polski liczy w sumie około 200 000 wyrazów. Czy liczyliście kiedykolwiek, ile słów wypowiadacie jednego dnia? To zadanie byłoby zapewne przytłaczające. Mimo to, prawdopodobnie przyznalibyście, że czasem nie powinniście byli powiedzieć czegoś, co powiedzieliście. W dodatku pewnie bywały sytuacje, w których powinniście byli coś powiedzieć i teraz żałujecie, że tego nie zrobiliście. Bóg ma wiele do powiedzenia na temat naszej mowy. Studiując Biblię, znajdujemy w niej pewien standard mowy, która jest do przyjęcia. Słowa takie jak wargi, język czy usta są często używane w Księdze Psalmów i Księdze Przypowieści Salomona. Nasza mowa może wielu zranić albo wielu pokrzepić (Prz 18,8; 26,22; 10,21). Mowa, która rani Oszczerca rani wielu (Prz 18,8; 26,22). Nie tylko rani innych, lecz sam się obciąża wszystkimi oszczerstwami, jakie wypowiada. Uwielbia przekazywać nowiny – dobre lub złe – tak długo, jak długo może uniknąć refleksji na własny temat. Gdy dociera do niego jakaś wieść lub dowiaduje się o jakiejś sprawie, podświadomie uważa, że jedynym wyjściem jest przekazanie jej dalej. Ofiara takiej rozmowy może w jej efekcie utracić dobrą opinię. Oszczerca jest nieświadomy wyrządzenia szkody. Czy aby na pewno? Księga Przypowieści 18,8 sugeruje, że opowieści powodowane złą motywacją mogą zranić głęboko. Gładko spływają do żołądka. Większość z nas zna to druzgocące uczucie, gdy odkrywamy, że wszyscy (albo przynajmniej tak nam się wydaje) wiedzą o nas coś, czego my sami nie wiedzieliśmy. Czy w takiej sytuacji „odpowiadacie ogniem”? Czy może siedzicie cicho, znalazłszy się w kłopotliwym położeniu? Czy oszczerstwa mogą powodować wrzody żołądka w „głębi wnętrzności”? Czy mogą zniszczyć relacje, które niegdyś były dobre? Oszczerca skłóca ze sobą przyjaciół (Prz 16,28). „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 9 Czy musimy słuchać oszczerców? Niekoniecznie. W Księdze Przypowieści 14,7 czytamy, żeby unikać głupca, gdy zorientujemy się, że brak mu poznania. Strzeżcie się tych, którzy zawsze mają do przekazania najnowsze wieści, nawet jeśli niektóre ciekawostki przekazują w formie „intencji modlitewnych”. Bądźcie świadomi, że takie nowiny nie zawsze pokrywają się z prawdą. Usta pochlebcy prowadzą do zguby (Prz 26,28). Sam fakt, że ktoś mówi o was dobrze lub mówi prawdę po to, żeby wam zrobić przyjemność, nie jest wcale dowodem przyjaźni. Wielu z nas widziało czyjeś udawanie uczuć w stosunku do innej osoby tylko po to, żeby potem zmienić front i obmawiać rzekomego przyjaciela, szydząc z niego za plecami, gdy nie może się bronić. Za pochlebstwem często kryje się jakaś ukryta motywacja i niecne zamysły. Naszym największym pragnieniem powinna być akceptacja ze strony Boga. Kłamca kopie doły, żeby schować w nich głowę. Zamiast uznać prawdę, ucieka od niej, żeby się ukryć. Okłamuje nie tylko innych, lecz próbuje również okłamać samego Boga. A Bóg nienawidzi oszustwa (Prz 6,16-19). Możemy oszukiwać czynem równie łatwo jak słowem, a może nawet łatwiej. Subtelne formy kłamstwa kryją się w pochlebstwie, przechwałkach, a czasem w milczeniu, gdy powinniśmy coś powiedzieć. Podobnie w pracy, zamiatanie naszych błędów pod dywan może być prostą drogą do oszustwa. Oszukańcze odważniki są metodą sprzedawcy, żeby osiągnąć zysk kosztem kupca. Z drugiej strony, kupiec nie powinien mówić sprzedawcy, że towar jest nic niewart tylko po to, żeby zbić cenę, a potem chlubić się zrobieniem dobrego interesu. Kto pokrywa nienawiść wargami kłamliwemi, i kto rozgłasza hańbę, głupi jest (Prz 10,18 BG). Kłamliwe wargi mogą pokrywać nienawiść. Lecz ten sam werset sugeruje, że 10 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 jeśli ktoś ogłasza się ofiarą takiej nienawiści, jest głupi. Jeśli zatem wyznajemy filozofię „co w sercu, to na ustach”, należy mieć czyste serca rezonujące miłością Chrystusową. Mowa szczera trwa wiecznie, lecz fałszywa tylko chwilę (Prz 12,19). Ohydą dla Pana są wargi kłamliwe, lecz ci, którzy mówią prawdę, podobają Mu się (Prz 12,22). Sianie niezgody rani wielu (Prz 6,16-19). Jak się to robi? Pomyślmy o tym, jak zasiewa się ziarno. Jest bardzo małe. Niektóre ziarenka są tak małe, że trudno nawet wziąć je w palce. Początki niezgody również są niepozorne – postawa, nieporozumienie. Czy w związku z tym mamy żyć cały czas w strachu, żeby nikogo przypadkiem nie urazić? Biblia mówi, że zgorszenia muszą przyjść, lecz jeśli miłujemy braci, zważamy na słowa. Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej (1 P 3,10). Czy musimy w ogóle poruszać temat raniącej mowy, która jest grubiańska? Słowa niepotrzebne, nierozważne, bezmyślnie wypowiedziane i dwuznaczne dowcipy są oznaką braku szacunku dla Boga i ludzi. A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego słowa, które ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12,36). Zło, które wychodzi z serca, zawsze kala człowieka. Mowa, która krzepi Wargi sprawiedliwego pokrzepiają wielu (Prz 10,21). Jakież to narzędzie dla chrześcijańskiego żołnierza! Sprawiedliwi mogą pokrzepić wielu swą mową. Możemy zachęcać bojaźliwych, podnosić słabych na duchu, błogosławić starszych, nauczać nasze dzieci, instruować młodzież, wspierać przywódców i – co najważniejsze – chwalić Boga. Możemy swobodnie usługiwać słowem naszych warg. Czasami nie mówimy tego, co powinno zostać powiedziane, lecz za każdym razem, gdy mówimy „prawdę w miłości”, ktoś jest i kreatywny przywilej (cytat z czasopisma God’s duchowo pokrzepiony. Gdy pozwalamy konTransmitters). Obyśmy znajdowali przyjemtrolować nasz język Duchowi Bożemu, a nie ność w przynoszeniu naszych rodzin i braci własnym uczuciom, wówczas jesteśmy błoprzed tron Boży, aby mogli znaleźć łaskę ku gosławieństwem dla innych. Ostrożność, by pomocy w stosownej porze. Czas spędzony nie zostać źle zrozumianym, również może w modlitewnej komorze może dostarczyć być pokrzepieniem dla braci, choć nie unikbłogosławieństwa wielu ludziom i pomóc niemy nieporozumień. Razy przyjaciela są nam mówić mądrze. oznaką wierności (Prz 27,6). Jestem wdzięczW Liście Jakuba 3,3-4 język jest porównany za braterstwo, które potrafi wiele znieść, ny do wędzidła w pysku konia i do steru na ale również przestrzegać przed błędem. okręcie. Sam język jest tak małą częścią ciała, Czy w waszej społeczności wydarzyła się lecz może przynieść potężne uzdrowiekiedykolwiek jakaś tragedia? Śmierć nie! Bez względu na to, czy jestelub upadek? Czy wszyscy muszą śmy bogaci czy biedni, młodzi Gdy wtedy stać z dala w milczeczy starzy, rozmowni czy maniu? Czy jest jakaś metoda, pozwalamy łomówni, wszyscy możemy by mówić w odpowiednim kontrolować nasz używać uświęconej mowy. czasie? Z miłości do braci język Duchowi Mowa wasza niech będzie powiedzmy coś zachęBożemu, a nie zawsze uprzejma, zapracającego. Miłujące serce własnym uczuciom, wiona solą, abyście wiedziewydobędzie z siebie słowa li, jak macie odpowiadać współczucia i troski. wówczas jesteśmy każdemu (Kol 4,6). Samo błogosławieństwem mówienie prawdy nie wyInnym aspektem, o któdla innych. rym warto wspomnieć, jest daje się trudną czynnością, śpiew. Słyszany przez innych, lecz stałe i zaprawione solą może rozradować ich serca. mówienie prawdy w miłości Jak przyjemnie wejść do domu może być trochę poważniejszym po męczącym dniu i usłyszeć matkę wyzwaniem. nucącą lub śpiewającą łagodnie. Mój współpracownik czasem nagle zaczyna śpiewać, Pamiętajmy, że mowa to nie tylko słowa. a ja stwierdziłem, że to jest zaraźliwe. Podnosi Odzwierciedla ona postawę naszych serc, mnie na duchu fakt, że ten brat pragnie bowiem wypowiadamy się zawsze w jakimś uprzyjemnić nam dzień, radując się jednomomencie i jakimś tonem. Jeśli zależy nam cześnie w Panu. na dobru dzieci Bożych, będziemy chcieli wiModlitwa również jest mową, której Bóg dzieć ich jako stojących na mocnym gruncie. chętnie słucha. Wiele może usilna modliMędrzec powiada: „Jest czas milczenia i czas twa sprawiedliwego. Czasem słyszymy, jak mówienia”. Nic nie usprawiedliwia niekonchrześcijanie mówią: „Możemy się już tylko trolowanego gadania; im bliżej Boga jestemodlić” – tak jakby modlitwa była jakimś śmy, tym ostrożniej się wypowiadamy w Jego drobiazgiem schowanym na czarną godzinę! obecności! Jesteśmy wzywani, by „modlić się nieustannie”. Miejmy taką postawę w modlitwie. Zaczerpnięto z The Christian Contender, marzec 2014 Rod and Staff Publishers, Inc. Modlitwa nie powinna być jakimś trudnym Wykorzystano za pozwoleniem obowiązkiem. Została nam dana jako radosny Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 11 „I błogosławił Pan późniejsze lata życia Hioba bardziej niż pierwsze. Posiadł on z czasem czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Urodziło mu się jeszcze siedmiu synów i trzy córki.” Księga Hioba 42,12-13 D la rodziców Nie, dziękuję Czy zabiegana żona i matka docenia pomoc, jaką dostaje od swojego męża? Czytając poniższą historię, zastanówmy się, czyją winą było to, że Daniel przestał pomagać Zuzannie w domu? D wumiesięczna Rebeka znów zaczęła płakać, zanim Daniel i Zuzanna skończyli kolację. Zuzanna z westchnieniem posadziła małą w bujanym foteliku. – Chyba jest trochę przeziębiona – rzekła do Daniela, otulając córeczkę miękkim kocem. – Dlatego tak grymasi. – Wydaje się, że jest jakaś nieswoja – przytaknął Daniel, podchodząc do żony, by obejrzeć maleństwo z bliska. – Myślisz, że to coś poważnego? Zuzanna spojrzała w jego zatroskaną twarz. – Nie ma gorączki i nawet dobrze je. Myślę, że po prostu nie czuje się najlepiej i dlatego marudzi bardziej niż zwykle. Daniel zaczął zbierać ze stołu talerze i sztućce. – Chcesz, żebym umył naczynia, zanim pójdę do swoich zajęć? – Byłabym wdzięczna – Zuzanna uśmiechnęła się z ulgą. – Zastanawiałam się, jak sobie 12 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 z tym wszystkim poradzę. Nie lubię zostawiać ich do rana. – Wiem – uśmiechnął się Daniel. Zuzanna była ciekawa, czy mąż pamięta czasy, gdy koniecznie chciała umyć naczynia przed położeniem się do łóżka, bez względu na porę. Byli małżeństwem nieco ponad rok i Daniel już wiedział, że jego żona lubi, gdy praca jest zrobiona na czas, starannie i właściwie. Daniel nie był takim pedantem, ale zawsze chciał ją zadowolić. Zanim skończył myć naczynia, Rebeka znów zasnęła, a Zuzanna wstała, żeby umieścić ją w nosidełku. Może lepiej zaśnie w pozycji siedzącej. Przykryła małą kocykiem aż po bródkę i cicho wyszła. Dziewczynka nie pociągała już nosem podczas oddychania i wydawało się, że śpi głęboko. Daniel właśnie zakręcił kurek z ciepłą wodą, gdy Zuzanna podeszła do zlewu. – Skończyłem – obwieścił triumfalnie. Nigdy jeszcze sam nie mył naczyń, odkąd się pobrali, więc najwyraźniej odczuwał dokładnie to, co powiedział. – Dziękuję, kochanie – Zuzanna przebiegła doświadczonym wzrokiem naczynia na suszarce i zauważyła pewien problem. – O, na kubkach zostało trochę płynu. Nie będzie dobrze smakował. Przepłuczę je jeszcze raz. Kładąc kubki z powrotem na suszarce, zauważyła dzbanki stojące do góry nogami na ręczniku obok. – One nie wyschną w środku, jeśli je tak zostawisz. Trzeba było odwrócić je z powrotem, gdy skończyłeś mycie naczyń. Daniel nic nie odpowiedział, zajęty wycieraniem rąk. Zuzanna ściągnęła kawałek suchego sera ze ściany jednego z garnków i opłukała go ponownie. Dokonała również inspekcji pozostałych naczyń, by się upewnić, czy wszystkie są czyste. Była tak bardzo tym zajęta, że nie zauważyła, jak Daniel wychodzi z domu. Mała Rebeka szybko wyzdrowiała z niewielkiego przeziębienia, ale nadal marudziła. Daniela nie było w domu prawie przez całe dnie, lecz po powrocie próbował pomagać żonie w opiece nad córeczką. Zuzanna nie przestawała nad nim wisieć, cały czas udzielając rad, gdy trzymał Rebekę na rękach. Osiągnęła jednak tylko tyle, że (co ledwie zauważyła) Daniel miał coraz większe poczucie własnej niekompetencji w zajmowaniu się dzieckiem. Pewnego dnia prawie miesiąc później Daniel wszedł do kuchni, ostrożnie trzymając Rebekę na rękach. – Zmoczyła się. Możesz ją przewinąć? – Już prawie kończę – Zuzanna wkładała ostatnie patelnie do zlewu. – Przewijanie to nic trudnego. Dasz radę. Na twarzy Daniela pojawił się grymas. – Myślę, że mógłbym spróbować – odparł niepewnie. Niezdarnie położył niemowlę na stoliku i z ociąganiem zabrał się do dzieła. Nie miał w tym żadnej wprawy. Zuzanna skończyła mycie naczyń, uważnie przetarła komory zlewu „na błysk” i podeszła do męża, przyglądając się przez ramię jego zmaganiu z zamknięciem suchego pampersa. Zamknięcie z drugiej strony sterczało pod jakimś dziwnym kątem, więc poprawiła. – Tak nie może być. Zobacz, tasiemka będzie jej się wrzynać w skórę i ranić. Zręcznie zdjęła i skleiła taśmę jeszcze raz, poprawiając zamknięcie, a potem zajęła się drugim, z którym Daniel walczył przed chwilą. – Zawsze sklejaj taśmę pod takim samym kątem po obu stronach. Daniel zrobił krok w tył i przeczesał włosy palcami w geście frustracji. – Mówiłem ci, że nie umiem zmieniać pampersów – powiedział z żalem, lecz Zuzanna była tak pochłonięta poprawianiem poduszek na bujanym fotelu, na którym zamierzała usiąść, że nic nie zauważyła. Nie zauważyła również, jak się czuł, gdy pobiegła za nim, „ratując” dziecko z jego rąk, bo waśnie zaczęło kwilić. Uważała, że to jej obowiązek. Nikt nie był w stanie zająć się jej córeczką tak jak ona – nawet tatuś Rebeki. Gdy tylko mała zaczynała marudzić, Zuzanna ruszała jej na pomoc. Nawet nie zauważyła, że z czasem Daniel spędzał z dzieckiem coraz mniej czasu. – Kochanie, czy mógłbyś pozamiatać, zanim wyjdziemy? – zapytała, wręczając młodemu mężowi miotłę. – Nie lubię wracać do brudnego domu, a muszę przygotować Rebekę do wyjścia. Zostali zaproszeni na kolację i spędzenie wieczoru z jej rodziną, więc Zuzanna chciała wyjść wcześniej. – Chyba dam radę – w głosie Daniela nie było entuzjazmu, lecz Zuzanna udała, że nie słyszy. Zdjęła nową sukienkę Rebeki z wieszaka i pośpieszyła przygotować wiercące się dziecko na wieczór u dziadków. Daniel odkładał miotłę i śmietniczkę, gdy Zuzanna wkładała dziecku czapeczkę. – Chodźmy – powiedział, sięgając po Rebekę i zmierzając z nią na rękach w kierunku wyjścia. „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 13 – Momencik, zaraz będę! – zawołała Zuzanna przez ramię, biegnąc w kierunku swojej szafy. Idąc przez salon, zauważyła nieco błota zostawionego na podłodze. „Pewnie Daniel to przeoczył” – pomyślała zaniepokojona. Zmieniła kierunek i pobiegła po miotłę, odwieszoną przez męża kilka minut wcześniej. – Poprawię to szybko, zanim wyjdę. Zamiatając, zauważyła więcej kurzu i grudek błota w innych kątach. – To też zamiotę – postanowiła, śmigając szybkim krokiem wokół kuchni. – Nie cierpię wracać do brudnego domu... Nadal była zajęta zamiataniem, gdy Daniel kilka minut później zajrzał do kuchni. – Nie idziesz? Myślałem, że jesteś gotowa – zmarszczył brwi, patrząc na jej gorączkowe ruchy miotłą. – Znaczy, że nie zamiotłem na tyle dobrze, żeby cię zadowolić? – No, nie bardzo. To znaczy, chciałam tylko zmieść te ostatnie kawałki kurzu – odparła zadyszana. – Większość zrobiłeś. Zostało niewiele, tu i tam. Ale już skończyłam. Chodźmy. Daniel nie odpowiedział. Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, próbując zabawić Rebekę, która już zaczęła płakać. – A ona już płacze? – westchnęła Zuzanna, sięgając po dziecko. – No, daj mi ją. Zobaczę, co się znowu dzieje. Daniel oddał jej małą i wyszedł na zewnątrz z westchnieniem ulgi. Jechali całą drogę bez słowa. Minęło kilkanaście lat. Z każdym rokiem i z każdym kolejnym dzieckiem Zuzanna była zmuszana do porzucania swoich rygorystycznych standardów. Pomoc Daniela bardzo by jej się przydała, a każdy jego wysiłek, nawet nie odpowiadający jej wymaganiom, witałaby z radością. Ale teraz był zbyt zajęty swoimi 14 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 obowiązkami, żeby jej pomagać w domu. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Przypomniała sobie o tym, gdy pewnego razu spotkała się z koleżankami, by wspólnie robić pikowaną narzutę w salonie jej przyjaciółki Marii. Siedziała, kołysząc swoje najmłodsze dziecko i słuchając rozmów sąsiadek. Rozmowa płynęła gładko, igły błyskały znad materiału, a Zuzanna kołysała miarowo swoją pociechę w nadziei, że wkrótce zaśnie i będzie można przyłączyć się do sąsiadek w tworzeniu patchworku. – Nie byłabym gotowa, żeby was dzisiaj przyjąć – powiedziała Maria – gdyby Waldemar nie pomógł mi wczoraj w sprzątaniu. – Mój mąż nie lubi sprzątania – roześmiała się Arleta. – Ale gdy jestem przytłoczona robotą, często robi za mnie pranie. Zawsze mnie bardzo wspiera. – To miłe – wtrąciła Hanna, jedna z pań szyjących narzutę. – Jacek nie lubi sprzątać ani prać. Ale często myje naczynia. Dziewczynki i ja bardzo to doceniamy. Słuchając tego wszystkiego, Zuzanna czuła się coraz bardziej oszukana. Daniel dobrze zarabiał na rodzinę, ale nigdy nie mył naczyń. Nigdy nie robił prania, nie sprzątał ani nie proponował pomocy. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy próbował zamieść podłogę – no, może na początku ich małżeństwa, ale te wspomnienia były bardzo mgliste. Gdyby jednak teraz zaoferował jakąś pomoc w domu, jej zdumienie nie miałoby granic. – Tytus nie lubi zajmowania się domem – zachichotała Ada. – Ale lubi gotować. Dzięki temu czasem mam przerwę. Właściwie to nawet lubi zjeść dobry obiad w rodzinnej atmosferze. Oczywiście, na początku wymagało to zachęty z mojej strony, ale teraz jest już znakomitym kucharzem. Wraca z pracy przed kolacją i czasem sam ją przygotowuje dla nas wszystkich. – Ależ by to było cudowne – wymknęło się Zuzannie, gdy przypomniała sobie Daniela siedzącego na krześle poprzedniego dnia, gdy ona ganiała tam i z powrotem, przygotowując kolację. – Nie wiem, kiedy ostatnio Daniel pomagał mi w domu. Wydaje mi się, że to po prostu nie jest jego sprawa. – Większość mężczyzn nigdy nie będzie w naturalny sposób zajmować się domem, a nawet nie wiedzą, od czego zacząć, gdy trzeba pomóc – mówiła spokojnie i chicho Ela, będąca już w wieku babci. – Pamiętam, jak pewna kobieta wiele lat temu powiedziała mojej mamie, że jeśli mąż nie pomaga żonie w domu, to zazwyczaj ona sama jest temu winna. Po prostu nie nauczyła go, jak to robić. Zuzanna otworzyła usta, by zaprotestować, lecz zrezygnowała. Kimże jest, by dyskutować z kobietą o tak dobrym sercu jak Ela? Poza tym, nagle zamajaczyło w jej pamięci wspomnienie o pewnej młodej żonie, którą bardzo trudno było zadowolić czymkolwiek, co próbował zrobić dla niej mąż. Nie myślała o tym przez lata, lecz dziś nie można było tych wspomnień zignorować. – Hmmm... – Hanna sięgnęła po nożyczki i ucięła końce swojej nici. – To ciekawa myśl. Wyobrażam sobie, że niektórzy mężczyźni pomagają chętniej niż inni, ale z pewnością wszyscy mogliby się tego uczyć. – Istnieją wyjątki, jak w prawie każdej zasadzie – dodała Ela. – Ale większość chrześcijańskich mężów to ludzie o dobrym sercu, którzy nie chcą, żeby ich żony były przepracowane i przeciążone. Zwykle chętnie pomogą, jeśli wiedzą, jak to zrobić i czują, że ich wysiłki są doceniane. – To fakt – potwierdziła stanowczo Ada. – Im bardziej chwalę wysiłki Tytusa, tym lepiej gotuje. Maria przytaknęła skinieniem głowy. Ponieważ nikt inny nie zabierał głosu, powiedziała: – Waldemar niewiele robił w domu, gdy się pobraliśmy. Ale gdy podejmował choćby najmniejszy wysiłek, mówiłam mu wyraźnie, jak bardzo to doceniam. To wiele zmieniło. Teraz często pyta, czy nie potrzebuję jakiejś pomocy. Więcej głów nad narzutą pokiwało się w geście potwierdzenia. – Ale to przecież nie jest takie dziwne, prawda? – Arleta spojrzała pytająco na przyjaciółki. – Wszyscy lubimy, gdy się nas docenia. Wszyscy wkładamy więcej wysiłku i chętniej coś robimy, gdy nam ktoś za to podziękuje. Bez względu na to, czy ktoś jest mężczyzną, kobietą czy dzieckiem. Rozmowa zeszła na inne tematy, a Zuzanna wpatrywała się w dziecko, które nadal kołysała. Nie spodobał jej się kierunek, w jakim wcześniej poszła konwersacja przyjaciółek. Łatwiej było użalać się nad sobą, gdy praca się piętrzyła, szóstka dzieci domagała się uwagi, a Daniel siedział w fotelu z nosem w książce, niż szczerze spojrzeć na siebie i zapytać, czy sama nie jest częściowo winna. Kiedy ostatnio doceniła wysiłki Daniela? Zuzanna nie pamiętała, czy kiedykolwiek to zrobiła. Pamiętała, jak we wczesnym okresie małżeństwa czasem wytykała mu, że mógłby lepiej robić to, w czym zaoferował pomoc. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, kiedy była zadowolona z jego starań i podziękowała mu z całego serca – nawet, jeśli sama zrobiłaby coś lepiej. Czy nieustanna krytyka z jej strony sprawiła, że stracił serce do pomocy? Czy właśnie dlatego przestał w końcu próbować? Trudno jej było się do tego przyznać, ale przypuszczała, że był to przynajmniej jeden z powodów. „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 15 Ta myśl przyniosła ze sobą przytłaczające poczucie porażki. Wiedziała, że od początku była zbyt szczegółowa, zbyt rygorystyczna i zbyt wymagająca. Wraz z upływem lat Daniel po prostu przestał próbować ją zadowolić. To był upokarzający i załamujący wniosek. Nagle Zuzanna wyprostowała się na krześle. Przyszła jej do głowy pewna myśl. Ich małżeństwo nie jest przecież skończone. Miała nadzieję, że do tego jeszcze daleko. Nie ma powodu się teraz poddawać. Wiedziała już, jakie popełniła błędy i była mądrzejsza niż wcześniej, bo wiedziała, co zmienić. Rozwiązanie jest proste, o ile się ukorzy i poprosi o przebaczenie, a potem zacznie od nowa. Spojrzała niecierpliwie na zegar wiszący nad narzutą. Bardzo chciała już wrócić do domu i zacząć. Straciła zbyt wiele dni. Jeszcze tego wieczoru ku swemu zaskoczeniu dała małego Micheasza na ręce Danielowi, prosząc o opiekę nad niemowlęciem, a sama dokończyła przygotowywanie kolacji. Potem podziękowała mężowi gorąco i szczerze za pomoc. Może niedługo pewnego dnia poprosi go o nakrycie do stołu, gdy on będzie czekał na kolację, a dzieci będą zajęte. Nie będzie zapominać o pochwałach dla męża za jego najmniejsze nawet wysiłki, ani za to, że utrzymuje rodzinę. Postanowiła, że odtąd będzie stale wyrażać mu uznanie – nie w celu lepszego zmotywowania męża, lecz by naprawić szkody spowodowane własną młodzieńczą bezmyślnością i żeby Daniel czuł się doceniany, kochany i akceptowany za to, kim jest. Zaczerpnięto z Family Life, sierpień-wrzesień 2014 Pathway Publishers Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Okna mądrości Salomona —Gabriel Good Były też trzy rzędy okien, jedno naprzeciw drugiego. Wszystkie zaś drzwi i futryny były czworokątne, również jedno naprzeciw drugiego w trzech rzędach (1 Krl 7,4-5). W tych wersetach natchniony autor opisuje wspaniały pałac Salomona. Fascynujące jest to, jak zwraca uwagę na światło. Najwyraźniej owe rzędy okien na przeciwległych ścianach powodowały przenikanie się promieni słonecznych w środku pomieszczenia. Taka uwaga poświęcona światłu z pewnością pasuje do mędrca pokroju Salomona. Był mądry, ponieważ wybrał mądrość (zob. 1 Krl 3). My również 16 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 możemy wybrać mądrość, a nasze domy mogą być przeniknięte światłem. Prawdziwa mądrość to chodzenie w światłości Ciemność zakrywa, wprowadza w depresję i zabija. Lecz światłość ujawnia, zachęca i ożywia. Ignorancja się potyka, prowadzi do błędów i problemów, bo co człowiek sieje, to i żąć będzie. Lecz prawdziwa mądrość daje światło, ujawniając właściwą drogę i pokazując, czego unikać. Wybierając dom, zawód i kościół, mądrzy rodzice potrafią ocenić subtelne wpływy, które mogą budować lub niszczyć ich rodzinę. Otwierają przed swymi dziećmi i młodzieżą okna mądrości, stawiając wyraźne granice, odpowiadając na codzienne pytania i budując podstawowe zrozumienie Bożej prawdy. To światło będzie lampą dla stóp młodych ludzi, kiedy dorosną i pójdą każde własną drogą. Światło mądrości jest światłem życia wiecznego. Prawdziwa mądrość docenia radę starszych Salomon budował na fundamencie swego ojca, lecz jego serce nie było tak czyste wobec Boga jak serce Dawida. Jego syn Rechabeam całą tę mądrość zlekceważył i puścił z wiatrem! Nasze domy muszą szanować mądrość starszych. Obowiązki i praca pochłaniają nas często do tego stopnia, że zajmujemy się sami sobą, podczas gdy starsi nie mają do kogo otworzyć ust. Chrześcijańscy rodzice biorą dzieci ze sobą, gdy idą odwiedzić starsze osoby. Ci święci mogą opowiadać inspirujące historie, dzielić się tym, czego nauczyły ich trudności i uczyć nas, jak trwać w wierze. Lecz my często nie otwieramy dla nich okna! Podczas pracy ze starszymi dzieci uczą się mądrości. W dzisiejszych czasach edukacja szkolna nie ma już związku z relacją mistrz-uczeń, lecz my taką relację cenimy. Nauka zawodu przechodzącego z ojca na syna dostarcza okazji do rozwijania umiejętności oraz wartościowych relacji. Młodzi ludzie mogą również skorzystać, pracując w różnych zawodach i poszerzając horyzonty. Cóż by się działo, gdyby każde pokolenie musiało się uczyć wszystkiego na własnych błędach. Musimy sobie cenić wkład starszych w nasz rozwój. Prawdziwa mądrość to bojaźń Boża Salomon wyraża tę prawdę trzykrotnie w Księdze Przypowieści. Tutaj mamy definicję prawdziwej mądrości. Dzisiaj ludzie mają w zasięgu ręki wiele faktów, lecz prawdziwa mądrość jest rzadkością. Można spędzić całe życie, gromadząc niezbędną wiedzę, lecz nie zauważając tego, co naprawdę jest ważne. Chrześcijańskie domy tryskają mądrością. Bóg otworzył przed nami szerokie okno zdrowej literatury. Dobre książki są dziś niedrogie i mamy ich pod dostatkiem. Każde dziecko może posiadać własny egzemplarz Biblii. Konserwatywni wydawcy są wielkim błogosławieństwem dla ludu Bożego. Większość świata tonie w ciemności, lecz my wystawiamy siebie i nasze rodziny na światłość. Na mądrości wszystko się jednak nie kończy. Nasze domy poszukują mądrości, by poznać prawdę. Badamy stworzenie, by poznać Stwórcę. Cieszymy się historią, przygotowując się na przyszłość. Światłością oświecamy światłych, testując ludzką mądrość próbnikiem mądrości Bożej. Wtedy nasze dzieci pojmują, że wszelka wartościowa uczoność jest częścią Bożej historii. Zdejmijmy zasłonę ignorancji i szeroko otwórzmy okno mądrości. Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Migdałowiec—kwiat obietnicy —Simeon Rudolph D la wielu ludzi migdał to orzech, jadalne ziarno migdałowca. Jednak dla ludzi w czasach biblijnych słowo to kojarzyło się z kwiatem. Hebrajskie słowo tłumaczone jako migdałowiec oznacza ‘pierwszy w zakwitaniu’. Większość odnośników biblijnych do migdałowca sugeruje kwiaty – na przykład wzór na „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 17 świecznikach (2 M 25,31-34); pąki i kwiaty na lasce Aarona (4 M 17,8); sugestywny obraz starości nakreślony przez Salomona (Kzn 12,5) oraz gałązka migdałowca w wizji Jeremiasza (Jr 1,11-12). W Palestynie migdałowiec był pierwszym zakwitającym drzewem wczesną wiosną. Te bujne białe lub różowe kwiaty zwiastowały nadzieję dla ludzi wyczekujących z utęsknieniem ciepła po zimie. Niosły one przesłanie, że wiosna jest tuż-tuż. Kwiat migdałowca był również pewną obietnicą następnej pory obfitości. Kwiat migdałowca nie jest zbyt znany w chrześcijańskich kręgach, jednak „kwiat obietnicy” rozkwita w wielu domach. Ciągle dostrzegamy, że zima przeminęła i pojawiają się kwiaty. Obecna walka i poświęcenia są tylko tymczasowe, zaś pełnia obfitości dopiero przed nami. Większa radość będzie jutro. Czy zauważyliście kwiaty obietnicy w chrześcijańskich domach? 1. Nowonarodzone dzieci. Narodziny dziecka to światełko w chrześcijańskich domach i społecznościach. Niewiele wydarzeń wyzwala tyle radości, uśmiech na twarzach rodziców i rodzeństwa, entuzjazm dziadków. Urywają się telefony. Wiadomość szybko rozchodzi się po całej dalszej rodzinie i pośród członków danej społeczności. Dlaczego? Dzieci to dar Boga i zalążek obietnicy. To przedłużenie rodziny i przyrost dla społeczności. Z tego nowego życia rozchodzi się błogosławieństwo. Oto kolejny sługa dołączy do pracy w Królestwie Bożym. Przyglądając się nowemu dziecku, rodzice mogą powtórzyć za ojcem Noego: Ten nas pocieszy w pracy naszej i mozole rąk naszych na ziemi... (1 M 5,29). 2. Zdyscyplinowane dzieci. Nic tak chyba nie zasmuca członków zboru, jak widok chrześcijańskich rodziców, którzy nie umieją przywołać do porządku swoich dzieci, takich jak Hofni, Pinechas czy Absalom. Społeczność 18 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 raduje się, jeśli rodziny są skromnie ubrane, schludne i dobrze wychowane. Zrozumiałe jest, że ci rodzice starannie nauczają swoje dzieci i karcą je, jeśli trzeba, dając im swój przykład. Zdyscyplinowane dzieci są obietnicą wiernego, wytrwałego Kościoła jutra. Mając trwały fundament dla swojego życia, będą wzrastać, akceptując udział w życiu i dyscyplinie swojego zboru, praktyczne oddzielenie od świata i głęboką więź z Bogiem. W miarę dojrzewania ich społeczność także będzie kwitnąć i wzrastać. 3. Wierna młodzież. O ile noworodki są pączkami, zaś dzieci są rozkwitającymi kwiatami obietnicy w naszych domach, to wierna młodzież jest w pełni rozkwitłym kwiatem nadziei w pobożnych rodzinach i kościołach. Chwalimy Boga za Józefów, Danielów i za Estery, którzy są jak rozłożyste kolumny w naszych społecznościach. Oprócz ich wiernych rodziców, oni sami zaczynają być podporą dla pracy innych w budowaniu Kościoła. Żaden zbór czy rodzina nie musi się obawiać upadku wiary lub odejścia z Bożej drogi, jeśli młodzież w domach jest silna i wierna. 4. Godni szacunku starsi. Korona chwały, która ozdabia sędziwą głowę wiernych świętych, jest o wiele piękniejsza niż fizyczne piękno siwych czy srebrzystych włosów. Ostatecznie ta korona prowadzi do wiecznej, niebiańskiej korony, obiecanej tym, którzy są wierni aż do śmierci. Podziwiamy każdego starszego wiekiem brata lub siostrę w społeczności, których życie w jasny sposób ogłasza: „Wiarę zachowałem”. Wierni dziadkowie stanowią źródło inspiracji dla chrześcijańskich rodzin. Stanowią oni żywe obietnice tego, że my i nasze dzieci również możemy być wierni i naśladować ich przykład. Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Mój Bóg przysłał tu swojego anioła, który zamknął paszcze lwom, tak że nie mogły mi uczynić nic złego, bo okazałem się niewinnym w Jego oczach.” Księga Daniela 6,23 Część Historyczna Pochodzenie anabaptystów Część 2 K atarzy wierzyli, że w życiu należy się coraz bardziej doskonalić1. Niektórzy z nich uważali, że człowiek może osiągnąć absolutną doskonałość jeszcze w tym życiu i wszyscy byli zdania, iż Kościół rzymskokatolicki potrzebuje oczyszczenia. Gdy „heretycy” piętnowali grzech, który w Kościele głównego nurtu miał się dobrze, przyczepiano im często łatkę katarów. Ta nazwa stała się do tego stopnia synonimem heretyka, że w języku niemieckim słowo „heretyk” pochodziło od wyrazu „katar”, choć pierwotnie obydwa miały diametralnie różne znaczenia. Niektórzy katarzy rzeczywiście głosili fałszywe poglądy2. Jednak inni mieli poglądy zbliżone to anabaptystów, zwłaszcza w takich dziedzinach jak miłowanie nieprzyjaciół, zakaz składania przysiąg, troska o chorych i ubogich, a także wiara, że Bóg zwycięży 1. Podkreślali szczególnie czystość moralną do tego stopnia, że niektórzy traktowali małżeństwo jako odstępstwo od doskonałości. 2. Ogólnie był to rezultat ekstremalnego rozumienia biblijnych nauk, przeradzającego się w błąd. —Michael S. Martin zło bez konieczności używania przemocy ze strony Jego ludu. Mocno krytykowali Kościół katolicki, za co byli krwawo prześladowani. Dla katolików określenie „katar” oznaczało „kogoś, kto wierzy, że można prowadzić doskonałe (lub niemal doskonałe) życie”. Chodziło o to, że chrześcijanin powinien żyć odrodzonym życiem – czyli powinien być innym człowiekiem niż przed nawróceniem. Ponieważ Kościół katolicki był daleki od takiego stanu i takich poglądów, katarzy stanowili wyzwanie, którego nie można było tolerować. Tak naprawdę nie chodziło o to, że katarzy wyznawali jakieś niebiblijne doktryny, bo przecież sami katolicy nie byli lepsi w tej kwestii3. Prawdziwym problemem 3. Przykłady katolickiego braku poszanowania dla Biblii można znaleźć w całej historii. Oto współczesny przykład z encyklopedii katolickiej: Od samego początku Kościół udzielał sakramentu chrztu niemowlętom. Ta praktyka nie tylko była uważana za prawidłową, lecz nauczano również, że jest niezbędna do zbawienia. (…) Nie jest istotne, czy Biblia posiada wzmianki o praktyce chrztu niemowląt, czy nie. Prawdopodobnie można uznać, że nie ma takich fragmentów, które mówią o tym wprost (New Catholic Encyclopedia, 1967, artykuł pt. Chrzest niemowląt). „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 19 był fakt, że katarzy nie uznawali Kościoła katolickiego za prawdziwy Kościół. To było źródłem podziału w społeczeństwie, a każdy przejaw braku lojalności religijnej spotykał się z gniewem państwowego Kościoła. Święte życie chrześcijańskie było znakiem rozpoznawczym wielu „heretyków” od czasów Konstantyna. Gdy Kościół sprzągł się z państwem, styl życia niezbawionych mas stał się stylem życia Kościoła. Ponieważ nawrócenie i dobrowolne pragnienie świętego życia są warunkiem chrześcijańskiego stylu życia, nie można żyć w uświęceniu, trwając w państwowym Kościele. Jeśli uczestnictwo w religijnych ceremoniach rzekomo prowadzi do zbawienia, to chrześcijański styl życia staje się niepotrzebny, a nawet szkodliwy dla przyjętego porządku, gdyż stanowi dla niego wyzwanie. W średniowieczu każdy, kto konsekwentnie prowadził chrześcijański styl życia, był podejrzewany o herezję. Cnotliwe niewiasty, które odrzucały niemoralne propozycje ze strony swoich księży, były czasami podejrzewane o herezje i palone na stosach. Karą dla księdza robiącego takie propozycje był roczny zakaz udziału w pijackich ucztach. Dobre zachowanie było na nim wymuszane jako kara za popełniane zło. Oczywiście, nikt nie oczekiwał od przeciętnego księdza, żeby się dobrze prowadził przez cały czas. Po zapoczątkowaniu ruchu anabaptystycznego, jego uczestnicy zostali od razu nazwani „szturmującymi niebo” i „świętymi z uczynków” przez katolików i reformatorów. Oskarżano ich o to, że głosili usprawiedliwienie z uczynków i że ziemski Kościół może być doskonały. Te zarzuty były fałszywe, lecz anabaptyści wierzyli, że można żyć po chrześcijańsku i wzrastać w łasce. Reformatorzy i katolicy narzekali, że „heretyckie” idee uświęcenia pochodzące od starożytnych sekt zyskują popularność. Podejrzliwość Kościoła państwowego w stosunku do chrześcijańskiego stylu życia 20 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 była tak wielka, że gdy jakiś członek Kościoła reformowanego czy katolickiego prowadził się bardzo moralnie, wówczas nie mógł uniknąć oskarżeń o anabaptystyczną „herezję”. I tak starożytna charakterystyka „heretyków” stała się znakiem szczególnym anabaptystów. Sacramentschwarmer Odpowiednikiem tego słowa w języku polskim jest wyraz „sakramentarze”4 i oznacza ono ludzi, którzy nie wierzą, że zbawienie można osiągnąć poprzez uczestnictwo w komunii lub innych Sakramentarze biblijnych rytuałach5. traktują je jako symbole duchowej relacji z Bogiem, podczas gdy katolicyzm naucza, że przyjmowanie sakramentów jest warunkiem zyskania uznania u Boga. Kościoły państwowe nie tolerowały takich poglądów, ponieważ chciały skupić całe społeczności w jednej świątyni. Nie oczekiwano, że ludzie dobrowolnie staną przed jednym ołtarzem, bo nie każdy dokonałby tego samego wyboru. Musieli ich skłonić do poddania się wyznaniu narzuconemu przez państwo. Zewnętrzne ceremonie, jak chrzest czy sakrament komunii, były konieczne na świadectwo poddania się tym wymogom. Nie oczekiwano wewnętrznej lojalności ani zmiany. Odmowa uczestniczenia w narzuconych ceremoniach spotykała się z odrzuceniem społecznym i opresją polityczną. Anabaptyści, podobnie jak wielu średniowiecznych „heretyków”, odrzucili katolicki pogląd o zbawieniu dzięki 4. Osoby wierzące, że zbawienie uzyskuje się poprzez rytuały są nazywani sakramentalistami, natomiast przeciwnicy tej ideologii to sakramentarze. Te dwa wyrazy są bardzo podobne, lecz mają całkowicie przeciwstawne znaczenia. 5. Rytuały te, jak Wieczerza Pańska (inaczej zwana komunią) czy umywanie nóg opisane w Nowym Testamencie, nie stanowią sakramentów jako środków zbawczych. Dlatego nie powinniśmy mylić jednego z drugim. Uczestniczymy w biblijnych rytuałach na pamiątkę Chrystusa i traktujemy je jako symbole duchowych prawd. uczestnictwu w rytuałach. Uważali, że wiara rodzi się ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Boże”6. W roku 1025 aresztowano kilku „heretyków” za głoszenie, że „nie ma w świętym Kościele sakramentów, przez które można uzyskać zbawienie”7. Oprócz tego ci wierzący świadczyli, że wierzą w zasadę nieprzeciwstawiania się złu, okazywania miłości innym i w konieczność zaspokajania swoich potrzeb pracą własnych rąk. Twierdzili, że gdyby żyli sprawiedliwie, to chrzest w wieku niemowlęcym nie miałby znaczenia8, a gdyby żyli cieleśnie, to w niczym by im nie pomógł. Około roku 1045 Berengariusz, katolicki mnich z Francji, zakwestionował doktrynę transsubstancjacji (katolicki pogląd, wedle którego wino i chleb ulegają przeistoczeniu w krew i ciało Chrystusa w wyniku „magicznej” modlitwy księdza). Przeistoczenie było kluczową doktryną katolicyzmu, który kładł niezwykły nacisk na uczestnictwo w sakramencie eucharystii. Kościół ekskomunikował Berengariusza za jego śmiałe spostrzeżenia i oskarżył go o wskrzeszanie starożytnych herezji. Nie wiadomo, jak stara była „herezja” głoszona przez Berengariusza, lecz wątpliwości co do katolickiego nauczania sakramentalnego najwyraźniej istniały już dużo wcześniej. W XII wieku kolejni „heretycy”, uczniowie Tanchelma, ogłosili, że sakramenty nie mają mocy zbawczej i że prawdziwy Kościół nie jest Kościołem rzymskokatolickim. Według niektórych źródeł, nauczanie Tanchelma zapuściło korzenie na wielu obszarach Europy i przetrwało aż do czasów reformacji w postaci oddolnego ruchu, który pomógł w jej 6. Rz 10,17. 7. Leonard Verduin, The Reformers and Their Stepchildren, str. 143. 8. Prawdopodobnie chodziło im o to, że chrzest nie jest środkiem zbawczym. W walce z katolicką teologią „heretycy” często przejaskrawiali swoje poglądy. Pismo naucza, że chrzest wierzących jest konieczny na świadectwo ich wewnętrznej przemiany. Zob. Mk 16,16; Dz 2,41; 8,12.36-38 i 10,47-48. zainicjowaniu i szybkim rozprzestrzenianiu. Niektórzy waldensi byli sakramentarzami. W XIII wieku we Flandrii podziemne kościoły tego typu wyznawały jako podstawową doktrynę, że chleb i wino nie ulegają przeistoczeniu. Niektórzy z nich zapłacili za swoje poglądy życiem. Według katolików i reformatorów anabaptyści dokładnie pasowali do opisu tej starożytnej „herezji”. Winkler Ten niemiecki wyraz odnosił się do ludzi, którzy gromadzili się w zaułkach i w innych odludnych miejscach. „Heretycy” zazwyczaj nie spotykali się na uwielbienie w miejscach publicznych, bo tam nie tolerowano ich sposobu oddawania czci Bogu. Dlatego nazywano ich „winklerami”, a ich zgromadzenia określano jako „głoszenie za winklem” (czyli za rogiem – słowo „winkiel” zostało zapożyczone właśnie z języka niemieckiego). Religijni i polityczni przywódcy często nazywali tak prawdziwie wierzących, żeby potępić ich działania jako wyjęte spod prawa. Dlaczego władze były tak zaniepokojone „głoszeniem za winklem”? Jak już pokazaliśmy, Kościół państwowy działał na zasadzie wymuszania jedności religijnej. Każde zgromadzenie, które nie trzymało się ustalonego wzorca, postrzegano jako cywilne powstanie. „Głoszenie za winklem” nie przebiegało według ustalonego wzorca. To, czy głoszono wtedy herezje, nie było największym problemem dla katolików i reformatorów. Zgromadzenia te wyglądały na agitację przeciwko ustalonemu porządkowi i dlatego ich uczestnicy byli prześladowani. Pojęcie „winkler” było znane już ponad tysiąc lat przed reformacją9. Wczesny Kościół w Rzymie był oskarżany przez pogan 9. Chodzi tutaj o określony typ ludzi. Właściwie termin „winkler” był używany w krajach niemieckojęzycznych. W innych krajach oskarżano chrześcijan o to samo, używając innych określeń. „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 21 o wzniecanie buntów z powodu tajnych spotkań. Społeczeństwo rzymskie pozwalało na czczenie wielu bogów pod warunkiem, że każdy z nich był uznawany za pierwszego między równymi. Rzymianie budowali miejsca publicznego kultu dla każdego boga. Jeśli to brzmi tolerancyjnie, to musimy wziąć pod uwagę dwa aspekty: Rzymianie nie pozwalali na to, by kult któregoś z bogów dyskryminował inne bóstwa, a także nie zgadzali się na prywatne oddawanie czci swemu bogu. Wolno się było modlić tylko do jednego z legalnych bogów i należało to czynić w legalnym, publicznym miejscu kultu. Zatem chrześcijaństwo było nielegalne, ponieważ nie można było oddawać chwały jednemu prawdziwemu Bogu jako pierwszemu z równych. Gdy On wchodzi, wszyscy inni bogowie muszą wyjść. Takiemu nietolerancyjnemu Bogu Rzymianie nie budowali świątyń, ani nikt ich o to nie prosił. Skoro religia chrześcijańska nie była usankcjonowana przez państwo, chrześcijanie w Rzymie nie tracili czasu na uzyskiwanie formalnej zgody na odbywanie zgromadzeń. W ten sposób ściągali na siebie prześladowania, jakie prywatne wielbienie Boga generowało w społeczeństwie kościelnym. Gdy powstał katolicki Kościół państwowy, prywatny kult został potraktowany z taką samą niechęcią. Donatyści nie byli tolerowani, ponieważ odmawiali oddawania chwały Bogu w ramach przepisów ustalonych przez Kościół głównego nurtu. Hilary z Poitiers10 lamentował, że chrześcijanie gromadzą 10. Hilary z Poitiers – francuski biskup katolicki, który nawrócił się na chrześcijaństwo około roku 350 w wieku trzydziestu pięciu lat. Trzy lata po nawróceniu został wyświęcony na biskupa. Nie zainicjował żadnego ruchu głoszącego powrót do Biblii, lecz wyrażał zaniepokojenie kierunkiem, w jakim rozwijał się ówczesny Kościół. Wyrażał swoje poglądy na tyle głośno, że został wypędzony z biskupstwa po trzech latach służby. Jego stanowisko wobec zalegalizowanego chrześcijaństwa jest przykładem dysydenckich prądów, które przewijały się stale, odkąd Kościół sprzągł się z państwem. 22 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 się w pięknych gmachach publicznych. Pisał: „Źle robimy, wielbiąc Boga jako Kościół w bazylikach. Czyż ktokolwiek wątpi, że Antychryst zasiądzie w świątyni? Bezpieczniejsze dla mnie są góry i lasy, jeziora i jaskinie z wodnymi wirami; bo przecież to w nich ukryci prorokowali prorocy”11. Częstymi miejscami „głoszenia za winklem” stały się warsztaty tkackie. W roku 1157 Kościół głównego nurtu wydał surowy zakaz takich zgromadzeń pod karą wygnania z kraju. Wiemy z historii, że w XII wieku wierzący spotykali się na nabożeństwach w podziemnych schronieniach. W roku 1199 papież wydał dekret dotyczący poddanych, którzy byli podejrzani o udział w tajnych spotkaniach biblijnych: „Niewątpliwie prawdą jest, że pragnienie poznania Pisma Świętego i zachęta do posłuszeństwa wobec jego nauk nie są naganne (…), lecz organizowanie tajnych zgromadzeń musi zostać potępione” 12. Nieautoryzowane nabożeństwa bywały organizowane aż do reformacji. W szwajcarskim St. Gall w roku 1522 istniała grupa nazywająca siebie „Bracia chrześcijańscy” i spotykająca się właśnie w warsztacie tkackim. Gdy formował się ruch anabaptystyczny, spotykano się na prywatnych zgromadzeniach, jak to czynili prawdziwi wyznawcy Boga od prawie tysiąca pięciuset lat. Z powodu prześladowań kontynuowano tajne spotkania, które spotykały się z takim samym traktowaniem przez władze, jak to było w średniowieczu. —ciąg dalszy nastąpi Zaczerpnięto z Cup & Cross An Introduction to Anabaptist History Rod and Staff Publishers, Inc. Box 3, Crockett, Kentucky 41413 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis 11. Leonard Verduin, The Reformers and Their Stepchildren, str. 165. 12. Dz. cyt., str. 168. „I mówił im wiele przez przypowieści w te słowa: Oto wyszedł siewca siać.” Ewangelia Mateusza 13,3 Część Praktyczna Rzetelne wagi i pełne odważniki N iedawno otrzymałem list z miejscowego Urzędu Miar i Wag. Ponieważ jako producent rolny działam na miejscowym rynku, skontaktowano się ze mną w celu uzyskania stosownych certyfikatów. Posiadanie dokładnej wagi jest bardzo ważne. Biblia mówi o tym następująco: Będziesz miał odważnik o pełnej wadze, rzetelny; będziesz miał efę o pełnej zawartości i rzetelną, abyś długo żył na ziemi, którą daje ci Pan, Bóg twój (5 M 25,15). Rzetelna waga ma znaczenie dla nas wszystkich w wielu sprawach. Pomaga rozwijać relacje pokoju i przyjaźni. Ona sama jest naszym przyjacielem. Jednak nie wszystkie kwestie związane z prowadzeniem interesów można łatwo zważyć i zmierzyć. W codziennej biznesowej rutynie stajemy w obliczu wielu drobnych i wydawałoby się mało znaczących pytań, które nie zawsze pasują do kategorii miar i wag. W takich przypadkach ważymy problem w sercu, by dojść do sprawiedliwego rozwiązania. Aby to zilustrować, rozważmy kilka przykładów, z którymi stykamy się wielokrotnie każdego dnia, prowadząc na przykład gospodarstwo rolne. Czy powinienem wrzucić obciętą do połowy —Ronald Martin marchewkę do skrzyni, która pójdzie na sprzedaż? Czy jedną spleśniałą truskawkę trzeba wyjąć z kartonu dla hurtowni, czy może sobie tam zostać? Co z pudełkiem pomidorów? Wygląda na pełne, choć nie waży tyle, ile jest zapisane w kontrakcie. Pomidory są przecież piękne. Ta kukurydza leży już dwa dni, ale wrzućmy ją na stos kolb świeżo zebranych dzisiaj – w końcu nie możemy sobie pozwolić na wyrzucanie dobrej kukurydzy! Te i wiele innych pytań stają na naszej drodze codziennie, i to – można by rzec – w ilościach hurtowych. Odpowiedzi na powyższe pytania są oczywiste, ale nie zawsze. Pozwólcie, że wyjaśnię. Jeśli sprzedajemy marchewkę w ramach gorszego gatunku, możemy wrzucić do skrzyni gorsze sztuki. Jeśli ma to być gatunek najlepszy, to nie wrzucimy tam ani jednej obciętej marchewki. Nasza ocena sprzedawanego produktu daje odpowiedź na postawione pytanie. Niestety, łatwo dokonać błędnej oceny. Jeśli jest ona celowo błędna, to mamy do czynienia z nierzetelnymi „odważnikami” w naszych sercach. Te kwestie nie odnoszą się wyłącznie do życia farmerów, ale również do wszystkich innych „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 23 rodzajów działalności gospodarczej. To, jak w naszych interesach reagujemy w takich sytuacjach jak powyższe, pokazuje rzetelność naszego chrześcijaństwa. Jeśli zachowujemy się jak ludzie opisani w Księdze Amosa 8,5 pomniejszający efę, powiększający odważniki i przechylający oszukańczo wagę, to wątpię, żeby ktokolwiek chciał być kojarzony z takim „chrześcijaństwem”. Działanie zwodnicze ma się do prawdziwego chrześcijaństwa tak, jak wzajemnie odpychające się magnesy. Pojawia się zatem pytanie: „Jak prowadzę swoje interesy?”. Co mogę zrobić, by przyciągać innych, zamiast ich odpychać? Czy wydaję prawdziwe, żywe świadectwo Chrystusa, które wyróżnia mnie w prowadzeniu interesów? Czy inni wiedzą, że prowadzę biznes, stosując rzetelne miary i wagi, jak napisano w 5 Mojżeszowej 25,13-15? Chciałbym omówić ten temat w pięciu dziedzinach. Jaka jest stawka? Z żalem trzeba powiedzieć, że zbyt często nie zdajemy sobie sprawy ze stawki naszych wyborów, dopóki nie zobaczymy zniszczeń, jakich dokonaliśmy. 1 Tymoteusza 6,9 mówi o ludziach, którzy „pogrążają się” z chęci bogactwa. Im większej liczbie tragedii zapobiegniemy, tym mniej dusz zostanie zgubionych – i musimy sobie zdawać sprawę, co stoi na szali. 1. Imię Chrystusa. Po pierwsze i najważniejsze, stawką jest imię Chrystusa. Jakub pyta retorycznie: Czyż nie bogacze ciemiężą was i nie oni ciągną was do sądów? (2,6). I kontynuuje: Czy to nie oni zniesławiają zacne dobre imię, które zostało nad wami wezwane? (2,7). Jako chrześcijanie powinniśmy strzec zazdrośnie imienia Chrystusowego w prowadzeniu naszych interesów. Jeśli bogacimy się, stosując oszukańcze wagi i miary, to czyż nie bluźnimy Jego świętemu Imieniu? Nic, co zyskamy w ten sposób, nie będzie miało żadnej prawdziwej wartości. 2. Nasze własne życie. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne 24 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie (1 Tm 6,9). Czyż można to było powiedzieć jaśniej? Jeśli w sercu mamy pożądliwość pieniędzy, na naszej drodze staną pokusy i sidła, które będziemy woleli utrzymać w tajemnicy przed innymi. Dopóki nie przestaniemy bawić się z ogniem, narażamy się na uwikłanie w kolejne pułapki i zniszczenie własnego życia duchowego. 3. Świadectwo wobec naszych dzieci oraz ich wartości. Burzy swój dom ten, kto jest przekupny (Prz 15,27). Łatwo jest zaplątać się w pogoń za zyskiem i uczynić to stylem życia. Czasem twierdzimy, że robimy to ze względu na dobro naszych dzieci. Ale one chcą nas, a nie naszych pieniędzy. Poza tym, jeśli widzą własnego ojca, który próbuje zrobić najlepszy interes nawet kosztem uczciwości, zyskują błędną perspektywę Boga, a to przynosi katastrofalne skutki w ich życiu. Jeśli będziemy wolni od działań wątpliwych moralnie, uchronimy dzieci od wielu problemów i nauczymy je, jak żyć sprawiedliwie. 4. Nasze otoczenie. Ten, kto pragnie bogactwa, oczywiście będzie się pogrążał. Ale co z ludźmi, których życie jest z nim powiązane? Czasami taki tonący człowiek ciągnie za sobą innych na dno. Czy dotyczy to również życia duchowego? Nie podobna, by zgorszenia nie przyszły, lecz biada temu, przez którego przychodzą. Lepiej by było dla niego, gdyby kamień młyński zawisł na szyi jego, a jego wrzucono do morza, niż żeby zgorszył jednego z tych maluczkich (Łk 17,1-2). Uczciwość wobec siebie samego. Uczciwość jest duchową odżywką, którą będziemy wchłaniać w naszym życiu albo czeka nas katastrofa. Były prezydent George W. Bush poczynił kilka słów komentarza na ten temat, gdy upadła ogromna korporacja Enron. Nie można wprowadzić prawa, które uczyni człowieka uczciwym, lecz można wprowadzić takie prawo, w którym nieuczciwość będzie karana. Przyznał w ten sposób, że pewne rzeczy wypływają z serca człowieka i nie można ich stamtąd wydobyć na siłę. Może on działać wyłącznie według owocu własnego serca. 1. Pożądliwość. Chciwość niech nawet nie będzie wymieniana wśród was, jak przystoi świętym (Ef 5,3). Zdajemy sobie sprawę, że komentarz dotyczący Enronu jest smutny, ale sama sprawa nie jest niczym niezwykłym. Jest historią pożądliwości, chciwości, nieuczciwości, zepsucia i wreszcie upadku. Z pewnością, takie rzeczy nie powinny nawet być wymieniane pośród nas. Zapewne niewiele firm rozpoczyna działalność z nieczystymi intencjami. Lecz tak jak w przypadku rozrostu nowotworu, duch chciwości zaczyna się od niewielkich i niezauważalnych działań, które z czasem się namnażają, aż wreszcie przychodzi dzień prawdy. Mówi się, że w przypadku nowotworu wczesne wykrycie zwiększa szansę przeżycia pacjenta. Podobnie jest z pożądliwością, której świadomość we wczesnym stadium rozwoju może uratować nasze życie duchowe. Uczciwość jest promieniem rentgenowskim wykrywającym pożądliwość. Lekarstwem jest pokuta. 2. Nieczystość. Czy mam go uniewinnić mimo fałszywej wagi i mimo worka z oszukańczymi odważnikami? (Mi 6,11). Jak często myślimy o etyce w biznesie w świetle niewinności? Zapewne niezbyt często. Ale właśnie tak ujmuje to prorok Micheasz. Ludzie, którzy stosują fałszywe miary i wagi, są winni. 3. Niedbałość. Używajcie rzetelnych odważników, rzetelnej efy i rzetelnej bat! Efa i bat niech mają jednakową miarę, tak że bat ma zawierać dziesiątą część chomera, a efa także dziesiątą część chomera; chomer niech będzie miernikiem wagi (Ez 45,10-11). Czasem postępujemy według zasady, że nie ma sensu przesadzać z dokładnością. Możemy sobie na to pozwolić w naszych własnych sprawach, lecz jeśli przyjmiemy taką postawę w stosunku do innych, to szybko przerodzi się ona w oszukiwanie. Jeśli kładziemy na szali sprzedawany towar, to nie waży on na przykład pół kilograma aż dołożymy tyle, żeby ważył pół kilograma. Prorok Ezechiel pokazuje dokładnie, co jest czym. Bat jest dziesiątą częścią chomera – nie mniej i nie więcej. Konsekwencja w stosowaniu miar również jest ważna. Powinniśmy traktować wszystkich tak samo (czyli stosować jedną miarę). Nie ma miejsca na zróżnicowanie. Zasadą w naszym życiu powinna być dbałość, a nie niedbałość. Miara natłoczona i przepełniona Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, potrzęsioną i przepełnioną dadzą w zanadrze wasze; albowiem jakim sądem sądzicie, takim was osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą (Łk 6,38). Czasami, prowadząc interesy, mamy wrażenie, że powinniśmy „zaistnieć w sieci” albo reklamować się bardziej dynamicznie. Niektórzy twierdzą, że jeśli nie zaangażujemy się aktywnie w mediach społecznych takich jak portale społecznościowe, to pozostaniemy w tyle. Musimy dbać o własny wizerunek i przedstawiać swój biznes w równie atrakcyjny sposób jak nasi konkurenci. Takie myślenie jest spotykane bardzo często. Nie da się zaprzeczyć, że klienci powinni wiedzieć o istnieniu naszej firmy, żeby robić z nami interesy. Nie jest jednak prawdą, że musimy angażować się we wszystkie aktywności medialne, by utrzymać się na rynku. Takie mity głoszone przez „kaznodziejów biznesu” można włożyć między bajki. Podstawowe zasady rządzące zdrowym biznesem są niezmienne bez względu na postęp technologiczny. Jeśli prowadzimy interesy, stosując „miarę natłoczoną i przepełnioną”, jeśli „czynimy dobro wszystkim ludziom”, to dobra opinia sama zacznie o nas krążyć! Fundamentalne zasady prowadzenia biznesu 1. Zaufanie. Prowadzenie działalności gospodarczej, w ramach której kilogram jest pełnym kilogramem, wszystkie skrzynki, worki „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 25 i kosze są pełne, natłoczone i potrzęsione, buduje zaufanie. Trzeba przyznać, że takie „ubijanie miary” dla klienta nie jest czynnością radosną z punktu widzenia sprzedawcy, lecz bywa sowicie odpłacone, gdy klient wraca, widząc nasz sposób prowadzenia interesu. Jego zaufanie jest przyjemne. 2. Konsekwencja. Czasem stanowi ona nie lada wyzwanie. Jednak przecież jest osiągalna. Ludzie powinni móc liczyć na to, że zostaną obsłużeni zawsze w ten sam godziwy sposób, bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek na dnie kosza czy skrzynki. 3. Wartość. Klient nie powinien czuć się przez nas oszukany. Jawne i uczciwe postępowanie zawsze temu zapobiega. Jeśli zostaliśmy właściwie potraktowani, nie będziemy się długo zastanawiać nad powrotem w miejsce, gdzie nas dobrze obsłużono. Gdy zawodzimy Bo prawy siedmiokroć upadnie (Prz 24,16 BT). Ignorancja? Pokusa? Zacheusz zaś stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób (Łk 19,8). Podczas pierwszej wojny światowej, gdy poborowi mogli służyć na farmach zamiast na froncie, pewien młodzieniec pracował również na własnym polu oprócz tego, do czego był zobowiązany w ramach zastępczej służby wojskowej. Farmer, u którego pracował, zgodził się na to. Gdy przyszły żniwa, zebrał plon, ale nie wliczył go do swoich dochodów. Po latach doszedł jednak do wniosku, że źle zrobił i podobnie jak Zacheusz zapłacił dobrowolnie zaległy podatek razem z odsetkami, żeby naprawić popełnione zło. Wiele osób nie widzi problemu w oszukiwaniu państwa. Jako chrześcijanie powinniśmy jednak być wrażliwi w tej kwestii tak samo jak w innych i nie dopuszczać się oszustwa. Czasem biznes nie idzie nam z powodu 26 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 ignorancji. Innym razem ulegamy pokusie. Pan jest jednak wierny. Z czasem objawia nam to, co powinniśmy zmienić w naszym życiu. Wtedy musimy dzielnie stawić czoła prawdzie o nas samych i wyprostować ścieżki, nawet jeśli będzie nas to kosztowało ból cielesnej natury i nadszarpnięcie reputacji. Pamiętajmy, że większą cenę zapłacimy, jeśli tego nie zrobimy. To, czego nie da się zważyć Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary (Ga 6,10). Sprzedajcie majętności swoje, a dawajcie jałmużnę. Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej nie ma przystępu, ani mól nie niszczy (Łk 12,33). Mój bowiem jest wszelki zwierz leśny, tysiące zwierząt na górach (Ps 50,10). Jesteśmy jedynie przechodniami na tym świecie. Czas dany nam po to, by czynić dobro i błogosławić innych, jest krótki. Pragniemy, jak to powiedział Jezus, „skarbu w niebie”. Jeśli wyświadczamy wszystkim dobro przy użyciu naszych majętności, nasz niebiański skarb będzie się pomnażał. To prawda, że powodem prowadzenia przez nas działalności gospodarczej jest zarabianie na życie. Lecz oprócz tego interesujemy się losem naszych klientów, a nie wyłącznie ich pieniędzmi. A ponieważ zależy nam bardziej na ich dobru niż na ich pieniądzach, powinniśmy traktować ich dobrze. Wtedy staną się naszymi przyjaciółmi, a nie tylko klientami – a jak można sobie wymarzyć lepszy punkt wyjścia do głoszenia ewangelii? Jakiż można mieć lepszy skarb w niebie niż doprowadzenie tam kogoś w rezultacie właściwego dysponowania naszymi majętnościami? Niestety, na końcu życia niektórzy usłyszą nieodwołalne słowa Wielkiego Sędziego: TEKEL; zostałeś zważony i znaleziony lekkim (Dn 5,27). Wtedy będzie już za późno, by zmienić oszukańczą wagę i dopełnić uczciwie miary wszystkiego, co zrobiliśmy. To, co —ciąg dalszy na str. 31 „...wziął w rękę swój kij, wybrał ze strumienia pięć gładkich kamyków, włożył je do pasterskiej torby, która służyła mu za kieszeń. Potem w drugą rękę wziął procę i ruszył w stronę Filistyna.” 1 Księga Samuela 17,40 Dla MŁODZIEŻY Wartość wiedzy L ata temu stary pickup mojego ojca przestał działać. Zabrano go do najbliższego warsztatu. O ile pamiętam, samochód został tam przez wiele dni, podczas których mechanicy usiłowali go uruchomić. W końcu dali za wygraną. Ostatecznie samochód zabrano do warsztatu w pobliżu domu, gdzie mechanicy dobrze go znali. Zmienili parę rzeczy i auto jeździło bez zarzutu. Oba zespoły mechaników były pewnie podobne. Oba miały jakiś budynek do pracy, zestaw narzędzi i chęć poradzenia sobie z problemem. Różnica tkwiła w wiedzy, którą posiadały. Wiedza jest czymś bardzo cennym. Jedni ludzie płacą innym ludziom, takim jak lekarze, za ich specjalistyczną wiedzę, a czasem podróżują daleko, aby skonsultować się z kimś, kogo uważają za kompetentnego do rozwiązania ich problemu. Wiedza to potęga. Król Salomon władał swoim potężnym królestwem dzięki mądrości od Boga. Jeden człowiek biznesu ponosi porażkę, a drugi nie, często dlatego, że ten drugi posiada gruntowną wiedzę w swojej branży, a pierwszy nie ma takiej wiedzy. —Lynn A. Witmer Niewiedza jest tak szkodliwa, jak wiedza jest pomocna. Sprawia, że ludzie zapędzają się w ślepe uliczki, tracą pieniądze i popadają we frustrację. Jest to wystarczająco szkodliwe w świecie fizycznym, a cóż dopiero w duchowym! Bóg skarżył się na ten stan rzeczy, kiedy mówił: Lud mój ginie, gdyż brak mu poznania… (Oz 4,6). Jeśli przyjrzymy się temu fragmentowi w kontekście Pisma, odkryjemy, że owa niewiedza była z wyboru. Niemniej jednak, brak poznania odciął tych ludzi od Bożego błogosławieństwa. Bojaźń Pana jest początkiem poznania… (Prz 1,7). Iluż to ludzi w naszych czasach jest pustych i sfrustrowanych z powodu braku tej wiedzy? Gdyby tylko chcieli się ukorzyć, aby ją zdobyć! Gdyby tylko ktoś zechciał im o tym powiedzieć nieco więcej! Może to my możemy być tym „kimś”. Znamy przecież odpowiedź – nie dlatego, że jesteśmy mądrzejsi, ale ponieważ znamy Boży instruktaż – Biblię. Można jednak posiadać Biblię i być kompletnie nieświadomym jej treści. Może spotkaliście się z takim powiedzeniem: „Odrobina wiedzy to niebezpieczna rzecz”. Jest to czasem prawdą w odniesieniu do studiowania Biblii. Wielu „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 27 zostało zwiedzionych połowiczną ewangelią. Gdyby zastosowano w ich przypadku pełną wiedzę biblijną, takich ofiar można by było uniknąć. Jezus sam powiedział: Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie (J 5,39). Wiedza jest potęgą i czymś cennym, więc szukajmy jej. Obyśmy byli jak mieszkańcy Genezaret, którzy wiedząc o Jezusie, przyprowadzili do Niego innych: i prosili go, aby się mogli dotknąć szaty jego; a którzy się go dotknęli, zostali uzdrowieni (Mt 14,36). Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Miłość —Jesse Stoltzfus Owoc Ducha jest wymieniony w Liście do Galacjan 5,22-23. Miłość jest pierwsza na tej liście. Jest to również jedno z kluczowych słów w piątym rozdziale Listu do Galacjan: „Służcie jedni drugim w miłości. Albowiem cały zakon streszcza się w tym jednym słowie, mianowicie w tym: Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego” (wersety 13 i 14). Na różne sposoby pozostałe wymienione cechy są przejawami miłości. Miłość jest najistotniejszym tematem całej Biblii. Jeśli zbawienie jest szkarłatnym sznurem biegnącym przez całe Pismo, miłość jest tym, co umożliwiło ten bieg. Choć nie jesteśmy w stanie pojąć głębi Bożej miłości, staramy się naśladować jej bezinteresowność i czystość w codziennym życiu. Jezus powiedział: „Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5). Przeczytajcie poniższy przykład (na podstawie faktów), w którym owoc Ducha zwany miłością świeci jasno w życiu chrześcijańskiej rodziny. D wudziestojednoletni Jan siedział obok otwartego okna przy małym biurku w swojej sypialni, pisząc przedostatni list do młodej panny, która miała zostać jego żoną za niecałe dwa miesiące. Za oknem jest piękny wieczór i chciałbym być na zewnątrz, by pomóc ojcu w porządkach, ale muszę również pisać. Wkrótce ten list będzie historią! Będę pisał z przyjemnością – wiem, że ona tego oczekuje. A poza tym sama napisała do mnie uroczy list przed minionym weekendem, mimo że i tak mieliśmy się spotkać. Kilka minut później Jan pisał zapamiętale, zapomniawszy o uroczym letnim wieczorze i ciągłym brzęczeniu ojcowskiej piły. Nie tęsknił już za przyjemnością przebywania na zewnątrz, gdy zapełniał jedną, a potem drugą kartkę. – Synu, jesteś tam? – ojciec zawołał z holu. – Zacząłem podcinać drzewa i musiałem przerwać przed chwilą. Nie zdołam zebrać wszystkich tych gałęzi przed zmrokiem. Czy mógłbyś 28 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 przyjść mi pomóc? „Ale muszą zanieść ten list na pocztę” – Jan powiedział do samego siebie, myśląc szybko. „Chętnie bym wyszedł na zewnątrz, ale wszystko po kolei!”. Wtedy usłyszał znowu głos taty: – Bardzo byłbym wdzięczny za pomocną dłoń. W godzinę ty i ja moglibyśmy zupełnie wysprzątać podwórko. Mama chce, żeby było posprzątane – goście przychodzą jutro na kolację, pamiętasz? Jan przerwał, ale tylko na krótko: – Będę za minutę. Dwie godziny później podwórko zostało posprzątane, a list skończony. Jan wsunął się do łóżka, z radością chrześcijańskiej rodziny mieszkającą w jego sercu. Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis PODOBIEŃSTWO O TALENTACH — Robert Heatwole Z acznij od następującego cytatu: Tragedią nie jest posiadać tylko jeden talent, lecz go nie wykorzystać. Przejdź do podobieństwa o talentach (Mt 25,14-30) i przeczytaj całość. Zwróć uwagę na to, by czytać z ekspresją. Jestem przekonany, że rozmowy bohaterów podobieństwa były bardzo emocjonalne. Oto niektóre ważne lekcje płynące z tej opowieści. I. Każdy z nas posiada choć jeden talent – Bóg nie marnuje materiału. II. Dlaczego lub w jaki sposób możemy zakopać nasz talent? A. Ze strachu – sługa leniwy powiedział: „Bałem się”. 1. Ze strachu przed władzą. 2. Ze strachu przed porażką. B. Tracimy czas na zastanawianie się, co jest naszym talentem. 1. Inni często wiedzą lepiej niż my, jakie mamy talenty. 2. Jeśli świetnie wykonam całą pracę, moje talenty zabłysną. C. Czujemy się dumni ze swoich talentów. 1. Duma zawsze przesłania użyteczność. 2. Mój talent tak naprawdę nie jest mój; jest darem, i zostanę rozliczony z tego, jak się nim posłużyłem. D. Lenistwo 1. Jezus nazwał go sługą leniwym. 2. Leń z pewnością nie spożytkuje dobrze swego talentu. Słowa nagrody i pochwały były identyczne w przypadku sługi posiadającego pięć talentów i tego, który otrzymał dziesięć talentów. Możemy przypuszczać, że sługa obdarzony jednym talentem byłby równie błogosławiony (gdyby go wykorzystał). Poważne pytanie nie brzmi: „Ile talentów posiadam?”, lecz raczej „Co robię z tymi, które mam?”. Zaczerpnięto z The Christian School Builder, styczeń 2013 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 29 Złodziejka papryki —Joy L. Martin U śmiechnęłam się z zadowoleniem, mieszając w garnku gorący keczup. Uwielbiałam ten okres w roku, gdy można było robić przetwory ze świeżych warzyw i owoców. Nie miałam zbyt wiele czasu na zajmowanie się ogrodem, odkąd zaczęłam pracę na pełny etat, ale robiłam tyle, ile mogłam. Miałam satysfakcję, że mogę choć częściowo zaspokoić nasze potrzeby żywnością własnej produkcji i zrobić zapasy na zimę. Szczególnie cieszyłam się z warzyw, które zazwyczaj są drogie w sklepach, jak brokuły, kalafiory czy papryka. Papryka. Moje myśli powędrowały ku naszej grządce. Byłam rozczarowana jej stanem. Wydawało mi się, że ostatnio wszystkie papryki trapi jakaś zaraza. Gdy tydzień wcześniej widziałam kilka dużych i prawie całkiem czerwonych, obiecałam sobie użyć je do sałatki na obiad. Kilka dni później, gdy poszłam je zebrać, nie mogłam ich znaleźć. Pewnie też się zepsuły. Skrzywiłam się. Pokroiłam już w kostki i zamroziłam ich wystarczająco dużo, żeby wystarczyło na zimę, lecz wciąż miałam ochotę zjeść coś prosto z grządki. Moje sobotnie przemyślenia przerwało pukanie do drzwi, w których stanęła sąsiadka Beth, wycierając buty na wycieraczce. Powitałam ją ciepło i zaprosiłam do środka. Z początku jakby się wahała, lecz weszła i czując zapachy, zaczęła się zastanawiać, co też gotuję. Po chwili pogawędki powiedziała: – Muszę ci coś wyznać i prosić o przysługę. 30 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 – Proszę bardzo. – Pewnego dnia przechodziłam przez twoje podwórko. Czasem to robię, żeby sobie skrócić drogę na przystanek i nie iść przez wzgórze. Więc szłam przez twoje podwórze, wracając od Nancy, zobaczyłam kilka pięknych papryk i wzięłam kilka z nich. Zatem papryki się nie psuły. Próbowałam ukryć zdziwienie i szybko znaleźć jakąś właściwą odpowiedź. – W porządku – odparłam wreszcie. – Mam już w zamrażalniku wszystko, czego potrzebowałam. Nie powiedziałam jednak, że miałam plany co do tych świeżych okazów na mojej grządce. – Tak się zastanawiałam... – ciągnęła Beth. – Czy mogłabym sobie wziąć jeszcze kilka? Mieszałam keczup coraz gwałtowniej. Czułam, że wpadłam w pułapkę i to w dwojaki sposób. Stałam w narożniku mojej małej kuchni, a Beth dyszała mi w twarz swoim obezwładniającym oddechem nałogowego palacza. Po drugie, sama sobie wykopałam dołek tym, co przed chwilą powiedziałam, przyznając, że nie potrzebuję już więcej papryki. Nie przyznałam się do tego, że mam ochotę zużyć te, które właśnie dojrzewały. Czy mogłam jej teraz odmówić? – Jasne, możesz wziąć – usłyszałam własny głos. – Fajnie! – uśmiech Beth wydał mi się jakby triumfalny. – Już myślałam, że je ukradłam albo coś podobnego i że jestem „złą dziewczynką”. Nie nadążałam za jej logiką. Przecież na początku ukradła te papryki. Teraz pozwoliłam jej wziąć kilka następnych z mojego ogrodu. Ona rzeczywiście była „złą dziewczynką”. – Czy masz jakąś torbę, żebym mogła je sobie spakować? – spytała. – Pewnie. Mam całe mnóstwo toreb – odparłam zamyślona. Wręczyłam jej torbę i patrzyłam, jak wychodzi z radosnym uśmiechem i podziękowaniami. A potem stanęłam przy oknie i patrzyłam, jak chodzi między rzędami moich papryk i zrywa nawet te zielone. Nie będzie już żadnych papryk dla mnie. Co ona sobie wyobraża? Złościłam się. Sadzę papryki rok w rok, bo je lubię i dlatego, że w sklepie są dla mnie za drogie. Beth ma mnóstwo pieniędzy i lubi opowiadać, jakie wykwintne i drogie dania serwuje w domu. Dlaczego nie kupi sobie też papryk? Wróciłam do swego garnka z keczupem, próbując się uspokoić. Dlaczego cała ta sprawa tak bardzo mnie irytuje? Lubię obdarzać ludzi, nawet produktami z mojego ogrodu, wyhodowanymi w pocie czoła. Ona mi podziękowała. Ale w ogóle nie było jej przykro, prychnęłam. „Wyznała”, nie mówiąc nawet, że żałuje tego, co zrobiła. Gdyby jej było przykro, to zaproponowałaby, że zapłaci za to, co ukradła, zamiast pytać, czy może sobie wziąć jeszcze więcej. Co weźmie sobie jako następne – może całego kalafiora? Pewnie myśli, że skoro pozwoliłam jej wziąć resztę papryk, to otrzymała pozwolenie na wzięcie sobie wszystkiego, co jej się spodoba w moim ogrodzie. Próbowałam sobie wyobrazić, jak mogłam wyrazić się inaczej, żeby dać jej do zrozumienia, że źle robi. Ukradła. Tak nie wolno robić. Powinnam była powiedzieć jej o tym, zamiast pozwolić odejść z przeświadczeniem, że wszystko jest w porządku. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie tylko jestem samolubna, ale również nie kocham Beth. Chciałam zatrzymać produkty, które wyhodowałam, albo przynajmniej dać je komuś wybranemu przeze mnie – komuś, kto doceniłby dar i podziękował mi za to. Chciałam kontrolować moje życie i „moje rzeczy”. Zastanawiałam się, czy Beth wyczuła moje oburzenie i nieszczerość. Próbowałam zdobyć ją dla Chrystusa, a jednocześnie nie pozwoliłam, by Jego światło świeciło przeze mnie. – Ojcze, wybacz mi – wołałam z głębi zbolałego serca. – W tym momencie tak naprawdę nie kocham Beth i nie czuję pragnienia, żeby wyrwać jej duszę z piekła. Pozwól mi ją pokochać. Przypomniał mi się werset z Ewangelii Łukasza 6,29: Temu, kto cię uderzy w policzek, nadstaw i drugi, a temu, kto ci zabiera płaszcz, i sukni nie odmawiaj. Myślałam, że gdyby ktoś rzeczywiście mnie uderzył, nadstawiłabym mu drugi policzek. A tymczasem oblałam prosty test z papryką. Zaczerpnięto z Companions, sierpnień 2012 Christian Light Publications, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Rzetelne wagi i pełne odważniki —ciąg dalszy ze str. 26 zrobiliśmy za życia, zaważy na naszym wiecznym przeznaczeniu. Ci, którzy przejmowali się w życiu owymi drobnymi kwestiami i stosowali rzetelne odważniki – zarówno na szalach swoich wag, jak i w sercach – z miłości do Pana, zobaczą sprawiedliwą ocenę swych czynów i usłyszą słowa. Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, (...) wejdź do radości Pana swego (Mt 25,23). Cóż to będzie za radość! Zaczerpnięto z The Christian Contender, wrzesień 2013 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 31 „Wówczas Jezus powiedział: Puśćcie dzieci i nie zabraniajcie im przyjść do Mnie. Do takich właśnie należy królestwo niebieskie.” Ewangelia Mateusza 19,14 Kącik dla D zieci Staś jest za mały —Jane Landreth S obota była pracowitym dniem dla rodziny Michalskich. Tata kosił trawnik, a mama i Kasia sprzątały w domu. Kuba porządkował ogród i nawet siedmioletnia Hania odkurzała meble. Każdy coś robił, z wyjątkiem małego Stasia. On też chciał pracować! Chłopiec obserwował, jak Hania ściera kurz z podstawy lampy na stole. – Mogę ci pomóc? – zapytał. – Nie, jesteś za mały – odpowiedziała Hania. – Pocierałbyś za mocno i mógłbyś coś popsuć. – Mogę też coś robić? – zapytał Staś brata. – Jesteś za mały – odparł Kuba, który 32 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 zgrabił liście w spory kopczyk na środku ogrodu. – Grabienie jest dla dużych chłopców – dodał, opierając się na grabiach. – To za ciężka praca dla takich maluchów jak ty. Staś był przygnębiony. Kopnął kamyk i kręcił się w pobliżu taty, który kosił trawę. Kiedy tata wyłączył kosiarkę, znowu zapytał: – Tatusiu, czy ja też mogę pomagać? – O, jasne! Zawsze jesteś świetnym pomocnikiem – zawołał tata. – Z tamtej strony ogrodu są gałęzie, które zwiał wiatr. Możesz pomóc mi je znieść na stos? Spalimy je, a potem będę mógł dokończyć koszenie. – O, fajnie – ucieszył się Staś. Pozbierał naręcze małych gałązek i zaniósł je do miejsca, które tata mu wskazał. Miał świetną zabawę przy tej pracy. Kiedy skończył usuwanie gałązek, tata dał mu następne zadanie. – Ale ci świetnie poszło! Nakarmisz teraz Reksia? Kuba ma zbyt dużo pracy, żeby to zrobić. A potem może mama coś dla ciebie znajdzie. Chłopiec starannie wyłożył jedzenie do psiej miski. Stał i patrzył, jak Reksio rzucił się z apetytem na swój posiłek. Schylił się i z czułością poczochrał zwisające psie uszy. Potem malec wszedł do domu, żeby poszukać mamę. – Masz coś dla mnie? Jakieś zadanie? – zapytał. – Nie miałam czasu podlać dzisiaj kwiatków na tarasie. Możesz to za mnie zrobić? Staś napełnił konewkę wodą i starannie wlał odpowiednią ilość wody do każdej skrzynki z kwiatami. Wreszcie nadeszła pora na obiad. – Czy ktoś zauważył nowego pomocnika w rodzinie? – zapytał tata, kiedy już wszyscy siedzieli na stołem. – O, tak – powiedziała mama, uśmiechając się do Stasia. – Dziękuję ci, synku, za dzisiejszą pomoc. – Uczyliśmy się niedawno na szkółce, że Bóg ma pracę dla każdego – dodała Hania. – To oznacza też pracę w naszej rodzinie – wtrącił Kuba. – Nawet jeśli uważamy, że pomocnik jest za mały – dodał, czochrając włosy swojego małego braciszka. – Prawda, Bóg ma dla każdego pracę, czyli też dla każdego w naszej rodzinie – podsumował tata. Staś rozglądał się po swojej rodzinie z wielkim uśmiechem. – Super jest być pomocnikiem! – powiedział uszczęśliwiony. Zaczerpnięto ze Story Mates, wrzesień 2012 Christian Light Publications, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Dary z góry —Ruth O’Neil W stając tego ranka, Julka podskakiwała na łóżku z podniecenia. Nareszcie dzisiaj był dzień, kiedy cała rodzina zbierała się raz w roku na wielki rodzinny piknik. Wreszcie zobaczy swoje kuzynostwo, ciocie, wujków i dziadków. Wkrótce jej rodzina będzie w drodze, jadąc krętą górską drogą do ich specjalnego, piknikowego miejsca. Podbiegła do okna. Słońce świeciło i niebo było krystalicznie czyste, z jedną lub może dwiema małymi chmurkami. Zanosiło się na fantastyczną pogodę! Julka pospiesznie się ubrała i poszła pomóc mamie pakować drugie śniadanie, a jej bracia w tym samym czasie pomagali tatusiowi załadować wszystko do auta. Kochała swoich braci, ale cieszyła się ogromnie na perspektywę spędzenia tego dnia z kuzynkami. Były one jedynymi dziewczynkami z kuzynostwa, więc nieraz wszystkie udawały, że są siostrami. W czasie drogi cała rodzina dla umilenia czasu grała w gry podróżne i śpiewała piosenki. Było to wspaniałe, ale Julka wprost nie mogła się doczekać spotkania. Większość rodziny już była na miejscu, kiedy osiągnęli cel podróży. Julka wyskoczyła z samochodu i pobiegła entuzjastycznie do „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 33 Lucynki. Najpierw pomogły wynieść pakunki z samochodu, a potem mogły pójść się pobawić. Zdjęły buty i zaczęły brodzić w strumyku. Szybko okazało się, że woda jest bardzo zimna, ale i tak było wspaniale. – Uważajcie, żeby się nie poślizgnąć na tych mokrych skałach – zawołała ciocia Asia znad brzegu strumyka. – Uważamy – odpowiedziały dziewczynki jednocześnie i roześmiały się rozbawione. Następnie wszyscy udali się na spacer wokół jeziora. Znaleźli świeże ślady sarny, a potem także samą sarnę. Wszyscy w milczeniu obserwowali zwierzę, a ono również im się przyglądało. Potem przyszła kolej na łowienie ryb. Julka złapała swoją pierwszą rybę. Ależ było świetnie! Wyciągnęła ją sama, chociaż z początku wujek Jurek musiał jej pomóc zakładać przynętę na haczyk. Ponieważ nieopodal rozpościerała się duża polana, wszyscy zaczęli biegać i grać w berka. Kiedy Julka i Lucynka zmęczyły się już zabawą, poszły zrywać polne kwiaty. Jakże słodko pachniały! Babcia siedziała obok na kocu i pokazała im, jak pleść wianki. Jakiś czas potem przyszła pora na posiłek. Do dziewczynek przysiadł się dziadek. Nazwał je księżniczkami, ponieważ chłopcy mieli znaczącą przewagę wśród kuzynów. – No, to jakie dary otrzymałyście dzisiaj? – zapytał. – Obie popatrzyły na siebie zakłopotane. – Dary? – zdziwiła się Julka. – Nie mam 34 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 urodzin. – Ja też nie – przytaknęła Lucynka. – Ani nie ma świąt. – No, ale przecież dostałyście dzisiaj jakieś prezenty. Musicie się nauczyć je dostrzegać – oświadczył uroczyście dziadek. Dziewczynki milczały nadal zmieszane. Dziadek udawał, że robi się niecierpliwy. – No, a co z dniem spędzonym w rodzinnym gronie? A chłód wody w strumyku na waszych gołych stopach? Nagle zaczęły rozumieć. – I kwiaty, które zerwałyśmy! – A sarna w lesie? Dziadek uśmiechnął się i pokiwał głową: – Teraz rozumiecie. – Czy zabawa w berka jest prezentem? – zapytała Julka. Dziadek znowu skinął głową. – Zdrowie i siła do biegania są darem, podobnie jak śmiech, który było słychać podczas gry. To właśnie takie najmniejsze rzeczy w życiu są czasem najlepszym darem, jaki możemy kiedykolwiek otrzymać. – Ale skąd te dary się biorą? – zapytała Lucynka. – Ja wiem – oczy Julki zabłysły. – Pochodzą od Boga. – Tak jest – zgodził się dziadek i pocałował obie wnuczki w czoła. – Miejcie oczy otwarte, a zobaczycie wiele cudownych darów od Boga każdego dnia. – Nawet jak pada? – zapytała Lucynka. – Nawet jak pada – potwierdził dziadek. – To właśnie deszcz daje nam wodę do picia, a roślinom wzrost. A jeżeli doczekacie do końca deszczu, możecie nawet zobaczyć tęczę. Julka uśmiechała się przez całą powrotną drogę. Dzisiaj był doskonały dzień. Zanim położyła się do łóżka wieczorem, podziękowała Bogu za wszystkie Jego dary. Na pewno będzie pamiętała o tym, aby od teraz zauważać Boże prezenty każdego dnia. Zasnęła z uśmiechem na twarzy. Zaczerpnięto ze Story Mates, czerwiec 2012 Christian Light Publications, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis U w i e l b i a ć B oga P o kolacji tata wziął Biblię przed rozpoczęciem wspólnej modlitwy. Bogdan i Monika słuchali uważnie, kiedy tata czytał opis stworzenia z Księgi Rodzaju. – Po co Bóg stworzył ludzi? – zapytał tata po skończeniu rozdziału. – Żeby się opiekowali ziemią? – zapytała Monika. – Tak, to część zadania, które Bóg dał ludziom – zgodził się tata. – Może, żeby byli Jego przyjaciółmi – zasugerował Bogdan. – Tak, też – zgodził się tata. – To jeszcze kolejny powód. Ale jeszcze innym wielkim celem stworzenia jest to, abyśmy Go uwielbiali i wysławiali. – Co to znaczy uwielbiać Boga? – zapytał Bogdan. – To znaczy czcić Go, oddając Mu chwałę – powiedział tata. – Kiedy robimy rzeczy, które podobają się Bogu i jesteśmy posłuszni temu, co On nam nakazuje w Biblii, wówczas Go uwielbiamy. – Jak mogę uwielbiać Boga? – zapytała Monika. – Zastanówmy się nad tym, co dzisiaj robiłaś – zasugerowała mama. – Zajęłaś się rano Michałkiem i zabawiłaś go trochę, a ja dzięki temu mogłam zrobić obiad. Potem przy stole pomodliłaś się i podziękowałaś Bogu za jedzenie i za naszą rodzinę. Pokolorowałaś laurkę z życzeniami powrotu do zdrowia dla dziadka. Wszystkie te rzeczy podobają się Bogu. – A ja? Jak uwielbiłem Boga? Tata uśmiechnął się. —Naomi Wiederkehr – Kiedy zbieraliśmy jabłka, pomagałeś z radością pozbierać te spod drzew. Słyszałem też, jak po południu czytałeś opowieść z Biblii Monice i Michałkowi przed ich drzemką. Życzliwość i dobrowolna uczynność są miłe Bogu i oddają Mu chwałę. Tata spojrzał na mamę i zapytał: – A jak ty, kochanie, oddałaś dzisiaj chwałę Bogu? Mama pomyślała chwilę. – Upiekłam sernik i zaniosłam babci i dziadkowi z laurką od Moniki. Umyłam okna, żeby wpuścić do domu więcej słońca. I ukisiłam ogórki w słoikach na zimę, wykorzystując cały ich zapas, którym Bóg nas pobłogosławił. Modliłam się za każdą kochaną osobę z naszej rodziny. Mama popatrzyła na tatę. – Okazałem szacunek babci i dziadkowi, odwożąc ich dzisiaj rano do lekarza – powiedział tata – i przyniosłem duże zakupy z targu, żeby nasza rodzina była dobrze zaopatrzona. Dałem kilka ulotek chrześcijańskich pewnemu człowiekowi na stacji benzynowej, kiedy tankowałem. Mam nadzieję, że zastanowi się nad swoim życiem i zacznie szukać Boga. – Wszystkie te rzeczy – podsumował tata – Bóg stawia przed nami, abyśmy Go uwielbili, dobrze wykonując nasze zadania. Możemy też uwielbiać Go śpiewem. A może zaśpiewamy teraz, przed wspólną modlitwą? Zaczerpnięto ze Story Mates, listopad 2013 Christian Light Publications, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 35 „Wówczas Samuel ogłosił ludowi prawa władzy królewskiej, które następnie spisał w księdze; księga została złożona przed Jahwe. Potem rozesłał ludzi do ich domów.” 1 Księga Samuela 10,25 Fragment K SIĄŻKI O dwaga z Uśmiechem Janet Martin Sensenig CZĘŚĆ TRZECIA Rozdział 6 Przygody w stodole N a niewielkiej farmie Martinów stały zabudowania – duża stodoła, szopa i kurnik. Czasem ojciec trzymał kilka świń w zagrodzie obok szopy, lecz budynki głównie służyły jako 36 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 magazyny. Dla chłopców nadawały się idealnie do zabawy, więc poznali je już jak własną kieszeń. Pewnego wieczoru chłopcy Martinów koniecznie chcieli się podzielić z tatą pewną nowiną. – Leslie mówiła, że u nich urodził się kucyk – rzekł Lamar. – Podobno jest maleńki i słodki. Szkoda, że nie możemy go zobaczyć. – Tak, Leslie mówiła, że chcą go sprzedać – dodał Harold. – Może byśmy kupili kucyka? Mamy dużo miejsca dla małego konia. Trochę głupio, że nie mamy żadnych innych zwierząt na farmie. – Jak myślicie, gdzie moglibyśmy go trzymać? – zapytał tato. – Moglibyśmy zrobić zagrodę w kurniku, jest dość duży – zasugerował Lamar. – Zobaczymy – zakończył tato. W sobotę, gdy udawali się do fryzjera, chłopcy zorientowali się, że będą przejeżdżać obok farmy Brubakerów. – Możemy się zatrzymać i zobaczyć kucyka? – zapytał Lamar. Tato z uśmiechem skręcił w alejkę prowadzącą do domu Brubakerów. Najwyraźniej miał zamiar zatrzymać samochód i obejrzeć tego kucyka. – Och, rzeczywiście jest malutki! – westchnął Lamar, pokazując małego kasztanowego konika wielkości dużego psa. – Urośnie – zapewniła Leslie Brubaker. Obaj ojcowie stali z boku, rozmawiając o czymś po cichu. Tata Lamara wrócił do chłopców głaszczących małego kucyka. – Chłopcy, czy dobrze słyszałem, że chcieliście kupić właśnie tego konika? – zapytał z uśmiechem. – Tak, tato. Strasznie byśmy chcieli! – odparł stanowczo Lamar. – Jest jeszcze za mały, żeby go wziąć od matki – zaczął tata. – Ale gdy podrośnie, mam zamiar kupić go od Brubakerów. – Och, dzięki! – zawołał Lamar. Jego szeroki uśmiech był wyrazem jego radości. – Będziemy musieli wybrać dla niego imię – Lamar przypomniał bratu w drodze do fryzjera. Chłopcy brali pod uwagę różne imiona – Srebrny, Król, Książę i Koleś. – Najbardziej podoba mi się Książę – zdecydował Harold. – Mnie chyba też – zgodził się Lamar. – Nazwijmy go Książę. Wieczorem Harold zgromadził kilka desek leżących przy zabudowaniach i z pomocą taty zaczęli budowę zagrodę. Potem Harold przyniósł ze stodoły kilka beli siana, żeby wymościć miejsce dla kucyka. – Ale nie spodziewajcie się, że dostaniecie źrebaka wcześniej niż za kilka tygodni – ostrzegł tato. – Wiem, że musimy poczekać – zgodził się Lamar. – Przynajmniej będziemy gotowi na jego przyjęcie! Gdy wreszcie nadszedł ten szczęśliwy dzień, wszystkie dzieci Martinów podekscytowane czekały na przyjazd kucyka. Jak fajnie było mieć zwierzątko, którym można się zajmować! Karmienie i pojenie kucyka należało do Harolda, a czesanie było ulubioną czynnością dziewcząt. Jednak po jakimś czasie skończyła się ekscytacja nowością i dzieci znużyły się opieką nad konikiem. – Co nam z kucyka, na którym nie można nawet pojeździć? – narzekały dziewczynki. – Zanim Książę podrośnie, można go będzie najwyżej prowadzić na sznurku na jakąś trawę. – Nadal go trzeba czesać – przypomniał Lamar. – Tak, ale nawet to nie jest już takie fajne jak kiedyś – przyznała Jean. Dzieci Martinów lubiły również oglądać byka trzymanego w stajni w największej stodole. Opiekował się nim Arlan Gehman, chłopak od sąsiadów, który przychodził codziennie, żeby doglądać zwierzęcia. W dużej stodole było siano, w którym chłopcy lubili się bawić. Czasem do zabawy przyłączali się Arlan i jego brat Matthew, co zawsze było szczególną atrakcją. Arlan, znacznie starszy od Harolda, był traktowany przez wszystkie dzieci Martinów jak najstarszy brat. Lubił on przychodzić do domu Martinów w niedzielne popołudnia, żeby porozmawiać „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 37 z tatą o porannym kazaniu. Gehmanowie byli członkami innej społeczności, więc obydwaj dzielili się tym, co usłyszeli na swoich nabożeństwach. Pewnego dnia, gdy chłopcy od Gehmanów i Martinów bawili się razem, wpadli na pewien pomysł. – Prześpijmy się którejś nocy w stodole – zasugerował Matthew. – Moglibyśmy rozłożyć koce na sianie i położyć się na nich. – Fajnie by było – zgodził się Harold. – Zwłaszcza, gdybyśmy byli w czwórkę. Przyłączysz się do nas, Arlan, prawda? – Tak myślę. Chłopcy zapytali rodziców i uzyskali ich zgodę. – Nie mogę się doczekać, kiedy pójdziemy spać – powiedział swoim siostrom Lamar po południu. – To dziwne jak na ciebie – rzekła Judy. – Zwykle wolisz czytać do późna. – W stodole będzie zbyt ciemno, żeby czytać – przypomniała Jean. – A przecież nie możesz zabrać ze sobą lampy naftowej, bo będzie pożar. – Zapomniałaś, że istnieją latarki? – odparł Lamar. – One nie wywołują pożarów. Wieczorem Harold i chłopcy od Gehmanów pomogli Lamarowi wspiąć się po drabinie na siano. Rozłożyli tam stare narzuty i położyli się spać już o zachodzie słońca. Ale sen nie nadchodził. Po zmierzchu, gdy w stodole zrobiło się całkiem ciemno, zaczęli słyszeć jakieś podejrzane i tajemnicze dźwięki. – Co to było? – zastanawiał się Matthew. – To tylko jakiś gołąb mówił „dobranoc” – zapewnił młodszego brata Arlan. Przez moment Lamar żałował, że nie leży w wygodnym łóżku, ale nie powiedział tego na głos. Wreszcie zasnął. Gdy obudził się rano, promienie słońca wlewały się strumieniami przez zakurzone okienko stodoły. 38 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 – Okej, wstawajmy z tych wykwintnych łóżek – zachichotał Matthew. Wstał i przeciągnął się. – Marzę wyłącznie o śniadaniu – powiedział Arlan. – Idę do domu. Pomogli Lamarowi wydostać się z kopy siana, a potem cała czwórka wróciła do domów na śniadanie. To było ciekawe doświadczenie, lecz następną noc woleli przespać we własnych łóżkach. Rozdział 7 Wyjątkowa wycieczka szkolna K ażdej wiosny uczniowie menonickiej szkoły Efrata zaczynali myśleć o zarobieniu pieniędzy na doroczną wycieczkę szkolną. Tego roku klasa panny Wenger postanowiła sprzedawać żelki bezcukrowe. – Moja babcia na pewno kupi żelki od ciebie – powiedziała Lamarowi Lucy w drodze do domu po wyjściu ze szkolnego autobusu. – Babcia Katie pewnie też – dodała Jean. – Ona lubi takie sztuczne słodycze. – Mam nadzieję, że pomożecie mi sprzedawać – odparł Lamar. – Nigdy nie byłem dobrym akwizytorem. – Pewnie, że pomożemy – zapewniły bliźniaczki. – Nasze ciocie też pewnie kupią trochę takich żelków. Szczególnie ciocia Ania, bo jest cukrzykiem. – Dokąd pojedziemy na wycieczkę? – zapytali uczniowie, gdy pieniądze z żelków zaczęły się już gromadzić w pokaźną sumę. Panna Wenger odparła: – Myślę, że w czasie jednego z wypadów moglibyśmy zwiedzić lotnisko w Filadelfii. Dzieci z ochotą przystały na ten pomysł. Żadne z nich nigdy nie miało czasu na zwiedzanie lotniska. Nie wiedziały, że panna Wenger myślała o Lamarze. Chciała wybrać takie miejsce, w którym łatwiej byłoby mu się poruszać. Na lotnisku są windy i szerokie korytarze, więc byłoby ono świetnym miejscem do poruszania się na wózku. Dzieci ciężko pracowały i wkrótce osiągnęły swój cel, zarabiając nawet więcej niż zaplanowano. – Jeśli zbierzemy kwotę większą niż potrzebujemy, to nadwyżkę przeznaczymy na zakup książek do biblioteki – obiecała panna Wenger. Czekając na wycieczkę, Lamar zastanawiał się, jak sobie poradzi na wózku. Potem przypomniał sobie, jak często się przewracał, zanim musiał zacząć go używać. „Nie może być nic gorszego niż upadek w tłumie – stwierdził. – Choć tak naprawdę nie rani mnie to, kiedy ludzie się gapią. Zawsze mogę odwrócić głowę i nie patrzeć na nich”. Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień. Podekscytowani uczniowie klas piątej i szóstej wsiedli do żółtego autobusu. Brat Moses, kierowca, włożył srebrny składany wózek Lamara do bagażnika z tyłu samochodu. – Szkoda, że nie polecimy gdzieś, zamiast tylko patrzeć na startujące i lądujące samoloty – rzekł Lamar do siedzącego obok Dale’a. – Jasne. Ja nigdy jeszcze nie leciałem samolotem. Byłoby fajnie, ale pewnie sporo by to kosztowało. – Dokąd byś się wybrał, gdybyś mógł polecieć? – zapytał Lamar. – Może na Florydę. Tam zawsze jest ciepło i pewnie bym tyle nie kaszlał. – A ja poleciałbym do Illinois, odwiedzić mojego przyjaciela Lestera – zdecydował Lamar. – Chodził z nami do szkoły w pierwszej i drugiej klasie. Pamiętasz go? – Pamiętam – skinął głową Dale. – Super byłoby go znów zobaczyć. Po półtorej godziny jazdy przybyli na lotnisko. – Najpierw zwiedzimy punkt widokowy – powiedziała panna Wenger i poprowadziła wycieczkę w tym kierunku. Brat Moses i kilku chłopców trzymało się z tyłu, pchając Lamara na wózku. – Cześć, chłopcy! – usłyszeli jakiś miły głos. Lamar i jego koledzy ujrzeli kobietę w ciemnej sukience. – Przyjechaliście popatrzeć na samoloty? – zapytała. – Tak. To jest szkolna wycieczka – wyjaśnił brat Moses. – A ty jesteś jednym z uczniów? – zapytała, patrząc na Lamara. – Tak – odpowiedział, uśmiechając się nieśmiało. – Byłeś już kiedyś wewnątrz samolotu? – Nie. – Jestem stewardesą – wyjaśniła kobieta. – Mój samolot będzie stał przy terminalu jeszcze wiele godzin. Czy ty i twoi koledzy chcielibyście go zwiedzić? Chłopcy zdecydowanie pokiwali głowami, a ich oczy zabłysły. – Czy cała klasa może dołączyć? – zapytał brat Moses. – Oczywiście. Czy ta grupa przed nami to wasza wycieczka? – Tak – skinął głową brat Moses. – Pójdę porozmawiać o tym z nauczycielką – rzekła stewardesa i pośpieszyła zaprosić resztę grupy. Stewardesa opowiedziała dzieciom wszystko na temat samolotu, na pokładzie którego pracowała. Po kolei weszli do kokpitu, siedziby kapitana i drugiego pilota. Pokazała im maleńką kuchenkę, gdzie przygotowywano posiłki dla pasażerów. A potem każdy dostał w prezencie naklejkę z parą skrzydeł. – Zwiedzanie samolotu było dzisiaj „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 39 najlepszym punktem programu – powiedział Leland nauczycielce podczas powrotu do domu późnym popołudniem. – Tak, to była prawdziwa gratka – zgodziła się panna Wenger. – Możecie za to podziękować Lamarowi. Stewardesa go zauważyła i chciała zrobić dla niego coś szczególnego. – Dzięki jej uprzejmości mieliśmy ekstra punkt programu – dodał Leland. – Tak, rzeczywiście nasza wycieczka nieoczekiwanie stała się jeszcze ciekawsza – zgodziła się panna Wenger. – Powinno być mnóstwo ochotników do napisania o tym w szkolnej gazetce. – Zgadza się, to będzie przebojowy news w tym roku – skomentował Lamar. Panna Wenger zwróciła się do niego, kontynuując: – Myślę, że powinieneś napisać o tej wycieczce. – I tak zrobię – odparł chłopiec z uśmiechem. Rozdział 8 Zmartwienie taty N adeszły chłodne, zimowe dni, a tato wychodził do pracy jeszcze przed wschodem słońca, wracając, gdy było już ciemno. Przed wyjściem do pracy musiał jeszcze oporządzić świniaki, pasione na mięso. Pewnego ranka wstał wcześnie jak zwykle. W domu było cicho, dzieci jeszcze smacznie spały. Tata wziął wiadro i poszedł do studni, żeby nabrać wody. W stodole usiadł na chwilę, żeby przygotować świnkom wilgotną paszę. Gdy pasza uzyskała już właściwą konsystencję, tata chwycił rączkę wiadra i wstał. Nagle poczuł w plecach szarpnięcie 40 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 silnego, ostrego bólu. Próbował się powoli wyprostować, lecz ból był tak intensywny, że nie mógł. Przed oczami zobaczył gwiazdy i przez chwilę myślał, że zemdleje. Wciąż przygarbiony, zostawił wiadro tam, gdzie stało i powoli, ostrożnie zaczął iść w stronę domu. Każdy krok sprawiał mu ogromny ból. Gdy dzieci wstały rano na śniadanie i do szkoły, zastały tatę siedzącego w bujanym fotelu. – Masz dzisiaj wolne, tatusiu? – zapytał Harold, wchodząc do salonu. Nagle spoważniał, widząc grymas bólu na twarzy ojca. – Co się stało? – zapytał ze współczuciem. – Schyliłem się, żeby zmieszać paszę dla świń – wyjaśnił tata. – I nie wiem dlaczego, ale poczułem jakiś straszny ból w plecach i nie mogłem się wyprostować. Strasznie mnie boli przez cały czas. Tymczasem na dole pojawił się już Lamar. – Będziesz musiał pójść do lekarza? – zapytał oględnie. – Czekamy, aż doktor Zwally zacznie przyjmować – odparł tata. – A wtedy mama go wezwie. Tego dnia podczas śniadania panowała wyjątkowa cisza. Mama usiadła z dziećmi przy stole, a tata został w fotelu. Poprosił tylko o kubek gorącej herbaty. Lamar zaczął się bać. „A co, jeśli tata złamał kręgosłup? Co, jeśli nigdy nie wyzdrowieje? Kto mi pomoże przy wózku, jeśli tata nie będzie mógł?”. Wiedział, że Harold jest silny i również mógłby pomóc, ale Lamar bardzo potrzebował ojca. Bóg na pewno nie pozwoli, żeby mu się stało coś naprawdę złego. Wszyscy bardzo go potrzebowali. Nawet dziewczynki były przygnębione tego ranka. Nikomu nie było do śmiechu, patrząc na cierpienie taty. Rzadko się zdarzało, że tata nie szedł rano do pracy. Gdy miał wolny dzień, był to wyjątkowy czas dla całej rodziny. Tym razem stało się jednak inaczej. Tata był w domu, ale nikt nie świętował. Ciężko im było na sercu, wiedząc, jak tata cierpi. Gdy skłonili głowy do modlitwy przed śniadaniem, Lamar zamknął oczy i modlił się, żeby Bóg uzdrowił tatę. Wtedy poczuł się odrobinę lepiej. Dzieci cieszyły się, że idą do szkoły, gdzie będą mogły myśleć o czymś innym niż cierpienie taty. Ale ta myśl stale wracała i wtedy zastanawiały się, czy już widział się z lekarzem. Jednak podczas lekcji udało im się zająć czymś innym. Tego popołudnia Lamar z ulgą wracał do domu. Jadąc żółtym autobusem szkolnym po wiejskich wybojach, miał nadzieję, że doktor Zwally pomógł tacie. Tato rzadko chorował, a takiego bólu nie doświadczył chyba jeszcze nigdy. Nadzieja Lamara szybko jednak wyparowała. Zaraz po wejściu do salonu zobaczył, że nic się nie zmieniło. Tata wciąż siedział na fotelu i trudno było patrzeć na jego wciąż wykrzywioną z bólu twarz. – Widziałeś się z doktorem Zwallym, tato? – zapytał. – Tak, przyjechał na wizytę domową – odparł tato z westchnieniem. – Powiedział, że muszę się skonsultować z neurologiem. – Kiedy będziesz mógł to zrobić? – brzmiało kolejne pytanie Lamara. – Mam nadzieję, że pojadę tam jutro. – Nie lepiej by było, żebyś usiadł na miękkim fotelu? – zasugerował Harold. – Nie – odparł tato. – Z miękkiego fotela nie mógłbym chyba wstać. Twarde oparcie jest najlepsze, bo nawet siedząc tutaj, pozostaję wyprostowany. Każda zmiana pozycji jest bardzo bolesna. Wieczór bardzo się ciągnął, ale wreszcie doszedł swego kresu. Lamar klęczał przy łóżku dłużej niż zazwyczaj. Oczywiście, Bóg może uzdrowić tatę i Lamar z całego serca wierzył, że tak się stanie. Zanim zasnął, usłyszał ciche łkanie po drugiej stronie łóżka. – Harold, co się stało? – zapytał. – Wieczorem naśmiewały się ze mnie dziewczyny – odpowiedź była nieprzekonująca. – Och, naprawdę? – westchnął głośno Lamar. – Jakoś nie zauważyłem. Przez chwilę leżeli obaj w milczeniu, a potem Harold pociągnął nosem: – To chyba nie chodzi o dziewczyny – wyznał. – Tak mi przykro z powodu taty. Zwłaszcza, jak pomyślę, że spędzi noc na bujanym fotelu. – Mnie też – zgodził się Lamar. – Ale nie możemy dla niego nic zrobić, tylko się modlić. – To już zrobiliśmy – rzekł Harold. – Myślę, że możemy już pójść spać. – Tak, tato pewnie by nie chciał, żebyśmy przegadali całą noc. Nazajutrz rano dzieci z nadzieją wyszły do szkoły. Były pewne, że tego dnia neurolog pomoże tacie. Gdy po południu wróciły do domu, nie było go już na fotelu. Wtedy zauważyli, że obok fotela stoją jego buty. – Czy tato jest jeszcze u lekarza? – zapytał Lamar. Mama poczekała z odpowiedzią, aż wszystkie dzieci się przebiorą i podejdą do niej. – Tato jest w szpitalu. Ból był tak silny, że nie był pewien, czy będzie mógł wstać i jechać do Lancaster. Doktor Zwally wezwał karetkę, która zawiozła tatę do szpitala. Tam zostanie zbadany przez specjalistę. Dzieci milczały przez chwilę. – Karetkę? – powtórzyła Jean. – Tak, karetkę – skinęła głową mama. – Wiecie, że nie prowadzę samochodu, a tato „A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15 41 nie chciał sam ryzykować jazdy za kierownicą. Dlatego najlepiej było wezwać ambulans. Doktor Blake obiecał zbadać tatę w szpitalu. Czekam, aż tato zadzwoni. – Mamo, czy myślisz, że tato będzie musiał zostać w szpitalu na dłużej? – spytał Lamar. – Nie wiemy, ale spodziewam się, że przynajmniej do jutra – odpowiedziała cierpliwie mama. Lamarowi było przykro, że tato jest w szpitalu, lecz z drugiej strony wzrosła nadzieja, że niedługo poczuje się lepiej. Lekarze i pielęgniarki na pewno mu pomogą. – Ciocia Elva chce przyjechać po mnie i pojedziemy razem do szpitala – poinformowała mama. – Kuzynka Lorrie zostanie z wami w domu. Dzieci czekały, gdy mama wróciła wieczorem z ciocią Elvą. – Czy tato niedługo wróci? – zapytał Harold. – Obawiam się, że nie – odrzekła mama. – Musimy pamiętać, że doktor Blake ma jeszcze innych pacjentów wymagających opieki. Nie może po prostu rzucić wszystkiego i jak najszybciej pomóc tacie. – Mam nadzieję, że nie będzie długo czekał na operację. – Doktor Blake uważa, że wkrótce będzie mógł operować tatę. A czekanie na operację będzie na pewno wygodniejsze w szpitalu niż w domu. Tam dostaje środki przeciwbólowe, które pomagają mu odpoczywać. Lamar próbował sobie wyobrazić tatę przykutego do łóżka. „Nawet, jeśli nie mogę chodzić tak jak inni, to przynajmniej mogę wstać z łóżka i pojechać do szkoły – pomyślał – I nic mnie nie boli”. Wreszcie, po czterech dniach oczekiwania, nadszedł dzień operacji. – Jak długo to potrwa? – zapytał Lamar, z trudem kończąc śniadanie. 42 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016 – Lekarze mówią, że około czterech godzin – odrzekła mama. Lamar pomyślał, że wygląda na zmęczoną, choć dzień dopiero się zaczął. – Będziesz w domu, kiedy wrócimy ze szkoły, mamusiu? – zapytała Jean. – Jeśli mnie nie będzie, to zadzwonię i powiem wam, jaka jest sytuacja – odparła mama. – A jeśli będę musiała tam zostać do późnego wieczora, to poproszę kogoś, żeby zjadł z wami kolację. Lamarowi nie podobało się to, że potrzebują niani, ale wiedział, że będą się czuli wyjątkowo samotni, jeśli mama nie wróci po zmroku. A przecież w styczniu dni są bardzo krótkie. Po powrocie ze szkoły dzieci zastały mamę w domu. To była świetna wiadomość. – Operacja taty przebiegła bardzo dobrze – pośpieszyła mama z informacją. – Rozmawiałam z nim już po zabiegu i zostałam jeszcze kilka godzin. Tata był jednak zmęczony, więc wróciłam do domu. Wieczorem ktoś mnie podwiezie do szpitala na jeszcze jedną krótką wizytę. Lamar odetchnął z ulgą. Tato ma się lepiej. Mama jest w domu i zjedzą razem kolację. Może niedługo tato będzie mógł wrócić do domu. —ciąg dalszy nastąpi Fragment książki Courage With a Smile Eastern Mennonite Publications 40 Wood Corner Road Ephrata, PA 17522 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Niebo Niebo to cudowne miejsce bo tam ma siedzibę Bóg Tam tylko zbawieni mają wejście Którzy przekroczą nieba próg I my jako słudzy Pana w to Niebo cudne zdążamy Tam będzie nam korona złota dana Którą z rąk Jego otrzymamy I wszyscy święci nas powitają Gdy kiedyś znajdziemy się tam I w ręku złote palmy trzymają i z nimi Pan Jezus nasz Pan. Szeroko nam bramy nieba otworzy blask Jego oświeci nam twarz Bo życie On za nas położył ujrzyjmy przecudną Jego twarz. Niebo od dawna jest przygotowane przez Baranka Syna Bożego I tylko tym ono będzie dane którzy przestrzegali słów Jego Baranek odkupionym wesele sprawi Sam do stołu weselnego siądziemy A Pan usługiwać będzie nam i wiecznie radować się z Panem będziemy Zofia Zdzieszyńska OCALENI GÓRNICY N a północy Anglii węgiel wydobywano od stu lat. Korytarze kopano kilometrami – coraz dalej od szybu pod dnem morza, co stawało się niebezpieczne. Słyszałem pewną historię o górnikach, którzy zgubili drogę. Kiedy wszystkie lampy zgasły, wtedy ich życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Po długim błąkaniu się w końcu usiedli i jeden z nich powiedział: – Siedźmy całkiem cicho i zobaczmy, czy nie da się wyczuć, z której strony jest ruch powietrza, bo ono cały czas płynie wzdłuż szybu. Siedzieli tak przez jakiś czas, kiedy nagle jeden z nich poczuł muśnięcie na policzku. Zerwał się z miejsca i zawołał: – Mam! – wszyscy poszli w kierunku, z którego płynęło powietrze. Czasami przychodzi takie tchnienie od Boga, który dotyka naszych dusz. Może ono być tak delikatne i ulotne, że ledwo je rozpoznajemy. Jednak jeśli właśnie je zauważyliśmy, nie lekceważmy go. Dziękujmy Bogu, że przemówił do nas i chwalmy Go za to. I w żadnym razie nie idźmy w przeciwnym kierunku. Poddajmy się Jego prowadzeniu, a wyjdziemy z ciemności, więzów i smutku do nieustającej światłości i wesela. D. L. Moody Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Podobne dokumenty
Sierpień - Ziarno Prawdy
www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver
Bardziej szczegółowoWrzesień - Ziarno Prawdy
www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver
Bardziej szczegółowo