Czerwiec - Ziarno Prawdy

Transkrypt

Czerwiec - Ziarno Prawdy
I
A
R
N
O
Z RAWDY
P
W TYM
Czasopismo chrześcijańskie · czerwiec 2016 · Nie na sprzedaż
Numerze
Narodzony na nowo
Mrówki i ludzie
Okna mądrości Salomona
Złodziejka papryki
Dary z góry
Ziarno Prawdy
Spis
Wydawca:
Treści
Christian Aid Ministries
PO Box 360
Berlin, OH 44610 USA
Wydawane w Polsce
przez:
Międzynarodowa Misja
Anabaptystyczna
ul. Miłosza 8
05–300 Stara Niedziałka
[email protected]
www.ziarnoprawdy.pl
Komitet wykonawczy:
David Troyer | Paul Weaver
Roman B. Mullet
James R. Mullet
Philip Troyer | Eli Weaver
Komitet rewizyjny:
Ernest Hochstetler
Perry Troyer
Johnny Miller
Clay Zimmerman
Fred Miller
Redaktor naczelny:
Alvin Mast
Zastępca redaktora
naczelnego:
James K. Nolt
Skład komputerowy:
Kristi Yoder | SuAnn Troyer
Paweł Szczepanik
Korektorzy:
Jolanta Ławrynowicz
Szymon Matusiak
Zdjęcie na okładce:
Shutterstock
Czasopismo jest bezpłatne.
Dobrowolne ofiary można wpłacać
na nasze konto:
Fundacja „Dziedzictwo”
ING Bank Śląski nr:
91 1050 1894 1000 0022 9084 2752
© 2016 Całość niniejszej
publikacji ani żadna jej część
nie może być reprodukowana
bez pisemnej zgody
Christian Aid Ministries.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
www.christianaidministries.org
2 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
Artykuł wstępny
Narodzony na nowo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Nauczanie
Mrówki i ludzie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Łaska dawania. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Mowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
Dla rodziców
Nie, dziękuję . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12
Okna mądrości Salomona. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Migdałowiec – kwiat obietnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17
Część historyczna
Pochodzenie anabaptystów (część 2). . . . . . . . . . . . . . . . . 19
Część praktyczna
Rzetelne wagi i pełne odważniki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
Dla młodzieży
Wartość wiedzy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Miłość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Podobieństwo o talentach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Złodziejka papryki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
27
28
29
30
Kącik dla dzieci
Staś jest za mały . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
Dary z góry. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
Uwielbiać Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35
Fragment książki
Odwaga z uśmiechem (część 3). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36
Poezja
Niebo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
Ostatnia strona
Ocaleni górnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44
„Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu –
stał bowiem na podwyższeniu;
kiedy zaś ją otworzył, wszyscy zebrani wstali.”
Księga Nehemiasza 8,5
Artykuł
WSTĘPNY
Narodzony na nowo
—Alvin Mast
W
ósmym rozdziale Listu
do Rzymian czytamy, że
zamysł ciała- to śmierć.
Człowiek myślący cieleśnie nie przejmuje
się tym, czego oczekuje od niego Bóg i nie
poddaje się prawu Bożemu. Cielesny umysł
jest wrogi Bogu. Osoba myśląca w ten sposób nie jest w stanie myśleć o Królestwie
Bożym ani podobać się Panu. Lecz rozdział
ten mówi również, że zamysł Ducha to życie
i pokój, a człowiek myślący o tym, co duchowe, jest zrodzony z Ducha – oddał życie
Bogu i wierzy, że podobanie się Jemu jest
najwyższym honorem.
Skąd wiesz, że chodzisz według ducha?
Przede wszystkim upewnij się, że narodziłeś
się na nowo. Człowiek prawdziwie zrodzony
z Ducha to taki, który się upamiętał, odwrócił się od swoich nikczemności i w wierze
zwrócił się do Jezusa Chrystusa. Pozostawił
za sobą grzeszne pragnienia serca i dąży
do świętości w Bogu. Jeśli chcesz chodzić
w Duchu, zacznij poważnie traktować Pana
i porzuć cielesny tryb życia. Jedynie dzięki
nowemu narodzeniu możesz stać się pasjonatem spraw Bożych.
Horatius Bonar powiedział: Jeśli mam żyć
jak dziecko Boże, to muszę nim być i muszę
o tym wiedzieć. Inaczej moje życie będzie tylko
nędzną imitacją, sztucznym mechanizmem,
odgrywaniem pewnej roli; i będzie pozbawione
życiowego ciepła i siły. W tym miejscu wielu zawodzi. Próbują żyć jak synowie, żeby
uczynić się synami, zapominając o prostym
planie Bożym uzyskania synostwa w jednej
chwili: Tym zaś, którzy Go przyjęli, dał prawo
stać się dziećmi Bożymi (J 1,12).
W Liście do Rzymian 8,14 czytamy, że osoba narodzona na nowo będzie prowadzona
przez Ducha Świętego. „Prowadzona” to inaczej „sterowana”. Odrodzonym człowiekiem
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
3
steruje Duch niczym głodną owcą idącą na
pastwisko. To jest oznaka bycia chrześcijaninem. Nie może być tak, że nowo narodzona
osoba nie ma pragnienia, żeby żyć dla Pana.
Skosztowaliśmy, że On jest dobry i wiemy,
że odpuścił nam grzechy. To kieruje nami,
byśmy czcili i uwielbiali zmartwychwstałego
Chrystusa (Ps 34,9; 1 J 2,12).
Prowadzenie Duchem pokazuje, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Powinniśmy być ludźmi tak mocno prowadzonymi przez Ducha,
żeby nie było żadnych wątpliwości, czy jesteśmy chrześcijanami czy nie.
Widząc kogoś, kto nie wydaje wystarczającego owocu, po którym można by poznać,
czy chodzi z Panem, stwierdzamy że brakuje
mu pasji od Ducha Świętego. Coś się musi
stać w życiu takiej osoby: Bóg musi wyrwać
go z objęć tego świata. To jak z rozpaleniem
ognia – jeśli nie płonie wystarczająco jasno, trzeba dołożyć drewna.
Pragnienie uwielbienia Boga rodzi
owoc. Możemy używać wielkich słów
o swojej służbie dla Chrystusa, śpiewać
piękne pieśni, albo modlić się najgłośniej
ze wszystkich, ale to nie przyniesie owocu. On jest wydawany
Owoc jest
dzięki temu, że kierujemy
wydawany dzięki
się pragnieniem pracy dla
temu, że kierujemy
Królestwa Bożego. Owoc
się pragnieniem
pojawia się wtedy, gdy
pracy dla
nasze dzieło staje się
Królestwa Bożego.
Bożym dziełem. Chcąc
Owoc pojawia się
służyć Bogu i zapierając się siebie, oddajemy
wtedy, gdy nasze
Mu chwałę i wydajemy
dzieło staje się
owoc dla chwały Jego
Bożym dziełem.
Królestwa.
Niechaj przykazanie Jezusa
dane Jego uczniom stale nam
towarzyszy: „Wstańcie, chodźmy”.
Duch Boży działa przemożnie w życiu
chrześcijanina. Sprawia, że podrywamy się
na nogi i idziemy. Może nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale Bóg wyznacza
nam cel i pragnie nam dać wizję niezbędną
do jego wypełnienia. Odkąd ją zobaczymy,
będziemy prowadzeni do osiągnięcia celu.
Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was –
mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli,
aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją (Jr 29,11).
4 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
Motywem przewodnim niniejszego numeru jest chęć
pomocy, by rozpalić ogień
w Twoim sercu. Mamy
nadzieję, że zawarte
w nim materiały rozniecą w Tobie głód Słowa
Bożego. Czasem potrzebujemy ostrzeżenia, żeby
sobie przypomnieć, że Bóg
jest święty. Niniejszy numer
zawiera artykuł pod tytułem
„Mrówki i ludzie”. Autor pisze
w nim: Ta lekcja z natury przypomina
duchowe choroby nękające Kościół Jezusa
Chrystusa. Weźmy pod uwagę takie duchowe
kwasy jak... i wymienia niemoralność, pożądliwość, bałwochwalstwo itd.
Ufamy, że czytając, przypomnisz sobie, że
nowe narodzenie jest warunkiem wejścia do
Królestwa Niebios, a prowadzenie Ducha
jest niezbędne do uwielbienia Boga.
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wtedy powstał Piotr razem z Jedenastoma
i przemówił do nich głosem donośnym.
Mówił zaś tak: Judejczycy i wszyscy mieszkańcy
Jerozolimy, proszę was o chwilę uwagi
i o dokładne wysłuchanie tego, co wam powiem.”
Dzieje Apostolskie 2,14
Nauczanie
MRÓWKI I LUDZIE
P
isząc o śmierci w kolonii mrówek,
Paul Brubaker mówi, że z początku żywe mrówki ignorują martwą.
Wreszcie po zapachu stwierdzają, że należy
usunąć ciało. Nie umiem tego w pełni wyjaśnić, lecz łatwo zrozumieć, że zapach życia
różni się od zapachu śmierci, szczególnie po
jakimś czasie.
Brubaker otrzymał te informacje od
Edwarda Wilsona, biologa z Uniwersytetu
Harvarda, który odkrył, w jaki sposób mrówki traktują swoich zdechłych. Najwyraźniej
idą za zapachem kwasu oleinowego (nienasycony kwas tłuszczowy występujący
w postaci glicerydów w naturalnych kwasach
i tłuszczach). Gdy ciało zdechłej mrówki zaczyna się rozkładać, wydziela zapach kwasu
oleinowego i wtedy współlokatorki gniazda
wynoszą je na stertę odpadów. Gdy Wilson
zauważył to zachowanie mrówek, postanowił umieścić małą próbkę kwasu oleinowego
– wyprodukowanego w laboratorium – na
żywej mrówce i obserwować, co się stanie.
—P. L. M.
Oczywiście inne mrówki pomyślały, że jest
martwa. Mimo protestów i walki, zataszczyły żywą koleżankę na wysypisko. Dopiero po
całkowitym umyciu pozwolono jej wrócić do
gniazda. Gdyby wróciła, nie zdając testu na
zapach, zostałaby z powrotem wyrzucona.
Ta lekcja z natury przypomina o duchowych problemach nękających Kościół Jezusa
Chrystusa. Weźmy pod uwagę następujące
„kwasy oleinowe” w sferze duchowej:
Niemoralność. Gdy ktoś ubiera się nieskromnie, większość osób to zauważa, lecz
trapią się tym tylko ludzie czystego serca.
Ordynarne dowcipy nazywane eufemistycznie „pikantnymi” wskazują na to, że grzech
jest nadal bardzo atrakcyjny. Brakuje szczerej
pokuty. Gdy zaloty wzbudzają pragnienia
właściwe jedynie dla małżeństwa, sumienie
zaczyna się kalać. Pierwszy List do Koryntian
6,18 mówi: Uciekajcie przed wszeteczeństwem.
(…) Kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału. Bóg honoruje
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
5
chrześcijańskie małżeństwo, jak mówi List do
Hebrajczyków 13,4: Małżeństwo niech będzie
we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie
Bóg. Gdy przestajemy żyć według Bożych
standardów moralnych, słodki zapach wierności Bogu ulatuje z naszego życia.
Pożądliwość. Jeśli ktoś nie jest zadowolony
ze swojego losu i pożąda bogactwa swego bliźniego albo
jego żony, albo
jego wpływów,
to ulega pożądliwości. List do
Hebrajczyków
13,5 mówi: Niech
życie wasze będzie
wolne od chciwości; poprzestawajcie na tym, co
posiadacie. Wraz
z odpuszczeniem grzechów Bóg obdarza nas
zadowoleniem z życia.
Bałwochwalstwo. Ci, którzy poświęcają
się czemuś innemu niż Bogu, tak naprawdę oddają chwałę bożkom. Jeśli znajdujemy
większą przyjemność w dążeniu do bogactwa,
przyjemności czy wpływów wśród ludzi niż
w służbie Bogu, oznacza to „problemy z sercem”. W Ewangelii Marka 12,30 czytamy:
Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej
myśli swojej, i z całej siły swojej.
Mściwość. Jeśli z powodu rozczarowania
uderzamy w innych słowami wyrażającymi
niecierpliwość i gniew, to próbujemy brać
sprawiedliwość we własne ręce. Pokazujemy
w ten sposób brak ufności, że Bóg zrobi to,
co obiecał: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę
(Rz 12,19). Bóg troszczy się o swoich
i nie musimy używać przykrych słów, by
6 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
powiedzieć im, co mają robić, ani samemu
zabierać się za walkę z niesprawiedliwością.
Pijaństwo. Ci, którzy uciekają się do
pijaństwa, pozwalają się kontrolować alkoholowi zamiast Duchowi Świętemu.
W Księdze Przypowieści Salomona 20,1 czytamy: Wino – to szyderca, mocny trunek – to
wrzaskliwa kłótnia; i nie jest mądry, kto się
od niego zatacza.
Pijacy nie odziedziczą Królestwa
Bożego (1 Kor
6,10), ani nie należą do Kościoła
Chrystusowego,
który
jest
Oblubienicą
„bez zmazy lub
skazy”.
Zdzierstwo.
Gdy wierzyciel czerpie przyjemność z wywierania brutalnej presji
finansowej na dłużnika (albo dłużnik lekceważy sobie obowiązek spłaty długu), taka
postawa zaczyna pachnieć chciwością. Księga
Ezechiela 22,12 mówi: U ciebie przyjmują
łapówki za przelew krwi. Bierzesz odsetki i dopłatę, i krzywdzisz gwałtem swojego bliźniego,
a mnie zapomniałoś – mówi Wszechmocny Pan.
Postępując bezwzględnie wobec bliźniego, zawsze chodzimy w ciemności.
Ciekawe, że apostoł Paweł umieścił wszystkie sześć zapachów w jednej grupie, pisząc
w 1 Liście do Koryntian 5,11: „Lecz teraz
napisałem wam, abyście nie przestawali z tym,
który się mieni bratem, a jest wszetecznikiem
lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą,
lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim
nawet nie jadali”.
Wszystkie brzydko pachnące „duchowe kwasy oleinowe” niosą z sobą napięcia
w Ciele Chrystusa i muszą zostać usunięte,
żeby wróciło ono do zdrowia. „Zamiatanie ich
pod dywan” powoduje, że się ich wcale nie
pozbywamy, a smród wciąż wisi w powietrzu.
W przypadku martwych mrówek zapach śmierci jest trwały. Dzięki Bogu, że
w Kościele jest inaczej! „Kwasy oleinowe”
wszeteczeństwa, pożądliwości, bałwochwalstwa, mściwości, pijaństwa i zdzierstwa mogą
być usuwane! Krew Chrystusa gładzi te grzechy – podobnie jak każdy inny grzech, który wyznajemy i od którego się odwracamy!
Pokuta i poprawa życia przywracają słodki
zapach życia w Ciele Chrystusa.
Gdy członki Ciała wyznają i porzucają
grzech, Kościół rozkwita. Lecz jeśli którykolwiek z członków próbuje ukryć zapach
grzechu jak Achan, sprowadza problemy na
siebie i braci (Joz 7). Jeśli taka „mrówka” nie
pokutuje, Kościołowi nie pozostaje nic innego
jak wykluczenie jej. Współbracia – o ile sami
wyznali i porzucili swoje grzechy – szczerze
pragną, by taka błądząca „mrówka” poddała
się oczyszczeniu przez Pana i powróciła do
Jego Ciała.
Zbliżając się do Jezusa, dobrze jest prosić
Go, żeby zbadał nasze serca i sprawił, by nasze modlitwy były szczere, abyśmy nie zaczęli śmierdzieć w nozdrzach Boga szmatami
własnej sprawiedliwości (zob. Łk 18,9-14).
Apokalipsa 5,7-8 mówi, że gdy Baranek Boży
wziął Księgę Życia od tego, który siedzi na
tronie, wówczas dwudziestu czterech starszych
upadło przed Barankiem, a każdy z nich miał
harfę i złotą czaszę pełną wonności; są to modlitwy świętych. Chwała Jezusowi, że zapach
szczerego poświęcenia się Jemu jest również
wszechobecny. Dzięki temu, każdy może „wąchać” słodkie perfumy marki „Grzesznik zbawiony przez Boga”.
Oblubienica Chrystusa zaprasza wszystkich,
by przynieśli swoje zbrukane „ja” do stóp
Chrystusowego Krzyża, gdzie Jego krew zmyje
wszelki grzech, dając w zamian słodki zapach
życia oczyszczonego i odkupionego. Przecież
zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości,
które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego
przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez
Ducha Świętego (Tt 3,5).
Zaczerpnięto z Calvary Messenger
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Łaska dawania
—Clair S. Hursh
A
postoł Paweł wzywał kościół
w Koryncie do rozwijania cnoty
hojności (2 Kor 8-9). Ich bracia
w Jerozolimie doświadczali ubóstwa w wyniku prześladowań za wiarę w Chrystusa.
Paweł wzywa Koryntian, by poszli za przykładem kościołów macedońskich, które ochotnie wsparły finansowo braci w Jerozolimie.
Nauczanie zawarte w dwóch rozdziałach
2 Listu do Koryntian jest aktualne również
w naszych czasach. Jeśli Bóg udziela nam błogosławieństwa, to powinniśmy „i w tę łaskę
obfitować”.
Podobnie jak bracia we wczesnym Kościele,
my również widzimy potrzeby wśród braci.
Koszty leczenia szpitalnego są dzisiaj wysokie. Wypadki samochodowe mogą pociągać
za sobą duże koszty. Rodziny pozbawione
żywiciela potrzebują wsparcia. Inne potrzeby
rodzą się w wyniku pożaru lub burzy. Misje
wspierane przez Kościół również są okazją do
okazywania hojności. Wydatki wspólnoty są
pokrywane z datków jej członków, a koszty
prowadzenia naszych szkół również wymagają
wsparcia.
Zanim naprawdę zaangażujemy się w łaskę
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
7
dawania, musimy sami doświadczyć Bożej łaski we własnym życiu. Nic nie motywuje do
hojności bardziej niż zachwyt nad niewyobrażalnym darem zbawienia. Cenimy również to,
jak Bóg jest łaskawy w zaspokajaniu naszych
codziennych potrzeb materialnych. To zawsze
rodzi pragnienie oddawania Bogu czegoś
w ramach wdzięczności, a jednym ze sposobów realizacji tego pragnienia jest dzielenie
się dobrami materialnymi z innymi ludźmi.
Innym warunkiem wstępnym zaangażowania się w łaskę dawania jest poświęcenie
siebie samego Panu i Jego ludowi. Jeśli to zrobimy, to potrzeby w Królestwie Bożym staną
się dla nas ważniejsze od własnych chęci czy
pragnień. Dzięki temu zostaniemy pobudzeni
do dawania ochotnie i z radością. Jezus jest
dla nas przykładem. Był bogaty, lecz całkowicie oddał siebie, stając się biedny, aby nas
duchowo ubogacić. Wyciągi z naszych kont
bankowych opowiadają historię o tym, na ile
oddaliśmy się Panu. Czy wydajemy pieniądze
na własne potrzeby, czy też naszym priorytetem jest dawanie?
Łaska dawania jest elementem naszej duchowej wspólnoty. Paweł nazwał zaspokajanie potrzeb braci uczestniczeniem w dziele
miłosierdzia dla świętych (2 Kor 8,4). Dawanie
i przyjmowanie wiązało Koryntian i wierzących w Jerozolimie w braterstwie. Mój brat
jest w potrzebie. Ja mam przywilej podzielić
się z nim materialnymi dobrami. Ja jestem
w potrzebie. Mój brat miłuje mnie wystarczająco mocno, by podzielić się ze mną swoimi
dobrami. Błogosławione więzy łączące serca
w chrześcijańskiej miłości. Jak bardzo to się
różni od polegania na towarzystwie ubezpieczeniowym, żeby zadbało o nas w jakiejś
trudnej sytuacji!
Łaska dawania sprawia, że równość staje
się we wspólnocie rzeczywistością. Nie polega to jednak na transferze pieniędzy od
bogatych do ubogich, lecz na równości stylu życia. Dzieje się tak wtedy, gdy spełniamy
się w braterstwie bardziej niż w myśleniu
8 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
o sobie. Pomoc braterska staje się wtedy dla
nas ważniejsza od chronienia poziomu życia
materialnego. Dlatego odmawiamy sobie
wydawania pieniędzy na drogie mieszkania,
widokowe działki, luksusowe meble czy nowsze modele samochodów. Dowodzimy naszej
miłości przez dobrowolne odmówienie sobie
pewnych rzeczy. Efektem jest chrześcijańska
równość.
Bóg jest uczciwy w swoich oczekiwaniach
wobec nas. Jeśli bowiem jest ochotna wola,
zasługuje ona na uznanie według tego, co ma,
a nie według tego, czego nie ma (2 Kor 8,12).
Oczekuje od nas, żebyśmy dawali stosownie
do tego, jak On nam pobłogosławił. Uboga
wdowa dała tylko dwa grosze, a jednak Jezus
powiedział, że wrzuciła (do skarbnicy) więcej niż wszyscy (Łk 21,3). Bóg spodziewa się
jednak, że będziemy ostrożnie wydawać, żeby
zostało nam więcej pieniędzy na dawanie.
Dając, trzeba mieć jakiś cel. Nasze pieniądze
powinniśmy przeznaczyć na to, co jest dla nas
najważniejsze. Co jest najważniejsze dla was?
Kto powinien dawać? Każdy, kto osiąga jakiś dochód. Jedni mogą dawać więcej, a inni
mniej. Młodzież również powinna dawać,
jeśli ma dochody. Młodemu człowiekowi łatwo powiedzieć, że będzie dawał, gdy zacznie
zarabiać. Nie ma jednak lepszego czasu na
ćwiczenie się w łasce dawania niż za młodu.
Ile powinniśmy dawać? Święci Starego
Testamentu musieli oddawać dziesięcinę. Pod
Nowym Przymierzem standardy są wyższe niż
pod Starym. Czy nie powinniśmy w takim
razie dawać więcej niż wtedy? Ile powinniśmy
dawać, jeśli mamy długi? To trzeba rozważyć,
zanim się je zaciągnie. Czy będziemy w stanie spłacać pożyczkę i jednocześnie oddawać
część pieniędzy dla Pana? Będziemy potrzebowali Bożego błogosławieństwa, żeby spłacić
długi. Czy jesteśmy tego warci?
Bóg widzi, ile dajemy. Kto sieje skąpo, skąpo też żąć będzie, a kto sieje obficie, obficie też
żąć będzie (2 Kor 9,6). On „miłuje ochotnego dawcę”. Gdy czcimy Go pierwocinami
ze swojego mienia, On ‘władny jest udzielić
nam obficie wszelkiej łaski’. Dając z radością, doświadczamy Bożego błogosławieństwa dzisiaj i odkładamy skarb w niebie. Bóg
nadal honoruje tych, którzy honorują Jego.
Jest władny pobłogosławić pracę naszych rąk
i usunąć przeciwności na naszej drodze. Jest
władny otworzyć okna niebios i zlać na nas
błogosławieństwa.
Troska wystarczająca do tego, by ofiarnie
dawać i pokora wystarczająca, by przyjmować
dar, skutkują bliższym braterstwem oraz
chwałą dla Boga. Nasza zdolność dawania jest
ograniczona. Boży dar jest nie do opisania.
Oby nasze doświadczenie łaski dawania było
motywowane Jego darem dla nas.
Bo sprawowanie tej służby nie tylko wypełnia braki u świętych, lecz wydaje też obfity plon
w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu.
(…) Bogu niech będą dzięki za niewysłowiony
dar Jego (2 Kor 9,12.15).
Zaczerpnięto z Eastern Mennonite Testimony
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Mowa
—Thomas Leinbach
J
ęzyk polski liczy w sumie około 200
000 wyrazów. Czy liczyliście kiedykolwiek, ile słów wypowiadacie jednego dnia?
To zadanie byłoby zapewne przytłaczające.
Mimo to, prawdopodobnie przyznalibyście,
że czasem nie powinniście byli powiedzieć
czegoś, co powiedzieliście. W dodatku pewnie bywały sytuacje, w których powinniście
byli coś powiedzieć i teraz żałujecie, że tego
nie zrobiliście.
Bóg ma wiele do powiedzenia na temat
naszej mowy. Studiując Biblię, znajdujemy
w niej pewien standard mowy, która jest do
przyjęcia. Słowa takie jak wargi, język czy
usta są często używane w Księdze Psalmów
i Księdze Przypowieści Salomona. Nasza
mowa może wielu zranić albo wielu pokrzepić (Prz 18,8; 26,22; 10,21).
Mowa, która rani
Oszczerca rani wielu (Prz 18,8; 26,22).
Nie tylko rani innych, lecz sam się obciąża
wszystkimi oszczerstwami, jakie wypowiada.
Uwielbia przekazywać nowiny – dobre lub
złe – tak długo, jak długo może uniknąć refleksji na własny temat. Gdy dociera do niego
jakaś wieść lub dowiaduje się o jakiejś sprawie, podświadomie uważa, że jedynym wyjściem jest przekazanie jej dalej. Ofiara takiej
rozmowy może w jej efekcie utracić dobrą
opinię. Oszczerca jest nieświadomy wyrządzenia szkody. Czy aby na pewno?
Księga Przypowieści 18,8 sugeruje, że
opowieści powodowane złą motywacją mogą
zranić głęboko. Gładko spływają do żołądka.
Większość z nas zna to druzgocące uczucie,
gdy odkrywamy, że wszyscy (albo przynajmniej tak nam się wydaje) wiedzą o nas coś,
czego my sami nie wiedzieliśmy. Czy w takiej
sytuacji „odpowiadacie ogniem”? Czy może
siedzicie cicho, znalazłszy się w kłopotliwym
położeniu? Czy oszczerstwa mogą powodować wrzody żołądka w „głębi wnętrzności”?
Czy mogą zniszczyć relacje, które niegdyś
były dobre? Oszczerca skłóca ze sobą przyjaciół (Prz 16,28).
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
9
Czy musimy słuchać oszczerców?
Niekoniecznie. W Księdze Przypowieści 14,7
czytamy, żeby unikać głupca, gdy zorientujemy się, że brak mu poznania. Strzeżcie
się tych, którzy zawsze mają do przekazania
najnowsze wieści, nawet jeśli niektóre ciekawostki przekazują w formie „intencji modlitewnych”. Bądźcie świadomi, że takie nowiny
nie zawsze pokrywają się z prawdą.
Usta pochlebcy prowadzą do zguby (Prz
26,28). Sam fakt, że ktoś mówi o was dobrze
lub mówi prawdę po to, żeby wam zrobić
przyjemność, nie jest wcale dowodem przyjaźni. Wielu z nas widziało czyjeś udawanie
uczuć w stosunku do innej osoby tylko po to,
żeby potem zmienić front i obmawiać rzekomego przyjaciela, szydząc z niego za plecami,
gdy nie może się bronić. Za pochlebstwem
często kryje się jakaś ukryta motywacja i niecne zamysły. Naszym największym pragnieniem powinna być akceptacja ze strony Boga.
Kłamca kopie doły, żeby schować w nich
głowę. Zamiast uznać prawdę, ucieka od niej,
żeby się ukryć. Okłamuje nie tylko innych,
lecz próbuje również okłamać samego Boga.
A Bóg nienawidzi oszustwa (Prz 6,16-19).
Możemy oszukiwać czynem równie łatwo
jak słowem, a może nawet łatwiej. Subtelne
formy kłamstwa kryją się w pochlebstwie,
przechwałkach, a czasem w milczeniu, gdy
powinniśmy coś powiedzieć.
Podobnie w pracy, zamiatanie naszych błędów pod dywan może być prostą drogą do
oszustwa. Oszukańcze odważniki są metodą sprzedawcy, żeby osiągnąć zysk kosztem
kupca. Z drugiej strony, kupiec nie powinien
mówić sprzedawcy, że towar jest nic niewart
tylko po to, żeby zbić cenę, a potem chlubić
się zrobieniem dobrego interesu.
Kto pokrywa nienawiść wargami kłamliwemi, i kto rozgłasza hańbę, głupi jest (Prz
10,18 BG). Kłamliwe wargi mogą pokrywać
nienawiść. Lecz ten sam werset sugeruje, że
10 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
jeśli ktoś ogłasza się ofiarą takiej nienawiści,
jest głupi. Jeśli zatem wyznajemy filozofię „co
w sercu, to na ustach”, należy mieć czyste serca rezonujące miłością Chrystusową. Mowa
szczera trwa wiecznie, lecz fałszywa tylko chwilę (Prz 12,19). Ohydą dla Pana są wargi kłamliwe, lecz ci, którzy mówią prawdę, podobają
Mu się (Prz 12,22).
Sianie niezgody rani wielu (Prz 6,16-19).
Jak się to robi? Pomyślmy o tym, jak zasiewa
się ziarno. Jest bardzo małe. Niektóre ziarenka są tak małe, że trudno nawet wziąć je
w palce. Początki niezgody również są niepozorne – postawa, nieporozumienie. Czy
w związku z tym mamy żyć cały czas w strachu, żeby nikogo przypadkiem nie urazić?
Biblia mówi, że zgorszenia muszą przyjść,
lecz jeśli miłujemy braci, zważamy na słowa.
Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać
dni dobre, ten niech powstrzyma język swój
od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej
(1 P 3,10).
Czy musimy w ogóle poruszać temat raniącej mowy, która jest grubiańska? Słowa
niepotrzebne, nierozważne, bezmyślnie
wypowiedziane i dwuznaczne dowcipy są
oznaką braku szacunku dla Boga i ludzi.
A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego
słowa, które ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę
w dzień sądu (Mt 12,36). Zło, które wychodzi z serca, zawsze kala człowieka.
Mowa, która krzepi
Wargi sprawiedliwego pokrzepiają wielu
(Prz 10,21). Jakież to narzędzie dla chrześcijańskiego żołnierza! Sprawiedliwi mogą
pokrzepić wielu swą mową. Możemy zachęcać bojaźliwych, podnosić słabych na duchu,
błogosławić starszych, nauczać nasze dzieci,
instruować młodzież, wspierać przywódców
i – co najważniejsze – chwalić Boga. Możemy
swobodnie usługiwać słowem naszych warg.
Czasami nie mówimy tego, co powinno
zostać powiedziane, lecz za każdym razem,
gdy mówimy „prawdę w miłości”, ktoś jest
i kreatywny przywilej (cytat z czasopisma God’s
duchowo pokrzepiony. Gdy pozwalamy konTransmitters). Obyśmy znajdowali przyjemtrolować nasz język Duchowi Bożemu, a nie
ność w przynoszeniu naszych rodzin i braci
własnym uczuciom, wówczas jesteśmy błoprzed tron Boży, aby mogli znaleźć łaskę ku
gosławieństwem dla innych. Ostrożność, by
pomocy w stosownej porze. Czas spędzony
nie zostać źle zrozumianym, również może
w modlitewnej komorze może dostarczyć
być pokrzepieniem dla braci, choć nie unikbłogosławieństwa wielu ludziom i pomóc
niemy nieporozumień. Razy przyjaciela są
nam mówić mądrze.
oznaką wierności (Prz 27,6). Jestem wdzięczW Liście Jakuba 3,3-4 język jest porównany za braterstwo, które potrafi wiele znieść,
ny do wędzidła w pysku konia i do steru na
ale również przestrzegać przed błędem.
okręcie. Sam język jest tak małą częścią ciała,
Czy w waszej społeczności wydarzyła się
lecz może przynieść potężne uzdrowiekiedykolwiek jakaś tragedia? Śmierć
nie! Bez względu na to, czy jestelub upadek? Czy wszyscy muszą
śmy bogaci czy biedni, młodzi
Gdy
wtedy stać z dala w milczeczy starzy, rozmowni czy maniu? Czy jest jakaś metoda,
pozwalamy
łomówni, wszyscy możemy
by mówić w odpowiednim
kontrolować nasz
używać uświęconej mowy.
czasie? Z miłości do braci
język Duchowi
Mowa wasza niech będzie
powiedzmy coś zachęBożemu,
a
nie
zawsze uprzejma, zapracającego. Miłujące serce
własnym uczuciom,
wiona solą, abyście wiedziewydobędzie z siebie słowa
li, jak macie odpowiadać
współczucia i troski.
wówczas jesteśmy
każdemu
(Kol 4,6). Samo
błogosławieństwem
mówienie prawdy nie wyInnym aspektem, o któdla innych.
rym warto wspomnieć, jest
daje się trudną czynnością,
śpiew. Słyszany przez innych,
lecz stałe i zaprawione solą
może rozradować ich serca.
mówienie prawdy w miłości
Jak przyjemnie wejść do domu
może być trochę poważniejszym
po męczącym dniu i usłyszeć matkę
wyzwaniem.
nucącą lub śpiewającą łagodnie. Mój współpracownik czasem nagle zaczyna śpiewać,
Pamiętajmy, że mowa to nie tylko słowa.
a ja stwierdziłem, że to jest zaraźliwe. Podnosi
Odzwierciedla ona postawę naszych serc,
mnie na duchu fakt, że ten brat pragnie
bowiem wypowiadamy się zawsze w jakimś
uprzyjemnić nam dzień, radując się jednomomencie i jakimś tonem. Jeśli zależy nam
cześnie w Panu.
na dobru dzieci Bożych, będziemy chcieli wiModlitwa również jest mową, której Bóg
dzieć ich jako stojących na mocnym gruncie.
chętnie słucha. Wiele może usilna modliMędrzec powiada: „Jest czas milczenia i czas
twa sprawiedliwego. Czasem słyszymy, jak
mówienia”. Nic nie usprawiedliwia niekonchrześcijanie mówią: „Możemy się już tylko
trolowanego gadania; im bliżej Boga jestemodlić” – tak jakby modlitwa była jakimś
śmy, tym ostrożniej się wypowiadamy w Jego
drobiazgiem schowanym na czarną godzinę!
obecności!
Jesteśmy wzywani, by „modlić się nieustannie”. Miejmy taką postawę w modlitwie.
Zaczerpnięto z The Christian Contender, marzec 2014
Rod and Staff Publishers, Inc.
Modlitwa nie powinna być jakimś trudnym
Wykorzystano za pozwoleniem
obowiązkiem. Została nam dana jako radosny
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
11
„I błogosławił Pan późniejsze lata życia Hioba
bardziej niż pierwsze. Posiadł on z czasem
czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów,
tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Urodziło mu się
jeszcze siedmiu synów i trzy córki.”
Księga Hioba 42,12-13
D la
rodziców
Nie, dziękuję
Czy zabiegana żona i matka docenia pomoc,
jaką dostaje od swojego męża? Czytając poniższą historię, zastanówmy się, czyją winą było to,
że Daniel przestał pomagać Zuzannie w domu?
D
wumiesięczna Rebeka znów
zaczęła płakać, zanim Daniel
i Zuzanna skończyli kolację.
Zuzanna z westchnieniem posadziła małą
w bujanym foteliku.
– Chyba jest trochę przeziębiona – rzekła
do Daniela, otulając córeczkę miękkim kocem. – Dlatego tak grymasi.
– Wydaje się, że jest jakaś nieswoja – przytaknął Daniel, podchodząc do żony, by obejrzeć maleństwo z bliska. – Myślisz, że to coś
poważnego?
Zuzanna spojrzała w jego zatroskaną twarz.
– Nie ma gorączki i nawet dobrze je. Myślę,
że po prostu nie czuje się najlepiej i dlatego
marudzi bardziej niż zwykle.
Daniel zaczął zbierać ze stołu talerze
i sztućce.
– Chcesz, żebym umył naczynia, zanim
pójdę do swoich zajęć?
– Byłabym wdzięczna – Zuzanna uśmiechnęła się z ulgą. – Zastanawiałam się, jak sobie
12 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
z tym wszystkim poradzę. Nie lubię zostawiać ich do rana.
– Wiem – uśmiechnął się Daniel. Zuzanna
była ciekawa, czy mąż pamięta czasy, gdy koniecznie chciała umyć naczynia przed położeniem się do łóżka, bez względu na porę.
Byli małżeństwem nieco ponad rok i Daniel
już wiedział, że jego żona lubi, gdy praca
jest zrobiona na czas, starannie i właściwie.
Daniel nie był takim pedantem, ale zawsze
chciał ją zadowolić.
Zanim skończył myć naczynia, Rebeka
znów zasnęła, a Zuzanna wstała, żeby
umieścić ją w nosidełku. Może lepiej zaśnie
w pozycji siedzącej. Przykryła małą kocykiem
aż po bródkę i cicho wyszła. Dziewczynka
nie pociągała już nosem podczas oddychania
i wydawało się, że śpi głęboko.
Daniel właśnie zakręcił kurek z ciepłą
wodą, gdy Zuzanna podeszła do zlewu.
– Skończyłem – obwieścił triumfalnie.
Nigdy jeszcze sam nie mył naczyń, odkąd
się pobrali, więc najwyraźniej odczuwał dokładnie to, co powiedział.
– Dziękuję, kochanie – Zuzanna przebiegła doświadczonym wzrokiem naczynia na
suszarce i zauważyła pewien problem. – O,
na kubkach zostało trochę płynu. Nie będzie
dobrze smakował. Przepłuczę je jeszcze raz.
Kładąc kubki z powrotem na suszarce, zauważyła dzbanki stojące do góry nogami na
ręczniku obok.
– One nie wyschną w środku, jeśli je tak
zostawisz. Trzeba było odwrócić je z powrotem, gdy skończyłeś mycie naczyń.
Daniel nic nie odpowiedział, zajęty wycieraniem rąk.
Zuzanna ściągnęła kawałek suchego sera
ze ściany jednego z garnków i opłukała go
ponownie. Dokonała również inspekcji pozostałych naczyń, by się upewnić, czy wszystkie są czyste. Była tak bardzo tym zajęta, że
nie zauważyła, jak Daniel wychodzi z domu.
Mała Rebeka szybko wyzdrowiała z niewielkiego przeziębienia, ale nadal marudziła.
Daniela nie było w domu prawie przez całe
dnie, lecz po powrocie próbował pomagać
żonie w opiece nad córeczką. Zuzanna nie
przestawała nad nim wisieć, cały czas udzielając rad, gdy trzymał Rebekę na rękach.
Osiągnęła jednak tylko tyle, że (co ledwie
zauważyła) Daniel miał coraz większe poczucie własnej niekompetencji w zajmowaniu się
dzieckiem.
Pewnego dnia prawie miesiąc później
Daniel wszedł do kuchni, ostrożnie trzymając Rebekę na rękach.
– Zmoczyła się. Możesz ją przewinąć?
– Już prawie kończę – Zuzanna wkładała
ostatnie patelnie do zlewu. – Przewijanie to
nic trudnego. Dasz radę.
Na twarzy Daniela pojawił się grymas.
– Myślę, że mógłbym spróbować – odparł
niepewnie. Niezdarnie położył niemowlę na
stoliku i z ociąganiem zabrał się do dzieła.
Nie miał w tym żadnej wprawy.
Zuzanna skończyła mycie naczyń, uważnie
przetarła komory zlewu „na błysk” i podeszła
do męża, przyglądając się przez ramię jego
zmaganiu z zamknięciem suchego pampersa.
Zamknięcie z drugiej strony sterczało pod jakimś dziwnym kątem, więc poprawiła.
– Tak nie może być. Zobacz, tasiemka będzie jej się wrzynać w skórę i ranić.
Zręcznie zdjęła i skleiła taśmę jeszcze raz,
poprawiając zamknięcie, a potem zajęła się
drugim, z którym Daniel walczył przed
chwilą. – Zawsze sklejaj taśmę pod takim
samym kątem po obu stronach.
Daniel zrobił krok w tył i przeczesał włosy
palcami w geście frustracji.
– Mówiłem ci, że nie umiem zmieniać
pampersów – powiedział z żalem, lecz
Zuzanna była tak pochłonięta poprawianiem
poduszek na bujanym fotelu, na którym zamierzała usiąść, że nic nie zauważyła.
Nie zauważyła również, jak się czuł, gdy
pobiegła za nim, „ratując” dziecko z jego
rąk, bo waśnie zaczęło kwilić. Uważała, że
to jej obowiązek. Nikt nie był w stanie zająć się jej córeczką tak jak ona – nawet tatuś
Rebeki. Gdy tylko mała zaczynała marudzić,
Zuzanna ruszała jej na pomoc. Nawet nie zauważyła, że z czasem Daniel spędzał z dzieckiem coraz mniej czasu.
– Kochanie, czy mógłbyś pozamiatać, zanim wyjdziemy? – zapytała, wręczając młodemu mężowi miotłę. – Nie lubię wracać
do brudnego domu, a muszę przygotować
Rebekę do wyjścia.
Zostali zaproszeni na kolację i spędzenie
wieczoru z jej rodziną, więc Zuzanna chciała
wyjść wcześniej.
– Chyba dam radę – w głosie Daniela nie
było entuzjazmu, lecz Zuzanna udała, że nie
słyszy. Zdjęła nową sukienkę Rebeki z wieszaka i pośpieszyła przygotować wiercące się
dziecko na wieczór u dziadków.
Daniel odkładał miotłę i śmietniczkę, gdy
Zuzanna wkładała dziecku czapeczkę.
– Chodźmy – powiedział, sięgając po
Rebekę i zmierzając z nią na rękach w kierunku wyjścia.
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
13
– Momencik, zaraz będę! – zawołała
Zuzanna przez ramię, biegnąc w kierunku
swojej szafy.
Idąc przez salon, zauważyła nieco błota
zostawionego na podłodze. „Pewnie Daniel
to przeoczył” – pomyślała zaniepokojona.
Zmieniła kierunek i pobiegła po miotłę, odwieszoną przez męża kilka minut wcześniej.
– Poprawię to szybko, zanim wyjdę.
Zamiatając, zauważyła więcej kurzu i grudek błota w innych kątach.
– To też zamiotę – postanowiła, śmigając
szybkim krokiem wokół kuchni. – Nie cierpię wracać do brudnego domu...
Nadal była zajęta zamiataniem, gdy Daniel
kilka minut później zajrzał do kuchni.
– Nie idziesz? Myślałem, że jesteś gotowa
– zmarszczył brwi, patrząc na jej gorączkowe
ruchy miotłą. – Znaczy, że nie zamiotłem na
tyle dobrze, żeby cię zadowolić?
– No, nie bardzo. To znaczy, chciałam tylko zmieść te ostatnie kawałki kurzu – odparła zadyszana. – Większość zrobiłeś. Zostało
niewiele, tu i tam. Ale już skończyłam.
Chodźmy.
Daniel nie odpowiedział. Jeszcze bardziej
zmarszczył brwi, próbując zabawić Rebekę,
która już zaczęła płakać.
– A ona już płacze? – westchnęła Zuzanna,
sięgając po dziecko. – No, daj mi ją. Zobaczę,
co się znowu dzieje.
Daniel oddał jej małą i wyszedł na zewnątrz z westchnieniem ulgi. Jechali całą
drogę bez słowa.
Minęło kilkanaście lat. Z każdym rokiem
i z każdym kolejnym dzieckiem Zuzanna była
zmuszana do porzucania swoich rygorystycznych standardów. Pomoc Daniela bardzo by
jej się przydała, a każdy jego wysiłek, nawet
nie odpowiadający jej wymaganiom, witałaby z radością. Ale teraz był zbyt zajęty swoimi
14 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
obowiązkami, żeby jej pomagać w domu.
A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
Przypomniała sobie o tym, gdy pewnego
razu spotkała się z koleżankami, by wspólnie robić pikowaną narzutę w salonie jej
przyjaciółki Marii. Siedziała, kołysząc swoje
najmłodsze dziecko i słuchając rozmów sąsiadek. Rozmowa płynęła gładko, igły błyskały
znad materiału, a Zuzanna kołysała miarowo
swoją pociechę w nadziei, że wkrótce zaśnie
i będzie można przyłączyć się do sąsiadek
w tworzeniu patchworku.
– Nie byłabym gotowa, żeby was dzisiaj przyjąć – powiedziała Maria – gdyby Waldemar nie pomógł mi wczoraj
w sprzątaniu.
– Mój mąż nie lubi sprzątania – roześmiała się Arleta. – Ale gdy jestem przytłoczona
robotą, często robi za mnie pranie. Zawsze
mnie bardzo wspiera.
– To miłe – wtrąciła Hanna, jedna z pań
szyjących narzutę. – Jacek nie lubi sprzątać ani prać. Ale często myje naczynia.
Dziewczynki i ja bardzo to doceniamy.
Słuchając tego wszystkiego, Zuzanna czuła
się coraz bardziej oszukana. Daniel dobrze
zarabiał na rodzinę, ale nigdy nie mył naczyń. Nigdy nie robił prania, nie sprzątał
ani nie proponował pomocy. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy próbował zamieść podłogę – no, może na początku ich
małżeństwa, ale te wspomnienia były bardzo
mgliste. Gdyby jednak teraz zaoferował jakąś
pomoc w domu, jej zdumienie nie miałoby
granic.
– Tytus nie lubi zajmowania się domem –
zachichotała Ada. – Ale lubi gotować. Dzięki
temu czasem mam przerwę. Właściwie to
nawet lubi zjeść dobry obiad w rodzinnej atmosferze. Oczywiście, na początku wymagało to zachęty z mojej strony, ale teraz jest
już znakomitym kucharzem. Wraca z pracy
przed kolacją i czasem sam ją przygotowuje
dla nas wszystkich.
– Ależ by to było cudowne – wymknęło się
Zuzannie, gdy przypomniała sobie Daniela
siedzącego na krześle poprzedniego dnia, gdy
ona ganiała tam i z powrotem, przygotowując
kolację. – Nie wiem, kiedy ostatnio Daniel
pomagał mi w domu. Wydaje mi się, że to po
prostu nie jest jego sprawa.
– Większość mężczyzn nigdy nie będzie
w naturalny sposób zajmować się domem,
a nawet nie wiedzą, od czego zacząć, gdy
trzeba pomóc – mówiła spokojnie i chicho
Ela, będąca już w wieku babci. – Pamiętam,
jak pewna kobieta wiele lat temu powiedziała
mojej mamie, że jeśli mąż nie pomaga żonie
w domu, to zazwyczaj ona sama jest temu
winna. Po prostu nie nauczyła go, jak to robić.
Zuzanna otworzyła usta, by zaprotestować,
lecz zrezygnowała. Kimże jest, by dyskutować z kobietą o tak dobrym sercu jak Ela?
Poza tym, nagle zamajaczyło w jej pamięci
wspomnienie o pewnej młodej żonie, którą
bardzo trudno było zadowolić czymkolwiek,
co próbował zrobić dla niej mąż. Nie myślała
o tym przez lata, lecz dziś nie można było
tych wspomnień zignorować.
– Hmmm... – Hanna sięgnęła po nożyczki
i ucięła końce swojej nici. – To ciekawa myśl.
Wyobrażam sobie, że niektórzy mężczyźni
pomagają chętniej niż inni, ale z pewnością
wszyscy mogliby się tego uczyć.
– Istnieją wyjątki, jak w prawie każdej zasadzie – dodała Ela. – Ale większość chrześcijańskich mężów to ludzie o dobrym sercu,
którzy nie chcą, żeby ich żony były przepracowane i przeciążone. Zwykle chętnie pomogą,
jeśli wiedzą, jak to zrobić i czują, że ich wysiłki są doceniane.
– To fakt – potwierdziła stanowczo Ada. –
Im bardziej chwalę wysiłki Tytusa, tym lepiej
gotuje.
Maria przytaknęła skinieniem głowy.
Ponieważ nikt inny nie zabierał głosu,
powiedziała:
– Waldemar niewiele robił w domu, gdy
się pobraliśmy. Ale gdy podejmował choćby
najmniejszy wysiłek, mówiłam mu wyraźnie,
jak bardzo to doceniam. To wiele zmieniło.
Teraz często pyta, czy nie potrzebuję jakiejś
pomocy.
Więcej głów nad narzutą pokiwało się
w geście potwierdzenia.
– Ale to przecież nie jest takie dziwne,
prawda? – Arleta spojrzała pytająco na przyjaciółki. – Wszyscy lubimy, gdy się nas docenia. Wszyscy wkładamy więcej wysiłku
i chętniej coś robimy, gdy nam ktoś za to
podziękuje. Bez względu na to, czy ktoś jest
mężczyzną, kobietą czy dzieckiem.
Rozmowa zeszła na inne tematy, a Zuzanna
wpatrywała się w dziecko, które nadal kołysała. Nie spodobał jej się kierunek, w jakim
wcześniej poszła konwersacja przyjaciółek.
Łatwiej było użalać się nad sobą, gdy praca się piętrzyła, szóstka dzieci domagała się
uwagi, a Daniel siedział w fotelu z nosem
w książce, niż szczerze spojrzeć na siebie
i zapytać, czy sama nie jest częściowo winna.
Kiedy ostatnio doceniła wysiłki Daniela?
Zuzanna nie pamiętała, czy kiedykolwiek to
zrobiła. Pamiętała, jak we wczesnym okresie
małżeństwa czasem wytykała mu, że mógłby
lepiej robić to, w czym zaoferował pomoc.
Nie mogła sobie jednak przypomnieć, kiedy
była zadowolona z jego starań i podziękowała
mu z całego serca – nawet, jeśli sama zrobiłaby coś lepiej. Czy nieustanna krytyka z jej
strony sprawiła, że stracił serce do pomocy?
Czy właśnie dlatego przestał w końcu próbować? Trudno jej było się do tego przyznać, ale
przypuszczała, że był to przynajmniej jeden
z powodów.
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
15
Ta myśl przyniosła ze sobą przytłaczające
poczucie porażki. Wiedziała, że od początku
była zbyt szczegółowa, zbyt rygorystyczna
i zbyt wymagająca. Wraz z upływem lat
Daniel po prostu przestał próbować ją zadowolić. To był upokarzający i załamujący
wniosek.
Nagle Zuzanna wyprostowała się na krześle. Przyszła jej do głowy pewna myśl. Ich
małżeństwo nie jest przecież skończone.
Miała nadzieję, że do tego jeszcze daleko. Nie
ma powodu się teraz poddawać. Wiedziała
już, jakie popełniła błędy i była mądrzejsza niż wcześniej, bo wiedziała, co zmienić.
Rozwiązanie jest proste, o ile się ukorzy
i poprosi o przebaczenie, a potem zacznie od
nowa.
Spojrzała niecierpliwie na zegar wiszący nad
narzutą. Bardzo chciała już wrócić do domu
i zacząć. Straciła zbyt wiele dni.
Jeszcze tego wieczoru ku swemu zaskoczeniu dała małego Micheasza na ręce
Danielowi, prosząc o opiekę nad niemowlęciem, a sama dokończyła przygotowywanie
kolacji. Potem podziękowała mężowi gorąco
i szczerze za pomoc. Może niedługo pewnego
dnia poprosi go o nakrycie do stołu, gdy on
będzie czekał na kolację, a dzieci będą zajęte. Nie będzie zapominać o pochwałach dla
męża za jego najmniejsze nawet wysiłki, ani
za to, że utrzymuje rodzinę. Postanowiła, że
odtąd będzie stale wyrażać mu uznanie – nie
w celu lepszego zmotywowania męża, lecz by
naprawić szkody spowodowane własną młodzieńczą bezmyślnością i żeby Daniel czuł
się doceniany, kochany i akceptowany za to,
kim jest.
Zaczerpnięto z Family Life, sierpień-wrzesień 2014
Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Okna mądrości Salomona
—Gabriel Good
Były też trzy rzędy okien, jedno naprzeciw
drugiego. Wszystkie zaś drzwi i futryny były
czworokątne, również jedno naprzeciw drugiego w trzech rzędach (1 Krl 7,4-5).
W
tych wersetach natchniony autor opisuje wspaniały pałac Salomona.
Fascynujące jest to, jak zwraca uwagę na
światło. Najwyraźniej owe rzędy okien
na przeciwległych ścianach powodowały przenikanie się promieni słonecznych
w środku pomieszczenia. Taka uwaga poświęcona światłu z pewnością pasuje do mędrca
pokroju Salomona. Był mądry, ponieważ
wybrał mądrość (zob. 1 Krl 3). My również
16 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
możemy wybrać mądrość, a nasze domy
mogą być przeniknięte światłem.
Prawdziwa mądrość to chodzenie w światłości
Ciemność zakrywa, wprowadza w depresję
i zabija. Lecz światłość ujawnia, zachęca
i ożywia. Ignorancja się potyka, prowadzi do
błędów i problemów, bo co człowiek sieje, to
i żąć będzie. Lecz prawdziwa mądrość daje
światło, ujawniając właściwą drogę i pokazując, czego unikać. Wybierając dom, zawód
i kościół, mądrzy rodzice potrafią ocenić
subtelne wpływy, które mogą budować lub
niszczyć ich rodzinę. Otwierają przed swymi
dziećmi i młodzieżą okna mądrości, stawiając
wyraźne granice, odpowiadając na codzienne
pytania i budując podstawowe zrozumienie
Bożej prawdy. To światło będzie lampą dla
stóp młodych ludzi, kiedy dorosną i pójdą
każde własną drogą. Światło mądrości jest
światłem życia wiecznego.
Prawdziwa mądrość docenia radę starszych
Salomon budował na fundamencie swego
ojca, lecz jego serce nie było tak czyste wobec
Boga jak serce Dawida. Jego syn Rechabeam
całą tę mądrość zlekceważył i puścił z wiatrem! Nasze domy muszą szanować mądrość
starszych. Obowiązki i praca pochłaniają nas
często do tego stopnia, że zajmujemy się sami
sobą, podczas gdy starsi nie mają do kogo
otworzyć ust. Chrześcijańscy rodzice biorą dzieci ze sobą, gdy idą odwiedzić starsze
osoby. Ci święci mogą opowiadać inspirujące
historie, dzielić się tym, czego nauczyły ich
trudności i uczyć nas, jak trwać w wierze.
Lecz my często nie otwieramy dla nich okna!
Podczas pracy ze starszymi dzieci uczą
się mądrości. W dzisiejszych czasach edukacja szkolna nie ma już związku z relacją
mistrz-uczeń, lecz my taką relację cenimy.
Nauka zawodu przechodzącego z ojca na
syna dostarcza okazji do rozwijania umiejętności oraz wartościowych relacji. Młodzi
ludzie mogą również skorzystać, pracując
w różnych zawodach i poszerzając horyzonty. Cóż by się działo, gdyby każde pokolenie
musiało się uczyć wszystkiego na własnych
błędach. Musimy sobie cenić wkład starszych
w nasz rozwój.
Prawdziwa mądrość to bojaźń Boża
Salomon wyraża tę prawdę trzykrotnie
w Księdze Przypowieści. Tutaj mamy definicję prawdziwej mądrości. Dzisiaj ludzie mają
w zasięgu ręki wiele faktów, lecz prawdziwa
mądrość jest rzadkością. Można spędzić całe
życie, gromadząc niezbędną wiedzę, lecz nie
zauważając tego, co naprawdę jest ważne.
Chrześcijańskie domy tryskają mądrością.
Bóg otworzył przed nami szerokie okno zdrowej literatury. Dobre książki są dziś niedrogie
i mamy ich pod dostatkiem. Każde dziecko
może posiadać własny egzemplarz Biblii.
Konserwatywni wydawcy są wielkim błogosławieństwem dla ludu Bożego. Większość
świata tonie w ciemności, lecz my wystawiamy siebie i nasze rodziny na światłość.
Na mądrości wszystko się jednak nie kończy. Nasze domy poszukują mądrości, by poznać prawdę. Badamy stworzenie, by poznać
Stwórcę. Cieszymy się historią, przygotowując
się na przyszłość. Światłością oświecamy światłych, testując ludzką mądrość próbnikiem
mądrości Bożej. Wtedy nasze dzieci pojmują,
że wszelka wartościowa uczoność jest częścią
Bożej historii. Zdejmijmy zasłonę ignorancji
i szeroko otwórzmy okno mądrości.
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Migdałowiec—kwiat obietnicy
—Simeon Rudolph
D
la wielu ludzi migdał to orzech, jadalne ziarno migdałowca. Jednak
dla ludzi w czasach biblijnych
słowo to kojarzyło się z kwiatem. Hebrajskie
słowo tłumaczone jako migdałowiec oznacza
‘pierwszy w zakwitaniu’.
Większość odnośników biblijnych do migdałowca sugeruje kwiaty – na przykład wzór na
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
17
świecznikach (2 M 25,31-34); pąki i kwiaty
na lasce Aarona (4 M 17,8); sugestywny obraz
starości nakreślony przez Salomona (Kzn 12,5)
oraz gałązka migdałowca w wizji Jeremiasza
(Jr 1,11-12).
W Palestynie migdałowiec był pierwszym
zakwitającym drzewem wczesną wiosną. Te
bujne białe lub różowe kwiaty zwiastowały nadzieję dla ludzi wyczekujących z utęsknieniem
ciepła po zimie. Niosły one przesłanie, że wiosna jest tuż-tuż. Kwiat migdałowca był również
pewną obietnicą następnej pory obfitości.
Kwiat migdałowca nie jest zbyt znany
w chrześcijańskich kręgach, jednak „kwiat
obietnicy” rozkwita w wielu domach. Ciągle
dostrzegamy, że zima przeminęła i pojawiają
się kwiaty. Obecna walka i poświęcenia są tylko tymczasowe, zaś pełnia obfitości dopiero przed nami.
Większa radość będzie jutro.
Czy zauważyliście kwiaty obietnicy w chrześcijańskich domach?
1. Nowonarodzone dzieci. Narodziny
dziecka to światełko w chrześcijańskich domach
i społecznościach. Niewiele wydarzeń wyzwala tyle radości, uśmiech na twarzach rodziców
i rodzeństwa, entuzjazm dziadków. Urywają się
telefony. Wiadomość szybko rozchodzi się po
całej dalszej rodzinie i pośród członków danej
społeczności. Dlaczego?
Dzieci to dar Boga i zalążek obietnicy. To
przedłużenie rodziny i przyrost dla społeczności. Z tego nowego życia rozchodzi się błogosławieństwo. Oto kolejny sługa dołączy do pracy
w Królestwie Bożym. Przyglądając się nowemu dziecku, rodzice mogą powtórzyć za ojcem
Noego: Ten nas pocieszy w pracy naszej i mozole
rąk naszych na ziemi... (1 M 5,29).
2. Zdyscyplinowane dzieci. Nic tak chyba nie zasmuca członków zboru, jak widok
chrześcijańskich rodziców, którzy nie umieją
przywołać do porządku swoich dzieci, takich
jak Hofni, Pinechas czy Absalom. Społeczność
18 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
raduje się, jeśli rodziny są skromnie ubrane,
schludne i dobrze wychowane. Zrozumiałe
jest, że ci rodzice starannie nauczają swoje dzieci i karcą je, jeśli trzeba, dając im swój przykład.
Zdyscyplinowane dzieci są obietnicą wiernego, wytrwałego Kościoła jutra. Mając trwały
fundament dla swojego życia, będą wzrastać,
akceptując udział w życiu i dyscyplinie swojego
zboru, praktyczne oddzielenie od świata i głęboką więź z Bogiem. W miarę dojrzewania ich
społeczność także będzie kwitnąć i wzrastać.
3. Wierna młodzież. O ile noworodki są
pączkami, zaś dzieci są rozkwitającymi kwiatami obietnicy w naszych domach, to wierna młodzież jest w pełni rozkwitłym
kwiatem nadziei w pobożnych rodzinach i kościołach. Chwalimy Boga
za Józefów, Danielów i za Estery,
którzy są jak rozłożyste kolumny
w naszych społecznościach. Oprócz
ich wiernych rodziców, oni sami zaczynają być podporą dla pracy innych w budowaniu Kościoła. Żaden
zbór czy rodzina nie musi się obawiać upadku
wiary lub odejścia z Bożej drogi, jeśli młodzież
w domach jest silna i wierna.
4. Godni szacunku starsi. Korona chwały, która ozdabia sędziwą głowę wiernych
świętych, jest o wiele piękniejsza niż fizyczne piękno siwych czy srebrzystych włosów.
Ostatecznie ta korona prowadzi do wiecznej,
niebiańskiej korony, obiecanej tym, którzy są
wierni aż do śmierci. Podziwiamy każdego starszego wiekiem brata lub siostrę w społeczności,
których życie w jasny sposób ogłasza: „Wiarę
zachowałem”.
Wierni dziadkowie stanowią źródło inspiracji
dla chrześcijańskich rodzin. Stanowią oni żywe
obietnice tego, że my i nasze dzieci również
możemy być wierni i naśladować ich przykład.
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Mój Bóg przysłał tu swojego anioła, który zamknął
paszcze lwom, tak że nie mogły mi uczynić nic złego,
bo okazałem się niewinnym w Jego oczach.”
Księga Daniela 6,23
Część
Historyczna
Pochodzenie anabaptystów
Część 2
K
atarzy wierzyli, że w życiu należy
się coraz bardziej doskonalić1.
Niektórzy z nich uważali,
że człowiek może osiągnąć absolutną
doskonałość jeszcze w tym życiu i wszyscy
byli zdania, iż Kościół rzymskokatolicki
potrzebuje oczyszczenia. Gdy „heretycy”
piętnowali grzech, który w Kościele głównego
nurtu miał się dobrze, przyczepiano im często
łatkę katarów. Ta nazwa stała się do tego
stopnia synonimem heretyka, że w języku
niemieckim słowo „heretyk” pochodziło od
wyrazu „katar”, choć pierwotnie obydwa
miały diametralnie różne znaczenia.
Niektórzy katarzy rzeczywiście głosili
fałszywe poglądy2. Jednak inni mieli poglądy
zbliżone to anabaptystów, zwłaszcza w takich
dziedzinach jak miłowanie nieprzyjaciół,
zakaz składania przysiąg, troska o chorych
i ubogich, a także wiara, że Bóg zwycięży
1. Podkreślali szczególnie czystość moralną do tego stopnia, że niektórzy traktowali małżeństwo jako odstępstwo od
doskonałości.
2. Ogólnie był to rezultat ekstremalnego rozumienia biblijnych nauk, przeradzającego się w błąd.
—Michael S. Martin
zło bez konieczności używania przemocy ze
strony Jego ludu. Mocno krytykowali Kościół
katolicki, za co byli krwawo prześladowani.
Dla katolików określenie „katar” oznaczało
„kogoś, kto wierzy, że można prowadzić
doskonałe (lub niemal doskonałe) życie”.
Chodziło o to, że chrześcijanin powinien żyć
odrodzonym życiem – czyli powinien być
innym człowiekiem niż przed nawróceniem.
Ponieważ Kościół katolicki był daleki od
takiego stanu i takich poglądów, katarzy
stanowili wyzwanie, którego nie można
było tolerować. Tak naprawdę nie chodziło
o to, że katarzy wyznawali jakieś niebiblijne
doktryny, bo przecież sami katolicy nie byli
lepsi w tej kwestii3. Prawdziwym problemem
3. Przykłady katolickiego braku poszanowania dla Biblii
można znaleźć w całej historii. Oto współczesny przykład
z encyklopedii katolickiej: Od samego początku Kościół
udzielał sakramentu chrztu niemowlętom. Ta praktyka nie tylko była uważana za prawidłową, lecz nauczano również, że
jest niezbędna do zbawienia. (…) Nie jest istotne, czy Biblia
posiada wzmianki o praktyce chrztu niemowląt, czy nie.
Prawdopodobnie można uznać, że nie ma takich fragmentów,
które mówią o tym wprost (New Catholic Encyclopedia, 1967,
artykuł pt. Chrzest niemowląt).
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
19
był fakt, że katarzy nie uznawali Kościoła
katolickiego za prawdziwy Kościół. To było
źródłem podziału w społeczeństwie, a każdy
przejaw braku lojalności religijnej spotykał się
z gniewem państwowego Kościoła.
Święte życie chrześcijańskie było znakiem
rozpoznawczym wielu „heretyków” od
czasów Konstantyna. Gdy Kościół sprzągł
się z państwem, styl życia niezbawionych
mas stał się stylem życia Kościoła. Ponieważ
nawrócenie i dobrowolne pragnienie świętego
życia są warunkiem chrześcijańskiego stylu
życia, nie można żyć w uświęceniu, trwając
w państwowym Kościele. Jeśli uczestnictwo
w religijnych ceremoniach rzekomo prowadzi
do zbawienia, to chrześcijański styl życia
staje się niepotrzebny, a nawet szkodliwy dla
przyjętego porządku, gdyż stanowi dla niego
wyzwanie.
W średniowieczu każdy, kto konsekwentnie
prowadził chrześcijański styl życia, był
podejrzewany o herezję. Cnotliwe niewiasty,
które odrzucały niemoralne propozycje
ze strony swoich księży, były czasami
podejrzewane o herezje i palone na stosach.
Karą dla księdza robiącego takie propozycje
był roczny zakaz udziału w pijackich ucztach.
Dobre zachowanie było na nim wymuszane
jako kara za popełniane zło. Oczywiście,
nikt nie oczekiwał od przeciętnego
księdza, żeby się dobrze prowadził przez
cały czas. Po zapoczątkowaniu ruchu
anabaptystycznego, jego uczestnicy zostali
od razu nazwani „szturmującymi niebo”
i „świętymi z uczynków” przez katolików
i reformatorów. Oskarżano ich o to, że głosili
usprawiedliwienie z uczynków i że ziemski
Kościół może być doskonały. Te zarzuty
były fałszywe, lecz anabaptyści wierzyli,
że można żyć po chrześcijańsku i wzrastać
w łasce. Reformatorzy i katolicy narzekali,
że „heretyckie” idee uświęcenia pochodzące
od starożytnych sekt zyskują popularność.
Podejrzliwość
Kościoła
państwowego
w stosunku do chrześcijańskiego stylu życia
20 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
była tak wielka, że gdy jakiś członek Kościoła
reformowanego czy katolickiego prowadził się
bardzo moralnie, wówczas nie mógł uniknąć
oskarżeń o anabaptystyczną „herezję”. I tak
starożytna charakterystyka „heretyków” stała
się znakiem szczególnym anabaptystów.
Sacramentschwarmer
Odpowiednikiem tego słowa w języku
polskim jest wyraz „sakramentarze”4
i oznacza ono ludzi, którzy nie wierzą,
że zbawienie można osiągnąć poprzez
uczestnictwo w komunii lub innych
Sakramentarze
biblijnych
rytuałach5.
traktują je jako symbole duchowej relacji
z Bogiem, podczas gdy katolicyzm naucza, że
przyjmowanie sakramentów jest warunkiem
zyskania uznania u Boga.
Kościoły państwowe nie tolerowały
takich poglądów, ponieważ chciały skupić
całe społeczności w jednej świątyni. Nie
oczekiwano, że ludzie dobrowolnie staną
przed jednym ołtarzem, bo nie każdy
dokonałby tego samego wyboru. Musieli
ich skłonić do poddania się wyznaniu
narzuconemu przez państwo. Zewnętrzne
ceremonie, jak chrzest czy sakrament
komunii, były konieczne na świadectwo
poddania się tym wymogom. Nie oczekiwano
wewnętrznej lojalności ani zmiany. Odmowa
uczestniczenia w narzuconych ceremoniach
spotykała się z odrzuceniem społecznym
i opresją polityczną.
Anabaptyści,
podobnie
jak
wielu
średniowiecznych „heretyków”, odrzucili
katolicki pogląd o zbawieniu dzięki
4. Osoby wierzące, że zbawienie uzyskuje się poprzez rytuały są nazywani sakramentalistami, natomiast przeciwnicy tej
ideologii to sakramentarze. Te dwa wyrazy są bardzo podobne, lecz mają całkowicie przeciwstawne znaczenia.
5. Rytuały te, jak Wieczerza Pańska (inaczej zwana komunią) czy umywanie nóg opisane w Nowym Testamencie,
nie stanowią sakramentów jako środków zbawczych. Dlatego
nie powinniśmy mylić jednego z drugim. Uczestniczymy
w biblijnych rytuałach na pamiątkę Chrystusa i traktujemy
je jako symbole duchowych prawd.
uczestnictwu w rytuałach. Uważali, że
wiara rodzi się ze słuchania, a słuchanie przez
Słowo Boże”6. W roku 1025 aresztowano
kilku „heretyków” za głoszenie, że „nie ma
w świętym Kościele sakramentów, przez
które można uzyskać zbawienie”7. Oprócz
tego ci wierzący świadczyli, że wierzą
w zasadę nieprzeciwstawiania się złu,
okazywania miłości innym i w konieczność
zaspokajania swoich potrzeb pracą własnych
rąk. Twierdzili, że gdyby żyli sprawiedliwie,
to chrzest w wieku niemowlęcym nie miałby
znaczenia8, a gdyby żyli cieleśnie, to w niczym
by im nie pomógł.
Około
roku
1045
Berengariusz,
katolicki mnich z Francji, zakwestionował
doktrynę
transsubstancjacji
(katolicki
pogląd, wedle którego wino i chleb ulegają
przeistoczeniu w krew i ciało Chrystusa
w wyniku „magicznej” modlitwy księdza).
Przeistoczenie było kluczową doktryną
katolicyzmu, który kładł niezwykły nacisk
na uczestnictwo w sakramencie eucharystii.
Kościół ekskomunikował Berengariusza
za jego śmiałe spostrzeżenia i oskarżył go
o wskrzeszanie starożytnych herezji. Nie
wiadomo, jak stara była „herezja” głoszona
przez Berengariusza, lecz wątpliwości co do
katolickiego nauczania sakramentalnego
najwyraźniej istniały już dużo wcześniej.
W XII wieku kolejni „heretycy”, uczniowie
Tanchelma, ogłosili, że sakramenty nie mają
mocy zbawczej i że prawdziwy Kościół nie
jest Kościołem rzymskokatolickim. Według
niektórych źródeł, nauczanie Tanchelma
zapuściło korzenie na wielu obszarach
Europy i przetrwało aż do czasów reformacji
w postaci oddolnego ruchu, który pomógł w jej
6. Rz 10,17.
7. Leonard Verduin, The Reformers and Their Stepchildren,
str. 143.
8. Prawdopodobnie chodziło im o to, że chrzest nie jest
środkiem zbawczym. W walce z katolicką teologią „heretycy”
często przejaskrawiali swoje poglądy. Pismo naucza, że chrzest
wierzących jest konieczny na świadectwo ich wewnętrznej
przemiany. Zob. Mk 16,16; Dz 2,41; 8,12.36-38 i 10,47-48.
zainicjowaniu i szybkim rozprzestrzenianiu.
Niektórzy waldensi byli sakramentarzami.
W XIII wieku we Flandrii podziemne kościoły
tego typu wyznawały jako podstawową
doktrynę, że chleb i wino nie ulegają
przeistoczeniu. Niektórzy z nich zapłacili za
swoje poglądy życiem. Według katolików
i reformatorów anabaptyści dokładnie
pasowali do opisu tej starożytnej „herezji”.
Winkler
Ten niemiecki wyraz odnosił się do
ludzi, którzy gromadzili się w zaułkach
i w innych odludnych miejscach. „Heretycy”
zazwyczaj nie spotykali się na uwielbienie
w miejscach publicznych, bo tam nie
tolerowano ich sposobu oddawania czci
Bogu. Dlatego nazywano ich „winklerami”,
a ich zgromadzenia określano jako „głoszenie
za winklem” (czyli za rogiem – słowo
„winkiel” zostało zapożyczone właśnie
z języka niemieckiego). Religijni i polityczni
przywódcy często nazywali tak prawdziwie
wierzących, żeby potępić ich działania jako
wyjęte spod prawa.
Dlaczego władze były tak zaniepokojone
„głoszeniem za winklem”? Jak już
pokazaliśmy, Kościół państwowy działał
na zasadzie wymuszania jedności religijnej.
Każde zgromadzenie, które nie trzymało
się ustalonego wzorca, postrzegano jako
cywilne powstanie. „Głoszenie za winklem”
nie przebiegało według ustalonego wzorca.
To, czy głoszono wtedy herezje, nie było
największym problemem dla katolików
i reformatorów. Zgromadzenia te wyglądały
na agitację przeciwko ustalonemu porządkowi
i dlatego ich uczestnicy byli prześladowani.
Pojęcie „winkler” było znane już ponad
tysiąc lat przed reformacją9. Wczesny
Kościół w Rzymie był oskarżany przez pogan
9. Chodzi tutaj o określony typ ludzi. Właściwie termin
„winkler” był używany w krajach niemieckojęzycznych.
W innych krajach oskarżano chrześcijan o to samo, używając
innych określeń.
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
21
o wzniecanie buntów z powodu tajnych
spotkań. Społeczeństwo rzymskie pozwalało
na czczenie wielu bogów pod warunkiem,
że każdy z nich był uznawany za pierwszego
między równymi. Rzymianie budowali
miejsca publicznego kultu dla każdego boga.
Jeśli to brzmi tolerancyjnie, to musimy wziąć
pod uwagę dwa aspekty: Rzymianie nie
pozwalali na to, by kult któregoś z bogów
dyskryminował inne bóstwa, a także nie
zgadzali się na prywatne oddawanie czci
swemu bogu. Wolno się było modlić tylko
do jednego z legalnych bogów i należało
to czynić w legalnym, publicznym miejscu
kultu.
Zatem chrześcijaństwo było nielegalne,
ponieważ nie można było oddawać
chwały jednemu prawdziwemu Bogu jako
pierwszemu z równych. Gdy On wchodzi,
wszyscy inni bogowie muszą wyjść. Takiemu
nietolerancyjnemu Bogu Rzymianie nie
budowali świątyń, ani nikt ich o to nie
prosił. Skoro religia chrześcijańska nie była
usankcjonowana przez państwo, chrześcijanie
w Rzymie nie tracili czasu na uzyskiwanie
formalnej zgody na odbywanie zgromadzeń.
W ten sposób ściągali na siebie prześladowania,
jakie prywatne wielbienie Boga generowało
w społeczeństwie kościelnym.
Gdy powstał katolicki Kościół państwowy,
prywatny kult został potraktowany z taką
samą niechęcią. Donatyści nie byli tolerowani,
ponieważ odmawiali oddawania chwały
Bogu w ramach przepisów ustalonych przez
Kościół głównego nurtu. Hilary z Poitiers10
lamentował, że chrześcijanie gromadzą
10. Hilary z Poitiers – francuski biskup katolicki, który
nawrócił się na chrześcijaństwo około roku 350 w wieku
trzydziestu pięciu lat. Trzy lata po nawróceniu został wyświęcony na biskupa. Nie zainicjował żadnego ruchu głoszącego
powrót do Biblii, lecz wyrażał zaniepokojenie kierunkiem,
w jakim rozwijał się ówczesny Kościół. Wyrażał swoje poglądy na tyle głośno, że został wypędzony z biskupstwa po
trzech latach służby. Jego stanowisko wobec zalegalizowanego chrześcijaństwa jest przykładem dysydenckich prądów, które przewijały się stale, odkąd Kościół sprzągł się
z państwem.
22 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
się w pięknych gmachach publicznych.
Pisał: „Źle robimy, wielbiąc Boga jako
Kościół w bazylikach. Czyż ktokolwiek
wątpi, że Antychryst zasiądzie w świątyni?
Bezpieczniejsze dla mnie są góry i lasy, jeziora
i jaskinie z wodnymi wirami; bo przecież to
w nich ukryci prorokowali prorocy”11.
Częstymi miejscami „głoszenia za
winklem” stały się warsztaty tkackie. W roku
1157 Kościół głównego nurtu wydał surowy
zakaz takich zgromadzeń pod karą wygnania
z kraju. Wiemy z historii, że w XII wieku
wierzący spotykali się na nabożeństwach
w podziemnych schronieniach. W roku 1199
papież wydał dekret dotyczący poddanych,
którzy byli podejrzani o udział w tajnych
spotkaniach
biblijnych:
„Niewątpliwie
prawdą jest, że pragnienie poznania Pisma
Świętego i zachęta do posłuszeństwa wobec jego
nauk nie są naganne (…), lecz organizowanie
tajnych zgromadzeń musi zostać potępione” 12.
Nieautoryzowane
nabożeństwa
bywały organizowane aż do reformacji.
W szwajcarskim St. Gall w roku 1522
istniała grupa nazywająca siebie „Bracia
chrześcijańscy” i spotykająca się właśnie
w warsztacie tkackim.
Gdy formował się ruch anabaptystyczny,
spotykano
się
na
prywatnych
zgromadzeniach, jak to czynili prawdziwi
wyznawcy Boga od prawie tysiąca pięciuset
lat. Z powodu prześladowań kontynuowano
tajne spotkania, które spotykały się z takim
samym traktowaniem przez władze, jak to
było w średniowieczu.
—ciąg dalszy nastąpi
Zaczerpnięto z Cup & Cross
An Introduction to Anabaptist History
Rod and Staff Publishers, Inc.
Box 3, Crockett, Kentucky 41413
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
11. Leonard Verduin, The Reformers and Their
Stepchildren, str. 165.
12. Dz. cyt., str. 168.
„I mówił im wiele przez przypowieści w te
słowa: Oto wyszedł siewca siać.”
Ewangelia Mateusza 13,3
Część
Praktyczna
Rzetelne wagi i pełne odważniki
N
iedawno otrzymałem list z miejscowego Urzędu Miar i Wag. Ponieważ
jako producent rolny działam na
miejscowym rynku, skontaktowano się ze mną
w celu uzyskania stosownych certyfikatów.
Posiadanie dokładnej wagi jest bardzo ważne.
Biblia mówi o tym następująco: Będziesz miał
odważnik o pełnej wadze, rzetelny; będziesz miał
efę o pełnej zawartości i rzetelną, abyś długo żył na
ziemi, którą daje ci Pan, Bóg twój (5 M 25,15).
Rzetelna waga ma znaczenie dla nas wszystkich w wielu sprawach. Pomaga rozwijać relacje
pokoju i przyjaźni. Ona sama jest naszym przyjacielem. Jednak nie wszystkie kwestie związane
z prowadzeniem interesów można łatwo zważyć
i zmierzyć. W codziennej biznesowej rutynie
stajemy w obliczu wielu drobnych i wydawałoby się mało znaczących pytań, które nie zawsze
pasują do kategorii miar i wag. W takich przypadkach ważymy problem w sercu, by dojść do
sprawiedliwego rozwiązania. Aby to zilustrować,
rozważmy kilka przykładów, z którymi stykamy się wielokrotnie każdego dnia, prowadząc
na przykład gospodarstwo rolne.
Czy powinienem wrzucić obciętą do połowy
—Ronald Martin
marchewkę do skrzyni, która pójdzie na sprzedaż? Czy jedną spleśniałą truskawkę trzeba wyjąć z kartonu dla hurtowni, czy może sobie tam
zostać? Co z pudełkiem pomidorów? Wygląda
na pełne, choć nie waży tyle, ile jest zapisane
w kontrakcie. Pomidory są przecież piękne. Ta
kukurydza leży już dwa dni, ale wrzućmy ją na
stos kolb świeżo zebranych dzisiaj – w końcu nie
możemy sobie pozwolić na wyrzucanie dobrej
kukurydzy! Te i wiele innych pytań stają na naszej drodze codziennie, i to – można by rzec –
w ilościach hurtowych.
Odpowiedzi na powyższe pytania są oczywiste, ale nie zawsze. Pozwólcie, że wyjaśnię. Jeśli
sprzedajemy marchewkę w ramach gorszego
gatunku, możemy wrzucić do skrzyni gorsze
sztuki. Jeśli ma to być gatunek najlepszy, to nie
wrzucimy tam ani jednej obciętej marchewki.
Nasza ocena sprzedawanego produktu daje
odpowiedź na postawione pytanie. Niestety,
łatwo dokonać błędnej oceny. Jeśli jest ona
celowo błędna, to mamy do czynienia z nierzetelnymi „odważnikami” w naszych sercach.
Te kwestie nie odnoszą się wyłącznie do życia
farmerów, ale również do wszystkich innych
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
23
rodzajów działalności gospodarczej. To, jak
w naszych interesach reagujemy w takich sytuacjach jak powyższe, pokazuje rzetelność naszego
chrześcijaństwa. Jeśli zachowujemy się jak ludzie
opisani w Księdze Amosa 8,5 pomniejszający efę,
powiększający odważniki i przechylający oszukańczo wagę, to wątpię, żeby ktokolwiek chciał
być kojarzony z takim „chrześcijaństwem”.
Działanie zwodnicze ma się do prawdziwego
chrześcijaństwa tak, jak wzajemnie odpychające
się magnesy.
Pojawia się zatem pytanie: „Jak prowadzę
swoje interesy?”. Co mogę zrobić, by przyciągać innych, zamiast ich odpychać? Czy wydaję
prawdziwe, żywe świadectwo Chrystusa, które
wyróżnia mnie w prowadzeniu interesów? Czy
inni wiedzą, że prowadzę biznes, stosując rzetelne miary i wagi, jak napisano w 5 Mojżeszowej
25,13-15? Chciałbym omówić ten temat w pięciu dziedzinach.
Jaka jest stawka?
Z żalem trzeba powiedzieć, że zbyt często nie
zdajemy sobie sprawy ze stawki naszych wyborów, dopóki nie zobaczymy zniszczeń, jakich
dokonaliśmy. 1 Tymoteusza 6,9 mówi o ludziach, którzy „pogrążają się” z chęci bogactwa.
Im większej liczbie tragedii zapobiegniemy, tym
mniej dusz zostanie zgubionych – i musimy sobie zdawać sprawę, co stoi na szali.
1. Imię Chrystusa. Po pierwsze i najważniejsze, stawką jest imię Chrystusa. Jakub pyta retorycznie: Czyż nie bogacze ciemiężą was i nie
oni ciągną was do sądów? (2,6). I kontynuuje:
Czy to nie oni zniesławiają zacne dobre imię, które
zostało nad wami wezwane? (2,7). Jako chrześcijanie powinniśmy strzec zazdrośnie imienia
Chrystusowego w prowadzeniu naszych interesów. Jeśli bogacimy się, stosując oszukańcze
wagi i miary, to czyż nie bluźnimy Jego świętemu Imieniu? Nic, co zyskamy w ten sposób, nie
będzie miało żadnej prawdziwej wartości.
2. Nasze własne życie. A ci, którzy chcą być
bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne
24 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie (1 Tm 6,9).
Czyż można to było powiedzieć jaśniej? Jeśli
w sercu mamy pożądliwość pieniędzy, na naszej
drodze staną pokusy i sidła, które będziemy woleli utrzymać w tajemnicy przed innymi. Dopóki
nie przestaniemy bawić się z ogniem, narażamy
się na uwikłanie w kolejne pułapki i zniszczenie
własnego życia duchowego.
3. Świadectwo wobec naszych dzieci oraz
ich wartości. Burzy swój dom ten, kto jest przekupny (Prz 15,27). Łatwo jest zaplątać się w pogoń za zyskiem i uczynić to stylem życia. Czasem
twierdzimy, że robimy to ze względu na dobro
naszych dzieci. Ale one chcą nas, a nie naszych
pieniędzy. Poza tym, jeśli widzą własnego ojca,
który próbuje zrobić najlepszy interes nawet
kosztem uczciwości, zyskują błędną perspektywę Boga, a to przynosi katastrofalne skutki
w ich życiu. Jeśli będziemy wolni od działań wątpliwych moralnie, uchronimy dzieci od wielu
problemów i nauczymy je, jak żyć sprawiedliwie.
4. Nasze otoczenie. Ten, kto pragnie bogactwa, oczywiście będzie się pogrążał. Ale co z ludźmi, których życie jest z nim powiązane? Czasami
taki tonący człowiek ciągnie za sobą innych na
dno. Czy dotyczy to również życia duchowego?
Nie podobna, by zgorszenia nie przyszły, lecz biada
temu, przez którego przychodzą. Lepiej by było dla
niego, gdyby kamień młyński zawisł na szyi jego,
a jego wrzucono do morza, niż żeby zgorszył jednego z tych maluczkich (Łk 17,1-2).
Uczciwość wobec siebie samego.
Uczciwość jest duchową odżywką, którą będziemy wchłaniać w naszym życiu albo czeka
nas katastrofa. Były prezydent George W. Bush
poczynił kilka słów komentarza na ten temat,
gdy upadła ogromna korporacja Enron. Nie
można wprowadzić prawa, które uczyni człowieka
uczciwym, lecz można wprowadzić takie prawo,
w którym nieuczciwość będzie karana. Przyznał
w ten sposób, że pewne rzeczy wypływają z serca
człowieka i nie można ich stamtąd wydobyć na
siłę. Może on działać wyłącznie według owocu
własnego serca.
1. Pożądliwość. Chciwość niech nawet nie będzie wymieniana wśród was, jak przystoi świętym
(Ef 5,3). Zdajemy sobie sprawę, że komentarz
dotyczący Enronu jest smutny, ale sama sprawa
nie jest niczym niezwykłym. Jest historią pożądliwości, chciwości, nieuczciwości, zepsucia
i wreszcie upadku. Z pewnością, takie rzeczy nie
powinny nawet być wymieniane pośród nas.
Zapewne niewiele firm rozpoczyna działalność z nieczystymi intencjami. Lecz tak jak
w przypadku rozrostu nowotworu, duch chciwości zaczyna się od niewielkich i niezauważalnych działań, które z czasem się namnażają, aż
wreszcie przychodzi dzień prawdy. Mówi się,
że w przypadku nowotworu wczesne wykrycie
zwiększa szansę przeżycia pacjenta. Podobnie
jest z pożądliwością, której świadomość we
wczesnym stadium rozwoju może uratować nasze życie duchowe. Uczciwość jest promieniem
rentgenowskim wykrywającym pożądliwość.
Lekarstwem jest pokuta.
2. Nieczystość. Czy mam go uniewinnić mimo
fałszywej wagi i mimo worka z oszukańczymi odważnikami? (Mi 6,11). Jak często myślimy o etyce w biznesie w świetle niewinności? Zapewne
niezbyt często. Ale właśnie tak ujmuje to prorok
Micheasz. Ludzie, którzy stosują fałszywe miary
i wagi, są winni.
3. Niedbałość. Używajcie rzetelnych odważników, rzetelnej efy i rzetelnej bat! Efa i bat niech
mają jednakową miarę, tak że bat ma zawierać
dziesiątą część chomera, a efa także dziesiątą część
chomera; chomer niech będzie miernikiem wagi
(Ez 45,10-11).
Czasem postępujemy według zasady, że nie
ma sensu przesadzać z dokładnością. Możemy
sobie na to pozwolić w naszych własnych sprawach, lecz jeśli przyjmiemy taką postawę w stosunku do innych, to szybko przerodzi się ona
w oszukiwanie. Jeśli kładziemy na szali sprzedawany towar, to nie waży on na przykład pół
kilograma aż dołożymy tyle, żeby ważył pół kilograma. Prorok Ezechiel pokazuje dokładnie,
co jest czym. Bat jest dziesiątą częścią chomera
– nie mniej i nie więcej.
Konsekwencja w stosowaniu miar również
jest ważna. Powinniśmy traktować wszystkich
tak samo (czyli stosować jedną miarę). Nie ma
miejsca na zróżnicowanie. Zasadą w naszym
życiu powinna być dbałość, a nie niedbałość.
Miara natłoczona i przepełniona
Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą,
natłoczoną, potrzęsioną i przepełnioną dadzą
w zanadrze wasze; albowiem jakim sądem sądzicie, takim was osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą (Łk 6,38). Czasami,
prowadząc interesy, mamy wrażenie, że powinniśmy „zaistnieć w sieci” albo reklamować się
bardziej dynamicznie. Niektórzy twierdzą, że
jeśli nie zaangażujemy się aktywnie w mediach
społecznych takich jak portale społecznościowe,
to pozostaniemy w tyle. Musimy dbać o własny
wizerunek i przedstawiać swój biznes w równie
atrakcyjny sposób jak nasi konkurenci. Takie
myślenie jest spotykane bardzo często.
Nie da się zaprzeczyć, że klienci powinni wiedzieć o istnieniu naszej firmy, żeby robić z nami
interesy. Nie jest jednak prawdą, że musimy angażować się we wszystkie aktywności medialne,
by utrzymać się na rynku. Takie mity głoszone
przez „kaznodziejów biznesu” można włożyć
między bajki.
Podstawowe zasady rządzące zdrowym biznesem są niezmienne bez względu na postęp technologiczny. Jeśli prowadzimy interesy, stosując
„miarę natłoczoną i przepełnioną”, jeśli „czynimy dobro wszystkim ludziom”, to dobra opinia
sama zacznie o nas krążyć!
Fundamentalne zasady prowadzenia biznesu
1. Zaufanie. Prowadzenie działalności gospodarczej, w ramach której kilogram jest pełnym kilogramem, wszystkie skrzynki, worki
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
25
i kosze są pełne, natłoczone i potrzęsione, buduje zaufanie. Trzeba przyznać, że takie „ubijanie
miary” dla klienta nie jest czynnością radosną
z punktu widzenia sprzedawcy, lecz bywa sowicie odpłacone, gdy klient wraca, widząc nasz
sposób prowadzenia interesu. Jego zaufanie jest
przyjemne.
2. Konsekwencja. Czasem stanowi ona nie
lada wyzwanie. Jednak przecież jest osiągalna.
Ludzie powinni móc liczyć na to, że zostaną obsłużeni zawsze w ten sam godziwy sposób, bez
żadnych nieprzyjemnych niespodzianek na dnie
kosza czy skrzynki.
3. Wartość. Klient nie powinien czuć się
przez nas oszukany. Jawne i uczciwe postępowanie zawsze temu zapobiega. Jeśli zostaliśmy
właściwie potraktowani, nie będziemy się długo
zastanawiać nad powrotem w miejsce, gdzie nas
dobrze obsłużono.
Gdy zawodzimy
Bo prawy siedmiokroć upadnie (Prz 24,16 BT).
Ignorancja? Pokusa? Zacheusz zaś stanął i rzekł
do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję
ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób (Łk 19,8).
Podczas pierwszej wojny światowej, gdy poborowi mogli służyć na farmach zamiast na
froncie, pewien młodzieniec pracował również
na własnym polu oprócz tego, do czego był zobowiązany w ramach zastępczej służby wojskowej. Farmer, u którego pracował, zgodził się na
to. Gdy przyszły żniwa, zebrał plon, ale nie wliczył go do swoich dochodów. Po latach doszedł
jednak do wniosku, że źle zrobił i podobnie jak
Zacheusz zapłacił dobrowolnie zaległy podatek
razem z odsetkami, żeby naprawić popełnione
zło.
Wiele osób nie widzi problemu w oszukiwaniu państwa. Jako chrześcijanie powinniśmy
jednak być wrażliwi w tej kwestii tak samo jak
w innych i nie dopuszczać się oszustwa.
Czasem biznes nie idzie nam z powodu
26 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
ignorancji. Innym razem ulegamy pokusie. Pan
jest jednak wierny. Z czasem objawia nam to,
co powinniśmy zmienić w naszym życiu. Wtedy
musimy dzielnie stawić czoła prawdzie o nas samych i wyprostować ścieżki, nawet jeśli będzie
nas to kosztowało ból cielesnej natury i nadszarpnięcie reputacji. Pamiętajmy, że większą
cenę zapłacimy, jeśli tego nie zrobimy.
To, czego nie da się zważyć
Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary (Ga 6,10).
Sprzedajcie majętności swoje, a dawajcie jałmużnę. Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją,
skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej nie
ma przystępu, ani mól nie niszczy (Łk 12,33).
Mój bowiem jest wszelki zwierz leśny, tysiące zwierząt na górach (Ps 50,10).
Jesteśmy jedynie przechodniami na tym
świecie. Czas dany nam po to, by czynić dobro
i błogosławić innych, jest krótki. Pragniemy,
jak to powiedział Jezus, „skarbu w niebie”. Jeśli
wyświadczamy wszystkim dobro przy użyciu
naszych majętności, nasz niebiański skarb będzie się pomnażał.
To prawda, że powodem prowadzenia przez
nas działalności gospodarczej jest zarabianie
na życie. Lecz oprócz tego interesujemy się losem naszych klientów, a nie wyłącznie ich pieniędzmi. A ponieważ zależy nam bardziej na
ich dobru niż na ich pieniądzach, powinniśmy
traktować ich dobrze. Wtedy staną się naszymi przyjaciółmi, a nie tylko klientami – a jak
można sobie wymarzyć lepszy punkt wyjścia
do głoszenia ewangelii? Jakiż można mieć
lepszy skarb w niebie niż doprowadzenie tam
kogoś w rezultacie właściwego dysponowania
naszymi majętnościami?
Niestety, na końcu życia niektórzy usłyszą nieodwołalne słowa Wielkiego Sędziego:
TEKEL; zostałeś zważony i znaleziony lekkim
(Dn 5,27). Wtedy będzie już za późno, by
zmienić oszukańczą wagę i dopełnić uczciwie miary wszystkiego, co zrobiliśmy. To, co
—ciąg dalszy na str. 31
„...wziął w rękę swój kij, wybrał ze strumienia pięć
gładkich kamyków, włożył je do pasterskiej torby,
która służyła mu za kieszeń. Potem w drugą rękę
wziął procę i ruszył w stronę Filistyna.”
1 Księga Samuela 17,40
Dla
MŁODZIEŻY
Wartość wiedzy
L
ata temu stary pickup mojego ojca
przestał działać. Zabrano go do najbliższego warsztatu. O ile pamiętam,
samochód został tam przez wiele dni, podczas
których mechanicy usiłowali go uruchomić.
W końcu dali za wygraną. Ostatecznie samochód zabrano do warsztatu w pobliżu domu,
gdzie mechanicy dobrze go znali. Zmienili parę
rzeczy i auto jeździło bez zarzutu.
Oba zespoły mechaników były pewnie
podobne. Oba miały jakiś budynek do pracy, zestaw narzędzi i chęć poradzenia sobie
z problemem. Różnica tkwiła w wiedzy, którą
posiadały.
Wiedza jest czymś bardzo cennym. Jedni ludzie płacą innym ludziom, takim jak lekarze,
za ich specjalistyczną wiedzę, a czasem podróżują daleko, aby skonsultować się z kimś, kogo
uważają za kompetentnego do rozwiązania ich
problemu.
Wiedza to potęga. Król Salomon władał swoim potężnym królestwem dzięki mądrości od
Boga. Jeden człowiek biznesu ponosi porażkę,
a drugi nie, często dlatego, że ten drugi posiada
gruntowną wiedzę w swojej branży, a pierwszy
nie ma takiej wiedzy.
—Lynn A. Witmer
Niewiedza jest tak szkodliwa, jak wiedza
jest pomocna. Sprawia, że ludzie zapędzają
się w ślepe uliczki, tracą pieniądze i popadają
we frustrację. Jest to wystarczająco szkodliwe
w świecie fizycznym, a cóż dopiero w duchowym! Bóg skarżył się na ten stan rzeczy, kiedy
mówił: Lud mój ginie, gdyż brak mu poznania…
(Oz 4,6). Jeśli przyjrzymy się temu fragmentowi w kontekście Pisma, odkryjemy, że owa
niewiedza była z wyboru. Niemniej jednak,
brak poznania odciął tych ludzi od Bożego
błogosławieństwa.
Bojaźń Pana jest początkiem poznania…
(Prz 1,7). Iluż to ludzi w naszych czasach jest
pustych i sfrustrowanych z powodu braku tej
wiedzy? Gdyby tylko chcieli się ukorzyć, aby
ją zdobyć! Gdyby tylko ktoś zechciał im o tym
powiedzieć nieco więcej! Może to my możemy
być tym „kimś”. Znamy przecież odpowiedź –
nie dlatego, że jesteśmy mądrzejsi, ale ponieważ
znamy Boży instruktaż – Biblię.
Można jednak posiadać Biblię i być kompletnie nieświadomym jej treści. Może spotkaliście
się z takim powiedzeniem: „Odrobina wiedzy
to niebezpieczna rzecz”. Jest to czasem prawdą
w odniesieniu do studiowania Biblii. Wielu
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
27
zostało zwiedzionych połowiczną ewangelią.
Gdyby zastosowano w ich przypadku pełną
wiedzę biblijną, takich ofiar można by było
uniknąć. Jezus sam powiedział: Badacie Pisma,
bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one
składają świadectwo o mnie (J 5,39).
Wiedza jest potęgą i czymś cennym, więc
szukajmy jej. Obyśmy byli jak mieszkańcy
Genezaret, którzy wiedząc o Jezusie, przyprowadzili do Niego innych: i prosili go, aby się
mogli dotknąć szaty jego; a którzy się go dotknęli,
zostali uzdrowieni (Mt 14,36).
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Miłość
—Jesse Stoltzfus
Owoc Ducha jest wymieniony w Liście do Galacjan 5,22-23. Miłość jest pierwsza na tej liście. Jest to również
jedno z kluczowych słów w piątym rozdziale Listu do Galacjan: „Służcie jedni drugim w miłości. Albowiem
cały zakon streszcza się w tym jednym słowie, mianowicie w tym: Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie
samego” (wersety 13 i 14). Na różne sposoby pozostałe wymienione cechy są przejawami miłości.
Miłość jest najistotniejszym tematem całej Biblii. Jeśli zbawienie jest szkarłatnym sznurem biegnącym przez
całe Pismo, miłość jest tym, co umożliwiło ten bieg. Choć nie jesteśmy w stanie pojąć głębi Bożej miłości,
staramy się naśladować jej bezinteresowność i czystość w codziennym życiu.
Jezus powiedział: „Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten
wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5).
Przeczytajcie poniższy przykład (na podstawie faktów), w którym owoc Ducha zwany miłością świeci jasno
w życiu chrześcijańskiej rodziny.
D
wudziestojednoletni Jan siedział
obok otwartego okna przy małym
biurku w swojej sypialni, pisząc
przedostatni list do młodej panny, która miała
zostać jego żoną za niecałe dwa miesiące.
Za oknem jest piękny wieczór i chciałbym
być na zewnątrz, by pomóc ojcu w porządkach,
ale muszę również pisać. Wkrótce ten list będzie
historią! Będę pisał z przyjemnością – wiem, że
ona tego oczekuje. A poza tym sama napisała
do mnie uroczy list przed minionym weekendem, mimo że i tak mieliśmy się spotkać.
Kilka minut później Jan pisał zapamiętale,
zapomniawszy o uroczym letnim wieczorze
i ciągłym brzęczeniu ojcowskiej piły. Nie tęsknił
już za przyjemnością przebywania na zewnątrz,
gdy zapełniał jedną, a potem drugą kartkę.
– Synu, jesteś tam? – ojciec zawołał z holu.
– Zacząłem podcinać drzewa i musiałem przerwać przed chwilą. Nie zdołam zebrać wszystkich tych gałęzi przed zmrokiem. Czy mógłbyś
28 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
przyjść mi pomóc?
„Ale muszą zanieść ten list na pocztę” – Jan
powiedział do samego siebie, myśląc szybko.
„Chętnie bym wyszedł na zewnątrz, ale wszystko po kolei!”.
Wtedy usłyszał znowu głos taty:
– Bardzo byłbym wdzięczny za pomocną
dłoń. W godzinę ty i ja moglibyśmy zupełnie
wysprzątać podwórko. Mama chce, żeby było
posprzątane – goście przychodzą jutro na kolację, pamiętasz?
Jan przerwał, ale tylko na krótko:
– Będę za minutę.
Dwie godziny później podwórko zostało posprzątane, a list skończony. Jan wsunął się do
łóżka, z radością chrześcijańskiej rodziny mieszkającą w jego sercu.
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
PODOBIEŃSTWO
O TALENTACH
— Robert Heatwole
Z
acznij od następującego cytatu: Tragedią nie jest posiadać tylko jeden talent, lecz go nie
wykorzystać. Przejdź do podobieństwa o talentach (Mt 25,14-30) i przeczytaj całość.
Zwróć uwagę na to, by czytać z ekspresją. Jestem przekonany, że rozmowy bohaterów
podobieństwa były bardzo emocjonalne.
Oto niektóre ważne lekcje płynące z tej opowieści.
I. Każdy z nas posiada choć jeden talent – Bóg nie marnuje materiału.
II. Dlaczego lub w jaki sposób możemy zakopać nasz talent?
A. Ze strachu – sługa leniwy powiedział: „Bałem się”.
1. Ze strachu przed władzą.
2. Ze strachu przed porażką.
B. Tracimy czas na zastanawianie się, co jest naszym talentem.
1. Inni często wiedzą lepiej niż my, jakie mamy talenty.
2. Jeśli świetnie wykonam całą pracę, moje talenty zabłysną.
C. Czujemy się dumni ze swoich talentów.
1. Duma zawsze przesłania użyteczność.
2. Mój talent tak naprawdę nie jest mój; jest darem, i zostanę rozliczony z tego, jak się
nim posłużyłem.
D. Lenistwo
1. Jezus nazwał go sługą leniwym.
2. Leń z pewnością nie spożytkuje dobrze swego talentu.
Słowa nagrody i pochwały były identyczne w przypadku sługi posiadającego pięć talentów
i tego, który otrzymał dziesięć talentów. Możemy przypuszczać, że sługa obdarzony jednym
talentem byłby równie błogosławiony (gdyby go wykorzystał).
Poważne pytanie nie brzmi: „Ile talentów posiadam?”, lecz raczej „Co robię z tymi, które
mam?”.
Zaczerpnięto z The Christian School Builder, styczeń 2013
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
29
Złodziejka papryki
—Joy L. Martin
U
śmiechnęłam się z zadowoleniem,
mieszając w garnku gorący keczup.
Uwielbiałam ten okres w roku, gdy
można było robić przetwory ze świeżych warzyw i owoców. Nie miałam zbyt wiele czasu
na zajmowanie się ogrodem, odkąd zaczęłam
pracę na pełny etat, ale robiłam tyle, ile mogłam. Miałam satysfakcję, że mogę choć częściowo zaspokoić nasze potrzeby żywnością
własnej produkcji i zrobić zapasy na zimę.
Szczególnie cieszyłam się z warzyw, które zazwyczaj są drogie w sklepach, jak brokuły, kalafiory czy papryka.
Papryka. Moje myśli powędrowały ku naszej grządce. Byłam rozczarowana jej stanem. Wydawało mi się, że
ostatnio wszystkie papryki
trapi jakaś zaraza. Gdy
tydzień wcześniej widziałam kilka dużych
i prawie całkiem
czerwonych, obiecałam sobie użyć je
do sałatki na obiad.
Kilka dni później,
gdy poszłam je zebrać, nie mogłam ich
znaleźć. Pewnie też się zepsuły. Skrzywiłam się. Pokroiłam już w kostki i zamroziłam ich wystarczająco dużo, żeby
wystarczyło na zimę, lecz wciąż miałam ochotę
zjeść coś prosto z grządki.
Moje sobotnie przemyślenia przerwało
pukanie do drzwi, w których stanęła sąsiadka Beth, wycierając buty na wycieraczce.
Powitałam ją ciepło i zaprosiłam do środka.
Z początku jakby się wahała, lecz weszła i czując zapachy, zaczęła się zastanawiać, co też gotuję. Po chwili pogawędki powiedziała:
– Muszę ci coś wyznać i prosić o przysługę.
30 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
– Proszę bardzo.
– Pewnego dnia przechodziłam przez twoje
podwórko. Czasem to robię, żeby sobie skrócić
drogę na przystanek i nie iść przez wzgórze.
Więc szłam przez twoje podwórze, wracając
od Nancy, zobaczyłam kilka pięknych papryk
i wzięłam kilka z nich.
Zatem papryki się nie psuły. Próbowałam
ukryć zdziwienie i szybko znaleźć jakąś właściwą odpowiedź.
– W porządku – odparłam wreszcie. –
Mam już w zamrażalniku wszystko, czego
potrzebowałam.
Nie powiedziałam jednak, że miałam plany
co do tych świeżych okazów na mojej grządce.
– Tak się zastanawiałam... – ciągnęła
Beth. – Czy mogłabym sobie wziąć jeszcze kilka?
Mieszałam
keczup
coraz
gwałtowniej.
Czułam, że wpadłam w pułapkę i to
w dwojaki sposób.
Stałam w narożniku
mojej małej kuchni,
a Beth dyszała mi
w twarz swoim obezwładniającym
oddechem
nałogowego palacza. Po drugie, sama sobie
wykopałam dołek tym, co przed chwilą powiedziałam, przyznając, że nie potrzebuję już
więcej papryki. Nie przyznałam się do tego, że
mam ochotę zużyć te, które właśnie dojrzewały. Czy mogłam jej teraz odmówić?
– Jasne, możesz wziąć – usłyszałam własny
głos.
– Fajnie! – uśmiech Beth wydał mi się jakby
triumfalny. – Już myślałam, że je ukradłam albo
coś podobnego i że jestem „złą dziewczynką”.
Nie nadążałam za jej logiką. Przecież na
początku ukradła te papryki. Teraz pozwoliłam
jej wziąć kilka następnych z mojego ogrodu.
Ona rzeczywiście była „złą dziewczynką”.
– Czy masz jakąś torbę, żebym mogła je sobie spakować? – spytała.
– Pewnie. Mam całe mnóstwo toreb – odparłam zamyślona.
Wręczyłam jej torbę i patrzyłam, jak wychodzi z radosnym uśmiechem i podziękowaniami. A potem stanęłam przy oknie i patrzyłam,
jak chodzi między rzędami moich papryk
i zrywa nawet te zielone. Nie będzie już żadnych papryk dla mnie. Co ona sobie wyobraża?
Złościłam się. Sadzę papryki rok w rok, bo je
lubię i dlatego, że w sklepie są dla mnie za drogie. Beth ma mnóstwo pieniędzy i lubi opowiadać, jakie wykwintne i drogie dania serwuje
w domu. Dlaczego nie kupi sobie też papryk?
Wróciłam do swego garnka z keczupem,
próbując się uspokoić. Dlaczego cała ta sprawa
tak bardzo mnie irytuje? Lubię obdarzać ludzi,
nawet produktami z mojego ogrodu, wyhodowanymi w pocie czoła. Ona mi podziękowała.
Ale w ogóle nie było jej przykro, prychnęłam.
„Wyznała”, nie mówiąc nawet, że żałuje tego,
co zrobiła. Gdyby jej było przykro, to zaproponowałaby, że zapłaci za to, co ukradła, zamiast
pytać, czy może sobie wziąć jeszcze więcej. Co
weźmie sobie jako następne – może całego kalafiora? Pewnie myśli, że skoro pozwoliłam jej
wziąć resztę papryk, to otrzymała pozwolenie
na wzięcie sobie wszystkiego, co jej się spodoba
w moim ogrodzie. Próbowałam sobie wyobrazić, jak mogłam wyrazić się inaczej, żeby dać jej
do zrozumienia, że źle robi. Ukradła. Tak nie
wolno robić. Powinnam była powiedzieć jej
o tym, zamiast pozwolić odejść z przeświadczeniem, że wszystko jest w porządku.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie tylko jestem samolubna, ale również nie kocham Beth.
Chciałam zatrzymać produkty, które wyhodowałam, albo przynajmniej dać je komuś wybranemu przeze mnie – komuś, kto doceniłby dar
i podziękował mi za to. Chciałam kontrolować
moje życie i „moje rzeczy”. Zastanawiałam się,
czy Beth wyczuła moje oburzenie i nieszczerość. Próbowałam zdobyć ją dla Chrystusa,
a jednocześnie nie pozwoliłam, by Jego światło
świeciło przeze mnie.
– Ojcze, wybacz mi – wołałam z głębi zbolałego serca. – W tym momencie tak naprawdę nie kocham Beth i nie czuję pragnienia,
żeby wyrwać jej duszę z piekła. Pozwól mi ją
pokochać.
Przypomniał mi się werset z Ewangelii
Łukasza 6,29: Temu, kto cię uderzy w policzek,
nadstaw i drugi, a temu, kto ci zabiera płaszcz,
i sukni nie odmawiaj.
Myślałam, że gdyby ktoś rzeczywiście mnie
uderzył, nadstawiłabym mu drugi policzek.
A tymczasem oblałam prosty test z papryką.
Zaczerpnięto z Companions, sierpnień 2012
Christian Light Publications, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Rzetelne wagi i pełne odważniki
—ciąg dalszy ze str. 26
zrobiliśmy za życia, zaważy na naszym wiecznym przeznaczeniu.
Ci, którzy przejmowali się w życiu owymi
drobnymi kwestiami i stosowali rzetelne odważniki – zarówno na szalach swoich wag,
jak i w sercach – z miłości do Pana, zobaczą
sprawiedliwą ocenę swych czynów i usłyszą
słowa. Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym,
co małe, byłeś wierny, (...) wejdź do radości Pana
swego (Mt 25,23). Cóż to będzie za radość!
Zaczerpnięto z The Christian Contender, wrzesień 2013
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
31
„Wówczas Jezus powiedział: Puśćcie dzieci
i nie zabraniajcie im przyjść do Mnie. Do takich
właśnie należy królestwo niebieskie.”
Ewangelia Mateusza 19,14
Kącik dla
D zieci
Staś jest za mały
—Jane Landreth
S
obota była pracowitym dniem dla
rodziny Michalskich. Tata kosił
trawnik, a mama i Kasia sprzątały
w domu. Kuba porządkował ogród i nawet
siedmioletnia Hania
odkurzała
meble.
Każdy coś robił,
z wyjątkiem małego
Stasia. On też chciał
pracować!
Chłopiec obserwował, jak Hania ściera
kurz z podstawy lampy na stole.
– Mogę ci pomóc?
– zapytał.
– Nie, jesteś za mały
–
odpowiedziała
Hania. – Pocierałbyś
za mocno i mógłbyś
coś popsuć.
– Mogę też coś robić? – zapytał Staś
brata.
– Jesteś za mały –
odparł Kuba, który
32 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
zgrabił liście w spory kopczyk na środku
ogrodu. – Grabienie jest dla dużych chłopców – dodał, opierając się na grabiach. – To
za ciężka praca dla takich maluchów jak ty.
Staś był przygnębiony. Kopnął kamyk
i kręcił się w pobliżu
taty, który kosił trawę. Kiedy tata wyłączył kosiarkę, znowu
zapytał:
– Tatusiu, czy ja też
mogę pomagać?
– O, jasne! Zawsze
jesteś świetnym pomocnikiem – zawołał tata. – Z tamtej
strony ogrodu są
gałęzie, które zwiał
wiatr. Możesz pomóc
mi je znieść na stos?
Spalimy je, a potem
będę mógł dokończyć koszenie.
– O, fajnie – ucieszył się Staś.
Pozbierał naręcze małych gałązek i zaniósł
je do miejsca, które tata mu wskazał. Miał
świetną zabawę przy tej pracy.
Kiedy skończył usuwanie gałązek, tata dał
mu następne zadanie.
– Ale ci świetnie poszło! Nakarmisz teraz
Reksia? Kuba ma zbyt dużo pracy, żeby to
zrobić. A potem może mama coś dla ciebie
znajdzie.
Chłopiec starannie wyłożył jedzenie do
psiej miski. Stał i patrzył, jak Reksio rzucił
się z apetytem na swój posiłek. Schylił się
i z czułością poczochrał zwisające psie uszy.
Potem malec wszedł do domu, żeby poszukać mamę.
– Masz coś dla mnie? Jakieś zadanie?
– zapytał.
– Nie miałam czasu podlać dzisiaj kwiatków na tarasie. Możesz to za mnie zrobić?
Staś napełnił konewkę wodą i starannie
wlał odpowiednią ilość wody do każdej
skrzynki z kwiatami.
Wreszcie nadeszła pora na obiad.
– Czy ktoś zauważył nowego pomocnika
w rodzinie? – zapytał tata, kiedy już wszyscy
siedzieli na stołem.
– O, tak – powiedziała mama, uśmiechając
się do Stasia. – Dziękuję ci, synku, za dzisiejszą pomoc.
– Uczyliśmy się niedawno na szkółce, że
Bóg ma pracę dla każdego – dodała Hania.
– To oznacza też pracę w naszej rodzinie
– wtrącił Kuba. – Nawet jeśli uważamy, że
pomocnik jest za mały – dodał, czochrając
włosy swojego małego braciszka.
– Prawda, Bóg ma dla każdego pracę, czyli
też dla każdego w naszej rodzinie – podsumował tata.
Staś rozglądał się po swojej rodzinie z wielkim uśmiechem.
– Super jest być pomocnikiem! – powiedział uszczęśliwiony.
Zaczerpnięto ze Story Mates, wrzesień 2012
Christian Light Publications, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Dary z góry
—Ruth O’Neil
W
stając tego ranka, Julka podskakiwała na łóżku z podniecenia.
Nareszcie dzisiaj był dzień, kiedy
cała rodzina zbierała się raz w roku na wielki
rodzinny piknik. Wreszcie zobaczy swoje kuzynostwo, ciocie, wujków i dziadków. Wkrótce
jej rodzina będzie w drodze, jadąc krętą górską drogą do ich specjalnego, piknikowego
miejsca.
Podbiegła do okna. Słońce świeciło i niebo
było krystalicznie czyste, z jedną lub może
dwiema małymi chmurkami. Zanosiło się
na fantastyczną pogodę! Julka pospiesznie się
ubrała i poszła pomóc mamie pakować drugie
śniadanie, a jej bracia w tym samym czasie pomagali tatusiowi załadować wszystko do auta.
Kochała swoich braci, ale cieszyła się ogromnie na perspektywę spędzenia tego dnia z kuzynkami. Były one jedynymi dziewczynkami
z kuzynostwa, więc nieraz wszystkie udawały,
że są siostrami.
W czasie drogi cała rodzina dla umilenia czasu grała w gry podróżne i śpiewała piosenki.
Było to wspaniałe, ale Julka wprost nie mogła
się doczekać spotkania.
Większość rodziny już była na miejscu,
kiedy osiągnęli cel podróży. Julka wyskoczyła z samochodu i pobiegła entuzjastycznie do
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
33
Lucynki. Najpierw pomogły wynieść pakunki
z samochodu, a potem mogły pójść się pobawić. Zdjęły buty i zaczęły brodzić w strumyku.
Szybko okazało się, że woda jest bardzo zimna,
ale i tak było wspaniale.
– Uważajcie, żeby się nie poślizgnąć na tych
mokrych skałach – zawołała ciocia Asia znad
brzegu strumyka.
– Uważamy – odpowiedziały dziewczynki
jednocześnie i roześmiały się rozbawione.
Następnie
wszyscy udali się na spacer wokół jeziora.
Znaleźli świeże ślady sarny, a potem
także samą sarnę.
Wszyscy w milczeniu
obserwowali
zwierzę, a ono również im się przyglądało. Potem przyszła
kolej na łowienie
ryb. Julka złapała
swoją pierwszą rybę.
Ależ było świetnie!
Wyciągnęła ją sama,
chociaż z początku
wujek Jurek musiał jej
pomóc zakładać przynętę na haczyk.
Ponieważ nieopodal
rozpościerała się duża
polana, wszyscy zaczęli biegać i grać w berka.
Kiedy Julka i Lucynka zmęczyły się już zabawą,
poszły zrywać polne kwiaty. Jakże słodko pachniały! Babcia siedziała obok na kocu i pokazała
im, jak pleść wianki.
Jakiś czas potem przyszła pora na posiłek.
Do dziewczynek przysiadł się dziadek. Nazwał
je księżniczkami, ponieważ chłopcy mieli znaczącą przewagę wśród kuzynów.
– No, to jakie dary otrzymałyście dzisiaj?
– zapytał.
– Obie popatrzyły na siebie zakłopotane.
– Dary? – zdziwiła się Julka. – Nie mam
34 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
urodzin.
– Ja też nie – przytaknęła Lucynka. – Ani
nie ma świąt.
– No, ale przecież dostałyście dzisiaj jakieś
prezenty. Musicie się nauczyć je dostrzegać –
oświadczył uroczyście dziadek.
Dziewczynki milczały nadal zmieszane.
Dziadek udawał, że robi się niecierpliwy.
– No, a co z dniem spędzonym w rodzinnym
gronie? A chłód wody w strumyku na waszych
gołych stopach?
Nagle zaczęły rozumieć.
– I kwiaty, które
zerwałyśmy!
– A sarna w lesie?
Dziadek uśmiechnął
się i pokiwał głową: –
Teraz rozumiecie.
– Czy zabawa w berka
jest prezentem? – zapytała Julka.
Dziadek znowu skinął głową.
– Zdrowie i siła do
biegania są darem, podobnie jak śmiech,
który było słychać podczas gry. To właśnie takie najmniejsze rzeczy
w życiu są czasem najlepszym darem, jaki
możemy kiedykolwiek
otrzymać.
– Ale skąd te dary się biorą? – zapytała
Lucynka.
– Ja wiem – oczy Julki zabłysły. – Pochodzą
od Boga.
– Tak jest – zgodził się dziadek i pocałował
obie wnuczki w czoła. – Miejcie oczy otwarte,
a zobaczycie wiele cudownych darów od Boga
każdego dnia.
– Nawet jak pada? – zapytała Lucynka.
– Nawet jak pada – potwierdził dziadek. –
To właśnie deszcz daje nam wodę do picia,
a roślinom wzrost. A jeżeli doczekacie do
końca deszczu, możecie nawet zobaczyć tęczę.
Julka uśmiechała się przez całą powrotną
drogę. Dzisiaj był doskonały dzień. Zanim położyła się do łóżka wieczorem, podziękowała
Bogu za wszystkie Jego dary. Na pewno będzie
pamiętała o tym, aby od teraz zauważać Boże
prezenty każdego dnia. Zasnęła z uśmiechem
na twarzy.
Zaczerpnięto ze Story Mates, czerwiec 2012
Christian Light Publications, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
U w i e l b i a ć B oga
P
o kolacji tata wziął Biblię przed rozpoczęciem wspólnej modlitwy. Bogdan
i Monika słuchali uważnie, kiedy tata
czytał opis stworzenia z Księgi Rodzaju.
– Po co Bóg stworzył ludzi? – zapytał tata po
skończeniu rozdziału.
– Żeby się opiekowali ziemią? – zapytała
Monika.
– Tak, to część zadania, które Bóg dał ludziom
– zgodził się tata.
– Może, żeby byli Jego przyjaciółmi – zasugerował Bogdan.
– Tak, też – zgodził się tata. – To jeszcze kolejny
powód. Ale jeszcze innym wielkim celem stworzenia jest to, abyśmy Go uwielbiali i wysławiali.
– Co to znaczy uwielbiać Boga? – zapytał
Bogdan.
– To znaczy czcić Go, oddając Mu chwałę –
powiedział tata. – Kiedy robimy rzeczy, które
podobają się Bogu i jesteśmy posłuszni temu,
co On nam nakazuje w Biblii, wówczas Go
uwielbiamy.
– Jak mogę uwielbiać Boga? – zapytała Monika.
– Zastanówmy się nad tym, co dzisiaj robiłaś – zasugerowała mama. – Zajęłaś się rano
Michałkiem i zabawiłaś go trochę, a ja dzięki
temu mogłam zrobić obiad. Potem przy stole pomodliłaś się i podziękowałaś Bogu za jedzenie i za
naszą rodzinę. Pokolorowałaś laurkę z życzeniami powrotu do zdrowia dla dziadka. Wszystkie
te rzeczy podobają się Bogu.
– A ja? Jak uwielbiłem Boga?
Tata uśmiechnął się.
—Naomi Wiederkehr
– Kiedy zbieraliśmy jabłka, pomagałeś z radością pozbierać te spod drzew. Słyszałem też, jak
po południu czytałeś opowieść z Biblii Monice
i Michałkowi przed ich drzemką. Życzliwość
i dobrowolna uczynność są miłe Bogu i oddają
Mu chwałę.
Tata spojrzał na mamę i zapytał:
– A jak ty, kochanie, oddałaś dzisiaj chwałę
Bogu?
Mama pomyślała chwilę.
– Upiekłam sernik i zaniosłam babci i dziadkowi z laurką od Moniki. Umyłam okna, żeby
wpuścić do domu więcej słońca. I ukisiłam ogórki w słoikach na zimę, wykorzystując cały ich
zapas, którym Bóg nas pobłogosławił. Modliłam
się za każdą kochaną osobę z naszej rodziny.
Mama popatrzyła na tatę.
– Okazałem szacunek babci i dziadkowi, odwożąc ich dzisiaj rano do lekarza – powiedział
tata – i przyniosłem duże zakupy z targu, żeby
nasza rodzina była dobrze zaopatrzona. Dałem
kilka ulotek chrześcijańskich pewnemu człowiekowi na stacji benzynowej, kiedy tankowałem.
Mam nadzieję, że zastanowi się nad swoim życiem i zacznie szukać Boga.
– Wszystkie te rzeczy – podsumował tata –
Bóg stawia przed nami, abyśmy Go uwielbili,
dobrze wykonując nasze zadania. Możemy też
uwielbiać Go śpiewem. A może zaśpiewamy teraz, przed wspólną modlitwą?
Zaczerpnięto ze Story Mates, listopad 2013
Christian Light Publications, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
35
„Wówczas Samuel ogłosił ludowi prawa
władzy królewskiej, które następnie spisał
w księdze; księga została złożona przed
Jahwe. Potem rozesłał ludzi do ich domów.”
1 Księga Samuela 10,25
Fragment
K SIĄŻKI
O
dwaga
z
Uśmiechem
Janet Martin Sensenig
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział 6
Przygody w stodole
N
a niewielkiej farmie Martinów
stały zabudowania – duża stodoła, szopa i kurnik. Czasem
ojciec trzymał kilka świń w zagrodzie obok
szopy, lecz budynki głównie służyły jako
36 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
magazyny. Dla chłopców nadawały się idealnie do zabawy, więc poznali je już jak własną kieszeń.
Pewnego wieczoru chłopcy Martinów koniecznie chcieli się podzielić z tatą pewną
nowiną.
– Leslie mówiła, że u nich urodził się kucyk – rzekł Lamar. – Podobno jest maleńki
i słodki. Szkoda, że nie możemy go zobaczyć.
– Tak, Leslie mówiła, że chcą go sprzedać
– dodał Harold. – Może byśmy kupili kucyka? Mamy dużo miejsca dla małego konia.
Trochę głupio, że nie mamy żadnych innych
zwierząt na farmie.
– Jak myślicie, gdzie moglibyśmy go trzymać? – zapytał tato.
– Moglibyśmy zrobić zagrodę w kurniku,
jest dość duży – zasugerował Lamar.
– Zobaczymy – zakończył tato.
W sobotę, gdy udawali się do fryzjera,
chłopcy zorientowali się, że będą przejeżdżać
obok farmy Brubakerów.
– Możemy się zatrzymać i zobaczyć kucyka? – zapytał Lamar.
Tato z uśmiechem skręcił w alejkę prowadzącą do domu Brubakerów. Najwyraźniej
miał zamiar zatrzymać samochód i obejrzeć
tego kucyka.
– Och, rzeczywiście jest malutki! – westchnął Lamar, pokazując małego kasztanowego konika wielkości dużego psa.
– Urośnie – zapewniła Leslie Brubaker.
Obaj ojcowie stali z boku, rozmawiając
o czymś po cichu. Tata Lamara wrócił do
chłopców głaszczących małego kucyka.
– Chłopcy, czy dobrze słyszałem, że chcieliście kupić właśnie tego konika? – zapytał
z uśmiechem.
– Tak, tato. Strasznie byśmy chcieli! – odparł stanowczo Lamar.
– Jest jeszcze za mały, żeby go wziąć od
matki – zaczął tata. – Ale gdy podrośnie,
mam zamiar kupić go od Brubakerów.
– Och, dzięki! – zawołał Lamar. Jego szeroki uśmiech był wyrazem jego radości.
– Będziemy musieli wybrać dla niego
imię – Lamar przypomniał bratu w drodze
do fryzjera. Chłopcy brali pod uwagę różne
imiona – Srebrny, Król, Książę i Koleś.
– Najbardziej podoba mi się Książę – zdecydował Harold.
– Mnie chyba też – zgodził się Lamar. –
Nazwijmy go Książę.
Wieczorem Harold zgromadził kilka desek leżących przy zabudowaniach i z pomocą
taty zaczęli budowę zagrodę. Potem Harold
przyniósł ze stodoły kilka beli siana, żeby
wymościć miejsce dla kucyka.
– Ale nie spodziewajcie się, że dostaniecie źrebaka wcześniej niż za kilka tygodni
– ostrzegł tato.
– Wiem, że musimy poczekać – zgodził się
Lamar. – Przynajmniej będziemy gotowi na
jego przyjęcie!
Gdy wreszcie nadszedł ten szczęśliwy
dzień, wszystkie dzieci Martinów podekscytowane czekały na przyjazd kucyka. Jak
fajnie było mieć zwierzątko, którym można
się zajmować! Karmienie i pojenie kucyka
należało do Harolda, a czesanie było ulubioną czynnością dziewcząt.
Jednak po jakimś czasie skończyła się ekscytacja nowością i dzieci znużyły się opieką
nad konikiem.
– Co nam z kucyka, na którym nie można
nawet pojeździć? – narzekały dziewczynki.
– Zanim Książę podrośnie, można go będzie najwyżej prowadzić na sznurku na jakąś
trawę.
– Nadal go trzeba czesać – przypomniał
Lamar.
– Tak, ale nawet to nie jest już takie fajne
jak kiedyś – przyznała Jean.
Dzieci Martinów lubiły również oglądać
byka trzymanego w stajni w największej
stodole. Opiekował się nim Arlan Gehman,
chłopak od sąsiadów, który przychodził codziennie, żeby doglądać zwierzęcia.
W dużej stodole było siano, w którym
chłopcy lubili się bawić. Czasem do zabawy
przyłączali się Arlan i jego brat Matthew,
co zawsze było szczególną atrakcją. Arlan,
znacznie starszy od Harolda, był traktowany
przez wszystkie dzieci Martinów jak najstarszy brat.
Lubił on przychodzić do domu Martinów
w niedzielne popołudnia, żeby porozmawiać
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
37
z tatą o porannym kazaniu. Gehmanowie
byli członkami innej społeczności, więc obydwaj dzielili się tym, co usłyszeli na swoich
nabożeństwach.
Pewnego dnia, gdy chłopcy od Gehmanów
i Martinów bawili się razem, wpadli na pewien pomysł.
– Prześpijmy się którejś nocy w stodole
– zasugerował Matthew. – Moglibyśmy rozłożyć koce na sianie i położyć się na nich.
– Fajnie by było – zgodził się Harold.
– Zwłaszcza, gdybyśmy byli w czwórkę.
Przyłączysz się do nas, Arlan, prawda?
– Tak myślę.
Chłopcy zapytali rodziców i uzyskali ich
zgodę.
– Nie mogę się doczekać, kiedy pójdziemy
spać – powiedział swoim siostrom Lamar po
południu.
– To dziwne jak na ciebie – rzekła Judy. –
Zwykle wolisz czytać do późna.
– W stodole będzie zbyt ciemno, żeby czytać – przypomniała Jean. – A przecież nie
możesz zabrać ze sobą lampy naftowej, bo
będzie pożar.
– Zapomniałaś, że istnieją latarki? – odparł Lamar. – One nie wywołują pożarów.
Wieczorem Harold i chłopcy od
Gehmanów pomogli Lamarowi wspiąć się
po drabinie na siano. Rozłożyli tam stare narzuty i położyli się spać już o zachodzie słońca. Ale sen nie nadchodził. Po zmierzchu,
gdy w stodole zrobiło się całkiem ciemno,
zaczęli słyszeć jakieś podejrzane i tajemnicze
dźwięki.
– Co to było? – zastanawiał się Matthew.
– To tylko jakiś gołąb mówił „dobranoc”
– zapewnił młodszego brata Arlan.
Przez moment Lamar żałował, że nie leży
w wygodnym łóżku, ale nie powiedział tego
na głos. Wreszcie zasnął. Gdy obudził się
rano, promienie słońca wlewały się strumieniami przez zakurzone okienko stodoły.
38 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
– Okej, wstawajmy z tych wykwintnych
łóżek – zachichotał Matthew. Wstał i przeciągnął się.
– Marzę wyłącznie o śniadaniu – powiedział Arlan. – Idę do domu.
Pomogli Lamarowi wydostać się z kopy
siana, a potem cała czwórka wróciła do
domów na śniadanie. To było ciekawe doświadczenie, lecz następną noc woleli przespać we własnych łóżkach.
Rozdział 7
Wyjątkowa wycieczka
szkolna
K
ażdej wiosny uczniowie menonickiej
szkoły Efrata zaczynali myśleć o zarobieniu pieniędzy na doroczną wycieczkę
szkolną. Tego roku klasa panny Wenger postanowiła sprzedawać żelki bezcukrowe.
– Moja babcia na pewno kupi żelki od ciebie – powiedziała Lamarowi Lucy w drodze
do domu po wyjściu ze szkolnego autobusu.
– Babcia Katie pewnie też – dodała Jean.
– Ona lubi takie sztuczne słodycze.
– Mam nadzieję, że pomożecie mi sprzedawać – odparł Lamar. – Nigdy nie byłem
dobrym akwizytorem.
– Pewnie, że pomożemy – zapewniły bliźniaczki. – Nasze ciocie też pewnie kupią trochę takich żelków. Szczególnie ciocia Ania,
bo jest cukrzykiem.
– Dokąd pojedziemy na wycieczkę? – zapytali uczniowie, gdy pieniądze z żelków
zaczęły się już gromadzić w pokaźną sumę.
Panna Wenger odparła:
– Myślę, że w czasie jednego z wypadów
moglibyśmy zwiedzić lotnisko w Filadelfii.
Dzieci z ochotą przystały na ten pomysł.
Żadne z nich nigdy nie miało czasu na
zwiedzanie lotniska. Nie wiedziały, że panna
Wenger myślała o Lamarze. Chciała wybrać
takie miejsce, w którym łatwiej byłoby mu
się poruszać. Na lotnisku są windy i szerokie
korytarze, więc byłoby ono świetnym miejscem do poruszania się na wózku.
Dzieci ciężko pracowały i wkrótce osiągnęły swój cel, zarabiając nawet więcej niż
zaplanowano.
– Jeśli zbierzemy kwotę większą niż potrzebujemy, to nadwyżkę przeznaczymy na
zakup książek do biblioteki – obiecała panna
Wenger.
Czekając na wycieczkę, Lamar zastanawiał się, jak sobie poradzi na wózku. Potem
przypomniał sobie, jak często się przewracał,
zanim musiał zacząć go używać.
„Nie może być nic gorszego niż upadek
w tłumie – stwierdził. – Choć tak naprawdę nie rani mnie to, kiedy ludzie się gapią.
Zawsze mogę odwrócić głowę i nie patrzeć
na nich”.
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany
dzień. Podekscytowani uczniowie klas piątej i szóstej wsiedli do żółtego autobusu.
Brat Moses, kierowca, włożył srebrny składany wózek Lamara do bagażnika z tyłu
samochodu.
– Szkoda, że nie polecimy gdzieś, zamiast
tylko patrzeć na startujące i lądujące samoloty – rzekł Lamar do siedzącego obok Dale’a.
– Jasne. Ja nigdy jeszcze nie leciałem samolotem. Byłoby fajnie, ale pewnie sporo by to
kosztowało.
– Dokąd byś się wybrał, gdybyś mógł polecieć? – zapytał Lamar.
– Może na Florydę. Tam zawsze jest ciepło
i pewnie bym tyle nie kaszlał.
– A ja poleciałbym do Illinois, odwiedzić
mojego przyjaciela Lestera – zdecydował
Lamar. – Chodził z nami do szkoły w pierwszej i drugiej klasie. Pamiętasz go?
– Pamiętam – skinął głową Dale. – Super
byłoby go znów zobaczyć.
Po półtorej godziny jazdy przybyli na
lotnisko.
– Najpierw zwiedzimy punkt widokowy
– powiedziała panna Wenger i poprowadziła wycieczkę w tym kierunku. Brat Moses
i kilku chłopców trzymało się z tyłu, pchając
Lamara na wózku.
– Cześć, chłopcy! – usłyszeli jakiś miły
głos.
Lamar i jego koledzy ujrzeli kobietę
w ciemnej sukience.
– Przyjechaliście popatrzeć na samoloty?
– zapytała.
– Tak. To jest szkolna wycieczka – wyjaśnił
brat Moses.
– A ty jesteś jednym z uczniów? – zapytała,
patrząc na Lamara.
– Tak – odpowiedział, uśmiechając się
nieśmiało.
– Byłeś już kiedyś wewnątrz samolotu?
– Nie.
– Jestem stewardesą – wyjaśniła kobieta.
– Mój samolot będzie stał przy terminalu
jeszcze wiele godzin. Czy ty i twoi koledzy
chcielibyście go zwiedzić?
Chłopcy zdecydowanie pokiwali głowami,
a ich oczy zabłysły.
– Czy cała klasa może dołączyć? – zapytał
brat Moses.
– Oczywiście. Czy ta grupa przed nami to
wasza wycieczka?
– Tak – skinął głową brat Moses.
– Pójdę porozmawiać o tym z nauczycielką – rzekła stewardesa i pośpieszyła zaprosić
resztę grupy.
Stewardesa opowiedziała dzieciom wszystko na temat samolotu, na pokładzie którego
pracowała. Po kolei weszli do kokpitu, siedziby kapitana i drugiego pilota. Pokazała im
maleńką kuchenkę, gdzie przygotowywano
posiłki dla pasażerów. A potem każdy dostał
w prezencie naklejkę z parą skrzydeł.
– Zwiedzanie samolotu było dzisiaj
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
39
najlepszym punktem programu – powiedział Leland nauczycielce podczas powrotu
do domu późnym popołudniem.
– Tak, to była prawdziwa gratka – zgodziła
się panna Wenger. – Możecie za to podziękować Lamarowi. Stewardesa go zauważyła
i chciała zrobić dla niego coś szczególnego.
– Dzięki jej uprzejmości mieliśmy ekstra
punkt programu – dodał Leland.
– Tak, rzeczywiście nasza wycieczka nieoczekiwanie stała się jeszcze ciekawsza –
zgodziła się panna Wenger. – Powinno być
mnóstwo ochotników do napisania o tym
w szkolnej gazetce.
– Zgadza się, to będzie przebojowy news
w tym roku – skomentował Lamar.
Panna Wenger zwróciła się do niego,
kontynuując:
– Myślę, że powinieneś napisać o tej
wycieczce.
– I tak zrobię – odparł chłopiec
z uśmiechem.
Rozdział 8
Zmartwienie taty
N
adeszły chłodne, zimowe dni, a tato
wychodził do pracy jeszcze przed
wschodem słońca, wracając, gdy było już
ciemno. Przed wyjściem do pracy musiał
jeszcze oporządzić świniaki, pasione na
mięso.
Pewnego ranka wstał wcześnie jak zwykle.
W domu było cicho, dzieci jeszcze smacznie
spały. Tata wziął wiadro i poszedł do studni, żeby nabrać wody. W stodole usiadł na
chwilę, żeby przygotować świnkom wilgotną
paszę.
Gdy pasza uzyskała już właściwą konsystencję, tata chwycił rączkę wiadra
i wstał. Nagle poczuł w plecach szarpnięcie
40 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
silnego, ostrego bólu. Próbował się powoli
wyprostować, lecz ból był tak intensywny,
że nie mógł. Przed oczami zobaczył gwiazdy
i przez chwilę myślał, że zemdleje.
Wciąż przygarbiony, zostawił wiadro tam,
gdzie stało i powoli, ostrożnie zaczął iść
w stronę domu. Każdy krok sprawiał mu
ogromny ból. Gdy dzieci wstały rano na
śniadanie i do szkoły, zastały tatę siedzącego
w bujanym fotelu.
– Masz dzisiaj wolne, tatusiu? – zapytał
Harold, wchodząc do salonu. Nagle spoważniał, widząc grymas bólu na twarzy ojca.
– Co się stało? – zapytał ze współczuciem.
– Schyliłem się, żeby zmieszać paszę dla
świń – wyjaśnił tata. – I nie wiem dlaczego,
ale poczułem jakiś straszny ból w plecach
i nie mogłem się wyprostować. Strasznie
mnie boli przez cały czas.
Tymczasem na dole pojawił się już Lamar.
– Będziesz musiał pójść do lekarza? – zapytał oględnie.
– Czekamy, aż doktor Zwally zacznie
przyjmować – odparł tata. – A wtedy mama
go wezwie.
Tego dnia podczas śniadania panowała
wyjątkowa cisza. Mama usiadła z dziećmi
przy stole, a tata został w fotelu. Poprosił
tylko o kubek gorącej herbaty. Lamar zaczął
się bać.
„A co, jeśli tata złamał kręgosłup? Co, jeśli nigdy nie wyzdrowieje? Kto mi pomoże przy wózku, jeśli tata nie będzie mógł?”.
Wiedział, że Harold jest silny i również
mógłby pomóc, ale Lamar bardzo potrzebował ojca. Bóg na pewno nie pozwoli, żeby
mu się stało coś naprawdę złego. Wszyscy
bardzo go potrzebowali.
Nawet dziewczynki były przygnębione
tego ranka. Nikomu nie było do śmiechu,
patrząc na cierpienie taty. Rzadko się zdarzało, że tata nie szedł rano do pracy. Gdy
miał wolny dzień, był to wyjątkowy czas dla
całej rodziny. Tym razem stało się jednak
inaczej. Tata był w domu, ale nikt nie świętował. Ciężko im było na sercu, wiedząc, jak
tata cierpi.
Gdy skłonili głowy do modlitwy przed
śniadaniem, Lamar zamknął oczy i modlił
się, żeby Bóg uzdrowił tatę. Wtedy poczuł
się odrobinę lepiej.
Dzieci cieszyły się, że idą do szkoły, gdzie
będą mogły myśleć o czymś innym niż cierpienie taty. Ale ta myśl stale wracała i wtedy
zastanawiały się, czy już widział się z lekarzem. Jednak podczas lekcji udało im się zająć czymś innym.
Tego popołudnia Lamar z ulgą wracał do
domu. Jadąc żółtym autobusem szkolnym
po wiejskich wybojach, miał nadzieję, że
doktor Zwally pomógł tacie. Tato rzadko
chorował, a takiego bólu nie doświadczył
chyba jeszcze nigdy.
Nadzieja Lamara szybko jednak wyparowała. Zaraz po wejściu do salonu zobaczył,
że nic się nie zmieniło. Tata wciąż siedział
na fotelu i trudno było patrzeć na jego wciąż
wykrzywioną z bólu twarz.
– Widziałeś się z doktorem Zwallym, tato?
– zapytał.
– Tak, przyjechał na wizytę domową – odparł tato z westchnieniem. – Powiedział, że
muszę się skonsultować z neurologiem.
– Kiedy będziesz mógł to zrobić? – brzmiało kolejne pytanie Lamara.
– Mam nadzieję, że pojadę tam jutro.
– Nie lepiej by było, żebyś usiadł na miękkim fotelu? – zasugerował Harold.
– Nie – odparł tato. – Z miękkiego fotela
nie mógłbym chyba wstać. Twarde oparcie
jest najlepsze, bo nawet siedząc tutaj, pozostaję wyprostowany. Każda zmiana pozycji
jest bardzo bolesna.
Wieczór bardzo się ciągnął, ale wreszcie
doszedł swego kresu. Lamar klęczał przy
łóżku dłużej niż zazwyczaj. Oczywiście, Bóg
może uzdrowić tatę i Lamar z całego serca
wierzył, że tak się stanie.
Zanim zasnął, usłyszał ciche łkanie po
drugiej stronie łóżka.
– Harold, co się stało? – zapytał.
– Wieczorem naśmiewały się ze mnie dziewczyny – odpowiedź była nieprzekonująca.
– Och, naprawdę? – westchnął głośno
Lamar. – Jakoś nie zauważyłem.
Przez chwilę leżeli obaj w milczeniu, a potem Harold pociągnął nosem:
– To chyba nie chodzi o dziewczyny –
wyznał. – Tak mi przykro z powodu taty.
Zwłaszcza, jak pomyślę, że spędzi noc na
bujanym fotelu.
– Mnie też – zgodził się Lamar. – Ale
nie możemy dla niego nic zrobić, tylko się
modlić.
– To już zrobiliśmy – rzekł Harold. –
Myślę, że możemy już pójść spać.
– Tak, tato pewnie by nie chciał, żebyśmy
przegadali całą noc.
Nazajutrz rano dzieci z nadzieją wyszły do
szkoły. Były pewne, że tego dnia neurolog
pomoże tacie. Gdy po południu wróciły do
domu, nie było go już na fotelu.
Wtedy zauważyli, że obok fotela stoją jego
buty.
– Czy tato jest jeszcze u lekarza? – zapytał
Lamar.
Mama poczekała z odpowiedzią, aż
wszystkie dzieci się przebiorą i podejdą do
niej.
– Tato jest w szpitalu. Ból był tak silny,
że nie był pewien, czy będzie mógł wstać
i jechać do Lancaster. Doktor Zwally wezwał
karetkę, która zawiozła tatę do szpitala. Tam
zostanie zbadany przez specjalistę.
Dzieci milczały przez chwilę.
– Karetkę? – powtórzyła Jean.
– Tak, karetkę – skinęła głową mama. –
Wiecie, że nie prowadzę samochodu, a tato
„A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy... a bądźcie wdzięczni.” List do Kolosan 3,15
41
nie chciał sam ryzykować jazdy za kierownicą. Dlatego najlepiej było wezwać ambulans.
Doktor Blake obiecał zbadać tatę w szpitalu.
Czekam, aż tato zadzwoni.
– Mamo, czy myślisz, że tato będzie musiał
zostać w szpitalu na dłużej? – spytał Lamar.
– Nie wiemy, ale spodziewam się, że przynajmniej do jutra – odpowiedziała cierpliwie
mama.
Lamarowi było przykro, że tato jest w szpitalu, lecz z drugiej strony wzrosła nadzieja,
że niedługo poczuje się lepiej. Lekarze i pielęgniarki na pewno mu pomogą.
– Ciocia Elva chce przyjechać po mnie
i pojedziemy razem do szpitala – poinformowała mama. – Kuzynka Lorrie zostanie
z wami w domu.
Dzieci czekały, gdy mama wróciła wieczorem z ciocią Elvą.
– Czy tato niedługo wróci? – zapytał
Harold.
– Obawiam się, że nie – odrzekła mama. –
Musimy pamiętać, że doktor Blake ma jeszcze innych pacjentów wymagających opieki.
Nie może po prostu rzucić wszystkiego i jak
najszybciej pomóc tacie.
– Mam nadzieję, że nie będzie długo czekał na operację.
– Doktor Blake uważa, że wkrótce będzie
mógł operować tatę. A czekanie na operację
będzie na pewno wygodniejsze w szpitalu
niż w domu. Tam dostaje środki przeciwbólowe, które pomagają mu odpoczywać.
Lamar próbował sobie wyobrazić tatę
przykutego do łóżka.
„Nawet, jeśli nie mogę chodzić tak jak
inni, to przynajmniej mogę wstać z łóżka
i pojechać do szkoły – pomyślał – I nic mnie
nie boli”.
Wreszcie, po czterech dniach oczekiwania,
nadszedł dzień operacji.
– Jak długo to potrwa? – zapytał Lamar,
z trudem kończąc śniadanie.
42 Ziarno Prawdy • czerwiec 2016
– Lekarze mówią, że około czterech godzin – odrzekła mama.
Lamar pomyślał, że wygląda na zmęczoną,
choć dzień dopiero się zaczął.
– Będziesz w domu, kiedy wrócimy ze
szkoły, mamusiu? – zapytała Jean.
– Jeśli mnie nie będzie, to zadzwonię
i powiem wam, jaka jest sytuacja – odparła
mama. – A jeśli będę musiała tam zostać do
późnego wieczora, to poproszę kogoś, żeby
zjadł z wami kolację.
Lamarowi nie podobało się to, że potrzebują niani, ale wiedział, że będą się czuli wyjątkowo samotni, jeśli mama nie wróci po
zmroku. A przecież w styczniu dni są bardzo
krótkie.
Po powrocie ze szkoły dzieci zastały mamę
w domu. To była świetna wiadomość.
– Operacja taty przebiegła bardzo dobrze – pośpieszyła mama z informacją.
– Rozmawiałam z nim już po zabiegu i zostałam jeszcze kilka godzin. Tata był jednak zmęczony, więc wróciłam do domu.
Wieczorem ktoś mnie podwiezie do szpitala
na jeszcze jedną krótką wizytę.
Lamar odetchnął z ulgą. Tato ma się lepiej.
Mama jest w domu i zjedzą razem kolację.
Może niedługo tato będzie mógł wrócić do
domu.
—ciąg dalszy nastąpi
Fragment książki Courage With a Smile
Eastern Mennonite Publications
40 Wood Corner Road
Ephrata, PA 17522
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Niebo
Niebo to cudowne miejsce
bo tam ma siedzibę Bóg
Tam tylko zbawieni mają wejście
Którzy przekroczą nieba próg
I my jako słudzy Pana
w to Niebo cudne zdążamy
Tam będzie nam korona złota dana
Którą z rąk Jego otrzymamy
I wszyscy święci nas powitają
Gdy kiedyś znajdziemy się tam
I w ręku złote palmy trzymają
i z nimi Pan Jezus nasz Pan.
Szeroko nam bramy nieba otworzy
blask Jego oświeci nam twarz
Bo życie On za nas położył
ujrzyjmy przecudną Jego twarz.
Niebo od dawna jest przygotowane
przez Baranka Syna Bożego
I tylko tym ono będzie dane
którzy przestrzegali słów Jego
Baranek odkupionym wesele sprawi Sam
do stołu weselnego siądziemy
A Pan usługiwać będzie nam
i wiecznie radować się z Panem będziemy
Zofia Zdzieszyńska
OCALENI GÓRNICY
N
a północy Anglii węgiel wydobywano od stu lat. Korytarze kopano kilometrami – coraz dalej od szybu pod dnem morza, co
stawało się niebezpieczne. Słyszałem pewną historię o górnikach,
którzy zgubili drogę.
Kiedy wszystkie lampy zgasły, wtedy ich życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Po długim błąkaniu się w końcu usiedli i jeden z nich powiedział:
– Siedźmy całkiem cicho i zobaczmy, czy nie da się wyczuć, z której strony
jest ruch powietrza, bo ono cały czas płynie wzdłuż szybu.
Siedzieli tak przez jakiś czas, kiedy nagle jeden z nich poczuł muśnięcie na
policzku. Zerwał się z miejsca i zawołał:
– Mam! – wszyscy poszli w kierunku, z którego płynęło powietrze.
Czasami przychodzi takie tchnienie od Boga, który dotyka naszych dusz.
Może ono być tak delikatne i ulotne, że ledwo je rozpoznajemy. Jednak jeśli
właśnie je zauważyliśmy, nie lekceważmy go. Dziękujmy Bogu, że przemówił do nas i chwalmy Go za to. I w żadnym razie nie idźmy w przeciwnym
kierunku. Poddajmy się Jego prowadzeniu, a wyjdziemy z ciemności, więzów
i smutku do nieustającej światłości i wesela.
D. L. Moody
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis

Podobne dokumenty

Sierpień - Ziarno Prawdy

Sierpień - Ziarno Prawdy www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver

Bardziej szczegółowo

Wrzesień - Ziarno Prawdy

Wrzesień - Ziarno Prawdy www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver

Bardziej szczegółowo